- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
Odra-Nysa
Dystans całkowity: | 1339.56 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 97:08 |
Średnia prędkość: | 13.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 36.80 km/h |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 111.63 km i 8h 05m |
Więcej statystyk |
Nad Odrą z Mescherin do Siekierek
Niedziela, 11 czerwca 2023 | dodano: 18.06.2023Kategoria Brandenburgia, Niemcy, Odra-Nysa, trekking
Uzupełniam zaległy wpis sprzed tygodnia - z niedzieli, 11 czerwca. Chciałam to zrobić wczoraj, ale na stronie bikestats trwały prace serwisowe i się nie dało.
Podwieźliśmy z Darkiem autem rowery do Mescherin i stamtąd zaczęliśmy wycieczkę szlakiem Odra-Nysa, po niemieckiej stronie rzeki. Rano prawie nie było wiatru – to ewenement na tej trasie – więc szybko przybywało kolejnych kilometrów na trasie.
Gartz – łuki na nabrzeżu przypominają o moście, który przed wojną łączył oba brzegi Odry:
Teerofenbrücke między Friedrichsthal a Gatow:
Śluzy pod Schwedt:
Za Schwedt robimy pierwszy popas. Na miejsce pikniku wybieramy romantyczny ogród przy pałacu w Criewen. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że akurat trafiliśmy na koszenie trawy traktorem.
Jedziemy sobie dalej, do wieży widokowej nieopodal Stolpe. Widoki na Odrę z góry i na wał przeciwpowodziowy.
Odcinek szlaku rowerowego pomiędzy Stolpe a Hohensaaten jest w remoncie. Ale my jesteśmy w niedzielę i okazuje się, że da się przejechać i tego dnia nie pracują żadne ekipy.
Śluzy na kanałach Odry w Hohensaaten:
Tutaj podejmujemy decyzję, że dojedziemy do nowego (choć już nie całkiem, bo zeszłorocznego) mostu Siekierki-Neurüdnitz i wrócimy częściowo polską stroną. Ostatnie kilometry przed mostem mocno utrudnia wiatr, który obrócił się na kierunek z południa i wieje nam prosto w twarz.
A oto i kadry z mostu. Po polskiej stronie ławeczka z pomnikiem profesora Władysława Bartoszewskiego - patrona mostu. Przy ławeczce stoi również foodtrack, gdzie zatrzymaliśmy się na bardzo dobrą zupę. Można też tam zjeść kiełbaskę, domowe ciasto i inne przekąski.
Odwiedzamy na polskim brzegu nad Odrą najbardziej wysunięty na zachód punkt Polski, a potem kierujemy się w stronę Cedyni.
Góra Czcibora wraz z mozaiką i pomnikiem upamiętniającymi bitwę pod Cedynią:
Z tego miejsca do Cedyni prowadzi nowiuteńka i bardzo wygodna DDR-ka, wzdłuż ruchliwej drogi wojewódzkiej. Bardzo popieramy!
Cedynia – fontanna z piastowskimi wojami na rynku i wieża widokowa. Zaskoczyło mnie trochę położenie miasteczka na zboczach dość znacznych pagórków, przywodzące na myśl raczej górskie miasteczka, a nie województwo zachodniopomorskie.
Wieża widokowa:
Pofałdowana rzeźba terenu towarzyszyła nam również dalej, na północ od Cedyni. Wspinamy się na kolejne podjazdy po drodze do Bielinka i do Zatoni Dolnej.
Bielinek:
Zjazd do Zatoni jest spektakularny – różnica wysokości wynosi 100 m na 2 kilometrów. Zdjęcia trochę spłaszczają, ale i tak widać pagórki Cedyńskiego Parku Krajobrazowego.
Piękne maki po drodze.
Od Zatoni odpoczywamy od podjazdów i poruszamy się drogą przy samej Odrze. Mija się tutaj „Dolinę Miłości” – nie, nie – nie jest to agencja towarzyska, ani nic w tym rodzaju, ale nieco zdziczały ogród parkowy, założony w XIX wieku przez miejscową dziedziczkę, Annę Sophie Humbert.
W nogach mamy już ponad 100 km, a jeszcze spory kawałek drogi przed nami. W Krajniku Dolnym kupujemy sobie energetyki do popicia ostatnich kanapek na postoju niedaleko Schwedt.
„Przejcie” graniczne Krajnik – Schwedt:
Jak dobrze, że w czerwcu dzień jest taki długi. Możemy na luzie turlać się w stronę Gartz i rozkoszować „złotą godziną” i pięknym światłem na wałach nad Odrą.
Na koniec kadr z wieczoru w Mescherin i około 21.00 jesteśmy przy aucie, na parkingu. Wyszło nam ponad 150 km trasy i było to trochę czuć w mięśniach następnego dnia.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Podwieźliśmy z Darkiem autem rowery do Mescherin i stamtąd zaczęliśmy wycieczkę szlakiem Odra-Nysa, po niemieckiej stronie rzeki. Rano prawie nie było wiatru – to ewenement na tej trasie – więc szybko przybywało kolejnych kilometrów na trasie.
Gartz – łuki na nabrzeżu przypominają o moście, który przed wojną łączył oba brzegi Odry:
Teerofenbrücke między Friedrichsthal a Gatow:
Śluzy pod Schwedt:
Za Schwedt robimy pierwszy popas. Na miejsce pikniku wybieramy romantyczny ogród przy pałacu w Criewen. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że akurat trafiliśmy na koszenie trawy traktorem.
Jedziemy sobie dalej, do wieży widokowej nieopodal Stolpe. Widoki na Odrę z góry i na wał przeciwpowodziowy.
Odcinek szlaku rowerowego pomiędzy Stolpe a Hohensaaten jest w remoncie. Ale my jesteśmy w niedzielę i okazuje się, że da się przejechać i tego dnia nie pracują żadne ekipy.
Śluzy na kanałach Odry w Hohensaaten:
Tutaj podejmujemy decyzję, że dojedziemy do nowego (choć już nie całkiem, bo zeszłorocznego) mostu Siekierki-Neurüdnitz i wrócimy częściowo polską stroną. Ostatnie kilometry przed mostem mocno utrudnia wiatr, który obrócił się na kierunek z południa i wieje nam prosto w twarz.
A oto i kadry z mostu. Po polskiej stronie ławeczka z pomnikiem profesora Władysława Bartoszewskiego - patrona mostu. Przy ławeczce stoi również foodtrack, gdzie zatrzymaliśmy się na bardzo dobrą zupę. Można też tam zjeść kiełbaskę, domowe ciasto i inne przekąski.
Odwiedzamy na polskim brzegu nad Odrą najbardziej wysunięty na zachód punkt Polski, a potem kierujemy się w stronę Cedyni.
Góra Czcibora wraz z mozaiką i pomnikiem upamiętniającymi bitwę pod Cedynią:
Z tego miejsca do Cedyni prowadzi nowiuteńka i bardzo wygodna DDR-ka, wzdłuż ruchliwej drogi wojewódzkiej. Bardzo popieramy!
Cedynia – fontanna z piastowskimi wojami na rynku i wieża widokowa. Zaskoczyło mnie trochę położenie miasteczka na zboczach dość znacznych pagórków, przywodzące na myśl raczej górskie miasteczka, a nie województwo zachodniopomorskie.
Wieża widokowa:
Pofałdowana rzeźba terenu towarzyszyła nam również dalej, na północ od Cedyni. Wspinamy się na kolejne podjazdy po drodze do Bielinka i do Zatoni Dolnej.
Bielinek:
Zjazd do Zatoni jest spektakularny – różnica wysokości wynosi 100 m na 2 kilometrów. Zdjęcia trochę spłaszczają, ale i tak widać pagórki Cedyńskiego Parku Krajobrazowego.
Piękne maki po drodze.
Od Zatoni odpoczywamy od podjazdów i poruszamy się drogą przy samej Odrze. Mija się tutaj „Dolinę Miłości” – nie, nie – nie jest to agencja towarzyska, ani nic w tym rodzaju, ale nieco zdziczały ogród parkowy, założony w XIX wieku przez miejscową dziedziczkę, Annę Sophie Humbert.
W nogach mamy już ponad 100 km, a jeszcze spory kawałek drogi przed nami. W Krajniku Dolnym kupujemy sobie energetyki do popicia ostatnich kanapek na postoju niedaleko Schwedt.
„Przejcie” graniczne Krajnik – Schwedt:
Jak dobrze, że w czerwcu dzień jest taki długi. Możemy na luzie turlać się w stronę Gartz i rozkoszować „złotą godziną” i pięknym światłem na wałach nad Odrą.
Na koniec kadr z wieczoru w Mescherin i około 21.00 jesteśmy przy aucie, na parkingu. Wyszło nam ponad 150 km trasy i było to trochę czuć w mięśniach następnego dnia.
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
152.70 km (0.00 km teren), czas: 09:51 h, avg:15.50 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Odrą-Nysą do Hohenwutzen
Niedziela, 12 czerwca 2022 | dodano: 13.06.2022Kategoria Brandenburgia, Niemcy, Odra-Nysa, trekking
Zbierałam się, zbierałam i wreszcie udało się wybrać w niedzielę na ON. Dojechaliśmy z Darkiem autem na parking w Mescherin - po drodze chmury na niebie niestety gęstniały i od Tantow zaczęło nawet lekko mżyć. Prognozy były jednak dobre, więc pomimo początkowego deszczu postanowiliśmy nie zmieniać planów, tylko wyciągnęliśmy z plecaka wiatrówki.
Mokrawy początek w Mescherin:
W Gartz zaczęło porządnie padać i schowaliśmy się pod jakimś daszkiem. Nie robiłam zdjęć wiedząc, że będziemy tędy wracać i pewnie będzie szansa na fotki przy lepszej pogodzie. Chcieliśmy wypróbować nowo wyremontowany fragment ON wałem do Friedrichstal, ale nie trafiliśmy - od strony Gartz odbicie szlaku z głównej drogi nie jest oznaczone (trzeba skręcić za restauracją Stadtmühle Gartz w Gartenstrasse). Tak więc pojechaliśmy jednak po staremu, szosą B2 - na nasze szczęście między Gartz a Mescherin jest zamknięta droga dla aut, więc ruch był znikomy. Przestało też padać i od razu zrobiło się jakoś tak sympatyczniej.
Za Friedrichstal ponownie zjechaliśmy nad Odrę i jej kanały:
Przedpołudnie prawie bezwietrzne - to rzadkość na ON-ce, tafla wody jak lustro. Potem trochę zaczęło wiać, a kierunek tak się odkręcał, że przez całą wycieczkę mieliśmy pod wiatr - na szczęście nie był mocny. Na ławeczce między Friedrichstal a Gatow zrobiliśmy sobie odpoczynek i piknik.
Śluzy w Gatow:
W Schwedt powoli zaczęły przebijać się pierwsze przebłyski słońca:
A my dalej wałem:
Po drugiej stronie stadko owiec:
Pod Stolpe Darek zarządził kolejny postój.
Oprócz rowerzystów - niektórzy ewidentnie długodystansowi z sakwami - na ON-ce i takie wycieczki można spotkać ;-)
Śluzy w Hohensaaten:
Zakole Odry pod Hohenwutzen:
W Hohenwutzen zatrzymaliśmy się tradycyjnie na obiad - mają tam w knajpce na końcu miejscowości bardzo zacnego bratwursta.
Myślałam początkowo, aby podjechać jeszcze 8 km do Neurüdnitz, zobaczyć jak idzie Niemcom budowa mostu Europabrücke do Siekierek, ale Darek odmówił współpracy. Po swojej sobotniej, solowej wycieczce na 160 km narzekał, że go boli i tu i tam, że most zamknięty, więc przyjedziemy, gdy otworzą i że z Hohenwutzen to on chciałby już wracać. No to wróciliśmy. Lekko zmodyfikowaną trasą - do wieży widokowej nad Odrą, w pobliżu Stützkow:
Ponownie we Friedrichstal:
Od tej strony bez problemu trafiliśmy na DDR-kę koroną wału do Gartz. Bardzo ładna, tylko już mocno wiało.
