Rowerem po obu stronach Odryblog rowerowy

avatar tanova
Tanowo

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl   button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(17)

Moje rowery

Unibike Expedition LDS 4251 km
nextbike 113 km
Giant Expression 17647 km
rower działkowy 1532 km
Specialized Sirrus 6719 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tanova.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Alzacja i dolina Renu 2019

Dystans całkowity:650.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:40:32
Średnia prędkość:12.57 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:65.00 km i 5h 47m
Więcej statystyk

Alzacja i dolina Renu: Dzień 9 - Rheinau - Woerth - Windstein

Wtorek, 30 lipca 2019 | dodano: 04.09.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja, Niemcy
W cukierni w Rheinau zaopatrzyliśmy się rano w drożdżówki na drogę i coś zimnego do picia. Przez pierwsze kilometry szlak Rheinradweg wiódł nas przez pola i wioski, by wkrótce znów zbliżyć się do rzeki:


Prom na Renie:

Co jakiś czas mijaliśmy betonowe tablice z kilometrażem rzeki od źródła. Zaczynaliśmy w Neuenburg am Rhein około 200-tnego kilometra, a tutaj już 327:

Po trzydziestu paru kilometrach dość monotonnej jazdy z dala od miasteczek, po raz ostatni przekraczamy Ren mostem w Iffezheim:

Jakby Ren nie chciał nas puścić ze swoich objęć, bo tuż przed mostem kolega łapie flaka i czeka nas przymusowy postój na wymianę dętki w upale. Od tego momentu będziemy się już oddalać od rzeki w kierunku zachodnim – czyli Wogezów Północnych, gdzie czekają nasze samochody. Wybieram trasę, żeby w miarę możliwości nie było dużo podjazdów, chociaż kilka górek pod koniec jest nieuniknionych. Zobaczcie na profil wysokości:

Początkowo jedziemy asfaltową DDR-ką, po trasie dawnej kolejki wąskotorowej. Towarzyszy nam soczysta zieleń, dająca również przyjemny cień:

W drodze do Woerth taki surrealistyczny obrazek – diabelski młyn, wyrastający wprost z pola kukurydzy. Okazuje się, że nieopodal jest park rozrywki, którego częścią jest ta karuzela:

Samo Woerth nad rzeką Sauer bardzo miło nas zaskoczyło. To prawdziwa perełka, którą jakoś przeoczyłam przy planowaniu wycieczki. Jak dobrze, że trafiliśmy tutaj przypadkiem!




I zamek w Woerth z XIV wieku, wraz z rzeźbą „żelaznej dziewicy”:


Na północ od Woerth zaczynają się już porządne podjazdy. Pierwszy jest bardzo stromy i tylko Darkowi udaje się wjechać z sakwami na górę. Pozostała trójka prowadzi rowery – na szczęście podjazd nie jest długi, a w nagrodę mamy piękne pole słoneczników do oglądania:

Następne wzniesienie pokonujemy już rowerami, bo jest nieco łagodniejsze. Potem już tylko bajeczny zjazd po serpentynach do Jaegerthal – naprawdę bajeczny, ale nie było jak pstrykać zdjęć, bo mocno musiałam trzymać kierownicę na zakrętach przy takiej prędkości. Ale zrobiłam jedną fotkę w samej miejscowości:

Jeszcze dwa kilometry i dojechaliśmy do Windstein. Pętla alzacka zamknięta!


Zasłużyliśmy na dobrą kolację, a po noclegu w pensjonacie rano załadowaliśmy rowery na bagażniki samochodowe i wyruszyliśmy w drogę powrotną do Polski.
Informacje praktyczne:
Mapy: Korzystaliśmy z papierowych map Elsass Nord i Elsass Süd z serii bikeline Radkarte wydawnictwa Verlag Esterbauer oraz z materiałów dostępnych na stronach www.cyclinginalsace.com, www.visit.alsace.
Dojazd: Ze Szczecina do Windstein samochodem - ok. 900 km, auta zostały na całe 9 dni na parkingu przy pensjonacie. Parking gratis.
Noclegi: Od ok. 60-70 euro za pokój dwuosobowy na kwaterze prywatnej lub pensjonacie ze śniadaniem (takie ceny zazwyczaj) do 98 euro w hotelu *** też ze śniadaniem. Dwa noclegi u przyjaciół. Rezerwowaliśmy tylko pierwszy i ostatni nocleg w pensjonacie w Windstein, a noclegi znajdowaliśmy na miejscu - szukając tabliczek, albo pytając ludzi. Raz telefonicznie.
Wyżywienie: Śniadanie zwykle razem z noclegiem, na lunch kupowaliśmy coś w supermarketach – ceny trochę wyższe niż w Polsce - drożej w Szwajcarii i Francji, nieco taniej w Niemczech. Obiadokolacja – zazwyczaj w knajpce tam, gdzie wypadł nam następny nocleg (koszt ok. x2 jak w Polsce).
Dystans: Licznik rowerowy na koniec pokazał 653 km. Trasa nie jest tak płaska jak znane mi szlaki "rzeczne", ale spokojnie nadaje się na wyprawę sakwiarską dla osób o średniej kondycji.
Wspomnienia i wrażenia: I tym razem było super, tylko strasznie gorąco :-)
[Koniec]
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 101.95 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:14.56 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:31.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Alzacja i dolina Renu: Dzień 8 - Breisach am Rhein - Strasburg - Rheinau

