- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2018
Dystans całkowity: | 357.00 km (w terenie 40.00 km; 11.20%) |
Czas w ruchu: | 34:15 |
Średnia prędkość: | 10.42 km/h |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 44.62 km i 4h 16m |
Więcej statystyk |
Dąbie - Lubczyna wzdłuż jeziora
Sobota, 29 września 2018 | dodano: 01.10.2018Kategoria Zachodniopomorskie
W sobotę wyruszyliśmy z Darkiem ze Szczecina-Dąbia, znad mostu na rzece Chełszczącej (kocham tę nazwę!), żeby zobaczyć stan zaawansowania prac nad drogą rowerową wzdłuż jeziora Dąbie. Pogoda dopisała - słonecznie i prawie bez wiatru, choć temperatury już trochę jesienne. Mapka wycieczki
Najpierw trochę zbłądziliśmy jadąc nie tym wałem co trzeba - otóż należy pojechać w lewo, tak jakby w stronę Szczecina. Już w Dąbiu, na przedłużeniu ulicy Jeziornej, zaczyna się nowy, szutrowy odcinek ścieżki rowerowej, biegnącej wałami przeciwpowodziowymi nad jeziorem Dąbie:
Po około 2 km droga się kończy i 3 km trzeba przeprawić się po nikłej, miejscami piaszczystej ścieżynie i krzaczorach po pas, ale droga jest przynajmniej wyznakowana:
Nagrodą zaś są piękne widoki na jezioro i Szczecin:
Na wysokości przepompowni Załom zaczyna się znów szutrowa nawierzchnia, choć tablice głoszą, że wciąż jest to plac budowy.
Ciekawski kotek na drodze:
Od Czarnej Łąki na ścieżce są nawet pionowe oznaczenia i drogowskazy - prawdopodobnie w przyszłości ścieżka będzie połączona z istniejącym fragmentem trasy nr 3 "Zielone Pogranicze" od Gryfina do Trzcińska Zdroju.
Na razie trasa kończy się w Lubczynie ... na płocie mariny żeglarskiej. Bardzo zabawne:
Próbowaliśmy się dowiedzieć wśród miejscowych, czy na północ od Lubczyny powstają dalsze odcinki drogi, ale nikt nic nie wiedział. Nie widzieliśmy też po drodze żadnego sprzętu budowlanego, a jedynie hałdę żwiru przy przepompowni Załom. Powrót tą samą trasą. Chciałabym mieć nadzieję, że do końca roku uda się zrobić brakujący, 3-kilometrowy odcinek ścieżki, bo to bardzo ładny szlak.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Najpierw trochę zbłądziliśmy jadąc nie tym wałem co trzeba - otóż należy pojechać w lewo, tak jakby w stronę Szczecina. Już w Dąbiu, na przedłużeniu ulicy Jeziornej, zaczyna się nowy, szutrowy odcinek ścieżki rowerowej, biegnącej wałami przeciwpowodziowymi nad jeziorem Dąbie:
Po około 2 km droga się kończy i 3 km trzeba przeprawić się po nikłej, miejscami piaszczystej ścieżynie i krzaczorach po pas, ale droga jest przynajmniej wyznakowana:
Nagrodą zaś są piękne widoki na jezioro i Szczecin:
Na wysokości przepompowni Załom zaczyna się znów szutrowa nawierzchnia, choć tablice głoszą, że wciąż jest to plac budowy.
Ciekawski kotek na drodze:
Od Czarnej Łąki na ścieżce są nawet pionowe oznaczenia i drogowskazy - prawdopodobnie w przyszłości ścieżka będzie połączona z istniejącym fragmentem trasy nr 3 "Zielone Pogranicze" od Gryfina do Trzcińska Zdroju.
Na razie trasa kończy się w Lubczynie ... na płocie mariny żeglarskiej. Bardzo zabawne:
Próbowaliśmy się dowiedzieć wśród miejscowych, czy na północ od Lubczyny powstają dalsze odcinki drogi, ale nikt nic nie wiedział. Nie widzieliśmy też po drodze żadnego sprzętu budowlanego, a jedynie hałdę żwiru przy przepompowni Załom. Powrót tą samą trasą. Chciałabym mieć nadzieję, że do końca roku uda się zrobić brakujący, 3-kilometrowy odcinek ścieżki, bo to bardzo ładny szlak.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
38.00 km (8.00 km teren), czas: 04:44 h, avg:8.03 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Hintersee-Altwarp z żeglarskimi akcentami
Niedziela, 23 września 2018 | dodano: 23.09.2018Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Pierwszy dzień kalendarzowej jesieni przyniósł chłód i dość ponurą pogodę, choć bez deszczu. Zamiast całodziennej wycieczki pojechaliśmy z Darkiem bliżej i na krócej - na jeden z wariantów szlaku Hintersee-Altwarp. Mapka
Do Rieth wybraliśmy trasę zwiniętych torów Randower Kleinbahn. Po drodze minęliśmy stadninę w Ludwigshof:
W Rieth zajrzeliśmy na przystań, a tam zacumowane kilka ciekawych jednostek:
Darek przygląda się zabytkowemu szkunerowi "Twee Gebroeders Terherne", czyli "dwóch braci Terherne" z Fryzji:
Obok stała już wyraźnie nowsza, ale również stylizowana na retro "Zeemermin Meta" (Syrenka Meta):
A na końcu pomostu dwa domki mieszkalne na wodzie:
Ledwie wyjechaliśmy z przystani, a Darek znów złapał kapcia, tym razem "puściła" łatka przyklejona trzy tygodnie temu. Tym razem mieliśmy jednak pasującą zapasową dętkę, więc wymiana poszła raz dwa. Zajrzeliśmy do Imbissu Inselblick na małe co nieco i niemieckie piwko na spółkę, oczywiście z widokiem na Zalew:
Z godziny na godzinę było coraz chłodniej, dobrze, że chociaż dziś już nie wiało. Trochę nas niepokoiły również gęstniejące ołowiane chmury. Mimo to, kontynuowaliśmy wycieczkę dalej do Altwarp - ścieżką rowerową wzdłuż szosy z Warsin. W samym Altwarp postanowiliśmy skręcić w Kirchgasse, bo jakoś dotychczas nigdy nie wpadł nam w oko tamtejszy kościół. Podczas, gdy kościół w Nowym Warpnie ma wysoką wieżę, górującą nad miastem, okazało się, że kościół w Altwarp wieży nie ma wcale - gdyż w 1750 r., gdy go budowano, gmina była na nią za biedna. Dzwonnicę wolno stojącą postawiono dopiero w 1894 roku. Obecnie obydwa - kościół i dzwonnica - znajdują się na wzgórzu, na starowarpnieńskim cmentarzu. Na pierwszym planie nagrobek w kształcie krzyża dla Gustava Sprengera, tamtejszego nauczyciela, który poległ w I wojnie światowej w 1915 r., w wieku zaledwie 25 lat.
