- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
Meklemburgia-Pomorze
Dystans całkowity: | 5826.18 km (w terenie 312.00 km; 5.36%) |
Czas w ruchu: | 378:34 |
Średnia prędkość: | 15.09 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.60 km/h |
Suma podjazdów: | 323 m |
Liczba aktywności: | 84 |
Średnio na aktywność: | 69.36 km i 4h 37m |
Więcej statystyk |
Dookoła Zalewu Szczecińskiego (1)
Sobota, 27 kwietnia 2019 | dodano: 29.04.2019Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie, Dookoła Zalewu Szczecińskiego, nad morzem
Dotychczas nigdy nie uczestniczyłam w zorganizowanych wyprawach
rowerowych, zwykle jeżdżę w co najwyżej kilkuosobowej grupce
rodzinno-koleżeńskiej. Jednak w tym roku zapisałam się na rajd dookoła Zalewu
Szczecińskiego, organizowany przez Szczeciński Klub Rowerowy Gryfus. To już
dziewiąta edycja rajdu i chyba największa masowa impreza rowerowa na Pomorzu
Zachodnim, bo zgromadziła ponad 400 osób.
Pobudka w sobotę 4.30 – ciemno, zimno i … leje. Aż trudno uwierzyć, że dzień wcześniej – w piątek – było 27 stopni i piękne słońce! No, ale cóż – prognozy są umiarkowanie optymistyczne, przed południem deszcz ma ustać. Darek podwozi mnie i rower na miejsce zbiórki, na Łasztowni, koło szczecińskich Dźwigozaurów.
Jest 6.00 rano, znajduję swoją grupę, odbieram pakiet startowy i koszulkę, zdaję bagaż do samochodu, który przetransportuje go do Świnoujścia. Czekamy na sygnał do wyjazdu.
Około 7.20 wyruszamy, wciąż pada.
Przez miasto eskortuje nas policja, sprawnie to idzie. Niestety początek rajdu jest dla mnie trochę pechowy – na przejeździe tramwajowym na Wojska Polskiego chwila dekoncentracji i łapię szynę kołem, ślisko, lecę na kolana. Na szczęście tylko lekkie stłuczenie. Szybko się zbieram i jedziemy dalej.
Do Dobieszczyna jedziemy przez Dobrą, Buk i Stolec. Na ścieżce rowerowej z Dobrej coś się przykorkowało, chwilę stoimy. Dobra wiadomość jest taka, że deszcz już tylko lekko mży, prawie przestaje padać i prawie przestają boleć kolana.
Na przejściu granicznym w Dobieszczynie, na 34 kilometrze robimy pierwszy planowany postój.
Organizatorzy ustawiają wszystkich do zdjęcia grupowego, a w międzyczasie fotki pstrykają sobie poszczególne kluby, na przykład Górny Śląsk:
Generalnie Ślązaków bardzo dużo przyjechało – poza nami, lokalsami, chyba najliczniejsza grupa uczestników, coś koło setki albo i więcej. Jest też „Stargard na Rowery” – prawie trzydzieści osób, lubuskie i pojedyncze osoby z innych regionów.
Przez Niemcy jedziemy w grupach w odstępach około kilkuset metrów, do każdej grupy przydzielonych jest dwoje przewodników, funkcjonuje to dobrze. Gdy za Dobieszczynem zauważam, że obluzowuje mi się przednie koło, widocznie nie do końca dokręcone po wyjęciu roweru z samochodu, zaraz znajdują się uczynni panowie, którzy raz-dwa usuwają problem. Więcej pechowych incydentów już mi się na szczęście nie przydarzyło.
Jedziemy przez Hintersee i Rieth, na chwilkę zatrzymujemy się za Rieth przy punkcie widokowym nad jeziorem Nowowarpnieńskim. Już nie pada.
Generalnie zdjęcia robiłam tylko na postojach, bo jednak jazda w takiej ponad trzydziestoosobowej grupie wymusza pewną dyscyplinę. Tempo na tyle turystyczne, że można podziwiać widoki, ale na tyle żwawe, że lepiej nie zostawać w tyle bez wyraźnej konieczności.
Ueckermünde
Moja grupa na słynnej ławeczce:
W rezerwacie Anklamer Stadtbruch mamy zaplanowany obiad. To piękne rozlewiska i chyba jedno z piękniejszych miejsc na trasie, ale nie wiem, czy miejscowego ptactwa wodnego nie wystraszył taki najazd rowerzystów.
A na obiadek dostaliśmy rosół i filet z kurczaka. W wersji dla wegetarian była … ryba ;-)))
Anklam
Rozlewiska rzeki Piany (Peene) w pobliżu mostu w Zecherin na wyspę Uznam
Następny postój mieliśmy w miasteczku Usedom, na południu wyspy. Tutaj miła niespodzianka – spotkanie z Darkiem. Początkowo mieliśmy na cały rajd jechać razem, ale jednak po dwóch tygodniach po zabiegu laparoskopowym nie doszedł do siebie na tyle, aby zrobić całą trasę. Wybrał się więc do Świnoujścia samochodem, swój rower wrzucił do bagażnika i wyjechał mi naprzeciw. Tak więc ostatni odcinek – do Świnoujścia – pokonaliśmy razem.
Wieczorem jeszcze pokręciliśmy się trochę po plaży i po promenadzie, ale na wieczorną imprezę integracyjną już nie bardzo mieliśmy siły. Razem z wieczorną przejażdżką wyszedł mi dzienny dystans 160,5 km. Mapka wycieczki
[CDN]
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pobudka w sobotę 4.30 – ciemno, zimno i … leje. Aż trudno uwierzyć, że dzień wcześniej – w piątek – było 27 stopni i piękne słońce! No, ale cóż – prognozy są umiarkowanie optymistyczne, przed południem deszcz ma ustać. Darek podwozi mnie i rower na miejsce zbiórki, na Łasztowni, koło szczecińskich Dźwigozaurów.
Jest 6.00 rano, znajduję swoją grupę, odbieram pakiet startowy i koszulkę, zdaję bagaż do samochodu, który przetransportuje go do Świnoujścia. Czekamy na sygnał do wyjazdu.
Około 7.20 wyruszamy, wciąż pada.
Przez miasto eskortuje nas policja, sprawnie to idzie. Niestety początek rajdu jest dla mnie trochę pechowy – na przejeździe tramwajowym na Wojska Polskiego chwila dekoncentracji i łapię szynę kołem, ślisko, lecę na kolana. Na szczęście tylko lekkie stłuczenie. Szybko się zbieram i jedziemy dalej.
Do Dobieszczyna jedziemy przez Dobrą, Buk i Stolec. Na ścieżce rowerowej z Dobrej coś się przykorkowało, chwilę stoimy. Dobra wiadomość jest taka, że deszcz już tylko lekko mży, prawie przestaje padać i prawie przestają boleć kolana.
Na przejściu granicznym w Dobieszczynie, na 34 kilometrze robimy pierwszy planowany postój.
Organizatorzy ustawiają wszystkich do zdjęcia grupowego, a w międzyczasie fotki pstrykają sobie poszczególne kluby, na przykład Górny Śląsk:
Generalnie Ślązaków bardzo dużo przyjechało – poza nami, lokalsami, chyba najliczniejsza grupa uczestników, coś koło setki albo i więcej. Jest też „Stargard na Rowery” – prawie trzydzieści osób, lubuskie i pojedyncze osoby z innych regionów.
Przez Niemcy jedziemy w grupach w odstępach około kilkuset metrów, do każdej grupy przydzielonych jest dwoje przewodników, funkcjonuje to dobrze. Gdy za Dobieszczynem zauważam, że obluzowuje mi się przednie koło, widocznie nie do końca dokręcone po wyjęciu roweru z samochodu, zaraz znajdują się uczynni panowie, którzy raz-dwa usuwają problem. Więcej pechowych incydentów już mi się na szczęście nie przydarzyło.
