- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2019
Dystans całkowity: | 734.16 km (w terenie 15.00 km; 2.04%) |
Czas w ruchu: | 41:44 |
Średnia prędkość: | 16.18 km/h |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 52.44 km i 3h 12m |
Więcej statystyk |
Dookoła Zalewu Szczecińskiego (2)
Niedziela, 28 kwietnia 2019 | dodano: 01.05.2019Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, nad morzem, Zachodniopomorskie
Drugi dzień to objazd wschodniego brzegu Zalewu – od
Świnoujścia do Szczecina. Ale rano w niedzielę, jeszcze przed wyruszeniem, był
czas na zdjęcia na plaży – i grupowe i prywatne. Przy pięknym słońcu i
bezwietrznej pogodzie.
Organizatorzy zarezerwowali prywatny kurs promem „Bielik” – tylko dla nas i towarzyszących nam radiowozów.
Formowanie kolumny po zejściu z promu:
Zaplanowany na niedzielę dystans był nieco krótszy, bo około 130 km. I też trochę inna jazda, bo wszyscy poruszali się razem w kolumnie rowerowej pod obstawą policji, drogami samochodowymi –zarówno tymi bocznymi, jak i tymi głównymi. Jazda w takim „kołchozie” ma jednak pewne mankamenty – wymaga większej koncentracji, żeby na siebie nie najechać w szyku, no i też ludzie różnie się zachowują. Niektórzy koniecznie muszą wyprzedzać – nawet ryzykownie, niektórym się nudzi i głośno puszczają muzykę z głośników. Czasem ma się stereo z dwóch różnych - okropność i wiocha.
Ale poza takimi wyjątkami to towarzystwo w porządku i sympatyczna atmosfera. Na zakrętach czy estakadach widać niekończący się barwny sznur rowerzystów – super to wygląda.
Pierwszy odcinek – nad Jezioro Turkusowe w Wapnicy jedziemy we dwójkę z Darkiem, potem on zawraca do Świnoujścia, a ja jadę dalej z Gryfusami do Szczecina.
Etap z Wapnicy do Wolina chyba najbardziej uciążliwy. Nie dość że po S3 (pasem awaryjnym) w smrodku spalin, to jeszcze sporo górek – odezwało się moje kolano i nie była to miła rozmowa.
Postój w Wolinie, nad Dziwną – po drugiej stronie skansen Słowian i Wikingów:
Potem, na szczęście było bardziej płasko, a kolano się uspokoiło. Jedziemy trasą alternatywną znad morza przez Stepnicę. Ruch samochodowy jest minimalny, wszędzie wiosna i zielono. W Stepnicy dłuższy postój w marinie i obiad. Chmurzy się i spada nawet parę kropli deszczu.
Przedostatni przystanek w Lubczynie, nad jeziorem Dąbie – również w marinie. Tutaj trochę więcej łódek.
Potem czekamy jeszcze na granicy Szczecina na pozwolenie na wjazd do miasta. Tego dnia w Szczecinie odbywało się kilka imprez, między innymi Marsz dla Życia, więc policja miała pełne ręce roboty i musiała te wszystkie wydarzenia jakoś bezpiecznie skoordynować.
Przejeżdżamy przez Szczecin-Dąbie i Trasę Zamkową do centrum. Potem jeszcze rundka honorowa Aleją Fontann i nawrotka na Placu Grunwaldzkim, aby zakończyć rajd tam, gdzie zaczynaliśmy – czyli na Łasztowni.
Mapka drugiego dnia
Na koniec dostałam nawet medal:
Pierwszy dzień zdecydowanie ciekawszy krajobrazowo, ale myślę, że gdy skończą zachodniopomorską część Blue Velo, to będzie się jeździć dużo przyjemniej również po polskiej stronie Zalewu.
Fajna impreza i naprawdę super zorganizowana. Duży ukłon dla organizatorów, którzy ogarnęli doskonale logistykę dla kilkuset osób i przez cały czas troszczyli się o sympatyczną atmosferę.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Organizatorzy zarezerwowali prywatny kurs promem „Bielik” – tylko dla nas i towarzyszących nam radiowozów.
Formowanie kolumny po zejściu z promu:
Zaplanowany na niedzielę dystans był nieco krótszy, bo około 130 km. I też trochę inna jazda, bo wszyscy poruszali się razem w kolumnie rowerowej pod obstawą policji, drogami samochodowymi –zarówno tymi bocznymi, jak i tymi głównymi. Jazda w takim „kołchozie” ma jednak pewne mankamenty – wymaga większej koncentracji, żeby na siebie nie najechać w szyku, no i też ludzie różnie się zachowują. Niektórzy koniecznie muszą wyprzedzać – nawet ryzykownie, niektórym się nudzi i głośno puszczają muzykę z głośników. Czasem ma się stereo z dwóch różnych - okropność i wiocha.
