- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Alzacja i dolina Renu: Dzień 4 - Riquewihr – Colmar – Eguisheim – Guebwiller
Czwartek, 25 lipca 2019 | dodano: 22.08.2019Kategoria Francja, Alzacja i dolina Renu 2019
Nocleg mieliśmy bez śniadania. Co prawda w apartamentach
była świetnie wyposażona kuchnia, ale co z tego, gdy nie ma co do garnka
włożyć? No to pakujemy się na głodniaka i z całym rynsztunkiem ponownie
zaglądamy na starówkę Riquewihr, gdzie zachwycają nas kolejne detale architektury
(jeleń wymiata!) i w prawdziwie francuskiej pâtisserie spożywamy kolejne
prawdziwie francuskie śniadanko :


Przed nami kolejny, upalny dzień na szlaku. Przy kawie i słodkościach ustalamy dalszą trasę i kierujemy się dalej szlakiem winnym na południe, ale z małym “skokiem w bok” do Colmar. Bo jak tu nie odwiedzić takiej perełki ? A droga wygląda może podobnie, jak i dzień – dwa dni wcześniej, ale jakoś nie mamy dość takich widoków :

Na wjeździe do starówki Colmar taki miły, rowerowy akcent :

Miasteczko jest bardzo turystyczne i tłoczne, a przy głównych atrakcjach przeciskamy się przez różne wycieczki. Ale ślicznie tu :
Katedra

Uliczki starego miasta:


I znów akcent kolarski, pamiątka z niedawnego Tour de France:

W wielu winnicach i miejscowościach można skorzystać z degustacji lokalnego wina. Korzystamy z takiej możliwości właśnie w Colmar. Każdy z nas – za drobną opłatą – dostaje kieliszeczek doskonale schłodzonego, wytrawnego białego wina. Kosztujemy rieslinga, gewürztraminera, muskata i rieslinga grand cru. Wszystkie przepyszne!

I jeszcze widok na Małą Wenecję (La Petite Venise) – nad urokliwymi kanałami, zupełnie tak, jak w tej prawdziwej:


Na wyjeździe z Colmar Darek łapie kolejną gumę. Staje się jasne, że awaria jest poważniejsza, niż zwykłe przebicie dętki i że musimy znów poszukać serwisu rowerowego. Mamy do wyboru – albo cofnąć się do Colmar, albo pojechać do Rouffach – dwadzieścia parę kilometrów dalej. Ponieważ mamy jeszcze jedną zapasową dętkę, postanawiamy zaryzykować i jechać dalej do Rouffach.
Po drodze jeszcze zatrzymujemy się w Eguisheim – kolejnym pocztówkowym miasteczku, znanym jako rodzinna miejscowość papieża Piusa IX, a także przyciągającym turystów niezwykłą, kolistą uliczką po wewnętrznej stronie okrągłych murów miasta.
Rynek w Eguisheim. Na wprost zamek, i kościółek (z bocianim gniazdem – a jakże!), w którym podziwiać można freski, przedstawiające życiorys papieża. Na pierwszym planie pomnik papieża Piusa IX:


I wspomniana, okrągła uliczka:



W Rouffach okazuje się, że sklep i warsztat rowerowy nie istnieją. Lokal zamknięty na cztery spusty – na sprzedaż. No, niewesoło. Ja trochę się denerwuję, ale Darek stwierdza ze stoickim spokojem, że poszukamy serwisu następnego dnia. Tymczasem kolejny dzień z blisko czterdziestostopniowym upałem wyssał z nas resztki sił. Odnajdujemy w Rouffach kąpielisko miejskie z basenem na wolnym powietrzu i z wielką ulgą zanurzamy się w chłodnej wodzie. Co za przyjemność!
O osiemnastej zamykają basen, więc zwijamy się i jedziemy do Guebwiller, gdzie zamierzamy zanocować. Przejeżdżamy centrum wzdłuż i wszerz – nigdzie nie ma tablic z pokojami gościnnymi, dwa hotele zamknięte na głucho. Miasteczko też jakby takie inne w klimacie – trochę zaniedbane i zdecydowanie uboższe niż te, które mijaliśmy do tej pory. Co jest grane? Jedyny czynny hotel to molochowate gmaszysko na obrzeżach starego miasta, z kolarską dekoracją w witrynach:

No dobra, zobaczymy, czy mają tam dla nas jakiś nocleg? Wchodzimy z koleżanką do środka – wystrój jak w ośrodku wczasów pracowniczych z lat 80-tych, a za kontuarem pani wyniośle każe nam poczekać, bo ma pilne rozliczenia do skończenia. No to czekamy …
Łaskawie znajduje nam dwa pokoje za blisko 100 euro od pary (rozbój w biały dzień!). Niespecjalnie mamy wybór, więc się godzimy. Darek wypatrzył, że w mieście tego wieczoru jest festyn z muzyką. Postanawiamy przespacerować się i zjeść coś na kolację. Na jednym ze stoisk pałaszujemy smaczne kiełbaski, a zespół ze sceny tak dobrze gra i jest taka fajna atmosfera, że łapiemy klimat i zostajemy do późna. Taki niespodziewany finał dnia w trochę dziwnym, alzackim miasteczku. Mapka wycieczki.
[cdn.]
Temperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)


Przed nami kolejny, upalny dzień na szlaku. Przy kawie i słodkościach ustalamy dalszą trasę i kierujemy się dalej szlakiem winnym na południe, ale z małym “skokiem w bok” do Colmar. Bo jak tu nie odwiedzić takiej perełki ? A droga wygląda może podobnie, jak i dzień – dwa dni wcześniej, ale jakoś nie mamy dość takich widoków :

Na wjeździe do starówki Colmar taki miły, rowerowy akcent :

Miasteczko jest bardzo turystyczne i tłoczne, a przy głównych atrakcjach przeciskamy się przez różne wycieczki. Ale ślicznie tu :
Katedra

Uliczki starego miasta:


I znów akcent kolarski, pamiątka z niedawnego Tour de France:

W wielu winnicach i miejscowościach można skorzystać z degustacji lokalnego wina. Korzystamy z takiej możliwości właśnie w Colmar. Każdy z nas – za drobną opłatą – dostaje kieliszeczek doskonale schłodzonego, wytrawnego białego wina. Kosztujemy rieslinga, gewürztraminera, muskata i rieslinga grand cru. Wszystkie przepyszne!