W Gartz ostatni postój w marinie, pogoda zupełnie inna niż przed południem:
Po godzinie 19.00 byliśmy przy aucie, a około 20.00 w domu.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Mokrawy początek w Mescherin:
W Gartz zaczęło porządnie padać i schowaliśmy się pod jakimś daszkiem. Nie robiłam zdjęć wiedząc, że będziemy tędy wracać i pewnie będzie szansa na fotki przy lepszej pogodzie. Chcieliśmy wypróbować nowo wyremontowany fragment ON wałem do Friedrichstal, ale nie trafiliśmy - od strony Gartz odbicie szlaku z głównej drogi nie jest oznaczone (trzeba skręcić za restauracją Stadtmühle Gartz w Gartenstrasse). Tak więc pojechaliśmy jednak po staremu, szosą B2 - na nasze szczęście między Gartz a Mescherin jest zamknięta droga dla aut, więc ruch był znikomy. Przestało też padać i od razu zrobiło się jakoś tak sympatyczniej.
Za Friedrichstal ponownie zjechaliśmy nad Odrę i jej kanały:
Przedpołudnie prawie bezwietrzne - to rzadkość na ON-ce, tafla wody jak lustro. Potem trochę zaczęło wiać, a kierunek tak się odkręcał, że przez całą wycieczkę mieliśmy pod wiatr - na szczęście nie był mocny. Na ławeczce między Friedrichstal a Gatow zrobiliśmy sobie odpoczynek i piknik.
Śluzy w Gatow:
W Schwedt powoli zaczęły przebijać się pierwsze przebłyski słońca:
A my dalej wałem:
Po drugiej stronie stadko owiec:
Pod Stolpe Darek zarządził kolejny postój.
Oprócz rowerzystów - niektórzy ewidentnie długodystansowi z sakwami - na ON-ce i takie wycieczki można spotkać ;-)
Śluzy w Hohensaaten:
Zakole Odry pod Hohenwutzen:
W Hohenwutzen zatrzymaliśmy się tradycyjnie na obiad - mają tam w knajpce na końcu miejscowości bardzo zacnego bratwursta.
Myślałam początkowo, aby podjechać jeszcze 8 km do Neurüdnitz, zobaczyć jak idzie Niemcom budowa mostu Europabrücke do Siekierek, ale Darek odmówił współpracy. Po swojej sobotniej, solowej wycieczce na 160 km narzekał, że go boli i tu i tam, że most zamknięty, więc przyjedziemy, gdy otworzą i że z Hohenwutzen to on chciałby już wracać. No to wróciliśmy. Lekko zmodyfikowaną trasą - do wieży widokowej nad Odrą, w pobliżu Stützkow:
Ponownie we Friedrichstal:
Od tej strony bez problemu trafiliśmy na DDR-kę koroną wału do Gartz. Bardzo ładna, tylko już mocno wiało.
W Gartz ostatni postój w marinie, pogoda zupełnie inna niż przed południem:
Po godzinie 19.00 byliśmy przy aucie, a około 20.00 w domu.
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
126.79 km (0.00 km teren), czas: 07:02 h, avg:18.03 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Odrą-Nysą Mescherin-Stolpe-Mescherin
Niedziela, 20 września 2020 | dodano: 21.09.2020Kategoria Brandenburgia, Odra-Nysa, trekking
Wczorajsza wycieczka z Moniką i Darkiem, na luziku. Wyjechaliśmy dość późno, bo rano musiałam wstać skoro świt i jeszcze zrobić coś do pracy. Dużo tej roboty ostatnio i nie zostaje zbyt wiele czasu na rowery, a szkoda, bo pogoda super.
No, ale wczoraj było wietrzenie głowy na lokalnym klasyku, czyli ON-ce. Tym razem turystycznie, na trekkingach. Start na parkingu w Mescherin grubo po 11-tej i meta tamże po 19-tej. Dzień cudny, słoneczny i nawet niezbyt wietrzny - ewenement na odrzańskich wałach.
W Mescherin:
Fotka w Gartz, jeszcze na długi rękaw:
Nad kanałem za Friedrichsthal:
Z Monią na moście nad śluzą w Gatow:
Koło Stolpe Monika podpuściła nas, aby zjechać do miejscowości i zobaczyć z bliska wieżę "Grützpott" (po niemiecku: garnek do kaszy). No dobrze - jesteśmy z zapasem czasowym, czemu nie?
Wieżę można zwiedzać od środy do niedzieli, w godzinach 9-12 i 14-16. Do końca października. W środku ciekawa ekspozycja historyczna z opisami również po polsku, a na górze jest taras widokowy. Początki słowiańskiego grodu w Stolpe sięgają VIII wieku, potem siedlisko Wkrzan zostało podbite przez Pomorzan, a warownię, której pozostałością jest wieża zbudowali w XII wieku Duńczycy.
Widok z góry:
Potem pojechaliśmy wariantem nad Odrą do drugiej wieży, całkiem współczesnej i drewnianej, ale również z pięknymi widokami:
Piękna ta trasa na rower!
Pomimo wysokiej temperatury nie da się ukryć, że jesień tuż tuż. Przypomina o tym coraz krótszy dzień i klucze dzikich gęsi zbierające się do odlotu:
Wieczór nad Odrą w Mescherin:
I mapka:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
No, ale wczoraj było wietrzenie głowy na lokalnym klasyku, czyli ON-ce. Tym razem turystycznie, na trekkingach. Start na parkingu w Mescherin grubo po 11-tej i meta tamże po 19-tej. Dzień cudny, słoneczny i nawet niezbyt wietrzny - ewenement na odrzańskich wałach.
W Mescherin:
Fotka w Gartz, jeszcze na długi rękaw:
Nad kanałem za Friedrichsthal:
Z Monią na moście nad śluzą w Gatow:
Koło Stolpe Monika podpuściła nas, aby zjechać do miejscowości i zobaczyć z bliska wieżę "Grützpott" (po niemiecku: garnek do kaszy). No dobrze - jesteśmy z zapasem czasowym, czemu nie?
Wieżę można zwiedzać od środy do niedzieli, w godzinach 9-12 i 14-16. Do końca października. W środku ciekawa ekspozycja historyczna z opisami również po polsku, a na górze jest taras widokowy. Początki słowiańskiego grodu w Stolpe sięgają VIII wieku, potem siedlisko Wkrzan zostało podbite przez Pomorzan, a warownię, której pozostałością jest wieża zbudowali w XII wieku Duńczycy.
Widok z góry:
Potem pojechaliśmy wariantem nad Odrą do drugiej wieży, całkiem współczesnej i drewnianej, ale również z pięknymi widokami:
Piękna ta trasa na rower!
Pomimo wysokiej temperatury nie da się ukryć, że jesień tuż tuż. Przypomina o tym coraz krótszy dzień i klucze dzikich gęsi zbierające się do odlotu:
Wieczór nad Odrą w Mescherin:
I mapka:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
115.00 km (0.00 km teren), czas: 06:16 h, avg:18.35 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Długodystansowo i transgranicznie - Z Tanowa do Osinowa Dolnego
Sobota, 4 lipca 2020 | dodano: 05.07.2020Kategoria Brandenburgia, fitness, Odra-Nysa, Zachodniopomorskie
Już od jakiegoś czasu chodził mi po głowie pomysł wybrania się na dłuższą trasę fitnessem. Ale najpierw były zamknięte granice, potem nie było czasu, albo pogoda nie taka. W końcu jednak przyszedł ten dzień i przekonałam Darka, abyśmy wybrali się na konkretną wycieczkę.
Meklemburgia odpada, ale można przecież jeździć w Brandenburgii! Tak więc zaplanowaliśmy wyjazd transgraniczny - zachodniopomorsko-brandenburski.
Grunt to wcześnie wstać i mieć dość czasu w zapasie. O 5.40 radośnie obudziłam Darka stwierdzając, że kanapki na drogę gotowe i żeby się szykował. Szykował się i szykował - wyruszyliśmy o 6.40.
O tej porze w sobotę nie spodziewałam się dużego ruchu na ulicach Szczecina, ale jednak przejazd takimi rowerami przez miasto do komfortowych nie należał - światła, krawężniki, krzywa kostka, remonty dróg. Przy lekkich rowerach przeznaczonych na szosę dużo bardziej się to zauważa, niż przy turystycznych trekkingach.
Od Ronda Uniwersyteckiego skierowaliśmy się w stronę Przecławia, a potem "szwarcówką" do Rosówka - najbardziej na północ wysuniętego przejścia granicznego z Brandenburgią. Przy okazji wypróbowaliśmy po raz pierwszy oddaną w ubiegłym roku DDR-kę od toru motocrossowego do granicy - chwila wytchnienia od szumu samochodów.
Na granicy:
Było jeszcze wciąż dość wcześnie - około 9.00 i ruch samochodowy na szosie B2 nie był zbyt duży. Zdecydowaliśmy się dojechać nią do Gartz. Po drodze trochę górek, ładne widoczki i czereśnie przy drodze. Ale tak przy ruchliwym asfalcie, to chyba niezbyt smacznie i zdrowo - choć szpakom zupełnie to nie przeszkadzało! W oddali - panorama Gartz.
Na starówce odszukaliśmy bankomat, żeby wybrać trochę euro w gotówce. Do tej pory zwykle omijaliśmy ją bokiem, jadąc promenadą nadodrzańską, a to całkiem ładne miasteczko.
Ruina kościoła św. Szczepana, z aktualnie remontowaną wieżą:
A potem odszukaliśmy ławeczkę nad Odrą, gdzie zainstalowaliśmy się na drugie śniadanie.
Klasyk z Gartz - czyli fotka z pomnikiem na pamiątkę trzech zburzonych mostów przez Odrę:
Kawałek za Gartz znów jedziemy szosą, a od Friedrichstal wracamy na Oder-Neiße-Radweg, najpierw kawałeczek przez las, a potem już nad kanałem w Dolinie Dolnej Odry.
Niestety cały czas dokucza bardzo mocny wiatr - południowo-zachodni - więc mamy centralnie "w mordę wind". Na wałach przeciwpowodziowych fatalnie - jedziemy 15 km/h, mam wrażenie że zaraz mnie zdmuchnie, a przecież nie jestem kobietą filigranowej budowy! Proszę Darka, aby podjął się roli "wiatrołapa" i jakoś chowam za nim, wtedy jest nieco lżej.
Kolejny klasyk - czyli mostek nad śluzami pod Schwedt:
Schwedt tym razem mijamy bokiem i dalej zmagamy się z wichrem, mając jako rekompensatę takie widoki:
Chwila odpoczynku w Criewen - tym razem nie zjeżdżamy do pałacu i ogrodu, tylko przysiadamy na ławeczce obok drogowskazów:
Stolpe z górująca nad wioską wieżą obronną z XIII w.
Czyż to nie jest idealna trasa na rowery szosowe?
Jedziemy, jedziemy i dojeżdżamy do Hohensaaten, gdzie kilka łódek właśnie się śluzuje na kanale. Ale przez cały dzień nie widzieliśmy ani jednej barki na Odrze. Czyżby żegluga towarowa wciąż nie rozkręciła się po lockdownie?
Tutaj po raz pierwszy rzucił nam się w oczy wyjątkowo wysoki stan rzeki. Prawdopodobnie fala kulminacyjna na Odrze, po ostatnich intensywnych opadach na południu Polski. właśnie dotarła na południowy skraj naszego województwa i przeciwległe tereny po niemieckiej stronie. W wielu miejscach jest dużo wody na terenach zalewowych na zewnątrz wałów.
Jeszcze kilka kilometrów i już jesteśmy w Hohenwutzen. Jest 13.30 - pora na obiad. Proponuję, abyśmy zjedli na Polenmarkcie w Osinowie Dolnym, w knajpce polecanej przez anesz48, ale Darek stwierdza, że ogórkową czy pierogi to on ma w domu i że chce prawdziwego Bratwursta. No cóż, w takim razie idziemy do Gasthofu w Hohenwutzen - Darek dostaje swojego bratwursta i piwo, a ja taki stek i niemieckiego radlera, w przyjemnym ogródku, prawie przy rzece:
Na Polenmarkt jedziemy i tak - uzupełnić picie na powrotną drogę, bo pusto w bidonach.
Darek na moście granicznym:
Odra - potężna rzeka, która wreszcie znów łączy, a nie dzieli ...