Ale poza takimi wyjątkami to towarzystwo w porządku i sympatyczna atmosfera. Na zakrętach czy estakadach widać niekończący się barwny sznur rowerzystów – super to wygląda.
Pierwszy odcinek – nad Jezioro Turkusowe w Wapnicy jedziemy we dwójkę z Darkiem, potem on zawraca do Świnoujścia, a ja jadę dalej z Gryfusami do Szczecina.
Etap z Wapnicy do Wolina chyba najbardziej uciążliwy. Nie dość że po S3 (pasem awaryjnym) w smrodku spalin, to jeszcze sporo górek – odezwało się moje kolano i nie była to miła rozmowa.
Postój w Wolinie, nad Dziwną – po drugiej stronie skansen Słowian i Wikingów:
Potem, na szczęście było bardziej płasko, a kolano się uspokoiło. Jedziemy trasą alternatywną znad morza przez Stepnicę. Ruch samochodowy jest minimalny, wszędzie wiosna i zielono. W Stepnicy dłuższy postój w marinie i obiad. Chmurzy się i spada nawet parę kropli deszczu.
Przedostatni przystanek w Lubczynie, nad jeziorem Dąbie – również w marinie. Tutaj trochę więcej łódek.
Potem czekamy jeszcze na granicy Szczecina na pozwolenie na wjazd do miasta. Tego dnia w Szczecinie odbywało się kilka imprez, między innymi Marsz dla Życia, więc policja miała pełne ręce roboty i musiała te wszystkie wydarzenia jakoś bezpiecznie skoordynować.
Przejeżdżamy przez Szczecin-Dąbie i Trasę Zamkową do centrum. Potem jeszcze rundka honorowa Aleją Fontann i nawrotka na Placu Grunwaldzkim, aby zakończyć rajd tam, gdzie zaczynaliśmy – czyli na Łasztowni.
Mapka drugiego dnia
Na koniec dostałam nawet medal:
Pierwszy dzień zdecydowanie ciekawszy krajobrazowo, ale myślę, że gdy skończą zachodniopomorską część Blue Velo, to będzie się jeździć dużo przyjemniej również po polskiej stronie Zalewu.
Fajna impreza i naprawdę super zorganizowana. Duży ukłon dla organizatorów, którzy ogarnęli doskonale logistykę dla kilkuset osób i przez cały czas troszczyli się o sympatyczną atmosferę.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
131.50 km (0.00 km teren), czas: 08:24 h, avg:15.65 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła Zalewu Szczecińskiego (1)
Sobota, 27 kwietnia 2019 | dodano: 29.04.2019Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie, Dookoła Zalewu Szczecińskiego, nad morzem
Dotychczas nigdy nie uczestniczyłam w zorganizowanych wyprawach
rowerowych, zwykle jeżdżę w co najwyżej kilkuosobowej grupce
rodzinno-koleżeńskiej. Jednak w tym roku zapisałam się na rajd dookoła Zalewu
Szczecińskiego, organizowany przez Szczeciński Klub Rowerowy Gryfus. To już
dziewiąta edycja rajdu i chyba największa masowa impreza rowerowa na Pomorzu
Zachodnim, bo zgromadziła ponad 400 osób.
Pobudka w sobotę 4.30 – ciemno, zimno i … leje. Aż trudno uwierzyć, że dzień wcześniej – w piątek – było 27 stopni i piękne słońce! No, ale cóż – prognozy są umiarkowanie optymistyczne, przed południem deszcz ma ustać. Darek podwozi mnie i rower na miejsce zbiórki, na Łasztowni, koło szczecińskich Dźwigozaurów.
Jest 6.00 rano, znajduję swoją grupę, odbieram pakiet startowy i koszulkę, zdaję bagaż do samochodu, który przetransportuje go do Świnoujścia. Czekamy na sygnał do wyjazdu.
Około 7.20 wyruszamy, wciąż pada.
Przez miasto eskortuje nas policja, sprawnie to idzie. Niestety początek rajdu jest dla mnie trochę pechowy – na przejeździe tramwajowym na Wojska Polskiego chwila dekoncentracji i łapię szynę kołem, ślisko, lecę na kolana. Na szczęście tylko lekkie stłuczenie. Szybko się zbieram i jedziemy dalej.
Do Dobieszczyna jedziemy przez Dobrą, Buk i Stolec. Na ścieżce rowerowej z Dobrej coś się przykorkowało, chwilę stoimy. Dobra wiadomość jest taka, że deszcz już tylko lekko mży, prawie przestaje padać i prawie przestają boleć kolana.
Na przejściu granicznym w Dobieszczynie, na 34 kilometrze robimy pierwszy planowany postój.
