- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
Dookoła Zalewu Szczecińskiego
Dystans całkowity: | 1167.28 km (w terenie 50.00 km; 4.28%) |
Czas w ruchu: | 74:08 |
Średnia prędkość: | 15.75 km/h |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 129.70 km i 8h 14m |
Więcej statystyk |
Train + Ride z Kamienia Pomorskiego
Sobota, 5 sierpnia 2023 | dodano: 06.08.2023Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, trekking, Zachodniopomorskie
Sobotnie okno pogodowe wykorzystaliśmy z Darkiem na całodzienną wycieczkę, łącząc trasę rowerową z dojazdem pociągiem. Pomysł wyklarował się przy okazji lektury wpisów na grupie "Rowerem przez Pomorze Zachodnie" na facebooku, gdzie ktoś kilkanaście dni temu polecał poranne połączenie kolejowe do Kamienia Pomorskiego. Rzeczywiście - polregio ze Szczecina Głównego jedzie do Kamienia jedynie godzinę i dziesięć minut, nie jest też zatłoczony - nawet w weekendy. Cena - 54 zł za dwie osoby i dwa rowery.
Razem z naszymi jechało dziewięć rowerów:
Tuż po dziewiątej rano jesteśmy w Kamieniu Pomorskim i rozpoczynamy od pokręcenia się po starym mieście. Trasa naszej wycieczki miała w znacznej części pokrywać się z pomorskim odcinkiem Drogi św. Jakuba (czyli Camino) - o czym przypominają znaki żółtej muszli na niebieskim tle - więc najpierw zaglądamy do kontrkatedry pw. św. Jana Chrzciciela. Jest jeszcze wcześnie, więc wirydarz i skarbiec są zamknięte, ale można w ciszy i spokoju przejść się po wnętrzu, podziwiając wspaniałe organy i zabytkowe wyposażenie wnętrza.
Kamieński rynek - z widokiem na ratusz i marinę:
Jest pochmurno i chłodno, ale nie pada - cały dzień ma być bez deszczu, a kierunek wiatru z północy nam sprzyja. Ruszamy więc na południe, w stronę Wolina:
Droga wiedzie wzdłuż Dziwnej, na którą od czasu do czasu mamy widoki.
Ruch jest raczej niewielki, mijamy kolejne zapadłe wioski - Jarszewo, Skarszewo, Dusin, Kukułowo. W Sibinie jest ładny kościół z przełomu XV/XVI w., niestety zamknięty:
W Wolinie trafiliśmy w sam środek Festiwalu Słowian i Wikingów - tłumy w skansenie, jarmark w mieście i wiele osób w średniowiecznych strojach na ulicach:
W Wolinie wypadł nam postój na hot-doga, żeby trochę uzupełnić kalorie, zwłaszcza, że kolejny odcinek biegł przez raczej odludne tereny nad Zalewem Szczecińskim. Krótki relaksik nad wodą:
Od Skoszewa do Czarnocina szlak biegnie szutrową ścieżką po wale przeciwpowodziowym - jest cudnie, pogoda poprawia się:
Za Czarnocinem zjeżdżamy na asfalt w kierunku Stepnicy.
Stepnica - marina i okolice:
Na obiad jeszcze za wcześnie, jedziemy więc dalej - szlak odchodzi od linii brzegowej i wiedzie przez lasy i wioski, a następnie doliną Iny. Na poniższym zdjęciu ktoś (słusznie) skorygował kilometraż.
Ina i most na Inie:
Od Inoujścia do samego Szczecina Dąbie trasa wiedzie teraz brzegiem jeziora Dąbie:
Około 16.30 dojeżdżamy do Lubczyny - już trochę głodni. Zasłużyliśmy na dobry obiad w smażalni przy porcie jachtowym:
Podziwiamy po drodze piękne widoki i bujną roślinność. Czasem nawet zbyt bujną, bo ścieżka nieco zarosła.
W Szczecinie Dąbiu zaglądamy jeszcze na chwilę na kąpielisko:
Wycieczkę naszym "el camino" rozpoczynaliśmy przy katedrze w Kamieniu Pomorskim, a kończymy przy katedrze pw. św. Jakuba w Szczecinie, około 19.30:
A dzisiaj i jutro dni internetowe - ma lać cały czas.
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
118.43 km (0.00 km teren), czas: 07:59 h, avg:14.83 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Anklamer Stadtbruch w duecie, lecz z drobnymi kłopotami
Niedziela, 4 czerwca 2023 | dodano: 05.06.2023Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, Meklemburgia-Pomorze, trekking
Przedwczoraj wróciłam ze służbowych wojaży, a wczoraj po południu wybraliśmy się na rower w duecie z małżonkiem, który również wymyślił trasę wycieczki. Nie mając ochoty po raz kolejny przemierzać utartych ścieżek, zaproponował podjechanie autem z rowerami na dachu do Ueckermünde i wyruszenie stamtąd w stronę rezerwatu Bagien Anklamskich (Anklamer Stadtbruch). Jest to zarazem fragment szlaku dookoła Zalewu Szczecińskiego.
Pierwszą miejscowością na trasie było Mönkebude z ładną plażą. Tam Darek zauważył, że obluzowała mu się kierownica. Zatrzymaliśmy się przy plaży i podczas, gdy Darek przykręcał śrubkę w kierownicy, ja posiedziałam chwilkę na słońcu.
Zauważyliśmy, że w tym roku pojawiły się i tam automaty do pobierania opłaty klimatycznej, więc nie chcąc ryzykować spotkania z jakimś nadgorliwym strażnikiem, nie rozsiadaliśmy się na dłużej, tylko pojechaliśmy w dalszą drogę. Po ładnym odcinku ścieżką przez las docieramy do Bugewitz, skąd rozpoczyna się fragment wiodący do rezerwatu przyrody Anklamer Stadtbruch. Krajobraz już czerwcowy - na polach zielenią się łany zboża, a na bagnach kwitnie na żółto jakaś bliżej mi nieznana roślina. Próbowałam wygooglać, ale bez skutku. W każdym razie pięknie to teraz wygląda.
Zajrzeliśmy na wieżę widokową, ale tylko na chwilkę, bo aktualnie jest opanowana przez stado jaskółek (?), które postanowiły gromadnie w niej zamieszkać, lepiąc pod jej dachem mnóstwo gniazd. Nie chcieliśmy im przeszkadzać, więc szybko zrobiliśmy zdjęcia i zaraz zeszliśmy na dół.
Kolejne spotkanie to rodzina dzikich gęsi, która niewiele sobie robiła z przejeżdżających rowerzystów.
Szutrowa droga malowniczo wije się wzdłuż kanałów i łąk.
Odbijamy w kierunku Kamp, nad cieśninę przy ujściu Peene do Zalewu, z widokiem na wyspę Uznam i pozostałości dawnego mostu kolejowego.
Tutaj robimy sobie kolejny postój, a następnie wracamy, ale nie tą samą drogą, tylko trasą przez Neuendorf i Lübs. Droga jest dobra, poza odcinkiem 2 km kamiennej kostki przed Lübs, na którym Darkowi pęka przedni błotnik. Mamy więc wątpliwą, klekoczącą "atrakcję" przez pozostałą część wycieczki.
Szosa L28 do Ueckermünde jest raczej nudna i jednostajna, jedynym urozmaiceniem jest most na rzece Zarow.