W Osinowie, na targowisku, znów tętni życie:
A my w tył zwrot i wreszcie z wiatrem.
Niemiecki brzeg i polski brzeg:
W powrotnej drodze wybieramy wariant przy wieży widokowej, czyli bliżej rzeki. Niektóre drzewa stoją całkiem w wodzie.
Ale wysoki stan Odry jeszcze bardziej widoczny jest to z góry, z wieży:
Na kolejnym zdjęciu widać po koronie drzewa, jak mocno wiało! Niestety wiatr przyniósł też chmury frontowe i gdy byliśmy na wieży - zaczęło kropić. Na szczęście póki co - przelotnie i wkrótce przestało.
Owieczki pod Friedrichsthal:
W samej wiosce pstrykam taką oto aktualną dekorację - ma ktoś fantazję!
Dalej pedałujemy do Gartz i odbijamy na Staffelde, a następnie na Szlak Bielika.
Na granicy po raz drugi:
Mając w pamięci majowy wpis tunisławy, namówiłam jeszcze Darka, żeby skręcić przed Pargowem w lewo, wzdłuż granicy, kawałeczek na górkę widokową. Mimo, że droga gruntowa, to dało się podjechać szoszówkami. Ładnie, bardzo ładnie - dzięki, Tuniu!
W wiacie w Pargowie robimy ostatni popas na kanapki. Chmury jednak coraz bardziej gęstnieją - nie ma co się rozsiadać, trzeba jechać, szczególnie, że już prawie 19.00. Jedziemy kiepskim asfaltem do Kamieńca, a potem superancką DDR-ką do Kołbaskowa, wśród dojrzałego zboża - chyba wkrótce żniwa!
Żeby nie wracać przez Szczecin, wybieramy trasę przez Smolęcin i Karwowo.
Malownicze ruiny kościoła w Karwowie:
Zaraz za wioską niestety znów zaczyna padać i deszcz towarzyszy nam - mocniejszy czy słabszy - prawie całą drogę do domu. Kolejna rowerowa inwestycja w gminie Kołbaskowo, czyli DDR-ka Karwowo-Warnik:
Dalej już było tak paskudnie, że nie robiłam zdjęć. Największą ulewę przeczekaliśmy na przystanku w Dołujach - podjechał autobus do Szczecina, ale nie, nie złamaliśmy się! W siąpiącej mżawce dzielnie popedałowaliśmy przez Wąwelnicę do Wołczkowa, a potem Dobrej Szczecińskiej i Sławoszewa.
W domu byliśmy o 21.15 - jeszcze po widoku, zgodnie z planem. To była długa trasa - przy niezbyt sprzyjającej pogodzie, ale przejechaliśmy ją w całkiem dobrej formie, choć niezbyt szybkim tempie. Pod koniec co prawda rozbolała mnie głowa, ale to chyba przez zmianę pogody, a nie przez dystans. No to pierwszą "dwusetkę" mam za sobą.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Meklemburgia odpada, ale można przecież jeździć w Brandenburgii! Tak więc zaplanowaliśmy wyjazd transgraniczny - zachodniopomorsko-brandenburski.
Grunt to wcześnie wstać i mieć dość czasu w zapasie. O 5.40 radośnie obudziłam Darka stwierdzając, że kanapki na drogę gotowe i żeby się szykował. Szykował się i szykował - wyruszyliśmy o 6.40.
O tej porze w sobotę nie spodziewałam się dużego ruchu na ulicach Szczecina, ale jednak przejazd takimi rowerami przez miasto do komfortowych nie należał - światła, krawężniki, krzywa kostka, remonty dróg. Przy lekkich rowerach przeznaczonych na szosę dużo bardziej się to zauważa, niż przy turystycznych trekkingach.
Od Ronda Uniwersyteckiego skierowaliśmy się w stronę Przecławia, a potem "szwarcówką" do Rosówka - najbardziej na północ wysuniętego przejścia granicznego z Brandenburgią. Przy okazji wypróbowaliśmy po raz pierwszy oddaną w ubiegłym roku DDR-kę od toru motocrossowego do granicy - chwila wytchnienia od szumu samochodów.
Na granicy:
Było jeszcze wciąż dość wcześnie - około 9.00 i ruch samochodowy na szosie B2 nie był zbyt duży. Zdecydowaliśmy się dojechać nią do Gartz. Po drodze trochę górek, ładne widoczki i czereśnie przy drodze. Ale tak przy ruchliwym asfalcie, to chyba niezbyt smacznie i zdrowo - choć szpakom zupełnie to nie przeszkadzało! W oddali - panorama Gartz.
Na starówce odszukaliśmy bankomat, żeby wybrać trochę euro w gotówce. Do tej pory zwykle omijaliśmy ją bokiem, jadąc promenadą nadodrzańską, a to całkiem ładne miasteczko.
Ruina kościoła św. Szczepana, z aktualnie remontowaną wieżą:
A potem odszukaliśmy ławeczkę nad Odrą, gdzie zainstalowaliśmy się na drugie śniadanie.
Klasyk z Gartz - czyli fotka z pomnikiem na pamiątkę trzech zburzonych mostów przez Odrę:
Kawałek za Gartz znów jedziemy szosą, a od Friedrichstal wracamy na Oder-Neiße-Radweg, najpierw kawałeczek przez las, a potem już nad kanałem w Dolinie Dolnej Odry.
Niestety cały czas dokucza bardzo mocny wiatr - południowo-zachodni - więc mamy centralnie "w mordę wind". Na wałach przeciwpowodziowych fatalnie - jedziemy 15 km/h, mam wrażenie że zaraz mnie zdmuchnie, a przecież nie jestem kobietą filigranowej budowy! Proszę Darka, aby podjął się roli "wiatrołapa" i jakoś chowam za nim, wtedy jest nieco lżej.
Kolejny klasyk - czyli mostek nad śluzami pod Schwedt:
Schwedt tym razem mijamy bokiem i dalej zmagamy się z wichrem, mając jako rekompensatę takie widoki:
Chwila odpoczynku w Criewen - tym razem nie zjeżdżamy do pałacu i ogrodu, tylko przysiadamy na ławeczce obok drogowskazów:
Stolpe z górująca nad wioską wieżą obronną z XIII w.
Czyż to nie jest idealna trasa na rowery szosowe?
Jedziemy, jedziemy i dojeżdżamy do Hohensaaten, gdzie kilka łódek właśnie się śluzuje na kanale. Ale przez cały dzień nie widzieliśmy ani jednej barki na Odrze. Czyżby żegluga towarowa wciąż nie rozkręciła się po lockdownie?
Tutaj po raz pierwszy rzucił nam się w oczy wyjątkowo wysoki stan rzeki. Prawdopodobnie fala kulminacyjna na Odrze, po ostatnich intensywnych opadach na południu Polski. właśnie dotarła na południowy skraj naszego województwa i przeciwległe tereny po niemieckiej stronie. W wielu miejscach jest dużo wody na terenach zalewowych na zewnątrz wałów.
Jeszcze kilka kilometrów i już jesteśmy w Hohenwutzen. Jest 13.30 - pora na obiad. Proponuję, abyśmy zjedli na Polenmarkcie w Osinowie Dolnym, w knajpce polecanej przez anesz48, ale Darek stwierdza, że ogórkową czy pierogi to on ma w domu i że chce prawdziwego Bratwursta. No cóż, w takim razie idziemy do Gasthofu w Hohenwutzen - Darek dostaje swojego bratwursta i piwo, a ja taki stek i niemieckiego radlera, w przyjemnym ogródku, prawie przy rzece:
Na Polenmarkt jedziemy i tak - uzupełnić picie na powrotną drogę, bo pusto w bidonach.
Darek na moście granicznym:
Odra - potężna rzeka, która wreszcie znów łączy, a nie dzieli ...
W Osinowie, na targowisku, znów tętni życie:
A my w tył zwrot i wreszcie z wiatrem.
Niemiecki brzeg i polski brzeg:
W powrotnej drodze wybieramy wariant przy wieży widokowej, czyli bliżej rzeki. Niektóre drzewa stoją całkiem w wodzie.
Ale wysoki stan Odry jeszcze bardziej widoczny jest to z góry, z wieży:
Na kolejnym zdjęciu widać po koronie drzewa, jak mocno wiało! Niestety wiatr przyniósł też chmury frontowe i gdy byliśmy na wieży - zaczęło kropić. Na szczęście póki co - przelotnie i wkrótce przestało.
Owieczki pod Friedrichsthal:
W samej wiosce pstrykam taką oto aktualną dekorację - ma ktoś fantazję!
Dalej pedałujemy do Gartz i odbijamy na Staffelde, a następnie na Szlak Bielika.
Na granicy po raz drugi:
Mając w pamięci majowy wpis tunisławy, namówiłam jeszcze Darka, żeby skręcić przed Pargowem w lewo, wzdłuż granicy, kawałeczek na górkę widokową. Mimo, że droga gruntowa, to dało się podjechać szoszówkami. Ładnie, bardzo ładnie - dzięki, Tuniu!
W wiacie w Pargowie robimy ostatni popas na kanapki. Chmury jednak coraz bardziej gęstnieją - nie ma co się rozsiadać, trzeba jechać, szczególnie, że już prawie 19.00. Jedziemy kiepskim asfaltem do Kamieńca, a potem superancką DDR-ką do Kołbaskowa, wśród dojrzałego zboża - chyba wkrótce żniwa!
Żeby nie wracać przez Szczecin, wybieramy trasę przez Smolęcin i Karwowo.
Malownicze ruiny kościoła w Karwowie:
Zaraz za wioską niestety znów zaczyna padać i deszcz towarzyszy nam - mocniejszy czy słabszy - prawie całą drogę do domu. Kolejna rowerowa inwestycja w gminie Kołbaskowo, czyli DDR-ka Karwowo-Warnik:
Dalej już było tak paskudnie, że nie robiłam zdjęć. Największą ulewę przeczekaliśmy na przystanku w Dołujach - podjechał autobus do Szczecina, ale nie, nie złamaliśmy się! W siąpiącej mżawce dzielnie popedałowaliśmy przez Wąwelnicę do Wołczkowa, a potem Dobrej Szczecińskiej i Sławoszewa.
W domu byliśmy o 21.15 - jeszcze po widoku, zgodnie z planem. To była długa trasa - przy niezbyt sprzyjającej pogodzie, ale przejechaliśmy ją w całkiem dobrej formie, choć niezbyt szybkim tempie. Pod koniec co prawda rozbolała mnie głowa, ale to chyba przez zmianę pogody, a nie przez dystans. No to pierwszą "dwusetkę" mam za sobą.
Rower:Specialized Sirrus
Dane wycieczki:
215.88 km (0.00 km teren), czas: 12:15 h, avg:17.62 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zmagania z wiatrem w dolinie dolnej Odry
Niedziela, 15 września 2019 | dodano: 15.09.2019Kategoria Brandenburgia, Niemcy, Odra-Nysa
Dzisiejszą trasę również wybrał Darek, choć pewne modyfikacje wyszły w trakcie. Ale po kolei:
Odwiedziliśmy dzisiaj szlak Odra-Nysa na południe od objazdu przed Mescherin. Zostawiliśmy auto we Friedrichsthal i ruszyliśmy asfaltowym odcinkiem w stronę Schwedt. Dopóki szlak wiódł przez las, wszystko było w najlepszym porządku. Potem biegnie wzdłuż kanału żeglugowego Hohensaaten-Friedrichsthal, w większości koroną wału przeciwpowodziowego.
Śluza na kanale, niedaleko Schwedt:
Na odkrytym terenie bardzo dokuczał nam silny, południowo-zachodni wiatr. Momentami prawie nas zatrzymywał, uniemożliwiając jazdę szybszą niż średnio 12-15 km/h. I choć nie jestem osobą, która łatwo się zniechęca, to miałam poważne wątpliwości, czy będziemy w stanie kontynuować jazdę w takich warunkach.
W każdym razie zarządziłam, że zjeżdżamy w Schwedt z wału do miasta, żeby trochę odpocząć, a przy okazji zajrzeć do centrum, które jakoś do tej pory zawsze mijaliśmy bokiem. Byłam mile zaskoczona, że Schwedt to nie tylko rafineria i enerdowskie blokowiska, ale i sympatyczna choć nieduża starówka.