Organizatorzy ustawiają wszystkich do zdjęcia grupowego, a w międzyczasie fotki pstrykają sobie poszczególne kluby, na przykład Górny Śląsk:
Generalnie Ślązaków bardzo dużo przyjechało – poza nami, lokalsami, chyba najliczniejsza grupa uczestników, coś koło setki albo i więcej. Jest też „Stargard na Rowery” – prawie trzydzieści osób, lubuskie i pojedyncze osoby z innych regionów.
Przez Niemcy jedziemy w grupach w odstępach około kilkuset metrów, do każdej grupy przydzielonych jest dwoje przewodników, funkcjonuje to dobrze. Gdy za Dobieszczynem zauważam, że obluzowuje mi się przednie koło, widocznie nie do końca dokręcone po wyjęciu roweru z samochodu, zaraz znajdują się uczynni panowie, którzy raz-dwa usuwają problem. Więcej pechowych incydentów już mi się na szczęście nie przydarzyło.
Jedziemy przez Hintersee i Rieth, na chwilkę zatrzymujemy się za Rieth przy punkcie widokowym nad jeziorem Nowowarpnieńskim. Już nie pada.
Generalnie zdjęcia robiłam tylko na postojach, bo jednak jazda w takiej ponad trzydziestoosobowej grupie wymusza pewną dyscyplinę. Tempo na tyle turystyczne, że można podziwiać widoki, ale na tyle żwawe, że lepiej nie zostawać w tyle bez wyraźnej konieczności.
Ueckermünde
Moja grupa na słynnej ławeczce:
W rezerwacie Anklamer Stadtbruch mamy zaplanowany obiad. To piękne rozlewiska i chyba jedno z piękniejszych miejsc na trasie, ale nie wiem, czy miejscowego ptactwa wodnego nie wystraszył taki najazd rowerzystów.
A na obiadek dostaliśmy rosół i filet z kurczaka. W wersji dla wegetarian była … ryba ;-)))
Anklam
Rozlewiska rzeki Piany (Peene) w pobliżu mostu w Zecherin na wyspę Uznam
Następny postój mieliśmy w miasteczku Usedom, na południu wyspy. Tutaj miła niespodzianka – spotkanie z Darkiem. Początkowo mieliśmy na cały rajd jechać razem, ale jednak po dwóch tygodniach po zabiegu laparoskopowym nie doszedł do siebie na tyle, aby zrobić całą trasę. Wybrał się więc do Świnoujścia samochodem, swój rower wrzucił do bagażnika i wyjechał mi naprzeciw. Tak więc ostatni odcinek – do Świnoujścia – pokonaliśmy razem.
Wieczorem jeszcze pokręciliśmy się trochę po plaży i po promenadzie, ale na wieczorną imprezę integracyjną już nie bardzo mieliśmy siły. Razem z wieczorną przejażdżką wyszedł mi dzienny dystans 160,5 km. Mapka wycieczki
[CDN]
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pobudka w sobotę 4.30 – ciemno, zimno i … leje. Aż trudno uwierzyć, że dzień wcześniej – w piątek – było 27 stopni i piękne słońce! No, ale cóż – prognozy są umiarkowanie optymistyczne, przed południem deszcz ma ustać. Darek podwozi mnie i rower na miejsce zbiórki, na Łasztowni, koło szczecińskich Dźwigozaurów.
Jest 6.00 rano, znajduję swoją grupę, odbieram pakiet startowy i koszulkę, zdaję bagaż do samochodu, który przetransportuje go do Świnoujścia. Czekamy na sygnał do wyjazdu.
Około 7.20 wyruszamy, wciąż pada.
Przez miasto eskortuje nas policja, sprawnie to idzie. Niestety początek rajdu jest dla mnie trochę pechowy – na przejeździe tramwajowym na Wojska Polskiego chwila dekoncentracji i łapię szynę kołem, ślisko, lecę na kolana. Na szczęście tylko lekkie stłuczenie. Szybko się zbieram i jedziemy dalej.
Do Dobieszczyna jedziemy przez Dobrą, Buk i Stolec. Na ścieżce rowerowej z Dobrej coś się przykorkowało, chwilę stoimy. Dobra wiadomość jest taka, że deszcz już tylko lekko mży, prawie przestaje padać i prawie przestają boleć kolana.
Na przejściu granicznym w Dobieszczynie, na 34 kilometrze robimy pierwszy planowany postój.
Organizatorzy ustawiają wszystkich do zdjęcia grupowego, a w międzyczasie fotki pstrykają sobie poszczególne kluby, na przykład Górny Śląsk:
Generalnie Ślązaków bardzo dużo przyjechało – poza nami, lokalsami, chyba najliczniejsza grupa uczestników, coś koło setki albo i więcej. Jest też „Stargard na Rowery” – prawie trzydzieści osób, lubuskie i pojedyncze osoby z innych regionów.
