- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
Dolnośląskie
Dystans całkowity: | 138.89 km (w terenie 25.00 km; 18.00%) |
Czas w ruchu: | 11:31 |
Średnia prędkość: | 12.06 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 46.30 km i 3h 50m |
Więcej statystyk |
Szlakiem Łaby: Dzień 1 - z Dolnego Śląska do Czech
Niedziela, 14 sierpnia 2022 | dodano: 30.08.2022Kategoria Dolnośląskie, trekking, Łaba 2022, Czechy
Nareszcie doczekałam się tegorocznego urlopu - dwa tygodnie rowerowej laby! Wróć - nie laby, tylko Łaby.
Jest niedzielny poranek, szósta rano 14 sierpnia, w środku długiego, sierpniowego weekendu. Piękny wschód słońca.
Zaspana córka podwozi nas na dworzec, na Intercity "Matejko". Szczecin-Przemyśl to chyba najdłuższa trasa kolejowa w Polsce. My jednak jedziemy nim tylko do Wrocławia, gdzie mamy przesiadkę.
W tym roku urlop będzie "eko" - auto zostaje w domu, a my dojedziemy na start pociągiem. Benzyna droga, kryzys paliwowy, a bilety kolejowe dla dwóch osób z rowerami - przezornie kupione z miesięcznym wyprzedzeniem - do stacji Sędzisław koło Jeleniej Góry kosztowały jedynie 74,20 zł. Jakaś ekstra promocja weekendowo-grupowa, bo cena bazowa była dwa razy wyższa.
W pociągu haki na rowery (obok stojaków na narty!) i półki na sakwy.
We Wrocławiu okazuje się, że TLK z Warszawy ma półtorej godziny opóźnienia, które dalej rośnie. Udaje nam się przebukować bilety na pociąg Kolei Dolnośląskich, ale w Sędzisławiu - gdzie mieliśmy spotkać się z zaprzyjaźnioną parą z Krakowa, będziemy godzinę później. Umawiamy się więc w Kamiennej Górze, gdzie można coś zjeść przed dalszą drogą.
Okazuje się, że nasi przyjaciele mają awarię roweru - dosłownie rozsypała się sztyca siodełka. A tutaj niedziela i żaden serwis nie pracuje. Co za pech!
No nic, dojedziemy do Kamiennej Góry i zobaczymy na miejscu, jak się sprawy mają.
Gdyby jakoś udało się jakoś zablokować sztycę, która wpada do rury podsiodłowej ... Wpadam na pomysł, aby wykorzystać butelkę Cisowianki jako taki reduktor średnicy, oklejamy sztycę taśmą - i proszę!
Nie jest idealnie, bo trochę nisko, ale da się jechać. Przynajmniej te trzydzieści parę kilometrów, które mamy do pokonania tego dnia. Darek na ochotnika zamienia się z koleżanką na rower na ten dzień.
Z Kamiennej Góry jedziemy do Krzeszowa bardzo wygodną i widokową DDR-ką. Góry na razie mamy tylko na horyzoncie.
W Krzeszowie, w opactwie benedyktynek, trwają przygotowania do odpustu 15 sierpnia. Oglądamy piękny zespół klasztorny i barokowy kościół:
Dalej kierujemy się w stronę Chełmska Śląskiego. To urokliwe, nieco senne miasteczko na uboczu. Warto obejrzeć zabytkowy rynek i bardzo ciekawe, drewniane Domy Tkaczy z XVII wieku:
Za Chełmskiem zaczyna się podjazd na Urwistą w stronę granicy. Ale podjazd nie jest ani bardzo stromy, ani szczególnie długi, więc jedzie się dobrze, nawet z sakwami.
Ostatnia wioska po polskiej stronie to Okrzeszyn. Tutaj kończy się asfalt, a granicę pokonujemy szutrową drogą.
Po czeskiej stronie dojeżdżamy do szosy, która na szczęście okazuje się niezbyt ruchliwa i spektakularnym zjazdem dojeżdżamy do przedmieść miasteczka Trutnov, gdzie mamy zarezerwowany nocleg.
[cdn.]
