- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
Małopolska
Dystans całkowity: | 400.48 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 28:08 |
Średnia prędkość: | 14.24 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.70 km/h |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 66.75 km i 4h 41m |
Więcej statystyk |
Dookoła Tatr: Dzień 4 - Jezioro Czorsztyńskie i Velo Dunajec
Niedziela, 19 czerwca 2022 | dodano: 29.06.2022Kategoria Dookoła Tatr 2022, Małopolska, trekking
Ostatni dzień czterodniowego rajdu z klubem "Gryfus" to bonus w postaci objazdu Jeziora Czorsztyńskiego, znad którego po południu pojechaliśmy prosto do Nowego Targu, skąd mieliśmy transport powrotny do Szczecina.
Pogoda dopisywała przez cały długi weekend, ale niedziela była prawdziwie upalna - dlatego też trasa nad wodą okazała się całkiem niezłym pomysłem. Na początek jednak już znaną, malowniczą drogą z Leśnicy do Nowej Białej popedałowaliśmy z widokiem na Tatry.
I dalej w kierunku na Dębno i Frydman - już nad jeziorem. Na początku ścieżka prowadzi koroną betonowych umocnień, ale woda w tym miejscu jest mętna i nieładnie pachnie. Po krótkim postoju zatem ruszyliśmy podjazdem w stronę Falsztyna i tu zaczęły się fajne widoki. Jest podjazd ...
... i jest zjazd.
Niestety na tym zjeździe byliśmy świadkami wypadku. Chłopak - nie z naszej grupy na szczęście - zaliczył wywrotkę i dość mocno się poharatał.
W Niedzicy grupa rozdzieliła się na dwie części - bardziej ambitni, w tym Darek, pojechali pełną pętlę podjazdem przez Sromowce Wyżne, a kilkanaście osób (w tym ja) wybrało wariant bardziej ulgowy transferując się łódką do Czorsztyna.
Widok na przystań i zamek w Niedzicy:
A po drugiej stronie Czorsztyn:
W Czorsztynie zainstalowaliśmy się w kawiarence nad wodą, czekając na resztę grupy. Miło było zrelaksować się w takich okolicznościach, po trudach ostatnich dni:
Trasa północnym brzegiem jeziora to kręta DDR-ka, biegnąca estakadą tuż nad brzegiem jeziora i wcinająca się w kilka zatoczek:
Jeszcze obiad z widokiem na jezioro i kuszący basen - niestety tylko dla gości hotelowych. A tak by człowiek chętnie wskoczył do wody po upalnym dniu!
Ostatnie 20 kilometrów prowadziło przez Velo Dunajec do Nowego Targu. Gorąco niemiłosiernie i zmęczenie dawało się we znaki. Na koniec więc poszukaliśmy jeszcze ochłody w jakimś dopływie Dunajca:
Około siedemnastej byliśmy na miejscu - szybki przepak przy busach i w drogę do Szczecina, która przez korki na Zakopiance wydłużyła się do 13 godzin. Ale cały wyjazd - super! Świetna trasa, choć wymagająca kondycyjnie - ponad 330 km po górach i ponad 3.300 m przewyższenia w cztery dni.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pogoda dopisywała przez cały długi weekend, ale niedziela była prawdziwie upalna - dlatego też trasa nad wodą okazała się całkiem niezłym pomysłem. Na początek jednak już znaną, malowniczą drogą z Leśnicy do Nowej Białej popedałowaliśmy z widokiem na Tatry.
I dalej w kierunku na Dębno i Frydman - już nad jeziorem. Na początku ścieżka prowadzi koroną betonowych umocnień, ale woda w tym miejscu jest mętna i nieładnie pachnie. Po krótkim postoju zatem ruszyliśmy podjazdem w stronę Falsztyna i tu zaczęły się fajne widoki. Jest podjazd ...
... i jest zjazd.
Niestety na tym zjeździe byliśmy świadkami wypadku. Chłopak - nie z naszej grupy na szczęście - zaliczył wywrotkę i dość mocno się poharatał.
W Niedzicy grupa rozdzieliła się na dwie części - bardziej ambitni, w tym Darek, pojechali pełną pętlę podjazdem przez Sromowce Wyżne, a kilkanaście osób (w tym ja) wybrało wariant bardziej ulgowy transferując się łódką do Czorsztyna.
Widok na przystań i zamek w Niedzicy:
A po drugiej stronie Czorsztyn:
W Czorsztynie zainstalowaliśmy się w kawiarence nad wodą, czekając na resztę grupy. Miło było zrelaksować się w takich okolicznościach, po trudach ostatnich dni:
Trasa północnym brzegiem jeziora to kręta DDR-ka, biegnąca estakadą tuż nad brzegiem jeziora i wcinająca się w kilka zatoczek:
Jeszcze obiad z widokiem na jezioro i kuszący basen - niestety tylko dla gości hotelowych. A tak by człowiek chętnie wskoczył do wody po upalnym dniu!
