- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
Meklemburgia-Pomorze
Dystans całkowity: | 5826.18 km (w terenie 312.00 km; 5.36%) |
Czas w ruchu: | 378:34 |
Średnia prędkość: | 15.09 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.60 km/h |
Suma podjazdów: | 323 m |
Liczba aktywności: | 84 |
Średnio na aktywność: | 69.36 km i 4h 37m |
Więcej statystyk |
Trzy jeziora
Sobota, 31 sierpnia 2019 | dodano: 01.09.2019Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Jakoś tak się złożyło, że nie miałam tego lata zbyt wiele okazji do plażowania i kąpieli. Ostatnia szansa chyba w ten weekend. Wybraliśmy się więc wczoraj we trójkę - z Moniką i Darkiem - odwiedzić rowerem okoliczne jeziorka po niemieckiej stronie. Mapka wycieczki.
Na pierwszy ogień poszło Blankensee i jeziorko Obersee, nieco na południe od wioski. Jeziorko nie jest duże, ale jest przy nim przyjemna plaża i leśny parking, zastawiony samochodami na polskich rejestracjach - głównie Szczecin i Police. Na plaży też ani razu nie słyszałam języka niemieckiego - sami Polacy.
Nad Obersee:
Pięć kilometrów dalej jest miejscowość Plöwen i jezioro Kutzowsee. Tutaj, na trawiastej plaży, Niemców było trochę więcej, ale i tak głównie słychać było język polski. Woda w jeziorze nieco chłodniejsza niż w Obersee, ale również popływaliśmy i pogrzaliśmy się na słońcu.
Droga do Plöwen:
Nad jeziorem Kutzowsee:
Plöwen:
Z Plöwen niedaleko do Löcknitz, przy którym znajduje się ostatnie i największe z odwiedzonych wczoraj jezior - Löcknitzer See. Tam co prawda nie plażowaliśmy ale zjedliśmy obiad w sympatycznej restauracji z polską obsługą i widokiem na jezioro:
Monika i ja:
W drodze powrotnej zajrzeliśmy jeszcze do Netto, żeby kupić winko na wieczór i drogą przez Boock i Blankensee wróciliśmy do Dobrej, a dalej do domu. W Blankensee właśnie rozkręcały się dożynki, więc jeszcze zatrzymaliśmy się na chwilę:
Moją uwagę zwrócił szczególnie kramik widoczny w głębi, z produktami kulinarnymi i nie tylko ze strusi.
Coraz wcześniej zapada zmierzch. Gdy docieraliśmy do domu - około 19.30 - dzień miał się już ku końcowi. A dzisiaj w planach - dalszy ciąg pożegnania lata, tym razem wycieczka dookoła Miedwia.
Temperatura:32.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na pierwszy ogień poszło Blankensee i jeziorko Obersee, nieco na południe od wioski. Jeziorko nie jest duże, ale jest przy nim przyjemna plaża i leśny parking, zastawiony samochodami na polskich rejestracjach - głównie Szczecin i Police. Na plaży też ani razu nie słyszałam języka niemieckiego - sami Polacy.
Nad Obersee:
Pięć kilometrów dalej jest miejscowość Plöwen i jezioro Kutzowsee. Tutaj, na trawiastej plaży, Niemców było trochę więcej, ale i tak głównie słychać było język polski. Woda w jeziorze nieco chłodniejsza niż w Obersee, ale również popływaliśmy i pogrzaliśmy się na słońcu.
Droga do Plöwen:
Nad jeziorem Kutzowsee:
Plöwen:
Z Plöwen niedaleko do Löcknitz, przy którym znajduje się ostatnie i największe z odwiedzonych wczoraj jezior - Löcknitzer See. Tam co prawda nie plażowaliśmy ale zjedliśmy obiad w sympatycznej restauracji z polską obsługą i widokiem na jezioro:
Monika i ja:
W drodze powrotnej zajrzeliśmy jeszcze do Netto, żeby kupić winko na wieczór i drogą przez Boock i Blankensee wróciliśmy do Dobrej, a dalej do domu. W Blankensee właśnie rozkręcały się dożynki, więc jeszcze zatrzymaliśmy się na chwilę:
Moją uwagę zwrócił szczególnie kramik widoczny w głębi, z produktami kulinarnymi i nie tylko ze strusi.
Coraz wcześniej zapada zmierzch. Gdy docieraliśmy do domu - około 19.30 - dzień miał się już ku końcowi. A dzisiaj w planach - dalszy ciąg pożegnania lata, tym razem wycieczka dookoła Miedwia.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
64.60 km (0.00 km teren), czas: 04:07 h, avg:15.69 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:32.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przed upałem - poranna rundka solo do Löcknitz i Glashütte
Środa, 28 sierpnia 2019 | dodano: 28.08.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Dzisiaj trochę nietypowo - postanowiłam wstać wcześnie rano, aby wykorzystać porę, gdy jeszcze nie jest tak gorąco. Wczoraj bowiem nawet pod wieczór temperatura była bardzo wysoka i było duszno. Przed siódmą rano już siedziałam na rowerze. Dziewiętnaście stopni i słońce jeszcze nisko - bardzo przyjemne okoliczności na rower.
Między Bartoszewem a Sławoszewem przepłoszyłam stadko dzików na skraju lasu - widocznie one też korzystały z porannego wytchnienia od skwaru. A potem przez Grzepnicę i Dobrą pojechałam asfaltową drogą do Lubieszyna. W zasadzie z Dobrej do samego Löcknitz to taka jazda na interwały - w górę i w dół, więc cieszyłam się, że upał jeszcze nie doskwiera.
W Löcknitz zatrzymałam się na chwilkę na krzyżówce, żeby się napić z bidonu i cyknąć fotkę:
A potem dwadzieścia kilometrów prostą i płaską szosą - względnie ścieżką rowerową - do Glashütte. Następny przystanek na rozjeździe na Hintersee i Dobieszczyn. Drogowskazy:
I ostatnia prosta do Tanowa. Na ostatnie dwa kilometry wyłączyłam endomondo, bo przejeżdżając przez rozkopane Tanowo trzeba bardzo zwolnić. Po drodze jeszcze zajrzałam do apteki i przed 10.00 byłam w domu. Termometr pokazywał 28 stopni. Mapka wycieczki
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Między Bartoszewem a Sławoszewem przepłoszyłam stadko dzików na skraju lasu - widocznie one też korzystały z porannego wytchnienia od skwaru. A potem przez Grzepnicę i Dobrą pojechałam asfaltową drogą do Lubieszyna. W zasadzie z Dobrej do samego Löcknitz to taka jazda na interwały - w górę i w dół, więc cieszyłam się, że upał jeszcze nie doskwiera.