A w porcie stał już zacumowany kuter Lütt Matten, który kilka razy dziennie kursuje między Nowym Warpnem a Altwarp, przewożąc również turystów z rowerami.
Widok na Nowe Warpno:
Z Altwarp do Warsin wróciliśmy szlakiem "Wacholdertal" (Dolina Jałowców). Szlak jest co prawda pieszy, ale poza krótkim odcinkiem przy wydmach śródlądowych, prowadzi w miarę równą, brukowaną drogą, bardzo malowniczą. Z Rieth do Hintersee, gdzie zostawiliśmy samochód, wracaliśmy również inną trasą, bo czerwonym szlakiem pieszym i także tutaj jechało się dobrze po twardej, gruntowej drodze. Znów spotkałam zakochaną parę jeleni i znów schowały się w lesie, zanim zdążyłam zrobić zdjęcie. Na pocieszenie zostały mi pierwsze kolory jesieni:
Dobrze, że pogoda wytrzymała do wieczora bez deszczu, ale trzeba już chyba wyciągnąć ciepłe rzeczy na rower.
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Rieth wybraliśmy trasę zwiniętych torów Randower Kleinbahn. Po drodze minęliśmy stadninę w Ludwigshof:
W Rieth zajrzeliśmy na przystań, a tam zacumowane kilka ciekawych jednostek:
Darek przygląda się zabytkowemu szkunerowi "Twee Gebroeders Terherne", czyli "dwóch braci Terherne" z Fryzji:
Obok stała już wyraźnie nowsza, ale również stylizowana na retro "Zeemermin Meta" (Syrenka Meta):
A na końcu pomostu dwa domki mieszkalne na wodzie:
Ledwie wyjechaliśmy z przystani, a Darek znów złapał kapcia, tym razem "puściła" łatka przyklejona trzy tygodnie temu. Tym razem mieliśmy jednak pasującą zapasową dętkę, więc wymiana poszła raz dwa. Zajrzeliśmy do Imbissu Inselblick na małe co nieco i niemieckie piwko na spółkę, oczywiście z widokiem na Zalew:
Z godziny na godzinę było coraz chłodniej, dobrze, że chociaż dziś już nie wiało. Trochę nas niepokoiły również gęstniejące ołowiane chmury. Mimo to, kontynuowaliśmy wycieczkę dalej do Altwarp - ścieżką rowerową wzdłuż szosy z Warsin. W samym Altwarp postanowiliśmy skręcić w Kirchgasse, bo jakoś dotychczas nigdy nie wpadł nam w oko tamtejszy kościół. Podczas, gdy kościół w Nowym Warpnie ma wysoką wieżę, górującą nad miastem, okazało się, że kościół w Altwarp wieży nie ma wcale - gdyż w 1750 r., gdy go budowano, gmina była na nią za biedna. Dzwonnicę wolno stojącą postawiono dopiero w 1894 roku. Obecnie obydwa - kościół i dzwonnica - znajdują się na wzgórzu, na starowarpnieńskim cmentarzu. Na pierwszym planie nagrobek w kształcie krzyża dla Gustava Sprengera, tamtejszego nauczyciela, który poległ w I wojnie światowej w 1915 r., w wieku zaledwie 25 lat.
A w porcie stał już zacumowany kuter Lütt Matten, który kilka razy dziennie kursuje między Nowym Warpnem a Altwarp, przewożąc również turystów z rowerami.
Widok na Nowe Warpno:
Z Altwarp do Warsin wróciliśmy szlakiem "Wacholdertal" (Dolina Jałowców). Szlak jest co prawda pieszy, ale poza krótkim odcinkiem przy wydmach śródlądowych, prowadzi w miarę równą, brukowaną drogą, bardzo malowniczą. Z Rieth do Hintersee, gdzie zostawiliśmy samochód, wracaliśmy również inną trasą, bo czerwonym szlakiem pieszym i także tutaj jechało się dobrze po twardej, gruntowej drodze. Znów spotkałam zakochaną parę jeleni i znów schowały się w lesie, zanim zdążyłam zrobić zdjęcie. Na pocieszenie zostały mi pierwsze kolory jesieni:
Dobrze, że pogoda wytrzymała do wieczora bez deszczu, ale trzeba już chyba wyciągnąć ciepłe rzeczy na rower.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
49.30 km (0.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:9.86 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Koniec lata - do Jasienicy
Piątek, 21 września 2018 | dodano: 21.09.2018Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Dziś chyba ostatni upalny dzień, a ja pojechałam do Jasienicy. Wybrałam trasę o zróżnicowanej nawierzchni, żeby przetestować nowy zakup (opony). Mapka. Najpierw DW 115 na Dobieszczyn, po 5 km skręciłam w szutrową drogę przez las. Mniej więcej w połowie przebiegła przede mną para jeleni (łania i jeleń o pięknym porożu) - sądząc po rykach, jakie dochodzą z lasu wieczorami, mają teraz okres godowy.
W Jasienicy kupiłam sobie lody, a zjadłam je nad brzegiem Gunicy. Pierzaste chmury i coraz bardziej porywisty - choć jeszcze wciąż ciepły - wiatr zachodni zwiastują zmianę pogody.
