- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
nad morzem
Dystans całkowity: | 1410.35 km (w terenie 46.00 km; 3.26%) |
Czas w ruchu: | 115:59 |
Średnia prędkość: | 12.16 km/h |
Maksymalna prędkość: | 37.60 km/h |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 108.49 km i 8h 55m |
Więcej statystyk |
Weekend nad morzem cz.2
Niedziela, 12 lutego 2023 | dodano: 12.02.2023Kategoria nad morzem, Zachodniopomorskie, trekking
Dzisiaj wiatr ucichł, za to od rana po Pobierowie snuły się mokre i bure mgły. Na rower wybraliśmy się zatem dopiero przed jedenastą, gdy przynajmniej temperatura trochę się podniosła. Tym razem ruszyliśmy w kierunku wschodnim. Jedziemy lasem do Pustkowa, ale na ścieżce mokry piach oblepia koła, napęd, hamulce i pozostałe części roweru. Czym prędzej więc wracam wkurzona na utwardzoną drogę i oczyszczam naprędce rower.
Jeszcze w lesie:
Nadmorskie miejscowości - Pustkowo, Trzęsacz, Rewal czy Niechorze - o tej porze roku są dość senne, choć widać, że przyjechało trochę gości na ferie i działają niektóre sklepy, atrakcje i gastronomia. Ja osobiście tych miejsc w lecie nie znoszę, a szczególnie tłumów ludzi i wszechobecnej tandety. Poza sezonem - jeszcze jako tako, byle nie za długo.
Rewal:
Niechorze:
Gdzieś jakby przez chwilę miało przebić się słońce, ale jednak nic z tego. Cały dzień jest buro i ponuro z przelotnymi mżawkami, ale na szczęście w miarę ciepło: do +7 stopni.
W Pogorzelicy decydujemy się jednak pojechać dalej, do Mrzeżyna. Z naszego wypadu w 2020 r. mamy w pamięci ciekawy, szutrowy odcinek w lesie, przy terenie wojskowym. W odróżnieniu od tamtej czerwcowej wycieczki teraz, w lutym, prawie nikogo nie spotykamy po drodze.
Darek w oddali:
Modelowe miejsce odpoczynku rowerzystów na trasie - tutaj zatrzymujemy się na herbatkę i małą przekąskę:
W Mrzeżynie przechodzimy most na Redze i kierujemy się ku ujściu rzeki:
Na końcu falochronu zawracamy i tą samą trasą wracamy do Pobierowa. W Pogorzelicy zatrzymujemy się na hotdoga w Żabce - przyda się trochę kalorii na powrotną drogę, szczególnie, że teraz mamy trochę pod wiatr. Ostatnie fotki w Trzęsaczu i krótko po szesnastej docieramy do Pobierowa. Szybkie pakowanie i powrót do domu, bo jutro do pracy.
Wypad nad morze całkiem udany, choć pogoda mogłaby być lepsza. Ale to w końcu luty, więc nie ma co narzekać, bo taki mamy klimat.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Jeszcze w lesie:
Nadmorskie miejscowości - Pustkowo, Trzęsacz, Rewal czy Niechorze - o tej porze roku są dość senne, choć widać, że przyjechało trochę gości na ferie i działają niektóre sklepy, atrakcje i gastronomia. Ja osobiście tych miejsc w lecie nie znoszę, a szczególnie tłumów ludzi i wszechobecnej tandety. Poza sezonem - jeszcze jako tako, byle nie za długo.
Rewal:
Niechorze:
Gdzieś jakby przez chwilę miało przebić się słońce, ale jednak nic z tego. Cały dzień jest buro i ponuro z przelotnymi mżawkami, ale na szczęście w miarę ciepło: do +7 stopni.
W Pogorzelicy decydujemy się jednak pojechać dalej, do Mrzeżyna. Z naszego wypadu w 2020 r. mamy w pamięci ciekawy, szutrowy odcinek w lesie, przy terenie wojskowym. W odróżnieniu od tamtej czerwcowej wycieczki teraz, w lutym, prawie nikogo nie spotykamy po drodze.
Darek w oddali:
Modelowe miejsce odpoczynku rowerzystów na trasie - tutaj zatrzymujemy się na herbatkę i małą przekąskę:
W Mrzeżynie przechodzimy most na Redze i kierujemy się ku ujściu rzeki:
Na końcu falochronu zawracamy i tą samą trasą wracamy do Pobierowa. W Pogorzelicy zatrzymujemy się na hotdoga w Żabce - przyda się trochę kalorii na powrotną drogę, szczególnie, że teraz mamy trochę pod wiatr. Ostatnie fotki w Trzęsaczu i krótko po szesnastej docieramy do Pobierowa. Szybkie pakowanie i powrót do domu, bo jutro do pracy.
Wypad nad morze całkiem udany, choć pogoda mogłaby być lepsza. Ale to w końcu luty, więc nie ma co narzekać, bo taki mamy klimat.
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
64.88 km (30.00 km teren), czas: 05:03 h, avg:12.85 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Weekend nad morzem cz. 1
Sobota, 11 lutego 2023 | dodano: 11.02.2023Kategoria trekking, nad morzem, Zachodniopomorskie
Wyszedł nam spontaniczny wypad do Pobierowa we dwoje z Darkiem na przedłużony weekend. W prognozach lekkie ocieplenie, więc zabraliśmy rowery, nieco zapomniane w ostatnim czasie, z nadzieją na pojeżdżenie po nadmorskich trasach bez tłumów wczasowiczów.
Dzisiaj w nocy i od rana wiało niemiłosiernie i goniło po niebie ołowiane chmury.
Około jedenastej wciąż wichura, ale przynajmniej pojawiły się jakieś przebłyski słońca, więc ruszyliśmy się z kanapy. Coś mnie podkusiło, aby pod zachodni wiatr nie jechać wzdłuż morza, gdzie jest lasek, ale równoległą drogą, w głębi lądu - a tam pola, wiochy, łąki i pagórki. Myślałam, że nas zdmuchnie z tej drogi jak piórka, a prędkość momentami spadała nam do zabójczych 10km/h.
Droga (przez mękę) z Gostynia do Wrzosowa:
We Wrzosowie pod Kamieniem Pomorskim zrobiliśmy nawrotkę na północ, do Dziwnówka. Zaglądamy na plażę:
Po drodze do Dziwnowa chowamy się na szlak pieszo-rowerowy w lasku. Jest zaciszniej.
Dziwnów nad Dziwną:
Przy moście robimy sobie mała przerwę na herbatkę z termosu i wracamy - szlakiem Velo Baltica. Pogoda poprawia się - wychodzi słońce, a my jedziemy do Pobierowa z wiatrem.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dzisiaj w nocy i od rana wiało niemiłosiernie i goniło po niebie ołowiane chmury.
Około jedenastej wciąż wichura, ale przynajmniej pojawiły się jakieś przebłyski słońca, więc ruszyliśmy się z kanapy. Coś mnie podkusiło, aby pod zachodni wiatr nie jechać wzdłuż morza, gdzie jest lasek, ale równoległą drogą, w głębi lądu - a tam pola, wiochy, łąki i pagórki. Myślałam, że nas zdmuchnie z tej drogi jak piórka, a prędkość momentami spadała nam do zabójczych 10km/h.
Droga (przez mękę) z Gostynia do Wrzosowa:
We Wrzosowie pod Kamieniem Pomorskim zrobiliśmy nawrotkę na północ, do Dziwnówka. Zaglądamy na plażę:
Po drodze do Dziwnowa chowamy się na szlak pieszo-rowerowy w lasku. Jest zaciszniej.
Dziwnów nad Dziwną:
Przy moście robimy sobie mała przerwę na herbatkę z termosu i wracamy - szlakiem Velo Baltica. Pogoda poprawia się - wychodzi słońce, a my jedziemy do Pobierowa z wiatrem.
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
41.32 km (10.00 km teren), czas: 03:31 h, avg:11.75 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rajd dookoła Zalewu z Gryfusem - cz. 2: Świnoujście-Szczecin
Niedziela, 3 października 2021 | dodano: 08.10.2021Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, nad morzem, trekking, Zachodniopomorskie
6.30 dzwoni budzik. Na zewnątrz jeszcze ciemnawo i wieje. Jeszcze jak wieje! Z południa wieje. Niby człowiek widział prognozę, ale jednak się łudził - nic z tego. Śniadanie, gramoling - bagaż do ciężarówki, sakwa na rower, zbiórka - jedziemy na prom na Wolin. Ale jest pięknie - jednak już mi się znów chce jechać.