W Ueckermünde zaglądamy jeszcze na koniec na starówkę. Na słynnej ławeczce siedzą jakieś panie, więc nici ze zdjęcia. Pstrykam fotkę na rynku i ok. 20.30 ładujemy rowery na bagażnik i wracamy autem do domu.
A gdzie byłam przez ostatni tydzień? W pewnym mieście gwarnym i tętniącym życiem. O każdej porze dnia i nocy pełnym turystów i zabieganych miejscowych. Sporo z nich jeździ na rowerach, a że DDR-ek jest niewiele, to jeżdżą głównie po chodnikach, co jest tolerowane, ale wymaga nie lada umiejętności w lawirowaniu między pieszymi i różnymi pojazdami. Ja bym chyba nie miała odwagi.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pierwszą miejscowością na trasie było Mönkebude z ładną plażą. Tam Darek zauważył, że obluzowała mu się kierownica. Zatrzymaliśmy się przy plaży i podczas, gdy Darek przykręcał śrubkę w kierownicy, ja posiedziałam chwilkę na słońcu.
Zauważyliśmy, że w tym roku pojawiły się i tam automaty do pobierania opłaty klimatycznej, więc nie chcąc ryzykować spotkania z jakimś nadgorliwym strażnikiem, nie rozsiadaliśmy się na dłużej, tylko pojechaliśmy w dalszą drogę. Po ładnym odcinku ścieżką przez las docieramy do Bugewitz, skąd rozpoczyna się fragment wiodący do rezerwatu przyrody Anklamer Stadtbruch. Krajobraz już czerwcowy - na polach zielenią się łany zboża, a na bagnach kwitnie na żółto jakaś bliżej mi nieznana roślina. Próbowałam wygooglać, ale bez skutku. W każdym razie pięknie to teraz wygląda.
Zajrzeliśmy na wieżę widokową, ale tylko na chwilkę, bo aktualnie jest opanowana przez stado jaskółek (?), które postanowiły gromadnie w niej zamieszkać, lepiąc pod jej dachem mnóstwo gniazd. Nie chcieliśmy im przeszkadzać, więc szybko zrobiliśmy zdjęcia i zaraz zeszliśmy na dół.
Kolejne spotkanie to rodzina dzikich gęsi, która niewiele sobie robiła z przejeżdżających rowerzystów.
Szutrowa droga malowniczo wije się wzdłuż kanałów i łąk.
Odbijamy w kierunku Kamp, nad cieśninę przy ujściu Peene do Zalewu, z widokiem na wyspę Uznam i pozostałości dawnego mostu kolejowego.
Tutaj robimy sobie kolejny postój, a następnie wracamy, ale nie tą samą drogą, tylko trasą przez Neuendorf i Lübs. Droga jest dobra, poza odcinkiem 2 km kamiennej kostki przed Lübs, na którym Darkowi pęka przedni błotnik. Mamy więc wątpliwą, klekoczącą "atrakcję" przez pozostałą część wycieczki.
Szosa L28 do Ueckermünde jest raczej nudna i jednostajna, jedynym urozmaiceniem jest most na rzece Zarow.
W Ueckermünde zaglądamy jeszcze na koniec na starówkę. Na słynnej ławeczce siedzą jakieś panie, więc nici ze zdjęcia. Pstrykam fotkę na rynku i ok. 20.30 ładujemy rowery na bagażnik i wracamy autem do domu.
A gdzie byłam przez ostatni tydzień? W pewnym mieście gwarnym i tętniącym życiem. O każdej porze dnia i nocy pełnym turystów i zabieganych miejscowych. Sporo z nich jeździ na rowerach, a że DDR-ek jest niewiele, to jeżdżą głównie po chodnikach, co jest tolerowane, ale wymaga nie lada umiejętności w lawirowaniu między pieszymi i różnymi pojazdami. Ja bym chyba nie miała odwagi.
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
60.96 km (0.00 km teren), czas: 03:58 h, avg:15.37 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad Zalew
Niedziela, 6 listopada 2022 | dodano: 06.11.2022Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, koło domu, trekking, Zachodniopomorskie
Wczorajsza sobota była pracująca do późna, więc dzisiaj z Darkiem chcieliśmy odbić sobie i pojechać na dłuższą wycieczkę. Rano jednak było bardzo zimno, więc wyruszyliśmy dopiero po jedenastej, gdy temperatura osiągnęła akceptowalne wartości. Ale i tak wyciągnęłam z szafy ciepłe legginsy, softshella na polarku, koszulkę z merynosa i pełne rękawice. Dobry wybór, bo było wietrznie i chłodno przez cały dzień.
Piękne słońce skusiło nas, aby odwiedzić wały nad Zalewem po "naszej" stronie. Szosą dojechaliśmy do Miroszewa, gdzie króciutko zatrzymaliśmy się na pierwszy postój:Tutaj domki wakacyjne, w których - jak głosi informacja - można spędzić urlop z psem.
Dalej pojechaliśmy częściowo wałem przeciwpowodziowym, który na odcinku do Brzózek jest ładnie wykoszony, a częściowo drogą techniczną pod wałem:
Pod Brzózkami - plac budowy. Wygląda to jak podłoże pod ścieżkę rowerową koroną wału, ale tablica informuje jedynie o remoncie umocnień przeciwpowodziowych. A może jednak?
Kilka kilometrów pojechaliśmy szosą, następnie trasa naszej wycieczki wiodła czerwonym szlakiem pieszym przez pałac Manowce, klify nad Zalewem przez las aż do Trzebieży.
Jedziemy singielkiem w lesie, a miejscami prowadzimy - gdy robi się wąsko i stromo wśród gęstych drzew
W Trzebieży na plaży zatrzymujemy się na kolejny postój - zabraliśmy kanapki i termos z ciepłą herbatą. Piknik z takim widokiem, to nie byle co.
Wracamy drogą przez Drogoradz i Nową Jasienicę. Prawie przez całą wycieczkę towarzyszyło nam piękne słońce, ale ostatnie kilometry przejechaliśmy już przy świetle księżyca.
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
71.61 km (25.00 km teren), czas: 04:57 h, avg:14.47 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rajd dookoła Zalewu z Gryfusem - cz. 2: Świnoujście-Szczecin
Niedziela, 3 października 2021 | dodano: 08.10.2021Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, nad morzem, trekking, Zachodniopomorskie
6.30 dzwoni budzik. Na zewnątrz jeszcze ciemnawo i wieje. Jeszcze jak wieje! Z południa wieje. Niby człowiek widział prognozę, ale jednak się łudził - nic z tego. Śniadanie, gramoling - bagaż do ciężarówki, sakwa na rower, zbiórka - jedziemy na prom na Wolin. Ale jest pięknie - jednak już mi się znów chce jechać.
Za przeprawą nieciekawy fragment poboczem S-3 do krzyżówki pod Międzyzdrojami. Może już wkrótce będzie alternatywa w postaci nowego fragmentu trasy R-10, czyli Velo Baltica. Tymczasem jest gotowy odcinek do Wapnicy i Wolina, którym jadę po raz pierwszy.
Pierwszy przystanek nad Jeziorem Turkusowym w Wapnicy i ... pączki:
Do Wolina na szlaku Blue Velo są spore górki przez bukowy las. Fajnie zrobili asfaltowe pasy dla rowerów wzdłuż zabytkowej, brukowanej drogi, a potem gruntową drogą. Niestety jazda w dużej grupie ma ten mankament, że nie bardzo da się nagle zatrzymać, żeby sfotografować detale. Postój w Wolinie wypadł w mało malowniczym miejscu, więc kolejne zdjęcia już z odcinka na południe od Wolina.
