Rowerem po obu stronach Odryblog rowerowy

avatar tanova
Tanowo

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl   button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(17)

Moje rowery

Unibike Expedition LDS 4251 km
nextbike 113 km
Giant Expression 17647 km
rower działkowy 1532 km
Specialized Sirrus 6719 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tanova.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wycieczka do Rieth

Środa, 23 września 2020 | dodano: 23.09.2020Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, trekking, Zachodniopomorskie
Po wczorajszej jeździe treningowej szosą, dzisiaj z Darkiem wybraliśmy się po południu na trekkingach do Rieth. Po raz pierwszy w tym sezonie - wszystko przez COVID-owe restrykcje i zamkniętą granicę z Meklemburgią-Pomorzem Przednim.
Lubimy tę trasę, zwłaszcza odcinek leśny z Hintersee do Rieth i potem przez mostek graniczny DDR-ką do szosy. Dziś tempo było spokojne i turystyczne, robiliśmy też zdjęcia. Niestety w samym Rieth i okolicach strasznie żarły komary, więc nie dało się za długo posiedzieć na przystani, ale może to i lepiej, bo przynajmniej wróciliśmy w miarę po widoku.
Szlak do Rieth w miejscowości Ludwigshof:

Obrazki z przystani w Rieth:







Graniczny mostek. Ostatnio, gdy tu byłam, przejazd zagradzała bariera:

Koniec (albo początek DDR-ki):

Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 60.00 km (0.00 km teren), czas: 03:02 h, avg:19.78 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Średnia trochę więcej niż średnia

Wtorek, 22 września 2020 | dodano: 22.09.2020Kategoria fitness, koło domu, Meklemburgia-Pomorze, Zachodniopomorskie
Wieczorem idealna pogoda na rowerowy trening - komfort termiczny, ale nie za ciepło i bez wiatru. Zrobiliśmy z Darkiem rundkę pod Ahlbeck i z powrotem. Wyszła życiówka na 50 km, nawet z dwukilometrowym odcinkiem przez tanowskie wertepy, bo się spieszyliśmy, żeby zdążyć po widoku (żart ;-).

Rower:Specialized Sirrus Dane wycieczki: 50.04 km (0.00 km teren), czas: 01:47 h, avg:28.06 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Odrą-Nysą Mescherin-Stolpe-Mescherin

Niedziela, 20 września 2020 | dodano: 21.09.2020Kategoria Brandenburgia, Odra-Nysa, trekking
Wczorajsza wycieczka z Moniką i Darkiem, na luziku. Wyjechaliśmy dość późno, bo rano musiałam wstać skoro świt i jeszcze zrobić coś do pracy. Dużo tej roboty ostatnio i nie zostaje zbyt wiele czasu na rowery, a szkoda, bo pogoda super.
No, ale wczoraj było wietrzenie głowy na lokalnym klasyku, czyli ON-ce. Tym razem turystycznie, na trekkingach. Start na parkingu w Mescherin grubo po 11-tej i meta tamże po 19-tej. Dzień cudny, słoneczny i nawet niezbyt wietrzny - ewenement na odrzańskich wałach.
W Mescherin:

Fotka w Gartz, jeszcze na długi rękaw:

Nad kanałem za Friedrichsthal:

Z Monią na moście nad śluzą w Gatow:

Koło Stolpe Monika podpuściła nas, aby zjechać do miejscowości i zobaczyć z bliska wieżę "Grützpott" (po niemiecku: garnek do kaszy). No dobrze - jesteśmy z zapasem czasowym, czemu nie?

Wieżę można zwiedzać od środy do niedzieli, w godzinach 9-12 i 14-16. Do końca października. W środku ciekawa ekspozycja historyczna z opisami również po polsku, a na górze jest taras widokowy. Początki słowiańskiego grodu w Stolpe sięgają VIII wieku, potem siedlisko Wkrzan zostało podbite przez Pomorzan, a warownię, której pozostałością jest wieża zbudowali w XII wieku Duńczycy. 
Widok z góry:

Potem pojechaliśmy wariantem nad Odrą do drugiej wieży, całkiem współczesnej i drewnianej, ale również z pięknymi widokami:



Piękna ta trasa na rower!