Przez Niemcy jedziemy w grupach w odstępach około kilkuset metrów, do każdej grupy przydzielonych jest dwoje przewodników, funkcjonuje to dobrze. Gdy za Dobieszczynem zauważam, że obluzowuje mi się przednie koło, widocznie nie do końca dokręcone po wyjęciu roweru z samochodu, zaraz znajdują się uczynni panowie, którzy raz-dwa usuwają problem. Więcej pechowych incydentów już mi się na szczęście nie przydarzyło.
Jedziemy przez Hintersee i Rieth, na chwilkę zatrzymujemy się za Rieth przy punkcie widokowym nad jeziorem Nowowarpnieńskim. Już nie pada.
Generalnie zdjęcia robiłam tylko na postojach, bo jednak jazda w takiej ponad trzydziestoosobowej grupie wymusza pewną dyscyplinę. Tempo na tyle turystyczne, że można podziwiać widoki, ale na tyle żwawe, że lepiej nie zostawać w tyle bez wyraźnej konieczności.
Ueckermünde
Moja grupa na słynnej ławeczce:
W rezerwacie Anklamer Stadtbruch mamy zaplanowany obiad. To piękne rozlewiska i chyba jedno z piękniejszych miejsc na trasie, ale nie wiem, czy miejscowego ptactwa wodnego nie wystraszył taki najazd rowerzystów.
A na obiadek dostaliśmy rosół i filet z kurczaka. W wersji dla wegetarian była … ryba ;-)))
Anklam
Rozlewiska rzeki Piany (Peene) w pobliżu mostu w Zecherin na wyspę Uznam
Następny postój mieliśmy w miasteczku Usedom, na południu wyspy. Tutaj miła niespodzianka – spotkanie z Darkiem. Początkowo mieliśmy na cały rajd jechać razem, ale jednak po dwóch tygodniach po zabiegu laparoskopowym nie doszedł do siebie na tyle, aby zrobić całą trasę. Wybrał się więc do Świnoujścia samochodem, swój rower wrzucił do bagażnika i wyjechał mi naprzeciw. Tak więc ostatni odcinek – do Świnoujścia – pokonaliśmy razem.
Wieczorem jeszcze pokręciliśmy się trochę po plaży i po promenadzie, ale na wieczorną imprezę integracyjną już nie bardzo mieliśmy siły. Razem z wieczorną przejażdżką wyszedł mi dzienny dystans 160,5 km. Mapka wycieczki
[CDN]
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
160.50 km (0.00 km teren), czas: 10:15 h, avg:15.66 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
komunikacyjnie
Piątek, 26 kwietnia 2019 | dodano: 26.04.2019Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
2.76 km (0.00 km teren), czas: 00:10 h, avg:16.56 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do pracy
Czwartek, 25 kwietnia 2019 | dodano: 26.04.2019Kategoria do pracy / z pracy, koło domu, Zachodniopomorskie
Nic nowego, może poza tym, że gdy jechałam wczoraj około południa przez Las Arkoński i Park Kasprowicza, to wszędzie mnóstwo młodzieży na rowerach, rolkach, hulajnogach itp. oraz rodziców z dziećmi w wieku szkolnym - jak w wakacje. Przynajmniej dzieciaki przewietrzą się w te pogodne dni na dworze, zamiast siedzieć w dusznych salach lekcyjnych. Powrót trochę okrężną drogą przez ul. Mieszka I, Europejską i Derdowskiego oraz drobne zakupy w centrum handlowym Molo. Wróciłam do domu ok. 20.30 - w zasadzie było jeszcze widno. Mapka1, Mapka2.
Kilka fotek z wiosennego Szczecina:
Jezioro Goplana w Lesie Arkońskim
ścieżka im. Juliana Fałata
Jezioro Słoneczne przy ul. Derdowskiego:
ul. Szeroka na Krzekowie - przydałaby się tu ścieżka rowerowa, miejsca jest dość.
Netto Arena w promieniach zachodzącego słońca:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Kilka fotek z wiosennego Szczecina:
Jezioro Goplana w Lesie Arkońskim
ścieżka im. Juliana Fałata
Jezioro Słoneczne przy ul. Derdowskiego:
ul. Szeroka na Krzekowie - przydałaby się tu ścieżka rowerowa, miejsca jest dość.
Netto Arena w promieniach zachodzącego słońca:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
40.50 km (0.00 km teren), czas: 02:48 h, avg:14.46 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do pracy
Środa, 24 kwietnia 2019 | dodano: 24.04.2019Kategoria do pracy / z pracy, koło domu, Zachodniopomorskie
Piękna pogoda trwa, a wiatr dzisiaj nieco zelżał i nie wznieca już takich tumanów kurzu jak wczoraj. Do pracy pojechałam z Głębokiego przez ul. Szafera, Krzekowo, ul. Taczaka i 26 kwietnia, a wróciłam stałą trasą - przez ul. Bogusława, Jana Pawła II, Jasne Błonia i Las Arkoński. Kilometrażowo teraz - gdy trzeba ominąć wiadukt koło Różanki - wychodzi na to samo, różnica 200 m. Mapka1, Mapka2
W drodze powrotnej zrobiłam kilka fotek:
Deptak Bogusława:
Aleja Jana Pawła II:
Okolice Lasu Arkońskiego
Znów endomondo dwa razy zatrzymało trening - wydaje mi się, że to robienie zdjęć czasem powoduje taki rezultat, pomimo, że wyłączyłam oszczędzanie baterii i zablokowałam kłódką przypadkowe wyłączenie aplikacji endomondo w tle. Hmmm...