Przy ul. Jana Kazimierza natknęłam się na tablicę upamiętniającą Ludwiga Giesebrechta - niemieckiego poetę, historyka i pedagoga, który ostatnie lata swojego życia spędził w Jasienicy. Obok stoi też krzyż, przypominający o istniejącym tu do niedawna cmentarzu:
Drogę powrotną utrudniał silny wiatr, ale opony sprawują się bez zarzutu.
Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W Jasienicy kupiłam sobie lody, a zjadłam je nad brzegiem Gunicy. Pierzaste chmury i coraz bardziej porywisty - choć jeszcze wciąż ciepły - wiatr zachodni zwiastują zmianę pogody.
Przy ul. Jana Kazimierza natknęłam się na tablicę upamiętniającą Ludwiga Giesebrechta - niemieckiego poetę, historyka i pedagoga, który ostatnie lata swojego życia spędził w Jasienicy. Obok stoi też krzyż, przypominający o istniejącym tu do niedawna cmentarzu:
Drogę powrotną utrudniał silny wiatr, ale opony sprawują się bez zarzutu.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
25.60 km (0.00 km teren), czas: 01:58 h, avg:13.02 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po nowe opony
Środa, 19 września 2018 | dodano: 19.09.2018Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Korzystając z ładnej pogody i luźniejszego przedpołudnia pojechałam do sklepu rowerowego w Policach po nowe opony. Miały być uniwersalne - zarówno na asfalt, jak i drogi szutrowe i gruntowe. Zdecydowałam się na model Schwalbe Land Cruiser plus. Powrót z oponami przewieszonymi przez ramię nie był zbyt wygodny, ale na szczęście to tylko 8 km. Mapka
Deptak w Policach:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Deptak w Policach:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
17.40 km (0.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:11.60 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Tuczna po kiepskich drogach
Niedziela, 16 września 2018 | dodano: 17.09.2018Kategoria koło Dominikowa, Zachodniopomorskie
Weekend spędziliśmy z Darkiem na działce w Dominikowie.
Sobota upłynęła nam pod znakiem prac w domu i ogrodzie – koszenie trawy,
fugowanie płytek itp., ale ładną pogodę w niedzielę postanowiliśmy wykorzystać
na wycieczkę rowerową. Mapka wycieczki.
Dawno nie byliśmy w Tucznie, właściwie tylko dwa razy tam zawitaliśmy na rowerach przez ostatnie kilkanaście lat, a to dlatego, że wciąż brak tam dobrej trasy rowerowej z kierunku zachodniego. Albo drogi krajowe, którymi z zasady nie jeżdżę rowerem, albo podrzędne drogi o słabej nawierzchni. Postanowiliśmy sprawdzić, czy coś się zmieniło w tym względzie od naszej ostatniej wyprawy.
Do Nowej Korytnicy pojechaliśmy przez las, drogą, która była kiedyś utwardzona, ale chyba było to bardzo dawno temu, bo pozostały jedynie resztki i kruszące się kamienie. Zwykle jedziemy tamtędy w drugim kierunku – wtedy jest z górki, a teraz nie dość, że „trzęsidupka” to jeszcze pod górkę. A to był dopiero początek. Po chwili wytchnienia na asfalcie przed Nową Korytnicą zajrzeliśmy na puste tym razem miejsce wodowania kajaków i przekroczyliśmy mostek na Korytnicy, a za wioską znów znaleźliśmy się na wyboistej drodze, tym razem do Krępy Krajeńskiej.
Nad Korytnicą:
Na moście w Nowej Korytnicy:
W Krępie Krajeńskiej w zasadzie kończyła się moja mapa, ale pamiętałam asfaltową drogę do Tuczna przez Jeziorki Wałeckie i Rzeczycę. Odpoczęliśmy więc trochę od nierównych, terenowych nawierzchni, za to było do pokonania kilka różnic wysokości, a największa to chyba w dolinie rzeki Płocicznej. Płociczna jest – podobnie jak Korytnica – lewym dopływem Drawy i wraz z Drawą stanowi oś Drawieńskiego Parku Narodowego. W przeciwieństwie do Drawy i Korytnicy nie jest udostępniona do turystyki kajakowej i zachowała swój dziki i pierwotny charakter oraz pierwszy stopień czystości wód, zwłaszcza, że nie licząc kilku małych,śródleśnych osad, jej dolina to raczej bezludne leśne ostępy, łąki i jeziora. Przez dolinę Płocicznej przechodzi kilka szlaków turystycznych i kilka mostów, między innymi ten na północny wschód od Krępy Krajeńskiej.
Nad Płociczną:
Zaraz za mostem przejeżdżaliśmy przez miejsce, gdzie musiało chyba niedawno przejść jakieś lokalne tornado, bo fragment lasu wygląda tak:
W Jeziorkach Wałeckich zatrzymaliśmy się, żeby zjeść kanapki, na ławeczce w sąsiedztwie rodzinki kozaków. Zostawiliśmy jednak grzybki tam, gdzie rosły, bo pewnie niewiele by z nich zostało po kilku godzinach telepania się na rowerze.
Choć to nie maj, to pod Tucznem kwitnie rzepak, zajrzeliśmy też do Wrzosów – jest tam pałac, wykorzystywany na imprezy okolicznościowe. Ładny, ale trochę zaniedbany.
Do Tuczna warto pojechać dla pięknego, renesansowego zamku Wedlów, w którym obecnie mieści się Dom Pracy Twórczej Stowarzyszenia Architektów Polskich. Wnętrza zamku kryją restaurację, hotel i sale wystawowe, które można oglądać, a dookoła rozpościera się uroczy park.
