- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2019
Dystans całkowity: | 652.98 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 34:47 |
Średnia prędkość: | 18.66 km/h |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 54.41 km i 3h 09m |
Więcej statystyk |
Trzy jeziora
Sobota, 31 sierpnia 2019 | dodano: 01.09.2019Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Jakoś tak się złożyło, że nie miałam tego lata zbyt wiele okazji do plażowania i kąpieli. Ostatnia szansa chyba w ten weekend. Wybraliśmy się więc wczoraj we trójkę - z Moniką i Darkiem - odwiedzić rowerem okoliczne jeziorka po niemieckiej stronie. Mapka wycieczki.
Na pierwszy ogień poszło Blankensee i jeziorko Obersee, nieco na południe od wioski. Jeziorko nie jest duże, ale jest przy nim przyjemna plaża i leśny parking, zastawiony samochodami na polskich rejestracjach - głównie Szczecin i Police. Na plaży też ani razu nie słyszałam języka niemieckiego - sami Polacy.
Nad Obersee:
Pięć kilometrów dalej jest miejscowość Plöwen i jezioro Kutzowsee. Tutaj, na trawiastej plaży, Niemców było trochę więcej, ale i tak głównie słychać było język polski. Woda w jeziorze nieco chłodniejsza niż w Obersee, ale również popływaliśmy i pogrzaliśmy się na słońcu.
Droga do Plöwen:
Nad jeziorem Kutzowsee:
Plöwen:
Z Plöwen niedaleko do Löcknitz, przy którym znajduje się ostatnie i największe z odwiedzonych wczoraj jezior - Löcknitzer See. Tam co prawda nie plażowaliśmy ale zjedliśmy obiad w sympatycznej restauracji z polską obsługą i widokiem na jezioro:
Monika i ja:
W drodze powrotnej zajrzeliśmy jeszcze do Netto, żeby kupić winko na wieczór i drogą przez Boock i Blankensee wróciliśmy do Dobrej, a dalej do domu. W Blankensee właśnie rozkręcały się dożynki, więc jeszcze zatrzymaliśmy się na chwilę:
Moją uwagę zwrócił szczególnie kramik widoczny w głębi, z produktami kulinarnymi i nie tylko ze strusi.
Coraz wcześniej zapada zmierzch. Gdy docieraliśmy do domu - około 19.30 - dzień miał się już ku końcowi. A dzisiaj w planach - dalszy ciąg pożegnania lata, tym razem wycieczka dookoła Miedwia.
Temperatura:32.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na pierwszy ogień poszło Blankensee i jeziorko Obersee, nieco na południe od wioski. Jeziorko nie jest duże, ale jest przy nim przyjemna plaża i leśny parking, zastawiony samochodami na polskich rejestracjach - głównie Szczecin i Police. Na plaży też ani razu nie słyszałam języka niemieckiego - sami Polacy.
Nad Obersee:
Pięć kilometrów dalej jest miejscowość Plöwen i jezioro Kutzowsee. Tutaj, na trawiastej plaży, Niemców było trochę więcej, ale i tak głównie słychać było język polski. Woda w jeziorze nieco chłodniejsza niż w Obersee, ale również popływaliśmy i pogrzaliśmy się na słońcu.
Droga do Plöwen:
Nad jeziorem Kutzowsee:
Plöwen:
Z Plöwen niedaleko do Löcknitz, przy którym znajduje się ostatnie i największe z odwiedzonych wczoraj jezior - Löcknitzer See. Tam co prawda nie plażowaliśmy ale zjedliśmy obiad w sympatycznej restauracji z polską obsługą i widokiem na jezioro:
Monika i ja:
W drodze powrotnej zajrzeliśmy jeszcze do Netto, żeby kupić winko na wieczór i drogą przez Boock i Blankensee wróciliśmy do Dobrej, a dalej do domu. W Blankensee właśnie rozkręcały się dożynki, więc jeszcze zatrzymaliśmy się na chwilę:
Moją uwagę zwrócił szczególnie kramik widoczny w głębi, z produktami kulinarnymi i nie tylko ze strusi.
Coraz wcześniej zapada zmierzch. Gdy docieraliśmy do domu - około 19.30 - dzień miał się już ku końcowi. A dzisiaj w planach - dalszy ciąg pożegnania lata, tym razem wycieczka dookoła Miedwia.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
64.60 km (0.00 km teren), czas: 04:07 h, avg:15.69 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:32.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rieth o poranku
Czwartek, 29 sierpnia 2019 | dodano: 29.08.2019Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Na dzisiaj prognozy zapowiadają powtórkę z rozrywki - znów upał i burze od godzin południowych, choć na razie się nie zanosi. Wstałam więc jeszcze wcześniej, niż wczoraj i o 6.30 byłam zwarta i gotowa na rowerze. Temperatura +16 stopni, jest rześko.
Przejeżdżam przez niemiłosiernie rozkopaną ulicę Szczecińską i przy końcu robót drogowych włączam endomondo. Dzień się dopiero budzi, słońce niedawno wzeszło, a nad łąkami unosi się mgła po wczorajszej ulewie. Jest pięknie.
Jadę szosą do Dobieszczyna, a potem na Nowe Warpno. Ruch jest nieduży, ale jezdnia bardzo mokra po deszczu. Krótko przed Nowym Warpnem odbijam w drogę rowerową do Rieth. Dojeżdżam na mostek graniczny i tu robię krótki odpoczynek.