Jedziemy przez Hintersee i Rieth, na chwilkę zatrzymujemy się za Rieth przy punkcie widokowym nad jeziorem Nowowarpnieńskim. Już nie pada.
Generalnie zdjęcia robiłam tylko na postojach, bo jednak jazda w takiej ponad trzydziestoosobowej grupie wymusza pewną dyscyplinę. Tempo na tyle turystyczne, że można podziwiać widoki, ale na tyle żwawe, że lepiej nie zostawać w tyle bez wyraźnej konieczności.
Ueckermünde
Moja grupa na słynnej ławeczce:
W rezerwacie Anklamer Stadtbruch mamy zaplanowany obiad. To piękne rozlewiska i chyba jedno z piękniejszych miejsc na trasie, ale nie wiem, czy miejscowego ptactwa wodnego nie wystraszył taki najazd rowerzystów.
A na obiadek dostaliśmy rosół i filet z kurczaka. W wersji dla wegetarian była … ryba ;-)))
Anklam
Rozlewiska rzeki Piany (Peene) w pobliżu mostu w Zecherin na wyspę Uznam
Następny postój mieliśmy w miasteczku Usedom, na południu wyspy. Tutaj miła niespodzianka – spotkanie z Darkiem. Początkowo mieliśmy na cały rajd jechać razem, ale jednak po dwóch tygodniach po zabiegu laparoskopowym nie doszedł do siebie na tyle, aby zrobić całą trasę. Wybrał się więc do Świnoujścia samochodem, swój rower wrzucił do bagażnika i wyjechał mi naprzeciw. Tak więc ostatni odcinek – do Świnoujścia – pokonaliśmy razem.
Wieczorem jeszcze pokręciliśmy się trochę po plaży i po promenadzie, ale na wieczorną imprezę integracyjną już nie bardzo mieliśmy siły. Razem z wieczorną przejażdżką wyszedł mi dzienny dystans 160,5 km. Mapka wycieczki
[CDN]
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
160.50 km (0.00 km teren), czas: 10:15 h, avg:15.66 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Altwarp i Ueckermünde
Poniedziałek, 22 kwietnia 2019 | dodano: 22.04.2019Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Pierwsza setka w tym roku i pierwsza solo. Po dwóch dniach przerwy od roweru z powodu świątecznych przygotowań i zobowiązań rodzinnych udało się dzisiaj znaleźć kilka godzin na wycieczkę. Szkoda, że samotną - choć Darek w czasie mojej nieobecności dzisiaj po raz pierwszy od operacji wyciągnął rower i powolutku przejechał się asfaltem. Chyba było dobrze, bo mówił, że dojechał aż nad jezioro Piaski, a to ok. 16 km od naszego domu.
A ja po porannej mszy i wspólnym śniadaniu z Darkiem wybrałam się na dłuższy dystans, żeby zobaczyć, jak tam z moją kondycją. No i wyszła stówka, nawet z lekką nadwyżką. Mapka wycieczki.
Po dojechaniu do granicy w Dobieszczynie DW 115 skierowałam się do Hintersee, a stamtąd dobrze znanym szlakiem rowerowym do Rieth, trasą dawnej kolejki wąskotorowej.
Pierwszy przystanek na przystani w Rieth i drobna przekąska - babeczka brownie, upieczona przez moją córkę na święta.
Prowiant dla rowerzystki:
Kościółek w Rieth
Bardzo malowniczą trasą brzegiem Jeziora Nowowarpnieńskiego pojechałam do Warsin. Zazwyczaj jedziemy stamtąd do Altwarp asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż szosy, a wracamy starą (ale w miarę równą) drogą brukowaną przez Dolinę Jałowców (Wacholdertal), południową stroną półwyspu, ale zachciało mi się dzisiaj odwrotnie. Niestety pomyliłam drogę, zwiedziona niezbyt precyzyjnym drogowskazem i zamiast na twardym trakcie znalazłam się na leśnej drodze, coraz bardziej piaszczystej.
Gdy dojechałam do skrzyżowania, gdzie odchodziło sześć (!) dróg, poczułam się trochę niepewnie i nie chcąc ryzykować pobłądzenia w lesie wybrałam w miarę przejezdną trawiastą drogę, po której spodziewałam się, że wrócę do szosy i tak się rzeczywiście stało.
Pokręciłam się trochę po Altwarp, w którym dzisiaj sporo gości - głównie Niemców, zwabionych piękną pogodą i urokami rybackiej, sielskiej wioski:
W starym porcie chwilę odpoczęłam i zjadłam kanapkę na ławeczce z widokiem na Nowe Warpno:
Wiosna ...
W nowym porcie przy kei stał akurat kuter Lütt Matten (czyli "Mały Marcinek" w plattdeutsch), który regularnie kursuje między Nowym Warpnem i Altwarp i zabiera pieszych oraz rowerzystów:
Jakiś mini-zlot zabytkowych pojazdów motocyklowych:
Nieopodal, na pirsie, zauważyłam również starą kotwicę, na którą jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi, a szkoda, bo jest to miejsce pamięci o zmarłych mieszkańcach tej miejscowości.
Wróciłam do Warsin i przez Bellin pojechałam dalej do Ueckermünde. Zajrzałam na plażę:
A potem malowniczą ścieżką rowerową podjechałam na starówkę. Jak widać nie tylko rowerzyści z tej ścieżki korzystają:
Nad Uecker (czyli Wkrą) niektórzy już poczuli lato ...
A dwie czaple - o dziwo - w ogóle nic sobie nie robiły z ludzi na promenadzie, chyba oswojone
Na starym mieście w Ueckermünde
Skorzystałam z okazji i wybrałam trochę gotówki z bankomatu, przydała się w Eggesin, gdy naszła mnie ochota na lody - po południu było naprawdę cieplutko, więc z przyjemnością usiadłam na chwilkę w ogródku przy małej kawiarence
Powrót szosą do Hintersee i Dobieszczyna - niestety bardziej ruchliwą, niż się spodziewałam w ten świąteczny dzień. Jazdę bardzo utrudniał też coraz silniejszy wiatr południowo-wschodni, czasem gwałtowne podmuchy wręcz spychały na środek jezdni i bardzo hamowały - niekiedy ledwie do 14-15 km/h.
Za Dobieszczynem było jeszcze gorzej - nie dość że dużo samochodów, to jeszcze kierowcy bardzo brawurowi. Kilka kilometrów przed Tanowem "stuknęła" mi setka. Sześć godzin jazdy na rowerze trekkingowym - myślę, że to całkiem przyzwoite turystyczne tempo. Końcówka wolniejsza, bo wiatr dawał się we znaki. Nad Gunicą przy wjeździe do Tanowa:
Dotarłam do domu umiarkowanie zmęczona, nawet mogłabym jeszcze trochę pokręcić, choć wolałabym bez tego uciążliwego wiatru. Niestety cały dzień "świrowało" mi endomondo - przy każdym nieco dłuższym postoju i robieniu zdjęć zatrzymywało trening, więc na koniec miałam chyba 8 zapisów i to jeszcze urwało około kilometra w samym Tanowie i coś tam w Ueckermünde. Dopiero po powrocie do domu scaliłam te kawałki w jeden zapis, prawie kompletny.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
A ja po porannej mszy i wspólnym śniadaniu z Darkiem wybrałam się na dłuższy dystans, żeby zobaczyć, jak tam z moją kondycją. No i wyszła stówka, nawet z lekką nadwyżką. Mapka wycieczki.
Po dojechaniu do granicy w Dobieszczynie DW 115 skierowałam się do Hintersee, a stamtąd dobrze znanym szlakiem rowerowym do Rieth, trasą dawnej kolejki wąskotorowej.