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Jest niedzielny poranek, szósta rano 14 sierpnia, w środku długiego, sierpniowego weekendu. Piękny wschód słońca.
Zaspana córka podwozi nas na dworzec, na Intercity "Matejko". Szczecin-Przemyśl to chyba najdłuższa trasa kolejowa w Polsce. My jednak jedziemy nim tylko do Wrocławia, gdzie mamy przesiadkę.
W tym roku urlop będzie "eko" - auto zostaje w domu, a my dojedziemy na start pociągiem. Benzyna droga, kryzys paliwowy, a bilety kolejowe dla dwóch osób z rowerami - przezornie kupione z miesięcznym wyprzedzeniem - do stacji Sędzisław koło Jeleniej Góry kosztowały jedynie 74,20 zł. Jakaś ekstra promocja weekendowo-grupowa, bo cena bazowa była dwa razy wyższa.
W pociągu haki na rowery (obok stojaków na narty!) i półki na sakwy.
We Wrocławiu okazuje się, że TLK z Warszawy ma półtorej godziny opóźnienia, które dalej rośnie. Udaje nam się przebukować bilety na pociąg Kolei Dolnośląskich, ale w Sędzisławiu - gdzie mieliśmy spotkać się z zaprzyjaźnioną parą z Krakowa, będziemy godzinę później. Umawiamy się więc w Kamiennej Górze, gdzie można coś zjeść przed dalszą drogą.
Okazuje się, że nasi przyjaciele mają awarię roweru - dosłownie rozsypała się sztyca siodełka. A tutaj niedziela i żaden serwis nie pracuje. Co za pech!
No nic, dojedziemy do Kamiennej Góry i zobaczymy na miejscu, jak się sprawy mają.
Gdyby jakoś udało się jakoś zablokować sztycę, która wpada do rury podsiodłowej ... Wpadam na pomysł, aby wykorzystać butelkę Cisowianki jako taki reduktor średnicy, oklejamy sztycę taśmą - i proszę!
Nie jest idealnie, bo trochę nisko, ale da się jechać. Przynajmniej te trzydzieści parę kilometrów, które mamy do pokonania tego dnia. Darek na ochotnika zamienia się z koleżanką na rower na ten dzień.
Z Kamiennej Góry jedziemy do Krzeszowa bardzo wygodną i widokową DDR-ką. Góry na razie mamy tylko na horyzoncie.
W Krzeszowie, w opactwie benedyktynek, trwają przygotowania do odpustu 15 sierpnia. Oglądamy piękny zespół klasztorny i barokowy kościół:
Dalej kierujemy się w stronę Chełmska Śląskiego. To urokliwe, nieco senne miasteczko na uboczu. Warto obejrzeć zabytkowy rynek i bardzo ciekawe, drewniane Domy Tkaczy z XVII wieku:
Za Chełmskiem zaczyna się podjazd na Urwistą w stronę granicy. Ale podjazd nie jest ani bardzo stromy, ani szczególnie długi, więc jedzie się dobrze, nawet z sakwami.
Ostatnia wioska po polskiej stronie to Okrzeszyn. Tutaj kończy się asfalt, a granicę pokonujemy szutrową drogą.
Po czeskiej stronie dojeżdżamy do szosy, która na szczęście okazuje się niezbyt ruchliwa i spektakularnym zjazdem dojeżdżamy do przedmieść miasteczka Trutnov, gdzie mamy zarezerwowany nocleg.
[cdn.]
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
39.20 km (0.00 km teren), czas: 02:47 h, avg:14.08 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Doliną Bobru 2: z Jeleniej Góry na zaporę w Pilchowicach
Poniedziałek, 25 lipca 2022 | dodano: 27.07.2022Kategoria trekking, Dolnośląskie, Doliną Bobru
Ostatni dzień przed powrotem do domu spędziliśmy z Darkiem na wycieczce rowerowej po Parku Krajobrazowym Doliny Bobru. Tym razem pojechaliśmy szlakiem ER-6 w dół rzeki aż do zapory w Pilchowicach i wróciliśmy przez Pogórze Kaczawskie. Pierwszy odcinek - od Jeleniej Góry do Siedlęcina - prowadzi malowniczym Borowym Jarem. To głęboki przełom Bobru, wzdłuż którego poprowadzono DDR-kę i pieszy szlak. Bliskość rzeki i cienisty liściasty las dawały przyjemną ochłodę w poniedziałkowym upale.