Poniedziałek, 29 lipca 2019 | dodano: 04.09.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja, Niemcy
Tego dnia zrobiliśmy najwięcej kilometrów, bo ponad 104. Ale było też i najbardziej płasko. Ponownie poprawiła się pogoda – po deszczowej niedzieli znów wyjrzało słońce, a już nie było tak strasznie gorąco, jak w poprzednim tygodniu, bo temperatura nie przekroczyła w poniedziałek 30 stopni.
Pierwsze 20 kilometrów to jazda po niemieckiej stronie, po przyjemnej szutrowej drodze wzdłuż Renu:

W okolicach Sasbach am Kaiserstuhl wracamy na stronę alzacką, bo – według mapy – niemiecki szlak wkrótce odbije od rzeki, podczas gdy po francuskiej stronie można jechać wzdłuż kanału Rodan-Ren, który to szlak doprowadzi nas wprost do Strasburga.
Darek zjeżdża z mostku nad kanałem:

DDR-ka jest równa, asfaltowa i prosta jak „w mordę strzelił”, a jedynym urozmaiceniem jest zmiana przebiegu z lewego brzegu na prawy.

Bliżej Strasburga kanał obsadzony jest piękną aleją platanową,

a maleńki domek nad śluzą wręcz tonie w kwiatach:

W Strasburgu promujemy z Darkiem Pomorze Zachodnie, nosząc nasze „gryfusowe” koszulki. Pewnie dlatego kilka osób pozdrowiło nas również po polsku.

Nad urokliwą starówką, położoną na otoczonej kanałami wyspie, góruje katedra Notre Dame, czyli pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Przepiękna, „koronkowa” konstrukcja ponownie nas zachwyciła, więc wykorzystujemy scenerię do pstryknięcia paru zdjęć na zewnątrz i w środku:



Zegar astronomiczny w środku katedry:

Stolica Alzacji to pełne życia i turystów miejsce, a na starym mieście znów urzekają nas charakterystyczne dla regionu urocze kamieniczki:



Przez most na kanale i na Renie przejeżdżamy ponownie na niemiecką stronę do Kehl. Znajdujemy szlak Eurovelo 15 (RheinRadweg) i przez kolejne kilka kilometrów przemierzamy przemysłowe okolice na obrzeżach Kehl i Strasburga:

Powoli zaczynamy myśleć o noclegu, bo już wieczór za pasem.

Postanawiamy zanocować w pobliskim Rheinau. Ileś telefonów wykonanych na ławeczce nad Renem i nic. Albo zajęte, albo gospodarze nie chcą wynajmować kwatery tylko na jedną noc. Czyżbyśmy mieli spać pod mostem? No tak źle to nie było – znaleźliśmy w końcu dwa pokoje w Landgasthaus Napoleon, mieszczącym się w historycznym budynku z muru pruskiego, prowadzony przez rodzinę … z Bangladeszu. Oprócz pokoi mają tam też restaurację ze stekami i kilkoma daniami kuchni azjatyckiej. Zamówiliśmy sobie takie na kolację – nawet dobre, chociaż dali bardzo dużo przypraw, zwłaszcza kolendry. No i zimne piwko – należało nam się po takiej trasie ;-).


Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 104.80 km (0.00 km teren), czas: 07:05 h, avg:14.80 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Alzacja i dolina Renu: Dzień 7 - Bazylea - Neuf-Brisach - Breisach am Rhein

Niedziela, 28 lipca 2019 | dodano: 29.08.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja, Niemcy
Niedziela w Bazylei przywitała nas deszczem, chłodem i ciężkimi chmurami wiszącymi po horyzont. To radykalna odmiana po ostatnim tygodniu tropikalnych upałów. Sprawdzamy prognozę pogody – w Bazylei ma padać cały dzień, ale im bardziej na północ, tym ma być lepiej w ciągu dnia. Zostajemy u przyjaciół do jedenastej, a potem – korzystając z chwili, gdy deszcz nieco zelżał – wyciągamy z dna sakw kurtki przeciwdeszczowe i ruszamy w drogę. We wtorek powinniśmy dotrzeć do punktu startu, a to przecież ok. 300 kilometrów. Samo się nie przejedzie!

Drogę powrotną mamy zaplanowaną wzdłuż Renu. Można jechać po niemieckiej stronie, gdzie RheinRadweg prowadzi w większości przy samej rzece. Przeważają tutaj drogi szutrowe, a czasem nawet leśne dukty. Można też po francuskiej – wtedy jedzie się wzdłuż kanału, równoległego do Renu, głownie asfaltową DDR-ką. Obydwa warianty to fragment EuroVelo 15. My częściowo jedziemy przez Niemcy, a częściowo przez Francję, żeby była odmiana.

Zaczynamy od strony francuskiej – mijamy po drodze kolejne śluzy na kanale i co trochę zatrzymujemy się gdzieś, aby przeczekać bardziej intensywne opady.