Za bramą zamku zaś stoi ciekawy kościół Wniebowzięcia NMP:
Nie było już niestety czasu, aby zajrzeć nad obydwa duże jeziora w Tucznie, gdzie jest plaża i kilka ośrodków wypoczynkowych. Przejechawszy przez miasteczko skierowaliśmy się na południowy zachód, asfaltową boczną drogą do Martwi. Martew to bardzo ładna wioska i węzeł szlaków turystycznych, ale musieliśmy szybko spieprzać, bo z obejścia wypadł jakiś wściekły reksiu i chciał nas zjeść ;-)
W Martwi:
Za Martwią droga zdecydowanie się pogorszyła – piach i kocie łby, potem było trochę lepiej, bo bardziej twarde drogi gruntowe. I tak dojechaliśmy do Miradza, gdzie po raz drugi tego dnia przekraczaliśmy Płociczną, tym razem drewnianym mostem.
Miradz i Jelenie to kilka chałup zagubionych w leśnych ostępach, połączonych drogą szutrową. Znów mieliśmy powtórkę z reksiem. Z Jeleni szutrówka prowadzi na południe, przez Rogoźnicę do drogi na Głusko. To jednak spory objazd, więc zdecydowaliśmy się jechać drogą gruntową na zachód, do Sówki. BŁĄD!
Kilka kilometrów po piachu porządnie dało nam w kość i pewnie wcale nie było szybciej. A gdy tuż przed Sówką miałam perspektywę fajnego, relaksowego zjazdu asfalcikiem do Jaźwin i Bogdanki, to okazało się, że droga z Sówki do Jaźwin jest nieprzejezdna i wytyczono objazd przez las. Mogliśmy wprawdzie pojechać do Sówki i po pokonaniu krótkiego odcinka przez bruk dalej przejechać znaną nam drogą z płyt jumbo, ale objazd szutrówką nie wyglądał źle. O ja naiwna! Szuter wkrótce się skończył, a objazd dalej znów prowadził przez piach. Życzyłam tym, którzy go wytyczyli, aby ich szlag trafił i piekło pochłonęło.
Prace budowlane w Jaźwinach na Korytnicy:
Oj, dawno mi żadna wycieczka nie dała tak w kość. Niby tylko 60 km, ale umordowałam się, jakbym przejechała 160 albo i bardziej. Darek stwierdził, że całe szczęście, że to nie on wymyślił tę trasę, tylko ja sama, bo by chyba nie miał życia. Tak więc pewnie nieprędko wrócę do Tuczna.
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dawno nie byliśmy w Tucznie, właściwie tylko dwa razy tam zawitaliśmy na rowerach przez ostatnie kilkanaście lat, a to dlatego, że wciąż brak tam dobrej trasy rowerowej z kierunku zachodniego. Albo drogi krajowe, którymi z zasady nie jeżdżę rowerem, albo podrzędne drogi o słabej nawierzchni. Postanowiliśmy sprawdzić, czy coś się zmieniło w tym względzie od naszej ostatniej wyprawy.
Do Nowej Korytnicy pojechaliśmy przez las, drogą, która była kiedyś utwardzona, ale chyba było to bardzo dawno temu, bo pozostały jedynie resztki i kruszące się kamienie. Zwykle jedziemy tamtędy w drugim kierunku – wtedy jest z górki, a teraz nie dość, że „trzęsidupka” to jeszcze pod górkę. A to był dopiero początek. Po chwili wytchnienia na asfalcie przed Nową Korytnicą zajrzeliśmy na puste tym razem miejsce wodowania kajaków i przekroczyliśmy mostek na Korytnicy, a za wioską znów znaleźliśmy się na wyboistej drodze, tym razem do Krępy Krajeńskiej.
Nad Korytnicą:
Na moście w Nowej Korytnicy:
W Krępie Krajeńskiej w zasadzie kończyła się moja mapa, ale pamiętałam asfaltową drogę do Tuczna przez Jeziorki Wałeckie i Rzeczycę. Odpoczęliśmy więc trochę od nierównych, terenowych nawierzchni, za to było do pokonania kilka różnic wysokości, a największa to chyba w dolinie rzeki Płocicznej. Płociczna jest – podobnie jak Korytnica – lewym dopływem Drawy i wraz z Drawą stanowi oś Drawieńskiego Parku Narodowego. W przeciwieństwie do Drawy i Korytnicy nie jest udostępniona do turystyki kajakowej i zachowała swój dziki i pierwotny charakter oraz pierwszy stopień czystości wód, zwłaszcza, że nie licząc kilku małych,śródleśnych osad, jej dolina to raczej bezludne leśne ostępy, łąki i jeziora. Przez dolinę Płocicznej przechodzi kilka szlaków turystycznych i kilka mostów, między innymi ten na północny wschód od Krępy Krajeńskiej.
Nad Płociczną:
Zaraz za mostem przejeżdżaliśmy przez miejsce, gdzie musiało chyba niedawno przejść jakieś lokalne tornado, bo fragment lasu wygląda tak:
W Jeziorkach Wałeckich zatrzymaliśmy się, żeby zjeść kanapki, na ławeczce w sąsiedztwie rodzinki kozaków. Zostawiliśmy jednak grzybki tam, gdzie rosły, bo pewnie niewiele by z nich zostało po kilku godzinach telepania się na rowerze.
Choć to nie maj, to pod Tucznem kwitnie rzepak, zajrzeliśmy też do Wrzosów – jest tam pałac, wykorzystywany na imprezy okolicznościowe. Ładny, ale trochę zaniedbany.
Do Tuczna warto pojechać dla pięknego, renesansowego zamku Wedlów, w którym obecnie mieści się Dom Pracy Twórczej Stowarzyszenia Architektów Polskich. Wnętrza zamku kryją restaurację, hotel i sale wystawowe, które można oglądać, a dookoła rozpościera się uroczy park.
Za bramą zamku zaś stoi ciekawy kościół Wniebowzięcia NMP:
Nie było już niestety czasu, aby zajrzeć nad obydwa duże jeziora w Tucznie, gdzie jest plaża i kilka ośrodków wypoczynkowych. Przejechawszy przez miasteczko skierowaliśmy się na południowy zachód, asfaltową boczną drogą do Martwi. Martew to bardzo ładna wioska i węzeł szlaków turystycznych, ale musieliśmy szybko spieprzać, bo z obejścia wypadł jakiś wściekły reksiu i chciał nas zjeść ;-)
W Martwi:
Za Martwią droga zdecydowanie się pogorszyła – piach i kocie łby, potem było trochę lepiej, bo bardziej twarde drogi gruntowe. I tak dojechaliśmy do Miradza, gdzie po raz drugi tego dnia przekraczaliśmy Płociczną, tym razem drewnianym mostem.