Pomimo wysokiej temperatury nie da się ukryć, że jesień tuż tuż. Przypomina o tym coraz krótszy dzień i klucze dzikich gęsi zbierające się do odlotu:




Wieczór nad Odrą w Mescherin:



I mapka:
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 115.00 km (0.00 km teren), czas: 06:16 h, avg:18.35 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Doliną Płocicznej

Niedziela, 13 września 2020 | dodano: 13.10.2020Kategoria koło Dominikowa, Zachodniopomorskie
Ostatni z zaległych wpisów - tym razem działkowy sprzed miesiąca. Będzie dużo zielonego i dużo wody. Główną bohaterką będzie tym razem Płociczna - lewobrzeżny dopływ Drawy o długości ponad 50 km. Płociczna to rzeka mało znana, bo wyłączona z turystyki kajakowej. Dotrzeć tu można pieszo lub rowerem, bo i drogi asfaltowe omijają raczej te tereny. 
Zanim dotrzemy z Darkiem nad Płociczną przecinamy jeszcze dwie rzeczki - Słopicę, która notabene płynie przy naszej działce, oraz Korytnicę.
Słopica widziana z mostu na leśnej drodze między szosą z Niemieńska, a Sówką:

Jedziemy leśnymi drogami. W Sówce jakaś grupa już kończy spływ Korytnicą:

Fotka prosto z mostu:

Następnie gruntową drogą jedziemy w kierunku na Jelenie - małą wioskę zagubioną w lesie. Po drodze trochę grzybiarzy.
Jelenie w pełnej krasie - akurat był miesiąc temu sezon na rykowisko ;-)

Za kolejną osadą - Miradź - zaczynają się tereny Drawieńskiego Parku Narodowego. Grzybiarzy już więc tutaj nie ma. Jest za to nasz cel podróży - Płociczna po raz pierwszy:

Szlak początkowo jest jeszcze przejezdny dla rowerów, potem - w okolicy Śmiałkowych Wzgórz - zmienia się w wąską i krętą ścieżynę biegnącą po zarośniętym terenie. W oddali widać jezioro Jamno (zwane również Gemel), nad którym robimy sobie popas.

Miejscami trzeba prowadzić rower, zwłaszcza że teren jest do tego mocno pagórkowaty. Jest za to więcej czasu na rozglądanie się dokoła i podziwianie widoków. Kolejny most na Płocicznej - można stąd wrócić niebieskim szlakiem do Miradza, albo - tak jak my - pojechać dalej czerwonym wzdłuż rzeki.



Teraz szlak biegnie wałem, wzdłuż dawnego Kanału Sicieńskiego. Kanał - zbudowany dwieście lat temu - nawadniał okoliczne łąki. Teraz łąki zarósł las, wsie się wyludniły, a kanał - uszkodzony w II wojnie światowej i zniszczony przez jakichś gamoni, wyznaczonych do jego naprawy po wojnie, całkiem wysechł.

Resztki młyna w nieistniejącej osadzie Pustelnia:

I miejsce przy węźle szlaków:

Stąd można pojechać do Głuska żółtym szlakiem - ścieżką brzegiem jeziora Ostrowieckiego, albo leśnymi drogami przez osadę Ostrowite (szlaki czerwony, niebieski i czarny). My wybieramy tym razem drugi wariant, zahaczając po drodze o ruiny Starej Węgorni. Tutaj Płociczna nieoczekiwanie zmienia się ze spokojnej, nizinnej rzeczki w rwący potok:

Przejeżdżamy przez osadę leśną Ostrowite, w której mieści się terenowa stacja DPN-u.

