- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
koło Dominikowa
Dystans całkowity: | 1688.70 km (w terenie 548.00 km; 32.45%) |
Czas w ruchu: | 135:46 |
Średnia prędkość: | 12.10 km/h |
Maksymalna prędkość: | 34.20 km/h |
Liczba aktywności: | 46 |
Średnio na aktywność: | 36.71 km i 3h 05m |
Więcej statystyk |
Nad jezioro Mąkowarskie
Sobota, 15 sierpnia 2020 | dodano: 15.08.2020Kategoria koło Dominikowa, Zachodniopomorskie
Dziś kolejny rowerowy przerywnik od "działka-office", a właściwie to Darek wyciągnął mnie po południu na wycieczkę, gdy upał troszeczkę zelżał. Postanowiliśmy zajrzeć nad jezioro Mąkowarskie, nad którym dawno nie byliśmy - co najmniej dwa lata, jeśli nie trzy. Niby nie jest daleko, bo 11 km, ale droga jest terenowa i przy takiej suszy, jak obecnie, dość piaszczysta.
Zazwyczaj na leśnym parkingu i miejscu biwakowym nad jeziorem jest pusto, ale dzisiaj sporo ludzi plażowało i było bardzo gwarno - mimo, że byliśmy raczej późno, bo około 17.30.
Stwierdziliśmy, że w takim razie wykąpiemy się w naszym jeziorku, w Dominikowie wracając do domu.
Droga przez las miejscami bardzo piaszczysta i trzeba było czasami zsiąść z roweru:
Zdziwiliśmy się bardzo, że nieczynna od lat 80-tych linia kolejowa Kalisz Pomorski-Drawno jest rozebrana. Myślałam, że może będzie tu kolejny szlak rowerowy, ale obok leżą nowe podkłady kolejowe, więc nie wiem, co tu powstanie:
Wracamy przez miejscowość Dębsko, a potem skręcamy z asfaltu w szutrówkę przez las - drogę dla leśników z nadleśnictwa Kalisz Pomorski, która doprowadza nas prosto do jeziora w Dominikowie:
Na koniec wycieczki faktycznie pluskamy się w jeziorze. Mimo wieczora na plaży jest mnóstwo ludzi, młodzież puszcza głośno muzykę, a na polu namiotowym zaczynają się wieczorne imprezy. Popływaliśmy w cudownie ciepłej wodzie, ale dość szybko zwinęliśmy się na naszą działkę, gdzie mamy święty spokój.
Mapka trochę skrócona, bo zapis skończył się nad jeziorem, a nie na działce.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zazwyczaj na leśnym parkingu i miejscu biwakowym nad jeziorem jest pusto, ale dzisiaj sporo ludzi plażowało i było bardzo gwarno - mimo, że byliśmy raczej późno, bo około 17.30.
Stwierdziliśmy, że w takim razie wykąpiemy się w naszym jeziorku, w Dominikowie wracając do domu.
Droga przez las miejscami bardzo piaszczysta i trzeba było czasami zsiąść z roweru:
Zdziwiliśmy się bardzo, że nieczynna od lat 80-tych linia kolejowa Kalisz Pomorski-Drawno jest rozebrana. Myślałam, że może będzie tu kolejny szlak rowerowy, ale obok leżą nowe podkłady kolejowe, więc nie wiem, co tu powstanie:
Wracamy przez miejscowość Dębsko, a potem skręcamy z asfaltu w szutrówkę przez las - drogę dla leśników z nadleśnictwa Kalisz Pomorski, która doprowadza nas prosto do jeziora w Dominikowie:
Na koniec wycieczki faktycznie pluskamy się w jeziorze. Mimo wieczora na plaży jest mnóstwo ludzi, młodzież puszcza głośno muzykę, a na polu namiotowym zaczynają się wieczorne imprezy. Popływaliśmy w cudownie ciepłej wodzie, ale dość szybko zwinęliśmy się na naszą działkę, gdzie mamy święty spokój.
Mapka trochę skrócona, bo zapis skończył się nad jeziorem, a nie na działce.
Rower:rower działkowy
Dane wycieczki:
22.40 km (20.00 km teren), czas: 02:01 h, avg:11.11 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przed pracą, nad Drawę
Środa, 12 sierpnia 2020 | dodano: 12.08.2020Kategoria koło Dominikowa, Zachodniopomorskie
W tym tygodniu u mnie - działka-office. Zabrałam pudło z papierami i laptopa, bo mam do zrobienia pewną pracę, a tu mi się dobrze skupić. Darek odnawia drewnianą elewację domku, a ja sobie czytam i piszę. Ale dzisiaj stwierdziłam, że jednak muszę się poruszać trochę bardziej niż na spacerku z psem, więc oczywiście - rower. Przed południem, póki jeszcze nie ma takiego upału, nad Drawę, tym razem przez Barnimie, Borowiec, Drawnik, opłotkami Drawna, Podegrodzie i znów Barnimie. Dzisiaj w tygodniu tylko kilku kajakarzy było na rzece - ktoś tam się wodował w Barnimiu, ktoś w Drawniku, a tak to spokój, cisza. Woda w rzece - zielona, chyba z jezior, które zakwitły. Posiedziałam sobie nad rzeką, pokręciłam się, no to teraz biorę się do roboty.
Kładka nad Drawą w Podegrodziu:
Pałac w Borowcu, należący do Lasów Państwowych
Na szlaku w DPN-ie
most drogowy w Drawniku
Kapliczka w Barnimiu
I na koniec mapka
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Kładka nad Drawą w Podegrodziu:
Pałac w Borowcu, należący do Lasów Państwowych
Na szlaku w DPN-ie
most drogowy w Drawniku
Kapliczka w Barnimiu
I na koniec mapka
Rower:rower działkowy
Dane wycieczki:
24.50 km (0.00 km teren), czas: 01:49 h, avg:13.49 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ińsko z Dominikowa
Niedziela, 31 maja 2020 | dodano: 10.06.2020Kategoria Zachodniopomorskie, trekking, koło Dominikowa
Zaległy wpis, bo ostatnio żyję w totalnym niedoczasie. Trasa: Dominikowo - Drawno - Recz - Ińsko - Poligon Drawski - Żółwino - Dominikowo.
Wyruszyliśmy z Darkiem rano, robiąc pętlę po pięknych okolicach zachodniopomorskich pojezierzy, zapuszczając się w rejony, których do tej pory rowerowo nie znaliśmy. Pogoda była ładna, choć dokuczał mocny wiatr.
Na początek Drawno o poranku, z pustą plażą nad jeziorem Adamowo. Dojechaliśmy promenadą, która prowadzi od mostu na Drawie na tę plażę właśnie.
Przez Kiełpino pustymi asfaltami kierujemy się do Recza. W planach mieliśmy przejazd drogą nad jeziorem, gruntową drogą, ale niestety spotkała nas niemiła niespodzianka:
Wróciliśmy więc na drogę przez miasto, które zwykle mijamy autem trochę bokiem, jadąc DK10. Sam Recz nie jest jakiś specjalnie urokliwy, ale jest parę ładnych, zabytkowych miejsc. Np. Baszta Drawieńska z XIV w. i pozostałości murów miejskich.
Kościół, również z XIV w., obecnie pw. Chrystusa Króla, a dawniej należący do zakonu cysterek.
Po przejechaniu króciutkiego odcinka poboczem DK10 skręcamy w DW151 na Świdwin, która prowadzi doliną Iny. Droga jest trochę ruchliwa, więc odbijamy w bok, docierając do bardzo uroczej wioski Bytowo, położonej nad Iną i jeziorem również Bytowo, przez które prowadzi grobla z betonowych płyt.
Na końcu grobli, nad Iną, znajdujemy ławeczkę na mały piknik, z widokiem na ładny pałac w trakcie renowacji.
Nie znalazłam globusa w Nowym Warpnie, ale znalazłam za to w miejscowości Krzemień, nad jeziorem ... Krzemień ;-)
Od Grabnicy do Okola droga wiodła skrótem przez pola. Bardzo malowniczo, choć pagórkowato i czasem było trochę ciężko. Na szczęście nie był to długi odcinek i więcej było z górki.