Szlak biegnie w znacznej części szutrową ścieżką po koronie wału przeciwpowodziowego. Widoki super, ale ten morderczy, południowy wiatr nieźle nas sponiewierał. O dziwo - na Zalewie nie było jeszcze fali, przynajmniej nie w tej zatoczce.
Zdjęcie poniżej - dzięki uprzejmości przewodniczki grupy.
Dalej - przez Stepnicę i Lubczynę - do prawobrzeżnych dzielnic Szczecina. Po rundce honorowej ulicami śródmieścia, rajd skończył się już o zmierzchu na Łasztowni.
Stepnica:
I Lubczyna:
Mapka:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Za przeprawą nieciekawy fragment poboczem S-3 do krzyżówki pod Międzyzdrojami. Może już wkrótce będzie alternatywa w postaci nowego fragmentu trasy R-10, czyli Velo Baltica. Tymczasem jest gotowy odcinek do Wapnicy i Wolina, którym jadę po raz pierwszy.
Pierwszy przystanek nad Jeziorem Turkusowym w Wapnicy i ... pączki:
Do Wolina na szlaku Blue Velo są spore górki przez bukowy las. Fajnie zrobili asfaltowe pasy dla rowerów wzdłuż zabytkowej, brukowanej drogi, a potem gruntową drogą. Niestety jazda w dużej grupie ma ten mankament, że nie bardzo da się nagle zatrzymać, żeby sfotografować detale. Postój w Wolinie wypadł w mało malowniczym miejscu, więc kolejne zdjęcia już z odcinka na południe od Wolina.
Szlak biegnie w znacznej części szutrową ścieżką po koronie wału przeciwpowodziowego. Widoki super, ale ten morderczy, południowy wiatr nieźle nas sponiewierał. O dziwo - na Zalewie nie było jeszcze fali, przynajmniej nie w tej zatoczce.
Zdjęcie poniżej - dzięki uprzejmości przewodniczki grupy.
Dalej - przez Stepnicę i Lubczynę - do prawobrzeżnych dzielnic Szczecina. Po rundce honorowej ulicami śródmieścia, rajd skończył się już o zmierzchu na Łasztowni.
Stepnica:
I Lubczyna:
Mapka:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
136.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:15.11 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rajd dookoła Zalewu z Gryfusem cz.1 Szczecin-Świnoujście
Sobota, 2 października 2021 | dodano: 05.10.2021Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, Meklemburgia-Pomorze, nad morzem, trekking, Zachodniopomorskie
Jubileuszowy, dziesiąty rajd rowerowy dookoła Zalewu, organizowany przez Szczeciński Klub Rowerowy "Gryfus", miał pecha, bo zmyły go trzy pandemiczne fale. Planowo miał się odbyć w kwietniu 2020 r., potem był termin na październik 2020 r., maj w tym roku też się nie udał - wreszcie doszedł do skutku w miniony weekend. W poprzedniej edycji, przed pandemią, w zasadzie jechałam solo, bo Darek miał problemy zdrowotne, tym razem byliśmy razem, we dwoje.
Pobudka o piątej rano. Szybkie śniadanie, ładowanie rowerów na auto i jedziemy na Łasztownię, gdzie mamy wyznaczoną zbiórkę. Pobieramy pakiety startowe, nadajemy bagaż na nocleg w Świnoujściu do ciężarówki, odbieramy koszulki i szykujemy się do startu. Uczestników jest nieco mniej, niż dwa i pół roku temu, bo ok. 350 osób - my jesteśmy w przedostatniej, dziesiątej grupie startowej. Jest więc chwila czasu na zdjęcia o świcie, szczególnie że Szczecin z tego miejsca wygląda po prostu zjawiskowo:
Niech Was jednak nie zwiedzie pozorny spokój, emanujący z tego zdjęcia. Obok, na bulwarach Łasztowni - gwar i radosny nastrój oczekiwania:
Poranek jest chłodny - ledwie 9 stopni, więc oczekiwanie nieco się dłuży. Ale w końcu ruszamy - najpierw przez miasto, w stronę Głębokiego, a dalej nową ścieżką rowerową w kierunku przejścia granicznego Buk-Blankensee. Tutaj mamy pierwszy, krótki postój.
Dalej jedziemy w stronę Hintersee i trasą dawnej wąskotorówki do Rieth. Byliśmy tu z Darkiem tydzień temu, ale lubimy ten odcinek. W Rieth, nad Jeziorem Nowowarpnieńskim, kolejny foto- i sik-stop.
Przewodniczka naszej grupy i jedna z uczestniczek to kolarki-ultramaratonki, więc jak już jedziemy - to jedziemy konkretnie. Mnie to pasuje, reszcie grupy chyba też. Robi się cieplej, a zza chmur przedziera się słońce. Kolejne zdjęcia są oczywiście z Ueckermünde.
Dojeżdżamy następnie do rezerwatu Bagna Anklamskie (Anklamer Stadtbruch). Tutaj mamy dłuższy postój na obiad. Wiosną roi się w rezerwacie od ptactwa, ale teraz - w październiku tylko gdzie nie gdzie czernią się na drzewach kormorany, na niebie dostrzec można jedynie gęsi, a na wodzie - przy odrobinie szczęścia - pojedyncze czaple i łabędzie. Jesień...
Odcinek szlaku rowerowego do Kamp jest w remoncie - wytyczono objazd do Anklam po drodze z krzywych płyt betonowych. Patataj-patataj. Rower dał radę, kręgosłup ledwie - ledwie. W Anklam odpoczywamy chwilkę na rynku, przy fontannie z pomorskim gryfem:
Na moście zwodzonym na wyspę Uznam, w Zecherin, nad Pianą (Peene):
Kolejny fragment przez bagna - sceneria niemal jak z "Wiedżmina", gdyby nie sznur aut na szosie obok. Jest początek października, a ruch na Uznam jak w wakacje. Hmm...
Przystanek w Usedom:
Potem mamy przejazd nową DDR-ką do Bansin. Przejazd interwałowy - wspinamy się na kolejne wzgórza i zjeżdżamy w dół. Raz za razem - człowiek czuje, że żyje - zwłaszcza, że już 150 km w nogach. A na koniec jeszcze odcinek przez cesarskie kurorty (Kaiserbäder) - Bansin, Heringsdorf i Ahlbeck. Powoli zapada zmierzch i promenada rozświetla się wieczornymi światłami. Jest i molo, jest i morze ...
Grupowe zdjęcie na granicy Ahlbeck-Świnoujście (dzięki uprzejmości przewodniczki grupy):
Na nocleg zajeżdżamy już o szarówce. Za nami ok. 160 km szlaku. Kolacja, piwko i spać - choć niektórzy balowali na dyskotece prawie do białego rana. Ale ja - jak mam jechać cały dzień - to muszę porządnie się zregenerować.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pobudka o piątej rano. Szybkie śniadanie, ładowanie rowerów na auto i jedziemy na Łasztownię, gdzie mamy wyznaczoną zbiórkę. Pobieramy pakiety startowe, nadajemy bagaż na nocleg w Świnoujściu do ciężarówki, odbieramy koszulki i szykujemy się do startu. Uczestników jest nieco mniej, niż dwa i pół roku temu, bo ok. 350 osób - my jesteśmy w przedostatniej, dziesiątej grupie startowej. Jest więc chwila czasu na zdjęcia o świcie, szczególnie że Szczecin z tego miejsca wygląda po prostu zjawiskowo:
Niech Was jednak nie zwiedzie pozorny spokój, emanujący z tego zdjęcia. Obok, na bulwarach Łasztowni - gwar i radosny nastrój oczekiwania:
Poranek jest chłodny - ledwie 9 stopni, więc oczekiwanie nieco się dłuży. Ale w końcu ruszamy - najpierw przez miasto, w stronę Głębokiego, a dalej nową ścieżką rowerową w kierunku przejścia granicznego Buk-Blankensee. Tutaj mamy pierwszy, krótki postój.