Za przeprawą nieciekawy fragment poboczem S-3 do krzyżówki pod Międzyzdrojami. Może już wkrótce będzie alternatywa w postaci nowego fragmentu trasy R-10, czyli Velo Baltica. Tymczasem jest gotowy odcinek do Wapnicy i Wolina, którym jadę po raz pierwszy.
Pierwszy przystanek nad Jeziorem Turkusowym w Wapnicy i ... pączki:
Do Wolina na szlaku Blue Velo są spore górki przez bukowy las. Fajnie zrobili asfaltowe pasy dla rowerów wzdłuż zabytkowej, brukowanej drogi, a potem gruntową drogą. Niestety jazda w dużej grupie ma ten mankament, że nie bardzo da się nagle zatrzymać, żeby sfotografować detale. Postój w Wolinie wypadł w mało malowniczym miejscu, więc kolejne zdjęcia już z odcinka na południe od Wolina.
Szlak biegnie w znacznej części szutrową ścieżką po koronie wału przeciwpowodziowego. Widoki super, ale ten morderczy, południowy wiatr nieźle nas sponiewierał. O dziwo - na Zalewie nie było jeszcze fali, przynajmniej nie w tej zatoczce.
Zdjęcie poniżej - dzięki uprzejmości przewodniczki grupy.
Dalej - przez Stepnicę i Lubczynę - do prawobrzeżnych dzielnic Szczecina. Po rundce honorowej ulicami śródmieścia, rajd skończył się już o zmierzchu na Łasztowni.
Stepnica:
I Lubczyna:
Mapka:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Za przeprawą nieciekawy fragment poboczem S-3 do krzyżówki pod Międzyzdrojami. Może już wkrótce będzie alternatywa w postaci nowego fragmentu trasy R-10, czyli Velo Baltica. Tymczasem jest gotowy odcinek do Wapnicy i Wolina, którym jadę po raz pierwszy.
Pierwszy przystanek nad Jeziorem Turkusowym w Wapnicy i ... pączki:
Do Wolina na szlaku Blue Velo są spore górki przez bukowy las. Fajnie zrobili asfaltowe pasy dla rowerów wzdłuż zabytkowej, brukowanej drogi, a potem gruntową drogą. Niestety jazda w dużej grupie ma ten mankament, że nie bardzo da się nagle zatrzymać, żeby sfotografować detale. Postój w Wolinie wypadł w mało malowniczym miejscu, więc kolejne zdjęcia już z odcinka na południe od Wolina.
Szlak biegnie w znacznej części szutrową ścieżką po koronie wału przeciwpowodziowego. Widoki super, ale ten morderczy, południowy wiatr nieźle nas sponiewierał. O dziwo - na Zalewie nie było jeszcze fali, przynajmniej nie w tej zatoczce.
Zdjęcie poniżej - dzięki uprzejmości przewodniczki grupy.
Dalej - przez Stepnicę i Lubczynę - do prawobrzeżnych dzielnic Szczecina. Po rundce honorowej ulicami śródmieścia, rajd skończył się już o zmierzchu na Łasztowni.
Stepnica:
I Lubczyna:
Mapka:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
136.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:15.11 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rajd dookoła Zalewu z Gryfusem cz.1 Szczecin-Świnoujście
Sobota, 2 października 2021 | dodano: 05.10.2021Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, Meklemburgia-Pomorze, nad morzem, trekking, Zachodniopomorskie
Jubileuszowy, dziesiąty rajd rowerowy dookoła Zalewu, organizowany przez Szczeciński Klub Rowerowy "Gryfus", miał pecha, bo zmyły go trzy pandemiczne fale. Planowo miał się odbyć w kwietniu 2020 r., potem był termin na październik 2020 r., maj w tym roku też się nie udał - wreszcie doszedł do skutku w miniony weekend. W poprzedniej edycji, przed pandemią, w zasadzie jechałam solo, bo Darek miał problemy zdrowotne, tym razem byliśmy razem, we dwoje.
Pobudka o piątej rano. Szybkie śniadanie, ładowanie rowerów na auto i jedziemy na Łasztownię, gdzie mamy wyznaczoną zbiórkę. Pobieramy pakiety startowe, nadajemy bagaż na nocleg w Świnoujściu do ciężarówki, odbieramy koszulki i szykujemy się do startu. Uczestników jest nieco mniej, niż dwa i pół roku temu, bo ok. 350 osób - my jesteśmy w przedostatniej, dziesiątej grupie startowej. Jest więc chwila czasu na zdjęcia o świcie, szczególnie że Szczecin z tego miejsca wygląda po prostu zjawiskowo:
Niech Was jednak nie zwiedzie pozorny spokój, emanujący z tego zdjęcia. Obok, na bulwarach Łasztowni - gwar i radosny nastrój oczekiwania:
Poranek jest chłodny - ledwie 9 stopni, więc oczekiwanie nieco się dłuży. Ale w końcu ruszamy - najpierw przez miasto, w stronę Głębokiego, a dalej nową ścieżką rowerową w kierunku przejścia granicznego Buk-Blankensee. Tutaj mamy pierwszy, krótki postój.
Dalej jedziemy w stronę Hintersee i trasą dawnej wąskotorówki do Rieth. Byliśmy tu z Darkiem tydzień temu, ale lubimy ten odcinek. W Rieth, nad Jeziorem Nowowarpnieńskim, kolejny foto- i sik-stop.
Przewodniczka naszej grupy i jedna z uczestniczek to kolarki-ultramaratonki, więc jak już jedziemy - to jedziemy konkretnie. Mnie to pasuje, reszcie grupy chyba też. Robi się cieplej, a zza chmur przedziera się słońce. Kolejne zdjęcia są oczywiście z Ueckermünde.
Dojeżdżamy następnie do rezerwatu Bagna Anklamskie (Anklamer Stadtbruch). Tutaj mamy dłuższy postój na obiad. Wiosną roi się w rezerwacie od ptactwa, ale teraz - w październiku tylko gdzie nie gdzie czernią się na drzewach kormorany, na niebie dostrzec można jedynie gęsi, a na wodzie - przy odrobinie szczęścia - pojedyncze czaple i łabędzie. Jesień...
Odcinek szlaku rowerowego do Kamp jest w remoncie - wytyczono objazd do Anklam po drodze z krzywych płyt betonowych. Patataj-patataj. Rower dał radę, kręgosłup ledwie - ledwie. W Anklam odpoczywamy chwilkę na rynku, przy fontannie z pomorskim gryfem:
Na moście zwodzonym na wyspę Uznam, w Zecherin, nad Pianą (Peene):
Kolejny fragment przez bagna - sceneria niemal jak z "Wiedżmina", gdyby nie sznur aut na szosie obok. Jest początek października, a ruch na Uznam jak w wakacje. Hmm...
Przystanek w Usedom:
Potem mamy przejazd nową DDR-ką do Bansin. Przejazd interwałowy - wspinamy się na kolejne wzgórza i zjeżdżamy w dół. Raz za razem - człowiek czuje, że żyje - zwłaszcza, że już 150 km w nogach. A na koniec jeszcze odcinek przez cesarskie kurorty (Kaiserbäder) - Bansin, Heringsdorf i Ahlbeck. Powoli zapada zmierzch i promenada rozświetla się wieczornymi światłami. Jest i molo, jest i morze ...