Schwedt z oddali:
Schwedt z bliska:
Zjedliśmy na promenadzie nad wodą drugie śniadanie i stwierdziliśmy, że dojedziemy do Criewen i spróbujemy znaleźć trasę trochę bardziej w głębi lądu, gdzie nie będzie tak wiało, a wrócić na ON na powrocie. W Criewen pokręciliśmy się trochę w parku koło pałacu:
Jednak nie udało nam się znaleźć alternatywnej drogi do Schönebergu i Stolzenhagen, a wręcz się gdzieś zapętliliśmy w lesie na bezdrożu. Kłótnia małżeńska wisiała w powietrzu, szczególnie, że stało się raczej pewne, że nie uda się dzisiaj dojechać do Hohenwutzen i Osinowa oraz wrócić.
W końcu postanowiliśmy, że jedziemy do 15.30 - dokąd dojedziemy, a potem wracamy.
W Storkow i w Stolpe:
Po drodze wpadliśmy na pomysł, że właściwie możemy zrobić pętlę, zjeżdżając do wieży widokowej nad Odrą i tak rzeczywiście uczyniliśmy. Jest drogowskaz w okolicach Storkow, ale my pojechaliśmy od drugiej strony - na wysokości Lunow-Stolzenhagen odchodzi asfaltówka w stronę głównego nurtu Odry, bardzo malownicza:
I sama wieża, oraz widoki z niej - na tym ze mną widać, że rzeczywiście bardzo wiało ;-)
Asfaltówka kończy się przy wieży i można wrócić do głównej ON-ki. Ja jednak wpadam na pomysł, aby pojechać dalej 8 km drogą z płyt wzdłuż Odry - co prawda trzeba przeprawić się - nie wiem, czy do końca legalnie - wokół małego placu budowy, na szczęście pustego w niedzielę, ale sama droga jest bardzo widokowa:
Na tym ostatnim zdjęciu widoczny w oddali most graniczny do Krajnika Dolnego. My przy moście skręciliśmy na Schwedt, gdzie zamknęliśmy pętlę i znów szlakiem Odry-Nysy dojechaliśmy do Friedrichsthal. Z wiatrem to już zupełnie inna jazda...
Pod koniec chmury od północy zaczęły gęstnieć, a gdy wracaliśmy autem - rozpadało się. Prognozy na początek tygodnia nie są optymistyczne. Tym bardziej cieszę się, że udało się wykorzystać weekend.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Odwiedziliśmy dzisiaj szlak Odra-Nysa na południe od objazdu przed Mescherin. Zostawiliśmy auto we Friedrichsthal i ruszyliśmy asfaltowym odcinkiem w stronę Schwedt. Dopóki szlak wiódł przez las, wszystko było w najlepszym porządku. Potem biegnie wzdłuż kanału żeglugowego Hohensaaten-Friedrichsthal, w większości koroną wału przeciwpowodziowego.
Śluza na kanale, niedaleko Schwedt:
Na odkrytym terenie bardzo dokuczał nam silny, południowo-zachodni wiatr. Momentami prawie nas zatrzymywał, uniemożliwiając jazdę szybszą niż średnio 12-15 km/h. I choć nie jestem osobą, która łatwo się zniechęca, to miałam poważne wątpliwości, czy będziemy w stanie kontynuować jazdę w takich warunkach.
W każdym razie zarządziłam, że zjeżdżamy w Schwedt z wału do miasta, żeby trochę odpocząć, a przy okazji zajrzeć do centrum, które jakoś do tej pory zawsze mijaliśmy bokiem. Byłam mile zaskoczona, że Schwedt to nie tylko rafineria i enerdowskie blokowiska, ale i sympatyczna choć nieduża starówka.
Schwedt z oddali:
Schwedt z bliska:
Zjedliśmy na promenadzie nad wodą drugie śniadanie i stwierdziliśmy, że dojedziemy do Criewen i spróbujemy znaleźć trasę trochę bardziej w głębi lądu, gdzie nie będzie tak wiało, a wrócić na ON na powrocie. W Criewen pokręciliśmy się trochę w parku koło pałacu:
Jednak nie udało nam się znaleźć alternatywnej drogi do Schönebergu i Stolzenhagen, a wręcz się gdzieś zapętliliśmy w lesie na bezdrożu. Kłótnia małżeńska wisiała w powietrzu, szczególnie, że stało się raczej pewne, że nie uda się dzisiaj dojechać do Hohenwutzen i Osinowa oraz wrócić.
W końcu postanowiliśmy, że jedziemy do 15.30 - dokąd dojedziemy, a potem wracamy.
W Storkow i w Stolpe:
Po drodze wpadliśmy na pomysł, że właściwie możemy zrobić pętlę, zjeżdżając do wieży widokowej nad Odrą i tak rzeczywiście uczyniliśmy. Jest drogowskaz w okolicach Storkow, ale my pojechaliśmy od drugiej strony - na wysokości Lunow-Stolzenhagen odchodzi asfaltówka w stronę głównego nurtu Odry, bardzo malownicza:
I sama wieża, oraz widoki z niej - na tym ze mną widać, że rzeczywiście bardzo wiało ;-)
Asfaltówka kończy się przy wieży i można wrócić do głównej ON-ki. Ja jednak wpadam na pomysł, aby pojechać dalej 8 km drogą z płyt wzdłuż Odry - co prawda trzeba przeprawić się - nie wiem, czy do końca legalnie - wokół małego placu budowy, na szczęście pustego w niedzielę, ale sama droga jest bardzo widokowa:
Na tym ostatnim zdjęciu widoczny w oddali most graniczny do Krajnika Dolnego. My przy moście skręciliśmy na Schwedt, gdzie zamknęliśmy pętlę i znów szlakiem Odry-Nysy dojechaliśmy do Friedrichsthal. Z wiatrem to już zupełnie inna jazda...
Pod koniec chmury od północy zaczęły gęstnieć, a gdy wracaliśmy autem - rozpadało się. Prognozy na początek tygodnia nie są optymistyczne. Tym bardziej cieszę się, że udało się wykorzystać weekend.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
84.17 km (0.00 km teren), czas: 05:09 h, avg:16.34 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Odra, Banie, wino i Joannici
Niedziela, 2 września 2018 | dodano: 04.09.2018Kategoria Brandenburgia, Niemcy, Odra-Nysa, Zachodniopomorskie
My też stęskniliśmy się za dłuższymi wyprawami, a inspiracją
do niedzielnej wycieczki była niedawna relacja Marka (@dornfeld). Postanowiliśmy jednak pociągnąć dalej do granicy i zamknąć
pętlę jadąc po niemieckiej stronie szlakiem Odry-Nysy. Mapa wycieczki.
Wyruszyliśmy z domu dość późno, bo przed 10.00. Punktem startowym był tym razem parking w Mescherin, skąd mostem przejechaliśmy na polską stronę do Gryfina.
Gryfino przywitało nas biciem dzwonów o 11.00, ale my już byliśmy po porannej mszy w Tanowie, więc pojechaliśmy dalej, szukając wjazdu na opisywany szlak nr 3, czyli nową ścieżkę rowerową w kierunku na Banie.
Już za mostem zauważyliśmy dyskretne pomarańczowe tabliczki, chociaż ścieżka zaczyna się właściwie dopiero na południowo-zachodnich granicach Gryfina. Z centrum należy kierować się drogowskazami na miejscowość Linie, a potem na Szczawno:
Odcinek od Gryfina do Borzymia to nówka sztuka – gładziutki, świeżutki asfalcik. Super! Mimo, że inwestycja jest niezbyt rozreklamowana i gdyby nie bikestats, to pewnie bym o niej nie wiedziała, to widocznie poczta pantoflowa funkcjonuje, bo mimo nieoczywistej pogody jeździ tam całkiem sporo osób.
No właśnie w Radiu Szczecin zapowiadano słoneczną i ciepłą niedzielę, a tu od rana chmury, temperatury umiarkowane i pod wiatr. Ale przynajmniej nie pada. Pocieszaliśmy się, że w drodze powrotnej wiatr południowy będzie wiał nam w plecy, a nie w twarz, czyli że będzie lżej.
Od Borzymia do Małego Borzymia jest odcinek szutrowy, a dalej na południe znów asfalt, ale chyba starszy, bo korzenie drzew zdążyły tu i ówdzie wykonać już krecią robotę. Tak jak pisał Marek, brakuje trochę infrastruktury – na całej trasie spotkaliśmy chyba tylko ze dwa MOR-y ( = miejsce obsługi rowerzystów) z altaną i wychodkiem, a map i informacji o okolicy nie ma w ogóle.
Drewniany mostek na Tywie:
W Tywicy przytrafiła się niespodziewana i niekoniecznie fajna przygoda – Darek złapał kapcia. A na dodatek okazało się, że zapasowe dętki mają nie taki wentyl jak trzeba i nie pasują. Darek zaklął szpetnie, bo nie pozostało nam nic innego, tylko przystąpić do realizacji planu B, to znaczy wycięcia łatki z nowej dętki i przyklejenia jej na Superglue. W zanadrzu mieliśmy jeszcze plan C- powrót PKS-em do Gryfina, ale na szczęście nie okazał się konieczny, bo łatka wytrzymała do końca wycieczki.
Tak czy owak zdecydowaliśmy się zajechać do Bań, które ścieżka rowerowa mija nieco bokiem, i zaopatrzyć się w pasującą dętkę (wariant optymistyczny) albo lepsze łatki (wariant realistyczny). Łatki kupiliśmy na stacji benzynowej, a miła pani miała również zapasową dętkę, tak nie do końca w tych wymiarach, co trzeba, ale na wszelki wypadek lepiej mieć taką, niż żadną. Banie okazały się bardzo ładnym miasteczkiem z nieźle zachowaną historyczną zabudową – miasteczko było w posiadaniu Templariuszy, Joannitów, Szwedów, Brandenburczyków i Prus. Spodobała się nam kaplica św. Jerzego (niestety akurat zamknięta) z początku XV wieku:
Średniowieczny kościół parafialny pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych:
Zadbana plaża miejska:
Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” kontraktuje, zaopatruje i skupuje
Z Bań już niedaleko do Baniewic i do winnicy Turnau, prowadzonej przez rodzinę słynnego barda z Krakowa. Ale w niedzielę nieczynna, więc mogliśmy tylko dyskretnie pogapić się przez płot:
Główne uprawy znajdują się w innej części wioski niż budynki winiarni (dawna owczarnia). Pewnie tego słonecznego lata zbiory będą udane, a wino szlachetne. My zanurzyliśmy się w klimaty jakby bardziej jesienne, jadąc ścieżką rowerową do Swobnicy:
W Swobnicy liczne drogowskazy nieomylnie prowadzą do bocznej, brukowanej drogi, wiodącej do głównej atrakcji tej miejscowości, a mianowicie do ruin zamku Joannitów z XIV wieku.To, że zamek jest obecnie ruiną, to „zasługa” niestety polskiej powojennej administracji i braku dobrego gospodarza. Jest jednak jakaś nadzieja, że ten piękny zabytek uda się ocalić od całkowitego zniszczenia - z funduszy ministerialnych udało się odremontować Wieżę Prochową – otwartą dla turystów - i dach dwóch skrzydeł. Na inwestora czekają zamkowe wnętrza, póki co udostępnione do zwiedzania na ryzyko zwiedzających, za jedyne 5 złotych od łebka. Tablica informuje, że obiekt jest w złym stanie technicznym i grozi zawaleniem, ale nie mogliśmy sobie odmówić zajrzenia do środka, zwłaszcza, że konserwatorzy odnowili schody i podłogi na tyle, że budziły zaufanie. Wewnątrz ślady zniszczenia, ale zachowało się trochę zabytkowej sztukaterii, a gdzie nie gdzie resztki posadzki, kominków czy gzymsów. W najlepszym stanie jest Wieża Prochowa, a reszta – aż żal serce ściska. Wokół zamku rozciąga się zdziczały park, atmosfera miejsca jest niesamowita.