W Löcknitz zatrzymałam się na chwilkę na krzyżówce, żeby się napić z bidonu i cyknąć fotkę:
A potem dwadzieścia kilometrów prostą i płaską szosą - względnie ścieżką rowerową - do Glashütte. Następny przystanek na rozjeździe na Hintersee i Dobieszczyn. Drogowskazy:
I ostatnia prosta do Tanowa. Na ostatnie dwa kilometry wyłączyłam endomondo, bo przejeżdżając przez rozkopane Tanowo trzeba bardzo zwolnić. Po drodze jeszcze zajrzałam do apteki i przed 10.00 byłam w domu. Termometr pokazywał 28 stopni. Mapka wycieczki
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
65.00 km (0.00 km teren), czas: 02:36 h, avg:25.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dokoła wielkich jezior meklemburskich – dzień 2: Malchow-Röbel-Mirow
Niedziela, 25 sierpnia 2019 | dodano: 27.08.2019Kategoria Niemcy, Meklemburgia-Pomorze
Po śniadaniu
pakujemy manatki i ruszamy w drogę. Mamy dzisiaj mniej kilometrów do
przejechania, niż w sobotę, więc specjalnie się nie śpieszymy. Najpierw robimy
małą rundkę po Malchow, bo w sobotę brakło czasu, aby obejrzeć miasteczko. Jest tam kilka ciekawych miejsc – niestety muzea czynne
dopiero od dziesiątej, więc dla nas – trochę za późno, oglądamy z zewnątrz.
Muzeum NRD:
Most obrotowy (otwierany o pełnych godzinach - też nie trafiliśmy akurat):
Dawny klasztor sióstr magdalenek, w którym obecnie mieści się muzeum organów:
I taki detal na fasadzie budynku przyklasztornego:
Panorama miasta z mewą:
A my znów w trasie:
Po drodze mijamy rozległe pole golfowe i bardzo elegancki hotel w pałacu w Göhren-Lebbin:
Okazuje się, że cały teren między trzema jeziorami to tereny do gry w golfa, a w okolicy jest jeszcze więcej ekskluzywnych hoteli w bajkowych zamkach. Do następnego z nich dojeżdżamy wkrótce – w Klink. Na mapie odcinek między Göhren-Lebbin a Klink zaznaczony był jako stromy podjazd, dwoma „ptaszkami” >> – no to się nastawiłam na zasuwanie pod górę w upale. Minęliśmy lekkie, łagodne wzniesienie, z delikatną redukcją przełożeń, a tu już … Klink. No cóż...
Pałac w Klink to takie Neuschwanstein północnych Niemiec. Ale dość efektownie prezentuje się na zdjęciach, więc niech tam … Akurat poprzedniego dnia odbywał się tam jakiś bieg charytatywny i na dziedzińcu były jeszcze poustawiane namioty, banery i scena.
I widok od strony jeziora Müritz:
I znów jesteśmy nad Müritz, lecz tym razem objeżdżamy je z zachodniej strony. Szlak dookoła jeziora jest dość uczęszczany przez rowerzystów, szczególnie e-rowerzystów. Zdziwiliśmy się, że około 2/3 to ludzie na e-bikach i to wcale nie sami emeryci. Ja rozumiem – w porządnych górach, ale na takich łagodnych trasach na pojezierzu rowery ze wspomaganiem? I powiem szczerze, że wcale nas specjalnie nie wyprzedzali ci e-rowerzyści, mimo, że tempo mieliśmy zaledwie wycieczkowe.
Sietow:
Szlak prowadzi następnie drogami szutrowymi i polnymi, wśród pól, lasów i osiedli letniskowych:
Na obrzeżach Röbel znajdujemy dziką plażę – fajne miejsce na piknik i poleniuchowanie z moczeniem nóg w jeziorze.
Parę widoczków z promenady w Röbel:
Następna droga wśród pól, następny widok na jezioro Müritz:
Docieramy do wioski Ludorf ze średniowiecznym kościołem z XIV wieku. Już pisałam w relacji dwa lata temu, że ta ośmioboczna świątynia ufundowana została przez rycerza powracającego z wyprawy krzyżowej, a jej bryła zbudowana została na planie Bazyliki Grobu Świętego z Jerozolimy:
W Ludorf jest też Tante-Emma-Laden. Tak określa się potocznie w Niemczech małe sklepiki z podstawowymi artykułami spożywczymi i nie tylko, prowadzone jednoosobowo przez właściciela – przysłowiową ciotkę Emmę z sąsiedztwa. Popularne w latach 50-tych, 60-tych, zostały wyparte przez sieciówki, ale na fali nostalgii przeżywają ostatnio pewien renesans, szczególnie w mniejszych miejscowościach, oddalonych od dużych sklepów:
Kiepskimi i bardzo kiepskimi drogami docieramy do Buchholz, dokąd sięga najbardziej na południe wysunięta „macka” jeziora Müritz. Jest tu marina i sympatyczna knajpka, w której zatrzymujemy się na Currywurst …
a także bardzo ładny zabytkowy kościółek – otwarty, a w nim wystawa dawnych fotografii i zwyczajów ślubnych oraz tablica upamiętniająca mieszkańców wioski, poległych w I wojnie światowej:
Obok kościoła rada parafialna spędza miło czas przy kawie i domowych wypiekach, a my żałujemy, że nie dotarliśmy wcześniej do Buchholz, bo o 15.00 odbył się tutaj koncert zespołu rogów alpejskich. Rogi alpejskie w Meklemburgii - no, no!
Przed nami jeszcze kilkanaście kilometrów do Mirow, podłymi drogami:
W lesie łapię coś na przednie koło i dosłownie rozszarpuje mi przedni błotnik. Rower staje jak wryty, a ja ledwie się ratuję przed upadkiem. Dobrze, że akurat nie było z górki, bo bym pewnie przeleciała przez kierownicę.
Nie pozostaje nic innego, jak odkręcić resztki błotnika wraz z mocowaniem i jechać dalej. To już ostatnie kilometry dzisiejszego szlaku i ładne widoki na Nebelsee (Jezioro Mgieł):
Monika na drewnianym mostku:
Docieramy do Mirow, gdy akurat parę łódek śluzuje się na kanale. Chwilkę przyglądamy się z mostu i około 19.30 wracamy na parking i dalej autem do domu. Mapa wycieczki.
Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Muzeum NRD:
Most obrotowy (otwierany o pełnych godzinach - też nie trafiliśmy akurat):
Dawny klasztor sióstr magdalenek, w którym obecnie mieści się muzeum organów:
I taki detal na fasadzie budynku przyklasztornego:
Panorama miasta z mewą:
A my znów w trasie:
Po drodze mijamy rozległe pole golfowe i bardzo elegancki hotel w pałacu w Göhren-Lebbin:
Okazuje się, że cały teren między trzema jeziorami to tereny do gry w golfa, a w okolicy jest jeszcze więcej ekskluzywnych hoteli w bajkowych zamkach. Do następnego z nich dojeżdżamy wkrótce – w Klink. Na mapie odcinek między Göhren-Lebbin a Klink zaznaczony był jako stromy podjazd, dwoma „ptaszkami” >> – no to się nastawiłam na zasuwanie pod górę w upale. Minęliśmy lekkie, łagodne wzniesienie, z delikatną redukcją przełożeń, a tu już … Klink. No cóż...