Oprócz ptactwa, znęconego rzucanymi resztkami chleba, zaszczycił nas taki jegomość – chyba piżmak:

Jedziemy – pada, kropi, siąpi. Nie robię zdjęć, nie chce mi się. Na chwilę przestaje w Ottmarsheim, gdy zwiedzamy przepiękne, romańskie opactwo z początków XI wieku:


Ledwie wyjeżdżamy za miasteczko – znów deszcz. A przecież miało już przestać padać! Ponieważ szlak po francuskiej stronie dość mocno oddala się od rzeki, decydujemy się „przeskoczyć” na niemiecką. Od tej pory do końca dnia (z jednym wyjątkiem, o którym za chwilę) będziemy poruszać się podobnymi drogami wzdłuż Renu:

Jeszcze jedna ulewa, która zmusza nas do szukania nikłego schronienia pod drzewem i wreszcie deszcz ustaje. A nasze rowerki wyglądają tak:

Dojeżdżamy do Breisach am Rhein, leżącego naprzeciw francuskiej, barokowej twierdzy Neuf-Brisach. Tę drugą chcemy koniecznie zwiedzić – jako że to zabytek wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jest to jedno z dzieł francuskiego architekta Vaubana z początków XVIII wieku. Twierdza jest zbudowana na planie wieloramiennej gwiazdy i posiada potrójne mury obronne, wewnątrz których znajduje się miasteczko:



A na murach – owce się pasą :-)))

Nazwy ulic – po francusku i w dialekcie alzackim ;-)

Robi się już późno, a my po całym dniu jazdy w kiepskiej pogodzie, chętnie byśmy już znaleźli nocleg. Postanawiamy wrócić do Breisach, na niemiecką stronę. W schronisku młodzieżowym – ładnie położonym nad rzeką – niestety nie ma już miejsc, ale sympatyczny chłopak na recepcji kieruje nas do pensjonatu w pobliżu. Meldujemy się w pensjonacie i udajemy na wieczorny spacer i kolację na starówkę w Breisach.
Ren w okolicach Breisach:

Nad miasteczkiem góruje średniowieczna katedra św. Stefana. Samo Breisach – bardzo ładne i kolorowe, w odróżnieniu od nieco ponurawego i zaniedbanego Neuf-Brisach – zrobiło na nas przyjemne wrażenie.

Wdrapaliśmy się na wzgórze katedralne, z którego rozpościerają się malownicze widoki na rzekę i na miasteczko:


A naprzeciw katedry – ratusz miejski z herbami miast partnerskich, między innymi Oświęcimia – rodzinnego miasteczka koleżanki z Krakowa, która z nami jechała.

Dzień zakończyliśmy w restauracji z kuchnią bawarską, przy kolacji składającej się ze smacznych sznycli w sosie ze świeżych kurek i kufelku piwa. W telewizji akurat trwała transmisja z finału Tour de France – kolarze wjeżdżali na Pola Elizejskie i trwała dekoracja zwycięzców. Nasze Tour jeszcze się nie skończyło – przed nami jeszcze dwa dni wyprawy.
Mapa wycieczki Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 83.03 km (0.00 km teren), czas: 05:52 h, avg:14.15 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Alzacja i dolina Renu: Dzień 6 - Wogezy i Bazylea

Sobota, 27 lipca 2019 | dodano: 23.08.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja, Szwajcaria
To miał być dzień odpoczynku od rowerów i w zasadzie tak było, nie licząc wieczornego wypadu do miasta.
Pojechaliśmy autem na przełęcz Col de la Schlucht w Wogezach, a stamtąd pieszo malowniczym szlakiem przez skalną ścieżkę La sentier des Roches, aby następnie wyjść na połoniny i łagodną kopułę szczytu Hohneck (1363 m npm.).




Hohneck, a na jego szczycie schronisko, w którym zjedliśmy pyszną tartę z jagodami!

No proszę, można tu nawet pojeździć w zimie na nartach!

A wieczorem, rowerkami wybraliśmy się na zwiedzanie Bazylei. Bazylea jest położona w zasadzie na trójstyku granic Francji, Niemiec i Szwajcarii. Nasi przyjaciele pracują więc w Szwajcarii, mieszkają we Francji, a z okna mają widok na Niemcy.
Granica francusko-szwajcarska nad Renem:

Ren w całej okazałości:

Chyba najokazalsza z miejskich bram – Spalentor:

Łamaniec lingwistyczny dla wielbicieli niemieckich rzeczowników złożonych:

Fontanny Tinguely przed muzeum sztuki nowoczesnej:
Katedra w Bazylei:

I ratusz miejski:

[cdn.]
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 10.00 km (0.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:10.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Alzacja i dolina Renu: Dzień 5 - Guebwiller – Soultz – Cernay – Bazylea

Piątek, 26 lipca 2019 | dodano: 23.08.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja, Szwajcaria
Przynajmniej śniadanie było w hotelu w Guebwiller full wypas, więc nie żałujemy sobie przed kolejnym dniem na rowerowym szlaku. Gdy już mamy wyruszać, z chmur, które nadciągnęły nad miasteczko, lunęła rzęsista ulewa i nawet dało się słyszeć kilka grzmotów. Jaka miła odmiana po czterech dniach afrykańskiego upału! Czekamy więc dobre pół godziny przy zadaszonym wejściu do hotelu, aż deszcz zelżeje.