Ze Swobnicy skierowaliśmy się na południowy zachód, drogą powiatową do Chojny. W miejscowości Rurka aktualnie jest remont drogi i przepustu przez Rurzycę – samochody nie przejadą, ale piesi i rowerzyści przy odrobinie gimnastyki mogą przeprawić się prowizoryczną kładką:
Za to ruch na drodze powiatowej – niewielki. W Chojnie zatrzymaliśmy się na Orlenie na zapiekankę i hotdoga – na szybko, bo już było po 16.00, a przed nami jeszcze spory kawałek do przejechania. Z drugiej strony nie spodziewaliśmy się atrakcyjnej bazy gastronomicznej po niemieckiej stronie i słusznie.
Brama Świecka w Chojnie:
Dziesięciokilometrowy odcinek drogą krajową nr 31 z Chojny do Krajnika był ruchliwy i mało przyjemny. Dobrze, że niedaleko. Było już późno, więc nie daliśmy się skusić drogowskazom zapraszającym do Doliny Miłości w Zatoni Dolnej. Wbrew pozorom nie jest to przybytek erotyczny (choć branża na pograniczu kwitnie), ale podobno ładny park krajobrazowy. Cóż, może następnym razem.
Most na Odrze między Krajnikiem Dolnym a Schwedt:
Po przekroczeniu granicy na Odrze przynajmniej mogliśmy jechać ścieżką rowerową z polbruku, a potem – pod Schwedt - włączyć się w Oder-Neisse-Radweg. Na szczęście skończyli remontować odcinek przy Schwedt, na nieszczęście w remoncie jest teraz kawałek z Friedrichsthal do Gartz i w związku z tym objazd. W międzyczasie wiatr się odwrócił i znów mieliśmy „w mordę”. Moje poranne rachuby wzięły więc w łeb, a biednemu wicher zawsze w twarz. Na pocieszenie mieliśmy ładne widoki.
Ptasi sejmik pod Schwedt:
A tutaj owieczki za Schwedt:
Zachód słońca gdzieś pod Gartz:
Na bulwarze w Gartz:
Do Gartz dotarliśmy jeszcze po widoku, ale już ostatnie 5 km przez las jechaliśmy w ciemnościach. Przezornie zabraliśmy nie tylko oświetlenie roweru, ale i czołówkę, więc bezpiecznie dotarliśmy do Mescherin ok. 20.30. Ubywa już dnia, niestety. Może gdybyśmy nie mieli przygody z dętką i nie robili po drodze skoków w bok, to dojechalibyśmy za dnia, ale nie żałujemy.
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyruszyliśmy z domu dość późno, bo przed 10.00. Punktem startowym był tym razem parking w Mescherin, skąd mostem przejechaliśmy na polską stronę do Gryfina.
Gryfino przywitało nas biciem dzwonów o 11.00, ale my już byliśmy po porannej mszy w Tanowie, więc pojechaliśmy dalej, szukając wjazdu na opisywany szlak nr 3, czyli nową ścieżkę rowerową w kierunku na Banie.
Już za mostem zauważyliśmy dyskretne pomarańczowe tabliczki, chociaż ścieżka zaczyna się właściwie dopiero na południowo-zachodnich granicach Gryfina. Z centrum należy kierować się drogowskazami na miejscowość Linie, a potem na Szczawno:
Odcinek od Gryfina do Borzymia to nówka sztuka – gładziutki, świeżutki asfalcik. Super! Mimo, że inwestycja jest niezbyt rozreklamowana i gdyby nie bikestats, to pewnie bym o niej nie wiedziała, to widocznie poczta pantoflowa funkcjonuje, bo mimo nieoczywistej pogody jeździ tam całkiem sporo osób.
No właśnie w Radiu Szczecin zapowiadano słoneczną i ciepłą niedzielę, a tu od rana chmury, temperatury umiarkowane i pod wiatr. Ale przynajmniej nie pada. Pocieszaliśmy się, że w drodze powrotnej wiatr południowy będzie wiał nam w plecy, a nie w twarz, czyli że będzie lżej.
Od Borzymia do Małego Borzymia jest odcinek szutrowy, a dalej na południe znów asfalt, ale chyba starszy, bo korzenie drzew zdążyły tu i ówdzie wykonać już krecią robotę. Tak jak pisał Marek, brakuje trochę infrastruktury – na całej trasie spotkaliśmy chyba tylko ze dwa MOR-y ( = miejsce obsługi rowerzystów) z altaną i wychodkiem, a map i informacji o okolicy nie ma w ogóle.
Drewniany mostek na Tywie:
W Tywicy przytrafiła się niespodziewana i niekoniecznie fajna przygoda – Darek złapał kapcia. A na dodatek okazało się, że zapasowe dętki mają nie taki wentyl jak trzeba i nie pasują. Darek zaklął szpetnie, bo nie pozostało nam nic innego, tylko przystąpić do realizacji planu B, to znaczy wycięcia łatki z nowej dętki i przyklejenia jej na Superglue. W zanadrzu mieliśmy jeszcze plan C- powrót PKS-em do Gryfina, ale na szczęście nie okazał się konieczny, bo łatka wytrzymała do końca wycieczki.
Tak czy owak zdecydowaliśmy się zajechać do Bań, które ścieżka rowerowa mija nieco bokiem, i zaopatrzyć się w pasującą dętkę (wariant optymistyczny) albo lepsze łatki (wariant realistyczny). Łatki kupiliśmy na stacji benzynowej, a miła pani miała również zapasową dętkę, tak nie do końca w tych wymiarach, co trzeba, ale na wszelki wypadek lepiej mieć taką, niż żadną. Banie okazały się bardzo ładnym miasteczkiem z nieźle zachowaną historyczną zabudową – miasteczko było w posiadaniu Templariuszy, Joannitów, Szwedów, Brandenburczyków i Prus. Spodobała się nam kaplica św. Jerzego (niestety akurat zamknięta) z początku XV wieku:
Średniowieczny kościół parafialny pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych:
Zadbana plaża miejska:
Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” kontraktuje, zaopatruje i skupuje
Z Bań już niedaleko do Baniewic i do winnicy Turnau, prowadzonej przez rodzinę słynnego barda z Krakowa. Ale w niedzielę nieczynna, więc mogliśmy tylko dyskretnie pogapić się przez płot:
Główne uprawy znajdują się w innej części wioski niż budynki winiarni (dawna owczarnia). Pewnie tego słonecznego lata zbiory będą udane, a wino szlachetne. My zanurzyliśmy się w klimaty jakby bardziej jesienne, jadąc ścieżką rowerową do Swobnicy:
W Swobnicy liczne drogowskazy nieomylnie prowadzą do bocznej, brukowanej drogi, wiodącej do głównej atrakcji tej miejscowości, a mianowicie do ruin zamku Joannitów z XIV wieku.To, że zamek jest obecnie ruiną, to „zasługa” niestety polskiej powojennej administracji i braku dobrego gospodarza. Jest jednak jakaś nadzieja, że ten piękny zabytek uda się ocalić od całkowitego zniszczenia - z funduszy ministerialnych udało się odremontować Wieżę Prochową – otwartą dla turystów - i dach dwóch skrzydeł. Na inwestora czekają zamkowe wnętrza, póki co udostępnione do zwiedzania na ryzyko zwiedzających, za jedyne 5 złotych od łebka. Tablica informuje, że obiekt jest w złym stanie technicznym i grozi zawaleniem, ale nie mogliśmy sobie odmówić zajrzenia do środka, zwłaszcza, że konserwatorzy odnowili schody i podłogi na tyle, że budziły zaufanie. Wewnątrz ślady zniszczenia, ale zachowało się trochę zabytkowej sztukaterii, a gdzie nie gdzie resztki posadzki, kominków czy gzymsów. W najlepszym stanie jest Wieża Prochowa, a reszta – aż żal serce ściska. Wokół zamku rozciąga się zdziczały park, atmosfera miejsca jest niesamowita.
Ze Swobnicy skierowaliśmy się na południowy zachód, drogą powiatową do Chojny. W miejscowości Rurka aktualnie jest remont drogi i przepustu przez Rurzycę – samochody nie przejadą, ale piesi i rowerzyści przy odrobinie gimnastyki mogą przeprawić się prowizoryczną kładką:
Za to ruch na drodze powiatowej – niewielki. W Chojnie zatrzymaliśmy się na Orlenie na zapiekankę i hotdoga – na szybko, bo już było po 16.00, a przed nami jeszcze spory kawałek do przejechania. Z drugiej strony nie spodziewaliśmy się atrakcyjnej bazy gastronomicznej po niemieckiej stronie i słusznie.
Brama Świecka w Chojnie:
Dziesięciokilometrowy odcinek drogą krajową nr 31 z Chojny do Krajnika był ruchliwy i mało przyjemny. Dobrze, że niedaleko. Było już późno, więc nie daliśmy się skusić drogowskazom zapraszającym do Doliny Miłości w Zatoni Dolnej. Wbrew pozorom nie jest to przybytek erotyczny (choć branża na pograniczu kwitnie), ale podobno ładny park krajobrazowy. Cóż, może następnym razem.
Most na Odrze między Krajnikiem Dolnym a Schwedt:
Po przekroczeniu granicy na Odrze przynajmniej mogliśmy jechać ścieżką rowerową z polbruku, a potem – pod Schwedt - włączyć się w Oder-Neisse-Radweg. Na szczęście skończyli remontować odcinek przy Schwedt, na nieszczęście w remoncie jest teraz kawałek z Friedrichsthal do Gartz i w związku z tym objazd. W międzyczasie wiatr się odwrócił i znów mieliśmy „w mordę”. Moje poranne rachuby wzięły więc w łeb, a biednemu wicher zawsze w twarz. Na pocieszenie mieliśmy ładne widoki.
Ptasi sejmik pod Schwedt:
A tutaj owieczki za Schwedt:
Zachód słońca gdzieś pod Gartz:
Na bulwarze w Gartz:
Do Gartz dotarliśmy jeszcze po widoku, ale już ostatnie 5 km przez las jechaliśmy w ciemnościach. Przezornie zabraliśmy nie tylko oświetlenie roweru, ale i czołówkę, więc bezpiecznie dotarliśmy do Mescherin ok. 20.30. Ubywa już dnia, niestety. Może gdybyśmy nie mieli przygody z dętką i nie robili po drodze skoków w bok, to dojechalibyśmy za dnia, ale nie żałujemy.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
111.50 km (0.00 km teren), czas: 09:47 h, avg:11.40 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trochę w nieznane, a trochę w znane - szlak Orła Bielika i niemieckie czereśnie
Niedziela, 24 czerwca 2018 | dodano: 24.06.2018Kategoria Brandenburgia, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Odra-Nysa, Zachodniopomorskie
Rano Darek stwierdził, że znów ma kapcia w tylnym kole.
Mieliśmy tylko jedną zapasową dętkę, zarządziłam więc, że najpierw jedziemy do
Decathlonu (juhu! niech żyje handlowa niedziela!) i kupujemy nowe, zanim
gdziekolwiek dalej się ruszymy.
A jak już byliśmy pod Decathlonem w Ustowie, to pomyślałam sobie, że to dobry punkt startowy, żeby zaliczyć Szlak Orła Bielika, wytyczony przez gminę Kołbaskowo, a potem pokręcić się trochę po niemieckiej stronie. Mapka wycieczki
Przejechaliśmy przez Ustowo-wieś i Kurów, ale szlak właściwie zaczyna się w Siadle Dolnym.
Nad Kanałem Kurowskim:
W Siadle Dolnym szlak biegnie nad samym brzegiem Odry Zachodniej, którego część została ładnie zagospodarowana na deptak, przystanie kajakowe i dla łódek.
Dzika plaża i dom nad Odrą w Siadle Dolnym:
Zaraz za przepustem pod autostradą zaczyna się bardzo stromy i kręty podjazd w lesie – raczej ciężko tam wdrapać się rowerem, szczególnie, że nawierzchnia to luźny żwirek - pozostaje pchanie pod górę. Generalnie cały dzisiejszy szlak to mniejsze i większe górki i zjazdy, ale ta jedna mnie zmogła. Za to zjazd w kierunku Moczył jest łagodny i bardzo widokowy, więc wynagradza trudy wtaszczenia się na wysokości.
Przed Moczyłami zrobiliśmy sobie mały piknik na miejscu postojowym, urządzonym przy lapidarium. Dobrze zachowały się dwa nagrobki – czterdziestoletniego mężczyzny, któremu płytę ufundowała pogrążona w żałobie matka oraz pewnej leciwej pani. Reszta pomników jest zatarta albo potrzaskana.