Poranek jest słoneczny i bezwietrzny, jestem sama na mostku. Cisza, spokój. Aż chce się kontemplować takie widoki. Gdybym miała rower trekingowy, to bym pojechała dalej drogą gruntową i wróciła szutrówką przez Hintersee. Sirruskiem muszę wrócić tą samą drogą, ale nic nie szkodzi. Na powrocie trochę mi się daje zauważyć zmęczenie - nie wykręcę dzisiaj średniej powyżej 25 km/h. Też nie szkodzi. W domu jestem kilka minut po dziewiątej. Mapka wycieczki
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przejeżdżam przez niemiłosiernie rozkopaną ulicę Szczecińską i przy końcu robót drogowych włączam endomondo. Dzień się dopiero budzi, słońce niedawno wzeszło, a nad łąkami unosi się mgła po wczorajszej ulewie. Jest pięknie.
Jadę szosą do Dobieszczyna, a potem na Nowe Warpno. Ruch jest nieduży, ale jezdnia bardzo mokra po deszczu. Krótko przed Nowym Warpnem odbijam w drogę rowerową do Rieth. Dojeżdżam na mostek graniczny i tu robię krótki odpoczynek.
Poranek jest słoneczny i bezwietrzny, jestem sama na mostku. Cisza, spokój. Aż chce się kontemplować takie widoki. Gdybym miała rower trekingowy, to bym pojechała dalej drogą gruntową i wróciła szutrówką przez Hintersee. Sirruskiem muszę wrócić tą samą drogą, ale nic nie szkodzi. Na powrocie trochę mi się daje zauważyć zmęczenie - nie wykręcę dzisiaj średniej powyżej 25 km/h. Też nie szkodzi. W domu jestem kilka minut po dziewiątej. Mapka wycieczki
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
51.06 km (0.00 km teren), czas: 02:04 h, avg:24.71 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Komunikacyjnie przez rozkopane Tanowo
Czwartek, 29 sierpnia 2019 | dodano: 29.08.2019
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
3.80 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przed upałem - poranna rundka solo do Löcknitz i Glashütte
Środa, 28 sierpnia 2019 | dodano: 28.08.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Dzisiaj trochę nietypowo - postanowiłam wstać wcześnie rano, aby wykorzystać porę, gdy jeszcze nie jest tak gorąco. Wczoraj bowiem nawet pod wieczór temperatura była bardzo wysoka i było duszno. Przed siódmą rano już siedziałam na rowerze. Dziewiętnaście stopni i słońce jeszcze nisko - bardzo przyjemne okoliczności na rower.
Między Bartoszewem a Sławoszewem przepłoszyłam stadko dzików na skraju lasu - widocznie one też korzystały z porannego wytchnienia od skwaru. A potem przez Grzepnicę i Dobrą pojechałam asfaltową drogą do Lubieszyna. W zasadzie z Dobrej do samego Löcknitz to taka jazda na interwały - w górę i w dół, więc cieszyłam się, że upał jeszcze nie doskwiera.
W Löcknitz zatrzymałam się na chwilkę na krzyżówce, żeby się napić z bidonu i cyknąć fotkę:
A potem dwadzieścia kilometrów prostą i płaską szosą - względnie ścieżką rowerową - do Glashütte. Następny przystanek na rozjeździe na Hintersee i Dobieszczyn. Drogowskazy:
I ostatnia prosta do Tanowa. Na ostatnie dwa kilometry wyłączyłam endomondo, bo przejeżdżając przez rozkopane Tanowo trzeba bardzo zwolnić. Po drodze jeszcze zajrzałam do apteki i przed 10.00 byłam w domu. Termometr pokazywał 28 stopni. Mapka wycieczki
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Między Bartoszewem a Sławoszewem przepłoszyłam stadko dzików na skraju lasu - widocznie one też korzystały z porannego wytchnienia od skwaru. A potem przez Grzepnicę i Dobrą pojechałam asfaltową drogą do Lubieszyna. W zasadzie z Dobrej do samego Löcknitz to taka jazda na interwały - w górę i w dół, więc cieszyłam się, że upał jeszcze nie doskwiera.
W Löcknitz zatrzymałam się na chwilkę na krzyżówce, żeby się napić z bidonu i cyknąć fotkę:
A potem dwadzieścia kilometrów prostą i płaską szosą - względnie ścieżką rowerową - do Glashütte. Następny przystanek na rozjeździe na Hintersee i Dobieszczyn. Drogowskazy:
I ostatnia prosta do Tanowa. Na ostatnie dwa kilometry wyłączyłam endomondo, bo przejeżdżając przez rozkopane Tanowo trzeba bardzo zwolnić. Po drodze jeszcze zajrzałam do apteki i przed 10.00 byłam w domu. Termometr pokazywał 28 stopni. Mapka wycieczki
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
65.00 km (0.00 km teren), czas: 02:36 h, avg:25.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dokoła wielkich jezior meklemburskich – dzień 2: Malchow-Röbel-Mirow
Niedziela, 25 sierpnia 2019 | dodano: 27.08.2019Kategoria Niemcy, Meklemburgia-Pomorze
Po śniadaniu
pakujemy manatki i ruszamy w drogę. Mamy dzisiaj mniej kilometrów do
przejechania, niż w sobotę, więc specjalnie się nie śpieszymy. Najpierw robimy
małą rundkę po Malchow, bo w sobotę brakło czasu, aby obejrzeć miasteczko. Jest tam kilka ciekawych miejsc – niestety muzea czynne
dopiero od dziesiątej, więc dla nas – trochę za późno, oglądamy z zewnątrz.