Poniżej Jeleniej Góry na Bobrze znajduje się kilka budowli hydrotechnicznych i zbiorników retencyjnych - pierwszy z nich to jezioro Modre:
W Siedlęcinie zatrzymujemy się przy Wieży Książęcej. W tej średniowiecznej budowli z początku XIV w. zachowały się unikatowe polichromie z legendą o ser Lancelocie z Jeziora. Opowieści o Rycerzach Okrągłego Stołu na Dolnym Śląsku? Kto by się spodziewał, a jednak ...
Gotyckie mury wieży również dawały miły chłodek, a opowieść o zakazanej miłości stymulowała wyobraźnię, ale trzeba było ruszać dalej. Za Siedlęcinem szlak ER-6 zmienia swój charakter - zamiast wygodnej DDR-ki mamy ścieżkę wzdłuż rzeki:
Na zdjęciach są akurat w miarę równe fragmenty, ale miejscami trzeba było pokonać wystające korzenie i kamienie. Dwa razy asekuracyjnie zsiadałam z roweru i przeprowadziłam, bo ekspozycja terenu i trudności nieco mnie przerosły.
Dojeżdżamy do zapory we Wrzeszczynie:
I tutaj zasadniczo kończą się żarty. Za zaporą kamienista, krzywa droga o luźnej nawierzchni pod górę, potem kawałek asfaltu od zakładu metalowego do Barcinka. Przy bramie zakładu taki eksponat:
W Barcinku krótki postój i jedziemy dalej. Mapa kieruje nas ... tutaj. Ta nikła ścieżynka ledwo widoczna w trawie to ma być szlak euroregionalny??? A jednak ...
Co było dalej? Zasadniczo była ... dzicz. Na początku jeszcze przejezdna. Gdzieś po drodze spotkaliśmy parę młodych ludzi na spacerze z psami, którzy z uśmiechem stwierdzili, że prawdziwy podjazd to jeszcze przed nami.
Podjazd? Raczej wypych pod Trawnicę - stromo, luźne kamienie, muchy i patelnia w pełnym słońcu. Ponad 30 stopni. Oj, nasłuchał się małżonek soczystych przekleństw!
Zdjęcia - brak! Ale za to jakie widoki na górze i jaki zjazd ...
Zbliżamy się do zapory w Pilchowicach. A im bliżej, tym gorszy fetor. Niestety - Bóbr w tym miejscu zakwitł jadowitą zielenią, a w zasadzie jeszcze gorzej.
Wielkie, śmierdzące bajoro - masakra!
Uciekamy czym prędzej drogą w stronę Strzyżowca - to kolejny, długi podjazd, tym razem asfaltowy, więc da się wjechać. I kolejna panoramka z góry:
Droga prowadzi znów do Siedlęcina i w Borowy Jar, gdzie w gościńcu "Perła Zachodu" zatrzymujemy się na pyszny obiad:
Z gościńca już tylko 2,5 km do Jeleniej Góry i parkingu z naszym autem. Szybki przepak i po czterech godzinach - przed godziną dwudziestą - jesteśmy w domu.
Mapka wycieczki:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Poniżej Jeleniej Góry na Bobrze znajduje się kilka budowli hydrotechnicznych i zbiorników retencyjnych - pierwszy z nich to jezioro Modre:
W Siedlęcinie zatrzymujemy się przy Wieży Książęcej. W tej średniowiecznej budowli z początku XIV w. zachowały się unikatowe polichromie z legendą o ser Lancelocie z Jeziora. Opowieści o Rycerzach Okrągłego Stołu na Dolnym Śląsku? Kto by się spodziewał, a jednak ...