Na wjeździe do wioski miło zaskoczyły nas dekoracje rowerowe, które wykorzystaliśmy jako plener fotograficzny.
We wsi totalnie rozkopana droga i ruiny kościoła, podobnie jak w sąsiednim Pargowie. Do Pargowa można dojechać szosą przez Kamieniec, ale szlak prowadzi bardzo malowniczą leśną drogą, miejscami schodzącą nad rzekę. Chyba udało się nam tam zobaczyć również parę bielików, ale nie jestem pewna. W każdym razie w Pargowie też był orzeł:
I tak dojechaliśmy do granicy z Niemcami, a dalej już znanym nam fragmentem szlaku Odry i Nysy podążaliśmy w kierunku zachodnim, a potem północno-wschodnim, aż do Lebehn.
W Neurochlitz nasze zainteresowanie wzbudziła koparka stojąca na środku wioskowej drogi, z wyciągniętą wysoko łyżką. Okazało się, że w łyżce siedzi pani i obrywa czereśnie z wysokich gałęzi w swoim ogródku. Ot, pomysłowa kobieta! Ale narobiła nam smaka na świeże czereśnie, nie da się ukryć!
Mając w pamięci ładne zdjęcia Janusza i Kuby z zamku w Wartin sprzed paru miesięcy, postanowiliśmy zajrzeć do tej miejscowości dzisiaj, po drodze. W Luckow wypatrzyłam skrót przez pola i farmę wiatrową – całkiem dobra droga z płyt i szutru. A co najważniesze – przed Wartinem rosną przy niej czereśnie dosłownie oblepione pysznymi owocami. Grzech nie skorzystać, obżarliśmy się do pełna i tylko groźba sensacji żołądkowych z przejedzenia powstrzymała nas przed dalszym łasuchowaniem. Czereśnie rosną i marnują się też przy drodze z Penkun do Wollin, tak więc łakomczuchy – do roboty!
Pałac w Wartin trochę nas rozczarował – zdecydowanie lepiej wygląda na zdjęciach, niż w rzeczywistości. Jest mocno zapuszczony, choć zaciekawiła mnie figurka Buddy nad wejściem i dwa chińskie lwy strzegące drzwi. Skąd takie azjatyckie akcenty na brandenburskiej prowincji? W Wartin jest również bardzo ładny kościół:
Kaplicę cmentarną rodu von Schuckmann i dwór w pobliskim Battinsthal już znaliśmy z zeszłorocznej wyprawy, ale i tym razem zatrzymaliśmy się na chwilę w tym romantycznym miejscu.
Ostatni postój na małe co nieco zrobiliśmy sobie w Schwennenz, a stamtąd przez Bobolin, Stobno i Rajkowo zamknęliśmy dzisiejszą pętlę. Zupełnie nie znamy tamtej okolicy, a trasę wytyczyłam palcem po mapie, ale ładnie tam było.
Kościół w Schwennenz:
Pod koniec pogoda zdecydowanie poprawiła się i do Polski wjechaliśmy już przy słonecznej i cieplejszej aurze. Oby tak dalej!
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
A jak już byliśmy pod Decathlonem w Ustowie, to pomyślałam sobie, że to dobry punkt startowy, żeby zaliczyć Szlak Orła Bielika, wytyczony przez gminę Kołbaskowo, a potem pokręcić się trochę po niemieckiej stronie. Mapka wycieczki
Przejechaliśmy przez Ustowo-wieś i Kurów, ale szlak właściwie zaczyna się w Siadle Dolnym.
Nad Kanałem Kurowskim:
W Siadle Dolnym szlak biegnie nad samym brzegiem Odry Zachodniej, którego część została ładnie zagospodarowana na deptak, przystanie kajakowe i dla łódek.
Dzika plaża i dom nad Odrą w Siadle Dolnym:
Zaraz za przepustem pod autostradą zaczyna się bardzo stromy i kręty podjazd w lesie – raczej ciężko tam wdrapać się rowerem, szczególnie, że nawierzchnia to luźny żwirek - pozostaje pchanie pod górę. Generalnie cały dzisiejszy szlak to mniejsze i większe górki i zjazdy, ale ta jedna mnie zmogła. Za to zjazd w kierunku Moczył jest łagodny i bardzo widokowy, więc wynagradza trudy wtaszczenia się na wysokości.
Przed Moczyłami zrobiliśmy sobie mały piknik na miejscu postojowym, urządzonym przy lapidarium. Dobrze zachowały się dwa nagrobki – czterdziestoletniego mężczyzny, któremu płytę ufundowała pogrążona w żałobie matka oraz pewnej leciwej pani. Reszta pomników jest zatarta albo potrzaskana.
Na wjeździe do wioski miło zaskoczyły nas dekoracje rowerowe, które wykorzystaliśmy jako plener fotograficzny.
We wsi totalnie rozkopana droga i ruiny kościoła, podobnie jak w sąsiednim Pargowie. Do Pargowa można dojechać szosą przez Kamieniec, ale szlak prowadzi bardzo malowniczą leśną drogą, miejscami schodzącą nad rzekę. Chyba udało się nam tam zobaczyć również parę bielików, ale nie jestem pewna. W każdym razie w Pargowie też był orzeł:
I tak dojechaliśmy do granicy z Niemcami, a dalej już znanym nam fragmentem szlaku Odry i Nysy podążaliśmy w kierunku zachodnim, a potem północno-wschodnim, aż do Lebehn.
W Neurochlitz nasze zainteresowanie wzbudziła koparka stojąca na środku wioskowej drogi, z wyciągniętą wysoko łyżką. Okazało się, że w łyżce siedzi pani i obrywa czereśnie z wysokich gałęzi w swoim ogródku. Ot, pomysłowa kobieta! Ale narobiła nam smaka na świeże czereśnie, nie da się ukryć!
Mając w pamięci ładne zdjęcia Janusza i Kuby z zamku w Wartin sprzed paru miesięcy, postanowiliśmy zajrzeć do tej miejscowości dzisiaj, po drodze. W Luckow wypatrzyłam skrót przez pola i farmę wiatrową – całkiem dobra droga z płyt i szutru. A co najważniesze – przed Wartinem rosną przy niej czereśnie dosłownie oblepione pysznymi owocami. Grzech nie skorzystać, obżarliśmy się do pełna i tylko groźba sensacji żołądkowych z przejedzenia powstrzymała nas przed dalszym łasuchowaniem. Czereśnie rosną i marnują się też przy drodze z Penkun do Wollin, tak więc łakomczuchy – do roboty!
Pałac w Wartin trochę nas rozczarował – zdecydowanie lepiej wygląda na zdjęciach, niż w rzeczywistości. Jest mocno zapuszczony, choć zaciekawiła mnie figurka Buddy nad wejściem i dwa chińskie lwy strzegące drzwi. Skąd takie azjatyckie akcenty na brandenburskiej prowincji? W Wartin jest również bardzo ładny kościół:
Kaplicę cmentarną rodu von Schuckmann i dwór w pobliskim Battinsthal już znaliśmy z zeszłorocznej wyprawy, ale i tym razem zatrzymaliśmy się na chwilę w tym romantycznym miejscu.
Ostatni postój na małe co nieco zrobiliśmy sobie w Schwennenz, a stamtąd przez Bobolin, Stobno i Rajkowo zamknęliśmy dzisiejszą pętlę. Zupełnie nie znamy tamtej okolicy, a trasę wytyczyłam palcem po mapie, ale ładnie tam było.
Kościół w Schwennenz:
Pod koniec pogoda zdecydowanie poprawiła się i do Polski wjechaliśmy już przy słonecznej i cieplejszej aurze. Oby tak dalej!
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
84.00 km (0.00 km teren), czas: 07:05 h, avg:11.86 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Odra – Nysa 2017: Dzień 4 – Hohenwutzen-Gartz-Szczecin-Tanowo
Wtorek, 1 sierpnia 2017 | dodano: 03.08.2017Kategoria Brandenburgia, Niemcy, Odra-Nysa
Mapa wycieczki
Rano obudziła nas rzęsista ulewa. Czyżbyśmy ostatni dzień wyprawy mieli jechać w deszczu? Bo zostawać dłużej w Hohenwutzen jakoś nie mieliśmy ochoty. Po 9.00 wypadało się, a my ruszyliśmy w drogę. Najpierw tradycyjnie na zakupy spożywcze do Polski – tym razem w Biedronce w Osinowie.
Handel spożywczy w przygranicznych niemieckich miejscowościach praktycznie już nie istnieje. Można kupić gwoździe, części samochodowe, ale spożywczaka nie uświadczysz.
Kilka kilomentrów za Hohenwutzen leży przy szlaku Hohensaaten, a w nim podwójna śluza na Starej Odrze. Ponieważ poziom wody jest w niej niższy niż w Odrze, przepływające jednostki muszą przeprawić się przez śluzy.
Mimo iż szlak Odry-Nysy i na tym odcinku biegnie po wale przeciwpowodziowym, to dziś jechało się komfortowo, bo prawie nie było wiatru. Potem co prawda zrobił się upał, ale do wytrzymania.
Wielodzietna rodzina łabędzia – chyba z pięć czy sześć pisklaków:
Tutaj odnoga Odry przy Stolpe:
Pałac rodu von Arnim i park Lennégo w Criewen:
Platan
Kościół
Między Schwedt a Gatow niestety wciąż jest dość uciążliwy objazd. Był już rok temu, strasznie długo Niemcom zajmują te prace budowlane. Zamiast przy rzece jedzie się nieciekawymi terenami przemysłowymi. Żadna frajda, zwłaszcza w takim skwarze.
Do Friedrichsthal za to przyjemna droga najpierw aleją wzdłuż rzeki, a potem przez las.
Stamtąd już niedaleko do Gartz, gdzie zatrzymaliśmy się na lody i zimne piwko w kafejce prowadzonej przez Polkę. Bardzo sympatyczne miejsce, zresztą znane wśród szczecińskich rowerzystów :-).
Odcinek do Mescherin to już jazda lasem, czasem traci się całkiem z oczu Odrę. A potem to już prawie jak w domu – chociaż akurat nie znam tych terenów od strony rowerowej.
Nie do końca byłam pewna, którędy wracać do Szczecina. Najpierw minęliśmy tablicę początku Szlaku Orła Bielika przez Pargowo, Kurów i Ustowo. Pamiętam, że kiedyś czytałam, że szlak jest w zasadzie w budowie, wytyczony bardziej na mapie niż w terenie. Może coś się zmieniło od tamtego czasu, ale nie chcieliśmy ryzykować, że zakopiemy się gdzieś w piachu z sakwami.
Dojechaliśmy więc dalej do Neurochlitz i odbiliśmy na drogę nr 2, chyba niepotrzebnie, bo ścieżka rowerowa zaczyna się jednak w Rosow. No cóż, kilka stresujących kilometrów przejechaliśmy asfaltem po ruchliwej szosie, zanim dotarliśmy do Szwarcówki, a potem do Przecławia. Nawąchaliśmy się spalin, ale przynajmniej nie jechaliśmy już szosą, tylko ścieżką. Z Przecławia jakoś przedostaliśmy się na Redę i stamtąd już w miarę komfortowo DDR-ką na Krzekowo, Zawadzkiego i Głębokie.
W domu byliśmy ok. 19.00, nawet niespecjalnie zmęczeni, za to bardzo zadowoleni. Jestem dumna z Darka i z siebie oczywiście też. Przejechaliśmy w cztery dni 430 kilometrów, dla mnie to życiowy rekord, niewątpliwie. Wycieczka bardzo udana, trasę polecam, szczególnie, że nie ma dużo ludzi nawet w szczycie sezonu.
Fajne i ciekawe doświadczenie bycia kilka dni w drodze i przemieszczania się jedynie siłą własnych mięśni. I niepowtarzalna okazja do spotkania z drugim, bliskim człowiekiem. Z dala od codzienności, tak zupełnie inaczej. Dziękuję.
The end.