Stąd już niedaleko do Ińska, gdzie zatrzymujemy się na obiad i na kwadransik poleniuchowania na plaży.
Droga powrotna wiodła fragmentem Szlaku Pojezierzy Zachodnich, do miejscowości Storkowo.
Tutaj odbijamy na Studnicę, gdzie stoi ładny kościół.
Gdy podziwiamy tę budowlę koło nas przejeżdża długa kolumna amerykańskich wozów opancerzonych. Nie da się ukryć, że jesteśmy tuż obok Poligonu Drawskiego. Można oberwać granatem ...
... albo zostać porażonym niewidzialnym promieniowaniem laserowym ...
Droga prowadzi skrajem terenu wojskowego. Przy jeziorze Czertyń robimy krótki odpoczynek. Nieopodal amerykański wóz bojowy złapał gumę i czeka na pomoc techniczną.
Wracamy przez teren koszar wojskowych w Głębokiem i przez Żółwino.
Przecinamy ponownie DK 10, a stamtąd już mamy godzinkę drogi przez Drawno na działkę. Mapka wycieczki:.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyruszyliśmy z Darkiem rano, robiąc pętlę po pięknych okolicach zachodniopomorskich pojezierzy, zapuszczając się w rejony, których do tej pory rowerowo nie znaliśmy. Pogoda była ładna, choć dokuczał mocny wiatr.
Na początek Drawno o poranku, z pustą plażą nad jeziorem Adamowo. Dojechaliśmy promenadą, która prowadzi od mostu na Drawie na tę plażę właśnie.
Przez Kiełpino pustymi asfaltami kierujemy się do Recza. W planach mieliśmy przejazd drogą nad jeziorem, gruntową drogą, ale niestety spotkała nas niemiła niespodzianka:
Wróciliśmy więc na drogę przez miasto, które zwykle mijamy autem trochę bokiem, jadąc DK10. Sam Recz nie jest jakiś specjalnie urokliwy, ale jest parę ładnych, zabytkowych miejsc. Np. Baszta Drawieńska z XIV w. i pozostałości murów miejskich.
Kościół, również z XIV w., obecnie pw. Chrystusa Króla, a dawniej należący do zakonu cysterek.
Po przejechaniu króciutkiego odcinka poboczem DK10 skręcamy w DW151 na Świdwin, która prowadzi doliną Iny. Droga jest trochę ruchliwa, więc odbijamy w bok, docierając do bardzo uroczej wioski Bytowo, położonej nad Iną i jeziorem również Bytowo, przez które prowadzi grobla z betonowych płyt.
Na końcu grobli, nad Iną, znajdujemy ławeczkę na mały piknik, z widokiem na ładny pałac w trakcie renowacji.
Nie znalazłam globusa w Nowym Warpnie, ale znalazłam za to w miejscowości Krzemień, nad jeziorem ... Krzemień ;-)
Od Grabnicy do Okola droga wiodła skrótem przez pola. Bardzo malowniczo, choć pagórkowato i czasem było trochę ciężko. Na szczęście nie był to długi odcinek i więcej było z górki.
Stąd już niedaleko do Ińska, gdzie zatrzymujemy się na obiad i na kwadransik poleniuchowania na plaży.
Droga powrotna wiodła fragmentem Szlaku Pojezierzy Zachodnich, do miejscowości Storkowo.
Tutaj odbijamy na Studnicę, gdzie stoi ładny kościół.
Gdy podziwiamy tę budowlę koło nas przejeżdża długa kolumna amerykańskich wozów opancerzonych. Nie da się ukryć, że jesteśmy tuż obok Poligonu Drawskiego. Można oberwać granatem ...
... albo zostać porażonym niewidzialnym promieniowaniem laserowym ...
Droga prowadzi skrajem terenu wojskowego. Przy jeziorze Czertyń robimy krótki odpoczynek. Nieopodal amerykański wóz bojowy złapał gumę i czeka na pomoc techniczną.
Wracamy przez teren koszar wojskowych w Głębokiem i przez Żółwino.
Przecinamy ponownie DK 10, a stamtąd już mamy godzinkę drogi przez Drawno na działkę. Mapka wycieczki:.
Rower:rower działkowy
Dane wycieczki:
122.50 km (0.00 km teren), czas: 08:08 h, avg:15.06 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Z biegiem Drawy
Niedziela, 10 maja 2020 | dodano: 11.05.2020Kategoria koło Dominikowa, Zachodniopomorskie
Jakoś tak zwykle się dzieje w ostatnich latach, że pierwszą wycieczkę rowerową z okolic "działkowych" odbywamy wzdłuż Drawy. Sobota co prawda upłynęła nam na pracach porządkowych, ale za to w niedzielę - relaksik przy pięknej, majowej pogodzie. Było ciepło, pusto, malowniczo i bardzo zielono.
I tej wiosny wybraliśmy przejażdżkę bardzo podobną trasą, co rok i dwa lata temu - przez Barnimie, Zatom, Głusko i Bogdankę - choć były i pewne elementy zaskoczenia. Na przykład droga do Barnimia, która okazała się być nieprzejezdna, z powodu podtopienia (!). Na szczęście dla pieszych i rowerzystów była możliwość obejścia przez teren schroniska młodzieżowego, z której skorzystaliśmy.
Zaraz za wioską i mostem drogowym zaczyna się Drawieński Park Narodowy i czerwony szlak pieszy, będący częścią szlaku turystycznego im St. Czarnieckiego - biegnącego ze Szczecina do Kostrzyna. Widok z mostu na pole postojowe dla kajakarzy:
Częściowo pokrywają się ze szlakiem pieszym również trzy szlaki rowerowe na terenie DPN, wytyczone jako 20-30 km pętle Barnimie, Zatom i Głusko i ścieżki dydaktyczne. Jedzie się przeważnie bukowym lasem i wysoką skarpą, z której roztaczają się wspaniałe widoki na Drawę, a po drodze można odpocząć na kilku miejscach biwakowych albo przy wiatach przy szlaku. Szlaki są bardzo dobrze, choć dyskretnie oznakowane, przy ciekawszych miejscach umieszczono również tablice informacyjne. Super sprawa.
Zaglądamy na drewniany mostek nad Drawą, na obrzeżach Barnimia:
Na pole biwakowe "Barnimie" szlak prowadzi leśną ścieżką. Fajne miejsce dla rowerów mtb, choć i nasze trekkingi dają radę:
Schodzimy na chwilę drewnianymi schodami nad rzekę i wypijamy na spółkę browarka na pomoście - z takimi widokami smakuje jeszcze lepiej.
Gdzieś na szlaku ...
Mijamy Zatom i kierujemy się dalej na południowy wschód, w kierunku małej osady - Moczele. Po drodze robimy sobie przerwę na kanapki przy wiatce. Okazuje się, że to - podobnie jak biwak Barnimie - dawna binduga, czyli miejsce do spławiania drewna.
Jedziemy, podziwiamy, podziwiamy i jedziemy:
Między innymi Wydrzy Głaz - kolos o obwodzie 14 metrów i ciężarze 45 ton, zalegający w korycie Drawy:
Po drodze na szlaku - puściusieńko. Raz tylko spotykamy w lesie jakąś rodzinę, a na moście drogowym w Moczelach samotnego rowerzystę, którego prosimy o zrobienie nam wspólnego zdjęcia.
Prosto z mostu:
Początkowo mieliśmy właśnie tu zrobić nawrotkę, ale podkusiło nas, żeby przejechać jeszcze kilka km do Głuska. Tamtejszy drewniany most co prawda od kilku lat jest już wyłączony z ruchu drogowego, ale jeszcze dwa lata temu pieszo można było przechodzić. W tym roku most wygląda tak i chyba wkrótce nieuchronnie zostanie rozebrany.
Trochę było partyzantki z pokonywaniem tych zasieków, ale nie chciało nam się już nadkładać kolejnych kilometrów do Starego Osieczna.