I jeszcze widok na Małą Wenecję (La Petite Venise) – nad urokliwymi kanałami, zupełnie tak, jak w tej prawdziwej:


Na wyjeździe z Colmar Darek łapie kolejną gumę. Staje się jasne, że awaria jest poważniejsza, niż zwykłe przebicie dętki i że musimy znów poszukać serwisu rowerowego. Mamy do wyboru – albo cofnąć się do Colmar, albo pojechać do Rouffach – dwadzieścia parę kilometrów dalej. Ponieważ mamy jeszcze jedną zapasową dętkę, postanawiamy zaryzykować i jechać dalej do Rouffach.
Po drodze jeszcze zatrzymujemy się w Eguisheim – kolejnym pocztówkowym miasteczku, znanym jako rodzinna miejscowość papieża Piusa IX, a także przyciągającym turystów niezwykłą, kolistą uliczką po wewnętrznej stronie okrągłych murów miasta.
Rynek w Eguisheim. Na wprost zamek, i kościółek (z bocianim gniazdem – a jakże!), w którym podziwiać można freski, przedstawiające życiorys papieża. Na pierwszym planie pomnik papieża Piusa IX:


I wspomniana, okrągła uliczka:



W Rouffach okazuje się, że sklep i warsztat rowerowy nie istnieją. Lokal zamknięty na cztery spusty – na sprzedaż. No, niewesoło. Ja trochę się denerwuję, ale Darek stwierdza ze stoickim spokojem, że poszukamy serwisu następnego dnia. Tymczasem kolejny dzień z blisko czterdziestostopniowym upałem wyssał z nas resztki sił. Odnajdujemy w Rouffach kąpielisko miejskie z basenem na wolnym powietrzu i z wielką ulgą zanurzamy się w chłodnej wodzie. Co za przyjemność!
O osiemnastej zamykają basen, więc zwijamy się i jedziemy do Guebwiller, gdzie zamierzamy zanocować. Przejeżdżamy centrum wzdłuż i wszerz – nigdzie nie ma tablic z pokojami gościnnymi, dwa hotele zamknięte na głucho. Miasteczko też jakby takie inne w klimacie – trochę zaniedbane i zdecydowanie uboższe niż te, które mijaliśmy do tej pory. Co jest grane? Jedyny czynny hotel to molochowate gmaszysko na obrzeżach starego miasta, z kolarską dekoracją w witrynach:

No dobra, zobaczymy, czy mają tam dla nas jakiś nocleg? Wchodzimy z koleżanką do środka – wystrój jak w ośrodku wczasów pracowniczych z lat 80-tych, a za kontuarem pani wyniośle każe nam poczekać, bo ma pilne rozliczenia do skończenia. No to czekamy …
Łaskawie znajduje nam dwa pokoje za blisko 100 euro od pary (rozbój w biały dzień!). Niespecjalnie mamy wybór, więc się godzimy. Darek wypatrzył, że w mieście tego wieczoru jest festyn z muzyką. Postanawiamy przespacerować się i zjeść coś na kolację. Na jednym ze stoisk pałaszujemy smaczne kiełbaski, a zespół ze sceny tak dobrze gra i jest taka fajna atmosfera, że łapiemy klimat i zostajemy do późna. Taki niespodziewany finał dnia w trochę dziwnym, alzackim miasteczku. Mapka wycieczki.
[cdn.]
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
68.57 km (0.00 km teren), czas: 07:10 h, avg:9.57 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Alzacja i dolina Renu: Dzień 3 – Barr – Dambach-la-Ville – Kintzheim – Ribeauville – Riquewihr
Środa, 24 lipca 2019 | dodano: 21.08.2019Kategoria Francja, Alzacja i dolina Renu 2019
Tego dnia przejechaliśmy zaledwie 54 km, ale za to usmażeni
na skwarki, razem z rowerami. Mapa wycieczki.
Zamówiliśmy u naszych gospodarzy śniadanie na godzinę 7.00, aby możliwie w pełni wykorzystać poranne i przedpołudniowe godziny do jazdy. Posileni bagietkami z pyszną, domową marmoladą, croissantami i domowym ciastem oraz wzmocnieni dobrą kawą zrobiliśmy rano jeszcze rundkę po renesansowej starówce Barr i zakupy spożywcze na drogę w tamtejszym markecie:


Kilka kilometrów dalej, w spokojnej i cichej wiosce Mittelbergheim, natknęliśmy się nieopodal kościółka na tablicę informacyjną, że można tam zobaczyć zabytkową wytłaczarnię oliwy z XVIII w. – wstęp wolny.
Wytłaczarnia mieściła się w zachęcającym podwórzu, a rolę przewodnika wziął na siebie uroczy kotek.



Kolejny przystanek, to miasteczko Andlau, no bo jak znów nie sfotografować takich uroczych kamieniczek?

Wiem, wiem – to się zaczyna robić nudne. Wszędzie kolorowe domki z muru pruskiego i lazurowe niebo. Ale w Andlau przy placu targowym ciekawostką jest potężna sekwoja (o ile dobrze rozpoznałam), górująca dostojnie nad kramikami, na których okoliczni rolnicy i rzemieślnicy sprzedają swoje wytwory. Może uda się zaczerpnąć od niej trochę mocy na dalsze kilometry podróży?

Humory dopisują, a droga za Andlau wiedzie przez malownicze wzgórza wśród winnic:


Zaczynają nas mijać grupy pielgrzymki rowerowej – siostry i księża w habitach na rowerze i bardzo dużo młodzieży. Dziwne, bo jadą z plecakami, a nie z sakwami. W tym pioruńskim upale, to nie lada wyzwanie! Grup było bardzo dużo – tak na oko, to cała pielgrzymka mogła liczyć ponad dwieście osób, albo i więcej. Ciekawe, dokąd jechali? Może do Hohenburga, na górę świętej Otylii, patronki Alzacji?