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W drodze powrotnej zrobiłam kilka fotek:
Deptak Bogusława:
Aleja Jana Pawła II:
Okolice Lasu Arkońskiego
Znów endomondo dwa razy zatrzymało trening - wydaje mi się, że to robienie zdjęć czasem powoduje taki rezultat, pomimo, że wyłączyłam oszczędzanie baterii i zablokowałam kłódką przypadkowe wyłączenie aplikacji endomondo w tle. Hmmm...
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
34.90 km (0.00 km teren), czas: 02:12 h, avg:15.86 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Altwarp i Ueckermünde
Poniedziałek, 22 kwietnia 2019 | dodano: 22.04.2019Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Pierwsza setka w tym roku i pierwsza solo. Po dwóch dniach przerwy od roweru z powodu świątecznych przygotowań i zobowiązań rodzinnych udało się dzisiaj znaleźć kilka godzin na wycieczkę. Szkoda, że samotną - choć Darek w czasie mojej nieobecności dzisiaj po raz pierwszy od operacji wyciągnął rower i powolutku przejechał się asfaltem. Chyba było dobrze, bo mówił, że dojechał aż nad jezioro Piaski, a to ok. 16 km od naszego domu.
A ja po porannej mszy i wspólnym śniadaniu z Darkiem wybrałam się na dłuższy dystans, żeby zobaczyć, jak tam z moją kondycją. No i wyszła stówka, nawet z lekką nadwyżką. Mapka wycieczki.
Po dojechaniu do granicy w Dobieszczynie DW 115 skierowałam się do Hintersee, a stamtąd dobrze znanym szlakiem rowerowym do Rieth, trasą dawnej kolejki wąskotorowej.
Pierwszy przystanek na przystani w Rieth i drobna przekąska - babeczka brownie, upieczona przez moją córkę na święta.
Prowiant dla rowerzystki:
Kościółek w Rieth
Bardzo malowniczą trasą brzegiem Jeziora Nowowarpnieńskiego pojechałam do Warsin. Zazwyczaj jedziemy stamtąd do Altwarp asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż szosy, a wracamy starą (ale w miarę równą) drogą brukowaną przez Dolinę Jałowców (Wacholdertal), południową stroną półwyspu, ale zachciało mi się dzisiaj odwrotnie. Niestety pomyliłam drogę, zwiedziona niezbyt precyzyjnym drogowskazem i zamiast na twardym trakcie znalazłam się na leśnej drodze, coraz bardziej piaszczystej.
Gdy dojechałam do skrzyżowania, gdzie odchodziło sześć (!) dróg, poczułam się trochę niepewnie i nie chcąc ryzykować pobłądzenia w lesie wybrałam w miarę przejezdną trawiastą drogę, po której spodziewałam się, że wrócę do szosy i tak się rzeczywiście stało.
Pokręciłam się trochę po Altwarp, w którym dzisiaj sporo gości - głównie Niemców, zwabionych piękną pogodą i urokami rybackiej, sielskiej wioski:
W starym porcie chwilę odpoczęłam i zjadłam kanapkę na ławeczce z widokiem na Nowe Warpno:
Wiosna ...
W nowym porcie przy kei stał akurat kuter Lütt Matten (czyli "Mały Marcinek" w plattdeutsch), który regularnie kursuje między Nowym Warpnem i Altwarp i zabiera pieszych oraz rowerzystów:
Jakiś mini-zlot zabytkowych pojazdów motocyklowych:
Nieopodal, na pirsie, zauważyłam również starą kotwicę, na którą jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi, a szkoda, bo jest to miejsce pamięci o zmarłych mieszkańcach tej miejscowości.
Wróciłam do Warsin i przez Bellin pojechałam dalej do Ueckermünde. Zajrzałam na plażę:
A potem malowniczą ścieżką rowerową podjechałam na starówkę. Jak widać nie tylko rowerzyści z tej ścieżki korzystają:
Nad Uecker (czyli Wkrą) niektórzy już poczuli lato ...