Grupowe zdjęcie na granicy Ahlbeck-Świnoujście (dzięki uprzejmości przewodniczki grupy):
Na nocleg zajeżdżamy już o szarówce. Za nami ok. 160 km szlaku. Kolacja, piwko i spać - choć niektórzy balowali na dyskotece prawie do białego rana. Ale ja - jak mam jechać cały dzień - to muszę porządnie się zregenerować.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pobudka o piątej rano. Szybkie śniadanie, ładowanie rowerów na auto i jedziemy na Łasztownię, gdzie mamy wyznaczoną zbiórkę. Pobieramy pakiety startowe, nadajemy bagaż na nocleg w Świnoujściu do ciężarówki, odbieramy koszulki i szykujemy się do startu. Uczestników jest nieco mniej, niż dwa i pół roku temu, bo ok. 350 osób - my jesteśmy w przedostatniej, dziesiątej grupie startowej. Jest więc chwila czasu na zdjęcia o świcie, szczególnie że Szczecin z tego miejsca wygląda po prostu zjawiskowo:
Niech Was jednak nie zwiedzie pozorny spokój, emanujący z tego zdjęcia. Obok, na bulwarach Łasztowni - gwar i radosny nastrój oczekiwania:
Poranek jest chłodny - ledwie 9 stopni, więc oczekiwanie nieco się dłuży. Ale w końcu ruszamy - najpierw przez miasto, w stronę Głębokiego, a dalej nową ścieżką rowerową w kierunku przejścia granicznego Buk-Blankensee. Tutaj mamy pierwszy, krótki postój.
Dalej jedziemy w stronę Hintersee i trasą dawnej wąskotorówki do Rieth. Byliśmy tu z Darkiem tydzień temu, ale lubimy ten odcinek. W Rieth, nad Jeziorem Nowowarpnieńskim, kolejny foto- i sik-stop.
Przewodniczka naszej grupy i jedna z uczestniczek to kolarki-ultramaratonki, więc jak już jedziemy - to jedziemy konkretnie. Mnie to pasuje, reszcie grupy chyba też. Robi się cieplej, a zza chmur przedziera się słońce. Kolejne zdjęcia są oczywiście z Ueckermünde.
Dojeżdżamy następnie do rezerwatu Bagna Anklamskie (Anklamer Stadtbruch). Tutaj mamy dłuższy postój na obiad. Wiosną roi się w rezerwacie od ptactwa, ale teraz - w październiku tylko gdzie nie gdzie czernią się na drzewach kormorany, na niebie dostrzec można jedynie gęsi, a na wodzie - przy odrobinie szczęścia - pojedyncze czaple i łabędzie. Jesień...
Odcinek szlaku rowerowego do Kamp jest w remoncie - wytyczono objazd do Anklam po drodze z krzywych płyt betonowych. Patataj-patataj. Rower dał radę, kręgosłup ledwie - ledwie. W Anklam odpoczywamy chwilkę na rynku, przy fontannie z pomorskim gryfem:
Na moście zwodzonym na wyspę Uznam, w Zecherin, nad Pianą (Peene):
Kolejny fragment przez bagna - sceneria niemal jak z "Wiedżmina", gdyby nie sznur aut na szosie obok. Jest początek października, a ruch na Uznam jak w wakacje. Hmm...
Przystanek w Usedom:
Potem mamy przejazd nową DDR-ką do Bansin. Przejazd interwałowy - wspinamy się na kolejne wzgórza i zjeżdżamy w dół. Raz za razem - człowiek czuje, że żyje - zwłaszcza, że już 150 km w nogach. A na koniec jeszcze odcinek przez cesarskie kurorty (Kaiserbäder) - Bansin, Heringsdorf i Ahlbeck. Powoli zapada zmierzch i promenada rozświetla się wieczornymi światłami. Jest i molo, jest i morze ...
Grupowe zdjęcie na granicy Ahlbeck-Świnoujście (dzięki uprzejmości przewodniczki grupy):
Na nocleg zajeżdżamy już o szarówce. Za nami ok. 160 km szlaku. Kolacja, piwko i spać - choć niektórzy balowali na dyskotece prawie do białego rana. Ale ja - jak mam jechać cały dzień - to muszę porządnie się zregenerować.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
164.88 km (0.00 km teren), czas: 09:14 h, avg:17.86 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad morzem: Z Grzybowa do Świnoujścia
Sobota, 13 czerwca 2020 | dodano: 21.06.2020Kategoria Nad Bałtyk 2020, nad morzem, trekking, Zachodniopomorskie
Budzimy się rano w Grzybowie - wreszcie zmiana pogody! Chmury i mgłę zastąpiło słońce, ale wciąż mocno wiało ze wschodu, więc
było rześko. Dobrze, że mamy z wiatrem. Zaglądamy na plażę w Grzybowie -
jeszcze pustą rano.
Kolejną miejscowością jest Dźwirzyno, gdzie szlak R-10 poprowadzono ciekawą kładką przez pola wydmowe.
Nad jeziorem Resko Przymorskie:
W Mrzeżynie robimy sobie pierwszy postój w porcie. Rybacy sprzedają świeżą rybę prosto z kutra - chętnych nie brakuje.
Do tej pory jechaliśmy przy plaży albo DDR-ką wzdłuż drogi dla samochodów. Za Mrzeżynem szlak R-10 odbija w las i jedzie się szutrowym singielkiem, leśną ścieżką oraz brukowaną drogą przez dawne tereny wojskowe. Wojsko jest tutaj nota bene nadal, ale jest przejazd dla cywilów na rowerach.
Napotykamy MMOR - czyli Modelowe Miejsce Odpoczynku dla Rowerzystów. Jest wiata, stół i szerokie ławy, wifi, zasilane solarami stacje ładowania dla e-bike'ów, gniazdka elektryczne, USB i oświetlenie. Do tego tablice informacyjne i mapy. Pełen wypas - brawo Urząd Marszałkowski!
Pogorzelicę mijamy od południa, od strony jeziora Konarzewo i linii wąskotorówki. Nad jeziorem głośno wydziera się ptactwo i rechoczą żaby. Chyba mają tutaj raj.
Niechorze:
Rewal:
Na plażach kolorowo od parawanów, w miejscowościach - tłoczno, na szlaku rowerowym - ruch umiarkowany.
Trzęsacz:
W Pobierowie zatrzymujemy się na obiad i telefonujemy do przyjaciół, którzy spędzają długi weekend w Międzywodziu. Umawiamy się, że wyjadą nam naprzeciw. Spotykamy się gdzieś w lesie pod Dziwnówkiem, akurat w takim miejscu, gdzie szlak jest słabo oznaczony i bez mała byśmy się minęli.
Do Międzywodzia jedziemy razem, tam jeszcze wspólna kawa i dalej już sami. Na wyspie Wolin szlak idzie tymczasowym obejściem przez leśne drogi, albo można jechać drogami dla samochodów. Ponieważ jest już późno, decydujemy się na wariant asfaltowy i wybieramy drogę przez Kołczewo i Wisełkę do Międzyzdrojów. Na szczęście ruch jest umiarkowany, a górki są nawet fajnym urozmaiceniem po całym dniu jazdy po płaskim.
Do Międzyzdrojów docieramy pod wieczór - pogoda znów się trochę psuje, ale nie pada. Wieje za to bardzo silny wiatr. Na szczęście ze wschodu, więc prawie cały czas mamy z wiatrem.
Nie lubię Międzyzdrojów. Nie lubię tłumów, tandety i ich bezładnej zabudowy. Przed nami ostatnia prosta - do Świnoujścia. Paskudny odcinek poboczem ruchliwej DK3 dłuży się niemiłosiernie, a jeszcze za wcześnie skręcamy - do Ognicy, zamiast na przeprawę promową. Ech ...
Jestem szczęśliwa, gdy wreszcie docieramy na prom. Widoki z Bielika:
Nocleg mamy na samym końcu Świnoujścia, przy ostatnim zejściu na plażę, pod niemiecką granicą. Zostawiamy bagaże, przebieramy się na cieplejsze rzeczy i ostatnie 6 km dokręcamy promenadą na zasłużoną kolację. O tej porze to już tylko Berliner Döner Kebab.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Kolejną miejscowością jest Dźwirzyno, gdzie szlak R-10 poprowadzono ciekawą kładką przez pola wydmowe.
Nad jeziorem Resko Przymorskie:
W Mrzeżynie robimy sobie pierwszy postój w porcie. Rybacy sprzedają świeżą rybę prosto z kutra - chętnych nie brakuje.
Do tej pory jechaliśmy przy plaży albo DDR-ką wzdłuż drogi dla samochodów. Za Mrzeżynem szlak R-10 odbija w las i jedzie się szutrowym singielkiem, leśną ścieżką oraz brukowaną drogą przez dawne tereny wojskowe. Wojsko jest tutaj nota bene nadal, ale jest przejazd dla cywilów na rowerach.