Wrażenia z naszej wyprawy przeczą opinii, jakoby Francja była bardzo zlaicyzowanym krajem – w klasztorach mieszkają zakonnice i zakonnicy, kościoły są uczęszczane, a przy wielu winnicach są postawione krzyże, takie jak na przykład ten:

Następna miejscowość to Dambach-la-Villé. Byliśmy już tutaj trzy lata temu autem, ale jak tu się nie zachwycić znów …
Brama miejska, z bocianim gniazdem na czubku:

I kolejny targ z lokalnymi smakowitościami:

Takie tam …

Wyjeżdżając z miasteczka znajdujemy drogowskaz do kaplicy św. Sebastiana z XIII w. Wiedzie tam stroma asfaltówka – dobrze, że to tylko kilkaset metrów, bo słońce praży niemiłosiernie. W nagrodę mamy takie widoki i ochłodę w uroczym, średniowiecznym kościółku:



Nasz szlak częściowo pokrywa się z trasą Tour de France, który przejeżdżał przez Alzację kilkanaście dni wcześniej. Wciąż przypominają o tym dekoracje, jak na przykład ta w Châtenois:

Planujemy również zwiedzić po drodze sławny zamek Château du Haut-Kœnigsbourg na skalistym wzgórzu, na który kolarze mieli morderczy podjazd. Aż tacy ambitni nie jesteśmy – w biurze informacji turystycznej w Kintzheim dowiadujemy się, że możemy zostawić rowery przy biurze i dostać się na górę autobusem, który kursuje co godzinę. Jeden nam właśnie uciekł, ale postanawiamy poczekać na następny. W międzyczasie Darek ma nieprzyjemną przygodę – w jego rowerze, który stał chwilę w słońcu, tak nagrzała się dętka, że aż strzeliła w trakcie jazdy z wielkim hukiem, uszkadzając – jak się później okazało – oponę. A gorąco jest koszmarnie …

Chyba przez ten skwar nie do końca doczytaliśmy informacje na przystanku i … usiedliśmy na tym w złą stronę. Kolejny autobus odjechał bez nas …
No trudno, nie mieliśmy już zdrowia siedzieć dłużej w Kintzheim, więc radzi – nieradzi ruszamy dalej, z zamiarem znalezienia jakiegoś nieco chłodniejszego miejsca, aby gdzieś przeczekać najgorętsze, popołudniowe godziny. W następnym miasteczku znajdujemy park z cienistymi drzewami i zielonym trawniczkiem przy fontannie. Rozkładamy „obóz” i odpoczywamy dwie godzinki.
Po 17.00 zbieramy się, chcąc przejechać tego dnia jeszcze trochę kilometrów. Jest pięknie, a w oddali widać zamek, na który nie dotarliśmy:

Ribeauville. Tu również byliśmy trzy lata temu i bardzo się nam podobało. Odnajdujemy znajome i nieznajome kąty – jak choćby kolejny kącik czytelniczy:



Robi się już trochę późno, a my chcemy dotrzeć do Riquewihr. Na mapie nie jest to daleko – sęk w tym, że droga zbliża się do gór. Nie – ona jest w górach! Na koniec więc dostajemy niezły wycisk i nawet częściowo pchamy obładowane rowery, bo upał całkiem nas wykończył. Ale krajobrazy – fantastyczne!


W Riquewihr znajdujemy nocleg – dwa „wypasione” studia w willi na osiedlu domków jednorodzinnych, niedaleko starego miasta. Bierzemy szybki prysznic i idziemy na kolację oraz wieczorny spacer po urokliwym Riquewihr. Flammkuchen (rodzaj tarty na cienkim cieście z boczkiem, cebulką, kwaśną śmietaną) – typowe danie kuchni alzackiej – smakuje wyśmienicie, a spacer jest magiczny:

Przy murach miejskich nieco frywolny pomnik amazonki w samej króciutkiej koszulce …



Kunsztowne szyldy rzemieślników różnej maści:

Kolejny akcent kolarski:

I wieczór w Riquewihr:

[cdn.]
Temperatura:40.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zamówiliśmy u naszych gospodarzy śniadanie na godzinę 7.00, aby możliwie w pełni wykorzystać poranne i przedpołudniowe godziny do jazdy. Posileni bagietkami z pyszną, domową marmoladą, croissantami i domowym ciastem oraz wzmocnieni dobrą kawą zrobiliśmy rano jeszcze rundkę po renesansowej starówce Barr i zakupy spożywcze na drogę w tamtejszym markecie:


Kilka kilometrów dalej, w spokojnej i cichej wiosce Mittelbergheim, natknęliśmy się nieopodal kościółka na tablicę informacyjną, że można tam zobaczyć zabytkową wytłaczarnię oliwy z XVIII w. – wstęp wolny.
Wytłaczarnia mieściła się w zachęcającym podwórzu, a rolę przewodnika wziął na siebie uroczy kotek.



Kolejny przystanek, to miasteczko Andlau, no bo jak znów nie sfotografować takich uroczych kamieniczek?

Wiem, wiem – to się zaczyna robić nudne. Wszędzie kolorowe domki z muru pruskiego i lazurowe niebo. Ale w Andlau przy placu targowym ciekawostką jest potężna sekwoja (o ile dobrze rozpoznałam), górująca dostojnie nad kramikami, na których okoliczni rolnicy i rzemieślnicy sprzedają swoje wytwory. Może uda się zaczerpnąć od niej trochę mocy na dalsze kilometry podróży?

Humory dopisują, a droga za Andlau wiedzie przez malownicze wzgórza wśród winnic:


Zaczynają nas mijać grupy pielgrzymki rowerowej – siostry i księża w habitach na rowerze i bardzo dużo młodzieży. Dziwne, bo jadą z plecakami, a nie z sakwami. W tym pioruńskim upale, to nie lada wyzwanie! Grup było bardzo dużo – tak na oko, to cała pielgrzymka mogła liczyć ponad dwieście osób, albo i więcej. Ciekawe, dokąd jechali? Może do Hohenburga, na górę świętej Otylii, patronki Alzacji?