Miradz i Jelenie to kilka chałup zagubionych w leśnych ostępach, połączonych drogą szutrową. Znów mieliśmy powtórkę z reksiem. Z Jeleni szutrówka prowadzi na południe, przez Rogoźnicę do drogi na Głusko. To jednak spory objazd, więc zdecydowaliśmy się jechać drogą gruntową na zachód, do Sówki. BŁĄD!
Kilka kilometrów po piachu porządnie dało nam w kość i pewnie wcale nie było szybciej. A gdy tuż przed Sówką miałam perspektywę fajnego, relaksowego zjazdu asfalcikiem do Jaźwin i Bogdanki, to okazało się, że droga z Sówki do Jaźwin jest nieprzejezdna i wytyczono objazd przez las. Mogliśmy wprawdzie pojechać do Sówki i po pokonaniu krótkiego odcinka przez bruk dalej przejechać znaną nam drogą z płyt jumbo, ale objazd szutrówką nie wyglądał źle. O ja naiwna! Szuter wkrótce się skończył, a objazd dalej znów prowadził przez piach. Życzyłam tym, którzy go wytyczyli, aby ich szlag trafił i piekło pochłonęło.
Prace budowlane w Jaźwinach na Korytnicy:
Oj, dawno mi żadna wycieczka nie dała tak w kość. Niby tylko 60 km, ale umordowałam się, jakbym przejechała 160 albo i bardziej. Darek stwierdził, że całe szczęście, że to nie on wymyślił tę trasę, tylko ja sama, bo by chyba nie miał życia. Tak więc pewnie nieprędko wrócę do Tuczna.
Rower:rower działkowy
Dane wycieczki:
62.30 km (32.00 km teren), czas: 06:44 h, avg:9.25 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
50+ po Puszczy Wkrzańskiej i okolicy
Sobota, 8 września 2018 | dodano: 08.09.2018Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, Zachodniopomorskie
Mapa Dziś nieco chłodniej i wiało. Pierwszy raz po lecie wdziałam długie gacie na rower, szczególnie, że jazda popołudniową porą. Początkowo planowaliśmy pojechać do Stolca przez Świdwie i polną drogę, ale porywisty wiatr i perspektywa przedzierania się przez piachy skłoniły nas do nadłożenia 5 km i wybrania szutrówki przez las (droga pożarowa nr 32). Stamtąd asfaltem, prosto do Stolca, gdzie nad jeziorem zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek.
Zabytkowa brama pałacu w Stolcu jest zdemontowana, pewnie w konserwacji:
Ze Stolca gruntową drogą przejechaliśmy na niemiecką stronę, do Pampow i dalej przez Blankensee do Bismarku. Tutaj skręciliśmy na wschód w kierunku przejścia granicznego w Lubieszynie. Chcieliśmy bowiem wypróbować nową ścieżkę rowerową od schroniska dla zwierząt do Dobrej.
Kawałek od granicy do skrętu na schronisko jest niezbyt przyjemny (najpierw duży ruch, a potem bruk), ale na szczęście krótki.
Schronisko dla bezdomnych zwierząt dla powiatu polickiego:
A przed schroniskiem ciekawy znak:
Ścieżka ma nawierzchnię gruntową - drobny szutr, ale jedzie się po niej dobrze, na pewno lepiej niż po brukowanej nawierzchni drogi dla samochodów w kierunku Buku. Mankamentem jest brak jakichkolwiek oznaczeń i drogowskazów, natomiast postawiono różne obiekty rekreacyjne - ścieżkę zdrowia, tablice przyrodnicze i inne atrakcje, na przykład taką:
Niestety cymbały nie grają, może to my jesteśmy cymbałami, że daliśmy się nabrać?
W Dobrej zatrzymaliśmy się na zakupy Lewiatanie - jutro skoro świt wyjeżdżam służbowo na kilka dni na drugi koniec Polski, więc jakiś prowiant na drogę się przyda. Kupiliśmy też coś do picia i lody do zjedzenia na wycieczce, a dokładnie pod rozłożystym dębem w Płochocinie, który obwieszony był dorodnymi żołędziami:
Powrót do domu przez Grzepnicę, Sławoszewo i Bartoszewo. Nie pojechaliśmy skrótem przez las przy jeziorze Bartoszewskim, lecz naokoło, ścieżką rowerową, bo drogi w lesie przypominają pustynię. I znów szykuje się kilka dni przerwy od roweru.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zabytkowa brama pałacu w Stolcu jest zdemontowana, pewnie w konserwacji:
Ze Stolca gruntową drogą przejechaliśmy na niemiecką stronę, do Pampow i dalej przez Blankensee do Bismarku. Tutaj skręciliśmy na wschód w kierunku przejścia granicznego w Lubieszynie. Chcieliśmy bowiem wypróbować nową ścieżkę rowerową od schroniska dla zwierząt do Dobrej.
Kawałek od granicy do skrętu na schronisko jest niezbyt przyjemny (najpierw duży ruch, a potem bruk), ale na szczęście krótki.
Schronisko dla bezdomnych zwierząt dla powiatu polickiego:
A przed schroniskiem ciekawy znak:
Ścieżka ma nawierzchnię gruntową - drobny szutr, ale jedzie się po niej dobrze, na pewno lepiej niż po brukowanej nawierzchni drogi dla samochodów w kierunku Buku. Mankamentem jest brak jakichkolwiek oznaczeń i drogowskazów, natomiast postawiono różne obiekty rekreacyjne - ścieżkę zdrowia, tablice przyrodnicze i inne atrakcje, na przykład taką:
Niestety cymbały nie grają, może to my jesteśmy cymbałami, że daliśmy się nabrać?