Ostatnie 20 kilometrów prowadziło przez Velo Dunajec do Nowego Targu. Gorąco niemiłosiernie i zmęczenie dawało się we znaki. Na koniec więc poszukaliśmy jeszcze ochłody w jakimś dopływie Dunajca:
Około siedemnastej byliśmy na miejscu - szybki przepak przy busach i w drogę do Szczecina, która przez korki na Zakopiance wydłużyła się do 13 godzin. Ale cały wyjazd - super! Świetna trasa, choć wymagająca kondycyjnie - ponad 330 km po górach i ponad 3.300 m przewyższenia w cztery dni.
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
64.79 km (0.00 km teren), czas: 04:26 h, avg:14.61 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła Tatr: Dzień 3 - Poprad-Leśnica
Sobota, 18 czerwca 2022 | dodano: 25.06.2022Kategoria trekking, Słowacja, Małopolska, Dookoła Tatr 2022
Najdłuższy i najbardziej wymagający etap szlaku wokół Tatr - ale i chyba najpiękniejszy, prowadzący po słowackim i polskim Spiszu.
Zaraz za Popradem wspinamy się na bardzo widokową szutrówkę do Kežmaroka.
Widać ślady nocnej ulewy:
W oddali widać panoramę miasteczka Žakovce
A po lewej tak ...
... i tak:
W Kežmaroku przerwa na lody w rynku. Gorąco się robi.
Mają tu też ciekawy zamek:
Teraz jedziemy wzdłuż rzeki Poprad:
Jazda jest dość wymagająca i teraz będziemy przez 25 km podjeżdżać pod górę. Jedziemy przez Spisską Belę do Ždiaru. Słońce pali niemiłosiernia, a momentów wytchnienia od podjazdów jest niewiele. Przydają się wszystkie przełożenia, a zwłaszcza te naljżejsze. Z trudem dojeżdżam do knajpki, w której mamy przerwę obiadową. Pewnie w zimie roi się tutaj od narciarzy, bo tuż za budynkiem jest wyciąg.
Uczta dla podniebienia ...
I dla oczu:
Po odpoczynku - ruszamy dalej. To jeszcze nie koniec morderczego podjazdu:
Odbijamy w prawo na drogę asfaltową, która ponoć momentami ma do 22% nachylenia. Wreszcie jest szczyt - co za ulga!
A dalej? Wielokilometrowy, epicki zjazd pustą szosą - jakby z dachu świata w dół. Ech, piękne to było! Trzeba było mieć dobre hamulce.
Zbliżamy się ponownie do słowacko-polskiej granicy w Kacwinie. Niestety to nie koniec podjazdów - jeszcze ze trzy góry, a nogi już jak z waty. Czyż jednak nie warto?
Mijamy kolejne miejscowości - Łapsze, Dursztyn (ostatni podjazd), Nowa Biała. Widoki? O takie:
Drogi? Proszę bardzo:
Nogi już mdleją z wysiłku - dobrze, że jest w dół. Dojeżdżamy do Leśnicy, gdzie jest nasz nocleg.
Gdyby ktoś nie mógł zasnąć...
Ale nam to nie grozi. Na kolację mamy grilla, na miejscu. W nogach znów prawie 100 km i tym razem ponad 1300 m elewacji. Dałam radę.
W zasadzie pętla Szlaku Wokół Tatr jest do objechania turystycznie w trzy dni. My jednak mieliśmy w perspektywie jeszcze niedzielę. Ale o tym jeszcze kiedy indziej.
[cdn]
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zaraz za Popradem wspinamy się na bardzo widokową szutrówkę do Kežmaroka.
Widać ślady nocnej ulewy:
W oddali widać panoramę miasteczka Žakovce
A po lewej tak ...
... i tak:
W Kežmaroku przerwa na lody w rynku. Gorąco się robi.
Mają tu też ciekawy zamek:
Teraz jedziemy wzdłuż rzeki Poprad:
Jazda jest dość wymagająca i teraz będziemy przez 25 km podjeżdżać pod górę. Jedziemy przez Spisską Belę do Ždiaru. Słońce pali niemiłosiernia, a momentów wytchnienia od podjazdów jest niewiele. Przydają się wszystkie przełożenia, a zwłaszcza te naljżejsze. Z trudem dojeżdżam do knajpki, w której mamy przerwę obiadową. Pewnie w zimie roi się tutaj od narciarzy, bo tuż za budynkiem jest wyciąg.
Uczta dla podniebienia ...
I dla oczu:
Po odpoczynku - ruszamy dalej. To jeszcze nie koniec morderczego podjazdu:
Odbijamy w prawo na drogę asfaltową, która ponoć momentami ma do 22% nachylenia. Wreszcie jest szczyt - co za ulga!
A dalej? Wielokilometrowy, epicki zjazd pustą szosą - jakby z dachu świata w dół. Ech, piękne to było! Trzeba było mieć dobre hamulce.
Zbliżamy się ponownie do słowacko-polskiej granicy w Kacwinie. Niestety to nie koniec podjazdów - jeszcze ze trzy góry, a nogi już jak z waty. Czyż jednak nie warto?