Dalej jedziemy w stronę Hintersee i trasą dawnej wąskotorówki do Rieth. Byliśmy tu z Darkiem tydzień temu, ale lubimy ten odcinek. W Rieth, nad Jeziorem Nowowarpnieńskim, kolejny foto- i sik-stop.
Przewodniczka naszej grupy i jedna z uczestniczek to kolarki-ultramaratonki, więc jak już jedziemy - to jedziemy konkretnie. Mnie to pasuje, reszcie grupy chyba też. Robi się cieplej, a zza chmur przedziera się słońce. Kolejne zdjęcia są oczywiście z Ueckermünde.
Dojeżdżamy następnie do rezerwatu Bagna Anklamskie (Anklamer Stadtbruch). Tutaj mamy dłuższy postój na obiad. Wiosną roi się w rezerwacie od ptactwa, ale teraz - w październiku tylko gdzie nie gdzie czernią się na drzewach kormorany, na niebie dostrzec można jedynie gęsi, a na wodzie - przy odrobinie szczęścia - pojedyncze czaple i łabędzie. Jesień...
Odcinek szlaku rowerowego do Kamp jest w remoncie - wytyczono objazd do Anklam po drodze z krzywych płyt betonowych. Patataj-patataj. Rower dał radę, kręgosłup ledwie - ledwie. W Anklam odpoczywamy chwilkę na rynku, przy fontannie z pomorskim gryfem:
Na moście zwodzonym na wyspę Uznam, w Zecherin, nad Pianą (Peene):
Kolejny fragment przez bagna - sceneria niemal jak z "Wiedżmina", gdyby nie sznur aut na szosie obok. Jest początek października, a ruch na Uznam jak w wakacje. Hmm...
Przystanek w Usedom:
Potem mamy przejazd nową DDR-ką do Bansin. Przejazd interwałowy - wspinamy się na kolejne wzgórza i zjeżdżamy w dół. Raz za razem - człowiek czuje, że żyje - zwłaszcza, że już 150 km w nogach. A na koniec jeszcze odcinek przez cesarskie kurorty (Kaiserbäder) - Bansin, Heringsdorf i Ahlbeck. Powoli zapada zmierzch i promenada rozświetla się wieczornymi światłami. Jest i molo, jest i morze ...
Grupowe zdjęcie na granicy Ahlbeck-Świnoujście (dzięki uprzejmości przewodniczki grupy):
Na nocleg zajeżdżamy już o szarówce. Za nami ok. 160 km szlaku. Kolacja, piwko i spać - choć niektórzy balowali na dyskotece prawie do białego rana. Ale ja - jak mam jechać cały dzień - to muszę porządnie się zregenerować.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
164.88 km (0.00 km teren), czas: 09:14 h, avg:17.86 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wiosennie i towarzysko nad Zalew
Niedziela, 11 kwietnia 2021 | dodano: 11.04.2021Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, koło domu, trekking, Zachodniopomorskie
Piękna i ciepła niedziela zachęcała do wyjazdu w plener, a ja już od jakiegoś czasu chciałam pojechać na wały nad Zalew, póki nie zarosną zielskiem i póki da się po nich w miarę dobrze jeździć. Trzebież i Nowe Warpno zapewne były dziś oblężone, dlatego wybraliśmy trasę przez mniej popularne miejscowości - Brzózki, Miroszewo i Podgrodzie, zaglądając po drodze nad jezioro Piaski.
Umówiłam się na wycieczkę z Darkiem z Moniką i jej partnerem wczesnym popołudniem, bo do południa musiałam pracować.
W stronę Podbrzezia jedziemy leśną szutrówką, żeby uniknąć jazdy ruchliwą dziś szosą. Moi towarzysze:
Nad jeziorem Piaski sporo osób - jedna rodzinka na pomoście, jedna para na ławie przy miejscu na ognisko, druga na ławeczce przy pomoście - na szczęście ci ostatni właśnie się zwijali.
Z Moniką i Marcinem:
Do Brzózek jedziemy kolejną szutrówką, która dochodzi do drogi na Mszczuje.
Trochę mnie bawi ta nazwa miejscowości, a trochę jest straszna ;-)
W Brzózkach skręcamy w drogę z płyt:
Miałam tutaj dość nieprzyjemną przygodę - wpadła mi jakaś mucha za okulary. Przy manewrach wytrząsania jej zza szybek puściłam kierownicę jedną ręką a rower jadąc po krzywych płytach stracił stabilność. Runęłam jak długa, ale na szczęście poza siniakiem na łydce i ułamanym mocowaniem dzwonka obyło się bez innych strat. Nawet mucha przeżyła i uwolniłam ją (i siebie) dopiero w pozycji horyzontalnej.
Jazda wzdłuż Zalewu jest możliwa mniej lub bardziej nikłą ścieżką na koronie wału albo drogą techniczną u podnóża wału. Kiedyś być może powstanie tutaj polski odcinek szlaku dookoła Zalewu, ale na razie jest - jak jest.
Rekompensatą są piękne widoki na Zalew
W Miroszewie robimy sobie postój na kanapki na kamieniach nad wodą, a potem jeszcze zaglądamy do Podgrodzia. Tutaj też sporo spacerowiczów i wycieczkowiczów. Z Podgrodzia mamy pod wiatr.
Jeszcze po drodze spotkanie ze stadem krów pod Karsznem ...
Wracamy szosą, jest duży ruch, więc ponownie skręcamy w szutrówkę, pomimo iż oznacza to nadłożenie dodatkowych 2 km. Ale w takim miłym i wesołym towarzystwie, to nic a nic nie szkodzi, a wręcz przeciwnie!
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Umówiłam się na wycieczkę z Darkiem z Moniką i jej partnerem wczesnym popołudniem, bo do południa musiałam pracować.
W stronę Podbrzezia jedziemy leśną szutrówką, żeby uniknąć jazdy ruchliwą dziś szosą. Moi towarzysze:
Nad jeziorem Piaski sporo osób - jedna rodzinka na pomoście, jedna para na ławie przy miejscu na ognisko, druga na ławeczce przy pomoście - na szczęście ci ostatni właśnie się zwijali.
Z Moniką i Marcinem:
Do Brzózek jedziemy kolejną szutrówką, która dochodzi do drogi na Mszczuje.
Trochę mnie bawi ta nazwa miejscowości, a trochę jest straszna ;-)
W Brzózkach skręcamy w drogę z płyt:
Miałam tutaj dość nieprzyjemną przygodę - wpadła mi jakaś mucha za okulary. Przy manewrach wytrząsania jej zza szybek puściłam kierownicę jedną ręką a rower jadąc po krzywych płytach stracił stabilność. Runęłam jak długa, ale na szczęście poza siniakiem na łydce i ułamanym mocowaniem dzwonka obyło się bez innych strat. Nawet mucha przeżyła i uwolniłam ją (i siebie) dopiero w pozycji horyzontalnej.