W Dobrej zatrzymaliśmy się na zakupy Lewiatanie - jutro skoro świt wyjeżdżam służbowo na kilka dni na drugi koniec Polski, więc jakiś prowiant na drogę się przyda. Kupiliśmy też coś do picia i lody do zjedzenia na wycieczce, a dokładnie pod rozłożystym dębem w Płochocinie, który obwieszony był dorodnymi żołędziami:
Powrót do domu przez Grzepnicę, Sławoszewo i Bartoszewo. Nie pojechaliśmy skrótem przez las przy jeziorze Bartoszewskim, lecz naokoło, ścieżką rowerową, bo drogi w lesie przypominają pustynię. I znów szykuje się kilka dni przerwy od roweru.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
50.20 km (0.00 km teren), czas: 03:59 h, avg:12.60 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Sympatyczne spotkanie z Januszem i Kubą
Wtorek, 4 września 2018 | dodano: 04.09.2018Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Komunikacyjnie, pozałatwiać drobne sprawy w Tanowie. mapka. Po drodze miłe spotkanie z kolegami z BS - Januszem (@jotwu) i Kubą (@jotka), którzy akurat wracali z dłuższej wycieczki. Dość często jeździmy po podobnych okolicach, ale dopiero teraz była okazja się poznać osobiście. Pozdrawiam serdecznie!
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
2.70 km (0.00 km teren), czas: 00:33 h, avg:4.91 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Odra, Banie, wino i Joannici
Niedziela, 2 września 2018 | dodano: 04.09.2018Kategoria Brandenburgia, Niemcy, Odra-Nysa, Zachodniopomorskie
My też stęskniliśmy się za dłuższymi wyprawami, a inspiracją
do niedzielnej wycieczki była niedawna relacja Marka (@dornfeld). Postanowiliśmy jednak pociągnąć dalej do granicy i zamknąć
pętlę jadąc po niemieckiej stronie szlakiem Odry-Nysy. Mapa wycieczki.
Wyruszyliśmy z domu dość późno, bo przed 10.00. Punktem startowym był tym razem parking w Mescherin, skąd mostem przejechaliśmy na polską stronę do Gryfina.
Gryfino przywitało nas biciem dzwonów o 11.00, ale my już byliśmy po porannej mszy w Tanowie, więc pojechaliśmy dalej, szukając wjazdu na opisywany szlak nr 3, czyli nową ścieżkę rowerową w kierunku na Banie.
Już za mostem zauważyliśmy dyskretne pomarańczowe tabliczki, chociaż ścieżka zaczyna się właściwie dopiero na południowo-zachodnich granicach Gryfina. Z centrum należy kierować się drogowskazami na miejscowość Linie, a potem na Szczawno:
Odcinek od Gryfina do Borzymia to nówka sztuka – gładziutki, świeżutki asfalcik. Super! Mimo, że inwestycja jest niezbyt rozreklamowana i gdyby nie bikestats, to pewnie bym o niej nie wiedziała, to widocznie poczta pantoflowa funkcjonuje, bo mimo nieoczywistej pogody jeździ tam całkiem sporo osób.
No właśnie w Radiu Szczecin zapowiadano słoneczną i ciepłą niedzielę, a tu od rana chmury, temperatury umiarkowane i pod wiatr. Ale przynajmniej nie pada. Pocieszaliśmy się, że w drodze powrotnej wiatr południowy będzie wiał nam w plecy, a nie w twarz, czyli że będzie lżej.
Od Borzymia do Małego Borzymia jest odcinek szutrowy, a dalej na południe znów asfalt, ale chyba starszy, bo korzenie drzew zdążyły tu i ówdzie wykonać już krecią robotę. Tak jak pisał Marek, brakuje trochę infrastruktury – na całej trasie spotkaliśmy chyba tylko ze dwa MOR-y ( = miejsce obsługi rowerzystów) z altaną i wychodkiem, a map i informacji o okolicy nie ma w ogóle.
Drewniany mostek na Tywie:
W Tywicy przytrafiła się niespodziewana i niekoniecznie fajna przygoda – Darek złapał kapcia. A na dodatek okazało się, że zapasowe dętki mają nie taki wentyl jak trzeba i nie pasują. Darek zaklął szpetnie, bo nie pozostało nam nic innego, tylko przystąpić do realizacji planu B, to znaczy wycięcia łatki z nowej dętki i przyklejenia jej na Superglue. W zanadrzu mieliśmy jeszcze plan C- powrót PKS-em do Gryfina, ale na szczęście nie okazał się konieczny, bo łatka wytrzymała do końca wycieczki.
Tak czy owak zdecydowaliśmy się zajechać do Bań, które ścieżka rowerowa mija nieco bokiem, i zaopatrzyć się w pasującą dętkę (wariant optymistyczny) albo lepsze łatki (wariant realistyczny). Łatki kupiliśmy na stacji benzynowej, a miła pani miała również zapasową dętkę, tak nie do końca w tych wymiarach, co trzeba, ale na wszelki wypadek lepiej mieć taką, niż żadną. Banie okazały się bardzo ładnym miasteczkiem z nieźle zachowaną historyczną zabudową – miasteczko było w posiadaniu Templariuszy, Joannitów, Szwedów, Brandenburczyków i Prus. Spodobała się nam kaplica św. Jerzego (niestety akurat zamknięta) z początku XV wieku:
Średniowieczny kościół parafialny pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych:
Zadbana plaża miejska:
Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” kontraktuje, zaopatruje i skupuje
Z Bań już niedaleko do Baniewic i do winnicy Turnau, prowadzonej przez rodzinę słynnego barda z Krakowa. Ale w niedzielę nieczynna, więc mogliśmy tylko dyskretnie pogapić się przez płot:
Główne uprawy znajdują się w innej części wioski niż budynki winiarni (dawna owczarnia). Pewnie tego słonecznego lata zbiory będą udane, a wino szlachetne. My zanurzyliśmy się w klimaty jakby bardziej jesienne, jadąc ścieżką rowerową do Swobnicy:
W Swobnicy liczne drogowskazy nieomylnie prowadzą do bocznej, brukowanej drogi, wiodącej do głównej atrakcji tej miejscowości, a mianowicie do ruin zamku Joannitów z XIV wieku.To, że zamek jest obecnie ruiną, to „zasługa” niestety polskiej powojennej administracji i braku dobrego gospodarza. Jest jednak jakaś nadzieja, że ten piękny zabytek uda się ocalić od całkowitego zniszczenia - z funduszy ministerialnych udało się odremontować Wieżę Prochową – otwartą dla turystów - i dach dwóch skrzydeł. Na inwestora czekają zamkowe wnętrza, póki co udostępnione do zwiedzania na ryzyko zwiedzających, za jedyne 5 złotych od łebka. Tablica informuje, że obiekt jest w złym stanie technicznym i grozi zawaleniem, ale nie mogliśmy sobie odmówić zajrzenia do środka, zwłaszcza, że konserwatorzy odnowili schody i podłogi na tyle, że budziły zaufanie. Wewnątrz ślady zniszczenia, ale zachowało się trochę zabytkowej sztukaterii, a gdzie nie gdzie resztki posadzki, kominków czy gzymsów. W najlepszym stanie jest Wieża Prochowa, a reszta – aż żal serce ściska. Wokół zamku rozciąga się zdziczały park, atmosfera miejsca jest niesamowita.