Pierwszy przystanek na przystani w Rieth i drobna przekąska - babeczka brownie, upieczona przez moją córkę na święta.
Prowiant dla rowerzystki:
Kościółek w Rieth
Bardzo malowniczą trasą brzegiem Jeziora Nowowarpnieńskiego pojechałam do Warsin. Zazwyczaj jedziemy stamtąd do Altwarp asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż szosy, a wracamy starą (ale w miarę równą) drogą brukowaną przez Dolinę Jałowców (Wacholdertal), południową stroną półwyspu, ale zachciało mi się dzisiaj odwrotnie. Niestety pomyliłam drogę, zwiedziona niezbyt precyzyjnym drogowskazem i zamiast na twardym trakcie znalazłam się na leśnej drodze, coraz bardziej piaszczystej.
Gdy dojechałam do skrzyżowania, gdzie odchodziło sześć (!) dróg, poczułam się trochę niepewnie i nie chcąc ryzykować pobłądzenia w lesie wybrałam w miarę przejezdną trawiastą drogę, po której spodziewałam się, że wrócę do szosy i tak się rzeczywiście stało.
Pokręciłam się trochę po Altwarp, w którym dzisiaj sporo gości - głównie Niemców, zwabionych piękną pogodą i urokami rybackiej, sielskiej wioski:
W starym porcie chwilę odpoczęłam i zjadłam kanapkę na ławeczce z widokiem na Nowe Warpno:
Wiosna ...
W nowym porcie przy kei stał akurat kuter Lütt Matten (czyli "Mały Marcinek" w plattdeutsch), który regularnie kursuje między Nowym Warpnem i Altwarp i zabiera pieszych oraz rowerzystów:
Jakiś mini-zlot zabytkowych pojazdów motocyklowych:
Nieopodal, na pirsie, zauważyłam również starą kotwicę, na którą jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi, a szkoda, bo jest to miejsce pamięci o zmarłych mieszkańcach tej miejscowości.
Wróciłam do Warsin i przez Bellin pojechałam dalej do Ueckermünde. Zajrzałam na plażę:
A potem malowniczą ścieżką rowerową podjechałam na starówkę. Jak widać nie tylko rowerzyści z tej ścieżki korzystają:
Nad Uecker (czyli Wkrą) niektórzy już poczuli lato ...
A dwie czaple - o dziwo - w ogóle nic sobie nie robiły z ludzi na promenadzie, chyba oswojone
Na starym mieście w Ueckermünde
Skorzystałam z okazji i wybrałam trochę gotówki z bankomatu, przydała się w Eggesin, gdy naszła mnie ochota na lody - po południu było naprawdę cieplutko, więc z przyjemnością usiadłam na chwilkę w ogródku przy małej kawiarence
Powrót szosą do Hintersee i Dobieszczyna - niestety bardziej ruchliwą, niż się spodziewałam w ten świąteczny dzień. Jazdę bardzo utrudniał też coraz silniejszy wiatr południowo-wschodni, czasem gwałtowne podmuchy wręcz spychały na środek jezdni i bardzo hamowały - niekiedy ledwie do 14-15 km/h.
Za Dobieszczynem było jeszcze gorzej - nie dość że dużo samochodów, to jeszcze kierowcy bardzo brawurowi. Kilka kilometrów przed Tanowem "stuknęła" mi setka. Sześć godzin jazdy na rowerze trekkingowym - myślę, że to całkiem przyzwoite turystyczne tempo. Końcówka wolniejsza, bo wiatr dawał się we znaki. Nad Gunicą przy wjeździe do Tanowa:
Dotarłam do domu umiarkowanie zmęczona, nawet mogłabym jeszcze trochę pokręcić, choć wolałabym bez tego uciążliwego wiatru. Niestety cały dzień "świrowało" mi endomondo - przy każdym nieco dłuższym postoju i robieniu zdjęć zatrzymywało trening, więc na koniec miałam chyba 8 zapisów i to jeszcze urwało około kilometra w samym Tanowie i coś tam w Ueckermünde. Dopiero po powrocie do domu scaliłam te kawałki w jeden zapis, prawie kompletny.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
107.50 km (15.00 km teren), czas: 06:32 h, avg:16.45 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rothenklempenow i okoliczne wioski
Niedziela, 14 kwietnia 2019 | dodano: 14.04.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie
Przedpołudnie jeszcze chłodne i wilgotne, ale po południu pogoda poprawiła się, więc trochę pokręciłam się po okolicy, znanymi szlakami i znów w pojedynkę. Tak to pewnie będzie jeszcze jakiś czas, dopóki Darek nie dojdzie do zdrowia.
Aby ominąć choć trochę ruch samochodowy na szosie do Dobieszczyna, na początkowy odcinek wybrałam drogę szutrową od Gunicy. Potem już szosa, aż do krzyżówki pod Hintersee - jechało się dobrze i nawet się rozkręciłam. Przemknęłam ścieżką rowerową przez Glashütte aż do Grünhof. Na liczniku 28 km, więc zatrzymałam się na przystanku autobusowym na krótką przerwę i batonika.
Grünhof:
W Grünhof zdecydowałam, że pojadę dalej do Rothenklempenow, a stamtąd będę się już kierować w stronę polskiej granicy. Okolice zamku, parku i zabudowań dworskich w Rothenklempenow zawsze są wdzięcznym plenerem fotograficznym - nie mogłam sobie i tym razem odmówić przyjemności zrobienia kilku zdjęć:
I oczywiście mój ulubiony motyw - romantyczna Lina Jedyna (Lina die Einzige)
Postanowiłam wrócić do Blankensee drogą przez Mewegen, która ostatnio tak mi się podobała. Niestety zaraz po wyjeździe z Rothenklempenow wyłączyło się endomondo i dopiero w Mewegen zorientowałam się, więc mam dwie mapki i to bez 3 km pomiędzy tymi miejscowościami. Mapka 1, Mapka 2
Pomimo niedzieli trwały prace polowe, które z jakichś powodów wzbudziły zainteresowanie pary bocianów i jakiegoś mniejszego ptactwa. Pewnie kombajn wygrzebał przy okazji jakieś ptasie smakołyki:
W Mewegen koło kościoła następne zamieszkałe gniazdo bocianów:
Bardzo ładna jest ta droga do Blankensee.
Dalej to już nic nowego - drogą dla rowerów wzdłuż granicy, a potem Dobra, Grzepnica, Sławoszewo i Bartoszewo. Powrót uprzykrzał wiatr - coraz bardziej zimny i gwałtowny, niestety. Kapliczka leśna w Bartoszewie:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Aby ominąć choć trochę ruch samochodowy na szosie do Dobieszczyna, na początkowy odcinek wybrałam drogę szutrową od Gunicy. Potem już szosa, aż do krzyżówki pod Hintersee - jechało się dobrze i nawet się rozkręciłam. Przemknęłam ścieżką rowerową przez Glashütte aż do Grünhof. Na liczniku 28 km, więc zatrzymałam się na przystanku autobusowym na krótką przerwę i batonika.
Grünhof:
W Grünhof zdecydowałam, że pojadę dalej do Rothenklempenow, a stamtąd będę się już kierować w stronę polskiej granicy. Okolice zamku, parku i zabudowań dworskich w Rothenklempenow zawsze są wdzięcznym plenerem fotograficznym - nie mogłam sobie i tym razem odmówić przyjemności zrobienia kilku zdjęć:
I oczywiście mój ulubiony motyw - romantyczna Lina Jedyna (Lina die Einzige)
Postanowiłam wrócić do Blankensee drogą przez Mewegen, która ostatnio tak mi się podobała. Niestety zaraz po wyjeździe z Rothenklempenow wyłączyło się endomondo i dopiero w Mewegen zorientowałam się, więc mam dwie mapki i to bez 3 km pomiędzy tymi miejscowościami. Mapka 1, Mapka 2
Pomimo niedzieli trwały prace polowe, które z jakichś powodów wzbudziły zainteresowanie pary bocianów i jakiegoś mniejszego ptactwa. Pewnie kombajn wygrzebał przy okazji jakieś ptasie smakołyki:
W Mewegen koło kościoła następne zamieszkałe gniazdo bocianów:
Bardzo ładna jest ta droga do Blankensee.
