Rowerem po obu stronach Odryblog rowerowy

avatar tanova
Tanowo

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl   button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(17)

Moje rowery

Unibike Expedition LDS 4251 km
nextbike 113 km
Giant Expression 17647 km
rower działkowy 1532 km
Specialized Sirrus 6719 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tanova.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Odra-Nysa

Dystans całkowity:1339.56 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:97:08
Średnia prędkość:13.79 km/h
Maksymalna prędkość:36.80 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:111.63 km i 8h 05m
Więcej statystyk

Odra – Nysa 2017: Dzień 1 – Zgorzelec-Forst

Sobota, 29 lipca 2017 | dodano: 02.08.2017Kategoria Niemcy, Odra-Nysa, Saksonia
mapa wycieczki
Po treściwym hotelowym śniadanku w Zgorzelcu już o 8.45 byliśmy na szlaku. Miało być płasko, asfaltowo i nad rzeką, a tu pod górę i po bruku? No dobra, jak już wjechaliśmy na wzgórze, to widoki były faktycznie ładne.


W Ludwigsdorfie stoi sobie taki oto młyn na pieniążek – no cóż, pewnie remont kosztowny!

W Einsiedel jedziemy obok bardzo dużego parku rozrywki dla dzieci, a może i nie tylko dla dzieci? Wygląda jak gigantyczny plac zabaw i instalacja artystyczna z drewna i innych – raczej ekologicznych – materiałów. Przy parku działa również oryginalny hotel składający się z dziewięciu domków na drzewie, niektórych nawet całorocznych.

Dotarliśmy do ładnego, choć trochę sennego miasteczka Rothenburg, gdzie ulegliśmy pokusie …

Nieco pokrzepieni ruszyliśmy dalej mało ciekawym fragmentem szlaku wzdłuż szosy. Na szczęście droga rowerowa wkrótce odbiła w stronę Nysy i znów zrobiło się malowniczo.

W Przewozie odbiliśmy na chwilę na polską stronę, żeby uzupełnić zaopatrzenie w lokalnym sklepie, podjechaliśmy też pod Wieżę Głodową, w której do śmierci więziony był przez swojego brata, Jana II Żagańskiego, książe Baltazar. Brr, ponure to miejsce, raczej zaniedbane i emanuje złą energią.

Do Bad Muskau (Mużaków) szlak biegł to zbliżając, to oddalając się od Nysy, ale cały czas towarzyszyły nam sielskie i urokliwe widoki. Trochę wzniesień też sprawiało, że droga była urozmaicona. We znaki zaczął nam się dawać wzmagający się wiatr boczny i od czoła.



Na moście z Bad Muskau do Łęknicy spotkaliśmy dwóch młodych sympatycznych Niemców i nawzajem porobiliśmy sobie zdjęcia.


W parku i pałacu Mużakowskim już byliśmy dwa lata temu, ale z przyjemnością odwiedziliśmy ponownie to piękne miejsce, wpisane zresztą na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. W pałacu można obejrzeć wystawę poświęconą jego twórcy – księciu Pücklerowi i historii pałacu, jest też trochę malarstwa – głównie romantyczne landszafty z bliższych i dalszych okolic.




Na obiadek skręcamy na targowisko w Łęknicy, gdzie dobrze ukryte jest sympatyczne bistro Kompot & Café z równie sympatyczną obsługą, które też znaliśmy z poprzedniej wizyty w Mużakowie. Kotlety schabowe wielkości koła rowerowego – o dziwo – spałaszowaliśmy bez zająknięcia.
Początkowo planowaliśmy nocleg w Olszynie, ale tak dobrze nam się jechało, że postanowiliśmy jeszcze zaliczyć Forst i tam znaleźć sobie metę na spanie. Akurat zdążyliśmy na ostatnią godzinę otwarcia Wschodnioniemieckiego Ogrodu Różanego (Ostdeutscher Rosengarten). Rowery z całym ekwipunkiem zamknęliśmy w boksie przy wejściu, ponieważ różankę można zwiedzać jedynie pieszo. Ogród ładny, ale jakoś szału nie ma.




Wstęp wolny również dla rowerzystów jest natomiast do części parkowej, w której sercu znajduje się fontanna i rzeźba spragnionych lwów.

Do samego centrum Forst nie wjeżdżaliśmy, natomiast duże wrażenie zrobiło na nas kilka zniszczonych mostów na Nysie w kompletnej ruinie. Widać, że kiedyś miasto zajmowało oba brzegi Nysy, dziś po polskiej stronie tylko chaszcze, drzewa i dzicz.