Muzeum NRD:
Most obrotowy (otwierany o pełnych godzinach - też nie trafiliśmy akurat):
Dawny klasztor sióstr magdalenek, w którym obecnie mieści się muzeum organów:
I taki detal na fasadzie budynku przyklasztornego:
Panorama miasta z mewą:
A my znów w trasie:
Po drodze mijamy rozległe pole golfowe i bardzo elegancki hotel w pałacu w Göhren-Lebbin:
Okazuje się, że cały teren między trzema jeziorami to tereny do gry w golfa, a w okolicy jest jeszcze więcej ekskluzywnych hoteli w bajkowych zamkach. Do następnego z nich dojeżdżamy wkrótce – w Klink. Na mapie odcinek między Göhren-Lebbin a Klink zaznaczony był jako stromy podjazd, dwoma „ptaszkami” >> – no to się nastawiłam na zasuwanie pod górę w upale. Minęliśmy lekkie, łagodne wzniesienie, z delikatną redukcją przełożeń, a tu już … Klink. No cóż...
Pałac w Klink to takie Neuschwanstein północnych Niemiec. Ale dość efektownie prezentuje się na zdjęciach, więc niech tam … Akurat poprzedniego dnia odbywał się tam jakiś bieg charytatywny i na dziedzińcu były jeszcze poustawiane namioty, banery i scena.
I widok od strony jeziora Müritz:
I znów jesteśmy nad Müritz, lecz tym razem objeżdżamy je z zachodniej strony. Szlak dookoła jeziora jest dość uczęszczany przez rowerzystów, szczególnie e-rowerzystów. Zdziwiliśmy się, że około 2/3 to ludzie na e-bikach i to wcale nie sami emeryci. Ja rozumiem – w porządnych górach, ale na takich łagodnych trasach na pojezierzu rowery ze wspomaganiem? I powiem szczerze, że wcale nas specjalnie nie wyprzedzali ci e-rowerzyści, mimo, że tempo mieliśmy zaledwie wycieczkowe.
Sietow:
Szlak prowadzi następnie drogami szutrowymi i polnymi, wśród pól, lasów i osiedli letniskowych:
Na obrzeżach Röbel znajdujemy dziką plażę – fajne miejsce na piknik i poleniuchowanie z moczeniem nóg w jeziorze.
Parę widoczków z promenady w Röbel:
Następna droga wśród pól, następny widok na jezioro Müritz:
Docieramy do wioski Ludorf ze średniowiecznym kościołem z XIV wieku. Już pisałam w relacji dwa lata temu, że ta ośmioboczna świątynia ufundowana została przez rycerza powracającego z wyprawy krzyżowej, a jej bryła zbudowana została na planie Bazyliki Grobu Świętego z Jerozolimy:
W Ludorf jest też Tante-Emma-Laden. Tak określa się potocznie w Niemczech małe sklepiki z podstawowymi artykułami spożywczymi i nie tylko, prowadzone jednoosobowo przez właściciela – przysłowiową ciotkę Emmę z sąsiedztwa. Popularne w latach 50-tych, 60-tych, zostały wyparte przez sieciówki, ale na fali nostalgii przeżywają ostatnio pewien renesans, szczególnie w mniejszych miejscowościach, oddalonych od dużych sklepów:
Kiepskimi i bardzo kiepskimi drogami docieramy do Buchholz, dokąd sięga najbardziej na południe wysunięta „macka” jeziora Müritz. Jest tu marina i sympatyczna knajpka, w której zatrzymujemy się na Currywurst …
a także bardzo ładny zabytkowy kościółek – otwarty, a w nim wystawa dawnych fotografii i zwyczajów ślubnych oraz tablica upamiętniająca mieszkańców wioski, poległych w I wojnie światowej:
Obok kościoła rada parafialna spędza miło czas przy kawie i domowych wypiekach, a my żałujemy, że nie dotarliśmy wcześniej do Buchholz, bo o 15.00 odbył się tutaj koncert zespołu rogów alpejskich. Rogi alpejskie w Meklemburgii - no, no!
Przed nami jeszcze kilkanaście kilometrów do Mirow, podłymi drogami:
W lesie łapię coś na przednie koło i dosłownie rozszarpuje mi przedni błotnik. Rower staje jak wryty, a ja ledwie się ratuję przed upadkiem. Dobrze, że akurat nie było z górki, bo bym pewnie przeleciała przez kierownicę.
Nie pozostaje nic innego, jak odkręcić resztki błotnika wraz z mocowaniem i jechać dalej. To już ostatnie kilometry dzisiejszego szlaku i ładne widoki na Nebelsee (Jezioro Mgieł):
Monika na drewnianym mostku:
Docieramy do Mirow, gdy akurat parę łódek śluzuje się na kanale. Chwilkę przyglądamy się z mostu i około 19.30 wracamy na parking i dalej autem do domu. Mapa wycieczki.
Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Muzeum NRD:
Most obrotowy (otwierany o pełnych godzinach - też nie trafiliśmy akurat):
Dawny klasztor sióstr magdalenek, w którym obecnie mieści się muzeum organów:
I taki detal na fasadzie budynku przyklasztornego:
Panorama miasta z mewą:
A my znów w trasie:
Po drodze mijamy rozległe pole golfowe i bardzo elegancki hotel w pałacu w Göhren-Lebbin:
Okazuje się, że cały teren między trzema jeziorami to tereny do gry w golfa, a w okolicy jest jeszcze więcej ekskluzywnych hoteli w bajkowych zamkach. Do następnego z nich dojeżdżamy wkrótce – w Klink. Na mapie odcinek między Göhren-Lebbin a Klink zaznaczony był jako stromy podjazd, dwoma „ptaszkami” >> – no to się nastawiłam na zasuwanie pod górę w upale. Minęliśmy lekkie, łagodne wzniesienie, z delikatną redukcją przełożeń, a tu już … Klink. No cóż...
Pałac w Klink to takie Neuschwanstein północnych Niemiec. Ale dość efektownie prezentuje się na zdjęciach, więc niech tam … Akurat poprzedniego dnia odbywał się tam jakiś bieg charytatywny i na dziedzińcu były jeszcze poustawiane namioty, banery i scena.
I widok od strony jeziora Müritz:
I znów jesteśmy nad Müritz, lecz tym razem objeżdżamy je z zachodniej strony. Szlak dookoła jeziora jest dość uczęszczany przez rowerzystów, szczególnie e-rowerzystów. Zdziwiliśmy się, że około 2/3 to ludzie na e-bikach i to wcale nie sami emeryci. Ja rozumiem – w porządnych górach, ale na takich łagodnych trasach na pojezierzu rowery ze wspomaganiem? I powiem szczerze, że wcale nas specjalnie nie wyprzedzali ci e-rowerzyści, mimo, że tempo mieliśmy zaledwie wycieczkowe.
Sietow:
Szlak prowadzi następnie drogami szutrowymi i polnymi, wśród pól, lasów i osiedli letniskowych:
Na obrzeżach Röbel znajdujemy dziką plażę – fajne miejsce na piknik i poleniuchowanie z moczeniem nóg w jeziorze.
Parę widoczków z promenady w Röbel:
Następna droga wśród pól, następny widok na jezioro Müritz:
Docieramy do wioski Ludorf ze średniowiecznym kościołem z XIV wieku. Już pisałam w relacji dwa lata temu, że ta ośmioboczna świątynia ufundowana została przez rycerza powracającego z wyprawy krzyżowej, a jej bryła zbudowana została na planie Bazyliki Grobu Świętego z Jerozolimy:
W Ludorf jest też Tante-Emma-Laden. Tak określa się potocznie w Niemczech małe sklepiki z podstawowymi artykułami spożywczymi i nie tylko, prowadzone jednoosobowo przez właściciela – przysłowiową ciotkę Emmę z sąsiedztwa. Popularne w latach 50-tych, 60-tych, zostały wyparte przez sieciówki, ale na fali nostalgii przeżywają ostatnio pewien renesans, szczególnie w mniejszych miejscowościach, oddalonych od dużych sklepów:
Kiepskimi i bardzo kiepskimi drogami docieramy do Buchholz, dokąd sięga najbardziej na południe wysunięta „macka” jeziora Müritz. Jest tu marina i sympatyczna knajpka, w której zatrzymujemy się na Currywurst …
a także bardzo ładny zabytkowy kościółek – otwarty, a w nim wystawa dawnych fotografii i zwyczajów ślubnych oraz tablica upamiętniająca mieszkańców wioski, poległych w I wojnie światowej:
Obok kościoła rada parafialna spędza miło czas przy kawie i domowych wypiekach, a my żałujemy, że nie dotarliśmy wcześniej do Buchholz, bo o 15.00 odbył się tutaj koncert zespołu rogów alpejskich. Rogi alpejskie w Meklemburgii - no, no!
Przed nami jeszcze kilkanaście kilometrów do Mirow, podłymi drogami:
W lesie łapię coś na przednie koło i dosłownie rozszarpuje mi przedni błotnik. Rower staje jak wryty, a ja ledwie się ratuję przed upadkiem. Dobrze, że akurat nie było z górki, bo bym pewnie przeleciała przez kierownicę.