Mijamy kolejne miejscowości - Łapsze, Dursztyn (ostatni podjazd), Nowa Biała. Widoki? O takie:
Drogi? Proszę bardzo:
Nogi już mdleją z wysiłku - dobrze, że jest w dół. Dojeżdżamy do Leśnicy, gdzie jest nasz nocleg.
Gdyby ktoś nie mógł zasnąć...
Ale nam to nie grozi. Na kolację mamy grilla, na miejscu. W nogach znów prawie 100 km i tym razem ponad 1300 m elewacji. Dałam radę.
W zasadzie pętla Szlaku Wokół Tatr jest do objechania turystycznie w trzy dni. My jednak mieliśmy w perspektywie jeszcze niedzielę. Ale o tym jeszcze kiedy indziej.
[cdn]
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
98.00 km (0.00 km teren), czas: 07:17 h, avg:13.46 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła Tatr: Dzień 1- Nowy Targ-Liptowski Mikulasz
Czwartek, 16 czerwca 2022 | dodano: 25.06.2022Kategoria Dookoła Tatr 2022, trekking, Słowacja, Małopolska
Zaległy wpis z długiego weekendu czerwcowego.
Wybraliśmy się z Darkiem na rajd wokół Tatr ze Szczecińskim Klubem Rowerowym Gryfus. Do tej pory bywaliśmy z Gryfusami na imprezach dookoła Zalewu Szczecińskiego, które są bardziej masowe, a że szlak wokół Tatr kusił mnie od jakiegoś czasu, to nie wahaliśmy się długo, gdy klub ogłosił zapisy w pasującym nam terminie.
Trasa rowerowa wokół Tatr ma kilka wariantów - z jednej strony szosowy, który co ambitniejsi pokonują w jeden dzień, z drugiej ekstremalny mtb po górskich ścieżkach i różne warianty pomiędzy. Oficjalna strona www: https://www.szlakwokoltatr.eu/
Pojechało nas czterdzieści parę osób - dwoma busikami z przyczepami na rowery. Parę osób miało elektryki, były gravele, górskie - chyba najwięcej, crossy i kilka trekkingów (między innymi nasze). Namówiliśmy znajomą parę kolegów z pracy, była też jeszcze inna znajoma i osoby, które kojarzyliśmy z imprez gryfusowych.
Wyjazd ze Szczecina był we środę wieczorem - w Nowym Targu byliśmy ok. siódmej rano. Przepak na rowery, pożywne śniadanie w oberży i przed dziewiątą ruszamy na szlak. Pogoda super - słońce świeci od rana.
Pierwszy odcinek prowadzi DDR-ką, dawną trasą kolejową do Trsteny. Po drodze ładne wiaty, w góralskim stylu.
W Chochołowie miejscowi górale w pięknych, odświętnych strojach zmierzają na nabożeństwo z okazji Bożego Ciała:
Przejeżdżamy przez granicę do Słowacji. Szlak prowadzi do Trsteny, my jednak odbijamy w kierunku na Vitanovą - to znaczy taki był plan, ale część grupy się zgubiła i trochę potrwało, zanim wszyscy wrócili na ślad. Mieliśmy więc nadprogramowy postój w takich okolicznościach przyrody - po jednej stronie Tatry, po drugiej Babia Góra:
Zamiast asfaltu mamy teraz szuterek:
Mój rowerek, pierwszy raz na wyjeździe:
Z Vitanovej jest kawałek drogą publiczną do Oravic. Wioska ta jest znana z kąpieliska termalnego, ośrodka narciarskiego i ślicznej Doliny Juranovej, w której kiedyś byliśmy na pieszej wycieczce. Tym razem nie było ani kąpieli ani wędrówek, tylko postój w barze i zimna kofola. Mniam!
Trzeba było nabrać sił przed dwoma solidnymi podjazdami do Zuberca. Zdjęć nie robiłam, będąc zajęta mozolnym pokonywaniem kolejnych metrów przewyższenia w czerwcowym upale. Dopóki dało radę to rowerem, a stromsze odcinki pieszo. Nagrodą były spektakularne zjazdy, ale najlepsze czaiło się jeszcze za rogiem.
Minęliśmy wioskę Huty i znów zjechaliśmy z asfaltu - tym razem wgłąb przepięknego wąwozu Doliny Kwaczańskiej:
Po fragmencie równej, żwirowej ścieżki, zrobiło się bardziej terenowo.
Darek jedzie z górki:
Na widocznym w dole zakręcie jest rozwidlenie szlaków. Zostawiamy rowery i kawałeczek idziemy spacerkiem do pięknego, zabytkowego młyna:
Powrót bardzo ekstremalną ścieżką w górę - dobre kilkaset jeśli nie więcej metrów pchania rowerów pod strome zbocze:
Dalej jedziemy w dół Kvacańską Doliną - zjazd był też bardzo wymagający i prawie nie robiłam zdjęć, ale było bardzo ładnie.