Pałac w Klink to takie Neuschwanstein północnych Niemiec. Ale dość efektownie prezentuje się na zdjęciach, więc niech tam … Akurat poprzedniego dnia odbywał się tam jakiś bieg charytatywny i na dziedzińcu były jeszcze poustawiane namioty, banery i scena.
I widok od strony jeziora Müritz:
I znów jesteśmy nad Müritz, lecz tym razem objeżdżamy je z zachodniej strony. Szlak dookoła jeziora jest dość uczęszczany przez rowerzystów, szczególnie e-rowerzystów. Zdziwiliśmy się, że około 2/3 to ludzie na e-bikach i to wcale nie sami emeryci. Ja rozumiem – w porządnych górach, ale na takich łagodnych trasach na pojezierzu rowery ze wspomaganiem? I powiem szczerze, że wcale nas specjalnie nie wyprzedzali ci e-rowerzyści, mimo, że tempo mieliśmy zaledwie wycieczkowe.
Sietow:
Szlak prowadzi następnie drogami szutrowymi i polnymi, wśród pól, lasów i osiedli letniskowych:
Na obrzeżach Röbel znajdujemy dziką plażę – fajne miejsce na piknik i poleniuchowanie z moczeniem nóg w jeziorze.
Parę widoczków z promenady w Röbel:
Następna droga wśród pól, następny widok na jezioro Müritz:
Docieramy do wioski Ludorf ze średniowiecznym kościołem z XIV wieku. Już pisałam w relacji dwa lata temu, że ta ośmioboczna świątynia ufundowana została przez rycerza powracającego z wyprawy krzyżowej, a jej bryła zbudowana została na planie Bazyliki Grobu Świętego z Jerozolimy:
W Ludorf jest też Tante-Emma-Laden. Tak określa się potocznie w Niemczech małe sklepiki z podstawowymi artykułami spożywczymi i nie tylko, prowadzone jednoosobowo przez właściciela – przysłowiową ciotkę Emmę z sąsiedztwa. Popularne w latach 50-tych, 60-tych, zostały wyparte przez sieciówki, ale na fali nostalgii przeżywają ostatnio pewien renesans, szczególnie w mniejszych miejscowościach, oddalonych od dużych sklepów:
Kiepskimi i bardzo kiepskimi drogami docieramy do Buchholz, dokąd sięga najbardziej na południe wysunięta „macka” jeziora Müritz. Jest tu marina i sympatyczna knajpka, w której zatrzymujemy się na Currywurst …
a także bardzo ładny zabytkowy kościółek – otwarty, a w nim wystawa dawnych fotografii i zwyczajów ślubnych oraz tablica upamiętniająca mieszkańców wioski, poległych w I wojnie światowej:
Obok kościoła rada parafialna spędza miło czas przy kawie i domowych wypiekach, a my żałujemy, że nie dotarliśmy wcześniej do Buchholz, bo o 15.00 odbył się tutaj koncert zespołu rogów alpejskich. Rogi alpejskie w Meklemburgii - no, no!
Przed nami jeszcze kilkanaście kilometrów do Mirow, podłymi drogami:
W lesie łapię coś na przednie koło i dosłownie rozszarpuje mi przedni błotnik. Rower staje jak wryty, a ja ledwie się ratuję przed upadkiem. Dobrze, że akurat nie było z górki, bo bym pewnie przeleciała przez kierownicę.
Nie pozostaje nic innego, jak odkręcić resztki błotnika wraz z mocowaniem i jechać dalej. To już ostatnie kilometry dzisiejszego szlaku i ładne widoki na Nebelsee (Jezioro Mgieł):
Monika na drewnianym mostku:
Docieramy do Mirow, gdy akurat parę łódek śluzuje się na kanale. Chwilkę przyglądamy się z mostu i około 19.30 wracamy na parking i dalej autem do domu. Mapa wycieczki.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
88.26 km (0.00 km teren), czas: 06:01 h, avg:14.67 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła wielkich jezior meklemburskich – dzień 1: Mirow-Waren-Malchow-Plauer See
Sobota, 24 sierpnia 2019 | dodano: 26.08.2019Kategoria Niemcy, Meklemburgia-Pomorze
Rano pobudka 5.45 – śniadanie, szybki gramoling, pakowanie
rowerów na bagażnik samochodowy i o 6.45 ruszamy w trójkę – z Moniką i Darkiem –
w stronę Pojezierza Meklemburskiego. Wyciągnęliśmy z Darkiem tym razem nasze
poczciwe trekkingi, które trochę się zdążyły już zakurzyć przez cztery
tygodnie, od powrotu z Alzacji. Przed nami ok. 150 km dojazdu do Mirow, gdzie
planujemy zostawić auto i przesiąść się na rowery. Dojazd – taki sobie – tylko kawałek
autostradą, a tak to niemieckie drogi, głównie rangi krajowej i powiatowej,
więc trwa to dobre dwie godziny, zanim jesteśmy na miejscu.
Po dziewiątej zwarci i gotowi włączamy endomondo i ruszamy w trasę. Najpierw trochę kręcimy się po Mirow – jest tutaj ładny, klasycystyczny pałac z XVIII na wyspie na jeziorze Mirower See. Urodziła się tutaj późniejsza brytyjska królowa Sophie Charlotte von Mecklenburg-Strelitz, żona Jerzego III i babka królowej Wiktorii. Robimy kilka zdjęć:
Trasa pokrywa się w niektórych odcinkach ze szlakiem Mecklenburgischer Seen-Radweg oraz Eiszeitroute („Trasa lodowcowa”). Trochę kluczymy po Mirow, zanim znajdujemy oznaczenia i DDR-kę do Rechlin, poprowadzoną trasą dawnej kolejki wąskotorowej. DDR-ka jest na początku asfaltowa i szybka, potem skończył się asfalt, brakuje ok. 1 kilometra nawierzchni i jedzie się po prostu przez piach. Przekraczamy dawny most kolejowy na kanale, dalej droga trochę lepsza – szutr i twarda gruntowa.
Monika i Darek na moście
Dojeżdżamy do Rechlin, na południu jeziora Müritz. Samo jezioro objechaliśmy już dwa lata temu, więc odwiedzamy częściowo te same miejsca, ale tylko częściowo. Müritz to największe wewnętrzne jezioro Niemiec – wschodni brzeg jest prawie niezamieszkały: dużo tutaj mokradeł, przez które prowadzi nasz szlak, a linia brzegowa jest porośnięta trzciną i – poza kilkoma miejscami – trudno dostępna. Sporo tu płycizn – w przeciwieństwie do brzegu zachodniego, rozczłonkowanego w kilka wąskich i głębokich (do 30m) zatok, nad którymi rozsiadło się kilka malowniczych miasteczek. Cały obszar wchodzi w skład Parku Narodowego Müritz.