Nie pozostaje nic innego, jak odkręcić resztki błotnika wraz z mocowaniem i jechać dalej. To już ostatnie kilometry dzisiejszego szlaku i ładne widoki na Nebelsee (Jezioro Mgieł):
Monika na drewnianym mostku:
Docieramy do Mirow, gdy akurat parę łódek śluzuje się na kanale. Chwilkę przyglądamy się z mostu i około 19.30 wracamy na parking i dalej autem do domu. Mapa wycieczki.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
88.26 km (0.00 km teren), czas: 06:01 h, avg:14.67 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła wielkich jezior meklemburskich – dzień 1: Mirow-Waren-Malchow-Plauer See
Sobota, 24 sierpnia 2019 | dodano: 26.08.2019Kategoria Niemcy, Meklemburgia-Pomorze
Rano pobudka 5.45 – śniadanie, szybki gramoling, pakowanie
rowerów na bagażnik samochodowy i o 6.45 ruszamy w trójkę – z Moniką i Darkiem –
w stronę Pojezierza Meklemburskiego. Wyciągnęliśmy z Darkiem tym razem nasze
poczciwe trekkingi, które trochę się zdążyły już zakurzyć przez cztery
tygodnie, od powrotu z Alzacji. Przed nami ok. 150 km dojazdu do Mirow, gdzie
planujemy zostawić auto i przesiąść się na rowery. Dojazd – taki sobie – tylko kawałek
autostradą, a tak to niemieckie drogi, głównie rangi krajowej i powiatowej,
więc trwa to dobre dwie godziny, zanim jesteśmy na miejscu.
Po dziewiątej zwarci i gotowi włączamy endomondo i ruszamy w trasę. Najpierw trochę kręcimy się po Mirow – jest tutaj ładny, klasycystyczny pałac z XVIII na wyspie na jeziorze Mirower See. Urodziła się tutaj późniejsza brytyjska królowa Sophie Charlotte von Mecklenburg-Strelitz, żona Jerzego III i babka królowej Wiktorii. Robimy kilka zdjęć:
Trasa pokrywa się w niektórych odcinkach ze szlakiem Mecklenburgischer Seen-Radweg oraz Eiszeitroute („Trasa lodowcowa”). Trochę kluczymy po Mirow, zanim znajdujemy oznaczenia i DDR-kę do Rechlin, poprowadzoną trasą dawnej kolejki wąskotorowej. DDR-ka jest na początku asfaltowa i szybka, potem skończył się asfalt, brakuje ok. 1 kilometra nawierzchni i jedzie się po prostu przez piach. Przekraczamy dawny most kolejowy na kanale, dalej droga trochę lepsza – szutr i twarda gruntowa.
Monika i Darek na moście
Dojeżdżamy do Rechlin, na południu jeziora Müritz. Samo jezioro objechaliśmy już dwa lata temu, więc odwiedzamy częściowo te same miejsca, ale tylko częściowo. Müritz to największe wewnętrzne jezioro Niemiec – wschodni brzeg jest prawie niezamieszkały: dużo tutaj mokradeł, przez które prowadzi nasz szlak, a linia brzegowa jest porośnięta trzciną i – poza kilkoma miejscami – trudno dostępna. Sporo tu płycizn – w przeciwieństwie do brzegu zachodniego, rozczłonkowanego w kilka wąskich i głębokich (do 30m) zatok, nad którymi rozsiadło się kilka malowniczych miasteczek. Cały obszar wchodzi w skład Parku Narodowego Müritz.
W sobotę objeżdżamy Müritz od wschodniej strony:
Plaża z widokiem na Waren – największe miasteczko nad Müritz:
Samo miasteczko – bardzo zadbane i tętniące życiem:
Ulica surowego sędziego ;-)
Trochę już zgłodnieliśmy, więc w Damerow, parę kilometrów na zachód od Waren, zjeżdżamy do knajpki rybnej nad jeziorem Jabelscher See. Bardzo tu ładnie i smacznie.
Po drodze zaglądamy jeszcze nad Kölpinsee i Fleesensee. Co prawda szlak nie prowadzi tutaj bezpośrednio nad jeziorem, ale jest kilka dojść na brzeg. Wszystkie jeziora na naszej trasie są ze sobą połączone, więc jest to też ciekawy region dla miłośników sportów wodnych.
Stąd już niedaleko mamy do Malchow, gdzie zarezerwowaliśmy nocleg. Meldujemy się na recepcji, zostawiamy sakwy w pokoju i „na lekko“ jedziemy jeszcze zrobić pętlę wokół najbardziej na zachód wysuniętego z wielkich jezior – Plauer See. Jest 17.30, a przed nami jeszcze ok. 50 km szlaku, ale bardzo mi zależy na tym odcinku, bo czytałam, że jest wyjątkowo malowniczy.
Plauer See w Lenz:
Woda w jeziorze jest bardzo czysta i przejrzysta, ale dziś nie bardzo mamy czas na kąpiel. Południowo wschodni brzeg objeżdżamy gruntową drogą przez las i szosą. Ponoć jest ścieżka piesza nad wodą, ale bardzo zarośnięta i trudno dostępna - pewnie nie zdążylibyśmy objechać jeziora przed zmrokiem. Ciekawie robi się w Bad Stuer na samym południowym cypelku Plauer See, do którego dostajemy się z szosy długim i efektownym zjazdem. Bardzo ładna zabudowa willowa:
I my na pomoście:
Teraz szlak prowadzi ścieżką przez las liściasty, nad brzegiem jeziora, przez dość efektownie ukształtowany teren:
Dojeżdżamy do Plau am See – eleganckiego kurortu na zachodnim brzegu. Również tutaj nad wodą podziwiamy okazałą zabudowę willową:
Przy plaży zatrzymujemy się na krótki postój – czas nagli.
Jeszcze rzut oka z mostu nad kanałem Müritz-Elde-Wasserstraße:
Starówka – pewnie również warta odwiedzenia, ale nie dzisiaj. Jesteśmy w połowie drogi, a słońce już nisko.