Od wlotu doliny do Liptowskiego Mikulasza - gdzie czekał na nas nocleg - mieliśmy jeszcze trochę kilometrów, a na niebie gęstniała warstwa ciemnych chmur:
Do hotelu dotarliśmy przy pierwszych kroplach deszczu, po pokonaniu blisko 100 km i ponad 1000 m przewyższenia - to mój rekord, choć nie na długo.
Zdążyliśmy się zakwaterować, gdy rozpętała się burza i nawałnica. Padało całą noc i rano.
[cdn.]
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wybraliśmy się z Darkiem na rajd wokół Tatr ze Szczecińskim Klubem Rowerowym Gryfus. Do tej pory bywaliśmy z Gryfusami na imprezach dookoła Zalewu Szczecińskiego, które są bardziej masowe, a że szlak wokół Tatr kusił mnie od jakiegoś czasu, to nie wahaliśmy się długo, gdy klub ogłosił zapisy w pasującym nam terminie.
Trasa rowerowa wokół Tatr ma kilka wariantów - z jednej strony szosowy, który co ambitniejsi pokonują w jeden dzień, z drugiej ekstremalny mtb po górskich ścieżkach i różne warianty pomiędzy. Oficjalna strona www: https://www.szlakwokoltatr.eu/
Pojechało nas czterdzieści parę osób - dwoma busikami z przyczepami na rowery. Parę osób miało elektryki, były gravele, górskie - chyba najwięcej, crossy i kilka trekkingów (między innymi nasze). Namówiliśmy znajomą parę kolegów z pracy, była też jeszcze inna znajoma i osoby, które kojarzyliśmy z imprez gryfusowych.
Wyjazd ze Szczecina był we środę wieczorem - w Nowym Targu byliśmy ok. siódmej rano. Przepak na rowery, pożywne śniadanie w oberży i przed dziewiątą ruszamy na szlak. Pogoda super - słońce świeci od rana.
Pierwszy odcinek prowadzi DDR-ką, dawną trasą kolejową do Trsteny. Po drodze ładne wiaty, w góralskim stylu.
W Chochołowie miejscowi górale w pięknych, odświętnych strojach zmierzają na nabożeństwo z okazji Bożego Ciała:
Przejeżdżamy przez granicę do Słowacji. Szlak prowadzi do Trsteny, my jednak odbijamy w kierunku na Vitanovą - to znaczy taki był plan, ale część grupy się zgubiła i trochę potrwało, zanim wszyscy wrócili na ślad. Mieliśmy więc nadprogramowy postój w takich okolicznościach przyrody - po jednej stronie Tatry, po drugiej Babia Góra:
Zamiast asfaltu mamy teraz szuterek:
Mój rowerek, pierwszy raz na wyjeździe:
Z Vitanovej jest kawałek drogą publiczną do Oravic. Wioska ta jest znana z kąpieliska termalnego, ośrodka narciarskiego i ślicznej Doliny Juranovej, w której kiedyś byliśmy na pieszej wycieczce. Tym razem nie było ani kąpieli ani wędrówek, tylko postój w barze i zimna kofola. Mniam!
Trzeba było nabrać sił przed dwoma solidnymi podjazdami do Zuberca. Zdjęć nie robiłam, będąc zajęta mozolnym pokonywaniem kolejnych metrów przewyższenia w czerwcowym upale. Dopóki dało radę to rowerem, a stromsze odcinki pieszo. Nagrodą były spektakularne zjazdy, ale najlepsze czaiło się jeszcze za rogiem.
Minęliśmy wioskę Huty i znów zjechaliśmy z asfaltu - tym razem wgłąb przepięknego wąwozu Doliny Kwaczańskiej:
Po fragmencie równej, żwirowej ścieżki, zrobiło się bardziej terenowo.
Darek jedzie z górki:
Na widocznym w dole zakręcie jest rozwidlenie szlaków. Zostawiamy rowery i kawałeczek idziemy spacerkiem do pięknego, zabytkowego młyna:
Powrót bardzo ekstremalną ścieżką w górę - dobre kilkaset jeśli nie więcej metrów pchania rowerów pod strome zbocze:
Dalej jedziemy w dół Kvacańską Doliną - zjazd był też bardzo wymagający i prawie nie robiłam zdjęć, ale było bardzo ładnie.
Od wlotu doliny do Liptowskiego Mikulasza - gdzie czekał na nas nocleg - mieliśmy jeszcze trochę kilometrów, a na niebie gęstniała warstwa ciemnych chmur:
Do hotelu dotarliśmy przy pierwszych kroplach deszczu, po pokonaniu blisko 100 km i ponad 1000 m przewyższenia - to mój rekord, choć nie na długo.
Zdążyliśmy się zakwaterować, gdy rozpętała się burza i nawałnica. Padało całą noc i rano.
[cdn.]