Napotykamy MMOR - czyli Modelowe Miejsce Odpoczynku dla Rowerzystów. Jest wiata, stół i szerokie ławy, wifi, zasilane solarami stacje ładowania dla e-bike'ów, gniazdka elektryczne, USB i oświetlenie. Do tego tablice informacyjne i mapy. Pełen wypas - brawo Urząd Marszałkowski!
Pogorzelicę mijamy od południa, od strony jeziora Konarzewo i linii wąskotorówki. Nad jeziorem głośno wydziera się ptactwo i rechoczą żaby. Chyba mają tutaj raj.
Niechorze:
Rewal:
Na plażach kolorowo od parawanów, w miejscowościach - tłoczno, na szlaku rowerowym - ruch umiarkowany.
Trzęsacz:
W Pobierowie zatrzymujemy się na obiad i telefonujemy do przyjaciół, którzy spędzają długi weekend w Międzywodziu. Umawiamy się, że wyjadą nam naprzeciw. Spotykamy się gdzieś w lesie pod Dziwnówkiem, akurat w takim miejscu, gdzie szlak jest słabo oznaczony i bez mała byśmy się minęli.
Do Międzywodzia jedziemy razem, tam jeszcze wspólna kawa i dalej już sami. Na wyspie Wolin szlak idzie tymczasowym obejściem przez leśne drogi, albo można jechać drogami dla samochodów. Ponieważ jest już późno, decydujemy się na wariant asfaltowy i wybieramy drogę przez Kołczewo i Wisełkę do Międzyzdrojów. Na szczęście ruch jest umiarkowany, a górki są nawet fajnym urozmaiceniem po całym dniu jazdy po płaskim.
Do Międzyzdrojów docieramy pod wieczór - pogoda znów się trochę psuje, ale nie pada. Wieje za to bardzo silny wiatr. Na szczęście ze wschodu, więc prawie cały czas mamy z wiatrem.
Nie lubię Międzyzdrojów. Nie lubię tłumów, tandety i ich bezładnej zabudowy. Przed nami ostatnia prosta - do Świnoujścia. Paskudny odcinek poboczem ruchliwej DK3 dłuży się niemiłosiernie, a jeszcze za wcześnie skręcamy - do Ognicy, zamiast na przeprawę promową. Ech ...
Jestem szczęśliwa, gdy wreszcie docieramy na prom. Widoki z Bielika:
Nocleg mamy na samym końcu Świnoujścia, przy ostatnim zejściu na plażę, pod niemiecką granicą. Zostawiamy bagaże, przebieramy się na cieplejsze rzeczy i ostatnie 6 km dokręcamy promenadą na zasłużoną kolację. O tej porze to już tylko Berliner Döner Kebab.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
134.20 km (0.00 km teren), czas: 09:20 h, avg:14.38 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad morze: Z Białogardu do Grzybowa
Piątek, 12 czerwca 2020 | dodano: 21.06.2020Kategoria Nad Bałtyk 2020, nad morzem, trekking, Zachodniopomorskie
Po dobrym śniadaniu w hotelu, a właściwie w Bistro Jajo, które było zresztą uczestnikiem Kuchennych Rewolucji Magdy Gessler, o czym przypominały krzykliwe banery, zbieramy się z Darkiem w drogę. Pogoda dalej taka jakaś nijaka, ale przynajmniej nie pada i jest trochę cieplej niż w czwartek.
Od Białogardu Stary Kolejowy Szlak biegnie w dwóch wariantach - przez Koszalin do Mielna oraz przez Gościno do Kołobrzegu. Obydwa na około 50 km. My decydujemy się na pierwszy z nich. Ale najpierw runda po białogardzkiej starówce, która pozytywnie mnie zaskoczyła.
Potem szlak biegnie wzdłuż niewielkiej rzeczki - Liśnicy.
W odróżnieniu od odcinka Złocieniec-Białogard, ten do Mielna wcale nie jest oznakowany, a niektóre fragmenty jeszcze nie istnieją, a w zasadzie istnieją jako polne drogi albo leśne dukty:
Pod Bialogardem:
Pogoda poprawia się, nawet nieśmiało wychodzi słońce i robi się cieplej. Jedziemy w stronę Pomianowa, a potem znów w teren.
Nad Radwią trochę pobłądziliśmy. Prawie pokłóciłam się z Darkiem i prawie zgubiłam telefon na jakichś leśnych wertepach. Ale Radew - bardzo ładna. Fajna rzeczka byłaby na kajak.
W końcu znajdujemy właściwą drogę, ale pogoda znów zaczyna się psuć. Pałac w Dunowie:
Do Strzekęcina dojeżdżamy przy pierwszych kroplach deszczu i pomrukach burzy. Postanawiamy przeczekać nawałnicę w tamtejszym Bursztynowym Pałacu, w którym mieści się czterogwiazdkowy hotel. Oczekiwanie umila nam kawa i wykwintna szarlotka.
A gdy przestaje padać, przechadzamy się po pięknym parku wokół pałacu.
Od Strzekęcina przez Koszalin do Mielna jedziemy nudną ścieżką rowerową wzdłuż drogi wojewódzkiej. Duży ruch, brzydko, dobrze że chociaż bezpiecznie. 25 km.
Im bardziej zbliżamy się do morza, tym bardziej znów psuje się pogoda - wiatr robi się coraz bardziej lodowaty i porywisty, pogarsza się widoczność.
Docieramy do Mielna:
Czy to jest czerwiec, czy listopad?
Bardzo dobitnie przypominamy sobie z Darkiem, dlaczego nie spędzamy urlopów nad Bałtykiem.
Sarbinowo
Na szlaku R-10 bardzo tłoczno - spacerowicze, dzieci na rowerkach, niedzielni rowerzyści, hulajnogi, skutery. Dramat. A przejazdy przez miejscowości to masakra. Czasem trafi się spokojniejszy fragment, szczególnie gdy oddalamy się od miejscowości, jak np. w okolicach Gąsek, gdzie są tereny wojskowe
Okolice Kołobrzegu zapewne są przepiękne, bo szlak prowadzi bardzo blisko morza - przy takiej sztormowej pogodzie jednak wiatr tworzy aerozol z morskiej wody, który bryzgami chlapie na ścieżkę i osiada na nas mokrą i zimną warstwą. Odbieram sms-y od znajomych, że w Szczecinie i w południowej Polsce - upał.
Rezerwuję telefonicznie nocleg w pensjonacie w Grzybowie, więc przez Kołobrzeg przejeżdżamy dość szybko. Pogoda zresztą nie zachęca do zwiedzania, więc tylko symbolicznie pstrykam fotkę przy latarni morskiej.
Do Grzybowa docieramy ok. 20.45. Pensjonat jest w ładnej i spokojnej dzielnicy i ma ... ciepłe kaloryfery. Cudownie! Bliziutko sklepy - robimy zakupy na kolację i śniadanie i kładziemy się z nadzieją na poprawę pogody w sobotę.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Od Białogardu Stary Kolejowy Szlak biegnie w dwóch wariantach - przez Koszalin do Mielna oraz przez Gościno do Kołobrzegu. Obydwa na około 50 km. My decydujemy się na pierwszy z nich. Ale najpierw runda po białogardzkiej starówce, która pozytywnie mnie zaskoczyła.
Potem szlak biegnie wzdłuż niewielkiej rzeczki - Liśnicy.
W odróżnieniu od odcinka Złocieniec-Białogard, ten do Mielna wcale nie jest oznakowany, a niektóre fragmenty jeszcze nie istnieją, a w zasadzie istnieją jako polne drogi albo leśne dukty:
Pod Bialogardem:
Pogoda poprawia się, nawet nieśmiało wychodzi słońce i robi się cieplej. Jedziemy w stronę Pomianowa, a potem znów w teren.
Nad Radwią trochę pobłądziliśmy. Prawie pokłóciłam się z Darkiem i prawie zgubiłam telefon na jakichś leśnych wertepach. Ale Radew - bardzo ładna. Fajna rzeczka byłaby na kajak.
W końcu znajdujemy właściwą drogę, ale pogoda znów zaczyna się psuć. Pałac w Dunowie:
Do Strzekęcina dojeżdżamy przy pierwszych kroplach deszczu i pomrukach burzy. Postanawiamy przeczekać nawałnicę w tamtejszym Bursztynowym Pałacu, w którym mieści się czterogwiazdkowy hotel. Oczekiwanie umila nam kawa i wykwintna szarlotka.