Głusko:
Droga z Głuska to w połowie bardzo dobry i praktycznie nie uczęszczany asfalt (do granic województwa lubuskiego), a w połowie tragiczne dziury - najgorsza droga ever! Na koniec tych wertep zjechaliśmy jeszcze na pole biwakowe Bogdanka, w miejscu, gdzie do Drawy wpływa Korytnica. Poleżeliśmy chwilę na pomoście, ciesząc się miłym ciepełkiem i takimi widokami:
Niebo jednak zaczynało się coraz bardziej chmurzyć i gdy wróciliśmy na działkę, zaniosło się na dobre, a gdy wyjeżdżaliśmy wieczorem - rozpadało się. I na tyle by było ładnej pogody!
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
I tej wiosny wybraliśmy przejażdżkę bardzo podobną trasą, co rok i dwa lata temu - przez Barnimie, Zatom, Głusko i Bogdankę - choć były i pewne elementy zaskoczenia. Na przykład droga do Barnimia, która okazała się być nieprzejezdna, z powodu podtopienia (!). Na szczęście dla pieszych i rowerzystów była możliwość obejścia przez teren schroniska młodzieżowego, z której skorzystaliśmy.
Zaraz za wioską i mostem drogowym zaczyna się Drawieński Park Narodowy i czerwony szlak pieszy, będący częścią szlaku turystycznego im St. Czarnieckiego - biegnącego ze Szczecina do Kostrzyna. Widok z mostu na pole postojowe dla kajakarzy:
Częściowo pokrywają się ze szlakiem pieszym również trzy szlaki rowerowe na terenie DPN, wytyczone jako 20-30 km pętle Barnimie, Zatom i Głusko i ścieżki dydaktyczne. Jedzie się przeważnie bukowym lasem i wysoką skarpą, z której roztaczają się wspaniałe widoki na Drawę, a po drodze można odpocząć na kilku miejscach biwakowych albo przy wiatach przy szlaku. Szlaki są bardzo dobrze, choć dyskretnie oznakowane, przy ciekawszych miejscach umieszczono również tablice informacyjne. Super sprawa.
Zaglądamy na drewniany mostek nad Drawą, na obrzeżach Barnimia:
Na pole biwakowe "Barnimie" szlak prowadzi leśną ścieżką. Fajne miejsce dla rowerów mtb, choć i nasze trekkingi dają radę:
Schodzimy na chwilę drewnianymi schodami nad rzekę i wypijamy na spółkę browarka na pomoście - z takimi widokami smakuje jeszcze lepiej.
Gdzieś na szlaku ...
Mijamy Zatom i kierujemy się dalej na południowy wschód, w kierunku małej osady - Moczele. Po drodze robimy sobie przerwę na kanapki przy wiatce. Okazuje się, że to - podobnie jak biwak Barnimie - dawna binduga, czyli miejsce do spławiania drewna.
Jedziemy, podziwiamy, podziwiamy i jedziemy:
Między innymi Wydrzy Głaz - kolos o obwodzie 14 metrów i ciężarze 45 ton, zalegający w korycie Drawy:
Po drodze na szlaku - puściusieńko. Raz tylko spotykamy w lesie jakąś rodzinę, a na moście drogowym w Moczelach samotnego rowerzystę, którego prosimy o zrobienie nam wspólnego zdjęcia.
Prosto z mostu:
Początkowo mieliśmy właśnie tu zrobić nawrotkę, ale podkusiło nas, żeby przejechać jeszcze kilka km do Głuska. Tamtejszy drewniany most co prawda od kilku lat jest już wyłączony z ruchu drogowego, ale jeszcze dwa lata temu pieszo można było przechodzić. W tym roku most wygląda tak i chyba wkrótce nieuchronnie zostanie rozebrany.
Trochę było partyzantki z pokonywaniem tych zasieków, ale nie chciało nam się już nadkładać kolejnych kilometrów do Starego Osieczna.
Głusko:
Droga z Głuska to w połowie bardzo dobry i praktycznie nie uczęszczany asfalt (do granic województwa lubuskiego), a w połowie tragiczne dziury - najgorsza droga ever! Na koniec tych wertep zjechaliśmy jeszcze na pole biwakowe Bogdanka, w miejscu, gdzie do Drawy wpływa Korytnica. Poleżeliśmy chwilę na pomoście, ciesząc się miłym ciepełkiem i takimi widokami:
Niebo jednak zaczynało się coraz bardziej chmurzyć i gdy wróciliśmy na działkę, zaniosło się na dobre, a gdy wyjeżdżaliśmy wieczorem - rozpadało się. I na tyle by było ładnej pogody!
Rower:rower działkowy
Dane wycieczki:
50.66 km (25.00 km teren), czas: 04:34 h, avg:11.09 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad Drawę
Niedziela, 9 czerwca 2019 | dodano: 10.06.2019Kategoria koło Dominikowa, Zachodniopomorskie
W niedzielę po południu wycieczka z Darkiem chyba najładniejszym odcinkiem czerwonego szlaku w Drawieńskim Parku Narodowym - od Barnimia do Zatomia, koroną skarpy nad Drawą. Pogoda bardzo przyjemna - ciepło, słonecznie, ale bez uciążliwego upału. Mapka wycieczki.
Trochę zmian po drodze - na wjeździe do Dominikowa przejeżdżających wita taka oto nowa dekoracja ;-D
Trochę mnie to rozbawiło. Następne zmiany nie były już takie wesołe - zabytkowy, drewniany most na Drawie w Barnimiu zastąpiono zwykłym żelbetonowym, a widok na rzekę szpeci dodatkowo brzydka metalowa kładka dla pieszych, na szczęście tymczasowa.
Właśnie przeglądałam swoje wcześniejsze zdjęcia na komputerze, chcąc znaleźć jakąś fotkę starego mostu - niestety chyba nie mam takiej. Jedynie udało mi się znaleźć zdjęcie z maja 2018, gdzie widać fragment tej drewnianej, urokliwej konstrukcji w tle:
Kilkaset metrów za mostem, koło cmentarza, dojechaliśmy do niebieskiej, jednej z trzech pętli rowerowych Drawieńskiego Parku Narodowego oraz częściowo pokrywającego się z nim czerwonego szlaku pieszego im. Stefana Czarnieckiego. Szlak jest przejezdny dla rowerów turystycznych i mtb, biegnie częściowo ścieżkami typu singletrack przez piękny, bukowy las, wysoko nad Drawą:
Na pomoście przy polu biwakowym Binduga Barnimie robimy sobie postój. Cieszymy się samotnością i śpiewem ptaków. Do końca czerwca na Drawie jest okres ochronny i nie wolno pływać kajakami. Potem - szczególnie w weekendy - niestety jest tu bardzo tłoczno i gwarno, a pomost obstawiony jest kolorowymi kajakami.
Częściowo jedziemy (albo pchamy rowery) przez piaszczyste drogi leśne oraz historyczną, brukowaną Drogę Solną - dawny trakt, którym w średniowieczu wożono sól z Wielkopolski do Kołobrzegu.
Wkrótce dojeżdżamy do Zatomia - ładnej wioski, zagubionej wśród ostępów Puszczy Drawskiej.
A stamtąd blisko już na pole biwakowe Bogdanka, gdzie do Drawy uchodzi Korytnica. Darek na pomoście w widłach rzek.
Z Bogdanki mamy 9,5 km na działkę asfaltową, boczną szosą. Wróciliśmy ok. 17.00 - w sam raz, żeby jeszcze pokrzątać się po ogrodzie i zebrać do domu po widoku, o rozsądnej porze.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trochę zmian po drodze - na wjeździe do Dominikowa przejeżdżających wita taka oto nowa dekoracja ;-D
Trochę mnie to rozbawiło. Następne zmiany nie były już takie wesołe - zabytkowy, drewniany most na Drawie w Barnimiu zastąpiono zwykłym żelbetonowym, a widok na rzekę szpeci dodatkowo brzydka metalowa kładka dla pieszych, na szczęście tymczasowa.