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
95.45 km (0.00 km teren), czas: 06:37 h, avg:14.43 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Doliną Popradu w Beskidzie Sądeckim
Czwartek, 30 lipca 2020 | dodano: 03.08.2020Kategoria Słowacja, Małopolska
Ubiegły tydzień spędziłam w Beskidzie Sądeckim - było sporo chodzenia po górach, trochę zwiedzania, jeden rafting, ale też wycieczka rowerowa, którą pokrótce chciałam zrelacjonować. Pogoda nam dopisała przez cały wyjazd, okolica piękna, ludzi mało - czego chcieć więcej?
Pojechaliśmy z większą ekipą rodzinno-przyjacielską, w sumie było nas 17 osób, a w porywach nawet do 20-tu, więc działo się, oj działo! Przy takim składzie siłą rzeczy część wycieczek była w podgrupach, bo wiadomo - jedni wolą bardziej, inni mniej intensywnie, jedni chcą więcej zwiedzać, inni preferują sportowo, albo chcą odpocząć.
Tak też było z naszą wycieczką rowerową, na którą - oprócz Darka - namówiłam naszą córkę oraz sąsiadkę Monikę z partnerem i synem. Rowery wypożyczyliśmy grzecznościowo w hotelu po sąsiedzku - dostaliśmy Gianty na szerszej oponie i jeszcze dwa jakieś inne rowery. Dałyby pewnie radę na górskich szlakach w okolicy, ale jednak zdecydowaliśmy się na spokojniejszą transgraniczną trasę wzdłuż Popradu z Wierchomli Małej, w której mieszkaliśmy, do Muszyny i powrót słowacką stroną. Trasa jest częścią polsko-słowackiego projektu Aquavelo, który ma docelowo połączyć uzdrowiska doliny Popradu (m.in. Szczawnicę. Piwniczną, Muszynę, Krynicę Bardejov i Starą Lubovną) ścieżkami rowerowymi lub drogami publicznymi o małym natężeniu ruchu, a także odcinkiem długodystansowego szlaku EuroVelo 11 z Grecji do Norwegii.
Pierwszy przystanek w Wierchomli Wielkiej to urocza, drewniana cerkiewka łemkowska, w której kilka konserwatorek właśnie pracowicie odnawiało malowidła.
Po spokojniejszym odcinku boczną doliną wyjeżdżamy na główniejszą szosę z Piwnicznej do Muszyny, poprowadzoną również przy linii kolejowej. Ruch samochodowy nie jest bardzo duży, ale jeździ trochę ciężarówek do pobliskich zakładów Muszynianki i jakaś budowlanka, a droga wojewódzka nr 971 jest dość wąska i bez pobocza. Trzeba uważać, nie ma czasu na robienie zdjęć. Na szczęście po kilkunastu kilometrach, w Andrzejówce zaczyna się DDR-ka, która początkowo prowadzi wzdłuż szosy, ale wkrótce skręca w stronę rzeki, wijąc się malowniczo wśród podbeskidzkich łąk.
Chwila odpoczynku nad Popradem, gdzie właśnie spływają kajakarze i pontony. W piątek to my będziemy na raftingu, na wodzie.
DDR-ka poprowadzona jest do Milika, gdzie można przeprawić się nowiutką - chyba jeszcze nie odebraną technicznie - kładką na słowacką stronę.
Chcąc dojechać do Muszyny trzeba wrócić na szosę. Na szczęście to tylko kilka kilometrów. Dojeżdżamy do miasteczka i przeprawiając się przez most drogowy zaglądamy do parku zdrojowego na Zapopradziu:
Po obiedzie w Muszynie wracamy do kładki w Miliku, aby przeprawić się na słowacką stronę:
I jeszcze widok na Poprad - w tym miejscu, gdzie przy brzegu pieni się woda, następnego dnia nurt o mało nie wbił nas pontonem na ostre kamienie i krzaki:
Po słowackiej stronie piękny, nowiutki asfalcik i praktycznie zerowy ruch samochodowy:
Monika w Legnavie:
Takie widoczki po drodze ...
Na rozstaju:
Kolejna kładka - Mały Lipnik-Andrzejówka
W Małym Lipniku zatrzymujemy się na małe co nieco:
Mimo, że trasa prowadzi wzdłuż rzeki, to od tego miejsca zaczyna się kilka podjazdów. Ale między nimi takie fragmenty - można odpocząć i nasycić wzrok pięknymi widokami:
Ostatnia górka przed Mniszkiem nad Popradom i przejściem granicznym:
I znów kilka kilometrów ruchliwą szosą do Muszyny, a na koniec - 5,5 km podjazdu do Wierchomli Małej. Podjazd nie bardzo stromy, ale dłuuugi, więc w upale można się było trochę zmęczyć. Jednak było warto. Bardzo fajna trasa i świetna wycieczka.
I takim to sposobem zrobiłam w lipcu trzeci tysiąc km na rowerze w tym roku.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pojechaliśmy z większą ekipą rodzinno-przyjacielską, w sumie było nas 17 osób, a w porywach nawet do 20-tu, więc działo się, oj działo! Przy takim składzie siłą rzeczy część wycieczek była w podgrupach, bo wiadomo - jedni wolą bardziej, inni mniej intensywnie, jedni chcą więcej zwiedzać, inni preferują sportowo, albo chcą odpocząć.