A gdy przestaje padać, przechadzamy się po pięknym parku wokół pałacu.
Od Strzekęcina przez Koszalin do Mielna jedziemy nudną ścieżką rowerową wzdłuż drogi wojewódzkiej. Duży ruch, brzydko, dobrze że chociaż bezpiecznie. 25 km.
Im bardziej zbliżamy się do morza, tym bardziej znów psuje się pogoda - wiatr robi się coraz bardziej lodowaty i porywisty, pogarsza się widoczność.
Docieramy do Mielna:
Czy to jest czerwiec, czy listopad?
Bardzo dobitnie przypominamy sobie z Darkiem, dlaczego nie spędzamy urlopów nad Bałtykiem.
Sarbinowo
Na szlaku R-10 bardzo tłoczno - spacerowicze, dzieci na rowerkach, niedzielni rowerzyści, hulajnogi, skutery. Dramat. A przejazdy przez miejscowości to masakra. Czasem trafi się spokojniejszy fragment, szczególnie gdy oddalamy się od miejscowości, jak np. w okolicach Gąsek, gdzie są tereny wojskowe
Okolice Kołobrzegu zapewne są przepiękne, bo szlak prowadzi bardzo blisko morza - przy takiej sztormowej pogodzie jednak wiatr tworzy aerozol z morskiej wody, który bryzgami chlapie na ścieżkę i osiada na nas mokrą i zimną warstwą. Odbieram sms-y od znajomych, że w Szczecinie i w południowej Polsce - upał.
Rezerwuję telefonicznie nocleg w pensjonacie w Grzybowie, więc przez Kołobrzeg przejeżdżamy dość szybko. Pogoda zresztą nie zachęca do zwiedzania, więc tylko symbolicznie pstrykam fotkę przy latarni morskiej.
Do Grzybowa docieramy ok. 20.45. Pensjonat jest w ładnej i spokojnej dzielnicy i ma ... ciepłe kaloryfery. Cudownie! Bliziutko sklepy - robimy zakupy na kolację i śniadanie i kładziemy się z nadzieją na poprawę pogody w sobotę.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
119.23 km (0.00 km teren), czas: 08:59 h, avg:13.27 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła Zalewu Szczecińskiego (2)
Niedziela, 28 kwietnia 2019 | dodano: 01.05.2019Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, nad morzem, Zachodniopomorskie
Drugi dzień to objazd wschodniego brzegu Zalewu – od
Świnoujścia do Szczecina. Ale rano w niedzielę, jeszcze przed wyruszeniem, był
czas na zdjęcia na plaży – i grupowe i prywatne. Przy pięknym słońcu i
bezwietrznej pogodzie.
Organizatorzy zarezerwowali prywatny kurs promem „Bielik” – tylko dla nas i towarzyszących nam radiowozów.
Formowanie kolumny po zejściu z promu:
Zaplanowany na niedzielę dystans był nieco krótszy, bo około 130 km. I też trochę inna jazda, bo wszyscy poruszali się razem w kolumnie rowerowej pod obstawą policji, drogami samochodowymi –zarówno tymi bocznymi, jak i tymi głównymi. Jazda w takim „kołchozie” ma jednak pewne mankamenty – wymaga większej koncentracji, żeby na siebie nie najechać w szyku, no i też ludzie różnie się zachowują. Niektórzy koniecznie muszą wyprzedzać – nawet ryzykownie, niektórym się nudzi i głośno puszczają muzykę z głośników. Czasem ma się stereo z dwóch różnych - okropność i wiocha.
Ale poza takimi wyjątkami to towarzystwo w porządku i sympatyczna atmosfera. Na zakrętach czy estakadach widać niekończący się barwny sznur rowerzystów – super to wygląda.
Pierwszy odcinek – nad Jezioro Turkusowe w Wapnicy jedziemy we dwójkę z Darkiem, potem on zawraca do Świnoujścia, a ja jadę dalej z Gryfusami do Szczecina.
Etap z Wapnicy do Wolina chyba najbardziej uciążliwy. Nie dość że po S3 (pasem awaryjnym) w smrodku spalin, to jeszcze sporo górek – odezwało się moje kolano i nie była to miła rozmowa.
Postój w Wolinie, nad Dziwną – po drugiej stronie skansen Słowian i Wikingów:
Potem, na szczęście było bardziej płasko, a kolano się uspokoiło. Jedziemy trasą alternatywną znad morza przez Stepnicę. Ruch samochodowy jest minimalny, wszędzie wiosna i zielono. W Stepnicy dłuższy postój w marinie i obiad. Chmurzy się i spada nawet parę kropli deszczu.
Przedostatni przystanek w Lubczynie, nad jeziorem Dąbie – również w marinie. Tutaj trochę więcej łódek.
Potem czekamy jeszcze na granicy Szczecina na pozwolenie na wjazd do miasta. Tego dnia w Szczecinie odbywało się kilka imprez, między innymi Marsz dla Życia, więc policja miała pełne ręce roboty i musiała te wszystkie wydarzenia jakoś bezpiecznie skoordynować.
Przejeżdżamy przez Szczecin-Dąbie i Trasę Zamkową do centrum. Potem jeszcze rundka honorowa Aleją Fontann i nawrotka na Placu Grunwaldzkim, aby zakończyć rajd tam, gdzie zaczynaliśmy – czyli na Łasztowni.
Mapka drugiego dnia
Na koniec dostałam nawet medal:
Pierwszy dzień zdecydowanie ciekawszy krajobrazowo, ale myślę, że gdy skończą zachodniopomorską część Blue Velo, to będzie się jeździć dużo przyjemniej również po polskiej stronie Zalewu.
Fajna impreza i naprawdę super zorganizowana. Duży ukłon dla organizatorów, którzy ogarnęli doskonale logistykę dla kilkuset osób i przez cały czas troszczyli się o sympatyczną atmosferę.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Organizatorzy zarezerwowali prywatny kurs promem „Bielik” – tylko dla nas i towarzyszących nam radiowozów.
Formowanie kolumny po zejściu z promu:
Zaplanowany na niedzielę dystans był nieco krótszy, bo około 130 km. I też trochę inna jazda, bo wszyscy poruszali się razem w kolumnie rowerowej pod obstawą policji, drogami samochodowymi –zarówno tymi bocznymi, jak i tymi głównymi. Jazda w takim „kołchozie” ma jednak pewne mankamenty – wymaga większej koncentracji, żeby na siebie nie najechać w szyku, no i też ludzie różnie się zachowują. Niektórzy koniecznie muszą wyprzedzać – nawet ryzykownie, niektórym się nudzi i głośno puszczają muzykę z głośników. Czasem ma się stereo z dwóch różnych - okropność i wiocha.
Ale poza takimi wyjątkami to towarzystwo w porządku i sympatyczna atmosfera. Na zakrętach czy estakadach widać niekończący się barwny sznur rowerzystów – super to wygląda.
Pierwszy odcinek – nad Jezioro Turkusowe w Wapnicy jedziemy we dwójkę z Darkiem, potem on zawraca do Świnoujścia, a ja jadę dalej z Gryfusami do Szczecina.
Etap z Wapnicy do Wolina chyba najbardziej uciążliwy. Nie dość że po S3 (pasem awaryjnym) w smrodku spalin, to jeszcze sporo górek – odezwało się moje kolano i nie była to miła rozmowa.
Postój w Wolinie, nad Dziwną – po drugiej stronie skansen Słowian i Wikingów:
Potem, na szczęście było bardziej płasko, a kolano się uspokoiło. Jedziemy trasą alternatywną znad morza przez Stepnicę. Ruch samochodowy jest minimalny, wszędzie wiosna i zielono. W Stepnicy dłuższy postój w marinie i obiad. Chmurzy się i spada nawet parę kropli deszczu.
Przedostatni przystanek w Lubczynie, nad jeziorem Dąbie – również w marinie. Tutaj trochę więcej łódek.
Potem czekamy jeszcze na granicy Szczecina na pozwolenie na wjazd do miasta. Tego dnia w Szczecinie odbywało się kilka imprez, między innymi Marsz dla Życia, więc policja miała pełne ręce roboty i musiała te wszystkie wydarzenia jakoś bezpiecznie skoordynować.