Dalej to już nic nowego - drogą dla rowerów wzdłuż granicy, a potem Dobra, Grzepnica, Sławoszewo i Bartoszewo. Powrót uprzykrzał wiatr - coraz bardziej zimny i gwałtowny, niestety. Kapliczka leśna w Bartoszewie:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
59.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Z Blankensee do Krackowa - znów z Moniką i Darkiem
Niedziela, 31 marca 2019 | dodano: 31.03.2019Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Północny wiatr obniżył dzisiaj temperaturę o dobrych kilka stopni, ale w dalszym ciągu była komfortowa na rower - trzeba się było tylko "przeprosić" z cieplejszą kurtką, kominem i rękawiczkami. I znów wybraliśmy się we trójkę - z Darkiem i Moniką, ale tym razem podjechaliśmy autem z rowerami do Blankensee i tam rozpoczęliśmy wycieczkę po przygranicznych terenach Meklemburgii-Pomorza Przedniego Mapka
Drogą przez Mewegen i Boock pojechaliśmy do Löcknitz i nad tamtejsze jeziorko.
Główna ulica w Löcknitz:
Kilkusetletni dąb nad jeziorem - pomnik przyrody
Jedziemy dalej na południe, do Retzin:
A dalsza trasa brzmi jak wycieczka objazdowa po Europie - Glas(g)ow, Kra(c)kow, a po drodze jeszcze Streithofer Alpen
Na ławeczce z takim widokiem zrobiliśmy sobie piknik, słoneczko miło dogrzewało, aż się nie chciało ruszyć. Ledwie wyjechaliśmy z lasu, gdy dopadł nas lodowaty - iście alpejski - wiatr i towarzyszył nam już do końca wycieczki.
Jeszcze zajrzeliśmy do Krackowa, no Wawel to może nie jest, ale całkiem ładny pałacyk
Powrót kawałek trasą Odra-Nysa, a od Ramin już najkrótszą drogą bocznymi asfaltówkami, niestety centralnie pod wiatr i trochę pod górkę. Generalnie to cała trasa dzisiaj była pagórkowata (ok. 350 m w górę i w dół), ale ten ostatni kawałek, na którym trzeba było zmagać się z wiatrem, trochę mnie zmęczył.
Przystanek-biblioteka (Buchhaltestelle) w Lebehn
Na horyzoncie para żurawi pod Hohenfelde
Wracając z autem widzieliśmy również bociany w gnieździe w Buku, po polskiej stronie.
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Drogą przez Mewegen i Boock pojechaliśmy do Löcknitz i nad tamtejsze jeziorko.
Główna ulica w Löcknitz:
Kilkusetletni dąb nad jeziorem - pomnik przyrody
Jedziemy dalej na południe, do Retzin:
A dalsza trasa brzmi jak wycieczka objazdowa po Europie - Glas(g)ow, Kra(c)kow, a po drodze jeszcze Streithofer Alpen
Na ławeczce z takim widokiem zrobiliśmy sobie piknik, słoneczko miło dogrzewało, aż się nie chciało ruszyć. Ledwie wyjechaliśmy z lasu, gdy dopadł nas lodowaty - iście alpejski - wiatr i towarzyszył nam już do końca wycieczki.
Jeszcze zajrzeliśmy do Krackowa, no Wawel to może nie jest, ale całkiem ładny pałacyk
Powrót kawałek trasą Odra-Nysa, a od Ramin już najkrótszą drogą bocznymi asfaltówkami, niestety centralnie pod wiatr i trochę pod górkę. Generalnie to cała trasa dzisiaj była pagórkowata (ok. 350 m w górę i w dół), ale ten ostatni kawałek, na którym trzeba było zmagać się z wiatrem, trochę mnie zmęczył.
Przystanek-biblioteka (Buchhaltestelle) w Lebehn
Na horyzoncie para żurawi pod Hohenfelde
Wracając z autem widzieliśmy również bociany w gnieździe w Buku, po polskiej stronie.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
63.30 km (0.00 km teren), czas: 06:03 h, avg:10.46 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Z Moniką i Darkiem do Rieth
Sobota, 30 marca 2019 | dodano: 30.03.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Zachodniopomorskie
Miało być dzisiaj ciepło, ale pochmurno, a tu taka niespodzianka - ciepło i słonecznie! Nawet bardzo ciepło, jak na marzec. Umówiliśmy się dzisiaj na rower we trójkę - oprócz Darka towarzyszyła mi sąsiadka i przyjaciółka Monika. Mapka wycieczki.
Wyjechaliśmy po 10-tej w stronę Węgornika, a następnie polną drogą w stronę Stolca. Już o tej porze temperatura była na tyle wysoka, że nie marzłam w lekkiej bluzie.
Monika i ja, a pałac w Stolcu znów na sprzedaż:
Nad jeziorem w Stolcu właśnie odbywało się spotkanie towarzyskie klubu rowerowego Neptun Szczecin. Bardzo wesołe towarzystwo, głównie w wieku emerytalnym
W pewnym momencie na plaży zrobiło się naprawdę tłoczno, więc zwinęliśmy się i podążyliśmy w stronę Pampow. Jak zwykle zatrzymaliśmy się na chwilę przy Haus Salomo, żeby poobserwować zwierzaki:
Następny przystanek to jeziorko Thursee, malowniczo położone w lesie za Pampow
Nieopodal spotkaliśmy pierwszą wiosenną ropuszkę, jeszcze trochę powolną i senną
Stamtąd gruntową drogą do Glashütte, częściowo trasą dawnej wąskotorówki
W Glashütte naszą uwagę przykuł budynek dawnego gasthofu, niestety aktualnie w ruinie ...
Jest coraz cieplej, temperatura jak w maju, a nie w marcu. W Hintersee podążamy dalej szlakiem wąskotorówki Randower Kleinbahn. Koniki w Ludwigshof jak zwykle bardzo fotogeniczne:
Wkrótce dojeżdżamy do Rieth:
Zaglądamy na przystań i na plażę, gdzie robimy sobie piknik, bo w międzyczasie porządnie zgłodnieliśmy, i na mostek graniczny
A ponieważ na szosie z Nowego Warpna do Dobieszczyna jest duży ruch - mnóstwo samochodów i motocykli, które pędzą z zawrotną prędkością i strasznie hałasują, to skręcamy i wybieramy boczną drogę przez jezioro Piaski
Stamtąd już tylko 16 km do domu. Pozdrawiam.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyjechaliśmy po 10-tej w stronę Węgornika, a następnie polną drogą w stronę Stolca. Już o tej porze temperatura była na tyle wysoka, że nie marzłam w lekkiej bluzie.
Monika i ja, a pałac w Stolcu znów na sprzedaż:
Nad jeziorem w Stolcu właśnie odbywało się spotkanie towarzyskie klubu rowerowego Neptun Szczecin. Bardzo wesołe towarzystwo, głównie w wieku emerytalnym
W pewnym momencie na plaży zrobiło się naprawdę tłoczno, więc zwinęliśmy się i podążyliśmy w stronę Pampow. Jak zwykle zatrzymaliśmy się na chwilę przy Haus Salomo, żeby poobserwować zwierzaki:
Następny przystanek to jeziorko Thursee, malowniczo położone w lesie za Pampow
Nieopodal spotkaliśmy pierwszą wiosenną ropuszkę, jeszcze trochę powolną i senną
Stamtąd gruntową drogą do Glashütte, częściowo trasą dawnej wąskotorówki
W Glashütte naszą uwagę przykuł budynek dawnego gasthofu, niestety aktualnie w ruinie ...