Pierwsze co, to musimy odnaleźć sklep rowerowy w pobliskim Soultz-Haut-Rhin i zrobić porządek z Darka rowerem. Na recepcji w hotelu otrzymaliśmy dokładny adres i wskazówki dojazdu. Sklep mieści się na starówce w Soultz, a właściciel oglądając koło Darka roweru i słysząc, że rozmawiamy po polsku, pokręcił krytycznie głową i stwierdził – „Ty bardzo, bardzo niedobre!”. Okazało się, że miał babcię z Galicji, która nauczyła go trochę polskiego. Wymienił oponę, chwilę sympatycznie pogawędziliśmy, kupiliśmy jeszcze jedną dętkę na zapas i ruszyliśmy dalej.
Na rynku w Soultz:

Ciężkie, deszczowe chmury powoli zaczęły ustępować miejsca czystemu niebu i znów robi się bardzo ciepło, ale nie aż tak skwarnie, jak w poprzednie dni. Przejeżdżamy przez tereny rolnicze z malowniczymi widokami na Wogezy Południowe:


Bociany po przejeździe kombajnu wydziobują jakieś smakołyki na polu:

Chwila na ławeczce – na odpoczynek i ugaszenie pragnienia.
Chłopaki…

… i dziewczyny:

Dojeżdżamy do Cernay, które jest ostatnim miasteczkiem na Szlaku Winnym, które odwiedzamy. Szlak tutaj rozchodzi się z trasą Eurovelo 5 (Via Romea Francigena) i skręca mocno na zachód - jeszcze 6 km do Thann, gdzie się kończy. My natomiast odbijamy na wschód, dalej trasą Eurovelo 5 wzdłuż rzeki La Thur. Miasteczka w południowej Alzacji – takie jak Cernay – są już inne. Domy są zwyczajne, otynkowane, a nie z muru pruskiego. Nie ma też aż tylu kwiatów.
Kościół św. Stefana w Cernay:

Na rozstaju:

Droga biegnie teraz po płaskim, wzdłuż wody. Jest trochę monotonnie, ale mamy nieco upragnionego cienia. W Ensisheim robimy zakupy spożywcze w Intermarche i zjadamy pyszne tarty z owocami nad brzegiem jeziora. Nawet moczymy nogi – woda po tylu dniach upałów jest bardzo ciepła i niespecjalnie daje ochłodę, a znów zrobiło się bardzo gorąco.
Dalej jedziemy przez takie średnio ciekawe okolice (w porównaniu do wcześniejszych widoków), więc nie robiłam zdjęć. Na wieczór jesteśmy umówieni z moimi przyjaciółmi, którzy od kilku lat mieszkają w Bazylei, więc po prostu tłuczemy kilometr za kilometrem, powoli zbliżając się do celu. Przyjemniej jedzie się, gdy droga dociera do kanału Ren-Rodan (ostatnie 25 km). I widoki też są tutaj ładniejsze:


Zbliżamy się do Bazylei, mijając tor dla kajakarzy górskich:

Docieramy do przyjaciół, gdy znów na niebie zbierają się ołowiane chmury. Jest gorąco i parno. Szybka decyzja – zostawiamy sakwy, szybko zabieramy ręczniki i stroje kąpielowe i jedziemy wszyscy popływać w Renie. To ulubiona letnia rozrywka Bazylejczyków – idzie się w górę rzeki, gdzie jest kilka miejsc, w których można bezpiecznie wejść do wody i spływa z wartkim nurtem rzeki ze specjalnymi workami, nazywanymi tutaj „Wickelfisch” (dosłownie - "zawijana ryba"), w które pakuje się ubrania, buty i inne osobiste rzeczy i zawija siedem razy, aby były szczelne, a powietrze utrzymało pływaków na wodzie.
Darek z workiem „Wickelfisch”:

Nad Renem:

Może tego dobrze nie widać na zdjęciu, ale naprawdę w rzece było mnóstwo ludzi. Bazylejczycy traktują pływanie jako okazję do spotkań towarzyskich ze znajomymi, więc mijamy w wodzie całe grupy roześmianych i rozplotkowanych osób. Nurt jest bystry, ale woda bardzo czysta. Trochę mam nawet obawy, czy uda mi się dobić do brzegu w miejscu, gdzie zostawiliśmy rowery, ale bez problemu wychodzimy na brzeg. Ledwie zdążyliśmy wyjść, zerwał się porywisty wiatr i lunęło jak z cebra. Schroniliśmy się więc pod jednym z mostów, gdzie właśnie rozkręcała się mega impreza na wolnym powietrzu. Ktoś obchodzi urodziny, więc towarzystwo śpiewa, gra muzyka. Co za klimaty!

Gdy deszcz nieco zelżał, rowerami wróciliśmy do przyjaciół i zakończyliśmy dzień przy pysznej kolacji i winku. Mapa wycieczki.
[cdn.]
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 87.00 km (0.00 km teren), czas: 06:30 h, avg:13.38 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:33.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Alzacja i dolina Renu: Dzień 4 - Riquewihr – Colmar – Eguisheim – Guebwiller

Czwartek, 25 lipca 2019 | dodano: 22.08.2019Kategoria Francja, Alzacja i dolina Renu 2019
Nocleg mieliśmy bez śniadania. Co prawda w apartamentach była świetnie wyposażona kuchnia, ale co z tego, gdy nie ma co do garnka włożyć? No to pakujemy się na głodniaka i z całym rynsztunkiem ponownie zaglądamy na starówkę Riquewihr, gdzie zachwycają nas kolejne detale architektury (jeleń wymiata!) i w prawdziwie francuskiej pâtisserie spożywamy kolejne prawdziwie francuskie śniadanko :