Przejeżdżamy przez Szczecin-Dąbie i Trasę Zamkową do centrum. Potem jeszcze rundka honorowa Aleją Fontann i nawrotka na Placu Grunwaldzkim, aby zakończyć rajd tam, gdzie zaczynaliśmy – czyli na Łasztowni.
Mapka drugiego dnia
Na koniec dostałam nawet medal:
Pierwszy dzień zdecydowanie ciekawszy krajobrazowo, ale myślę, że gdy skończą zachodniopomorską część Blue Velo, to będzie się jeździć dużo przyjemniej również po polskiej stronie Zalewu.
Fajna impreza i naprawdę super zorganizowana. Duży ukłon dla organizatorów, którzy ogarnęli doskonale logistykę dla kilkuset osób i przez cały czas troszczyli się o sympatyczną atmosferę.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
131.50 km (0.00 km teren), czas: 08:24 h, avg:15.65 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła Zalewu Szczecińskiego (1)
Sobota, 27 kwietnia 2019 | dodano: 29.04.2019Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie, Dookoła Zalewu Szczecińskiego, nad morzem
Dotychczas nigdy nie uczestniczyłam w zorganizowanych wyprawach
rowerowych, zwykle jeżdżę w co najwyżej kilkuosobowej grupce
rodzinno-koleżeńskiej. Jednak w tym roku zapisałam się na rajd dookoła Zalewu
Szczecińskiego, organizowany przez Szczeciński Klub Rowerowy Gryfus. To już
dziewiąta edycja rajdu i chyba największa masowa impreza rowerowa na Pomorzu
Zachodnim, bo zgromadziła ponad 400 osób.
Pobudka w sobotę 4.30 – ciemno, zimno i … leje. Aż trudno uwierzyć, że dzień wcześniej – w piątek – było 27 stopni i piękne słońce! No, ale cóż – prognozy są umiarkowanie optymistyczne, przed południem deszcz ma ustać. Darek podwozi mnie i rower na miejsce zbiórki, na Łasztowni, koło szczecińskich Dźwigozaurów.
Jest 6.00 rano, znajduję swoją grupę, odbieram pakiet startowy i koszulkę, zdaję bagaż do samochodu, który przetransportuje go do Świnoujścia. Czekamy na sygnał do wyjazdu.
Około 7.20 wyruszamy, wciąż pada.
Przez miasto eskortuje nas policja, sprawnie to idzie. Niestety początek rajdu jest dla mnie trochę pechowy – na przejeździe tramwajowym na Wojska Polskiego chwila dekoncentracji i łapię szynę kołem, ślisko, lecę na kolana. Na szczęście tylko lekkie stłuczenie. Szybko się zbieram i jedziemy dalej.
Do Dobieszczyna jedziemy przez Dobrą, Buk i Stolec. Na ścieżce rowerowej z Dobrej coś się przykorkowało, chwilę stoimy. Dobra wiadomość jest taka, że deszcz już tylko lekko mży, prawie przestaje padać i prawie przestają boleć kolana.
Na przejściu granicznym w Dobieszczynie, na 34 kilometrze robimy pierwszy planowany postój.
Organizatorzy ustawiają wszystkich do zdjęcia grupowego, a w międzyczasie fotki pstrykają sobie poszczególne kluby, na przykład Górny Śląsk:
Generalnie Ślązaków bardzo dużo przyjechało – poza nami, lokalsami, chyba najliczniejsza grupa uczestników, coś koło setki albo i więcej. Jest też „Stargard na Rowery” – prawie trzydzieści osób, lubuskie i pojedyncze osoby z innych regionów.
Przez Niemcy jedziemy w grupach w odstępach około kilkuset metrów, do każdej grupy przydzielonych jest dwoje przewodników, funkcjonuje to dobrze. Gdy za Dobieszczynem zauważam, że obluzowuje mi się przednie koło, widocznie nie do końca dokręcone po wyjęciu roweru z samochodu, zaraz znajdują się uczynni panowie, którzy raz-dwa usuwają problem. Więcej pechowych incydentów już mi się na szczęście nie przydarzyło.
Jedziemy przez Hintersee i Rieth, na chwilkę zatrzymujemy się za Rieth przy punkcie widokowym nad jeziorem Nowowarpnieńskim. Już nie pada.
Generalnie zdjęcia robiłam tylko na postojach, bo jednak jazda w takiej ponad trzydziestoosobowej grupie wymusza pewną dyscyplinę. Tempo na tyle turystyczne, że można podziwiać widoki, ale na tyle żwawe, że lepiej nie zostawać w tyle bez wyraźnej konieczności.
Ueckermünde
Moja grupa na słynnej ławeczce:
W rezerwacie Anklamer Stadtbruch mamy zaplanowany obiad. To piękne rozlewiska i chyba jedno z piękniejszych miejsc na trasie, ale nie wiem, czy miejscowego ptactwa wodnego nie wystraszył taki najazd rowerzystów.
A na obiadek dostaliśmy rosół i filet z kurczaka. W wersji dla wegetarian była … ryba ;-)))
Anklam
Rozlewiska rzeki Piany (Peene) w pobliżu mostu w Zecherin na wyspę Uznam
Następny postój mieliśmy w miasteczku Usedom, na południu wyspy. Tutaj miła niespodzianka – spotkanie z Darkiem. Początkowo mieliśmy na cały rajd jechać razem, ale jednak po dwóch tygodniach po zabiegu laparoskopowym nie doszedł do siebie na tyle, aby zrobić całą trasę. Wybrał się więc do Świnoujścia samochodem, swój rower wrzucił do bagażnika i wyjechał mi naprzeciw. Tak więc ostatni odcinek – do Świnoujścia – pokonaliśmy razem.
Wieczorem jeszcze pokręciliśmy się trochę po plaży i po promenadzie, ale na wieczorną imprezę integracyjną już nie bardzo mieliśmy siły. Razem z wieczorną przejażdżką wyszedł mi dzienny dystans 160,5 km. Mapka wycieczki
[CDN]
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pobudka w sobotę 4.30 – ciemno, zimno i … leje. Aż trudno uwierzyć, że dzień wcześniej – w piątek – było 27 stopni i piękne słońce! No, ale cóż – prognozy są umiarkowanie optymistyczne, przed południem deszcz ma ustać. Darek podwozi mnie i rower na miejsce zbiórki, na Łasztowni, koło szczecińskich Dźwigozaurów.
Jest 6.00 rano, znajduję swoją grupę, odbieram pakiet startowy i koszulkę, zdaję bagaż do samochodu, który przetransportuje go do Świnoujścia. Czekamy na sygnał do wyjazdu.
Około 7.20 wyruszamy, wciąż pada.
Przez miasto eskortuje nas policja, sprawnie to idzie. Niestety początek rajdu jest dla mnie trochę pechowy – na przejeździe tramwajowym na Wojska Polskiego chwila dekoncentracji i łapię szynę kołem, ślisko, lecę na kolana. Na szczęście tylko lekkie stłuczenie. Szybko się zbieram i jedziemy dalej.
Do Dobieszczyna jedziemy przez Dobrą, Buk i Stolec. Na ścieżce rowerowej z Dobrej coś się przykorkowało, chwilę stoimy. Dobra wiadomość jest taka, że deszcz już tylko lekko mży, prawie przestaje padać i prawie przestają boleć kolana.
Na przejściu granicznym w Dobieszczynie, na 34 kilometrze robimy pierwszy planowany postój.
Organizatorzy ustawiają wszystkich do zdjęcia grupowego, a w międzyczasie fotki pstrykają sobie poszczególne kluby, na przykład Górny Śląsk:
Generalnie Ślązaków bardzo dużo przyjechało – poza nami, lokalsami, chyba najliczniejsza grupa uczestników, coś koło setki albo i więcej. Jest też „Stargard na Rowery” – prawie trzydzieści osób, lubuskie i pojedyncze osoby z innych regionów.