Jest coraz cieplej, temperatura jak w maju, a nie w marcu. W Hintersee podążamy dalej szlakiem wąskotorówki Randower Kleinbahn. Koniki w Ludwigshof jak zwykle bardzo fotogeniczne:
Wkrótce dojeżdżamy do Rieth:
Zaglądamy na przystań i na plażę, gdzie robimy sobie piknik, bo w międzyczasie porządnie zgłodnieliśmy, i na mostek graniczny
A ponieważ na szosie z Nowego Warpna do Dobieszczyna jest duży ruch - mnóstwo samochodów i motocykli, które pędzą z zawrotną prędkością i strasznie hałasują, to skręcamy i wybieramy boczną drogę przez jezioro Piaski
Stamtąd już tylko 16 km do domu. Pozdrawiam.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
73.70 km (20.00 km teren), czas: 06:51 h, avg:10.76 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Koblentz i niemieckie jeziorka
Niedziela, 24 lutego 2019 | dodano: 24.02.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Zachciało mi się dzisiaj za miedzę - do sąsiadów, a Darek miał życzenie, żebyśmy pojechali jakąś nową trasą, której jeszcze nie znamy. I tak nam wyszła dzisiejsza wycieczka - trochę w nieznane, a trochę w znane. Mapka
Wycieczka trochę ulgowa, bo Darek po przeziębieniu - podwieźliśmy więc rowery autem na granicę do Blankensee i stamtąd ruszyliśmy w stronę Pampow dopiero około południa, jak już zrobiło się ciepło. Temperatura dochodziła dzisiaj do +10 stopni, a do tego miłe sloneczko.
Na skraju Blankensee zatrzymaliśmy się przy gospodarstwie agroturystycznym Zaubermondhof, w którym mieszka dużo różnych zwierzątek - między innymi ciekawskie kozy i sympatyczne osiołki
Żałowałam, że nie mieliśmy ze sobą marchewek czy innych smakołyków dla tych miłych czworonogów, musiało im wystarczyć pogłaskanie po mordkach.
W Pampow odbiliśmy w ładną drogę w kierunku na Grünhof. I rzeczywiście zielono już wokół, a na okolicznych zielonych łąkach spotkaliśmy duże stado żurawi, ale w oddali. Niemniej jednak ich donośny klangor towarzyszył nam przez caly dzień.
Na mapce widniało nieopodal jeziorko Latzigsee, nad którym nigdy nie byliśmy. Skręciliśmy więc do osady Theerofen, a następnie drogą gruntową dojechaliśmy nad jezioro. Są tam trzy pomosty oraz tablice informacyjne po polsku, niemiecku i angielsku:
Tłumaczenie na język polski jest trochę osobliwe. Nas szczególnie zadziwiła fauna okolic jeziora, a szczególnie wąski ślimak pieluszki i ślimak z brzucha :-))))
Nad jeziorem zjedliśmy kanapki, a następnie dalej drogą gruntową dojechaliśmy do wioski Borken. Po drodze - jak zresztą przez cały dzisiejszy dzień - dużo pastwisk i stad krów, dla których chyba byliśmy jakąś tam atrakcją, bo przyglądały się nam z zainteresowaniem. I towarzyszący nam prawie stale zapaszek gnojówki ... ot, takie uroki rolniczych terenów...
Z Borken przez Marienthal dojechaliśmy do Koblentz. Niestety po drodze gdzieś zgubiłam mapę "okolice Szczecina", którą woziłam ze sobą na wycieczki w bliższe okolice. No cóż, mapa była z 1998 roku, więc już się zamortyzowała i pewnie kupimy nowsze wydanie, a tymczasem musieliśmy z konieczności radzić sobie nawigacją rowerową google. Okazało się, że włączenie nawigacji powoduje zatrzymanie endomondo - na szczęście byliśmy we dwójkę, więc ja nawigowałam, a Darek u siebie na smartfonie miał endomondo i mógł przesłać mi potem mapkę.
Klasycystyczne mauzoleum i wiosenne kwiatki w parku wokól niego w Koblentz:
Naszym celem były również dwa jeziora, nad którymi leży Koblentz - Großer Koblentzer See oraz Kleiner See. Najpierw dojechaliśmy gruntową drogą nad duże jezioro, które jest rezerwatem przyrody. Wzdłuż wschodniego jego brzegu prowadzi nikła ścieżka do wieży widokowej, z której roztacza się fantastyczny widok. Naprawdę warto zadać sobie trochę trudu, aby tam dotrzeć i móc podziwiać takie pejzaże
Jak już nacieszyliśmy się panoramą Großer Koblentzer See, powróciliśmy do wioski i odnaleźliśmy Kleiner See. Nieźle dokazują tam bobry i to właściwie w samej wsi:
Darek nad brzegiem jeziora:
I obelisk ku czci mieszkańców Koblentz, poległych w czasie I Wojny Światowej
Zrobiła się już piętnasta, więc należało pomyśleć o powrocie w stronę auta. Zamiast więc jechać do Löcknitz postanowiliśmy skrócić trochę trasę i wrócić do Blankensee przez Rothenklempenow. Po drodze ciekawe pozostałości posiadłości ziemskiej w Breitenstein, niestety nie zachował się pałac, a tylko zabudowania gospodarcze i jeden budynek mieszkalny - już opuszczony
Po raz drugi tego dnia przekraczamy rzekę Randow
A za nią sielskie krajobrazy, następne jeziorko a nad nim domy letniskowe i nawet wóz konny spotkaliśmy
Rothenklempenow i tamtejszy pałac już znamy, ale lubimy tam wracać, a tego niedzielnego popołudnia było tam naprawdę miło
A w parku romantyczna rzeźba Liny - jedynej (Lina die Einzige). Ciekawe, kogo przedstawia i jaka jest jej historia? Nic niestety na ten temat nie znalazłam w internecie
Z Rothenklempenow również wróciliśmy trasą dla nas "dziewiczą", bo przez Mewegen. Bardzo ładnie. Niby tyle razy już się jeździło po tych okolicach, ale wciąż jeszcze są nieodkryte szlaki i miejsca.
A oto i meta naszej przejażdźki:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wycieczka trochę ulgowa, bo Darek po przeziębieniu - podwieźliśmy więc rowery autem na granicę do Blankensee i stamtąd ruszyliśmy w stronę Pampow dopiero około południa, jak już zrobiło się ciepło. Temperatura dochodziła dzisiaj do +10 stopni, a do tego miłe sloneczko.
Na skraju Blankensee zatrzymaliśmy się przy gospodarstwie agroturystycznym Zaubermondhof, w którym mieszka dużo różnych zwierzątek - między innymi ciekawskie kozy i sympatyczne osiołki
Żałowałam, że nie mieliśmy ze sobą marchewek czy innych smakołyków dla tych miłych czworonogów, musiało im wystarczyć pogłaskanie po mordkach.
W Pampow odbiliśmy w ładną drogę w kierunku na Grünhof. I rzeczywiście zielono już wokół, a na okolicznych zielonych łąkach spotkaliśmy duże stado żurawi, ale w oddali. Niemniej jednak ich donośny klangor towarzyszył nam przez caly dzień.
Na mapce widniało nieopodal jeziorko Latzigsee, nad którym nigdy nie byliśmy. Skręciliśmy więc do osady Theerofen, a następnie drogą gruntową dojechaliśmy nad jezioro. Są tam trzy pomosty oraz tablice informacyjne po polsku, niemiecku i angielsku:
Tłumaczenie na język polski jest trochę osobliwe. Nas szczególnie zadziwiła fauna okolic jeziora, a szczególnie wąski ślimak pieluszki i ślimak z brzucha :-))))
Nad jeziorem zjedliśmy kanapki, a następnie dalej drogą gruntową dojechaliśmy do wioski Borken. Po drodze - jak zresztą przez cały dzisiejszy dzień - dużo pastwisk i stad krów, dla których chyba byliśmy jakąś tam atrakcją, bo przyglądały się nam z zainteresowaniem. I towarzyszący nam prawie stale zapaszek gnojówki ... ot, takie uroki rolniczych terenów...