W sobotę objeżdżamy Müritz od wschodniej strony:
Plaża z widokiem na Waren – największe miasteczko nad Müritz:
Samo miasteczko – bardzo zadbane i tętniące życiem:
Ulica surowego sędziego ;-)
Trochę już zgłodnieliśmy, więc w Damerow, parę kilometrów na zachód od Waren, zjeżdżamy do knajpki rybnej nad jeziorem Jabelscher See. Bardzo tu ładnie i smacznie.
Po drodze zaglądamy jeszcze nad Kölpinsee i Fleesensee. Co prawda szlak nie prowadzi tutaj bezpośrednio nad jeziorem, ale jest kilka dojść na brzeg. Wszystkie jeziora na naszej trasie są ze sobą połączone, więc jest to też ciekawy region dla miłośników sportów wodnych.
Stąd już niedaleko mamy do Malchow, gdzie zarezerwowaliśmy nocleg. Meldujemy się na recepcji, zostawiamy sakwy w pokoju i „na lekko“ jedziemy jeszcze zrobić pętlę wokół najbardziej na zachód wysuniętego z wielkich jezior – Plauer See. Jest 17.30, a przed nami jeszcze ok. 50 km szlaku, ale bardzo mi zależy na tym odcinku, bo czytałam, że jest wyjątkowo malowniczy.
Plauer See w Lenz:
Woda w jeziorze jest bardzo czysta i przejrzysta, ale dziś nie bardzo mamy czas na kąpiel. Południowo wschodni brzeg objeżdżamy gruntową drogą przez las i szosą. Ponoć jest ścieżka piesza nad wodą, ale bardzo zarośnięta i trudno dostępna - pewnie nie zdążylibyśmy objechać jeziora przed zmrokiem. Ciekawie robi się w Bad Stuer na samym południowym cypelku Plauer See, do którego dostajemy się z szosy długim i efektownym zjazdem. Bardzo ładna zabudowa willowa:
I my na pomoście:
Teraz szlak prowadzi ścieżką przez las liściasty, nad brzegiem jeziora, przez dość efektownie ukształtowany teren:
Dojeżdżamy do Plau am See – eleganckiego kurortu na zachodnim brzegu. Również tutaj nad wodą podziwiamy okazałą zabudowę willową:
Przy plaży zatrzymujemy się na krótki postój – czas nagli.
Jeszcze rzut oka z mostu nad kanałem Müritz-Elde-Wasserstraße:
Starówka – pewnie również warta odwiedzenia, ale nie dzisiaj. Jesteśmy w połowie drogi, a słońce już nisko.
Szlak rowerowy prowadzi w dół i wzdłuż kanału kieruje nas z powrotem nad jezioro. Hangary dla sprzętu pływającego:
Przy trasie mijamy jeszcze uroczą zagrodę z osiołkiem, kucykami i owcami kameruńskimi, które ponoć nie wymagają strzyżenia – jak się dowiadujemy na miejscu.
Jedziemy DDR-ką na północ, wzdłuż drogi do Karow. Takie widoki …
Na obrzeżach Karow skręcamy na wschód, już w kierunku na Malchow. Po drodze przejeżdżamy środkiem przez bardzo długi kemping – tak prowadzi szlak. Mnóstwo kamperów – jeden przy drugim, ludzie grillują, piją piwko, siedzą ze znajomymi i z psami. Wszyscy na kupie – no nie wiem, czy ja bym tak odpoczęła. Chyba jednak wolę ten rower i drogę przed sobą …
Za kempingiem szlak prowadzi dalej wzdłuż brzegu, my jednak wracamy do DDR-ki wzdłuż szosy, bo czas najwyższy wracać najkrótszą drogą. Do Malchow docieramy po 21-ej, tuż przed całkowitym zapadnięciem zmroku. Ja bardzo nie lubię jeździć po ciemku, więc to już ostatni moment na powrót. Jeszcze po drodze zatrzymujemy się w Netto, kupić coś do jedzenia i picia i docieramy na nocleg.
[cdn.] Mapa wycieczki
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po dziewiątej zwarci i gotowi włączamy endomondo i ruszamy w trasę. Najpierw trochę kręcimy się po Mirow – jest tutaj ładny, klasycystyczny pałac z XVIII na wyspie na jeziorze Mirower See. Urodziła się tutaj późniejsza brytyjska królowa Sophie Charlotte von Mecklenburg-Strelitz, żona Jerzego III i babka królowej Wiktorii. Robimy kilka zdjęć:
Trasa pokrywa się w niektórych odcinkach ze szlakiem Mecklenburgischer Seen-Radweg oraz Eiszeitroute („Trasa lodowcowa”). Trochę kluczymy po Mirow, zanim znajdujemy oznaczenia i DDR-kę do Rechlin, poprowadzoną trasą dawnej kolejki wąskotorowej. DDR-ka jest na początku asfaltowa i szybka, potem skończył się asfalt, brakuje ok. 1 kilometra nawierzchni i jedzie się po prostu przez piach. Przekraczamy dawny most kolejowy na kanale, dalej droga trochę lepsza – szutr i twarda gruntowa.
Monika i Darek na moście
Dojeżdżamy do Rechlin, na południu jeziora Müritz. Samo jezioro objechaliśmy już dwa lata temu, więc odwiedzamy częściowo te same miejsca, ale tylko częściowo. Müritz to największe wewnętrzne jezioro Niemiec – wschodni brzeg jest prawie niezamieszkały: dużo tutaj mokradeł, przez które prowadzi nasz szlak, a linia brzegowa jest porośnięta trzciną i – poza kilkoma miejscami – trudno dostępna. Sporo tu płycizn – w przeciwieństwie do brzegu zachodniego, rozczłonkowanego w kilka wąskich i głębokich (do 30m) zatok, nad którymi rozsiadło się kilka malowniczych miasteczek. Cały obszar wchodzi w skład Parku Narodowego Müritz.
W sobotę objeżdżamy Müritz od wschodniej strony:
Plaża z widokiem na Waren – największe miasteczko nad Müritz:
Samo miasteczko – bardzo zadbane i tętniące życiem:
Ulica surowego sędziego ;-)
Trochę już zgłodnieliśmy, więc w Damerow, parę kilometrów na zachód od Waren, zjeżdżamy do knajpki rybnej nad jeziorem Jabelscher See. Bardzo tu ładnie i smacznie.
Po drodze zaglądamy jeszcze nad Kölpinsee i Fleesensee. Co prawda szlak nie prowadzi tutaj bezpośrednio nad jeziorem, ale jest kilka dojść na brzeg. Wszystkie jeziora na naszej trasie są ze sobą połączone, więc jest to też ciekawy region dla miłośników sportów wodnych.