Właśnie przeglądałam swoje wcześniejsze zdjęcia na komputerze, chcąc znaleźć jakąś fotkę starego mostu - niestety chyba nie mam takiej. Jedynie udało mi się znaleźć zdjęcie z maja 2018, gdzie widać fragment tej drewnianej, urokliwej konstrukcji w tle:
Kilkaset metrów za mostem, koło cmentarza, dojechaliśmy do niebieskiej, jednej z trzech pętli rowerowych Drawieńskiego Parku Narodowego oraz częściowo pokrywającego się z nim czerwonego szlaku pieszego im. Stefana Czarnieckiego. Szlak jest przejezdny dla rowerów turystycznych i mtb, biegnie częściowo ścieżkami typu singletrack przez piękny, bukowy las, wysoko nad Drawą:
Na pomoście przy polu biwakowym Binduga Barnimie robimy sobie postój. Cieszymy się samotnością i śpiewem ptaków. Do końca czerwca na Drawie jest okres ochronny i nie wolno pływać kajakami. Potem - szczególnie w weekendy - niestety jest tu bardzo tłoczno i gwarno, a pomost obstawiony jest kolorowymi kajakami.
Częściowo jedziemy (albo pchamy rowery) przez piaszczyste drogi leśne oraz historyczną, brukowaną Drogę Solną - dawny trakt, którym w średniowieczu wożono sól z Wielkopolski do Kołobrzegu.
Wkrótce dojeżdżamy do Zatomia - ładnej wioski, zagubionej wśród ostępów Puszczy Drawskiej.
A stamtąd blisko już na pole biwakowe Bogdanka, gdzie do Drawy uchodzi Korytnica. Darek na pomoście w widłach rzek.
Z Bogdanki mamy 9,5 km na działkę asfaltową, boczną szosą. Wróciliśmy ok. 17.00 - w sam raz, żeby jeszcze pokrzątać się po ogrodzie i zebrać do domu po widoku, o rozsądnej porze.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
23.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad Korytnicę
Sobota, 8 czerwca 2019 | dodano: 10.06.2019Kategoria koło Dominikowa, Zachodniopomorskie
Sobotę i niedzielę spędziliśmy z Darkiem na działce. Czasu na rower niestety nie było zbyt wiele, bo zabrałam ze sobą "obowiązki pracowe", ale udało się wyskoczyć wieczorem nad Korytnicę. Mapka wycieczki.
Dojazd do miejscowości Nowa Korytnica po kiepskim i dziurawym asfalcie, ale warto dla takich widoków:
Powrót drogą w jeszcze gorszym stanie, przez las - kiedyś była to utwardzona droga, ale teraz pozostały skruszałe resztki. Chyba odzwyczaiłam się od takich nawierzchni, bo po kilku kilometrach jazdy czułam się jak siekany kotlet. Objazd skrajem też nie zawsze możliwy, bo są tam przeważnie suche i sypkie piachy - w tej okolicy nie padało.
Ale na koniec zajechaliśmy na plażę w Dominikowie, popatrzeć sobie trochę na jezioro.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dojazd do miejscowości Nowa Korytnica po kiepskim i dziurawym asfalcie, ale warto dla takich widoków:
Powrót drogą w jeszcze gorszym stanie, przez las - kiedyś była to utwardzona droga, ale teraz pozostały skruszałe resztki. Chyba odzwyczaiłam się od takich nawierzchni, bo po kilku kilometrach jazdy czułam się jak siekany kotlet. Objazd skrajem też nie zawsze możliwy, bo są tam przeważnie suche i sypkie piachy - w tej okolicy nie padało.
Ale na koniec zajechaliśmy na plażę w Dominikowie, popatrzeć sobie trochę na jezioro.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
23.55 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tour de Kalisz Pomorski z grzybnym epilogiem
Sobota, 13 października 2018 | dodano: 14.10.2018Kategoria koło Dominikowa, Zachodniopomorskie
To już chyba ostatni weekend na działce w tym roku, choć temperatury wciąż zdają się przeczyć kalendarzowi. I ostatni wypad rowerowy w tamte okolice - tym razem na północny wschód od Dominikowa, głównie po gminie Kalisz Pomorski. Mapka wycieczki.
Najpierw pojechaliśmy z Darkiem gruntowo-szutrową drogą nad jezioro Szerokie. Zaskoczyły nas liczne samochody zaparkowane wzdłuż drogi i grzybiarze z wcale pokaźnymi zbiorami podgrzybków. Podczas, gdy w okolicach Szczecina grzybów jest bardzo mało, albo wcale, tam najwyraźniej lepiej obrodziło. W związku z tym i ruch samochodowy na tej zazwyczaj spokojnej drodze był większy.
Za jeziorem Szerokim zaczyna się wąska asfaltówka do Białego Zdroju. Wioska udekorowana była darami jesieni - tego dnia odbywało się Święto Dyni:
Biały Zdrój to bardzo ładna i zadbana miejscowość. Warto zobaczyć choćby dwór z przełomu XIX/XX w. w starym parku i jezioro Wieliż:
Darek na pomoście nad jeziorem Wieliż i mlecze na plaży:
Zwykle w Białym Zdroju odbijaliśmy na drogę do Kalisza Pomorskiego, tym razem postanowiliśmy zrobić większą pętlę, dlatego skierowaliśmy się na Bralin. Bralin - jakby w kontraście - jest raczej paskudnym popegieerowskim blokowiskiem z cuchnącą świniarnią. Ale - jak w każdej z mijanych miejscowości gminy KP - stoi tam bardzo przejrzysta tablica z mapą szlaków rowerowych:
Trzeba też pochwalić gminę, za bardzo dobre oznakowanie szlaków, łącznie z drogowskazami na skrzyżowaniach. Bardzo ułatwiają orientację:
Szlaki rowerowe w gminie Kalisz Pomorski nie tylko są wytyczone, ale i bardzo dobrze utrzymane - praktycznie cały odcinek naszej wycieczki w granicach gminy to asfalt i mniej lub bardziej łagodne wzgórza, więc nadają się nie tylko na trekingi ale również rowery szosowe. Tym bardziej, że są to mało ruchliwe, boczne drogi.
Następnie przejechaliśmy przez osadę o intrygującej nazwie:
Zastanawiałam się, skąd taka nazwa. Pomysł przyszedł mi do głowy, gdy trzeba było pokonać podjazd zaraz za nią, w kierunku Starej Korytnicy. Ale stromo było, Karwiagać!
Stara Korytnica - również ładna wieś letniskowa - przywołała pewne wspomnienia. Kilka lat temu wodowaliśmy tu kajaki na spływ rzeką Korytnicą. Niezbyt zorientowany kierowca wysadził nas koło młyna, zamiast przy brodzie poniżej miejscowości - pierwsze 2 km woda była po kostki i zamiast wiosłować, trzeba było przeciągać kajaki wpław, szorując po dnie.
Ruiny młyna na Korytnicy, z 1909 roku:
Przecięliśmy ruchliwą drogę krajową nr 10 Szczecin-Bydgoszcz akurat na granicy gminy Kalisz i Mirosławiec i znów zagłębiliśmy się w lasy i pojezierze. Zrobiliśmy sobie mały piknik nad jeziorem Gizno:
Na drugim końcu tego jeziora leży wieś Giżyno z ciekawym kościołem szachulcowym z XVII/XVIII w. i drewnianą dzwonnicą:
Za Giżynem skręciliśmy na południe i od tego momentu jechaliśmy trochę pod wiatr. Ale był to ciepły, zupełnie niepaździernikowy wiatr, więc co tam! Przejechaliśmy przez Kalisz Pomorski, drogą nad jeziorem Młyńskim - jednym z trzech, nad którymi leży to miasto.