I na chwilkę zatrzymujemy się nad jeziorem Ostrowieckim:

Dalej powrót przez Głusko, Sitnicę do Bogdanki - lepszym (na terenie województwa lubuskiego) i tragicznym (w granicach zachodniopomorskiego) asfaltem. Jeszcze zaglądamy na Bogdankę, na pole biwakowe w widłach Drawy i Korytnicy.

I wracamy na działkę. Mapka wycieczki:

Rower:rower działkowy Dane wycieczki: 59.60 km (25.00 km teren), czas: 05:21 h, avg:11.14 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Dookoła komina i końskie zaloty

Poniedziałek, 7 września 2020 | dodano: 07.09.2020Kategoria koło domu, trekking, Zachodniopomorskie
Wczoraj był dzień na regenerację, a dzisiaj - korzystając ze słonecznej pogody - wybrałam się pod wieczór na krótką rundkę po okolicy. Dla odmiany po szosowych ekscesach - tym razem trekkingiem po bardziej terenowych okolicach. Trasa: Tanowo - Węgornik - Świdwie - Grzepnica - Sławoszewo - Bartoszewo - Tanowo.
Gotowa jest już patatajka do Węgornika, ale kiepsko się nią jedzie rowerem. Już sama nie wiem, czy nie wolałam starego szutru z dziurami.

Nad Świdwiem bez zmian - wieża widokowa niszczeje, okolica zarasta. Przyroda powoli bierze z powrotem to miejsce w posiadanie.

Potem jadę sobie przez Węgornik i szuter lasem do Grzepnicy. Na drodze, już pod Grzepnicą, mam spotkanie z uroczym stadkiem. Koniki są ciekawskie i kontaktowe. Żałuję, że nic dla nich nie mam.





Do Bartoszewa jadę asfaltem, a stamtąd odbijam nad jezioro i przez las do domu - korzystając z faktu, że po deszczu leśne drogi są jeszcze w miarę ubite.
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 20.86 km (12.00 km teren), czas: 01:34 h, avg:13.31 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Ultra Gryfus

Sobota, 5 września 2020 | dodano: 07.09.2020Kategoria Dookoła Zalewu Szczecińskiego, fitness, Niemcy, Zachodniopomorskie
W sobotę razem z Darkiem przejechaliśmy 3 Ultra Gryfus Turystyczny Ultramaraton Rowerowy dookoła Zalewu Szczecińskiego. Pogoda nie rozpieszczała - połowa drogi w deszczu, ale daliśmy radę. Zmieściłam się w regulaminowym czasie, nawet z zapasem 1,5 h i ostatecznie zajęłam 5 miejsce w swojej kategorii wiekowej K45-99.
Pobudka o 4.45, śniadanie, szybki gramoling i przy świetle księżyca jedziemy autem z rowerami na szczecińską Łasztownię.
O 6.00 odbieramy pakiety startowe u organizatora. Ja miałam start o 6.30 - w pierwszej grupie szosowej, Darek o 8.05, więc spora różnica i sporo miał chłopak do nadrobienia.

Trasa prowadziła zgodnie z ruchem wskazówek zegara, więc najpierw jechaliśmy część niemiecką, a powrót - stroną polską.
Na starcie:



Na starcie lekko kropi, ale przejazd przez (rozkopany) Szczecin jest jeszcze w miarę na sucho. Im bliżej granicy, tym bardziej pada i deszcz będzie nam towarzyszył, aż do popołudnia. Podłączam się pod grupę ze Stargardu, która jedzie podobnym jak ja, spokojnym tempem. Pierwszy punkt kontrolny jest w Ueckermünde, gdzie trzeba zrobić zdjęcie przy słynnej ławeczce.