Tak też było z naszą wycieczką rowerową, na którą - oprócz Darka - namówiłam naszą córkę oraz sąsiadkę Monikę z partnerem i synem. Rowery wypożyczyliśmy grzecznościowo w hotelu po sąsiedzku - dostaliśmy Gianty na szerszej oponie i jeszcze dwa jakieś inne rowery. Dałyby pewnie radę na górskich szlakach w okolicy, ale jednak zdecydowaliśmy się na spokojniejszą transgraniczną trasę wzdłuż Popradu z Wierchomli Małej, w której mieszkaliśmy, do Muszyny i powrót słowacką stroną. Trasa jest częścią polsko-słowackiego projektu Aquavelo, który ma docelowo połączyć uzdrowiska doliny Popradu (m.in. Szczawnicę. Piwniczną, Muszynę, Krynicę Bardejov i Starą Lubovną) ścieżkami rowerowymi lub drogami publicznymi o małym natężeniu ruchu, a także odcinkiem długodystansowego szlaku EuroVelo 11 z Grecji do Norwegii.
Pierwszy przystanek w Wierchomli Wielkiej to urocza, drewniana cerkiewka łemkowska, w której kilka konserwatorek właśnie pracowicie odnawiało malowidła.
Po spokojniejszym odcinku boczną doliną wyjeżdżamy na główniejszą szosę z Piwnicznej do Muszyny, poprowadzoną również przy linii kolejowej. Ruch samochodowy nie jest bardzo duży, ale jeździ trochę ciężarówek do pobliskich zakładów Muszynianki i jakaś budowlanka, a droga wojewódzka nr 971 jest dość wąska i bez pobocza. Trzeba uważać, nie ma czasu na robienie zdjęć. Na szczęście po kilkunastu kilometrach, w Andrzejówce zaczyna się DDR-ka, która początkowo prowadzi wzdłuż szosy, ale wkrótce skręca w stronę rzeki, wijąc się malowniczo wśród podbeskidzkich łąk.
Chwila odpoczynku nad Popradem, gdzie właśnie spływają kajakarze i pontony. W piątek to my będziemy na raftingu, na wodzie.
DDR-ka poprowadzona jest do Milika, gdzie można przeprawić się nowiutką - chyba jeszcze nie odebraną technicznie - kładką na słowacką stronę.
Chcąc dojechać do Muszyny trzeba wrócić na szosę. Na szczęście to tylko kilka kilometrów. Dojeżdżamy do miasteczka i przeprawiając się przez most drogowy zaglądamy do parku zdrojowego na Zapopradziu:
Po obiedzie w Muszynie wracamy do kładki w Miliku, aby przeprawić się na słowacką stronę:
I jeszcze widok na Poprad - w tym miejscu, gdzie przy brzegu pieni się woda, następnego dnia nurt o mało nie wbił nas pontonem na ostre kamienie i krzaki:
Po słowackiej stronie piękny, nowiutki asfalcik i praktycznie zerowy ruch samochodowy:
Monika w Legnavie:
Takie widoczki po drodze ...
Na rozstaju:
Kolejna kładka - Mały Lipnik-Andrzejówka
W Małym Lipniku zatrzymujemy się na małe co nieco:
Mimo, że trasa prowadzi wzdłuż rzeki, to od tego miejsca zaczyna się kilka podjazdów. Ale między nimi takie fragmenty - można odpocząć i nasycić wzrok pięknymi widokami:
Ostatnia górka przed Mniszkiem nad Popradom i przejściem granicznym:
I znów kilka kilometrów ruchliwą szosą do Muszyny, a na koniec - 5,5 km podjazdu do Wierchomli Małej. Podjazd nie bardzo stromy, ale dłuuugi, więc w upale można się było trochę zmęczyć. Jednak było warto. Bardzo fajna trasa i świetna wycieczka.
I takim to sposobem zrobiłam w lipcu trzeci tysiąc km na rowerze w tym roku.
Rower:
Dane wycieczki:
73.30 km (0.00 km teren), czas: 04:42 h, avg:15.60 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przełomem Dunajca
Środa, 7 sierpnia 2019 | dodano: 04.09.2019Kategoria Małopolska
Ostatni, zaległy wakacyjny wpis - a mianowicie z krótkiej wycieczki wzdłuż Dunajca ze Sromowiec Niżnych do Szczawnicy, sprzed czterech tygodni. Trasę z biegem Dunajca pokonaliśmy pontonem - oprócz spływu znanymi tratwami flisackimi można bowiem zrobić sobie rafting pontonem albo spływ kajakiem. A na mecie w Szczawnicy czekały na nas wypożyczone rowery górskie, którymi wróciliśmy do Sromowiec. Płynęłam i jechałam z Darkiem, Moniką, jej partnerem i dziećmi.