Ze Swobnicy skierowaliśmy się na południowy zachód, drogą powiatową do Chojny. W miejscowości Rurka aktualnie jest remont drogi i przepustu przez Rurzycę – samochody nie przejadą, ale piesi i rowerzyści przy odrobinie gimnastyki mogą przeprawić się prowizoryczną kładką:
Za to ruch na drodze powiatowej – niewielki. W Chojnie zatrzymaliśmy się na Orlenie na zapiekankę i hotdoga – na szybko, bo już było po 16.00, a przed nami jeszcze spory kawałek do przejechania. Z drugiej strony nie spodziewaliśmy się atrakcyjnej bazy gastronomicznej po niemieckiej stronie i słusznie.
Brama Świecka w Chojnie:
Dziesięciokilometrowy odcinek drogą krajową nr 31 z Chojny do Krajnika był ruchliwy i mało przyjemny. Dobrze, że niedaleko. Było już późno, więc nie daliśmy się skusić drogowskazom zapraszającym do Doliny Miłości w Zatoni Dolnej. Wbrew pozorom nie jest to przybytek erotyczny (choć branża na pograniczu kwitnie), ale podobno ładny park krajobrazowy. Cóż, może następnym razem.
Most na Odrze między Krajnikiem Dolnym a Schwedt:
Po przekroczeniu granicy na Odrze przynajmniej mogliśmy jechać ścieżką rowerową z polbruku, a potem – pod Schwedt - włączyć się w Oder-Neisse-Radweg. Na szczęście skończyli remontować odcinek przy Schwedt, na nieszczęście w remoncie jest teraz kawałek z Friedrichsthal do Gartz i w związku z tym objazd. W międzyczasie wiatr się odwrócił i znów mieliśmy „w mordę”. Moje poranne rachuby wzięły więc w łeb, a biednemu wicher zawsze w twarz. Na pocieszenie mieliśmy ładne widoki.
Ptasi sejmik pod Schwedt:
A tutaj owieczki za Schwedt:
Zachód słońca gdzieś pod Gartz:
Na bulwarze w Gartz:
Do Gartz dotarliśmy jeszcze po widoku, ale już ostatnie 5 km przez las jechaliśmy w ciemnościach. Przezornie zabraliśmy nie tylko oświetlenie roweru, ale i czołówkę, więc bezpiecznie dotarliśmy do Mescherin ok. 20.30. Ubywa już dnia, niestety. Może gdybyśmy nie mieli przygody z dętką i nie robili po drodze skoków w bok, to dojechalibyśmy za dnia, ale nie żałujemy.
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyruszyliśmy z domu dość późno, bo przed 10.00. Punktem startowym był tym razem parking w Mescherin, skąd mostem przejechaliśmy na polską stronę do Gryfina.
Gryfino przywitało nas biciem dzwonów o 11.00, ale my już byliśmy po porannej mszy w Tanowie, więc pojechaliśmy dalej, szukając wjazdu na opisywany szlak nr 3, czyli nową ścieżkę rowerową w kierunku na Banie.
Już za mostem zauważyliśmy dyskretne pomarańczowe tabliczki, chociaż ścieżka zaczyna się właściwie dopiero na południowo-zachodnich granicach Gryfina. Z centrum należy kierować się drogowskazami na miejscowość Linie, a potem na Szczawno:
Odcinek od Gryfina do Borzymia to nówka sztuka – gładziutki, świeżutki asfalcik. Super! Mimo, że inwestycja jest niezbyt rozreklamowana i gdyby nie bikestats, to pewnie bym o niej nie wiedziała, to widocznie poczta pantoflowa funkcjonuje, bo mimo nieoczywistej pogody jeździ tam całkiem sporo osób.
No właśnie w Radiu Szczecin zapowiadano słoneczną i ciepłą niedzielę, a tu od rana chmury, temperatury umiarkowane i pod wiatr. Ale przynajmniej nie pada. Pocieszaliśmy się, że w drodze powrotnej wiatr południowy będzie wiał nam w plecy, a nie w twarz, czyli że będzie lżej.
Od Borzymia do Małego Borzymia jest odcinek szutrowy, a dalej na południe znów asfalt, ale chyba starszy, bo korzenie drzew zdążyły tu i ówdzie wykonać już krecią robotę. Tak jak pisał Marek, brakuje trochę infrastruktury – na całej trasie spotkaliśmy chyba tylko ze dwa MOR-y ( = miejsce obsługi rowerzystów) z altaną i wychodkiem, a map i informacji o okolicy nie ma w ogóle.