Z Borken przez Marienthal dojechaliśmy do Koblentz. Niestety po drodze gdzieś zgubiłam mapę "okolice Szczecina", którą woziłam ze sobą na wycieczki w bliższe okolice. No cóż, mapa była z 1998 roku, więc już się zamortyzowała i pewnie kupimy nowsze wydanie, a tymczasem musieliśmy z konieczności radzić sobie nawigacją rowerową google. Okazało się, że włączenie nawigacji powoduje zatrzymanie endomondo - na szczęście byliśmy we dwójkę, więc ja nawigowałam, a Darek u siebie na smartfonie miał endomondo i mógł przesłać mi potem mapkę.
Klasycystyczne mauzoleum i wiosenne kwiatki w parku wokól niego w Koblentz:
Naszym celem były również dwa jeziora, nad którymi leży Koblentz - Großer Koblentzer See oraz Kleiner See. Najpierw dojechaliśmy gruntową drogą nad duże jezioro, które jest rezerwatem przyrody. Wzdłuż wschodniego jego brzegu prowadzi nikła ścieżka do wieży widokowej, z której roztacza się fantastyczny widok. Naprawdę warto zadać sobie trochę trudu, aby tam dotrzeć i móc podziwiać takie pejzaże
Jak już nacieszyliśmy się panoramą Großer Koblentzer See, powróciliśmy do wioski i odnaleźliśmy Kleiner See. Nieźle dokazują tam bobry i to właściwie w samej wsi:
Darek nad brzegiem jeziora:
I obelisk ku czci mieszkańców Koblentz, poległych w czasie I Wojny Światowej
Zrobiła się już piętnasta, więc należało pomyśleć o powrocie w stronę auta. Zamiast więc jechać do Löcknitz postanowiliśmy skrócić trochę trasę i wrócić do Blankensee przez Rothenklempenow. Po drodze ciekawe pozostałości posiadłości ziemskiej w Breitenstein, niestety nie zachował się pałac, a tylko zabudowania gospodarcze i jeden budynek mieszkalny - już opuszczony
Po raz drugi tego dnia przekraczamy rzekę Randow
A za nią sielskie krajobrazy, następne jeziorko a nad nim domy letniskowe i nawet wóz konny spotkaliśmy
Rothenklempenow i tamtejszy pałac już znamy, ale lubimy tam wracać, a tego niedzielnego popołudnia było tam naprawdę miło
A w parku romantyczna rzeźba Liny - jedynej (Lina die Einzige). Ciekawe, kogo przedstawia i jaka jest jej historia? Nic niestety na ten temat nie znalazłam w internecie
Z Rothenklempenow również wróciliśmy trasą dla nas "dziewiczą", bo przez Mewegen. Bardzo ładnie. Niby tyle razy już się jeździło po tych okolicach, ale wciąż jeszcze są nieodkryte szlaki i miejsca.
A oto i meta naszej przejażdźki:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
44.80 km (0.00 km teren), czas: 04:23 h, avg:10.22 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad Zalew - Brzózki, Nowe Warpno i Rieth
Niedziela, 4 listopada 2018 | dodano: 04.11.2018Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie
Wyjazd na Wszystkich Świętych do rodziny spowodował, że znów kilka dni trzeba było obyć się bez roweru. Strrrasznie mi się chciało już jechać i przeciągnęłam dzisiaj Darka aż prawie do zmroku. Mapka.
Najpierw pojechaliśmy szosą DW 115 w stronę leśniczówki Zalesie i dalej nad Jezioro Piaski. W lesie dużo grzybiarzy, niektórzy nawet mieli coś w wiadrach, inni - pustawo. Szutrowa droga do Brzózek odchodzi w lewo od DW 114. W Brzózkach skręciliśmy vis a vis sklepu w drogę z płyt betonowych, która doprowadziła nas do wału przeciwpowodziowego nad Zalewem Szczecińskim. Trochę jechaliśmy koroną wału - ze względu na widoki, a w miejscach, gdzie jazda wałem była trudna, zjeżdżaliśmy na drogę z płyt, biegnącą poniżej.
Nad Zalewem, w pochmurny, listopadowy dzień:
Robota bobrów:
Jesienna ja:
Przez Miroszewo i gruntową drogę przez las dotarliśmy do Podgrodzia. Do południa nawet czasem próbowało trochę przebić się słońce, potem niebo zasnuło się na szaro, ale nie padało i specjalnie nie wiało, więc jechało się dość przyjemnie jak na listopad.
Zalew w Miroszewie:
W Podgrodziu:
Potem sobie pojechaliśmy do Nowego Warpna i co? I co? Bingo! Oczywiście! Darek znów złapał kapcia, więc przymusowy postój na wymianę. Ech ... Niedługo chyba taniej wyjdzie kupić nowy rower.
Ścieżka rowerowa do Nowego Warpna, czyli miejsce awarii:
W Nowym Warpnie:
Tak nam się dobrze jechało, że zamiast wrócić z Nowego Warpna szosą do Tanowa, postanowiliśmy pojechać przez Rieth i Hintersee. W lesie pięknie, PRZEPIĘKNIE! Nie mogę się napatrzeć na te kolory jesieni:
Po takim dystansie wreszcie czuję, że żyję.
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Najpierw pojechaliśmy szosą DW 115 w stronę leśniczówki Zalesie i dalej nad Jezioro Piaski. W lesie dużo grzybiarzy, niektórzy nawet mieli coś w wiadrach, inni - pustawo. Szutrowa droga do Brzózek odchodzi w lewo od DW 114. W Brzózkach skręciliśmy vis a vis sklepu w drogę z płyt betonowych, która doprowadziła nas do wału przeciwpowodziowego nad Zalewem Szczecińskim. Trochę jechaliśmy koroną wału - ze względu na widoki, a w miejscach, gdzie jazda wałem była trudna, zjeżdżaliśmy na drogę z płyt, biegnącą poniżej.
Nad Zalewem, w pochmurny, listopadowy dzień:
Robota bobrów:
Jesienna ja:
Przez Miroszewo i gruntową drogę przez las dotarliśmy do Podgrodzia. Do południa nawet czasem próbowało trochę przebić się słońce, potem niebo zasnuło się na szaro, ale nie padało i specjalnie nie wiało, więc jechało się dość przyjemnie jak na listopad.
Zalew w Miroszewie:
W Podgrodziu:
Potem sobie pojechaliśmy do Nowego Warpna i co? I co? Bingo! Oczywiście! Darek znów złapał kapcia, więc przymusowy postój na wymianę. Ech ... Niedługo chyba taniej wyjdzie kupić nowy rower.
Ścieżka rowerowa do Nowego Warpna, czyli miejsce awarii:
W Nowym Warpnie:
Tak nam się dobrze jechało, że zamiast wrócić z Nowego Warpna szosą do Tanowa, postanowiliśmy pojechać przez Rieth i Hintersee. W lesie pięknie, PRZEPIĘKNIE! Nie mogę się napatrzeć na te kolory jesieni:
Po takim dystansie wreszcie czuję, że żyję.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
76.00 km (15.00 km teren), czas: 05:43 h, avg:13.29 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad Thursee - złota jesień trwa
Niedziela, 28 października 2018 | dodano: 28.10.2018Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie
Miałam tydzień przerwy od roweru przez chorobę, a i pogoda raczej nas nie rozpieszczała. Dzisiaj w zasadzie miałam w planach obejrzeć transmisję z Alpejskiego Pucharu Świata w Sölden i dopiero potem wyskoczyć gdzieś na krótką przejażdżkę. Zawody jednak odwołano, więc w sumie mieliśmy z Darkiem więcej czasu i wyszła nam całkiem przyjemna wycieczka na średnim dystansie. Mapka.