Przed nami kolejny, upalny dzień na szlaku. Przy kawie i słodkościach ustalamy dalszą trasę i kierujemy się dalej szlakiem winnym na południe, ale z małym “skokiem w bok” do Colmar. Bo jak tu nie odwiedzić takiej perełki ? A droga wygląda może podobnie, jak i dzień – dwa dni wcześniej, ale jakoś nie mamy dość takich widoków :

Na wjeździe do starówki Colmar taki miły, rowerowy akcent :

Miasteczko jest bardzo turystyczne i tłoczne, a przy głównych atrakcjach przeciskamy się przez różne wycieczki. Ale ślicznie tu :
Katedra

Uliczki starego miasta:


I znów akcent kolarski, pamiątka z niedawnego Tour de France:

W wielu winnicach i miejscowościach można skorzystać z degustacji lokalnego wina. Korzystamy z takiej możliwości właśnie w Colmar. Każdy z nas – za drobną opłatą – dostaje kieliszeczek doskonale schłodzonego, wytrawnego białego wina. Kosztujemy rieslinga, gewürztraminera, muskata i rieslinga grand cru. Wszystkie przepyszne!

I jeszcze widok na Małą Wenecję (La Petite Venise) – nad urokliwymi kanałami, zupełnie tak, jak w tej prawdziwej:


Na wyjeździe z Colmar Darek łapie kolejną gumę. Staje się jasne, że awaria jest poważniejsza, niż zwykłe przebicie dętki i że musimy znów poszukać serwisu rowerowego. Mamy do wyboru – albo cofnąć się do Colmar, albo pojechać do Rouffach – dwadzieścia parę kilometrów dalej. Ponieważ mamy jeszcze jedną zapasową dętkę, postanawiamy zaryzykować i jechać dalej do Rouffach.

Po drodze jeszcze zatrzymujemy się w Eguisheim – kolejnym pocztówkowym miasteczku, znanym jako rodzinna miejscowość papieża Piusa IX, a także przyciągającym turystów niezwykłą, kolistą uliczką po wewnętrznej stronie okrągłych murów miasta.

Rynek w Eguisheim. Na wprost zamek, i kościółek (z bocianim gniazdem – a jakże!), w którym podziwiać można freski, przedstawiające życiorys papieża. Na pierwszym planie pomnik papieża Piusa IX:


I wspomniana, okrągła uliczka:



W Rouffach okazuje się, że sklep i warsztat rowerowy nie istnieją. Lokal zamknięty na cztery spusty – na sprzedaż. No, niewesoło. Ja trochę się denerwuję, ale Darek stwierdza ze stoickim spokojem, że poszukamy serwisu następnego dnia. Tymczasem kolejny dzień z blisko czterdziestostopniowym upałem wyssał z nas resztki sił. Odnajdujemy w Rouffach kąpielisko miejskie z basenem na wolnym powietrzu i z wielką ulgą zanurzamy się w chłodnej wodzie. Co za przyjemność!
O osiemnastej zamykają basen, więc zwijamy się i jedziemy do Guebwiller, gdzie zamierzamy zanocować. Przejeżdżamy centrum wzdłuż i wszerz – nigdzie nie ma tablic z pokojami gościnnymi, dwa hotele zamknięte na głucho. Miasteczko też jakby takie inne w klimacie – trochę zaniedbane i zdecydowanie uboższe niż te, które mijaliśmy do tej pory. Co jest grane? Jedyny czynny hotel to molochowate gmaszysko na obrzeżach starego miasta, z kolarską dekoracją w witrynach:

No dobra, zobaczymy, czy mają tam dla nas jakiś nocleg? Wchodzimy z koleżanką do środka – wystrój jak w ośrodku wczasów pracowniczych z lat 80-tych, a za kontuarem pani wyniośle każe nam poczekać, bo ma pilne rozliczenia do skończenia. No to czekamy …
Łaskawie znajduje nam dwa pokoje za blisko 100 euro od pary (rozbój w biały dzień!). Niespecjalnie mamy wybór, więc się godzimy. Darek wypatrzył, że w mieście tego wieczoru jest festyn z muzyką. Postanawiamy przespacerować się i zjeść coś na kolację. Na jednym ze stoisk pałaszujemy smaczne kiełbaski, a zespół ze sceny tak dobrze gra i jest taka fajna atmosfera, że łapiemy klimat i zostajemy do późna. Taki niespodziewany finał dnia w trochę dziwnym, alzackim miasteczku. Mapka wycieczki.
[cdn.] Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 68.57 km (0.00 km teren), czas: 07:10 h, avg:9.57 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Alzacja i dolina Renu: Dzień 3 – Barr – Dambach-la-Ville – Kintzheim – Ribeauville – Riquewihr

Środa, 24 lipca 2019 | dodano: 21.08.2019Kategoria Francja, Alzacja i dolina Renu 2019
Tego dnia przejechaliśmy zaledwie 54 km, ale za to usmażeni na skwarki, razem z rowerami. Mapa wycieczki.