A dwie czaple - o dziwo - w ogóle nic sobie nie robiły z ludzi na promenadzie, chyba oswojone
Na starym mieście w Ueckermünde
Skorzystałam z okazji i wybrałam trochę gotówki z bankomatu, przydała się w Eggesin, gdy naszła mnie ochota na lody - po południu było naprawdę cieplutko, więc z przyjemnością usiadłam na chwilkę w ogródku przy małej kawiarence
Powrót szosą do Hintersee i Dobieszczyna - niestety bardziej ruchliwą, niż się spodziewałam w ten świąteczny dzień. Jazdę bardzo utrudniał też coraz silniejszy wiatr południowo-wschodni, czasem gwałtowne podmuchy wręcz spychały na środek jezdni i bardzo hamowały - niekiedy ledwie do 14-15 km/h.
Za Dobieszczynem było jeszcze gorzej - nie dość że dużo samochodów, to jeszcze kierowcy bardzo brawurowi. Kilka kilometrów przed Tanowem "stuknęła" mi setka. Sześć godzin jazdy na rowerze trekkingowym - myślę, że to całkiem przyzwoite turystyczne tempo. Końcówka wolniejsza, bo wiatr dawał się we znaki. Nad Gunicą przy wjeździe do Tanowa:
Dotarłam do domu umiarkowanie zmęczona, nawet mogłabym jeszcze trochę pokręcić, choć wolałabym bez tego uciążliwego wiatru. Niestety cały dzień "świrowało" mi endomondo - przy każdym nieco dłuższym postoju i robieniu zdjęć zatrzymywało trening, więc na koniec miałam chyba 8 zapisów i to jeszcze urwało około kilometra w samym Tanowie i coś tam w Ueckermünde. Dopiero po powrocie do domu scaliłam te kawałki w jeden zapis, prawie kompletny.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
A ja po porannej mszy i wspólnym śniadaniu z Darkiem wybrałam się na dłuższy dystans, żeby zobaczyć, jak tam z moją kondycją. No i wyszła stówka, nawet z lekką nadwyżką. Mapka wycieczki.
Po dojechaniu do granicy w Dobieszczynie DW 115 skierowałam się do Hintersee, a stamtąd dobrze znanym szlakiem rowerowym do Rieth, trasą dawnej kolejki wąskotorowej.
Pierwszy przystanek na przystani w Rieth i drobna przekąska - babeczka brownie, upieczona przez moją córkę na święta.
Prowiant dla rowerzystki:
Kościółek w Rieth
Bardzo malowniczą trasą brzegiem Jeziora Nowowarpnieńskiego pojechałam do Warsin. Zazwyczaj jedziemy stamtąd do Altwarp asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż szosy, a wracamy starą (ale w miarę równą) drogą brukowaną przez Dolinę Jałowców (Wacholdertal), południową stroną półwyspu, ale zachciało mi się dzisiaj odwrotnie. Niestety pomyliłam drogę, zwiedziona niezbyt precyzyjnym drogowskazem i zamiast na twardym trakcie znalazłam się na leśnej drodze, coraz bardziej piaszczystej.
Gdy dojechałam do skrzyżowania, gdzie odchodziło sześć (!) dróg, poczułam się trochę niepewnie i nie chcąc ryzykować pobłądzenia w lesie wybrałam w miarę przejezdną trawiastą drogę, po której spodziewałam się, że wrócę do szosy i tak się rzeczywiście stało.
Pokręciłam się trochę po Altwarp, w którym dzisiaj sporo gości - głównie Niemców, zwabionych piękną pogodą i urokami rybackiej, sielskiej wioski:
W starym porcie chwilę odpoczęłam i zjadłam kanapkę na ławeczce z widokiem na Nowe Warpno:
Wiosna ...
W nowym porcie przy kei stał akurat kuter Lütt Matten (czyli "Mały Marcinek" w plattdeutsch), który regularnie kursuje między Nowym Warpnem i Altwarp i zabiera pieszych oraz rowerzystów:
Jakiś mini-zlot zabytkowych pojazdów motocyklowych:
Nieopodal, na pirsie, zauważyłam również starą kotwicę, na którą jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi, a szkoda, bo jest to miejsce pamięci o zmarłych mieszkańcach tej miejscowości.
Wróciłam do Warsin i przez Bellin pojechałam dalej do Ueckermünde. Zajrzałam na plażę:
A potem malowniczą ścieżką rowerową podjechałam na starówkę. Jak widać nie tylko rowerzyści z tej ścieżki korzystają:
Nad Uecker (czyli Wkrą) niektórzy już poczuli lato ...
A dwie czaple - o dziwo - w ogóle nic sobie nie robiły z ludzi na promenadzie, chyba oswojone
Na starym mieście w Ueckermünde
Skorzystałam z okazji i wybrałam trochę gotówki z bankomatu, przydała się w Eggesin, gdy naszła mnie ochota na lody - po południu było naprawdę cieplutko, więc z przyjemnością usiadłam na chwilkę w ogródku przy małej kawiarence
Powrót szosą do Hintersee i Dobieszczyna - niestety bardziej ruchliwą, niż się spodziewałam w ten świąteczny dzień. Jazdę bardzo utrudniał też coraz silniejszy wiatr południowo-wschodni, czasem gwałtowne podmuchy wręcz spychały na środek jezdni i bardzo hamowały - niekiedy ledwie do 14-15 km/h.