Stąd już niedaleko mamy do Malchow, gdzie zarezerwowaliśmy nocleg. Meldujemy się na recepcji, zostawiamy sakwy w pokoju i „na lekko“ jedziemy jeszcze zrobić pętlę wokół najbardziej na zachód wysuniętego z wielkich jezior – Plauer See. Jest 17.30, a przed nami jeszcze ok. 50 km szlaku, ale bardzo mi zależy na tym odcinku, bo czytałam, że jest wyjątkowo malowniczy.
Plauer See w Lenz:
Woda w jeziorze jest bardzo czysta i przejrzysta, ale dziś nie bardzo mamy czas na kąpiel. Południowo wschodni brzeg objeżdżamy gruntową drogą przez las i szosą. Ponoć jest ścieżka piesza nad wodą, ale bardzo zarośnięta i trudno dostępna - pewnie nie zdążylibyśmy objechać jeziora przed zmrokiem. Ciekawie robi się w Bad Stuer na samym południowym cypelku Plauer See, do którego dostajemy się z szosy długim i efektownym zjazdem. Bardzo ładna zabudowa willowa:
I my na pomoście:
Teraz szlak prowadzi ścieżką przez las liściasty, nad brzegiem jeziora, przez dość efektownie ukształtowany teren:
Dojeżdżamy do Plau am See – eleganckiego kurortu na zachodnim brzegu. Również tutaj nad wodą podziwiamy okazałą zabudowę willową:
Przy plaży zatrzymujemy się na krótki postój – czas nagli.
Jeszcze rzut oka z mostu nad kanałem Müritz-Elde-Wasserstraße:
Starówka – pewnie również warta odwiedzenia, ale nie dzisiaj. Jesteśmy w połowie drogi, a słońce już nisko.
Szlak rowerowy prowadzi w dół i wzdłuż kanału kieruje nas z powrotem nad jezioro. Hangary dla sprzętu pływającego:
Przy trasie mijamy jeszcze uroczą zagrodę z osiołkiem, kucykami i owcami kameruńskimi, które ponoć nie wymagają strzyżenia – jak się dowiadujemy na miejscu.
Jedziemy DDR-ką na północ, wzdłuż drogi do Karow. Takie widoki …
Na obrzeżach Karow skręcamy na wschód, już w kierunku na Malchow. Po drodze przejeżdżamy środkiem przez bardzo długi kemping – tak prowadzi szlak. Mnóstwo kamperów – jeden przy drugim, ludzie grillują, piją piwko, siedzą ze znajomymi i z psami. Wszyscy na kupie – no nie wiem, czy ja bym tak odpoczęła. Chyba jednak wolę ten rower i drogę przed sobą …
Za kempingiem szlak prowadzi dalej wzdłuż brzegu, my jednak wracamy do DDR-ki wzdłuż szosy, bo czas najwyższy wracać najkrótszą drogą. Do Malchow docieramy po 21-ej, tuż przed całkowitym zapadnięciem zmroku. Ja bardzo nie lubię jeździć po ciemku, więc to już ostatni moment na powrót. Jeszcze po drodze zatrzymujemy się w Netto, kupić coś do jedzenia i picia i docieramy na nocleg.
[cdn.] Mapa wycieczki
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
131.90 km (0.00 km teren), czas: 08:24 h, avg:15.70 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wieczorna 50+
Piątek, 2 sierpnia 2019 | dodano: 02.08.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Zachodniopomorskie
Po wczorajszej inauguracji rowerka, dzisiaj wycieczka na nieco dłuższym dystansie i również po niemieckiej stronie. Początek podobnie jak wczoraj - do Dobieszczyna i do granicy. Na rozwidleniu dróg przy strzelnicy w Dobieszczynie baner z informacją, że jutro w Nowym Warpnie odbędzie się mityng triathlonowy, w związku z tym droga będzie zamknięta od 9.30 do 14.30. Ale dzisiaj spokojnie, mały ruch, słonecznie i przyjemna temperatura.
W Hintersee skręcamy na Glashütte i Grünhof, potem do Pampow, ale nie prosto, a przez Freienstein. Nie znałam tej drogi, Darek mi pokazał - trzeba w lesie skręcić w prawo, w asfaltówkę:
Na górce we Freienstein
Gdzieś tutaj przerwało mi zapis z endomondo, więc pozostało mi zaimportować trening od Darka (bez włączonych pauz na postojach, więc tempo takie sobie). Mapka wycieczki.
Potem przez Pampow do Blankensee i ścieżką rowerową do Dobrej Szczecińskiej:
A z Dobrej przez Grzepnicę, Sławoszewo i Bartoszewo do domu. Rowerek sprawuje się dobrze - kierownica i siodełko wygodne. Siodło - mimo, że typowo szosowe, a więc raczej wąskie i twarde - jest dobrze wyprofilowane, dlatego też nacisk nie jest punktowy, ale rozkłada się w różnych płaszczyznach. Jest dość komfortowo, w przeciwieństwie do fabrycznego siodełka roweru Darka, które było koszmarne. Jedynie mój kręgosłup jest trochę nieprzyzwyczajony do innej sylwetki w czasie jazdy - ale kilka ćwiczeń w czasie postoju poprawiło mi samopoczucie. Mam nadzieję, że się przyzwyczaję.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W Hintersee skręcamy na Glashütte i Grünhof, potem do Pampow, ale nie prosto, a przez Freienstein. Nie znałam tej drogi, Darek mi pokazał - trzeba w lesie skręcić w prawo, w asfaltówkę:
Na górce we Freienstein
Gdzieś tutaj przerwało mi zapis z endomondo, więc pozostało mi zaimportować trening od Darka (bez włączonych pauz na postojach, więc tempo takie sobie). Mapka wycieczki.
Potem przez Pampow do Blankensee i ścieżką rowerową do Dobrej Szczecińskiej:
A z Dobrej przez Grzepnicę, Sławoszewo i Bartoszewo do domu. Rowerek sprawuje się dobrze - kierownica i siodełko wygodne. Siodło - mimo, że typowo szosowe, a więc raczej wąskie i twarde - jest dobrze wyprofilowane, dlatego też nacisk nie jest punktowy, ale rozkłada się w różnych płaszczyznach. Jest dość komfortowo, w przeciwieństwie do fabrycznego siodełka roweru Darka, które było koszmarne. Jedynie mój kręgosłup jest trochę nieprzyzwyczajony do innej sylwetki w czasie jazdy - ale kilka ćwiczeń w czasie postoju poprawiło mi samopoczucie. Mam nadzieję, że się przyzwyczaję.