Zamówiliśmy u naszych gospodarzy śniadanie na godzinę 7.00, aby możliwie w pełni wykorzystać poranne i przedpołudniowe godziny do jazdy. Posileni bagietkami z pyszną, domową marmoladą, croissantami i domowym ciastem oraz wzmocnieni dobrą kawą zrobiliśmy rano jeszcze rundkę po renesansowej starówce Barr i zakupy spożywcze na drogę w tamtejszym markecie:



Kilka kilometrów dalej, w spokojnej i cichej wiosce Mittelbergheim, natknęliśmy się nieopodal kościółka na tablicę informacyjną, że można tam zobaczyć zabytkową wytłaczarnię oliwy z XVIII w. – wstęp wolny.
Wytłaczarnia mieściła się w zachęcającym podwórzu, a rolę przewodnika wziął na siebie uroczy kotek.



Kolejny przystanek, to miasteczko Andlau, no bo jak znów nie sfotografować takich uroczych kamieniczek?

Wiem, wiem – to się zaczyna robić nudne. Wszędzie kolorowe domki z muru pruskiego i lazurowe niebo. Ale w Andlau przy placu targowym ciekawostką jest potężna sekwoja (o ile dobrze rozpoznałam), górująca dostojnie nad kramikami, na których okoliczni rolnicy i rzemieślnicy sprzedają swoje wytwory. Może uda się zaczerpnąć od niej trochę mocy na dalsze kilometry podróży?

Humory dopisują, a droga za Andlau wiedzie przez malownicze wzgórza wśród winnic:


Zaczynają nas mijać grupy pielgrzymki rowerowej – siostry i księża w habitach na rowerze i bardzo dużo młodzieży. Dziwne, bo jadą z plecakami, a nie z sakwami. W tym pioruńskim upale, to nie lada wyzwanie! Grup było bardzo dużo – tak na oko, to cała pielgrzymka mogła liczyć ponad dwieście osób, albo i więcej. Ciekawe, dokąd jechali? Może do Hohenburga, na górę świętej Otylii, patronki Alzacji?

Wrażenia z naszej wyprawy przeczą opinii, jakoby Francja była bardzo zlaicyzowanym krajem – w klasztorach mieszkają zakonnice i zakonnicy, kościoły są uczęszczane, a przy wielu winnicach są postawione krzyże, takie jak na przykład ten:

Następna miejscowość to Dambach-la-Villé. Byliśmy już tutaj trzy lata temu autem, ale jak tu się nie zachwycić znów …
Brama miejska, z bocianim gniazdem na czubku:

I kolejny targ z lokalnymi smakowitościami:

Takie tam …

Wyjeżdżając z miasteczka znajdujemy drogowskaz do kaplicy św. Sebastiana z XIII w. Wiedzie tam stroma asfaltówka – dobrze, że to tylko kilkaset metrów, bo słońce praży niemiłosiernie. W nagrodę mamy takie widoki i ochłodę w uroczym, średniowiecznym kościółku:



Nasz szlak częściowo pokrywa się z trasą Tour de France, który przejeżdżał przez Alzację kilkanaście dni wcześniej. Wciąż przypominają o tym dekoracje, jak na przykład ta w Châtenois:

Planujemy również zwiedzić po drodze sławny zamek Château du Haut-Kœnigsbourg na skalistym wzgórzu, na który kolarze mieli morderczy podjazd. Aż tacy ambitni nie jesteśmy – w biurze informacji turystycznej w Kintzheim dowiadujemy się, że możemy zostawić rowery przy biurze i dostać się na górę autobusem, który kursuje co godzinę. Jeden nam właśnie uciekł, ale postanawiamy poczekać na następny. W międzyczasie Darek ma nieprzyjemną przygodę – w jego rowerze, który stał chwilę w słońcu, tak nagrzała się dętka, że aż strzeliła w trakcie jazdy z wielkim hukiem, uszkadzając – jak się później okazało – oponę. A gorąco jest koszmarnie …

Chyba przez ten skwar nie do końca doczytaliśmy informacje na przystanku i … usiedliśmy na tym w złą stronę. Kolejny autobus odjechał bez nas …
No trudno, nie mieliśmy już zdrowia siedzieć dłużej w Kintzheim, więc radzi – nieradzi ruszamy dalej, z zamiarem znalezienia jakiegoś nieco chłodniejszego miejsca, aby gdzieś przeczekać najgorętsze, popołudniowe godziny. W następnym miasteczku znajdujemy park z cienistymi drzewami i zielonym trawniczkiem przy fontannie. Rozkładamy „obóz” i odpoczywamy dwie godzinki.
Po 17.00 zbieramy się, chcąc przejechać tego dnia jeszcze trochę kilometrów. Jest pięknie, a w oddali widać zamek, na który nie dotarliśmy:

Ribeauville. Tu również byliśmy trzy lata temu i bardzo się nam podobało. Odnajdujemy znajome i nieznajome kąty – jak choćby kolejny kącik czytelniczy:


Robi się już trochę późno, a my chcemy dotrzeć do Riquewihr. Na mapie nie jest to daleko – sęk w tym, że droga zbliża się do gór. Nie – ona jest w górach! Na koniec więc dostajemy niezły wycisk i nawet częściowo pchamy obładowane rowery, bo upał całkiem nas wykończył. Ale krajobrazy – fantastyczne!