Klasycystyczny kościół pw. Matki Boskiej Królowej Polski w Kaliszu:
Krótki odcinek przez miasto prowadzi DK 10, następnie skręciliśmy w drogę wojewódzką nr 175 na Drawno, wzdłuż której biegnie dwukilometrowy odcinek nowej, szerokiej ścieżki dla rowerów, aż do stacji PKP. Następnie kawałek szosą i skręt w lewo, w stronę leśniczówki Łowno. Stamtąd już niedaleko do Dominikowa. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę nad jeziorem Dominikowskim - nawet o tej porze roku znaleźli się amatorzy kąpieli:
Kościół filialny w Dominikowie:
A dlaczego grzybny epilog? Ano dlatego, że dzisiaj postanowiliśmy wybrać się do pobliskiego lasu - zbiory nie były co prawda oszałamiające, ale w wiaderku znalazły się kanie, podgrzybki, kozaki, a nawet kilka prawdziwków. Wszystkie zdrowe, bez robaków:
Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Najpierw pojechaliśmy z Darkiem gruntowo-szutrową drogą nad jezioro Szerokie. Zaskoczyły nas liczne samochody zaparkowane wzdłuż drogi i grzybiarze z wcale pokaźnymi zbiorami podgrzybków. Podczas, gdy w okolicach Szczecina grzybów jest bardzo mało, albo wcale, tam najwyraźniej lepiej obrodziło. W związku z tym i ruch samochodowy na tej zazwyczaj spokojnej drodze był większy.
Za jeziorem Szerokim zaczyna się wąska asfaltówka do Białego Zdroju. Wioska udekorowana była darami jesieni - tego dnia odbywało się Święto Dyni:
Biały Zdrój to bardzo ładna i zadbana miejscowość. Warto zobaczyć choćby dwór z przełomu XIX/XX w. w starym parku i jezioro Wieliż:
Darek na pomoście nad jeziorem Wieliż i mlecze na plaży:
Zwykle w Białym Zdroju odbijaliśmy na drogę do Kalisza Pomorskiego, tym razem postanowiliśmy zrobić większą pętlę, dlatego skierowaliśmy się na Bralin. Bralin - jakby w kontraście - jest raczej paskudnym popegieerowskim blokowiskiem z cuchnącą świniarnią. Ale - jak w każdej z mijanych miejscowości gminy KP - stoi tam bardzo przejrzysta tablica z mapą szlaków rowerowych:
Trzeba też pochwalić gminę, za bardzo dobre oznakowanie szlaków, łącznie z drogowskazami na skrzyżowaniach. Bardzo ułatwiają orientację:
Szlaki rowerowe w gminie Kalisz Pomorski nie tylko są wytyczone, ale i bardzo dobrze utrzymane - praktycznie cały odcinek naszej wycieczki w granicach gminy to asfalt i mniej lub bardziej łagodne wzgórza, więc nadają się nie tylko na trekingi ale również rowery szosowe. Tym bardziej, że są to mało ruchliwe, boczne drogi.
Następnie przejechaliśmy przez osadę o intrygującej nazwie:
Zastanawiałam się, skąd taka nazwa. Pomysł przyszedł mi do głowy, gdy trzeba było pokonać podjazd zaraz za nią, w kierunku Starej Korytnicy. Ale stromo było, Karwiagać!
Stara Korytnica - również ładna wieś letniskowa - przywołała pewne wspomnienia. Kilka lat temu wodowaliśmy tu kajaki na spływ rzeką Korytnicą. Niezbyt zorientowany kierowca wysadził nas koło młyna, zamiast przy brodzie poniżej miejscowości - pierwsze 2 km woda była po kostki i zamiast wiosłować, trzeba było przeciągać kajaki wpław, szorując po dnie.
Ruiny młyna na Korytnicy, z 1909 roku:
Przecięliśmy ruchliwą drogę krajową nr 10 Szczecin-Bydgoszcz akurat na granicy gminy Kalisz i Mirosławiec i znów zagłębiliśmy się w lasy i pojezierze. Zrobiliśmy sobie mały piknik nad jeziorem Gizno:
Na drugim końcu tego jeziora leży wieś Giżyno z ciekawym kościołem szachulcowym z XVII/XVIII w. i drewnianą dzwonnicą:
Za Giżynem skręciliśmy na południe i od tego momentu jechaliśmy trochę pod wiatr. Ale był to ciepły, zupełnie niepaździernikowy wiatr, więc co tam! Przejechaliśmy przez Kalisz Pomorski, drogą nad jeziorem Młyńskim - jednym z trzech, nad którymi leży to miasto.
Klasycystyczny kościół pw. Matki Boskiej Królowej Polski w Kaliszu:
Krótki odcinek przez miasto prowadzi DK 10, następnie skręciliśmy w drogę wojewódzką nr 175 na Drawno, wzdłuż której biegnie dwukilometrowy odcinek nowej, szerokiej ścieżki dla rowerów, aż do stacji PKP. Następnie kawałek szosą i skręt w lewo, w stronę leśniczówki Łowno. Stamtąd już niedaleko do Dominikowa. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę nad jeziorem Dominikowskim - nawet o tej porze roku znaleźli się amatorzy kąpieli:
Kościół filialny w Dominikowie:
A dlaczego grzybny epilog? Ano dlatego, że dzisiaj postanowiliśmy wybrać się do pobliskiego lasu - zbiory nie były co prawda oszałamiające, ale w wiaderku znalazły się kanie, podgrzybki, kozaki, a nawet kilka prawdziwków. Wszystkie zdrowe, bez robaków:
Rower:rower działkowy
Dane wycieczki:
51.40 km (0.00 km teren), czas: 04:34 h, avg:11.26 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Tuczna po kiepskich drogach
Niedziela, 16 września 2018 | dodano: 17.09.2018Kategoria koło Dominikowa, Zachodniopomorskie
Weekend spędziliśmy z Darkiem na działce w Dominikowie.
Sobota upłynęła nam pod znakiem prac w domu i ogrodzie – koszenie trawy,
fugowanie płytek itp., ale ładną pogodę w niedzielę postanowiliśmy wykorzystać
na wycieczkę rowerową. Mapka wycieczki.
Dawno nie byliśmy w Tucznie, właściwie tylko dwa razy tam zawitaliśmy na rowerach przez ostatnie kilkanaście lat, a to dlatego, że wciąż brak tam dobrej trasy rowerowej z kierunku zachodniego. Albo drogi krajowe, którymi z zasady nie jeżdżę rowerem, albo podrzędne drogi o słabej nawierzchni. Postanowiliśmy sprawdzić, czy coś się zmieniło w tym względzie od naszej ostatniej wyprawy.
Do Nowej Korytnicy pojechaliśmy przez las, drogą, która była kiedyś utwardzona, ale chyba było to bardzo dawno temu, bo pozostały jedynie resztki i kruszące się kamienie. Zwykle jedziemy tamtędy w drugim kierunku – wtedy jest z górki, a teraz nie dość, że „trzęsidupka” to jeszcze pod górkę. A to był dopiero początek. Po chwili wytchnienia na asfalcie przed Nową Korytnicą zajrzeliśmy na puste tym razem miejsce wodowania kajaków i przekroczyliśmy mostek na Korytnicy, a za wioską znów znaleźliśmy się na wyboistej drodze, tym razem do Krępy Krajeńskiej.
Nad Korytnicą:
Na moście w Nowej Korytnicy:
W Krępie Krajeńskiej w zasadzie kończyła się moja mapa, ale pamiętałam asfaltową drogę do Tuczna przez Jeziorki Wałeckie i Rzeczycę. Odpoczęliśmy więc trochę od nierównych, terenowych nawierzchni, za to było do pokonania kilka różnic wysokości, a największa to chyba w dolinie rzeki Płocicznej. Płociczna jest – podobnie jak Korytnica – lewym dopływem Drawy i wraz z Drawą stanowi oś Drawieńskiego Parku Narodowego. W przeciwieństwie do Drawy i Korytnicy nie jest udostępniona do turystyki kajakowej i zachowała swój dziki i pierwotny charakter oraz pierwszy stopień czystości wód, zwłaszcza, że nie licząc kilku małych,śródleśnych osad, jej dolina to raczej bezludne leśne ostępy, łąki i jeziora. Przez dolinę Płocicznej przechodzi kilka szlaków turystycznych i kilka mostów, między innymi ten na północny wschód od Krępy Krajeńskiej.