Jazda wzdłuż Zalewu jest możliwa mniej lub bardziej nikłą ścieżką na koronie wału albo drogą techniczną u podnóża wału. Kiedyś być może powstanie tutaj polski odcinek szlaku dookoła Zalewu, ale na razie jest - jak jest.
Rekompensatą są piękne widoki na Zalew
W Miroszewie robimy sobie postój na kanapki na kamieniach nad wodą, a potem jeszcze zaglądamy do Podgrodzia. Tutaj też sporo spacerowiczów i wycieczkowiczów. Z Podgrodzia mamy pod wiatr.
Jeszcze po drodze spotkanie ze stadem krów pod Karsznem ...
Wracamy szosą, jest duży ruch, więc ponownie skręcamy w szutrówkę, pomimo iż oznacza to nadłożenie dodatkowych 2 km. Ale w takim miłym i wesołym towarzystwie, to nic a nic nie szkodzi, a wręcz przeciwnie!
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
69.40 km (25.00 km teren), czas: 04:45 h, avg:14.61 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ultra Gryfus
Sobota, 5 września 2020 | dodano: 07.09.2020Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, fitness, Niemcy, Zachodniopomorskie
W sobotę razem z Darkiem przejechaliśmy 3 Ultra Gryfus Turystyczny Ultramaraton Rowerowy dookoła Zalewu Szczecińskiego. Pogoda nie rozpieszczała - połowa drogi w deszczu, ale daliśmy radę. Zmieściłam się w regulaminowym czasie, nawet z zapasem 1,5 h i ostatecznie zajęłam 5 miejsce w swojej kategorii wiekowej K45-99.
Pobudka o 4.45, śniadanie, szybki gramoling i przy świetle księżyca jedziemy autem z rowerami na szczecińską Łasztownię.
O 6.00 odbieramy pakiety startowe u organizatora. Ja miałam start o 6.30 - w pierwszej grupie szosowej, Darek o 8.05, więc spora różnica i sporo miał chłopak do nadrobienia.
Trasa prowadziła zgodnie z ruchem wskazówek zegara, więc najpierw jechaliśmy część niemiecką, a powrót - stroną polską.
Na starcie:
Na starcie lekko kropi, ale przejazd przez (rozkopany) Szczecin jest jeszcze w miarę na sucho. Im bliżej granicy, tym bardziej pada i deszcz będzie nam towarzyszył, aż do popołudnia. Podłączam się pod grupę ze Stargardu, która jedzie podobnym jak ja, spokojnym tempem. Pierwszy punkt kontrolny jest w Ueckermünde, gdzie trzeba zrobić zdjęcie przy słynnej ławeczce.
Potem kolejny, gdzieś na parkingu pod Bugewitz - tym razem z punktem żywieniowym (pączki, batony, napoje) i wolontariuszkami z Gryfusa, które podbijają pieczątki na karcie kontrolnej. Jadę dalej - już solo - w kierunku Anklam, gdzie na rynku robię kolejne zdjęcie do dokumentacji:
Na moment przestaje padać, gdzieś nawet nieśmiało próbuje przebić się słońce, ale zaraz ustępuje miejsca ołowianym chmurom i kolejnej fali deszczu. Na dodatek zaliczam - na szczęście niegroźną, ale nieprzyjemną - przewrotkę, zahaczając kołem krawężnik w miejscu, gdzie kończy się ulica i przechodzi w ścieżkę rowerową.
Deszcz chyba wystraszył niemieckich urlopowiczów z wyspy Uznam, bo od samego Anklam do mostu w Zecherin na B 110 utworzył się gigantyczny korek aut wyjeżdżających z wyspy. Początkowo jadę asfaltową DDR-ką, równolegle do szosy, ale już za mostem szlak rowerowy odbija w szutrową drogę przez las. Trochę kiepsko na szosowe opony, więc decyduję się jednak pojechać asfaltem. Na szczęście w kierunku na wyspę jedzie mało samochodów, więc nie będę jakoś wybitnie utrudniać kierowcom życia. Jak się potem okazało Darek na tym szutrze złapał gumę i zmieniał dętkę, więc chyba słusznie, że zjechałam.
Droga do Świnoujścia dłuży się, a pogoda mocno daje się we znaki. Potrzebuję regeneracji. W Świnoujściu jest kolejny punkt kontrolny w Berliner Döner Kebab (jeden ze sponsorów) przy promenadzie. Niektórzy tylko łapią jedzenie na wynos i szybko jadą na prom. Ja potrzebuję dłuższego odpoczynku przed drugą połową dystansu, ciepłego posiłku i gorącej kawy. Po około 20 minutach dojeżdża Darek, przemoczony do suchej nitki. Ja jechałam w kurtce, on w ciuchach kolarskich - na szczęście ma rzeczy na zmianę i na szczęście przestaje padać.
Na promie, już we dwójkę:
Nawet nie widziałam morza, no cóż - niech będzie port w Kanale Piastowskim:
Nudny i trochę uciążliwy fragment trasy wzdłuż ruchliwej DK 3 do Wolina mija nawet całkiem dobrze. Jedziemy szerokim poboczem, ale ruch jest duży - TIR-y, samochody, autokary. Od Wolina - znacznie spokojniej, bo zjeżdżamy w lokalną drogę do Stepnicy. Nawet wiatr, który wieje tam ZAWSZE znad Zalewu, nie jest specjalnie uciążliwy.
Stepnica i kolejny punkt kontrolny przy informacji turystycznej - z kanapkami i bardzo wesołymi wolontariuszkami:
Stąd mamy 50 km do celu. Zmęczenie już daje się we znaki - drętwieją ręce od kierownicy, czuję kolana i siedzenie.
Okolice Goleniowa:
Ostatni odcinek jedziemy już po ciemku. O ile do granic Szczecina jest jeszcze w miarę, to na końcowych 15 km dopada mnie jednak kryzys. Mam już zawroty głowy, muszę się co jakiś czas zatrzymywać, a jazda ruchliwą wlotówką do miasta jest dość stresująca. To było długie 15 kilometrów!
22.16. Jesteśmy na mecie. Bardzo szczęśliwi. Zmieściłam się w regulaminowym czasie, nawet z 1,5 h zapasu i chyba dobrze rozłożyłam siły. Jest ogromna satysfakcja.
Spośród 200 uczestników tylko dwie osoby się wykruszyły z powodu awarii roweru. Większość pojechała ten ultramaraton sportowo - najlepsi w czasie niewiele ponad 8 godzin, ale było też sporo osób, które jechało tak jak my - spokojniej, bardziej turystycznie - jakieś grupy koleżeńskie i ze dwie inne pary. Zakładałam, że powinnam przejechać 250 km w +/- 15 godzin i tak się stało, bo miałam czas 15 h:36 minut,(czas nie uwzględnia przeprawy promowej), co biorąc pod uwagę kiepską pogodę i fakt, że nadłożyłam kilka km gubiąc w pewnym momencie drogę, jest moim nowym życiowym rekordem. W swojej kategorii K45-99 zajęłam 5 miejsce, choć konkurencja ... nie była zbyt duża.
Fajna była przygoda, daliśmy radę.