Za Dobieszczynem było jeszcze gorzej - nie dość że dużo samochodów, to jeszcze kierowcy bardzo brawurowi. Kilka kilometrów przed Tanowem "stuknęła" mi setka. Sześć godzin jazdy na rowerze trekkingowym - myślę, że to całkiem przyzwoite turystyczne tempo. Końcówka wolniejsza, bo wiatr dawał się we znaki. Nad Gunicą przy wjeździe do Tanowa:
Dotarłam do domu umiarkowanie zmęczona, nawet mogłabym jeszcze trochę pokręcić, choć wolałabym bez tego uciążliwego wiatru. Niestety cały dzień "świrowało" mi endomondo - przy każdym nieco dłuższym postoju i robieniu zdjęć zatrzymywało trening, więc na koniec miałam chyba 8 zapisów i to jeszcze urwało około kilometra w samym Tanowie i coś tam w Ueckermünde. Dopiero po powrocie do domu scaliłam te kawałki w jeden zapis, prawie kompletny.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
107.50 km (15.00 km teren), czas: 06:32 h, avg:16.45 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Polic
Piątek, 19 kwietnia 2019 | dodano: 19.04.2019Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Dzisiaj nic specjalnego - pojechałam pozałatwiać kilka spraw w Policach. Byłam w starostwie powiatowym, jakieś drobne zakupy jeszcze i odebrałam od krawcowej zwężone spodnie rowerowe. Przyjemna pogoda i bardzo słoneczna. Wracam do przygotowań przedświątecznych - sprzątanie z grubsza ogarnięte, ale zostało jeszcze pichcenie. Życzę Wszystkim zdrowych, pogodnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych i oby wiosenna aura Wam w tym czasie towarzyszyła.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
20.00 km (0.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:13.33 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przyjemne z pożytecznym
Czwartek, 18 kwietnia 2019 | dodano: 18.04.2019Kategoria do pracy / z pracy, koło domu, Zachodniopomorskie
... czyli do pracy rowerem - przy pięknej, słonecznej i ciepłej pogodzie. Wszędzie po drodze już rozkwit wiosny, zresztą zdjęcia mówią same za siebie. Mapka1, Mapka2
W Parku Kasprowicza:
W Lesie Arkońskim:
W drodze powrotnej zajechałam do rodziców po śledziki, które co roku na Wielki Piątek i na Wigilię przygotowuje mój Tata. Przez Park Żeromskiego i ul. Malczewskiego dojeżdżam do Placu Grunwaldzkiego, a dalej przez Al. Jana Pawła II, Jasne Błonia, Las Arkoński i DDR-kę przez Pilchowo do domu.
Hotel Park, a w tle ZUS i Radisson
Wyjątkowo dużo ludzi na Jasnych Błoniach:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W Parku Kasprowicza:
W Lesie Arkońskim:
W drodze powrotnej zajechałam do rodziców po śledziki, które co roku na Wielki Piątek i na Wigilię przygotowuje mój Tata. Przez Park Żeromskiego i ul. Malczewskiego dojeżdżam do Placu Grunwaldzkiego, a dalej przez Al. Jana Pawła II, Jasne Błonia, Las Arkoński i DDR-kę przez Pilchowo do domu.
Hotel Park, a w tle ZUS i Radisson
Wyjątkowo dużo ludzi na Jasnych Błoniach:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
37.90 km (0.00 km teren), czas: 02:50 h, avg:13.38 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wzdłuż Gunicy
Wtorek, 16 kwietnia 2019 | dodano: 16.04.2019Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Wczoraj tylko 2 km po zakupy, ale dzisiaj późniejszym popołudniem przy sprzyjającej pogodzie wybrałam się na nieco dłuższą wycieczkę - rekreacyjną. Wyraźnie cieplej, niż w ostatnich dniach, choć chwilami odczuwałam jeszcze silniejsze podmuchy chłodnego wiatru. Początek - jak zwykle - szosą na Dobieszczyn i szutrówką nr 27. Potem w prawo asfaltem do Wieńkowa i Jasienicy, gdzie ulicą Wodną i drogą gruntową wzdłuż wału przeciwpowodziowego dojechałam na plażę nad Roztoką Odrzańską. Mapka wycieczki
A po drodze takie widoczki:
U celu wycieczki:
Powrót przez Tatynię i Witorzę, słoneczko trochę mnie rozleniwiło, więc jazda była relaksowa i nieśpieszna.