Nad Płociczną:
Zaraz za mostem przejeżdżaliśmy przez miejsce, gdzie musiało chyba niedawno przejść jakieś lokalne tornado, bo fragment lasu wygląda tak:
W Jeziorkach Wałeckich zatrzymaliśmy się, żeby zjeść kanapki, na ławeczce w sąsiedztwie rodzinki kozaków. Zostawiliśmy jednak grzybki tam, gdzie rosły, bo pewnie niewiele by z nich zostało po kilku godzinach telepania się na rowerze.
Choć to nie maj, to pod Tucznem kwitnie rzepak, zajrzeliśmy też do Wrzosów – jest tam pałac, wykorzystywany na imprezy okolicznościowe. Ładny, ale trochę zaniedbany.
Do Tuczna warto pojechać dla pięknego, renesansowego zamku Wedlów, w którym obecnie mieści się Dom Pracy Twórczej Stowarzyszenia Architektów Polskich. Wnętrza zamku kryją restaurację, hotel i sale wystawowe, które można oglądać, a dookoła rozpościera się uroczy park.
Za bramą zamku zaś stoi ciekawy kościół Wniebowzięcia NMP:
Nie było już niestety czasu, aby zajrzeć nad obydwa duże jeziora w Tucznie, gdzie jest plaża i kilka ośrodków wypoczynkowych. Przejechawszy przez miasteczko skierowaliśmy się na południowy zachód, asfaltową boczną drogą do Martwi. Martew to bardzo ładna wioska i węzeł szlaków turystycznych, ale musieliśmy szybko spieprzać, bo z obejścia wypadł jakiś wściekły reksiu i chciał nas zjeść ;-)
W Martwi:
Za Martwią droga zdecydowanie się pogorszyła – piach i kocie łby, potem było trochę lepiej, bo bardziej twarde drogi gruntowe. I tak dojechaliśmy do Miradza, gdzie po raz drugi tego dnia przekraczaliśmy Płociczną, tym razem drewnianym mostem.
Miradz i Jelenie to kilka chałup zagubionych w leśnych ostępach, połączonych drogą szutrową. Znów mieliśmy powtórkę z reksiem. Z Jeleni szutrówka prowadzi na południe, przez Rogoźnicę do drogi na Głusko. To jednak spory objazd, więc zdecydowaliśmy się jechać drogą gruntową na zachód, do Sówki. BŁĄD!
Kilka kilometrów po piachu porządnie dało nam w kość i pewnie wcale nie było szybciej. A gdy tuż przed Sówką miałam perspektywę fajnego, relaksowego zjazdu asfalcikiem do Jaźwin i Bogdanki, to okazało się, że droga z Sówki do Jaźwin jest nieprzejezdna i wytyczono objazd przez las. Mogliśmy wprawdzie pojechać do Sówki i po pokonaniu krótkiego odcinka przez bruk dalej przejechać znaną nam drogą z płyt jumbo, ale objazd szutrówką nie wyglądał źle. O ja naiwna! Szuter wkrótce się skończył, a objazd dalej znów prowadził przez piach. Życzyłam tym, którzy go wytyczyli, aby ich szlag trafił i piekło pochłonęło.
Prace budowlane w Jaźwinach na Korytnicy:
Oj, dawno mi żadna wycieczka nie dała tak w kość. Niby tylko 60 km, ale umordowałam się, jakbym przejechała 160 albo i bardziej. Darek stwierdził, że całe szczęście, że to nie on wymyślił tę trasę, tylko ja sama, bo by chyba nie miał życia. Tak więc pewnie nieprędko wrócę do Tuczna.
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dawno nie byliśmy w Tucznie, właściwie tylko dwa razy tam zawitaliśmy na rowerach przez ostatnie kilkanaście lat, a to dlatego, że wciąż brak tam dobrej trasy rowerowej z kierunku zachodniego. Albo drogi krajowe, którymi z zasady nie jeżdżę rowerem, albo podrzędne drogi o słabej nawierzchni. Postanowiliśmy sprawdzić, czy coś się zmieniło w tym względzie od naszej ostatniej wyprawy.
Do Nowej Korytnicy pojechaliśmy przez las, drogą, która była kiedyś utwardzona, ale chyba było to bardzo dawno temu, bo pozostały jedynie resztki i kruszące się kamienie. Zwykle jedziemy tamtędy w drugim kierunku – wtedy jest z górki, a teraz nie dość, że „trzęsidupka” to jeszcze pod górkę. A to był dopiero początek. Po chwili wytchnienia na asfalcie przed Nową Korytnicą zajrzeliśmy na puste tym razem miejsce wodowania kajaków i przekroczyliśmy mostek na Korytnicy, a za wioską znów znaleźliśmy się na wyboistej drodze, tym razem do Krępy Krajeńskiej.
Nad Korytnicą:
Na moście w Nowej Korytnicy:
W Krępie Krajeńskiej w zasadzie kończyła się moja mapa, ale pamiętałam asfaltową drogę do Tuczna przez Jeziorki Wałeckie i Rzeczycę. Odpoczęliśmy więc trochę od nierównych, terenowych nawierzchni, za to było do pokonania kilka różnic wysokości, a największa to chyba w dolinie rzeki Płocicznej. Płociczna jest – podobnie jak Korytnica – lewym dopływem Drawy i wraz z Drawą stanowi oś Drawieńskiego Parku Narodowego. W przeciwieństwie do Drawy i Korytnicy nie jest udostępniona do turystyki kajakowej i zachowała swój dziki i pierwotny charakter oraz pierwszy stopień czystości wód, zwłaszcza, że nie licząc kilku małych,śródleśnych osad, jej dolina to raczej bezludne leśne ostępy, łąki i jeziora. Przez dolinę Płocicznej przechodzi kilka szlaków turystycznych i kilka mostów, między innymi ten na północny wschód od Krępy Krajeńskiej.
Nad Płociczną:
Zaraz za mostem przejeżdżaliśmy przez miejsce, gdzie musiało chyba niedawno przejść jakieś lokalne tornado, bo fragment lasu wygląda tak:
W Jeziorkach Wałeckich zatrzymaliśmy się, żeby zjeść kanapki, na ławeczce w sąsiedztwie rodzinki kozaków. Zostawiliśmy jednak grzybki tam, gdzie rosły, bo pewnie niewiele by z nich zostało po kilku godzinach telepania się na rowerze.
Choć to nie maj, to pod Tucznem kwitnie rzepak, zajrzeliśmy też do Wrzosów – jest tam pałac, wykorzystywany na imprezy okolicznościowe. Ładny, ale trochę zaniedbany.
Do Tuczna warto pojechać dla pięknego, renesansowego zamku Wedlów, w którym obecnie mieści się Dom Pracy Twórczej Stowarzyszenia Architektów Polskich. Wnętrza zamku kryją restaurację, hotel i sale wystawowe, które można oglądać, a dookoła rozpościera się uroczy park.
Za bramą zamku zaś stoi ciekawy kościół Wniebowzięcia NMP:
Nie było już niestety czasu, aby zajrzeć nad obydwa duże jeziora w Tucznie, gdzie jest plaża i kilka ośrodków wypoczynkowych. Przejechawszy przez miasteczko skierowaliśmy się na południowy zachód, asfaltową boczną drogą do Martwi. Martew to bardzo ładna wioska i węzeł szlaków turystycznych, ale musieliśmy szybko spieprzać, bo z obejścia wypadł jakiś wściekły reksiu i chciał nas zjeść ;-)
W Martwi:
Za Martwią droga zdecydowanie się pogorszyła – piach i kocie łby, potem było trochę lepiej, bo bardziej twarde drogi gruntowe. I tak dojechaliśmy do Miradza, gdzie po raz drugi tego dnia przekraczaliśmy Płociczną, tym razem drewnianym mostem.