Pogoda niezła, choć chłodno i nieco wietrznie. Ale miejscami nawet mieliśmy trochę słońca po drodze.
Po deszczach gruntowe drogi wreszcie się trochę utwardziły, dlatego też postanowiliśmy pojechać przez Świdwie, a potem drogą przez łąki do Łęgów:
Ciekawskie krowy z Łęgów:
Z Łęgów skierowaliśmy się na ścieżkę rowerową w kierunku Blankensee, a następnie przez Pampow drogą nad Thursee:
Nad jeziorem o tej porze roku zastaliśmy tylko jednego wędkarza. Napiliśmy się gorącej herbaty z termosu i zjedliśmy zabrany prowiant, podziwiając widoki. Pewnie w sezonie sporo osób korzysta z pięknej, piaszczystej plaży:
Następnie leśną drogą pojechaliśmy w kierunku Glashütte. Darek znów złapał gumę - nie wiem już którą w tym sezonie :-(((. Na szczęście tym razem mieliśmy zapasową dętkę i narzędzia ze sobą. Kolejny raz dokładnie obejrzeliśmy koło i oponę - nic, najmniejszej przyczyny nie znaleźliśmy. Na polnej drodze za Thursee:
Lubimy ścieżkę rowerową od Glashütte do granicy - fajnie się wije obok szosy i jest przyjemnie urozmaicona, a dziś jeszcze wyjątkowo pięknie wyglądała w feerii jesiennych barw. Aż można dostać oczopląsu od tych żółci, rudości i zieleni:
Im później, tym bardziej zaczęło się chmurzyć i temperatura jeszcze spadła. Ale nie rozpadało się. W Dobieszczynie:
Na szosie 115 wciąż duży ruch samochodowy (grzybiarze), więc 2 km za leśniczówką Zalesie skręciliśmy w szutrówkę i spokojnie wróciliśmy do domu przez las.
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pogoda niezła, choć chłodno i nieco wietrznie. Ale miejscami nawet mieliśmy trochę słońca po drodze.
Po deszczach gruntowe drogi wreszcie się trochę utwardziły, dlatego też postanowiliśmy pojechać przez Świdwie, a potem drogą przez łąki do Łęgów:
Ciekawskie krowy z Łęgów:
Z Łęgów skierowaliśmy się na ścieżkę rowerową w kierunku Blankensee, a następnie przez Pampow drogą nad Thursee:
Nad jeziorem o tej porze roku zastaliśmy tylko jednego wędkarza. Napiliśmy się gorącej herbaty z termosu i zjedliśmy zabrany prowiant, podziwiając widoki. Pewnie w sezonie sporo osób korzysta z pięknej, piaszczystej plaży:
Następnie leśną drogą pojechaliśmy w kierunku Glashütte. Darek znów złapał gumę - nie wiem już którą w tym sezonie :-(((. Na szczęście tym razem mieliśmy zapasową dętkę i narzędzia ze sobą. Kolejny raz dokładnie obejrzeliśmy koło i oponę - nic, najmniejszej przyczyny nie znaleźliśmy. Na polnej drodze za Thursee:
Lubimy ścieżkę rowerową od Glashütte do granicy - fajnie się wije obok szosy i jest przyjemnie urozmaicona, a dziś jeszcze wyjątkowo pięknie wyglądała w feerii jesiennych barw. Aż można dostać oczopląsu od tych żółci, rudości i zieleni:
Im później, tym bardziej zaczęło się chmurzyć i temperatura jeszcze spadła. Ale nie rozpadało się. W Dobieszczynie:
Na szosie 115 wciąż duży ruch samochodowy (grzybiarze), więc 2 km za leśniczówką Zalesie skręciliśmy w szutrówkę i spokojnie wróciliśmy do domu przez las.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
53.00 km (17.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:13.25 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Hintersee-Altwarp z żeglarskimi akcentami
Niedziela, 23 września 2018 | dodano: 23.09.2018Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Pierwszy dzień kalendarzowej jesieni przyniósł chłód i dość ponurą pogodę, choć bez deszczu. Zamiast całodziennej wycieczki pojechaliśmy z Darkiem bliżej i na krócej - na jeden z wariantów szlaku Hintersee-Altwarp. Mapka
Do Rieth wybraliśmy trasę zwiniętych torów Randower Kleinbahn. Po drodze minęliśmy stadninę w Ludwigshof:
W Rieth zajrzeliśmy na przystań, a tam zacumowane kilka ciekawych jednostek:
Darek przygląda się zabytkowemu szkunerowi "Twee Gebroeders Terherne", czyli "dwóch braci Terherne" z Fryzji:
Obok stała już wyraźnie nowsza, ale również stylizowana na retro "Zeemermin Meta" (Syrenka Meta):
A na końcu pomostu dwa domki mieszkalne na wodzie:
Ledwie wyjechaliśmy z przystani, a Darek znów złapał kapcia, tym razem "puściła" łatka przyklejona trzy tygodnie temu. Tym razem mieliśmy jednak pasującą zapasową dętkę, więc wymiana poszła raz dwa. Zajrzeliśmy do Imbissu Inselblick na małe co nieco i niemieckie piwko na spółkę, oczywiście z widokiem na Zalew:
Z godziny na godzinę było coraz chłodniej, dobrze, że chociaż dziś już nie wiało. Trochę nas niepokoiły również gęstniejące ołowiane chmury. Mimo to, kontynuowaliśmy wycieczkę dalej do Altwarp - ścieżką rowerową wzdłuż szosy z Warsin. W samym Altwarp postanowiliśmy skręcić w Kirchgasse, bo jakoś dotychczas nigdy nie wpadł nam w oko tamtejszy kościół. Podczas, gdy kościół w Nowym Warpnie ma wysoką wieżę, górującą nad miastem, okazało się, że kościół w Altwarp wieży nie ma wcale - gdyż w 1750 r., gdy go budowano, gmina była na nią za biedna. Dzwonnicę wolno stojącą postawiono dopiero w 1894 roku. Obecnie obydwa - kościół i dzwonnica - znajdują się na wzgórzu, na starowarpnieńskim cmentarzu. Na pierwszym planie nagrobek w kształcie krzyża dla Gustava Sprengera, tamtejszego nauczyciela, który poległ w I wojnie światowej w 1915 r., w wieku zaledwie 25 lat.
A w porcie stał już zacumowany kuter Lütt Matten, który kilka razy dziennie kursuje między Nowym Warpnem a Altwarp, przewożąc również turystów z rowerami.
Widok na Nowe Warpno:
Z Altwarp do Warsin wróciliśmy szlakiem "Wacholdertal" (Dolina Jałowców). Szlak jest co prawda pieszy, ale poza krótkim odcinkiem przy wydmach śródlądowych, prowadzi w miarę równą, brukowaną drogą, bardzo malowniczą. Z Rieth do Hintersee, gdzie zostawiliśmy samochód, wracaliśmy również inną trasą, bo czerwonym szlakiem pieszym i także tutaj jechało się dobrze po twardej, gruntowej drodze. Znów spotkałam zakochaną parę jeleni i znów schowały się w lesie, zanim zdążyłam zrobić zdjęcie. Na pocieszenie zostały mi pierwsze kolory jesieni:
Dobrze, że pogoda wytrzymała do wieczora bez deszczu, ale trzeba już chyba wyciągnąć ciepłe rzeczy na rower.