Strava nieco zawyżyła kilometraż. W rzeczywistości było to ok. 255 km.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pobudka o 4.45, śniadanie, szybki gramoling i przy świetle księżyca jedziemy autem z rowerami na szczecińską Łasztownię.
O 6.00 odbieramy pakiety startowe u organizatora. Ja miałam start o 6.30 - w pierwszej grupie szosowej, Darek o 8.05, więc spora różnica i sporo miał chłopak do nadrobienia.
Trasa prowadziła zgodnie z ruchem wskazówek zegara, więc najpierw jechaliśmy część niemiecką, a powrót - stroną polską.
Na starcie:
Na starcie lekko kropi, ale przejazd przez (rozkopany) Szczecin jest jeszcze w miarę na sucho. Im bliżej granicy, tym bardziej pada i deszcz będzie nam towarzyszył, aż do popołudnia. Podłączam się pod grupę ze Stargardu, która jedzie podobnym jak ja, spokojnym tempem. Pierwszy punkt kontrolny jest w Ueckermünde, gdzie trzeba zrobić zdjęcie przy słynnej ławeczce.
Potem kolejny, gdzieś na parkingu pod Bugewitz - tym razem z punktem żywieniowym (pączki, batony, napoje) i wolontariuszkami z Gryfusa, które podbijają pieczątki na karcie kontrolnej. Jadę dalej - już solo - w kierunku Anklam, gdzie na rynku robię kolejne zdjęcie do dokumentacji:
Na moment przestaje padać, gdzieś nawet nieśmiało próbuje przebić się słońce, ale zaraz ustępuje miejsca ołowianym chmurom i kolejnej fali deszczu. Na dodatek zaliczam - na szczęście niegroźną, ale nieprzyjemną - przewrotkę, zahaczając kołem krawężnik w miejscu, gdzie kończy się ulica i przechodzi w ścieżkę rowerową.
Deszcz chyba wystraszył niemieckich urlopowiczów z wyspy Uznam, bo od samego Anklam do mostu w Zecherin na B 110 utworzył się gigantyczny korek aut wyjeżdżających z wyspy. Początkowo jadę asfaltową DDR-ką, równolegle do szosy, ale już za mostem szlak rowerowy odbija w szutrową drogę przez las. Trochę kiepsko na szosowe opony, więc decyduję się jednak pojechać asfaltem. Na szczęście w kierunku na wyspę jedzie mało samochodów, więc nie będę jakoś wybitnie utrudniać kierowcom życia. Jak się potem okazało Darek na tym szutrze złapał gumę i zmieniał dętkę, więc chyba słusznie, że zjechałam.
Droga do Świnoujścia dłuży się, a pogoda mocno daje się we znaki. Potrzebuję regeneracji. W Świnoujściu jest kolejny punkt kontrolny w Berliner Döner Kebab (jeden ze sponsorów) przy promenadzie. Niektórzy tylko łapią jedzenie na wynos i szybko jadą na prom. Ja potrzebuję dłuższego odpoczynku przed drugą połową dystansu, ciepłego posiłku i gorącej kawy. Po około 20 minutach dojeżdża Darek, przemoczony do suchej nitki. Ja jechałam w kurtce, on w ciuchach kolarskich - na szczęście ma rzeczy na zmianę i na szczęście przestaje padać.
Na promie, już we dwójkę:
Nawet nie widziałam morza, no cóż - niech będzie port w Kanale Piastowskim:
Nudny i trochę uciążliwy fragment trasy wzdłuż ruchliwej DK 3 do Wolina mija nawet całkiem dobrze. Jedziemy szerokim poboczem, ale ruch jest duży - TIR-y, samochody, autokary. Od Wolina - znacznie spokojniej, bo zjeżdżamy w lokalną drogę do Stepnicy. Nawet wiatr, który wieje tam ZAWSZE znad Zalewu, nie jest specjalnie uciążliwy.
Stepnica i kolejny punkt kontrolny przy informacji turystycznej - z kanapkami i bardzo wesołymi wolontariuszkami:
Stąd mamy 50 km do celu. Zmęczenie już daje się we znaki - drętwieją ręce od kierownicy, czuję kolana i siedzenie.
Okolice Goleniowa:
Ostatni odcinek jedziemy już po ciemku. O ile do granic Szczecina jest jeszcze w miarę, to na końcowych 15 km dopada mnie jednak kryzys. Mam już zawroty głowy, muszę się co jakiś czas zatrzymywać, a jazda ruchliwą wlotówką do miasta jest dość stresująca. To było długie 15 kilometrów!
22.16. Jesteśmy na mecie. Bardzo szczęśliwi. Zmieściłam się w regulaminowym czasie, nawet z 1,5 h zapasu i chyba dobrze rozłożyłam siły. Jest ogromna satysfakcja.
Spośród 200 uczestników tylko dwie osoby się wykruszyły z powodu awarii roweru. Większość pojechała ten ultramaraton sportowo - najlepsi w czasie niewiele ponad 8 godzin, ale było też sporo osób, które jechało tak jak my - spokojniej, bardziej turystycznie - jakieś grupy koleżeńskie i ze dwie inne pary. Zakładałam, że powinnam przejechać 250 km w +/- 15 godzin i tak się stało, bo miałam czas 15 h:36 minut,(czas nie uwzględnia przeprawy promowej), co biorąc pod uwagę kiepską pogodę i fakt, że nadłożyłam kilka km gubiąc w pewnym momencie drogę, jest moim nowym życiowym rekordem. W swojej kategorii K45-99 zajęłam 5 miejsce, choć konkurencja ... nie była zbyt duża.
Fajna była przygoda, daliśmy radę.
Strava nieco zawyżyła kilometraż. W rzeczywistości było to ok. 255 km.
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
254.00 km (0.00 km teren), czas: 15:36 h, avg:16.28 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła Zalewu Szczecińskiego (2)
Niedziela, 28 kwietnia 2019 | dodano: 01.05.2019Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, nad morzem, Zachodniopomorskie
Drugi dzień to objazd wschodniego brzegu Zalewu – od
Świnoujścia do Szczecina. Ale rano w niedzielę, jeszcze przed wyruszeniem, był
czas na zdjęcia na plaży – i grupowe i prywatne. Przy pięknym słońcu i
bezwietrznej pogodzie.
Organizatorzy zarezerwowali prywatny kurs promem „Bielik” – tylko dla nas i towarzyszących nam radiowozów.
Formowanie kolumny po zejściu z promu:
Zaplanowany na niedzielę dystans był nieco krótszy, bo około 130 km. I też trochę inna jazda, bo wszyscy poruszali się razem w kolumnie rowerowej pod obstawą policji, drogami samochodowymi –zarówno tymi bocznymi, jak i tymi głównymi. Jazda w takim „kołchozie” ma jednak pewne mankamenty – wymaga większej koncentracji, żeby na siebie nie najechać w szyku, no i też ludzie różnie się zachowują. Niektórzy koniecznie muszą wyprzedzać – nawet ryzykownie, niektórym się nudzi i głośno puszczają muzykę z głośników. Czasem ma się stereo z dwóch różnych - okropność i wiocha.
Ale poza takimi wyjątkami to towarzystwo w porządku i sympatyczna atmosfera. Na zakrętach czy estakadach widać niekończący się barwny sznur rowerzystów – super to wygląda.
Pierwszy odcinek – nad Jezioro Turkusowe w Wapnicy jedziemy we dwójkę z Darkiem, potem on zawraca do Świnoujścia, a ja jadę dalej z Gryfusami do Szczecina.