Na spływie przełomem Dunajca:
Cały spływ trwa około dwóch godzin, a potem kolejne dwie mamy na powrót rowerami. W Szczawnicy zdążyliśmy więc zjeść obiad, a potem spokojnie pojechaliśmy ścieżką rowerową.
Początkowy odcinek w Szczawnicy jest od niedawna wyłożony kostką brukową, ale dalej droga jest szutrowa:
Widać na niebie gęstniejące chmury i o ile na spływie ulewa przeszła bokiem, tak na szlaku rowerowym trochę nas dopadł deszcz, więc schowaliśmy się pod drzewem, żeby trochę przeczekać:
Widok z mostu na Dunajcu w Czerwonym Klasztorze na Trzy Korony:
Stamtąd już tylko dwa kilometry na przystań i do naszych samochodów.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na spływie przełomem Dunajca:
Cały spływ trwa około dwóch godzin, a potem kolejne dwie mamy na powrót rowerami. W Szczawnicy zdążyliśmy więc zjeść obiad, a potem spokojnie pojechaliśmy ścieżką rowerową.
Początkowy odcinek w Szczawnicy jest od niedawna wyłożony kostką brukową, ale dalej droga jest szutrowa:
Widać na niebie gęstniejące chmury i o ile na spływie ulewa przeszła bokiem, tak na szlaku rowerowym trochę nas dopadł deszcz, więc schowaliśmy się pod drzewem, żeby trochę przeczekać:
Widok z mostu na Dunajcu w Czerwonym Klasztorze na Trzy Korony:
Stamtąd już tylko dwa kilometry na przystań i do naszych samochodów.
Rower:
Dane wycieczki:
12.94 km (0.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:12.94 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Z Wieliczki do Puszczy Niepołomickiej - wycieczka rodzinna
Piątek, 4 maja 2018 | dodano: 06.05.2018Kategoria Małopolska
Po krótkim, majówkowym wypadzie w słowackie góry, odwiedziłam rodzinkę w Wieliczce, a okazją była komunia. Spotkanie rodzinne - wiadomo - przy suto zastawionym stole, więc z entuzjazmem przyjęłam pomysł młodszej części rodzinki wybrania się następnego dnia, czyli w piątek, na przejażdżkę rowerową po okolicy, szczególnie, że pogoda znakomita - słońce i letnie temperatury. Okolice Wieliczki nie były mi znane z perspektywy rowerowego siodełka, więc tym bardziej było to ciekawe doświadczenie.
Tereny wokół Krakowa są niestety bardzo zabudowane - jedna miejscowość przechodzi w drugą, a przy budowie lokalnej sieci dróg nikt nie pomyślał o zaplanowaniu ścieżek rowerowych. Więc nawet jadąc bocznymi drogami trzeba uważać na spory ruch samochodowy. A przecież wał nad Wisłą świetnie nadawałby się do tego, aby jego koroną poprowadzić trasę rowerową w pewnej odległości od szosy! Może kiedyś powstanie taka inwestycja na tym odcinku na wschód od Krakowa - na pewno uprzyjemniłaby dojazd do zielonych terenów rekreacyjnych Puszczy Niepołomickiej.
Przekroczywszy ruchliwą autostradę A4 jechaliśmy bocznymi drogami właśnie wzdłuż Wisły, m.in. przez Brzegi, gdzie dwa lata temu odbywały się Światowe Dni Młodzieży, a obecnie teren jest zagospodarowany głównie pod inwestycje przemysłowe i logistyczne. W Grabiu obejrzałam - niestety tylko z zewnątrz, bo był zamknięty - urokliwy drewniany kościółek z XVIII w.
A tu widok na tereny zalewowe nad Wisłą i w oddali – na samą rzekę:
Wkrótce dojechaliśmy do Niepołomic – bardzo ładnego i zadbanego miasteczka, słynnego szczególnie z renesansowego Zamku Królewskiego, zbudowanego przez Kazimierza Wielkiego, który niektórzy nazywają „małym Wawelem”. Zamek został pieczołowicie odrestaurowany, co na pewno cieszy zwiedzających. My z uwagi na szczupłe możliwości czasowe ograniczyliśmy się do obejrzenia zachwycającego dziedzińca Zamku i krużganków:
I pewna dama, o której ostatnio głośno w mediach, tym razem w wersji 3D ;-)
Niepołomice mają też ładną starówkę i rynek, trochę niestety zeszpecony przez to, że wszędzie parkują samochody.
Z miasteczka pojechaliśmy dalej na wschód w kierunku rozległych kompleksów Puszczy Niepołomickiej, będącej zielonymi płucami dla Krakowa i terenami rekreacyjnymi, doskonałymi również dla turystyki rowerowej, bo poprzecinanymi siecią asfaltowych i szutrowych szlaków. Natknęliśmy się przy jednym z nich m.in. na tablicę pamiątkową, poświęconą dębowi, pod którym ponoć nocował niegdyś król August II Mocny. Dąb jednak nie był na tyle mocny, aby przetrwać do naszych czasów, podobnie jak Dęby Księcia Bogusława X w Puszczy Wkrzańskiej.