Miradz i Jelenie to kilka chałup zagubionych w leśnych ostępach, połączonych drogą szutrową. Znów mieliśmy powtórkę z reksiem. Z Jeleni szutrówka prowadzi na południe, przez Rogoźnicę do drogi na Głusko. To jednak spory objazd, więc zdecydowaliśmy się jechać drogą gruntową na zachód, do Sówki. BŁĄD!
Kilka kilometrów po piachu porządnie dało nam w kość i pewnie wcale nie było szybciej. A gdy tuż przed Sówką miałam perspektywę fajnego, relaksowego zjazdu asfalcikiem do Jaźwin i Bogdanki, to okazało się, że droga z Sówki do Jaźwin jest nieprzejezdna i wytyczono objazd przez las. Mogliśmy wprawdzie pojechać do Sówki i po pokonaniu krótkiego odcinka przez bruk dalej przejechać znaną nam drogą z płyt jumbo, ale objazd szutrówką nie wyglądał źle. O ja naiwna! Szuter wkrótce się skończył, a objazd dalej znów prowadził przez piach. Życzyłam tym, którzy go wytyczyli, aby ich szlag trafił i piekło pochłonęło.
Prace budowlane w Jaźwinach na Korytnicy:
Oj, dawno mi żadna wycieczka nie dała tak w kość. Niby tylko 60 km, ale umordowałam się, jakbym przejechała 160 albo i bardziej. Darek stwierdził, że całe szczęście, że to nie on wymyślił tę trasę, tylko ja sama, bo by chyba nie miał życia. Tak więc pewnie nieprędko wrócę do Tuczna.
Rower:rower działkowy
Dane wycieczki:
62.30 km (32.00 km teren), czas: 06:44 h, avg:9.25 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Suchą szosą - okolice Drawna
Poniedziałek, 9 lipca 2018 | dodano: 10.07.2018Kategoria koło Dominikowa, Zachodniopomorskie
Przedłużony weekend na działce, ale mało czasu na rower. Sporo roboty ogrodowej i tej przywiezionej w komputerze, tak więc tylko wczoraj wieczorem udało się wyskoczyć na małą przejażdżkę. Susza potworna, więc drogi terenowe odpadają, zostaje szosa, na szczęście w tygodniu ruch tutaj niewielki, dlatego też jest bezpiecznie i przyjemnie. Mapka wycieczki
Najpierw pojechałam drogą do Drawna, stamtąd nad Drawę do Drawnika ;-). W poniedziałkowy wieczór nie było tam żywej duszy, w przeciwieństwie do weekendów, gdy po Drawie pływają tłumy kajakarzy.
W Drawniku wyłączyła się aplikacja, więc kilometry są trochę na oko. Wróciłam do krzyżówki w Drawnie, drogą przebiegającą nad nieczynną linią kolejową z Kalisza Pomorskiego do Choszczna:
Z Drawna pojechałam do Barnimia, aby odwiedzić dawno niewidzianą koleżankę. Droga z Drawna do Barnimia:
Po drodze zatrzymałam się w Podegrodziu przy odrestaurowanym pałacyku i pogawędziłam chwilę z ojcem właścicielki. Pamiętam ten budynek sprzed 10 lat jako kompletną ruderę. Teraz jest tam agroturystyka i sala bankietowa, a dookoła zadbany park. Może z taką ilością detali architektonicznych nie jest on do końca w moim guście, ale bez wątpienia należy docenić, że właściciele dali temu obiektowi nowe życie:
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Najpierw pojechałam drogą do Drawna, stamtąd nad Drawę do Drawnika ;-). W poniedziałkowy wieczór nie było tam żywej duszy, w przeciwieństwie do weekendów, gdy po Drawie pływają tłumy kajakarzy.
W Drawniku wyłączyła się aplikacja, więc kilometry są trochę na oko. Wróciłam do krzyżówki w Drawnie, drogą przebiegającą nad nieczynną linią kolejową z Kalisza Pomorskiego do Choszczna:
Z Drawna pojechałam do Barnimia, aby odwiedzić dawno niewidzianą koleżankę. Droga z Drawna do Barnimia:
Po drodze zatrzymałam się w Podegrodziu przy odrestaurowanym pałacyku i pogawędziłam chwilę z ojcem właścicielki. Pamiętam ten budynek sprzed 10 lat jako kompletną ruderę. Teraz jest tam agroturystyka i sala bankietowa, a dookoła zadbany park. Może z taką ilością detali architektonicznych nie jest on do końca w moim guście, ale bez wątpienia należy docenić, że właściciele dali temu obiektowi nowe życie:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
20.00 km (0.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:13.33 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Majowo nad Drawą
Niedziela, 13 maja 2018 | dodano: 15.05.2018Kategoria koło Dominikowa
W weekend pojechaliśmy na działkę
– wstyd się przyznać, bo po raz pierwszy w tym roku, tak się złożyło. To znaczy
Darek z psem zawieźli mnie w sobotę raniutko do pracy i pojechali autem, a ja
dojechałam po południu pociągiem regionalnym relacji Szczecin-Piła.
W pociągu cała wyprawa rowerowa Niemców – wysiadali w Ognicy, ale pan nie bardzo potrafił mi powiedzieć, jaką trasą i dokąd będą jechać. No proszę – my jeździmy do nich, a oni do nas, dla odmiany. Ja dojechałam do Żółwina, skąd odebrał mnie Darek.
Sobotnie popołudnie i niedzielny ranek, to tzw. „dzień gospodarczy”, choć w tym roku miałam i tak ulgowo, bo Darek sporą część roboty już ogarnął, gdy byłam w pracy. Koło południa obrobiliśmy się na tyle, że można było pomyśleć o przyjemniejszych sprawach, to znaczy o rowerku, oczywiście ;-). Mapka wycieczki
Postanowiliśmy pojechać wzdłuż Drawy – cichej i bezludnej o tej porze roku, bo nie ma kajakarzy. Jak już kiedyś pisałam, szlaki rowerowe w Drawieńskim Parku Narodowym, są bardzo starannie wytyczone i opisane, ale jakoś nieznane lub mało popularne wśród bikerów, dlatego też turystyka rowerowa jest w DPN raczej niszowa, w przeciwieństwie do kajakowej - masowej. Nawet – wzorem innych szlaków wzdłużrzecznych dałoby się oznaczyć dłuższy odcinek jednodniowy nad Drawą z Prostyni do Krzyża – z dojazdem kolejowym. Nam osobiście ta niszowość nie przeszkadza, wręcz przeciwnie.
Najpierw asfaltem dojechaliśmy kilka kilometrów z Dominikowa do Barnimia. Tam pierwszy rzut oka z mostu na Drawę i początek długiego odcinka terenowego.
Niebieski szlak rowerowy (pętla Barnimie) pokrywa się w dużej mierze z czerwonym szlakiem pieszym, prowadząc po malowniczych ścieżkach bukowym lasem albo malowniczą skarpą nad rzeką do Zatomia.
W Zatomiu:
Za Zatomiem odbiliśmy nieco od doliny Drawy i od szlaku, bo chciałam zajrzeć nad jezioro Rokiet, zwane również Rokitno. Prowadzi tam piaszczysta dojazdówka od głównej drogi na Radęcin. Bardzo piaszczysta i pod górkę, umordowałam się trochę. W jeziorze tak wysoki stan lustra, że wszystkie pomosty pod wodą.
Za to przy brzegu rój kijanek, aż czarno!
Nie miałam ochoty znów pokonywać wzniesienia przez piach, więc pojechaliśmy ścieżką wzdłuż jeziora. Na początku była to trawiasta droga na szerokość samochodu, potem wyraźna ścieżka, potem nikła ścieżynka, aż w końcu całkowite bezdroże. Ale co tam, przygoda była. Z krzaczorów wyłonił się wędkarz i poinformował nas, że trzymając się linii brzegowej odnajdziemy drogę i tak się stało. Wkrótce dojechaliśmy też do starej, brukowanej drogi z Wygonu do Moczeli. Wytelepaliśmy się trochę na tych kocich łbach, a na krzyżówce szlaków zdecydowaliśmy się pojechać jednak czerwonym szlakiem pieszym do Moczeli, choć tego odcinka nie znaliśmy – przynajmniej nie od strony lądu, kajakiem – i owszem.