W Riquewihr znajdujemy nocleg – dwa „wypasione” studia w willi na osiedlu domków jednorodzinnych, niedaleko starego miasta. Bierzemy szybki prysznic i idziemy na kolację oraz wieczorny spacer po urokliwym Riquewihr. Flammkuchen (rodzaj tarty na cienkim cieście z boczkiem, cebulką, kwaśną śmietaną) – typowe danie kuchni alzackiej – smakuje wyśmienicie, a spacer jest magiczny:

Przy murach miejskich nieco frywolny pomnik amazonki w samej króciutkiej koszulce …



Kunsztowne szyldy rzemieślników różnej maści:

Kolejny akcent kolarski:

I wieczór w Riquewihr:

[cdn.]
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 54.00 km (0.00 km teren), czas: 05:55 h, avg:9.13 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:40.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Alzacja i dolina Renu: Dzień 2 – Saverne-Molsheim-Obernai-Barr

Wtorek, 23 lipca 2019 | dodano: 15.08.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja
Pierwsze górki na obrzeżach Saverne wykazały dobitnie, że przednia przerzutka, która dzień wcześniej kiepsko działała, zdecydowanie odmówiła dalszej współpracy. A jak tu jechać bez przerzutki, gdy w perspektywie następne 900 m przewyższeń?
Nad kanałem w Saverne:

Odszukaliśmy warsztat rowerowy w bardzo podejrzanym podwórku, na tyłach sklepu rowerowego w Saverne, do którego po chwili zszedł serwisant – ze 120 kilo żywej wagi. Uff! Pogrzebał, pogrzebał – stwierdził, że są luzy na suporcie i dlatego przerzutka nie wskakuje. No i chyba faktycznie były, bo interwencja pomogła na tyle, że mogłam potem bez przeszkód kontynuować podróż moim nieco leciwym Giantem.

Wyjeżdżamy z Saverne w bardzo sielankowy krajobraz:

Kilka kilometrów dalej mieści się miasteczko Marmoutier, z romańskim opactwem z XII wieku. Kościół robi naprawdę wrażenie z daleka, z bliska i w środku!


Jest i pierwsza winnica – takie widoki będą nam towarzyszyć przez najbliższe dni:

Każdy kolejny dzień był bardziej upalny, niż poprzedni – we wtorek, 23 lipca, termometr wskazywał 36 stopni! W najgorętszej porze dojechaliśmy do Molsheim – miasteczka znanego głównie z tego, że mieści się tam fabryka Bugatti. Jest tam też niewielkie muzeum fundacji Bugatti – niestety nieczynne we wtorki, a i tak stare modele Bugatti podziwiać można raczej w muzeum motoryzacyjnym w Miluzie niż w Molsheim – jak powiedziała nam pani w informacji turystycznej.
Pozostał nam więc rzut oka na starówkę:


Kupiliśmy sobie coś na lunch, który zjedliśmy w cieniu miejskich murów, a następnie poszukaliśmy ochłody, mocząc nogi w rzece.

Nieopodal sfotografowałam jedno z licznych gniazd bocianich - bocian jest symbolem Alzacji, jest tam tych ptaków bardzo wiele - czasem nawet kilka gniazd w bliskim sąsiedztwie. Tak więc ich charakterystyczny klekot często nam towarzyszył na szlaku.

Molsheim jest również jedną z pierwszych miejscowości na Alzackim Szlaku Winnym (La Route des Vins). Szlak o długości blisko 135 km prowadzi z Marlenheim do Thann przez wzgórza z winnicami i malownicze miejscowości. Jest trasa samochodowa i szlak rowerowy - wytyczony bocznymi drogami. Zjechaliśmy go prawie w całości.

Po 17.00, gdy upał troszeczkę zelżał, ruszyliśmy dalej, a następnym odwiedzanym miasteczkiem było Obernai. W Obernai jest piękna katedra, w której odbywała się próba koncertu organowego, i kolejna „pocztówkowa” starówka, na której zjedliśmy pyszne lody.


A tak wygląda Szlak Winny pod wieczór, z Wogezami Południowymi w tle:


Nieśpiesznie przejeżdżamy przez kolejne wioski.Kiczowate do potęgi domki jakoś nie rażą w tej bajkowej scenerii, a wręcz nas rozczulają:


Wieczorem docieramy do miasteczka Barr, gdzie jemy pyszną pizzę na kolację i szukamy noclegu. Znajdujemy dwa pokoje gościnne na obrzeżach starówki,u bardzo sympatycznego małżeństwa emerytów. Wystrój pokoików i łazienki – jak z lat 60-tych, ale jest czysto i schludnie. Umawiamy się z gospodarzami na śniadanie następnego dnia o siódmej rano i kończymy miło dzień z przyjaciółmi przy świecach i butelce alzackiego białego wina w ogrodzie.
Mapka wycieczki. Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 67.20 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Alzacja i dolina Renu: Dzień 1 – Windstein-Reichshoffen-Ingwiller-Saverne

Poniedziałek, 22 lipca 2019 | dodano: 09.08.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja
Generalnie w planie całej wycieczki mieliśmy przejechanie przez pętli mniej więcej po trasach szlaków rowerowych „Od Wogezów Północnych do Szlaku Winnego”, następnie Alzackim Szlakiem Winnym, który to pokrywa się w znacznej części z fragmentem długodystansowego szlaku EuroVelo 5, a powrót doliną Renu – gdzie również wytyczono transeuropejski szlak – EuroVelo 15.