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
53.50 km (0.00 km teren), czas: 02:40 h, avg:20.06 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Szosą do Gegensee
Sobota, 20 lipca 2019 | dodano: 20.07.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze
Po południu pożyczyłam od Darka szosówkę na mały wypad za miedzę. Pojechałam do Dobieszczyna i dalej przez Hintersee do Gegensee, gdzie "stuknęło" mi 25 km, więc postanowiłam zawrócić, bo to w zasadzie pierwszy wypad bez towarzystwa Darka i nie chciałam bardzo oddalać się od domu. Prawdziwie ciepły, letni dzień i południowy wiatr, więc najpierw przyjemnie jechało się z wiatrem, ale powrót już raczej był pod wiatr. Do tego sportowa geometria i nieco przyduży rozmiar ramy trochę zmęczyły mój kręgosłup. Nawet na chwilę się zatrzymałam i położyłam na trawie przy drodze, żeby się rozprostować, ale za długo nie poleżałam, bo zatrzymywali się kierowcy, żeby zapytać, czy nic się nie stało. Więc stwierdziłam, że nie będę straszyć ludzi. Mapka wycieczki
Na postoju w Gegensee, przy przystanku autobusowym:
Jutro wyjeżdżamy na urlop - mamy zamiar pojeździć rowerami po Alzacji, a relację napiszę po powrocie.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na postoju w Gegensee, przy przystanku autobusowym:
Jutro wyjeżdżamy na urlop - mamy zamiar pojeździć rowerami po Alzacji, a relację napiszę po powrocie.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
50.90 km (0.00 km teren), czas: 02:06 h, avg:24.24 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Między burzą a upałem
Wtorek, 11 czerwca 2019 | dodano: 11.06.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie
Obudziłam się dzisiaj wcześniej, gdy na niebie jeszcze wisiały ponure chmury po nocnej burzy i ulewie. Szybki rzut oka na prognozę i decyzja, że jeśli dzisiaj rower, to najlepiej rano, bo potem ma się zrobić bardzo upalnie. Po uporaniu się z domowymi obowiązkami i śniadaniu o 7.45 byłam już "w siodle", gdy właśnie zaczęło wychodzić słońce, a trasa to tradycyjna asfaltowa 50-tka po terenie przygranicznym. Mapka.
W Tanowie trwają prace przy wymianie nawierzchni ul. Szczecińskiej, trzeba było chwilę poczekać na "wahadle".
Potem pojechałam na północ, w stronę Dobieszczyna i granicy - w cieniu, a mokry las i jezdnia przyjemnie chłodziły powietrze. Następnie objazd niemieckich wiosek - Glashütte, Grünhof, Pampow i Blankensee. Przed Pampow, na 30-tym kilometrze zatrzymałam się na chwilę, żeby się napić i przy okazji cyknęłam dwie fotki. Ale tak poza tym to nie robiłam postojów, bo dobrze mi się dzisiaj jechało.
Za Blankensee zjechałam z powrotem na polską stronę i przez Buk, Dobrą Szczecińską, Grzepnicę, Sławoszewo i Bartoszewo wróciłam do domu, przed 10.00. Już było dość skwarnie.
A teraz biorę się do pracy.
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W Tanowie trwają prace przy wymianie nawierzchni ul. Szczecińskiej, trzeba było chwilę poczekać na "wahadle".
Potem pojechałam na północ, w stronę Dobieszczyna i granicy - w cieniu, a mokry las i jezdnia przyjemnie chłodziły powietrze. Następnie objazd niemieckich wiosek - Glashütte, Grünhof, Pampow i Blankensee. Przed Pampow, na 30-tym kilometrze zatrzymałam się na chwilę, żeby się napić i przy okazji cyknęłam dwie fotki. Ale tak poza tym to nie robiłam postojów, bo dobrze mi się dzisiaj jechało.
Za Blankensee zjechałam z powrotem na polską stronę i przez Buk, Dobrą Szczecińską, Grzepnicę, Sławoszewo i Bartoszewo wróciłam do domu, przed 10.00. Już było dość skwarnie.
A teraz biorę się do pracy.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
50.74 km (0.00 km teren), czas: 02:08 h, avg:23.78 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Coś dla ducha i coś dla ciała
Niedziela, 19 maja 2019 | dodano: 19.05.2019Kategoria Zachodniopomorskie, Niemcy, Meklemburgia-Pomorze, koło domu
Dzisiaj zajęcia w podgrupach - Darek oswaja swoją szosówkę gdzieś tam na Odrze-Nysie, a ja tak przejechałam się dookoła komina. W planach była nawet krótsza wycieczka, ale trochę zeszło po drodze. Mapka.
Najpierw odwiedziłam Bartoszewo i leśną kapliczkę na niedzielną mszę - dużo ludzi na rowerach, sporo działkowiczów:
Potem pojechałam przez Sławoszewo i Grzepnicę do Dobrej Szczecińskiej, a stamtąd leśną ścieżką rowerową do Lubieszyna. Już kiedyś wstawiałam podobne zdjęcie, ale jakoś wciąż mnie rozwesela ten obiekt:
Zrobiło się pochmurno, ale wciąż było ciepło i nawet nie dokuczał bardzo wiatr. Jazda ścieżką rowerową do Bismarck i potem boczną drogą do Blankensee oraz Pampow całkiem przyjemna, bo nie dokuczał wiatr i pusto na drodze. Pomyślałam sobie, że znam te wszystkie wioski i drogi już prawie jak własną kieszeń i że pewnie dzisiejsza wycieczka niczym mnie nie zaskoczy. Ale się myliłam!
Teren pofałdowany, bardzo malowniczo:
Kościółek w Blankensee:
I konie z tamtejszej agroturystyki:
W Pampow udało mi się "ustrzelić" obiektywem bociana na dachu:
Coś dla ducha, coś dla ciała 1 © tanova
A tutaj pani bocianowa w gnieździe, a może to pan bocian? Kto to wie?
Coś dla ducha, coś dla ciała 2 © tanova
W Pampow zrobiłam sobie krótki postój przy placyku, na którym stoi budowla pełniąca chyba rodzajem sceny plenerowej. A na jej ścianie wiersz:
Kiedyś
Kiedyś wszyscy posiadaliśmy mniej
chodziliśmy wszyscy na tańce,
stało tam tylko wiadro z czystą wodą
- to piliśmy czystą wodę
i z jeszcze większym zapałem tańczyliśmy
Coś dla ducha, coś dla ciała 3 © tanova
I teraz historia, jak to czasem życzenie powiedziane czy pomyślane potrafi się spełnić w niespodziewany sposób. W Pampow miałam zamiar zjechać na znaną drogę do Haus Salomo i dalej polną drogą przez granicę do Stolca. Ale jakoś się zagapiłam i za wcześnie skręciłam. Zorientowałam się, że to nie tam, ale - myślę sobie - pewnie gdzieś wyjadę, kierunek się zgadza. Droga asfaltowa zamieniła się w gruntową, droga gruntowa w nikłą ścieżkę w trawie, a ta całkiem zginęła w kępach roślinności na podmokłej łące:
Coś dla ducha, coś dla ciała 4 © tanova
I tylko ciekawska sarna w oddali przyglądała mi się strzygąc uszami, co też ten dziwny człowiek robi w tym miejscu?