Przez Niemcy jedziemy w grupach w odstępach około kilkuset metrów, do każdej grupy przydzielonych jest dwoje przewodników, funkcjonuje to dobrze. Gdy za Dobieszczynem zauważam, że obluzowuje mi się przednie koło, widocznie nie do końca dokręcone po wyjęciu roweru z samochodu, zaraz znajdują się uczynni panowie, którzy raz-dwa usuwają problem. Więcej pechowych incydentów już mi się na szczęście nie przydarzyło.
Jedziemy przez Hintersee i Rieth, na chwilkę zatrzymujemy się za Rieth przy punkcie widokowym nad jeziorem Nowowarpnieńskim. Już nie pada.
Generalnie zdjęcia robiłam tylko na postojach, bo jednak jazda w takiej ponad trzydziestoosobowej grupie wymusza pewną dyscyplinę. Tempo na tyle turystyczne, że można podziwiać widoki, ale na tyle żwawe, że lepiej nie zostawać w tyle bez wyraźnej konieczności.
Ueckermünde
Moja grupa na słynnej ławeczce:
W rezerwacie Anklamer Stadtbruch mamy zaplanowany obiad. To piękne rozlewiska i chyba jedno z piękniejszych miejsc na trasie, ale nie wiem, czy miejscowego ptactwa wodnego nie wystraszył taki najazd rowerzystów.
A na obiadek dostaliśmy rosół i filet z kurczaka. W wersji dla wegetarian była … ryba ;-)))
Anklam
Rozlewiska rzeki Piany (Peene) w pobliżu mostu w Zecherin na wyspę Uznam
Następny postój mieliśmy w miasteczku Usedom, na południu wyspy. Tutaj miła niespodzianka – spotkanie z Darkiem. Początkowo mieliśmy na cały rajd jechać razem, ale jednak po dwóch tygodniach po zabiegu laparoskopowym nie doszedł do siebie na tyle, aby zrobić całą trasę. Wybrał się więc do Świnoujścia samochodem, swój rower wrzucił do bagażnika i wyjechał mi naprzeciw. Tak więc ostatni odcinek – do Świnoujścia – pokonaliśmy razem.
Wieczorem jeszcze pokręciliśmy się trochę po plaży i po promenadzie, ale na wieczorną imprezę integracyjną już nie bardzo mieliśmy siły. Razem z wieczorną przejażdżką wyszedł mi dzienny dystans 160,5 km. Mapka wycieczki
[CDN]
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
160.50 km (0.00 km teren), czas: 10:15 h, avg:15.66 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła Zatoki Uznamskiej
Sobota, 16 czerwca 2018 | dodano: 17.06.2018Kategoria Meklemburgia-Pomorze, nad morzem, Niemcy
Co się odwlecze, to nie uciecze. Trasę wycieczki wymyśliłam
sobie już w zeszłym roku, ale jakoś zabrakło wtedy czasu i okazji, żeby
zrealizować plany. Z grubsza rzecz biorąc chodziło o objechanie dookoła wód
Achterwasser, czyli Zatoki Uznamskiej i zaliczenie obydwóch mostów zwodzonych
na wyspę Uznam – w Wolgaście i Zecherin. Mapa wycieczki
Startowaliśmy z wioski Pinnow, kilkanaście km na północny wschód od Anklam, tam też zostawiliśmy auto na parkingu przy przydrożnym barze. Tym razem oprócz Darka towarzyszyła mi także sąsiadka Monika. Temperatura optymalna - ok. 24 stopni i rześki wiatr.
Piękne widoki zaczęły się zaraz po wjeździe na drogę w kierunku Lassan – delikatne wzgórza, pola, kwiaty i tafla wody w oddali.
Przez Lassan dojechaliśmy do Wolgastu, w którym akurat podniesiony był most zwodzony, więc musieliśmy trochę poczekać, ale za to mogliśmy przyjrzeć się z bliska całej procedurze przepuszczania statków i łódek oraz opuszczaniu przęsła mostu.
Włócząc się po wioskach zachodniej części wyspy natknęliśmy się w miejscowości Neuendorf na półwyspie Gnitz na kiwak do wydobywania ropy naftowej.
Część trasy prowadziła wzdłuż wybrzeża. W bałtyckich kurortach już sporo ludzi, ale widać, że jeszcze przed szczytem sezonu.
Molo i plaża w Zinnowitz:
Po drodze zatrzymaliśmy się w Zempin na pyszne marynowane śledzie i spotkaliśmy sympatyczną liczną grupę rowerzystów z Kruszwicy i Inowrocławia, a Darek złapał kapcia.
W Ückeritz odbiliśmy od wybrzeża bałtyckiego na południe. Droga prowadziła koroną wału przeciwpowodziowego, a potem dróżkami, a czasami bezdrożami, ale widoki były cudne i pusto wszędzie
Za miasteczkiem Usedom jedzie się kiepskimi dziurawymi bocznymi szosami przez raczej zaniedbane wioski półwyspu Cosim, więc nie bardzo było co fotografować. Przez Zecherin wróciliśmy znów na stały ląd i krótko przed 21 dotarliśmy do naszego auta.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Startowaliśmy z wioski Pinnow, kilkanaście km na północny wschód od Anklam, tam też zostawiliśmy auto na parkingu przy przydrożnym barze. Tym razem oprócz Darka towarzyszyła mi także sąsiadka Monika. Temperatura optymalna - ok. 24 stopni i rześki wiatr.
Piękne widoki zaczęły się zaraz po wjeździe na drogę w kierunku Lassan – delikatne wzgórza, pola, kwiaty i tafla wody w oddali.
Przez Lassan dojechaliśmy do Wolgastu, w którym akurat podniesiony był most zwodzony, więc musieliśmy trochę poczekać, ale za to mogliśmy przyjrzeć się z bliska całej procedurze przepuszczania statków i łódek oraz opuszczaniu przęsła mostu.
Włócząc się po wioskach zachodniej części wyspy natknęliśmy się w miejscowości Neuendorf na półwyspie Gnitz na kiwak do wydobywania ropy naftowej.
Część trasy prowadziła wzdłuż wybrzeża. W bałtyckich kurortach już sporo ludzi, ale widać, że jeszcze przed szczytem sezonu.
Molo i plaża w Zinnowitz:
Po drodze zatrzymaliśmy się w Zempin na pyszne marynowane śledzie i spotkaliśmy sympatyczną liczną grupę rowerzystów z Kruszwicy i Inowrocławia, a Darek złapał kapcia.
W Ückeritz odbiliśmy od wybrzeża bałtyckiego na południe. Droga prowadziła koroną wału przeciwpowodziowego, a potem dróżkami, a czasami bezdrożami, ale widoki były cudne i pusto wszędzie
Za miasteczkiem Usedom jedzie się kiepskimi dziurawymi bocznymi szosami przez raczej zaniedbane wioski półwyspu Cosim, więc nie bardzo było co fotografować. Przez Zecherin wróciliśmy znów na stały ląd i krótko przed 21 dotarliśmy do naszego auta.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
106.10 km (0.00 km teren), czas: 10:37 h, avg:9.99 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rugia 2017: Dzień 3 - Putbus – Lauterbach – Groß Schoritz – Garz
Poniedziałek, 28 sierpnia 2017 | dodano: 02.09.2017Kategoria Meklemburgia-Pomorze, nad morzem, Niemcy, Rugia 2017
mapa wycieczki
Na ostatni dzień zostawiliśmy sobie objazd południowej części wyspy. Samochód zostawiliśmy na bezpłatnym, dużym parkingu na obrzeżach Putbus, przy drodze do Gremmin. Miasteczko jest inne, niż pozostałe na wyspie – klasycystyczne, kamieniczki w eleganckiej bieli, założone w pierwszej połowie XIX wieku według przemyślanej koncepcji architektonicznej, czytelnej po dziś dzień.
Kamieniczki w Putbus:
Sercem miasta jest rozległy park pałacowy z oranżerią i kilkoma pomniejszymi budynkami. W parku piękne i stare okazy drzew. Dawny pałac książęcy niestety nie zachował się do obecnych czasów.