Etap z Wapnicy do Wolina chyba najbardziej uciążliwy. Nie dość że po S3 (pasem awaryjnym) w smrodku spalin, to jeszcze sporo górek – odezwało się moje kolano i nie była to miła rozmowa.
Postój w Wolinie, nad Dziwną – po drugiej stronie skansen Słowian i Wikingów:
Potem, na szczęście było bardziej płasko, a kolano się uspokoiło. Jedziemy trasą alternatywną znad morza przez Stepnicę. Ruch samochodowy jest minimalny, wszędzie wiosna i zielono. W Stepnicy dłuższy postój w marinie i obiad. Chmurzy się i spada nawet parę kropli deszczu.
Przedostatni przystanek w Lubczynie, nad jeziorem Dąbie – również w marinie. Tutaj trochę więcej łódek.
Potem czekamy jeszcze na granicy Szczecina na pozwolenie na wjazd do miasta. Tego dnia w Szczecinie odbywało się kilka imprez, między innymi Marsz dla Życia, więc policja miała pełne ręce roboty i musiała te wszystkie wydarzenia jakoś bezpiecznie skoordynować.
Przejeżdżamy przez Szczecin-Dąbie i Trasę Zamkową do centrum. Potem jeszcze rundka honorowa Aleją Fontann i nawrotka na Placu Grunwaldzkim, aby zakończyć rajd tam, gdzie zaczynaliśmy – czyli na Łasztowni.
Mapka drugiego dnia
Na koniec dostałam nawet medal:
Pierwszy dzień zdecydowanie ciekawszy krajobrazowo, ale myślę, że gdy skończą zachodniopomorską część Blue Velo, to będzie się jeździć dużo przyjemniej również po polskiej stronie Zalewu.
Fajna impreza i naprawdę super zorganizowana. Duży ukłon dla organizatorów, którzy ogarnęli doskonale logistykę dla kilkuset osób i przez cały czas troszczyli się o sympatyczną atmosferę.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Organizatorzy zarezerwowali prywatny kurs promem „Bielik” – tylko dla nas i towarzyszących nam radiowozów.
Formowanie kolumny po zejściu z promu:
Zaplanowany na niedzielę dystans był nieco krótszy, bo około 130 km. I też trochę inna jazda, bo wszyscy poruszali się razem w kolumnie rowerowej pod obstawą policji, drogami samochodowymi –zarówno tymi bocznymi, jak i tymi głównymi. Jazda w takim „kołchozie” ma jednak pewne mankamenty – wymaga większej koncentracji, żeby na siebie nie najechać w szyku, no i też ludzie różnie się zachowują. Niektórzy koniecznie muszą wyprzedzać – nawet ryzykownie, niektórym się nudzi i głośno puszczają muzykę z głośników. Czasem ma się stereo z dwóch różnych - okropność i wiocha.
Ale poza takimi wyjątkami to towarzystwo w porządku i sympatyczna atmosfera. Na zakrętach czy estakadach widać niekończący się barwny sznur rowerzystów – super to wygląda.
Pierwszy odcinek – nad Jezioro Turkusowe w Wapnicy jedziemy we dwójkę z Darkiem, potem on zawraca do Świnoujścia, a ja jadę dalej z Gryfusami do Szczecina.
Etap z Wapnicy do Wolina chyba najbardziej uciążliwy. Nie dość że po S3 (pasem awaryjnym) w smrodku spalin, to jeszcze sporo górek – odezwało się moje kolano i nie była to miła rozmowa.
Postój w Wolinie, nad Dziwną – po drugiej stronie skansen Słowian i Wikingów:
Potem, na szczęście było bardziej płasko, a kolano się uspokoiło. Jedziemy trasą alternatywną znad morza przez Stepnicę. Ruch samochodowy jest minimalny, wszędzie wiosna i zielono. W Stepnicy dłuższy postój w marinie i obiad. Chmurzy się i spada nawet parę kropli deszczu.
Przedostatni przystanek w Lubczynie, nad jeziorem Dąbie – również w marinie. Tutaj trochę więcej łódek.
Potem czekamy jeszcze na granicy Szczecina na pozwolenie na wjazd do miasta. Tego dnia w Szczecinie odbywało się kilka imprez, między innymi Marsz dla Życia, więc policja miała pełne ręce roboty i musiała te wszystkie wydarzenia jakoś bezpiecznie skoordynować.
Przejeżdżamy przez Szczecin-Dąbie i Trasę Zamkową do centrum. Potem jeszcze rundka honorowa Aleją Fontann i nawrotka na Placu Grunwaldzkim, aby zakończyć rajd tam, gdzie zaczynaliśmy – czyli na Łasztowni.
Mapka drugiego dnia
Na koniec dostałam nawet medal:
Pierwszy dzień zdecydowanie ciekawszy krajobrazowo, ale myślę, że gdy skończą zachodniopomorską część Blue Velo, to będzie się jeździć dużo przyjemniej również po polskiej stronie Zalewu.
Fajna impreza i naprawdę super zorganizowana. Duży ukłon dla organizatorów, którzy ogarnęli doskonale logistykę dla kilkuset osób i przez cały czas troszczyli się o sympatyczną atmosferę.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
131.50 km (0.00 km teren), czas: 08:24 h, avg:15.65 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła Zalewu Szczecińskiego (1)
Sobota, 27 kwietnia 2019 | dodano: 29.04.2019Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie, Dookoła Zalewu Szczecińskiego, nad morzem
Dotychczas nigdy nie uczestniczyłam w zorganizowanych wyprawach
rowerowych, zwykle jeżdżę w co najwyżej kilkuosobowej grupce
rodzinno-koleżeńskiej. Jednak w tym roku zapisałam się na rajd dookoła Zalewu
Szczecińskiego, organizowany przez Szczeciński Klub Rowerowy Gryfus. To już
dziewiąta edycja rajdu i chyba największa masowa impreza rowerowa na Pomorzu
Zachodnim, bo zgromadziła ponad 400 osób.
Pobudka w sobotę 4.30 – ciemno, zimno i … leje. Aż trudno uwierzyć, że dzień wcześniej – w piątek – było 27 stopni i piękne słońce! No, ale cóż – prognozy są umiarkowanie optymistyczne, przed południem deszcz ma ustać. Darek podwozi mnie i rower na miejsce zbiórki, na Łasztowni, koło szczecińskich Dźwigozaurów.
Jest 6.00 rano, znajduję swoją grupę, odbieram pakiet startowy i koszulkę, zdaję bagaż do samochodu, który przetransportuje go do Świnoujścia. Czekamy na sygnał do wyjazdu.
Około 7.20 wyruszamy, wciąż pada.
Przez miasto eskortuje nas policja, sprawnie to idzie. Niestety początek rajdu jest dla mnie trochę pechowy – na przejeździe tramwajowym na Wojska Polskiego chwila dekoncentracji i łapię szynę kołem, ślisko, lecę na kolana. Na szczęście tylko lekkie stłuczenie. Szybko się zbieram i jedziemy dalej.
Do Dobieszczyna jedziemy przez Dobrą, Buk i Stolec. Na ścieżce rowerowej z Dobrej coś się przykorkowało, chwilę stoimy. Dobra wiadomość jest taka, że deszcz już tylko lekko mży, prawie przestaje padać i prawie przestają boleć kolana.