Coś dla ducha, coś dla ciała 5 © tanova
W oddali słychać gdzieś szosę, no to idę na przełaj, ale łąka poprzecinana kanałami melioracyjnymi, bagnista. Pomyślałam, że jednak nie chcę skończyć jako mumia z bagien, więc odwrót tą samą drogą - do Pampow. A jak potem popatrzyłam na mapkę, to byłam już na samej granicy i blisko do szosy, ale jednak te ostatnie paręset metrów było nie do przebycia.
A tu na niebie chmury gęstnieją i czernieją. No cóż - przez te przełaje i tak wycieczka zmieniła charakter z treningowej na przygodową, więc stwierdziłam, że wracam najkrótszą - polną - drogą przez Świdwie i przez Węgornik.
Coś dla ducha, coś dla ciała 6 © tanova
A z chmur już zwisa jęzor deszczu i błyska się i grzmi, ale tak jakby trochę bokiem szły? No to zajrzałam jeszcze nad Świdwie i pstryknęłam parę fotek.
Czarne chmury nad polami koło Węgornika © tanova
Wieża widokowa nad Świdwiem © tanova
Burzowo na horyzoncie nad Świdwiem © tanova
W powrotnej drodze z Węgornika © tanova
Straszyły te chmury, straszyły, ale w końcu jednak wróciłam do domu sucha i w Tanowie nic nie popadało.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Najpierw odwiedziłam Bartoszewo i leśną kapliczkę na niedzielną mszę - dużo ludzi na rowerach, sporo działkowiczów:
Potem pojechałam przez Sławoszewo i Grzepnicę do Dobrej Szczecińskiej, a stamtąd leśną ścieżką rowerową do Lubieszyna. Już kiedyś wstawiałam podobne zdjęcie, ale jakoś wciąż mnie rozwesela ten obiekt:
Zrobiło się pochmurno, ale wciąż było ciepło i nawet nie dokuczał bardzo wiatr. Jazda ścieżką rowerową do Bismarck i potem boczną drogą do Blankensee oraz Pampow całkiem przyjemna, bo nie dokuczał wiatr i pusto na drodze. Pomyślałam sobie, że znam te wszystkie wioski i drogi już prawie jak własną kieszeń i że pewnie dzisiejsza wycieczka niczym mnie nie zaskoczy. Ale się myliłam!
Teren pofałdowany, bardzo malowniczo:
Kościółek w Blankensee:
I konie z tamtejszej agroturystyki:
W Pampow udało mi się "ustrzelić" obiektywem bociana na dachu:
Coś dla ducha, coś dla ciała 1 © tanova
A tutaj pani bocianowa w gnieździe, a może to pan bocian? Kto to wie?
Coś dla ducha, coś dla ciała 2 © tanova
W Pampow zrobiłam sobie krótki postój przy placyku, na którym stoi budowla pełniąca chyba rodzajem sceny plenerowej. A na jej ścianie wiersz:
Kiedyś
Kiedyś wszyscy posiadaliśmy mniej
chodziliśmy wszyscy na tańce,
stało tam tylko wiadro z czystą wodą
- to piliśmy czystą wodę
i z jeszcze większym zapałem tańczyliśmy
Coś dla ducha, coś dla ciała 3 © tanova
I teraz historia, jak to czasem życzenie powiedziane czy pomyślane potrafi się spełnić w niespodziewany sposób. W Pampow miałam zamiar zjechać na znaną drogę do Haus Salomo i dalej polną drogą przez granicę do Stolca. Ale jakoś się zagapiłam i za wcześnie skręciłam. Zorientowałam się, że to nie tam, ale - myślę sobie - pewnie gdzieś wyjadę, kierunek się zgadza. Droga asfaltowa zamieniła się w gruntową, droga gruntowa w nikłą ścieżkę w trawie, a ta całkiem zginęła w kępach roślinności na podmokłej łące:
Coś dla ducha, coś dla ciała 4 © tanova
I tylko ciekawska sarna w oddali przyglądała mi się strzygąc uszami, co też ten dziwny człowiek robi w tym miejscu?
Coś dla ducha, coś dla ciała 5 © tanova
W oddali słychać gdzieś szosę, no to idę na przełaj, ale łąka poprzecinana kanałami melioracyjnymi, bagnista. Pomyślałam, że jednak nie chcę skończyć jako mumia z bagien, więc odwrót tą samą drogą - do Pampow. A jak potem popatrzyłam na mapkę, to byłam już na samej granicy i blisko do szosy, ale jednak te ostatnie paręset metrów było nie do przebycia.
A tu na niebie chmury gęstnieją i czernieją. No cóż - przez te przełaje i tak wycieczka zmieniła charakter z treningowej na przygodową, więc stwierdziłam, że wracam najkrótszą - polną - drogą przez Świdwie i przez Węgornik.
Coś dla ducha, coś dla ciała 6 © tanova
A z chmur już zwisa jęzor deszczu i błyska się i grzmi, ale tak jakby trochę bokiem szły? No to zajrzałam jeszcze nad Świdwie i pstryknęłam parę fotek.
Czarne chmury nad polami koło Węgornika © tanova
Wieża widokowa nad Świdwiem © tanova
Burzowo na horyzoncie nad Świdwiem © tanova
W powrotnej drodze z Węgornika © tanova
Straszyły te chmury, straszyły, ale w końcu jednak wróciłam do domu sucha i w Tanowie nic nie popadało.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
52.90 km (0.00 km teren), czas: 03:02 h, avg:17.44 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rieth i wiosenna ulewa
Sobota, 18 maja 2019 | dodano: 19.05.2019Kategoria Zachodniopomorskie, Niemcy, Meklemburgia-Pomorze, koło domu
Po dwóch ponurych i deszczowych dniach pogoda wreszcie zrobiła się majowa. Niestety najbliższe tygodnie zapowiadają się bardzo pracowicie, więc czasu na wycieczki rowerowe chyba nie będzie zbyt wiele. Wczoraj wybraliśmy się z Darkiem na rundkę po dobrze znanych miejscach w Puszczy Wkrzańskiej, mając do dyspozycji około trzy i pół godziny. Mapka wycieczki.
Pierwszym przystankiem było Rieth nad Jeziorem Nowowarpnieńskim, do którego dojechaliśmy przez Dobieszczyn i Hintersee. W porcie jachtowym zjedliśmy po kanapce i - grzejąc się w promieniach majowego słońca - zaczęliśmy się zastanawiać, czy dogonią nas czarne chmury, widoczne na horyzoncie.