Po pysznym śniadaniu w pensjonacie dopakowaliśmy ostatnie drobiazgi do sakw i – obładowani – wyruszyliśmy w trasę. Pierwszy dzień wyprawy już był dniem prawdy, bo co prawda pokonaliśmy dystans tylko mniej więcej 70 km, ale za to ok. 1000 m przewyższenia i to w porządnym upale, gdyż temperatura dochodziła do +33 stopni, a w następnych dniach miało być jeszcze goręcej.

Dopóki szlak prowadził przez zalesione tereny, upał nie dokuczał tak bardzo, a trudy pokonywania kolejnych przewyższeń rekompensowały nam piękne widoki i urocze miasteczka, które mijaliśmy po drodze. Alzacja to region na styku kultur, gdzie mieszają się wpływy niemieckie, francuskie, a na południu – szwajcarskie, co ma swoje odzwierciedlenie między innymi w architekturze, języku i … kuchni. Region jest dwujęzyczny – na przykład niektóre miasteczka mają nazwy niemieckie, a inne są hybrydami nazw niemieckich i francuskich. Na ogół nie ma też problemów z porozumieniem się z mieszkańcami po niemiecku, co bardzo się nam przydawało w różnych sytuacjach.
Tradycyjna architektura alzacka to urokliwe miasteczka z muru pruskiego, a domy zwykle wręcz toną w kwiatach.

Reichshoffen:


Po minięciu uzdrowiskowej miejscowości Niederbronn-les-Bains – pierwszy poważny podjazd do wyżej położonego Oberbronn, w którym znajduje się ładny klasztor żeński. W przyklasztornych ogrodach zjedliśmy sobie drugie śniadanie, a odpoczynek umilały nam śpiewy chóru kościelnego, dobiegające z pobliskich budowli.
Oberbronn:

I następne urocze miasteczko – Ingwiller, przez które przejeżdżamy już w południowym skwarze, chłodząc się nieco przy miejskiej studni:


Droga prowadzi wzgórzami przez malownicze miejscowości i tereny rolnicze oraz lasy, które dają trochę cienia:


Po południu decydujemy się odbić nieco od szlaku i pojechać drogą rowerową poprowadzoną trasą dawnej kolejki wąskotorowej. Jest co prawda trochę bardziej monotonnie, ale za to płasko i mamy więcej cienia, a jesteśmy już nieco zmęczeni podjazdami i upałem. Dość często zdarzało się nam spotykać takie zakątki, w których można usiąść i poczytać sobie książkę. Jak na Alzację przystało – niektóre książki są po niemiecku, inne po francusku.

Fajny pomysł, a podobne miejsca są też i niedaleko Szczecina, na przykład Buchhaltestelle w Lebehn. Docieramy do kanału Marna-Ren, wzdłuż którego prowadzi droga rowerowa do Saverne, gdzie chcemy dojechać tego dnia. Nad wodą jest przyjemnie, mijamy kolejne śluzy …

… aż Darek wypatruje kilka kilometrów przed Saverne sympatyczny hotel – z obszernym przeszklonym basenem, prawie nad samym kanałem. Orzeźwiająca kąpiel w basenie po całym dniu pedałowania – to jest to! Meldujemy się więc w hotelu na nocleg, a po kąpieli – już bez ciężkich sakw – ruszamy na wieczorne zwiedzanie Saverne:
Romański kościół Notre Dame de la Nativité

i uliczki starówki:

Zamek Rohan

My nad kanałem

I pomnik jednorożca – symbolu miasta:


Mapka1 i Mapka 2 Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 70.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Alzacja i dolina Renu: Dzień 1 - Windstein

Niedziela, 21 lipca 2019 | dodano: 02.08.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja
Dlaczego Alzacja? Byliśmy z Darkiem przejazdem trzy lata temu w Strasburgu i kilku miejscowościach na szlaku winnym – bardzo się nam tam spodobało i stwierdziliśmy, że warto byłoby przyjechać w te okolice na dłużej. A że najlepiej takie miejsca smakować nieśpiesznie, to spakowaliśmy sakwy rowerowe i wraz z zaprzyjaźnioną parą z Krakowa wybraliśmy się na dziesięciodniowe Tour d’Alsace. Na miejsce dojechaliśmy w niedzielę pod wieczór samochodami, z rowerami na bagażniku. Nocowaliśmy w pierwszą i ostatnią noc w niedużym pensjonacie w wiosce Windstein, malowniczo położonej w Wogezach Północnych u stóp dwóch średniowiecznych zamków i piaskowcowych skał. Po obfitej kolacji wybraliśmy się więc jeszcze na krótki spacer do starszego zamku, z którego roztacza się piękna panorama na okolicę.
Nasz pensjonat:

W drodze do zamku:


Zamek miał chyba charakter obronny i bardzo dobrze wykorzystywał walory położenia na skale. Do czasów współczesnych przetrwały tylko ruiny, ale jakże klimatyczne!



I piękne widoki z góry:


Wieczór w Windstein:

[cdn.]
Rower: Dane wycieczki: 3.50 km (0.00 km teren), czas: h, avg:0:00 km/h, prędkość maks: km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)