Szlak rowerowy prowadzi w dół i wzdłuż kanału kieruje nas z powrotem nad jezioro. Hangary dla sprzętu pływającego:
Przy trasie mijamy jeszcze uroczą zagrodę z osiołkiem, kucykami i owcami kameruńskimi, które ponoć nie wymagają strzyżenia – jak się dowiadujemy na miejscu.
Jedziemy DDR-ką na północ, wzdłuż drogi do Karow. Takie widoki …
Na obrzeżach Karow skręcamy na wschód, już w kierunku na Malchow. Po drodze przejeżdżamy środkiem przez bardzo długi kemping – tak prowadzi szlak. Mnóstwo kamperów – jeden przy drugim, ludzie grillują, piją piwko, siedzą ze znajomymi i z psami. Wszyscy na kupie – no nie wiem, czy ja bym tak odpoczęła. Chyba jednak wolę ten rower i drogę przed sobą …
Za kempingiem szlak prowadzi dalej wzdłuż brzegu, my jednak wracamy do DDR-ki wzdłuż szosy, bo czas najwyższy wracać najkrótszą drogą. Do Malchow docieramy po 21-ej, tuż przed całkowitym zapadnięciem zmroku. Ja bardzo nie lubię jeździć po ciemku, więc to już ostatni moment na powrót. Jeszcze po drodze zatrzymujemy się w Netto, kupić coś do jedzenia i picia i docieramy na nocleg.
[cdn.] Mapa wycieczki
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po dziewiątej zwarci i gotowi włączamy endomondo i ruszamy w trasę. Najpierw trochę kręcimy się po Mirow – jest tutaj ładny, klasycystyczny pałac z XVIII na wyspie na jeziorze Mirower See. Urodziła się tutaj późniejsza brytyjska królowa Sophie Charlotte von Mecklenburg-Strelitz, żona Jerzego III i babka królowej Wiktorii. Robimy kilka zdjęć:
Trasa pokrywa się w niektórych odcinkach ze szlakiem Mecklenburgischer Seen-Radweg oraz Eiszeitroute („Trasa lodowcowa”). Trochę kluczymy po Mirow, zanim znajdujemy oznaczenia i DDR-kę do Rechlin, poprowadzoną trasą dawnej kolejki wąskotorowej. DDR-ka jest na początku asfaltowa i szybka, potem skończył się asfalt, brakuje ok. 1 kilometra nawierzchni i jedzie się po prostu przez piach. Przekraczamy dawny most kolejowy na kanale, dalej droga trochę lepsza – szutr i twarda gruntowa.
Monika i Darek na moście
Dojeżdżamy do Rechlin, na południu jeziora Müritz. Samo jezioro objechaliśmy już dwa lata temu, więc odwiedzamy częściowo te same miejsca, ale tylko częściowo. Müritz to największe wewnętrzne jezioro Niemiec – wschodni brzeg jest prawie niezamieszkały: dużo tutaj mokradeł, przez które prowadzi nasz szlak, a linia brzegowa jest porośnięta trzciną i – poza kilkoma miejscami – trudno dostępna. Sporo tu płycizn – w przeciwieństwie do brzegu zachodniego, rozczłonkowanego w kilka wąskich i głębokich (do 30m) zatok, nad którymi rozsiadło się kilka malowniczych miasteczek. Cały obszar wchodzi w skład Parku Narodowego Müritz.
W sobotę objeżdżamy Müritz od wschodniej strony:
Plaża z widokiem na Waren – największe miasteczko nad Müritz:
Samo miasteczko – bardzo zadbane i tętniące życiem:
Ulica surowego sędziego ;-)
Trochę już zgłodnieliśmy, więc w Damerow, parę kilometrów na zachód od Waren, zjeżdżamy do knajpki rybnej nad jeziorem Jabelscher See. Bardzo tu ładnie i smacznie.
Po drodze zaglądamy jeszcze nad Kölpinsee i Fleesensee. Co prawda szlak nie prowadzi tutaj bezpośrednio nad jeziorem, ale jest kilka dojść na brzeg. Wszystkie jeziora na naszej trasie są ze sobą połączone, więc jest to też ciekawy region dla miłośników sportów wodnych.
Stąd już niedaleko mamy do Malchow, gdzie zarezerwowaliśmy nocleg. Meldujemy się na recepcji, zostawiamy sakwy w pokoju i „na lekko“ jedziemy jeszcze zrobić pętlę wokół najbardziej na zachód wysuniętego z wielkich jezior – Plauer See. Jest 17.30, a przed nami jeszcze ok. 50 km szlaku, ale bardzo mi zależy na tym odcinku, bo czytałam, że jest wyjątkowo malowniczy.
Plauer See w Lenz:
Woda w jeziorze jest bardzo czysta i przejrzysta, ale dziś nie bardzo mamy czas na kąpiel. Południowo wschodni brzeg objeżdżamy gruntową drogą przez las i szosą. Ponoć jest ścieżka piesza nad wodą, ale bardzo zarośnięta i trudno dostępna - pewnie nie zdążylibyśmy objechać jeziora przed zmrokiem. Ciekawie robi się w Bad Stuer na samym południowym cypelku Plauer See, do którego dostajemy się z szosy długim i efektownym zjazdem. Bardzo ładna zabudowa willowa:
I my na pomoście:
Teraz szlak prowadzi ścieżką przez las liściasty, nad brzegiem jeziora, przez dość efektownie ukształtowany teren:
Dojeżdżamy do Plau am See – eleganckiego kurortu na zachodnim brzegu. Również tutaj nad wodą podziwiamy okazałą zabudowę willową:
Przy plaży zatrzymujemy się na krótki postój – czas nagli.