Wrażenia z naszej wyprawy przeczą opinii, jakoby Francja była bardzo zlaicyzowanym krajem – w klasztorach mieszkają zakonnice i zakonnicy, kościoły są uczęszczane, a przy wielu winnicach są postawione krzyże, takie jak na przykład ten:

Następna miejscowość to Dambach-la-Villé. Byliśmy już tutaj trzy lata temu autem, ale jak tu się nie zachwycić znów …
Brama miejska, z bocianim gniazdem na czubku:

I kolejny targ z lokalnymi smakowitościami:

Takie tam …

Wyjeżdżając z miasteczka znajdujemy drogowskaz do kaplicy św. Sebastiana z XIII w. Wiedzie tam stroma asfaltówka – dobrze, że to tylko kilkaset metrów, bo słońce praży niemiłosiernie. W nagrodę mamy takie widoki i ochłodę w uroczym, średniowiecznym kościółku:



Nasz szlak częściowo pokrywa się z trasą Tour de France, który przejeżdżał przez Alzację kilkanaście dni wcześniej. Wciąż przypominają o tym dekoracje, jak na przykład ta w Châtenois:

Planujemy również zwiedzić po drodze sławny zamek Château du Haut-Kœnigsbourg na skalistym wzgórzu, na który kolarze mieli morderczy podjazd. Aż tacy ambitni nie jesteśmy – w biurze informacji turystycznej w Kintzheim dowiadujemy się, że możemy zostawić rowery przy biurze i dostać się na górę autobusem, który kursuje co godzinę. Jeden nam właśnie uciekł, ale postanawiamy poczekać na następny. W międzyczasie Darek ma nieprzyjemną przygodę – w jego rowerze, który stał chwilę w słońcu, tak nagrzała się dętka, że aż strzeliła w trakcie jazdy z wielkim hukiem, uszkadzając – jak się później okazało – oponę. A gorąco jest koszmarnie …

Chyba przez ten skwar nie do końca doczytaliśmy informacje na przystanku i … usiedliśmy na tym w złą stronę. Kolejny autobus odjechał bez nas …
No trudno, nie mieliśmy już zdrowia siedzieć dłużej w Kintzheim, więc radzi – nieradzi ruszamy dalej, z zamiarem znalezienia jakiegoś nieco chłodniejszego miejsca, aby gdzieś przeczekać najgorętsze, popołudniowe godziny. W następnym miasteczku znajdujemy park z cienistymi drzewami i zielonym trawniczkiem przy fontannie. Rozkładamy „obóz” i odpoczywamy dwie godzinki.
Po 17.00 zbieramy się, chcąc przejechać tego dnia jeszcze trochę kilometrów. Jest pięknie, a w oddali widać zamek, na który nie dotarliśmy:

Ribeauville. Tu również byliśmy trzy lata temu i bardzo się nam podobało. Odnajdujemy znajome i nieznajome kąty – jak choćby kolejny kącik czytelniczy:



Robi się już trochę późno, a my chcemy dotrzeć do Riquewihr. Na mapie nie jest to daleko – sęk w tym, że droga zbliża się do gór. Nie – ona jest w górach! Na koniec więc dostajemy niezły wycisk i nawet częściowo pchamy obładowane rowery, bo upał całkiem nas wykończył. Ale krajobrazy – fantastyczne!


W Riquewihr znajdujemy nocleg – dwa „wypasione” studia w willi na osiedlu domków jednorodzinnych, niedaleko starego miasta. Bierzemy szybki prysznic i idziemy na kolację oraz wieczorny spacer po urokliwym Riquewihr. Flammkuchen (rodzaj tarty na cienkim cieście z boczkiem, cebulką, kwaśną śmietaną) – typowe danie kuchni alzackiej – smakuje wyśmienicie, a spacer jest magiczny:

Przy murach miejskich nieco frywolny pomnik amazonki w samej króciutkiej koszulce …



Kunsztowne szyldy rzemieślników różnej maści:

Kolejny akcent kolarski:

I wieczór w Riquewihr:

[cdn.]
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
54.00 km (0.00 km teren), czas: 05:55 h, avg:9.13 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:40.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Alzacja i dolina Renu: Dzień 2 – Saverne-Molsheim-Obernai-Barr
Wtorek, 23 lipca 2019 | dodano: 15.08.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja
Pierwsze górki na obrzeżach Saverne wykazały dobitnie, że
przednia przerzutka, która dzień wcześniej kiepsko działała, zdecydowanie
odmówiła dalszej współpracy. A jak tu jechać bez przerzutki, gdy w perspektywie
następne 900 m przewyższeń?
Nad kanałem w Saverne:

Odszukaliśmy warsztat rowerowy w bardzo podejrzanym podwórku, na tyłach sklepu rowerowego w Saverne, do którego po chwili zszedł serwisant – ze 120 kilo żywej wagi. Uff! Pogrzebał, pogrzebał – stwierdził, że są luzy na suporcie i dlatego przerzutka nie wskakuje. No i chyba faktycznie były, bo interwencja pomogła na tyle, że mogłam potem bez przeszkód kontynuować podróż moim nieco leciwym Giantem.

Wyjeżdżamy z Saverne w bardzo sielankowy krajobraz:

Kilka kilometrów dalej mieści się miasteczko Marmoutier, z romańskim opactwem z XII wieku. Kościół robi naprawdę wrażenie z daleka, z bliska i w środku!