W międzyczasie ogarnęliśmy sobie nocleg w Gasthofie Sacro, ok. 5 km na północ od Forst. Bardzo sympatyczna rodzinnie prowadzona gospoda, z knajpą pod starymi drzewami, gdzie pokrzepiliśmy się pysznym zimnym pilznerem Landskron i obfitą kolacją, chyba zasłużoną. Wyszedł nam całkiem ładny dystans dzienny, jechało się dobrze i pogoda dopisała.
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 112.76 km (0.00 km teren), czas: 11:05 h, avg:10.17 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Odra – Nysa 2017: Dzień 0 – dojazd do Zgorzelca

Piątek, 28 lipca 2017 | dodano: 02.08.2017Kategoria Niemcy, Odra-Nysa
Przygotowania do naszej pierwszej kilkudniowej wycieczki z sakwami zaczęły się w zasadzie w zeszłym roku, kiedy to zrobiliśmy kawałek Oder-Neiße-Radweg od Mescherin do Criewen i tak nam się spodobało, że postanowiliśmy wrócić na szlak na dłużej. Wtedy też kupiliśmy w dyrekcji Parku Narodowego Dolna Odra w Criewen mapę rowerową Leporello całej trasy. Laminowana mapa harmonijkowa towarzyszyła nam rzeczywiście przez całą wyprawę i okazała się bardzo pożyteczna – poręcznie składana, trwała, oferująca esencję wiadomości krajoznawczych i logistycznych. Dobrze zainwestowane 9 euro.

W międzyczasie doczytałam kilka relacji, również Misiacza na bikestats, oraz opisów szlaku, m.in. na oficjalnej stronie internetowej i tak zaczęła nam się klarować koncepcja wycieczki. Pierwszy – karkonoski – etap szlaku odpuściłam sobie po zobaczeniu profilu wysokościowego. Całodzienna jazda górska z bagażem to stanowczo NIE DLA MNIE, co to to nie! Zdecydowaliśmy się zacząć w Zgorzelcu – ze względu na w miarę dogodny dojazd pociągiem ze Szczecina. Do wyboru mieliśmy dwa połączenia – 5.58 z przesiadką we Wrocławiu i 11.16 z przesiadką w Zielonej Górze. Początkowo planowaliśmy wyruszyć środa-czwartek, ale pogoda skutecznie zrewidowała nasze zamiary i ostatecznie we wtorek kupiliśmy bilety na piątek. Na pociąg poranny już nie było biletów rowerowych, tak więc pozostał nam wariant TLK „ Nautilius” przez Zieloną Górę i dobrze, bo dzięki temu mogliśmy spokojnie sobie dojechać rowerami z Tanowa na dworzec Szczecin Główny.  


W piątek rano obudziła nas burza i ulewa – no cóż, dawno nie padało! Ale koło 9.00 lać już przestało, więc pod ponurą chmurą, ale z uśmiechem na twarzy wyruszyliśmy z Darkiem w drogę. Przy okazji była to też dla mnie pierwsza przymiarka do jazdy z nowymi sakwami – zdecydowałam się na model a la dwa zawijane wodoodporne wory żeglarskie. Nawet wygodnie się je mocowało i z nich korzystało, a na bagażniku zmieścił się jeszcze mały plecaczek z podręcznymi drobiazgami przymocowany linką.
Na dworzec dotarliśmy 10.30, rowery elegancko zwieźliśmy windą na peron i na tyle by było tej elegancji, bo wkrótce okazało się, że w pierwszym wagonie, na który mieliśmy bilety, już nie ma miejsca na rowery. Konduktor kazał nam iść do ostatniego wagonu, tyle że pociąg z miejscówkami i co trochę musieliśmy się przesiadać z jednego przedziału do drugiego.
W Zielonej Górze mieliśmy ponad godzinę przerwy, więc - aby już poczuć turystyczne klimaty – zjedliśmy całkiem dobry obiad w barze „Turysta” koło dworca. Dwie nakarmione osoby za jedyne 16 złotych, żyć nie umierać! W szynobusie z Zielonej Góry do Zgorzelca miejsca na rowery było dość, nawet pasy do mocowania się znalazły i już wreszcie nikt nas nie przeganiał.
Dotarliśmy do Zgorzelca po osiemnastej, do naszego hoteliku przy bulwarach nad Nysą mieliśmy ok. 3 km, więc jeszcze przejechaliśmy się przez polską część miasta.


W hoteliku sporo sakwiarzy, między innymi para niemieckich pielgrzymów rowerowych z muszlą Jakubową przy sakwach, w drodze do Santiago de Compostela, bo miasto leży również na takim szlaku.
Niestety hotel nie dysponował przechowalnią i sprzęt trzeba było wnieść na piętro i zostawić na klatce schodowej. Uff, dobrze że Darek wniósł.
Wieczorem poszliśmy na spacer na niemiecką starówkę. Przy moście odnaleźliśmy Oder-Neiße-Radweg:

ze wzgórza przy kościele św. Piotra podziwialiśmy panoramę miasta mieszanej urody:

Görlitz ma ładny rynek i sporo uroczych barokowych kamieniczek.



Szwendając się po starym mieście natknęliśmy się na zaułek o intrygującej nazwie „Verrätergasse” (uliczka zdrajców) – rzeczywiście chodziło o spisek zgorzeleckich sukienników, którzy w XVI wieku nie chcieli być wcieleni do regimentu miejskiego i spotykali się w tym miejscu szykując powstanie. Spisek jednak wyszedł na jaw, a sprawcy przykładnie ukarani – straceniem, torturami, albo w najlepszym razie wygnaniem z miasta.

Wieczór zakończyliśmy nastrojową kolacją przy bulwarach Nyskich.
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 20.00 km (0.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:13.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)