Jeszcze rzut oka z mostu nad kanałem Müritz-Elde-Wasserstraße:
Starówka – pewnie również warta odwiedzenia, ale nie dzisiaj. Jesteśmy w połowie drogi, a słońce już nisko.
Szlak rowerowy prowadzi w dół i wzdłuż kanału kieruje nas z powrotem nad jezioro. Hangary dla sprzętu pływającego:
Przy trasie mijamy jeszcze uroczą zagrodę z osiołkiem, kucykami i owcami kameruńskimi, które ponoć nie wymagają strzyżenia – jak się dowiadujemy na miejscu.
Jedziemy DDR-ką na północ, wzdłuż drogi do Karow. Takie widoki …
Na obrzeżach Karow skręcamy na wschód, już w kierunku na Malchow. Po drodze przejeżdżamy środkiem przez bardzo długi kemping – tak prowadzi szlak. Mnóstwo kamperów – jeden przy drugim, ludzie grillują, piją piwko, siedzą ze znajomymi i z psami. Wszyscy na kupie – no nie wiem, czy ja bym tak odpoczęła. Chyba jednak wolę ten rower i drogę przed sobą …
Za kempingiem szlak prowadzi dalej wzdłuż brzegu, my jednak wracamy do DDR-ki wzdłuż szosy, bo czas najwyższy wracać najkrótszą drogą. Do Malchow docieramy po 21-ej, tuż przed całkowitym zapadnięciem zmroku. Ja bardzo nie lubię jeździć po ciemku, więc to już ostatni moment na powrót. Jeszcze po drodze zatrzymujemy się w Netto, kupić coś do jedzenia i picia i docieramy na nocleg.
[cdn.] Mapa wycieczki
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
131.90 km (0.00 km teren), czas: 08:24 h, avg:15.70 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Poranna 50-tka z Moniką
Środa, 21 sierpnia 2019 | dodano: 21.08.2019
Umówiłam się dziś na rower z sąsiadką Moniką, o trochę nietypowej porze, bo rano. Ale już od wpół do dziewiątej, gdy wyruszyłyśmy, było w miarę ciepło, słonecznie i bez wiatru - idealna pogoda do jazdy. Wyszła nam rundka w całkiem żwawym tempie, choć pierwsze dwa kilometry to przeprawianie się przez roboty drogowe. Ale potem nadrobiłyśmy, zwłaszcza, gdy jakiś kolarz uprzejmie zaoferował nam koło na odcinku koło Dobieszczyna, więc pociągnęłyśmy ładnych kilka kilometrów szybciej. Krótko przed krzyżówką pod Hintersee rozstałyśmy się z naszym "kołem" i już same pojechałyśmy przez Glashütte, Grünhof do Pampow, gdzie zrobiłyśmy sobie krótki postój przy wiacie dla rowerzystów.
Na postoju:
I jeszcze selfik ;-)
Napiłyśmy się wody, chwilkę odpoczęłyśmy i przez Blankensee, Dobrą oraz Bartoszewo wróciłyśmy do domu. Brawo dla Moniki, która trzymała szosowe tempo, jadąc na rowerze górskim. Mapka wycieczki.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na postoju:
I jeszcze selfik ;-)
Napiłyśmy się wody, chwilkę odpoczęłyśmy i przez Blankensee, Dobrą oraz Bartoszewo wróciłyśmy do domu. Brawo dla Moniki, która trzymała szosowe tempo, jadąc na rowerze górskim. Mapka wycieczki.
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
50.70 km (0.00 km teren), czas: 02:05 h, avg:24.34 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na lody do Nowego Warpna
Poniedziałek, 19 sierpnia 2019 | dodano: 19.08.2019Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Wczoraj wróciłam z urlopu - było bardzo intensywnie. Najpierw rowery, potem chodzenie po górach, a na koniec kajaki. Wciąż mam zaległości w pisaniu bloga, ale mam nadzieję, że teraz będzie trochę czasu, żeby systematycznie uzupełnić wpisy z wyprawy do Alzacji. Tymczasem dzisiaj z przyjemnością wsiadłam znów na fitnessa i pojechaliśmy z Darkiem na wieczorną wycieczkę przez Dobieszczyn do Nowego Warpna. To super trasa na rowery szosowe - dobry asfalt, mały ruch (szczególnie od kiedy Tanowo jest tak rozkopane, wiele samochodów omija ten odcinek), a na końcu bardzo malownicze miasteczko. Od nas praktycznie równo 30 km w jedną stronę.
Po drodze nie zatrzymywaliśmy się specjalnie, ale w samym Nowym Warpnie pokręciliśmy się trochę po uliczkach i nad wodą, popstrykaliśmy parę zdjęć - bo pogoda bardzo ładna i usiedliśmy na pyszne lody i piwko na spółkę w "Barze u Magdy". W miasteczku pustki, tylko w knajpce kilka stolików zajętych - głównie przez towarzystwo z Niemiec.Mapka wycieczki
Na starówce Nowego Warpna:
Darek w marinie:
Na co rybakowi rower?