Gotyckie mury wieży również dawały miły chłodek, a opowieść o zakazanej miłości stymulowała wyobraźnię, ale trzeba było ruszać dalej. Za Siedlęcinem szlak ER-6 zmienia swój charakter - zamiast wygodnej DDR-ki mamy ścieżkę wzdłuż rzeki:
Na zdjęciach są akurat w miarę równe fragmenty, ale miejscami trzeba było pokonać wystające korzenie i kamienie. Dwa razy asekuracyjnie zsiadałam z roweru i przeprowadziłam, bo ekspozycja terenu i trudności nieco mnie przerosły.
Dojeżdżamy do zapory we Wrzeszczynie:
I tutaj zasadniczo kończą się żarty. Za zaporą kamienista, krzywa droga o luźnej nawierzchni pod górę, potem kawałek asfaltu od zakładu metalowego do Barcinka. Przy bramie zakładu taki eksponat:
W Barcinku krótki postój i jedziemy dalej. Mapa kieruje nas ... tutaj. Ta nikła ścieżynka ledwo widoczna w trawie to ma być szlak euroregionalny??? A jednak ...
Co było dalej? Zasadniczo była ... dzicz. Na początku jeszcze przejezdna. Gdzieś po drodze spotkaliśmy parę młodych ludzi na spacerze z psami, którzy z uśmiechem stwierdzili, że prawdziwy podjazd to jeszcze przed nami.
Podjazd? Raczej wypych pod Trawnicę - stromo, luźne kamienie, muchy i patelnia w pełnym słońcu. Ponad 30 stopni. Oj, nasłuchał się małżonek soczystych przekleństw!
Zdjęcia - brak! Ale za to jakie widoki na górze i jaki zjazd ...
Zbliżamy się do zapory w Pilchowicach. A im bliżej, tym gorszy fetor. Niestety - Bóbr w tym miejscu zakwitł jadowitą zielenią, a w zasadzie jeszcze gorzej.
Wielkie, śmierdzące bajoro - masakra!
Uciekamy czym prędzej drogą w stronę Strzyżowca - to kolejny, długi podjazd, tym razem asfaltowy, więc da się wjechać. I kolejna panoramka z góry:
Droga prowadzi znów do Siedlęcina i w Borowy Jar, gdzie w gościńcu "Perła Zachodu" zatrzymujemy się na pyszny obiad:
Z gościńca już tylko 2,5 km do Jeleniej Góry i parkingu z naszym autem. Szybki przepak i po czterech godzinach - przed godziną dwudziestą - jesteśmy w domu.
Mapka wycieczki:
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
35.30 km (15.00 km teren), czas: 03:30 h, avg:10.09 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Doliną Bobru 1: z Jeleniej Góry do Lubawki
Niedziela, 24 lipca 2022 | dodano: 26.07.2022Kategoria Doliną Bobru, Dolnośląskie, trekking
Minione pięć dni spędziliśmy z Darkiem na krótkim urlopie w Sudetach - wędrując po górach, ale zabraliśmy też rowery, więc ostatnie dwa dni wykorzystaliśmy właśnie na wycieczki rowerowe. Wpadł mi kiedyś w internecie w oko opis nadrzecznej magistrali rowerowej wzdłuż Bobru. Trasa jest zaklasyfikowana jako Euroregionalny Szlak Rowerowy - stąd skrót ER-6 na pomarańczowych tabliczkach (lub starszych biało-zielonych), który towarzyszył nam przez cały czas. Bardzo dobrze oznakowana w terenie - poza jednym miejscem, gdzie jakiś dowcipniś poprzekręcał drogowskazy i ze dwoma miejscami w terenie, gdy trzeba było skonfrontować mapę, można było jechać na znaki. Cała trasa ma ok. 120 km długości od granicy polsko-czeskiej w okolicach Lubawki do Bolesławca i dość urozmaicony charakter.