Oranżeria od frontu i od strony ogrodu:
W parku. Na drugim zdjęciu – czapla biała:
Niespełna dwa kilometry dzielą Putbus od wód Zatoki Rugijskiej. Postanowiliśmy pojechać wybrzeżem w kierunku wschodnim, aby dotrzeć w okolice Groß Stresow, skąd zawróciliśmy pierwszego dnia naszej wyprawy. Droga biegnie malowniczo, przy samym brzegu, a po prawej stronie mamy widok na wyspę Vilm:
Docieramy do mariny w Lauterbach:
i do hotelu Badehaus Goor, położonego nieopodal w malowniczym parku na cyplu:
Jesteśmy dokładnie naprzeciwko niewielkiej wyspy Vilm. Na tę wysepkę o kształcie udka od kurczaka można dopłynąć tylko stateczkiem wycieczkowym, gdyż jest tam rezerwat ścisły:
Przed Groß Stresow zawracamy i nieco zmienioną trasą ponownie kierujemy się w stronę Lauterbach i dalej odbijamy od Rügen Rundweg w boczne dróżki wzdłuż wybrzeża. Brak tu szerokich, piaszczystych plaż i nadmorskiej infrastruktury, ale można przyjemnie odpocząć przy trawiastych albo żwirkowych naturalnych zatoczkach.
Za Neukamp zaczynają się typowo rolnicze pagórkowate okolice, a droga odchodzi nieco od linii brzegowej. Znajdujemy sobie jednak uroczą zatoczkę na mały piknik i – choć nie mieliśmy tego w planach – nawet na orzeźwiającą kąpiel w wodach zatoki. Jesteśmy zupełnie sami, tylko w towarzystwie małych meduz, rewelacja ...
W Silmenitz wracamy na Rügen Rundweg i zmierzamy jeszcze do Groß Schoritz, żeby zobaczyć dwór, w którym urodził się wybitny, choć kontrowersyjny pisarz Ernst Moritz Arndt, będący do niedawna patronem Uniwersytetu w Greifswaldzie. Dwór w remoncie, ale zajrzałam do środka.
W pobliskim Garz znajduje się muzeum Arndta, ale – jako że był poniedziałek – muzeum było zamknięte:
Garz jest najstarszym miastem na Rugii. Już w XII wieku istniał tu gród słowiański, a na początku XIV wieku zyskał prawa miejskie. Dziś jednak miasteczko jest jednak raczej nijakie, nawet zabytkowy kościół św. Piotra jest zamknięty na głucho. Pozostał nam spacer po zabytkowym, przykościelnym cmentarzyku, na którym zachowały się nagrobki jeszcze z XVIII wieku.
Generalnie południe Rugii to tereny rolnicze, z tradycjami ziemiańskimi, o których świadczą liczne dwory i pałacyki, które spotkać można prawie w wielu miejscowościach, również przy szlaku rowerowym. Ich wielkość i wystrój są zróżnicowane, w zależności od gustu i zasobności dawnych właścicieli. Można znaleźć i takie cuda, na widok których człowieka po prostu zatyka.
Pałacyk w Karnitz:
Szlak Rügen Rundweg między Garz a Putbus biegnie głównie w lesie, trasą dawnej kolejki wąskotorowej. Jedzie się więc albo nasypem, albo w wąwozie. Brak tutaj spektakularnych widoków i wzniesień terenu, ale za to jedzie się wygodnie i wśród soczystej zieleni. Krótko po 18.00 docieramy na parking Putbus, skąd - po zrobieniu drobnych zakupów w Netto – wyruszyliśmy samochodem w powrotną podróż do domu.
Rugię na rower polecamy gorąco. Dojazd ze Szczecina – czy to samochodem, czy pociągiem do Stralsundu jest wygodny i niedługi, a na miejscu czeka na rowerzystów przyjazna infrastruktura i zróżnicowane trasy. Zarówno dla wielbicieli pięknych pejzaży jak i miłośników historii i zabytków.
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na ostatni dzień zostawiliśmy sobie objazd południowej części wyspy. Samochód zostawiliśmy na bezpłatnym, dużym parkingu na obrzeżach Putbus, przy drodze do Gremmin. Miasteczko jest inne, niż pozostałe na wyspie – klasycystyczne, kamieniczki w eleganckiej bieli, założone w pierwszej połowie XIX wieku według przemyślanej koncepcji architektonicznej, czytelnej po dziś dzień.
Kamieniczki w Putbus:
Sercem miasta jest rozległy park pałacowy z oranżerią i kilkoma pomniejszymi budynkami. W parku piękne i stare okazy drzew. Dawny pałac książęcy niestety nie zachował się do obecnych czasów.
Oranżeria od frontu i od strony ogrodu:
W parku. Na drugim zdjęciu – czapla biała:
Niespełna dwa kilometry dzielą Putbus od wód Zatoki Rugijskiej. Postanowiliśmy pojechać wybrzeżem w kierunku wschodnim, aby dotrzeć w okolice Groß Stresow, skąd zawróciliśmy pierwszego dnia naszej wyprawy. Droga biegnie malowniczo, przy samym brzegu, a po prawej stronie mamy widok na wyspę Vilm:
Docieramy do mariny w Lauterbach:
i do hotelu Badehaus Goor, położonego nieopodal w malowniczym parku na cyplu:
Jesteśmy dokładnie naprzeciwko niewielkiej wyspy Vilm. Na tę wysepkę o kształcie udka od kurczaka można dopłynąć tylko stateczkiem wycieczkowym, gdyż jest tam rezerwat ścisły:
Przed Groß Stresow zawracamy i nieco zmienioną trasą ponownie kierujemy się w stronę Lauterbach i dalej odbijamy od Rügen Rundweg w boczne dróżki wzdłuż wybrzeża. Brak tu szerokich, piaszczystych plaż i nadmorskiej infrastruktury, ale można przyjemnie odpocząć przy trawiastych albo żwirkowych naturalnych zatoczkach.
Za Neukamp zaczynają się typowo rolnicze pagórkowate okolice, a droga odchodzi nieco od linii brzegowej. Znajdujemy sobie jednak uroczą zatoczkę na mały piknik i – choć nie mieliśmy tego w planach – nawet na orzeźwiającą kąpiel w wodach zatoki. Jesteśmy zupełnie sami, tylko w towarzystwie małych meduz, rewelacja ...
W Silmenitz wracamy na Rügen Rundweg i zmierzamy jeszcze do Groß Schoritz, żeby zobaczyć dwór, w którym urodził się wybitny, choć kontrowersyjny pisarz Ernst Moritz Arndt, będący do niedawna patronem Uniwersytetu w Greifswaldzie. Dwór w remoncie, ale zajrzałam do środka.
W pobliskim Garz znajduje się muzeum Arndta, ale – jako że był poniedziałek – muzeum było zamknięte:
Garz jest najstarszym miastem na Rugii. Już w XII wieku istniał tu gród słowiański, a na początku XIV wieku zyskał prawa miejskie. Dziś jednak miasteczko jest jednak raczej nijakie, nawet zabytkowy kościół św. Piotra jest zamknięty na głucho. Pozostał nam spacer po zabytkowym, przykościelnym cmentarzyku, na którym zachowały się nagrobki jeszcze z XVIII wieku.
Generalnie południe Rugii to tereny rolnicze, z tradycjami ziemiańskimi, o których świadczą liczne dwory i pałacyki, które spotkać można prawie w wielu miejscowościach, również przy szlaku rowerowym. Ich wielkość i wystrój są zróżnicowane, w zależności od gustu i zasobności dawnych właścicieli. Można znaleźć i takie cuda, na widok których człowieka po prostu zatyka.
Pałacyk w Karnitz:
Szlak Rügen Rundweg między Garz a Putbus biegnie głównie w lesie, trasą dawnej kolejki wąskotorowej. Jedzie się więc albo nasypem, albo w wąwozie. Brak tutaj spektakularnych widoków i wzniesień terenu, ale za to jedzie się wygodnie i wśród soczystej zieleni. Krótko po 18.00 docieramy na parking Putbus, skąd - po zrobieniu drobnych zakupów w Netto – wyruszyliśmy samochodem w powrotną podróż do domu.
Rugię na rower polecamy gorąco. Dojazd ze Szczecina – czy to samochodem, czy pociągiem do Stralsundu jest wygodny i niedługi, a na miejscu czeka na rowerzystów przyjazna infrastruktura i zróżnicowane trasy. Zarówno dla wielbicieli pięknych pejzaży jak i miłośników historii i zabytków.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
62.20 km (0.00 km teren), czas: 09:03 h, avg:6.87 km/h,
prędkość maks: 37.60 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)