A może na rybkę?
Eee nie, jednak na lody ...
W powrotnej drodze zatrzymaliśmy się na chwilę przy kościółku w Karsznie, a potem już tą samą trasą prosto do domu, do którego dotarliśmy, gdy zaczynało się zmierzchać. Kościółek w Karsznie:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po drodze nie zatrzymywaliśmy się specjalnie, ale w samym Nowym Warpnie pokręciliśmy się trochę po uliczkach i nad wodą, popstrykaliśmy parę zdjęć - bo pogoda bardzo ładna i usiedliśmy na pyszne lody i piwko na spółkę w "Barze u Magdy". W miasteczku pustki, tylko w knajpce kilka stolików zajętych - głównie przez towarzystwo z Niemiec.Mapka wycieczki
Na starówce Nowego Warpna:
Darek w marinie:
Na co rybakowi rower?
A może na rybkę?
Eee nie, jednak na lody ...
W powrotnej drodze zatrzymaliśmy się na chwilę przy kościółku w Karsznie, a potem już tą samą trasą prosto do domu, do którego dotarliśmy, gdy zaczynało się zmierzchać. Kościółek w Karsznie:
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
60.24 km (0.00 km teren), czas: 02:39 h, avg:22.73 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przełomem Dunajca
Środa, 7 sierpnia 2019 | dodano: 04.09.2019Kategoria Małopolska
Ostatni, zaległy wakacyjny wpis - a mianowicie z krótkiej wycieczki wzdłuż Dunajca ze Sromowiec Niżnych do Szczawnicy, sprzed czterech tygodni. Trasę z biegem Dunajca pokonaliśmy pontonem - oprócz spływu znanymi tratwami flisackimi można bowiem zrobić sobie rafting pontonem albo spływ kajakiem. A na mecie w Szczawnicy czekały na nas wypożyczone rowery górskie, którymi wróciliśmy do Sromowiec. Płynęłam i jechałam z Darkiem, Moniką, jej partnerem i dziećmi.
Na spływie przełomem Dunajca:
Cały spływ trwa około dwóch godzin, a potem kolejne dwie mamy na powrót rowerami. W Szczawnicy zdążyliśmy więc zjeść obiad, a potem spokojnie pojechaliśmy ścieżką rowerową.
Początkowy odcinek w Szczawnicy jest od niedawna wyłożony kostką brukową, ale dalej droga jest szutrowa:
Widać na niebie gęstniejące chmury i o ile na spływie ulewa przeszła bokiem, tak na szlaku rowerowym trochę nas dopadł deszcz, więc schowaliśmy się pod drzewem, żeby trochę przeczekać:
Widok z mostu na Dunajcu w Czerwonym Klasztorze na Trzy Korony:
Stamtąd już tylko dwa kilometry na przystań i do naszych samochodów.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na spływie przełomem Dunajca:
Cały spływ trwa około dwóch godzin, a potem kolejne dwie mamy na powrót rowerami. W Szczawnicy zdążyliśmy więc zjeść obiad, a potem spokojnie pojechaliśmy ścieżką rowerową.
Początkowy odcinek w Szczawnicy jest od niedawna wyłożony kostką brukową, ale dalej droga jest szutrowa:
Widać na niebie gęstniejące chmury i o ile na spływie ulewa przeszła bokiem, tak na szlaku rowerowym trochę nas dopadł deszcz, więc schowaliśmy się pod drzewem, żeby trochę przeczekać:
Widok z mostu na Dunajcu w Czerwonym Klasztorze na Trzy Korony:
Stamtąd już tylko dwa kilometry na przystań i do naszych samochodów.
Rower:
Dane wycieczki:
12.94 km (0.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:12.94 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przez Jasienicę i Karpin
Sobota, 3 sierpnia 2019 | dodano: 03.08.2019Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Ostatni dzień przed drugą częścią urlopu upłynął mi głównie na przygotowaniach i pakowaniu, ale po południu wyskoczyliśmy z Darkiem jeszcze na szosową rundkę po okolicy. Dla urozmaicenia pojechaliśmy przez Tatynię i Wieńkowo do Jasienicy - bez jakiegoś sprecyzowanego planu. Na miejscu zdecydowaliśmy, że wrócimy leśną asfaltówką przez Nową Jasienicę, Drogoradz i Karpin. Koło Karpina niestety znów fetor nie do wytrzymania - zakład Fonteva chyba wznowił produkcję, a wiosną jeszcze nie było tak czuć. Na pocieszenie nieopodal mogliśmy podziwiać parę dorodnych jeleni - skryły się jednak w lesie, zanim wyciągnęłam aparat.
Wróciliśmy przez DW 115 i dokręciliśmy w Tanowie do 40 km. Mimo wszystko bardzo miła wycieczka. Mapka.
Kościół w Jasienicy z nieco innej perspektywy:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wróciliśmy przez DW 115 i dokręciliśmy w Tanowie do 40 km. Mimo wszystko bardzo miła wycieczka. Mapka.
Kościół w Jasienicy z nieco innej perspektywy:
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
40.78 km (0.00 km teren), czas: 01:51 h, avg:22.04 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)