W niedzielę wybraliśmy się z Jeleniej Góry (gdzie mieliśmy nocleg) w górę rzeki. Tuż za rogatkami miasta można było podziwiać piękną panoramę Karkonoszy, po których wędrowaliśmy w poprzednie dni, i oczywiście Śnieżkę, na którą weszliśmy w sobotę ... o siódmej rano (takie zalety i uroki spania w schronisku):
Kilka kilometrów pedałowania i zbliżamy się do Rudawskiego Parku Krajobrazowego. Rudawy Janowickie "odkryłam" rok temu, w czasie rodzinnego wyjazdu, gdy chodziliśmy głównie pieszo po szlakach, teraz przyszła kolej na poznanie ich z siodełka. Na początek - dwa wspaniałe pałace w Łomnicy i w Wojanowie. Ten pierwszy udostępniony jest do zwiedzania, w tym drugim mieści się luksusowy hotel. Obydwa otoczone są pięknymi ogrodami, malowniczo położonymi nad rzeką.
Łomnica:
i Wojanów:
Po przejechaniu mostu docieramy do trzeciego pałacu - w Bobrowie - który niestety jest w kompletnej ruinie:
Trasa trzyma się bardzo blisko rzeki, wykorzystując lokalne, boczne drogi o znikomym natężeniu ruchu. Jedzie się bardzo dobrze, a widoki? Sami zobaczcie!
W Janowicach Wielkich zatrzymujemy się na piknik na półwyspie przy ładnie zagospodarowanym stawie w centrum wioski:
Potem wracamy na szlak, który na chwilę odchodzi od rzeki, płynącej ponoć głębokim i wąskim przełomem. Szkoda, że nie ma tam szlaku rowerowego, tylko pieszy - teraz czeka nas za to najostrzejszy podjazd do Miedzianki. 1.8 km, na których trzeba pokonać 125 m wysokości. Na najstromszym odcinku - 11.5%. Uff - można dostać zadyszki. Zjazd w stronę Ciechanowic szutrową i asfaltową drogą, zdecydowanie gorszej jakości.
I kolejny most na Bobrze:
Znajdujemy w Ciechanowicach również pałac, ale że wstęp na ogrody kosztuje aż 30 zł od osoby, to nie decydujemy się na zwiedzanie, tylko zaglądamy po drodze przez murek:
Darek i Bóbr:
Dojeżdżamy do Kamiennej Góry - pora na drobne zakupy spożywcze na Orlenie. Samo miasteczko nie robi na nas jakiegoś wybitnego wrażenia. Szlak prowadzi trochę bokiem, możliwie blisko koryta rzeki:
Na odcinku do Lubawki trzy razy przeprawiamy się przez plac budowy drogi ekspresowej S3 - na szczęście jest niedziela i nikt tam nie pracuje:
Ostatnie kilometry przed Lubawką prowadzą śliczną drogą przez Janiszów i Błażkową - Bóbr jest tutaj ledwie szerszym strumykiem:
I w końcu dojeżdżamy do Lubawki. Mamy jeszcze trochę czasu do odjazdu pociągu, więc kręcimy się trochę po rynku i okolicach - ładna, historyczna zabudowa, choć mocno zaniedbana, a samo miasteczko sprawia wrażenie sennego i wyludnionego. Fasadę ratusza zdobi figura św. Krzysztofa - patrona podróżników, którego święto przypada 25 lipca.
Ale prawdziwą osobliwością Lubawki jest dworzec. Budynek wywalony w kosmos - monumentalnych gabarytów dworca sporego miasta wojewódzkiego. Obecnie niszczejący pustostan, a do jedynej linii kolejowej, łączącej czeski Trutnov ze stacją Sędzisław trzeba przedzierać się bokiem przez jakieś krzaki:
Sam pociąg też jest ciekawy - czeski spalinowy wagonik, warczący jak traktor i sapiący jak stary autobus:
W Sędzisławiu przesiedliśmy się do pociągu Kolei Dolnośląskich - niemiłosiernie zatłoczonego sprintera "Chojnik". Oczywiście miejsca dla rowerów były pozajmowane przez innych podróżnych, więc staliśmy wciśnięci w przejście koło kibelka. Dobrze, że to tylko pół godziny do Jeleniej Góry.