Na mostku granicznym nad strumykiem, który oddziela Polskę i Niemcy:
Rzęsista ulewa dopadła nas na ścieżce rowerowej z Rieth do Nowego Warpna, na której schronić mogliśmy się tylko pod drzewem. Na szczęście nie trwała długo i wkrótce znów wyszło słońce, więc szybko obeschliśmy:
Co ciekawe, o kilometr dalej już jezdnia była sucha - chyba się nam trafiła jakaś lokalna chmura deszczowa.
Na szosie zarówno do Dobieszczyna jak i Nowego Warpna wczoraj spory ruch samochodowy i motocyklowy, więc gdy to było możliwe - na rondzie - odbiliśmy w boczną drogę w kierunku na Trzebież, a z niej w drogę nad jezioro Piaski. Tam drugi postój na pomoście:
I jeszcze jeden zygzak do Zalesia, skąd polną drogą przejechaliśmy do Węgornika i coraz bardziej dziurawą i wyboistą szutrówką - do Tanowa. Współczuję mieszkańcom Węgornika, którzy takie "sito" muszą pokonywać codziennie.
W Zalesiu:
Przy polnej drodze spotkaliśmy liska - niestety zdjęcie zrobione zoomem ze smartfona nie jest zbyt dobrej jakości:
Lepiej zapozował konik i osiołek z Tanowa:
Wyszła nam miła wycieczka na średnim dystansie.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pierwszym przystankiem było Rieth nad Jeziorem Nowowarpnieńskim, do którego dojechaliśmy przez Dobieszczyn i Hintersee. W porcie jachtowym zjedliśmy po kanapce i - grzejąc się w promieniach majowego słońca - zaczęliśmy się zastanawiać, czy dogonią nas czarne chmury, widoczne na horyzoncie.
Na mostku granicznym nad strumykiem, który oddziela Polskę i Niemcy:
Rzęsista ulewa dopadła nas na ścieżce rowerowej z Rieth do Nowego Warpna, na której schronić mogliśmy się tylko pod drzewem. Na szczęście nie trwała długo i wkrótce znów wyszło słońce, więc szybko obeschliśmy:
Co ciekawe, o kilometr dalej już jezdnia była sucha - chyba się nam trafiła jakaś lokalna chmura deszczowa.
Na szosie zarówno do Dobieszczyna jak i Nowego Warpna wczoraj spory ruch samochodowy i motocyklowy, więc gdy to było możliwe - na rondzie - odbiliśmy w boczną drogę w kierunku na Trzebież, a z niej w drogę nad jezioro Piaski. Tam drugi postój na pomoście:
I jeszcze jeden zygzak do Zalesia, skąd polną drogą przejechaliśmy do Węgornika i coraz bardziej dziurawą i wyboistą szutrówką - do Tanowa. Współczuję mieszkańcom Węgornika, którzy takie "sito" muszą pokonywać codziennie.
W Zalesiu:
Przy polnej drodze spotkaliśmy liska - niestety zdjęcie zrobione zoomem ze smartfona nie jest zbyt dobrej jakości:
Lepiej zapozował konik i osiołek z Tanowa:
Wyszła nam miła wycieczka na średnim dystansie.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
63.90 km (0.00 km teren), czas: 03:12 h, avg:19.97 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ścigając się z deszczowymi chmurami
Sobota, 4 maja 2019 | dodano: 04.05.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie
Nie sprawdziły się pesymistyczne prognozy, zapowiadające deszcz prawie przez cały dzień. Więc pomimo iż temperatura nie przekraczała 10 stopni, a wrażenie zimna potęgował silny wiatr, to - skuszeni promieniami słońca - wybraliśmy się we dwójkę z Darkiem na nieśpieszną rundkę popołudniową porą. Nie zdążyliśmy nawet wyjechać z Tanowa, gdy zaczęło kropić - zjechaliśmy na leśny parking nad Gunicą, żeby przeczekać pod wiatą, aż przejdzie deszczowa chmurka i rzeczywiście po chwili przestało padać, tak więc mogliśmy jechać dalej.
Ponieważ Darkowi na razie lepiej się jeździ po asfaltowych nawierzchniach i unika wybojów, zrobiliśmy dzisiaj sprawdzoną pętelkę przez Dobieszczyn, Glashütte, Grünhof, Rothenklempenow, Blankensee i Dobrą Szczecińską. Mapka wycieczki
Ścieżka rowerowa przed Glashütte, w promieniach słońca było całkiem przyjemnie:
Krowy z Grünhofu trochę zaciekawił nasz przejazd:
W Rothenklempenow skręciliśmy w boczną drogę do Mewegen, gdzie "ustrzeliłam" zielonego trabancika.
Ale już od Rothenklempenow zaczęła nas gonić i straszyć wielka, czarna chmura.
Majowe bzy przy drodze:
W Blankensee zrobiliśmy krótki postój na herbatkę i banana, ale zrobiło zimno i wietrznie, więc nie było co się rozsiadać. I znów groźna chmura - tym razem na drodze dla rowerów z Łęgów do Dobrej Szczecińskiej:
W Dobrej byłam już na 100% przekonana, że zaraz nas zleje zimna pompa, ale chyba mieliśmy dzisiaj szczęście, bo chmura szła jakoś trochę bokiem i udało się dojechać do domu kilka minut przed deszczem. Na koniec już nie robiłam zdjęć, bo byliśmy zajęci uciekaniem przed nadciągającymi opadami. Ale choć zrobiło się bardzo ponuro, to niestety nie popadało długo, tak więc dalej - susza.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ponieważ Darkowi na razie lepiej się jeździ po asfaltowych nawierzchniach i unika wybojów, zrobiliśmy dzisiaj sprawdzoną pętelkę przez Dobieszczyn, Glashütte, Grünhof, Rothenklempenow, Blankensee i Dobrą Szczecińską. Mapka wycieczki
Ścieżka rowerowa przed Glashütte, w promieniach słońca było całkiem przyjemnie:
Krowy z Grünhofu trochę zaciekawił nasz przejazd:
W Rothenklempenow skręciliśmy w boczną drogę do Mewegen, gdzie "ustrzeliłam" zielonego trabancika.
Ale już od Rothenklempenow zaczęła nas gonić i straszyć wielka, czarna chmura.
Majowe bzy przy drodze:
W Blankensee zrobiliśmy krótki postój na herbatkę i banana, ale zrobiło zimno i wietrznie, więc nie było co się rozsiadać. I znów groźna chmura - tym razem na drodze dla rowerów z Łęgów do Dobrej Szczecińskiej:
W Dobrej byłam już na 100% przekonana, że zaraz nas zleje zimna pompa, ale chyba mieliśmy dzisiaj szczęście, bo chmura szła jakoś trochę bokiem i udało się dojechać do domu kilka minut przed deszczem. Na koniec już nie robiłam zdjęć, bo byliśmy zajęci uciekaniem przed nadciągającymi opadami. Ale choć zrobiło się bardzo ponuro, to niestety nie popadało długo, tak więc dalej - susza.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
57.10 km (0.00 km teren), czas: 03:20 h, avg:17.13 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)