I tak dojechaliśmy do Kłaja, w którym w centralnym miejscu stoi sobie … niebieski tramwaj. Ciekawe, czy to właśnie ten pojazd miała na myśli Halinka Mlynkova z Brathanków, śpiewając „W Kłaju w tramwaju – kochaj mnie!”?
Po drodze jeszcze małe odbicie do wioski Staniątków, aby zobaczyć Klasztor Sióstr Benedyktynek, niestety w dużo gorszym stanie niż zabytki w Niepołomicach. Na zdjęciu - kościół przy klasztorze:
A powrót do Wieliczki przez Zakrzów, Węgrzce i Kokotów – znów po dość ruchliwych drogach i gęsto zaludnionych terenach.Słońce po południu zaczynało już mocno dopiekać, szczególnie, gdy trzeba było pokonać kilka wzniesień, co jednak absolutnie nie rzutowało na ogólne bardzo pozytywne wrażenia z miłej wycieczki w sympatycznym, młodzieżowym, rodzinnym gronie. Mapka
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tereny wokół Krakowa są niestety bardzo zabudowane - jedna miejscowość przechodzi w drugą, a przy budowie lokalnej sieci dróg nikt nie pomyślał o zaplanowaniu ścieżek rowerowych. Więc nawet jadąc bocznymi drogami trzeba uważać na spory ruch samochodowy. A przecież wał nad Wisłą świetnie nadawałby się do tego, aby jego koroną poprowadzić trasę rowerową w pewnej odległości od szosy! Może kiedyś powstanie taka inwestycja na tym odcinku na wschód od Krakowa - na pewno uprzyjemniłaby dojazd do zielonych terenów rekreacyjnych Puszczy Niepołomickiej.
Przekroczywszy ruchliwą autostradę A4 jechaliśmy bocznymi drogami właśnie wzdłuż Wisły, m.in. przez Brzegi, gdzie dwa lata temu odbywały się Światowe Dni Młodzieży, a obecnie teren jest zagospodarowany głównie pod inwestycje przemysłowe i logistyczne. W Grabiu obejrzałam - niestety tylko z zewnątrz, bo był zamknięty - urokliwy drewniany kościółek z XVIII w.
A tu widok na tereny zalewowe nad Wisłą i w oddali – na samą rzekę:
Wkrótce dojechaliśmy do Niepołomic – bardzo ładnego i zadbanego miasteczka, słynnego szczególnie z renesansowego Zamku Królewskiego, zbudowanego przez Kazimierza Wielkiego, który niektórzy nazywają „małym Wawelem”. Zamek został pieczołowicie odrestaurowany, co na pewno cieszy zwiedzających. My z uwagi na szczupłe możliwości czasowe ograniczyliśmy się do obejrzenia zachwycającego dziedzińca Zamku i krużganków:
I pewna dama, o której ostatnio głośno w mediach, tym razem w wersji 3D ;-)
Niepołomice mają też ładną starówkę i rynek, trochę niestety zeszpecony przez to, że wszędzie parkują samochody.
Z miasteczka pojechaliśmy dalej na wschód w kierunku rozległych kompleksów Puszczy Niepołomickiej, będącej zielonymi płucami dla Krakowa i terenami rekreacyjnymi, doskonałymi również dla turystyki rowerowej, bo poprzecinanymi siecią asfaltowych i szutrowych szlaków. Natknęliśmy się przy jednym z nich m.in. na tablicę pamiątkową, poświęconą dębowi, pod którym ponoć nocował niegdyś król August II Mocny. Dąb jednak nie był na tyle mocny, aby przetrwać do naszych czasów, podobnie jak Dęby Księcia Bogusława X w Puszczy Wkrzańskiej.
I tak dojechaliśmy do Kłaja, w którym w centralnym miejscu stoi sobie … niebieski tramwaj. Ciekawe, czy to właśnie ten pojazd miała na myśli Halinka Mlynkova z Brathanków, śpiewając „W Kłaju w tramwaju – kochaj mnie!”?
Po drodze jeszcze małe odbicie do wioski Staniątków, aby zobaczyć Klasztor Sióstr Benedyktynek, niestety w dużo gorszym stanie niż zabytki w Niepołomicach. Na zdjęciu - kościół przy klasztorze:
A powrót do Wieliczki przez Zakrzów, Węgrzce i Kokotów – znów po dość ruchliwych drogach i gęsto zaludnionych terenach.Słońce po południu zaczynało już mocno dopiekać, szczególnie, gdy trzeba było pokonać kilka wzniesień, co jednak absolutnie nie rzutowało na ogólne bardzo pozytywne wrażenia z miłej wycieczki w sympatycznym, młodzieżowym, rodzinnym gronie. Mapka
Rower:
Dane wycieczki:
56.00 km (0.00 km teren), czas: 04:06 h, avg:13.66 km/h,
prędkość maks: 49.70 km/hTemperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)