Na przejściu granicznym w Dobieszczynie, na 34 kilometrze robimy pierwszy planowany postój.
Organizatorzy ustawiają wszystkich do zdjęcia grupowego, a w międzyczasie fotki pstrykają sobie poszczególne kluby, na przykład Górny Śląsk:
Generalnie Ślązaków bardzo dużo przyjechało – poza nami, lokalsami, chyba najliczniejsza grupa uczestników, coś koło setki albo i więcej. Jest też „Stargard na Rowery” – prawie trzydzieści osób, lubuskie i pojedyncze osoby z innych regionów.
Przez Niemcy jedziemy w grupach w odstępach około kilkuset metrów, do każdej grupy przydzielonych jest dwoje przewodników, funkcjonuje to dobrze. Gdy za Dobieszczynem zauważam, że obluzowuje mi się przednie koło, widocznie nie do końca dokręcone po wyjęciu roweru z samochodu, zaraz znajdują się uczynni panowie, którzy raz-dwa usuwają problem. Więcej pechowych incydentów już mi się na szczęście nie przydarzyło.
Jedziemy przez Hintersee i Rieth, na chwilkę zatrzymujemy się za Rieth przy punkcie widokowym nad jeziorem Nowowarpnieńskim. Już nie pada.
Generalnie zdjęcia robiłam tylko na postojach, bo jednak jazda w takiej ponad trzydziestoosobowej grupie wymusza pewną dyscyplinę. Tempo na tyle turystyczne, że można podziwiać widoki, ale na tyle żwawe, że lepiej nie zostawać w tyle bez wyraźnej konieczności.
Ueckermünde
Moja grupa na słynnej ławeczce:
W rezerwacie Anklamer Stadtbruch mamy zaplanowany obiad. To piękne rozlewiska i chyba jedno z piękniejszych miejsc na trasie, ale nie wiem, czy miejscowego ptactwa wodnego nie wystraszył taki najazd rowerzystów.
A na obiadek dostaliśmy rosół i filet z kurczaka. W wersji dla wegetarian była … ryba ;-)))
Anklam
Rozlewiska rzeki Piany (Peene) w pobliżu mostu w Zecherin na wyspę Uznam
Następny postój mieliśmy w miasteczku Usedom, na południu wyspy. Tutaj miła niespodzianka – spotkanie z Darkiem. Początkowo mieliśmy na cały rajd jechać razem, ale jednak po dwóch tygodniach po zabiegu laparoskopowym nie doszedł do siebie na tyle, aby zrobić całą trasę. Wybrał się więc do Świnoujścia samochodem, swój rower wrzucił do bagażnika i wyjechał mi naprzeciw. Tak więc ostatni odcinek – do Świnoujścia – pokonaliśmy razem.
Wieczorem jeszcze pokręciliśmy się trochę po plaży i po promenadzie, ale na wieczorną imprezę integracyjną już nie bardzo mieliśmy siły. Razem z wieczorną przejażdżką wyszedł mi dzienny dystans 160,5 km. Mapka wycieczki
[CDN]
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pobudka w sobotę 4.30 – ciemno, zimno i … leje. Aż trudno uwierzyć, że dzień wcześniej – w piątek – było 27 stopni i piękne słońce! No, ale cóż – prognozy są umiarkowanie optymistyczne, przed południem deszcz ma ustać. Darek podwozi mnie i rower na miejsce zbiórki, na Łasztowni, koło szczecińskich Dźwigozaurów.
Jest 6.00 rano, znajduję swoją grupę, odbieram pakiet startowy i koszulkę, zdaję bagaż do samochodu, który przetransportuje go do Świnoujścia. Czekamy na sygnał do wyjazdu.
Około 7.20 wyruszamy, wciąż pada.
Przez miasto eskortuje nas policja, sprawnie to idzie. Niestety początek rajdu jest dla mnie trochę pechowy – na przejeździe tramwajowym na Wojska Polskiego chwila dekoncentracji i łapię szynę kołem, ślisko, lecę na kolana. Na szczęście tylko lekkie stłuczenie. Szybko się zbieram i jedziemy dalej.
Do Dobieszczyna jedziemy przez Dobrą, Buk i Stolec. Na ścieżce rowerowej z Dobrej coś się przykorkowało, chwilę stoimy. Dobra wiadomość jest taka, że deszcz już tylko lekko mży, prawie przestaje padać i prawie przestają boleć kolana.
Na przejściu granicznym w Dobieszczynie, na 34 kilometrze robimy pierwszy planowany postój.
Organizatorzy ustawiają wszystkich do zdjęcia grupowego, a w międzyczasie fotki pstrykają sobie poszczególne kluby, na przykład Górny Śląsk:
Generalnie Ślązaków bardzo dużo przyjechało – poza nami, lokalsami, chyba najliczniejsza grupa uczestników, coś koło setki albo i więcej. Jest też „Stargard na Rowery” – prawie trzydzieści osób, lubuskie i pojedyncze osoby z innych regionów.
Przez Niemcy jedziemy w grupach w odstępach około kilkuset metrów, do każdej grupy przydzielonych jest dwoje przewodników, funkcjonuje to dobrze. Gdy za Dobieszczynem zauważam, że obluzowuje mi się przednie koło, widocznie nie do końca dokręcone po wyjęciu roweru z samochodu, zaraz znajdują się uczynni panowie, którzy raz-dwa usuwają problem. Więcej pechowych incydentów już mi się na szczęście nie przydarzyło.
Jedziemy przez Hintersee i Rieth, na chwilkę zatrzymujemy się za Rieth przy punkcie widokowym nad jeziorem Nowowarpnieńskim. Już nie pada.
Generalnie zdjęcia robiłam tylko na postojach, bo jednak jazda w takiej ponad trzydziestoosobowej grupie wymusza pewną dyscyplinę. Tempo na tyle turystyczne, że można podziwiać widoki, ale na tyle żwawe, że lepiej nie zostawać w tyle bez wyraźnej konieczności.
Ueckermünde
Moja grupa na słynnej ławeczce:
W rezerwacie Anklamer Stadtbruch mamy zaplanowany obiad. To piękne rozlewiska i chyba jedno z piękniejszych miejsc na trasie, ale nie wiem, czy miejscowego ptactwa wodnego nie wystraszył taki najazd rowerzystów.
A na obiadek dostaliśmy rosół i filet z kurczaka. W wersji dla wegetarian była … ryba ;-)))
Anklam
Rozlewiska rzeki Piany (Peene) w pobliżu mostu w Zecherin na wyspę Uznam
Następny postój mieliśmy w miasteczku Usedom, na południu wyspy. Tutaj miła niespodzianka – spotkanie z Darkiem. Początkowo mieliśmy na cały rajd jechać razem, ale jednak po dwóch tygodniach po zabiegu laparoskopowym nie doszedł do siebie na tyle, aby zrobić całą trasę. Wybrał się więc do Świnoujścia samochodem, swój rower wrzucił do bagażnika i wyjechał mi naprzeciw. Tak więc ostatni odcinek – do Świnoujścia – pokonaliśmy razem.
Wieczorem jeszcze pokręciliśmy się trochę po plaży i po promenadzie, ale na wieczorną imprezę integracyjną już nie bardzo mieliśmy siły. Razem z wieczorną przejażdżką wyszedł mi dzienny dystans 160,5 km. Mapka wycieczki
[CDN]
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
160.50 km (0.00 km teren), czas: 10:15 h, avg:15.66 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)