Wydrzy Głaz na Drawie, na wysokości osady Sitnica:
Na moście w Moczelach:
W zasadzie było to jedyne miejsce, w którym spotkaliśmy innego rowerzystę, nie licząc wędkarzy. I cycata baba w Moczelach, z mocno już „wyślizganymi” wdziękami:
Za Moczelami zrobiliśmy sobie piknik na polu biwakowym Pstrąg.
Pole jest na wysokim brzegu Drawy – niezły kawałek wciągania kajaków w górę!
Na polu spotkaliśmy niezwykłą starszą panią ze sporym plecakiem z ekwipunkiem turystycznym i pieskiem typu „bida przygarnięta ze schroniska i odchuchana”. Pani od poniedziałku jest w drodze i wędruje sobie od Czaplinka w dół Drawy. Przewędrowała już tak kilka rzek w Polsce, a i inne rodzaje turystyki nie są jej obce. Podziwiam szczerze i chciałabym mieć taki apetyt na życie na emeryturze!
Z „Pstrąga” już niedaleko do Żeleznicy, a tam mocno nadwyrężony most drewniany prowadzi do Głuska. Przez most prowadzi tylko szlak pieszy – nawet my zsiedliśmy z rowerów, bo drewniana konstrukcja dosłownie sypała się na naszych oczach.
Za to jakie piękne widoki na Drawę, szeroko rozlewającą się tutaj, przed tamą elektrowni wodnej Kamienna:
Punkt informacji turystycznej DPN w Głusku a zarazem nasz „punkt zwrotny”:
Z Głuska do Sitnicy mieliśmy odcinek szybki, szosowy. Niestety na granicy wojewódzw lubuskiego i zachodniopomorskiego piękny asfalt nagle się urywa, a droga do Bogdanki, to nawet nie ser szwajcarski – to rozsypująca się katastrofa. Jeśli gospodarze drogi nie powstrzymają tej degradacji, to niedługo chyba las tam urośnie.
W powrotnej drodze zajrzeliśmy jeszcze na biwak „Bogdanka”, żeby zobaczyć, czy ukończono prace budowlane przy zagospodarowaniu tej polany u malowniczego ujścia Korytnicy do Drawy. Chyba jeszcze nie - brakuje stojaków na rowery ...
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W pociągu cała wyprawa rowerowa Niemców – wysiadali w Ognicy, ale pan nie bardzo potrafił mi powiedzieć, jaką trasą i dokąd będą jechać. No proszę – my jeździmy do nich, a oni do nas, dla odmiany. Ja dojechałam do Żółwina, skąd odebrał mnie Darek.
Sobotnie popołudnie i niedzielny ranek, to tzw. „dzień gospodarczy”, choć w tym roku miałam i tak ulgowo, bo Darek sporą część roboty już ogarnął, gdy byłam w pracy. Koło południa obrobiliśmy się na tyle, że można było pomyśleć o przyjemniejszych sprawach, to znaczy o rowerku, oczywiście ;-). Mapka wycieczki
Postanowiliśmy pojechać wzdłuż Drawy – cichej i bezludnej o tej porze roku, bo nie ma kajakarzy. Jak już kiedyś pisałam, szlaki rowerowe w Drawieńskim Parku Narodowym, są bardzo starannie wytyczone i opisane, ale jakoś nieznane lub mało popularne wśród bikerów, dlatego też turystyka rowerowa jest w DPN raczej niszowa, w przeciwieństwie do kajakowej - masowej. Nawet – wzorem innych szlaków wzdłużrzecznych dałoby się oznaczyć dłuższy odcinek jednodniowy nad Drawą z Prostyni do Krzyża – z dojazdem kolejowym. Nam osobiście ta niszowość nie przeszkadza, wręcz przeciwnie.
Najpierw asfaltem dojechaliśmy kilka kilometrów z Dominikowa do Barnimia. Tam pierwszy rzut oka z mostu na Drawę i początek długiego odcinka terenowego.
Niebieski szlak rowerowy (pętla Barnimie) pokrywa się w dużej mierze z czerwonym szlakiem pieszym, prowadząc po malowniczych ścieżkach bukowym lasem albo malowniczą skarpą nad rzeką do Zatomia.
W Zatomiu:
Za Zatomiem odbiliśmy nieco od doliny Drawy i od szlaku, bo chciałam zajrzeć nad jezioro Rokiet, zwane również Rokitno. Prowadzi tam piaszczysta dojazdówka od głównej drogi na Radęcin. Bardzo piaszczysta i pod górkę, umordowałam się trochę. W jeziorze tak wysoki stan lustra, że wszystkie pomosty pod wodą.
Za to przy brzegu rój kijanek, aż czarno!
Nie miałam ochoty znów pokonywać wzniesienia przez piach, więc pojechaliśmy ścieżką wzdłuż jeziora. Na początku była to trawiasta droga na szerokość samochodu, potem wyraźna ścieżka, potem nikła ścieżynka, aż w końcu całkowite bezdroże. Ale co tam, przygoda była. Z krzaczorów wyłonił się wędkarz i poinformował nas, że trzymając się linii brzegowej odnajdziemy drogę i tak się stało. Wkrótce dojechaliśmy też do starej, brukowanej drogi z Wygonu do Moczeli. Wytelepaliśmy się trochę na tych kocich łbach, a na krzyżówce szlaków zdecydowaliśmy się pojechać jednak czerwonym szlakiem pieszym do Moczeli, choć tego odcinka nie znaliśmy – przynajmniej nie od strony lądu, kajakiem – i owszem.
Wydrzy Głaz na Drawie, na wysokości osady Sitnica:
Na moście w Moczelach:
W zasadzie było to jedyne miejsce, w którym spotkaliśmy innego rowerzystę, nie licząc wędkarzy. I cycata baba w Moczelach, z mocno już „wyślizganymi” wdziękami:
Za Moczelami zrobiliśmy sobie piknik na polu biwakowym Pstrąg.
Pole jest na wysokim brzegu Drawy – niezły kawałek wciągania kajaków w górę!
Na polu spotkaliśmy niezwykłą starszą panią ze sporym plecakiem z ekwipunkiem turystycznym i pieskiem typu „bida przygarnięta ze schroniska i odchuchana”. Pani od poniedziałku jest w drodze i wędruje sobie od Czaplinka w dół Drawy. Przewędrowała już tak kilka rzek w Polsce, a i inne rodzaje turystyki nie są jej obce. Podziwiam szczerze i chciałabym mieć taki apetyt na życie na emeryturze!
Z „Pstrąga” już niedaleko do Żeleznicy, a tam mocno nadwyrężony most drewniany prowadzi do Głuska. Przez most prowadzi tylko szlak pieszy – nawet my zsiedliśmy z rowerów, bo drewniana konstrukcja dosłownie sypała się na naszych oczach.
Za to jakie piękne widoki na Drawę, szeroko rozlewającą się tutaj, przed tamą elektrowni wodnej Kamienna:
Punkt informacji turystycznej DPN w Głusku a zarazem nasz „punkt zwrotny”:
Z Głuska do Sitnicy mieliśmy odcinek szybki, szosowy. Niestety na granicy wojewódzw lubuskiego i zachodniopomorskiego piękny asfalt nagle się urywa, a droga do Bogdanki, to nawet nie ser szwajcarski – to rozsypująca się katastrofa. Jeśli gospodarze drogi nie powstrzymają tej degradacji, to niedługo chyba las tam urośnie.
W powrotnej drodze zajrzeliśmy jeszcze na biwak „Bogdanka”, żeby zobaczyć, czy ukończono prace budowlane przy zagospodarowaniu tej polany u malowniczego ujścia Korytnicy do Drawy. Chyba jeszcze nie - brakuje stojaków na rowery ...
Rower:rower działkowy
Dane wycieczki:
53.50 km (20.00 km teren), czas: 05:18 h, avg:10.09 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)