Kościół i bocian z Tatyni:
Nad Gunicą:
I krowy z Tanowa ;-)
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
A po drodze takie widoczki:
U celu wycieczki:
Powrót przez Tatynię i Witorzę, słoneczko trochę mnie rozleniwiło, więc jazda była relaksowa i nieśpieszna.
Kościół i bocian z Tatyni:
Nad Gunicą:
I krowy z Tanowa ;-)
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
32.20 km (0.00 km teren), czas: 02:00 h, avg:16.10 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rothenklempenow i okoliczne wioski
Niedziela, 14 kwietnia 2019 | dodano: 14.04.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie
Przedpołudnie jeszcze chłodne i wilgotne, ale po południu pogoda poprawiła się, więc trochę pokręciłam się po okolicy, znanymi szlakami i znów w pojedynkę. Tak to pewnie będzie jeszcze jakiś czas, dopóki Darek nie dojdzie do zdrowia.
Aby ominąć choć trochę ruch samochodowy na szosie do Dobieszczyna, na początkowy odcinek wybrałam drogę szutrową od Gunicy. Potem już szosa, aż do krzyżówki pod Hintersee - jechało się dobrze i nawet się rozkręciłam. Przemknęłam ścieżką rowerową przez Glashütte aż do Grünhof. Na liczniku 28 km, więc zatrzymałam się na przystanku autobusowym na krótką przerwę i batonika.
Grünhof:
W Grünhof zdecydowałam, że pojadę dalej do Rothenklempenow, a stamtąd będę się już kierować w stronę polskiej granicy. Okolice zamku, parku i zabudowań dworskich w Rothenklempenow zawsze są wdzięcznym plenerem fotograficznym - nie mogłam sobie i tym razem odmówić przyjemności zrobienia kilku zdjęć:
I oczywiście mój ulubiony motyw - romantyczna Lina Jedyna (Lina die Einzige)
Postanowiłam wrócić do Blankensee drogą przez Mewegen, która ostatnio tak mi się podobała. Niestety zaraz po wyjeździe z Rothenklempenow wyłączyło się endomondo i dopiero w Mewegen zorientowałam się, więc mam dwie mapki i to bez 3 km pomiędzy tymi miejscowościami. Mapka 1, Mapka 2
Pomimo niedzieli trwały prace polowe, które z jakichś powodów wzbudziły zainteresowanie pary bocianów i jakiegoś mniejszego ptactwa. Pewnie kombajn wygrzebał przy okazji jakieś ptasie smakołyki:
W Mewegen koło kościoła następne zamieszkałe gniazdo bocianów:
Bardzo ładna jest ta droga do Blankensee.
Dalej to już nic nowego - drogą dla rowerów wzdłuż granicy, a potem Dobra, Grzepnica, Sławoszewo i Bartoszewo. Powrót uprzykrzał wiatr - coraz bardziej zimny i gwałtowny, niestety. Kapliczka leśna w Bartoszewie:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Aby ominąć choć trochę ruch samochodowy na szosie do Dobieszczyna, na początkowy odcinek wybrałam drogę szutrową od Gunicy. Potem już szosa, aż do krzyżówki pod Hintersee - jechało się dobrze i nawet się rozkręciłam. Przemknęłam ścieżką rowerową przez Glashütte aż do Grünhof. Na liczniku 28 km, więc zatrzymałam się na przystanku autobusowym na krótką przerwę i batonika.
Grünhof:
W Grünhof zdecydowałam, że pojadę dalej do Rothenklempenow, a stamtąd będę się już kierować w stronę polskiej granicy. Okolice zamku, parku i zabudowań dworskich w Rothenklempenow zawsze są wdzięcznym plenerem fotograficznym - nie mogłam sobie i tym razem odmówić przyjemności zrobienia kilku zdjęć:
I oczywiście mój ulubiony motyw - romantyczna Lina Jedyna (Lina die Einzige)
Postanowiłam wrócić do Blankensee drogą przez Mewegen, która ostatnio tak mi się podobała. Niestety zaraz po wyjeździe z Rothenklempenow wyłączyło się endomondo i dopiero w Mewegen zorientowałam się, więc mam dwie mapki i to bez 3 km pomiędzy tymi miejscowościami. Mapka 1, Mapka 2
Pomimo niedzieli trwały prace polowe, które z jakichś powodów wzbudziły zainteresowanie pary bocianów i jakiegoś mniejszego ptactwa. Pewnie kombajn wygrzebał przy okazji jakieś ptasie smakołyki:
W Mewegen koło kościoła następne zamieszkałe gniazdo bocianów:
Bardzo ładna jest ta droga do Blankensee.
Dalej to już nic nowego - drogą dla rowerów wzdłuż granicy, a potem Dobra, Grzepnica, Sławoszewo i Bartoszewo. Powrót uprzykrzał wiatr - coraz bardziej zimny i gwałtowny, niestety. Kapliczka leśna w Bartoszewie:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
59.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)