Jest i pierwsza winnica – takie widoki będą nam towarzyszyć przez najbliższe dni:

Każdy kolejny dzień był bardziej upalny, niż poprzedni – we wtorek, 23 lipca, termometr wskazywał 36 stopni! W najgorętszej porze dojechaliśmy do Molsheim – miasteczka znanego głównie z tego, że mieści się tam fabryka Bugatti. Jest tam też niewielkie muzeum fundacji Bugatti – niestety nieczynne we wtorki, a i tak stare modele Bugatti podziwiać można raczej w muzeum motoryzacyjnym w Miluzie niż w Molsheim – jak powiedziała nam pani w informacji turystycznej.
Pozostał nam więc rzut oka na starówkę:


Kupiliśmy sobie coś na lunch, który zjedliśmy w cieniu miejskich murów, a następnie poszukaliśmy ochłody, mocząc nogi w rzece.

Nieopodal sfotografowałam jedno z licznych gniazd bocianich - bocian jest symbolem Alzacji, jest tam tych ptaków bardzo wiele - czasem nawet kilka gniazd w bliskim sąsiedztwie. Tak więc ich charakterystyczny klekot często nam towarzyszył na szlaku.

Molsheim jest również jedną z pierwszych miejscowości na Alzackim Szlaku Winnym (La Route des Vins). Szlak o długości blisko 135 km prowadzi z Marlenheim do Thann przez wzgórza z winnicami i malownicze miejscowości. Jest trasa samochodowa i szlak rowerowy - wytyczony bocznymi drogami. Zjechaliśmy go prawie w całości.
Po 17.00, gdy upał troszeczkę zelżał, ruszyliśmy dalej, a następnym odwiedzanym miasteczkiem było Obernai. W Obernai jest piękna katedra, w której odbywała się próba koncertu organowego, i kolejna „pocztówkowa” starówka, na której zjedliśmy pyszne lody.


A tak wygląda Szlak Winny pod wieczór, z Wogezami Południowymi w tle:


Nieśpiesznie przejeżdżamy przez kolejne wioski.Kiczowate do potęgi domki jakoś nie rażą w tej bajkowej scenerii, a wręcz nas rozczulają:


Wieczorem docieramy do miasteczka Barr, gdzie jemy pyszną pizzę na kolację i szukamy noclegu. Znajdujemy dwa pokoje gościnne na obrzeżach starówki,u bardzo sympatycznego małżeństwa emerytów. Wystrój pokoików i łazienki – jak z lat 60-tych, ale jest czysto i schludnie. Umawiamy się z gospodarzami na śniadanie następnego dnia o siódmej rano i kończymy miło dzień z przyjaciółmi przy świecach i butelce alzackiego białego wina w ogrodzie.
Mapka wycieczki.
Temperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad kanałem w Saverne:

Odszukaliśmy warsztat rowerowy w bardzo podejrzanym podwórku, na tyłach sklepu rowerowego w Saverne, do którego po chwili zszedł serwisant – ze 120 kilo żywej wagi. Uff! Pogrzebał, pogrzebał – stwierdził, że są luzy na suporcie i dlatego przerzutka nie wskakuje. No i chyba faktycznie były, bo interwencja pomogła na tyle, że mogłam potem bez przeszkód kontynuować podróż moim nieco leciwym Giantem.

Wyjeżdżamy z Saverne w bardzo sielankowy krajobraz:

Kilka kilometrów dalej mieści się miasteczko Marmoutier, z romańskim opactwem z XII wieku. Kościół robi naprawdę wrażenie z daleka, z bliska i w środku!


Jest i pierwsza winnica – takie widoki będą nam towarzyszyć przez najbliższe dni:

Każdy kolejny dzień był bardziej upalny, niż poprzedni – we wtorek, 23 lipca, termometr wskazywał 36 stopni! W najgorętszej porze dojechaliśmy do Molsheim – miasteczka znanego głównie z tego, że mieści się tam fabryka Bugatti. Jest tam też niewielkie muzeum fundacji Bugatti – niestety nieczynne we wtorki, a i tak stare modele Bugatti podziwiać można raczej w muzeum motoryzacyjnym w Miluzie niż w Molsheim – jak powiedziała nam pani w informacji turystycznej.
Pozostał nam więc rzut oka na starówkę:


Kupiliśmy sobie coś na lunch, który zjedliśmy w cieniu miejskich murów, a następnie poszukaliśmy ochłody, mocząc nogi w rzece.

Nieopodal sfotografowałam jedno z licznych gniazd bocianich - bocian jest symbolem Alzacji, jest tam tych ptaków bardzo wiele - czasem nawet kilka gniazd w bliskim sąsiedztwie. Tak więc ich charakterystyczny klekot często nam towarzyszył na szlaku.

Molsheim jest również jedną z pierwszych miejscowości na Alzackim Szlaku Winnym (La Route des Vins). Szlak o długości blisko 135 km prowadzi z Marlenheim do Thann przez wzgórza z winnicami i malownicze miejscowości. Jest trasa samochodowa i szlak rowerowy - wytyczony bocznymi drogami. Zjechaliśmy go prawie w całości.
Po 17.00, gdy upał troszeczkę zelżał, ruszyliśmy dalej, a następnym odwiedzanym miasteczkiem było Obernai. W Obernai jest piękna katedra, w której odbywała się próba koncertu organowego, i kolejna „pocztówkowa” starówka, na której zjedliśmy pyszne lody.


A tak wygląda Szlak Winny pod wieczór, z Wogezami Południowymi w tle:


Nieśpiesznie przejeżdżamy przez kolejne wioski.Kiczowate do potęgi domki jakoś nie rażą w tej bajkowej scenerii, a wręcz nas rozczulają:


Wieczorem docieramy do miasteczka Barr, gdzie jemy pyszną pizzę na kolację i szukamy noclegu. Znajdujemy dwa pokoje gościnne na obrzeżach starówki,u bardzo sympatycznego małżeństwa emerytów. Wystrój pokoików i łazienki – jak z lat 60-tych, ale jest czysto i schludnie. Umawiamy się z gospodarzami na śniadanie następnego dnia o siódmej rano i kończymy miło dzień z przyjaciółmi przy świecach i butelce alzackiego białego wina w ogrodzie.
Mapka wycieczki.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
67.20 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Alzacja i dolina Renu: Dzień 1 – Windstein-Reichshoffen-Ingwiller-Saverne
Poniedziałek, 22 lipca 2019 | dodano: 09.08.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja
Generalnie w planie całej wycieczki mieliśmy przejechanie przez pętli mniej więcej po trasach szlaków rowerowych „Od Wogezów
Północnych do Szlaku Winnego”, następnie Alzackim Szlakiem Winnym, który to
pokrywa się w znacznej części z fragmentem długodystansowego szlaku EuroVelo 5,
a powrót doliną Renu – gdzie również wytyczono transeuropejski szlak – EuroVelo
15.
Po pysznym śniadaniu w pensjonacie dopakowaliśmy ostatnie drobiazgi do sakw i – obładowani – wyruszyliśmy w trasę. Pierwszy dzień wyprawy już był dniem prawdy, bo co prawda pokonaliśmy dystans tylko mniej więcej 70 km, ale za to ok. 1000 m przewyższenia i to w porządnym upale, gdyż temperatura dochodziła do +33 stopni, a w następnych dniach miało być jeszcze goręcej.

Dopóki szlak prowadził przez zalesione tereny, upał nie dokuczał tak bardzo, a trudy pokonywania kolejnych przewyższeń rekompensowały nam piękne widoki i urocze miasteczka, które mijaliśmy po drodze. Alzacja to region na styku kultur, gdzie mieszają się wpływy niemieckie, francuskie, a na południu – szwajcarskie, co ma swoje odzwierciedlenie między innymi w architekturze, języku i … kuchni. Region jest dwujęzyczny – na przykład niektóre miasteczka mają nazwy niemieckie, a inne są hybrydami nazw niemieckich i francuskich. Na ogół nie ma też problemów z porozumieniem się z mieszkańcami po niemiecku, co bardzo się nam przydawało w różnych sytuacjach.
Tradycyjna architektura alzacka to urokliwe miasteczka z muru pruskiego, a domy zwykle wręcz toną w kwiatach.
Reichshoffen:


Po minięciu uzdrowiskowej miejscowości Niederbronn-les-Bains – pierwszy poważny podjazd do wyżej położonego Oberbronn, w którym znajduje się ładny klasztor żeński. W przyklasztornych ogrodach zjedliśmy sobie drugie śniadanie, a odpoczynek umilały nam śpiewy chóru kościelnego, dobiegające z pobliskich budowli.
Oberbronn:

I następne urocze miasteczko – Ingwiller, przez które przejeżdżamy już w południowym skwarze, chłodząc się nieco przy miejskiej studni:


Droga prowadzi wzgórzami przez malownicze miejscowości i tereny rolnicze oraz lasy, które dają trochę cienia:


Po południu decydujemy się odbić nieco od szlaku i pojechać drogą rowerową poprowadzoną trasą dawnej kolejki wąskotorowej. Jest co prawda trochę bardziej monotonnie, ale za to płasko i mamy więcej cienia, a jesteśmy już nieco zmęczeni podjazdami i upałem. Dość często zdarzało się nam spotykać takie zakątki, w których można usiąść i poczytać sobie książkę. Jak na Alzację przystało – niektóre książki są po niemiecku, inne po francusku.

Fajny pomysł, a podobne miejsca są też i niedaleko Szczecina, na przykład Buchhaltestelle w Lebehn. Docieramy do kanału Marna-Ren, wzdłuż którego prowadzi droga rowerowa do Saverne, gdzie chcemy dojechać tego dnia. Nad wodą jest przyjemnie, mijamy kolejne śluzy …

… aż Darek wypatruje kilka kilometrów przed Saverne sympatyczny hotel – z obszernym przeszklonym basenem, prawie nad samym kanałem. Orzeźwiająca kąpiel w basenie po całym dniu pedałowania – to jest to! Meldujemy się więc w hotelu na nocleg, a po kąpieli – już bez ciężkich sakw – ruszamy na wieczorne zwiedzanie Saverne:
Romański kościół Notre Dame de la Nativité

i uliczki starówki:

Zamek Rohan

My nad kanałem

I pomnik jednorożca – symbolu miasta:


Mapka1 i Mapka 2
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po pysznym śniadaniu w pensjonacie dopakowaliśmy ostatnie drobiazgi do sakw i – obładowani – wyruszyliśmy w trasę. Pierwszy dzień wyprawy już był dniem prawdy, bo co prawda pokonaliśmy dystans tylko mniej więcej 70 km, ale za to ok. 1000 m przewyższenia i to w porządnym upale, gdyż temperatura dochodziła do +33 stopni, a w następnych dniach miało być jeszcze goręcej.

Dopóki szlak prowadził przez zalesione tereny, upał nie dokuczał tak bardzo, a trudy pokonywania kolejnych przewyższeń rekompensowały nam piękne widoki i urocze miasteczka, które mijaliśmy po drodze. Alzacja to region na styku kultur, gdzie mieszają się wpływy niemieckie, francuskie, a na południu – szwajcarskie, co ma swoje odzwierciedlenie między innymi w architekturze, języku i … kuchni. Region jest dwujęzyczny – na przykład niektóre miasteczka mają nazwy niemieckie, a inne są hybrydami nazw niemieckich i francuskich. Na ogół nie ma też problemów z porozumieniem się z mieszkańcami po niemiecku, co bardzo się nam przydawało w różnych sytuacjach.
Tradycyjna architektura alzacka to urokliwe miasteczka z muru pruskiego, a domy zwykle wręcz toną w kwiatach.
Reichshoffen:


Po minięciu uzdrowiskowej miejscowości Niederbronn-les-Bains – pierwszy poważny podjazd do wyżej położonego Oberbronn, w którym znajduje się ładny klasztor żeński. W przyklasztornych ogrodach zjedliśmy sobie drugie śniadanie, a odpoczynek umilały nam śpiewy chóru kościelnego, dobiegające z pobliskich budowli.
Oberbronn:

I następne urocze miasteczko – Ingwiller, przez które przejeżdżamy już w południowym skwarze, chłodząc się nieco przy miejskiej studni:


Droga prowadzi wzgórzami przez malownicze miejscowości i tereny rolnicze oraz lasy, które dają trochę cienia:


Po południu decydujemy się odbić nieco od szlaku i pojechać drogą rowerową poprowadzoną trasą dawnej kolejki wąskotorowej. Jest co prawda trochę bardziej monotonnie, ale za to płasko i mamy więcej cienia, a jesteśmy już nieco zmęczeni podjazdami i upałem. Dość często zdarzało się nam spotykać takie zakątki, w których można usiąść i poczytać sobie książkę. Jak na Alzację przystało – niektóre książki są po niemiecku, inne po francusku.