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rano obudziła nas rzęsista ulewa. Czyżbyśmy ostatni dzień wyprawy mieli jechać w deszczu? Bo zostawać dłużej w Hohenwutzen jakoś nie mieliśmy ochoty. Po 9.00 wypadało się, a my ruszyliśmy w drogę. Najpierw tradycyjnie na zakupy spożywcze do Polski – tym razem w Biedronce w Osinowie.
Handel spożywczy w przygranicznych niemieckich miejscowościach praktycznie już nie istnieje. Można kupić gwoździe, części samochodowe, ale spożywczaka nie uświadczysz.
Kilka kilomentrów za Hohenwutzen leży przy szlaku Hohensaaten, a w nim podwójna śluza na Starej Odrze. Ponieważ poziom wody jest w niej niższy niż w Odrze, przepływające jednostki muszą przeprawić się przez śluzy.
Mimo iż szlak Odry-Nysy i na tym odcinku biegnie po wale przeciwpowodziowym, to dziś jechało się komfortowo, bo prawie nie było wiatru. Potem co prawda zrobił się upał, ale do wytrzymania.
Wielodzietna rodzina łabędzia – chyba z pięć czy sześć pisklaków:
Tutaj odnoga Odry przy Stolpe:
Pałac rodu von Arnim i park Lennégo w Criewen:
Platan
Kościół
Między Schwedt a Gatow niestety wciąż jest dość uciążliwy objazd. Był już rok temu, strasznie długo Niemcom zajmują te prace budowlane. Zamiast przy rzece jedzie się nieciekawymi terenami przemysłowymi. Żadna frajda, zwłaszcza w takim skwarze.
Do Friedrichsthal za to przyjemna droga najpierw aleją wzdłuż rzeki, a potem przez las.
Stamtąd już niedaleko do Gartz, gdzie zatrzymaliśmy się na lody i zimne piwko w kafejce prowadzonej przez Polkę. Bardzo sympatyczne miejsce, zresztą znane wśród szczecińskich rowerzystów :-).
Odcinek do Mescherin to już jazda lasem, czasem traci się całkiem z oczu Odrę. A potem to już prawie jak w domu – chociaż akurat nie znam tych terenów od strony rowerowej.
Nie do końca byłam pewna, którędy wracać do Szczecina. Najpierw minęliśmy tablicę początku Szlaku Orła Bielika przez Pargowo, Kurów i Ustowo. Pamiętam, że kiedyś czytałam, że szlak jest w zasadzie w budowie, wytyczony bardziej na mapie niż w terenie. Może coś się zmieniło od tamtego czasu, ale nie chcieliśmy ryzykować, że zakopiemy się gdzieś w piachu z sakwami.
Dojechaliśmy więc dalej do Neurochlitz i odbiliśmy na drogę nr 2, chyba niepotrzebnie, bo ścieżka rowerowa zaczyna się jednak w Rosow. No cóż, kilka stresujących kilometrów przejechaliśmy asfaltem po ruchliwej szosie, zanim dotarliśmy do Szwarcówki, a potem do Przecławia. Nawąchaliśmy się spalin, ale przynajmniej nie jechaliśmy już szosą, tylko ścieżką. Z Przecławia jakoś przedostaliśmy się na Redę i stamtąd już w miarę komfortowo DDR-ką na Krzekowo, Zawadzkiego i Głębokie.
W domu byliśmy ok. 19.00, nawet niespecjalnie zmęczeni, za to bardzo zadowoleni. Jestem dumna z Darka i z siebie oczywiście też. Przejechaliśmy w cztery dni 430 kilometrów, dla mnie to życiowy rekord, niewątpliwie. Wycieczka bardzo udana, trasę polecam, szczególnie, że nie ma dużo ludzi nawet w szczycie sezonu.
Fajne i ciekawe doświadczenie bycia kilka dni w drodze i przemieszczania się jedynie siłą własnych mięśni. I niepowtarzalna okazja do spotkania z drugim, bliskim człowiekiem. Z dala od codzienności, tak zupełnie inaczej. Dziękuję.
The end.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
113.50 km (0.00 km teren), czas: 09:49 h, avg:11.56 km/h,
prędkość maks: 34.80 km/hTemperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Odra – Nysa 2017: Dzień 3 – Słubice-Kostrzyn nad Odrą-Hohenwutzen
Poniedziałek, 31 lipca 2017 | dodano: 03.08.2017Kategoria Brandenburgia, Niemcy, Odra-Nysa
Mapa wycieczki:
Również północne okolice Frankfurtu i Słubic są raczej pagórkowate, więc do Lebus mieliśmy rozgrzewkę na rozruszanie mięśni. Widoki znów sielskie:
Coś nas podkusiło, żeby zjechać do Kostrzyna nad Odrą. Nie dość, że droga dość długa, to jeszcze miasto raczej nieciekawe. No dobra, jest interesująca twierdza, ale – że był poniedziałek – to muzeum zamknięte.
W mieście korki, tłok, smród i już w poniedziałek kręciło się sporo młodzieży „łudstokowej”, niestety wśród nich również młode buraki, złośliwie tarasujące przejazd mostem. Za parę lat tacy będą nas spychać bmw do rowu – jak widać, tradycja w narodzie nie ginie.
Wróciliśmy nieco ochłonąć na niemiecką stronę, trafiliśmy nawet do nieba, a dokładnie to do kafejki dla rowerzystów „Himmel und Erde”. Połowa miejscowego kościoła wykorzystywana jest do celów religijnych, a połowa jako kawiarenka z domowym ciastem i – jakże by inaczej – piwkiem z browaru klasztornego Neuzelle.
Przed nami jechała trzyosobowa rodzina, również z sakwami. Zagadnęliśmy ich na postoju na wysokości Gozdowic – okazało się, że to Czesi z okolic Harrachova, którzy w 9 dni postanowili zrobić cały 630-kilometrowy szlak Odry-Nysy od Jablonca do Świnoujścia. Na oko jedenasto-dwunastoletni chłopiec świetnie dawał sobie radę, nawet się z nami trochę pościgał. Brawo! Mam nadzieję, że im się uda!
Dotarliśmy na wysokość południowych krańców Zachodniopomorskiego. Tu nieczynny most kolejowy w Siekierkach:
i jeszcze jeden landszafcik
I stado dzikich gęsi na nadodrzańskich łąkach:
Początkowo zamierzaliśmy przejechać na polską stronę i zanocować w Cedyni, ale gdy zatelefonowałam, okazało się, że już nie ma miejsc. Zatrzymaliśmy się więc na kolację w McDonaldzie w Osinowie Dolnym, a potem postanowiliśmy poszukać jakiegoś noclegu.
Osinów totalnie „zniemczony” – ceny i menu tylko po niemiecku, a rozmiary targowiska przyprawiają o zawrót głowy. Jaka to ironia losu – w PRL-u tak celebrowano znaczenie bitwy pod Cedynią, wożono dziatwę na wycieczki propagandowe, przy okazji i na cmentarz wojenny do Siekierek, a teraz cała gmina żyje z Niemca i to chyba nie najgorzej.
Nocleg znaleźliśmy w Hohenwutzen u pary emerytów. No niby było wszystko, co trzeba – łóżko z czystą pościelą, łazienka, wyjście na zadbany ogród i miejsce na rowery, ale właściciele jacyś tacy, szczególnie dziadek patrzył na nas spode łba. W pokoju żarówki energooszczędne, chyba dwuwatowe, a i tak dziadek zwrócił mi uwagę przy śniadaniu, że nie wyłączyłam światła w kiblu.
Ale już totalnie rozwaliła mnie karteczka w jadalni – gospodarze proszą o zamykanie drzwi z uwagi na grasujące myszy, o otwieranie okien i o … puszczanie bąków na zewnątrz, a nie w pomieszczeniu. Hmm …
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Również północne okolice Frankfurtu i Słubic są raczej pagórkowate, więc do Lebus mieliśmy rozgrzewkę na rozruszanie mięśni. Widoki znów sielskie:
Coś nas podkusiło, żeby zjechać do Kostrzyna nad Odrą. Nie dość, że droga dość długa, to jeszcze miasto raczej nieciekawe. No dobra, jest interesująca twierdza, ale – że był poniedziałek – to muzeum zamknięte.
W mieście korki, tłok, smród i już w poniedziałek kręciło się sporo młodzieży „łudstokowej”, niestety wśród nich również młode buraki, złośliwie tarasujące przejazd mostem. Za parę lat tacy będą nas spychać bmw do rowu – jak widać, tradycja w narodzie nie ginie.
Wróciliśmy nieco ochłonąć na niemiecką stronę, trafiliśmy nawet do nieba, a dokładnie to do kafejki dla rowerzystów „Himmel und Erde”. Połowa miejscowego kościoła wykorzystywana jest do celów religijnych, a połowa jako kawiarenka z domowym ciastem i – jakże by inaczej – piwkiem z browaru klasztornego Neuzelle.
Przed nami jechała trzyosobowa rodzina, również z sakwami. Zagadnęliśmy ich na postoju na wysokości Gozdowic – okazało się, że to Czesi z okolic Harrachova, którzy w 9 dni postanowili zrobić cały 630-kilometrowy szlak Odry-Nysy od Jablonca do Świnoujścia. Na oko jedenasto-dwunastoletni chłopiec świetnie dawał sobie radę, nawet się z nami trochę pościgał. Brawo! Mam nadzieję, że im się uda!
Dotarliśmy na wysokość południowych krańców Zachodniopomorskiego. Tu nieczynny most kolejowy w Siekierkach:
i jeszcze jeden landszafcik
I stado dzikich gęsi na nadodrzańskich łąkach:
Początkowo zamierzaliśmy przejechać na polską stronę i zanocować w Cedyni, ale gdy zatelefonowałam, okazało się, że już nie ma miejsc. Zatrzymaliśmy się więc na kolację w McDonaldzie w Osinowie Dolnym, a potem postanowiliśmy poszukać jakiegoś noclegu.
Osinów totalnie „zniemczony” – ceny i menu tylko po niemiecku, a rozmiary targowiska przyprawiają o zawrót głowy. Jaka to ironia losu – w PRL-u tak celebrowano znaczenie bitwy pod Cedynią, wożono dziatwę na wycieczki propagandowe, przy okazji i na cmentarz wojenny do Siekierek, a teraz cała gmina żyje z Niemca i to chyba nie najgorzej.
Nocleg znaleźliśmy w Hohenwutzen u pary emerytów. No niby było wszystko, co trzeba – łóżko z czystą pościelą, łazienka, wyjście na zadbany ogród i miejsce na rowery, ale właściciele jacyś tacy, szczególnie dziadek patrzył na nas spode łba. W pokoju żarówki energooszczędne, chyba dwuwatowe, a i tak dziadek zwrócił mi uwagę przy śniadaniu, że nie wyłączyłam światła w kiblu.
Ale już totalnie rozwaliła mnie karteczka w jadalni – gospodarze proszą o zamykanie drzwi z uwagi na grasujące myszy, o otwieranie okien i o … puszczanie bąków na zewnątrz, a nie w pomieszczeniu. Hmm …
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
97.70 km (0.00 km teren), czas: 06:25 h, avg:15.23 km/h,
prędkość maks: 34.50 km/hTemperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Odra – Nysa 2017: Dzień 2 – Forst-Guben-Neuzelle-Słubice
Niedziela, 30 lipca 2017 | dodano: 03.08.2017Kategoria Brandenburgia, Niemcy, Odra-Nysa
Mapa wycieczki
Niedzielny ciepły poranek bez jednej chmurki zapowiadał, że będzie grzało, oj będzie! Gospodarz Gasthausu Sacro zaserwował nam śniadanko w ogrodzie – chrupiące bułeczki, pełen asortyment serów, wędlin, dżemików, jajo na twardo – do tego świeże owoce, warzywa i jogurt oraz pyszna, mocna kawa. Mniam, mniam!
O 9.15 zwarci i gotowi ruszamy w trasę, szlak biegnie koroną wału przeciwpowodziowego – a tu zajączek wyskoczy, a to bocian kroczy, a to jakieś sarnie uszy ciekawsko wystają ze zboża.
Po drodze prawie stuletnia, ale wciąż czynna elektrownia wodna w Griessen.