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rieth wybraliśmy trasę zwiniętych torów Randower Kleinbahn. Po drodze minęliśmy stadninę w Ludwigshof:
W Rieth zajrzeliśmy na przystań, a tam zacumowane kilka ciekawych jednostek:
Darek przygląda się zabytkowemu szkunerowi "Twee Gebroeders Terherne", czyli "dwóch braci Terherne" z Fryzji:
Obok stała już wyraźnie nowsza, ale również stylizowana na retro "Zeemermin Meta" (Syrenka Meta):
A na końcu pomostu dwa domki mieszkalne na wodzie:
Ledwie wyjechaliśmy z przystani, a Darek znów złapał kapcia, tym razem "puściła" łatka przyklejona trzy tygodnie temu. Tym razem mieliśmy jednak pasującą zapasową dętkę, więc wymiana poszła raz dwa. Zajrzeliśmy do Imbissu Inselblick na małe co nieco i niemieckie piwko na spółkę, oczywiście z widokiem na Zalew:
Z godziny na godzinę było coraz chłodniej, dobrze, że chociaż dziś już nie wiało. Trochę nas niepokoiły również gęstniejące ołowiane chmury. Mimo to, kontynuowaliśmy wycieczkę dalej do Altwarp - ścieżką rowerową wzdłuż szosy z Warsin. W samym Altwarp postanowiliśmy skręcić w Kirchgasse, bo jakoś dotychczas nigdy nie wpadł nam w oko tamtejszy kościół. Podczas, gdy kościół w Nowym Warpnie ma wysoką wieżę, górującą nad miastem, okazało się, że kościół w Altwarp wieży nie ma wcale - gdyż w 1750 r., gdy go budowano, gmina była na nią za biedna. Dzwonnicę wolno stojącą postawiono dopiero w 1894 roku. Obecnie obydwa - kościół i dzwonnica - znajdują się na wzgórzu, na starowarpnieńskim cmentarzu. Na pierwszym planie nagrobek w kształcie krzyża dla Gustava Sprengera, tamtejszego nauczyciela, który poległ w I wojnie światowej w 1915 r., w wieku zaledwie 25 lat.
A w porcie stał już zacumowany kuter Lütt Matten, który kilka razy dziennie kursuje między Nowym Warpnem a Altwarp, przewożąc również turystów z rowerami.
Widok na Nowe Warpno:
Z Altwarp do Warsin wróciliśmy szlakiem "Wacholdertal" (Dolina Jałowców). Szlak jest co prawda pieszy, ale poza krótkim odcinkiem przy wydmach śródlądowych, prowadzi w miarę równą, brukowaną drogą, bardzo malowniczą. Z Rieth do Hintersee, gdzie zostawiliśmy samochód, wracaliśmy również inną trasą, bo czerwonym szlakiem pieszym i także tutaj jechało się dobrze po twardej, gruntowej drodze. Znów spotkałam zakochaną parę jeleni i znów schowały się w lesie, zanim zdążyłam zrobić zdjęcie. Na pocieszenie zostały mi pierwsze kolory jesieni:
Dobrze, że pogoda wytrzymała do wieczora bez deszczu, ale trzeba już chyba wyciągnąć ciepłe rzeczy na rower.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
49.30 km (0.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:9.86 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
50+ po Puszczy Wkrzańskiej i okolicy
Sobota, 8 września 2018 | dodano: 08.09.2018Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie
Mapa Dziś nieco chłodniej i wiało. Pierwszy raz po lecie wdziałam długie gacie na rower, szczególnie, że jazda popołudniową porą. Początkowo planowaliśmy pojechać do Stolca przez Świdwie i polną drogę, ale porywisty wiatr i perspektywa przedzierania się przez piachy skłoniły nas do nadłożenia 5 km i wybrania szutrówki przez las (droga pożarowa nr 32). Stamtąd asfaltem, prosto do Stolca, gdzie nad jeziorem zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek.
Zabytkowa brama pałacu w Stolcu jest zdemontowana, pewnie w konserwacji:
Ze Stolca gruntową drogą przejechaliśmy na niemiecką stronę, do Pampow i dalej przez Blankensee do Bismarku. Tutaj skręciliśmy na wschód w kierunku przejścia granicznego w Lubieszynie. Chcieliśmy bowiem wypróbować nową ścieżkę rowerową od schroniska dla zwierząt do Dobrej.
Kawałek od granicy do skrętu na schronisko jest niezbyt przyjemny (najpierw duży ruch, a potem bruk), ale na szczęście krótki.
Schronisko dla bezdomnych zwierząt dla powiatu polickiego:
A przed schroniskiem ciekawy znak:
Ścieżka ma nawierzchnię gruntową - drobny szutr, ale jedzie się po niej dobrze, na pewno lepiej niż po brukowanej nawierzchni drogi dla samochodów w kierunku Buku. Mankamentem jest brak jakichkolwiek oznaczeń i drogowskazów, natomiast postawiono różne obiekty rekreacyjne - ścieżkę zdrowia, tablice przyrodnicze i inne atrakcje, na przykład taką:
Niestety cymbały nie grają, może to my jesteśmy cymbałami, że daliśmy się nabrać?
W Dobrej zatrzymaliśmy się na zakupy Lewiatanie - jutro skoro świt wyjeżdżam służbowo na kilka dni na drugi koniec Polski, więc jakiś prowiant na drogę się przyda. Kupiliśmy też coś do picia i lody do zjedzenia na wycieczce, a dokładnie pod rozłożystym dębem w Płochocinie, który obwieszony był dorodnymi żołędziami:
Powrót do domu przez Grzepnicę, Sławoszewo i Bartoszewo. Nie pojechaliśmy skrótem przez las przy jeziorze Bartoszewskim, lecz naokoło, ścieżką rowerową, bo drogi w lesie przypominają pustynię. I znów szykuje się kilka dni przerwy od roweru.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zabytkowa brama pałacu w Stolcu jest zdemontowana, pewnie w konserwacji:
Ze Stolca gruntową drogą przejechaliśmy na niemiecką stronę, do Pampow i dalej przez Blankensee do Bismarku. Tutaj skręciliśmy na wschód w kierunku przejścia granicznego w Lubieszynie. Chcieliśmy bowiem wypróbować nową ścieżkę rowerową od schroniska dla zwierząt do Dobrej.
Kawałek od granicy do skrętu na schronisko jest niezbyt przyjemny (najpierw duży ruch, a potem bruk), ale na szczęście krótki.
Schronisko dla bezdomnych zwierząt dla powiatu polickiego:
A przed schroniskiem ciekawy znak:
Ścieżka ma nawierzchnię gruntową - drobny szutr, ale jedzie się po niej dobrze, na pewno lepiej niż po brukowanej nawierzchni drogi dla samochodów w kierunku Buku. Mankamentem jest brak jakichkolwiek oznaczeń i drogowskazów, natomiast postawiono różne obiekty rekreacyjne - ścieżkę zdrowia, tablice przyrodnicze i inne atrakcje, na przykład taką:
Niestety cymbały nie grają, może to my jesteśmy cymbałami, że daliśmy się nabrać?
W Dobrej zatrzymaliśmy się na zakupy Lewiatanie - jutro skoro świt wyjeżdżam służbowo na kilka dni na drugi koniec Polski, więc jakiś prowiant na drogę się przyda. Kupiliśmy też coś do picia i lody do zjedzenia na wycieczce, a dokładnie pod rozłożystym dębem w Płochocinie, który obwieszony był dorodnymi żołędziami:
Powrót do domu przez Grzepnicę, Sławoszewo i Bartoszewo. Nie pojechaliśmy skrótem przez las przy jeziorze Bartoszewskim, lecz naokoło, ścieżką rowerową, bo drogi w lesie przypominają pustynię. I znów szykuje się kilka dni przerwy od roweru.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
50.20 km (0.00 km teren), czas: 03:59 h, avg:12.60 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)