Drewniany mostek na Tywie:
W Tywicy przytrafiła się niespodziewana i niekoniecznie fajna przygoda – Darek złapał kapcia. A na dodatek okazało się, że zapasowe dętki mają nie taki wentyl jak trzeba i nie pasują. Darek zaklął szpetnie, bo nie pozostało nam nic innego, tylko przystąpić do realizacji planu B, to znaczy wycięcia łatki z nowej dętki i przyklejenia jej na Superglue. W zanadrzu mieliśmy jeszcze plan C- powrót PKS-em do Gryfina, ale na szczęście nie okazał się konieczny, bo łatka wytrzymała do końca wycieczki.
Tak czy owak zdecydowaliśmy się zajechać do Bań, które ścieżka rowerowa mija nieco bokiem, i zaopatrzyć się w pasującą dętkę (wariant optymistyczny) albo lepsze łatki (wariant realistyczny). Łatki kupiliśmy na stacji benzynowej, a miła pani miała również zapasową dętkę, tak nie do końca w tych wymiarach, co trzeba, ale na wszelki wypadek lepiej mieć taką, niż żadną. Banie okazały się bardzo ładnym miasteczkiem z nieźle zachowaną historyczną zabudową – miasteczko było w posiadaniu Templariuszy, Joannitów, Szwedów, Brandenburczyków i Prus. Spodobała się nam kaplica św. Jerzego (niestety akurat zamknięta) z początku XV wieku:
Średniowieczny kościół parafialny pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych:
Zadbana plaża miejska:
Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” kontraktuje, zaopatruje i skupuje
Z Bań już niedaleko do Baniewic i do winnicy Turnau, prowadzonej przez rodzinę słynnego barda z Krakowa. Ale w niedzielę nieczynna, więc mogliśmy tylko dyskretnie pogapić się przez płot:
Główne uprawy znajdują się w innej części wioski niż budynki winiarni (dawna owczarnia). Pewnie tego słonecznego lata zbiory będą udane, a wino szlachetne. My zanurzyliśmy się w klimaty jakby bardziej jesienne, jadąc ścieżką rowerową do Swobnicy:
W Swobnicy liczne drogowskazy nieomylnie prowadzą do bocznej, brukowanej drogi, wiodącej do głównej atrakcji tej miejscowości, a mianowicie do ruin zamku Joannitów z XIV wieku.To, że zamek jest obecnie ruiną, to „zasługa” niestety polskiej powojennej administracji i braku dobrego gospodarza. Jest jednak jakaś nadzieja, że ten piękny zabytek uda się ocalić od całkowitego zniszczenia - z funduszy ministerialnych udało się odremontować Wieżę Prochową – otwartą dla turystów - i dach dwóch skrzydeł. Na inwestora czekają zamkowe wnętrza, póki co udostępnione do zwiedzania na ryzyko zwiedzających, za jedyne 5 złotych od łebka. Tablica informuje, że obiekt jest w złym stanie technicznym i grozi zawaleniem, ale nie mogliśmy sobie odmówić zajrzenia do środka, zwłaszcza, że konserwatorzy odnowili schody i podłogi na tyle, że budziły zaufanie. Wewnątrz ślady zniszczenia, ale zachowało się trochę zabytkowej sztukaterii, a gdzie nie gdzie resztki posadzki, kominków czy gzymsów. W najlepszym stanie jest Wieża Prochowa, a reszta – aż żal serce ściska. Wokół zamku rozciąga się zdziczały park, atmosfera miejsca jest niesamowita.
Ze Swobnicy skierowaliśmy się na południowy zachód, drogą powiatową do Chojny. W miejscowości Rurka aktualnie jest remont drogi i przepustu przez Rurzycę – samochody nie przejadą, ale piesi i rowerzyści przy odrobinie gimnastyki mogą przeprawić się prowizoryczną kładką:
Za to ruch na drodze powiatowej – niewielki. W Chojnie zatrzymaliśmy się na Orlenie na zapiekankę i hotdoga – na szybko, bo już było po 16.00, a przed nami jeszcze spory kawałek do przejechania. Z drugiej strony nie spodziewaliśmy się atrakcyjnej bazy gastronomicznej po niemieckiej stronie i słusznie.
Brama Świecka w Chojnie:
Dziesięciokilometrowy odcinek drogą krajową nr 31 z Chojny do Krajnika był ruchliwy i mało przyjemny. Dobrze, że niedaleko. Było już późno, więc nie daliśmy się skusić drogowskazom zapraszającym do Doliny Miłości w Zatoni Dolnej. Wbrew pozorom nie jest to przybytek erotyczny (choć branża na pograniczu kwitnie), ale podobno ładny park krajobrazowy. Cóż, może następnym razem.
Most na Odrze między Krajnikiem Dolnym a Schwedt:
Po przekroczeniu granicy na Odrze przynajmniej mogliśmy jechać ścieżką rowerową z polbruku, a potem – pod Schwedt - włączyć się w Oder-Neisse-Radweg. Na szczęście skończyli remontować odcinek przy Schwedt, na nieszczęście w remoncie jest teraz kawałek z Friedrichsthal do Gartz i w związku z tym objazd. W międzyczasie wiatr się odwrócił i znów mieliśmy „w mordę”. Moje poranne rachuby wzięły więc w łeb, a biednemu wicher zawsze w twarz. Na pocieszenie mieliśmy ładne widoki.
Ptasi sejmik pod Schwedt:
A tutaj owieczki za Schwedt:
Zachód słońca gdzieś pod Gartz:
Na bulwarze w Gartz:
Do Gartz dotarliśmy jeszcze po widoku, ale już ostatnie 5 km przez las jechaliśmy w ciemnościach. Przezornie zabraliśmy nie tylko oświetlenie roweru, ale i czołówkę, więc bezpiecznie dotarliśmy do Mescherin ok. 20.30. Ubywa już dnia, niestety. Może gdybyśmy nie mieli przygody z dętką i nie robili po drodze skoków w bok, to dojechalibyśmy za dnia, ale nie żałujemy.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
111.50 km (0.00 km teren), czas: 09:47 h, avg:11.40 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)