Fajny pomysł, a podobne miejsca są też i niedaleko Szczecina, na przykład Buchhaltestelle w Lebehn. Docieramy do kanału Marna-Ren, wzdłuż którego prowadzi droga rowerowa do Saverne, gdzie chcemy dojechać tego dnia. Nad wodą jest przyjemnie, mijamy kolejne śluzy …

… aż Darek wypatruje kilka kilometrów przed Saverne sympatyczny hotel – z obszernym przeszklonym basenem, prawie nad samym kanałem. Orzeźwiająca kąpiel w basenie po całym dniu pedałowania – to jest to! Meldujemy się więc w hotelu na nocleg, a po kąpieli – już bez ciężkich sakw – ruszamy na wieczorne zwiedzanie Saverne:
Romański kościół Notre Dame de la Nativité

i uliczki starówki:

Zamek Rohan

My nad kanałem

I pomnik jednorożca – symbolu miasta:


Mapka1 i Mapka 2
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
70.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Alzacja i dolina Renu: Dzień 1 - Windstein
Niedziela, 21 lipca 2019 | dodano: 02.08.2019Kategoria Alzacja i dolina Renu 2019, Francja
Dlaczego Alzacja? Byliśmy z Darkiem przejazdem trzy lata
temu w Strasburgu i kilku miejscowościach na szlaku winnym – bardzo się nam tam
spodobało i stwierdziliśmy, że warto byłoby przyjechać w te okolice na dłużej. A że
najlepiej takie miejsca smakować nieśpiesznie, to spakowaliśmy sakwy
rowerowe i wraz z zaprzyjaźnioną parą z
Krakowa wybraliśmy się na dziesięciodniowe Tour d’Alsace. Na miejsce
dojechaliśmy w niedzielę pod wieczór samochodami, z rowerami na bagażniku.
Nocowaliśmy w pierwszą i ostatnią noc w niedużym pensjonacie w wiosce Windstein, malowniczo położonej w
Wogezach Północnych u stóp dwóch średniowiecznych zamków i piaskowcowych skał.
Po obfitej kolacji wybraliśmy się więc jeszcze na krótki spacer do starszego
zamku, z którego roztacza się piękna panorama na okolicę.
Nasz pensjonat:

W drodze do zamku:


Zamek miał chyba charakter obronny i bardzo dobrze wykorzystywał walory położenia na skale. Do czasów współczesnych przetrwały tylko ruiny, ale jakże klimatyczne!



I piękne widoki z góry:


Wieczór w Windstein:

[cdn.]
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nasz pensjonat:

W drodze do zamku:


Zamek miał chyba charakter obronny i bardzo dobrze wykorzystywał walory położenia na skale. Do czasów współczesnych przetrwały tylko ruiny, ale jakże klimatyczne!



I piękne widoki z góry:


Wieczór w Windstein:

[cdn.]
Rower:
Dane wycieczki:
3.50 km (0.00 km teren), czas: h, avg:0:00 km/h,
prędkość maks: km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Szosą do Gegensee
Sobota, 20 lipca 2019 | dodano: 20.07.2019Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze
Po południu pożyczyłam od Darka szosówkę na mały wypad za miedzę. Pojechałam do Dobieszczyna i dalej przez Hintersee do Gegensee, gdzie "stuknęło" mi 25 km, więc postanowiłam zawrócić, bo to w zasadzie pierwszy wypad bez towarzystwa Darka i nie chciałam bardzo oddalać się od domu. Prawdziwie ciepły, letni dzień i południowy wiatr, więc najpierw przyjemnie jechało się z wiatrem, ale powrót już raczej był pod wiatr. Do tego sportowa geometria i nieco przyduży rozmiar ramy trochę zmęczyły mój kręgosłup. Nawet na chwilę się zatrzymałam i położyłam na trawie przy drodze, żeby się rozprostować, ale za długo nie poleżałam, bo zatrzymywali się kierowcy, żeby zapytać, czy nic się nie stało. Więc stwierdziłam, że nie będę straszyć ludzi. Mapka wycieczki
Na postoju w Gegensee, przy przystanku autobusowym:


Jutro wyjeżdżamy na urlop - mamy zamiar pojeździć rowerami po Alzacji, a relację napiszę po powrocie.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na postoju w Gegensee, przy przystanku autobusowym:


Jutro wyjeżdżamy na urlop - mamy zamiar pojeździć rowerami po Alzacji, a relację napiszę po powrocie.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
50.90 km (0.00 km teren), czas: 02:06 h, avg:24.24 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
komunikacyjnie
Czwartek, 18 lipca 2019 | dodano: 20.07.2019
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
2.75 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Miło znowu wsiąść na rower
Środa, 17 lipca 2019 | dodano: 17.07.2019Kategoria koło domu
W ostatnim tygodniu splot różnych wydarzeń służbowo-zdrowotnych uniemożliwił mi wycieczki rowerowe, ale mam nadzieję, że teraz będzie lepiej ;-). Dzisiaj jazda transportowa - do Szczecina. Najpierw do NFZ, a potem rundka po sklepach rowerowych, Rossmann i zakupy spożywcze. Mapka.
A ponieważ jechałam przez Park Kasprowicza, to fotka Teatru Letniego. Powrót przez ul. Taczaka i Krzekowo, więc już nie było tak ładnie i nie chciało mi się robić zdjęć.

Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
A ponieważ jechałam przez Park Kasprowicza, to fotka Teatru Letniego. Powrót przez ul. Taczaka i Krzekowo, więc już nie było tak ładnie i nie chciało mi się robić zdjęć.

Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
40.20 km (0.00 km teren), czas: 02:44 h, avg:14.71 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Niedzielna pętla przez Rzędziny
Niedziela, 7 lipca 2019 | dodano: 08.07.2019Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Bardzo chłodna, pochmurna i wietrzna pogoda w niedzielę sprawiła, że nie miałam ochoty na długie wycieczki i skończyło się na rundce dookoła komina, choć z pewnym aspektem poznawczym.
Początkowo planowałam przejechać się do Rieth, ale silny północny wiatr, który bardzo utrudniał mi jazdę drogą wojewódzką w stronę Dobieszczyna, sprawił, że zweryfikowałam początkowe plany. Dojechawszy do Dobieszczyna skręciłam w lewo, w drogę w kierunku na Stolec:

Na strzelnicy w Dobieszczynie dzisiaj ćwiczyli jacyś amatorzy broni palnej

Ja pojechałam asfaltem do Stolca i z przykrością stwierdziłam, że wciąż nic nie dzieje się z tamtejszym pałacem, a zabytkowa, piękna brama wjazdowa żałośnie wygląda zastawiona paletami.

Spontanicznie odbiłam w boczną drogę do Rzędzin, której właściwie nie znałam. Pomyślałam sobie, że poszukam śladów dawnego majątku ziemskiego, w którym mieszkała kiedyś pisarka Elisabeth von Arnim.
Budynek, który początkowo brałam za pałac, okazał się być ruiną dawnej gorzelni.

Sam pałac natomiast ponoć nie ocalał, a jedynie budynki gospodarcze - w różnym stanie - oraz ładny park przy drodze na Łęgi. A w środku gorzelni jeszcze gorsza ruina i nieco intrygujący napis na ścianie


Podobała mi się również kasztanowa aleja wiodąca do posiadłości ziemskiej.

Niedaleko gorzelni mieści się osobliwy skansen z bramą wjazdową, zrobioną ze starych bunkrów. Ot, dziwne trochę miejsce.

Ja jadę drogą na Łęgi, a stamtąd ścieżką rowerową do Dobrej Szczecińskiej.
W Dobrej dopadł mnie deszczyk, trochę nieprzyjemnie, ale co zrobić? Elisabeth von Arnim też moknie na swojej ławeczce.

A z Dobrej tradycyjną trasą na Grzepnicę, Sławoszewo, Bartoszewo i do domu. Mapka.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Początkowo planowałam przejechać się do Rieth, ale silny północny wiatr, który bardzo utrudniał mi jazdę drogą wojewódzką w stronę Dobieszczyna, sprawił, że zweryfikowałam początkowe plany. Dojechawszy do Dobieszczyna skręciłam w lewo, w drogę w kierunku na Stolec:

Na strzelnicy w Dobieszczynie dzisiaj ćwiczyli jacyś amatorzy broni palnej

Ja pojechałam asfaltem do Stolca i z przykrością stwierdziłam, że wciąż nic nie dzieje się z tamtejszym pałacem, a zabytkowa, piękna brama wjazdowa żałośnie wygląda zastawiona paletami.

Spontanicznie odbiłam w boczną drogę do Rzędzin, której właściwie nie znałam. Pomyślałam sobie, że poszukam śladów dawnego majątku ziemskiego, w którym mieszkała kiedyś pisarka Elisabeth von Arnim.
Budynek, który początkowo brałam za pałac, okazał się być ruiną dawnej gorzelni.

Sam pałac natomiast ponoć nie ocalał, a jedynie budynki gospodarcze - w różnym stanie - oraz ładny park przy drodze na Łęgi. A w środku gorzelni jeszcze gorsza ruina i nieco intrygujący napis na ścianie


Podobała mi się również kasztanowa aleja wiodąca do posiadłości ziemskiej.

Niedaleko gorzelni mieści się osobliwy skansen z bramą wjazdową, zrobioną ze starych bunkrów. Ot, dziwne trochę miejsce.

Ja jadę drogą na Łęgi, a stamtąd ścieżką rowerową do Dobrej Szczecińskiej.


A z Dobrej tradycyjną trasą na Grzepnicę, Sławoszewo, Bartoszewo i do domu. Mapka.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
40.80 km (0.00 km teren), czas: 02:08 h, avg:19.12 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na kiepski nastrój - rower
Środa, 3 lipca 2019 | dodano: 03.07.2019Kategoria koło domu, Zachodniopomorskie
Nie był to dla mnie dzisiaj w pracy dobry dzień i nie zapowiada się ciekawie na najbliższy czas. Trzeba odreagować i poukładać myśli, a rower dobrze się do tego nadaje. Tak więc rundka po okolicy z Darkiem - do Stolca, a że to on wymyślał dzisiaj trasę, to było terenowo - najpierw z przewagą szutrów, a potem leśne dukty i piach. Szybko nie pojechaliśmy, ale za to ładnie i dość absorbująco. Mapka wycieczki
Nad jeziorem Stolsko w Stolcu

Leśna droga - gdzieś w Puszczy Wkrzańskiej


Po piachu nad Świdwie

Zajrzeliśmy też nad samo jezioro, a tu niemiła niespodzianka - wieża widokowa, na którą lubiliśmy wchodzić - wyłączona z eksploatacji i zabita dechami. Jeśli to na dobre, to szkoda - sporo uroku straci to miejsce.

Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad jeziorem Stolsko w Stolcu

Leśna droga - gdzieś w Puszczy Wkrzańskiej


Po piachu nad Świdwie

Zajrzeliśmy też nad samo jezioro, a tu niemiła niespodzianka - wieża widokowa, na którą lubiliśmy wchodzić - wyłączona z eksploatacji i zabita dechami. Jeśli to na dobre, to szkoda - sporo uroku straci to miejsce.

Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
36.20 km (0.00 km teren), czas: 02:18 h, avg:15.74 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)