Generalnie Nysa jest rzeką dość uregulowaną, co kawałek można spotkać jazy i zapory – w większości poniemieckie. Mało jest fragmentów pozostawionych naturze. Woda brunatna i mętna, choć nurt wartki – widać, że po ostatnich deszczach niesie sporo błota z górnego odcinka. W niektórych miejscach proponowane są spływy pontonem, nawet widzieliśmy kilka grup po drodze. Ja tam chyba jednak wolę kajaki na czystszych i bardziej nieucywilizowanych rzekach.
I tak docieramy do Guben/Gubina, gdzie po polskiej stronie w Netto postanawiamy zrobić zakupy spożywcze na drogę. Świeże bułki, kabanosy i pasztet z soczewicy wydają mi się prowiantem treściwym, a zarazem w miarę odpornym na upał. Jeszcze chwila w parku po polskiej stronie, z widokiem na ładny ratusz i ruiny kościoła farnego,
potem objazd wyspy Teatralnej między dwiema odnogami Nysy:
i rundka po niemieckiej części miasta. Guben ma bardzo przestronny i zadbany rynek, na którym stara substancja budowlana w dość udany sposób łączy się z nową – miasto robi dobre wrażenie.
Szlak prowadzi malowniczą dróżką wśród zieleni nad kanałem, cień daje przyjemne wytchnienie w upale. Wkrótce jednak zaczynają nas straszyć z bilbordów jakieś spreparowane truposze – ach, tak – jesteśmy wszak tuż przy fabryce plastynatów Gunthera von Hagensa! Jak kto lubi, to może sobie pozwiedzać ekspozycję w Plastinarium, czynną od piątku do niedzieli. Na wyjeździe z Guben załapaliśmy się jeszcze na bramkę liczącą rowerzystów na szlaku i ankieterów, którzy szczegółowo wypytali nas skąd dokąd jedziemy, jak zorganizowaliśmy wyprawę i jakie mamy preferencje ;-). W nagrodę dostaliśmy trochę materiałów kartograficzno-informacyjnych.
Z Guben już niedaleko do Ratzdorfu – wioski, w której Nysa wpada do Odry. Wciąż żywa jest tam (i nie tylko tam) pamięć o powodzi w 1997 roku, wskutek której wiele miejscowości bardzo ucierpiało. Charakter i kolor rzeki bardzo się zmieniają – zamiast brunatnej wstęgi mamy teraz po prawej błękitne, szerokie rozlewiska.
Szlak znów prowadzi wałem powodziowym, trochę zaskoczył nas pewien znak:
Między Ratzdorfem a Eisenhüttenstadt fragment szlaku jest zamknięty, objazd prowadzi przez Neuzelle, które i tak mieliśmy zamiar odwiedzić. Droga do klasztoru i miejscowości Neuzelle wygląda sielankowo, ale mieliśmy „w mordę wind”, żar lał się z nieba, bo to akurat była najgorętsza pora dnia – dał mi ten kawałek nieźle w kość.
Dojechawszy pod klasztor rzuciłam się na butelkę ciepłej wody mineralnej i powoli jakoś doszłam do siebie siedząc w chłodnym kościele. Cały pocysterski zespół klasztorny składa się obcenie z dwóch kościołów – ewangelickiego kościoła świętego Krzyża i katolickiego – pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, będącego znanym miejscem kultu i pielgrzymek na dolnych Łużycach. Szczególnie sławne są misteria pasyjne, odbywające się w Wielkim Poście. Oprócz kościołów zachowały się barokowe zabudowania klasztorne - których część przeznaczono na małe muzeum, ogród i browar – wciąż czynny i dobrze znany w okolicach.
Wnętrze kościoła św. Krzyża:
I kościół Wniebowzięcia:
A w środku anioły w wersji premium:
Barok wylewa się ze wszystkich kątów:
Klasztorne ogrody:
Klasztor został za czasów NRD oczywiście zsekularyzowany, jednak staraniem biskupa Görlitz w najbliższych dniach ma zostać znów zasiedlony przez wspólnotę zakonników z austriackiego opactwa cystersów w Heiligenkreuz.
Ze stolicy łużyckiego życia duchow(n)ego jedziemy do Eisenhüttenstadt – to zupełnie inny świat. Miasto właściwie powstało w latach 50-tych jako nowa struktura planistyczna na potrzeby klasy robotniczej kombinatu huty żelaza. Szlak rowerowy prowadzi co prawda przez starszą dzielnicę Fürstenberg, nad kanałem Odra-Szprewa, ale gdzieniegdzie straszą jednak pozostałości dawnej chluby socjalizmu.
I tak sobie pedałowaliśmy w stronę Frankfurtu. Na koniec – od Brieskow - było trochę pagórkowato, bo wjechaliśmy w Oderberge (Wzgórza Odrzańskie), za to pięknie się zjeżdżało długim odcinkiem do samiutkiego Frankfurtu.
Gdyby nie Uniwersytet Europejski Viadrina i Collegium Polonicum UAM w Słubicach, Frankfurt byłby pewnie dość nijakim enerdowskim miasteczkiem, jakich wiele. Mimo środka wakacji młodzieży z całego świata było multum – jak w licznych miastach uniwersyteckich lipiec i sierpień to czas tzw. szkół letnich – dwu-trzytygodniowych turnusów dla młodzieży akademickiej, których uczestnicy mogą podszlifować język, wiedzę, a także poznać kulturę, sztukę i atrakcje regionu. Na nocleg wybraliśmy sobie akademiki Uniwersytetu Adama Mickiewicza, więc tym samym znaleźliśmy się w centrum życia towarzyskiego. O dziwo nocne imprezy nawet specjalnie nam nie przeszkadzały – całodzienna ponadstukilometrowa porcja tlenu, ruchu i słońca skutecznie nas znieczuliła, spaliśmy jak zabici.
Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Niedzielny ciepły poranek bez jednej chmurki zapowiadał, że będzie grzało, oj będzie! Gospodarz Gasthausu Sacro zaserwował nam śniadanko w ogrodzie – chrupiące bułeczki, pełen asortyment serów, wędlin, dżemików, jajo na twardo – do tego świeże owoce, warzywa i jogurt oraz pyszna, mocna kawa. Mniam, mniam!
O 9.15 zwarci i gotowi ruszamy w trasę, szlak biegnie koroną wału przeciwpowodziowego – a tu zajączek wyskoczy, a to bocian kroczy, a to jakieś sarnie uszy ciekawsko wystają ze zboża.
Po drodze prawie stuletnia, ale wciąż czynna elektrownia wodna w Griessen.
Generalnie Nysa jest rzeką dość uregulowaną, co kawałek można spotkać jazy i zapory – w większości poniemieckie. Mało jest fragmentów pozostawionych naturze. Woda brunatna i mętna, choć nurt wartki – widać, że po ostatnich deszczach niesie sporo błota z górnego odcinka. W niektórych miejscach proponowane są spływy pontonem, nawet widzieliśmy kilka grup po drodze. Ja tam chyba jednak wolę kajaki na czystszych i bardziej nieucywilizowanych rzekach.
I tak docieramy do Guben/Gubina, gdzie po polskiej stronie w Netto postanawiamy zrobić zakupy spożywcze na drogę. Świeże bułki, kabanosy i pasztet z soczewicy wydają mi się prowiantem treściwym, a zarazem w miarę odpornym na upał. Jeszcze chwila w parku po polskiej stronie, z widokiem na ładny ratusz i ruiny kościoła farnego,
potem objazd wyspy Teatralnej między dwiema odnogami Nysy:
i rundka po niemieckiej części miasta. Guben ma bardzo przestronny i zadbany rynek, na którym stara substancja budowlana w dość udany sposób łączy się z nową – miasto robi dobre wrażenie.
Szlak prowadzi malowniczą dróżką wśród zieleni nad kanałem, cień daje przyjemne wytchnienie w upale. Wkrótce jednak zaczynają nas straszyć z bilbordów jakieś spreparowane truposze – ach, tak – jesteśmy wszak tuż przy fabryce plastynatów Gunthera von Hagensa! Jak kto lubi, to może sobie pozwiedzać ekspozycję w Plastinarium, czynną od piątku do niedzieli. Na wyjeździe z Guben załapaliśmy się jeszcze na bramkę liczącą rowerzystów na szlaku i ankieterów, którzy szczegółowo wypytali nas skąd dokąd jedziemy, jak zorganizowaliśmy wyprawę i jakie mamy preferencje ;-). W nagrodę dostaliśmy trochę materiałów kartograficzno-informacyjnych.
Z Guben już niedaleko do Ratzdorfu – wioski, w której Nysa wpada do Odry. Wciąż żywa jest tam (i nie tylko tam) pamięć o powodzi w 1997 roku, wskutek której wiele miejscowości bardzo ucierpiało. Charakter i kolor rzeki bardzo się zmieniają – zamiast brunatnej wstęgi mamy teraz po prawej błękitne, szerokie rozlewiska.
Szlak znów prowadzi wałem powodziowym, trochę zaskoczył nas pewien znak:
Między Ratzdorfem a Eisenhüttenstadt fragment szlaku jest zamknięty, objazd prowadzi przez Neuzelle, które i tak mieliśmy zamiar odwiedzić. Droga do klasztoru i miejscowości Neuzelle wygląda sielankowo, ale mieliśmy „w mordę wind”, żar lał się z nieba, bo to akurat była najgorętsza pora dnia – dał mi ten kawałek nieźle w kość.
Dojechawszy pod klasztor rzuciłam się na butelkę ciepłej wody mineralnej i powoli jakoś doszłam do siebie siedząc w chłodnym kościele. Cały pocysterski zespół klasztorny składa się obcenie z dwóch kościołów – ewangelickiego kościoła świętego Krzyża i katolickiego – pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, będącego znanym miejscem kultu i pielgrzymek na dolnych Łużycach. Szczególnie sławne są misteria pasyjne, odbywające się w Wielkim Poście. Oprócz kościołów zachowały się barokowe zabudowania klasztorne - których część przeznaczono na małe muzeum, ogród i browar – wciąż czynny i dobrze znany w okolicach.
Wnętrze kościoła św. Krzyża:
I kościół Wniebowzięcia:
A w środku anioły w wersji premium:
Barok wylewa się ze wszystkich kątów:
Klasztorne ogrody:
Klasztor został za czasów NRD oczywiście zsekularyzowany, jednak staraniem biskupa Görlitz w najbliższych dniach ma zostać znów zasiedlony przez wspólnotę zakonników z austriackiego opactwa cystersów w Heiligenkreuz.
Ze stolicy łużyckiego życia duchow(n)ego jedziemy do Eisenhüttenstadt – to zupełnie inny świat. Miasto właściwie powstało w latach 50-tych jako nowa struktura planistyczna na potrzeby klasy robotniczej kombinatu huty żelaza. Szlak rowerowy prowadzi co prawda przez starszą dzielnicę Fürstenberg, nad kanałem Odra-Szprewa, ale gdzieniegdzie straszą jednak pozostałości dawnej chluby socjalizmu.
I tak sobie pedałowaliśmy w stronę Frankfurtu. Na koniec – od Brieskow - było trochę pagórkowato, bo wjechaliśmy w Oderberge (Wzgórza Odrzańskie), za to pięknie się zjeżdżało długim odcinkiem do samiutkiego Frankfurtu.
Gdyby nie Uniwersytet Europejski Viadrina i Collegium Polonicum UAM w Słubicach, Frankfurt byłby pewnie dość nijakim enerdowskim miasteczkiem, jakich wiele. Mimo środka wakacji młodzieży z całego świata było multum – jak w licznych miastach uniwersyteckich lipiec i sierpień to czas tzw. szkół letnich – dwu-trzytygodniowych turnusów dla młodzieży akademickiej, których uczestnicy mogą podszlifować język, wiedzę, a także poznać kulturę, sztukę i atrakcje regionu. Na nocleg wybraliśmy sobie akademiki Uniwersytetu Adama Mickiewicza, więc tym samym znaleźliśmy się w centrum życia towarzyskiego. O dziwo nocne imprezy nawet specjalnie nam nie przeszkadzały – całodzienna ponadstukilometrowa porcja tlenu, ruchu i słońca skutecznie nas znieczuliła, spaliśmy jak zabici.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
105.56 km (0.00 km teren), czas: 10:54 h, avg:9.68 km/h,
prędkość maks: 36.80 km/hTemperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)