Mapa wycieczki:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W niedzielę wybraliśmy się z Jeleniej Góry (gdzie mieliśmy nocleg) w górę rzeki. Tuż za rogatkami miasta można było podziwiać piękną panoramę Karkonoszy, po których wędrowaliśmy w poprzednie dni, i oczywiście Śnieżkę, na którą weszliśmy w sobotę ... o siódmej rano (takie zalety i uroki spania w schronisku):
Kilka kilometrów pedałowania i zbliżamy się do Rudawskiego Parku Krajobrazowego. Rudawy Janowickie "odkryłam" rok temu, w czasie rodzinnego wyjazdu, gdy chodziliśmy głównie pieszo po szlakach, teraz przyszła kolej na poznanie ich z siodełka. Na początek - dwa wspaniałe pałace w Łomnicy i w Wojanowie. Ten pierwszy udostępniony jest do zwiedzania, w tym drugim mieści się luksusowy hotel. Obydwa otoczone są pięknymi ogrodami, malowniczo położonymi nad rzeką.
Łomnica:
i Wojanów:
Po przejechaniu mostu docieramy do trzeciego pałacu - w Bobrowie - który niestety jest w kompletnej ruinie:
Trasa trzyma się bardzo blisko rzeki, wykorzystując lokalne, boczne drogi o znikomym natężeniu ruchu. Jedzie się bardzo dobrze, a widoki? Sami zobaczcie!
W Janowicach Wielkich zatrzymujemy się na piknik na półwyspie przy ładnie zagospodarowanym stawie w centrum wioski:
Potem wracamy na szlak, który na chwilę odchodzi od rzeki, płynącej ponoć głębokim i wąskim przełomem. Szkoda, że nie ma tam szlaku rowerowego, tylko pieszy - teraz czeka nas za to najostrzejszy podjazd do Miedzianki. 1.8 km, na których trzeba pokonać 125 m wysokości. Na najstromszym odcinku - 11.5%. Uff - można dostać zadyszki. Zjazd w stronę Ciechanowic szutrową i asfaltową drogą, zdecydowanie gorszej jakości.
I kolejny most na Bobrze:
Znajdujemy w Ciechanowicach również pałac, ale że wstęp na ogrody kosztuje aż 30 zł od osoby, to nie decydujemy się na zwiedzanie, tylko zaglądamy po drodze przez murek:
Darek i Bóbr:
Dojeżdżamy do Kamiennej Góry - pora na drobne zakupy spożywcze na Orlenie. Samo miasteczko nie robi na nas jakiegoś wybitnego wrażenia. Szlak prowadzi trochę bokiem, możliwie blisko koryta rzeki:
Na odcinku do Lubawki trzy razy przeprawiamy się przez plac budowy drogi ekspresowej S3 - na szczęście jest niedziela i nikt tam nie pracuje:
Ostatnie kilometry przed Lubawką prowadzą śliczną drogą przez Janiszów i Błażkową - Bóbr jest tutaj ledwie szerszym strumykiem:
I w końcu dojeżdżamy do Lubawki. Mamy jeszcze trochę czasu do odjazdu pociągu, więc kręcimy się trochę po rynku i okolicach - ładna, historyczna zabudowa, choć mocno zaniedbana, a samo miasteczko sprawia wrażenie sennego i wyludnionego. Fasadę ratusza zdobi figura św. Krzysztofa - patrona podróżników, którego święto przypada 25 lipca.
Ale prawdziwą osobliwością Lubawki jest dworzec. Budynek wywalony w kosmos - monumentalnych gabarytów dworca sporego miasta wojewódzkiego. Obecnie niszczejący pustostan, a do jedynej linii kolejowej, łączącej czeski Trutnov ze stacją Sędzisław trzeba przedzierać się bokiem przez jakieś krzaki:
Sam pociąg też jest ciekawy - czeski spalinowy wagonik, warczący jak traktor i sapiący jak stary autobus:
W Sędzisławiu przesiedliśmy się do pociągu Kolei Dolnośląskich - niemiłosiernie zatłoczonego sprintera "Chojnik". Oczywiście miejsca dla rowerów były pozajmowane przez innych podróżnych, więc staliśmy wciśnięci w przejście koło kibelka. Dobrze, że to tylko pół godziny do Jeleniej Góry.
Mapa wycieczki:
Rower:Unibike Expedition LDS
Dane wycieczki:
64.39 km (10.00 km teren), czas: 05:14 h, avg:12.30 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)