Potem kolejny, gdzieś na parkingu pod Bugewitz - tym razem z punktem żywieniowym (pączki, batony, napoje) i wolontariuszkami z Gryfusa, które podbijają pieczątki na karcie kontrolnej. Jadę dalej - już solo - w kierunku Anklam, gdzie na rynku robię kolejne zdjęcie do dokumentacji:

Na moment przestaje padać, gdzieś nawet nieśmiało próbuje przebić się słońce, ale zaraz ustępuje miejsca ołowianym chmurom i kolejnej fali deszczu. Na dodatek zaliczam - na szczęście niegroźną, ale nieprzyjemną - przewrotkę, zahaczając kołem krawężnik w miejscu, gdzie kończy się ulica i przechodzi w ścieżkę rowerową.
Deszcz chyba wystraszył niemieckich urlopowiczów z wyspy Uznam, bo od samego Anklam do mostu w Zecherin na B 110 utworzył się gigantyczny korek aut wyjeżdżających z wyspy. Początkowo jadę asfaltową DDR-ką, równolegle do szosy, ale już za mostem szlak rowerowy odbija w szutrową drogę przez las. Trochę kiepsko na szosowe opony, więc decyduję się jednak pojechać asfaltem. Na szczęście w kierunku na wyspę jedzie mało samochodów, więc nie będę jakoś wybitnie utrudniać kierowcom życia. Jak się potem okazało Darek na tym szutrze złapał gumę i zmieniał dętkę, więc chyba słusznie, że zjechałam.
Droga do Świnoujścia dłuży się, a pogoda mocno daje się we znaki. Potrzebuję regeneracji. W Świnoujściu jest kolejny punkt kontrolny w Berliner Döner Kebab (jeden ze sponsorów) przy promenadzie. Niektórzy tylko łapią jedzenie na wynos i szybko jadą na prom. Ja potrzebuję dłuższego odpoczynku przed drugą połową dystansu, ciepłego posiłku i gorącej kawy. Po około 20 minutach dojeżdża Darek, przemoczony do suchej nitki. Ja jechałam w kurtce, on w ciuchach kolarskich - na szczęście ma rzeczy na zmianę i na szczęście przestaje padać.
Na promie, już we dwójkę:

Nawet nie widziałam morza, no cóż - niech będzie port w Kanale Piastowskim:

Nudny i trochę uciążliwy fragment trasy wzdłuż ruchliwej DK 3 do Wolina mija nawet całkiem dobrze. Jedziemy szerokim poboczem, ale ruch jest duży - TIR-y, samochody, autokary. Od Wolina - znacznie spokojniej, bo zjeżdżamy w lokalną drogę do Stepnicy. Nawet wiatr, który wieje tam ZAWSZE znad Zalewu, nie jest specjalnie uciążliwy.
Stepnica i kolejny punkt kontrolny przy informacji turystycznej - z kanapkami i bardzo wesołymi wolontariuszkami:

Stąd mamy 50 km do celu. Zmęczenie już daje się we znaki - drętwieją ręce od kierownicy, czuję kolana i siedzenie.
Okolice Goleniowa:

Ostatni odcinek jedziemy już po ciemku. O ile do granic Szczecina jest jeszcze w miarę, to na końcowych 15 km dopada mnie jednak kryzys. Mam już zawroty głowy, muszę się co jakiś czas zatrzymywać, a jazda ruchliwą wlotówką do miasta jest dość stresująca. To było długie 15 kilometrów!
22.16. Jesteśmy na mecie. Bardzo szczęśliwi. Zmieściłam się w regulaminowym czasie, nawet z 1,5 h zapasu i chyba dobrze rozłożyłam siły. Jest ogromna satysfakcja.
Spośród 200 uczestników tylko dwie osoby się wykruszyły z powodu awarii roweru. Większość pojechała ten ultramaraton sportowo - najlepsi w czasie niewiele ponad 8 godzin, ale było też sporo osób, które jechało tak jak my - spokojniej, bardziej turystycznie - jakieś grupy koleżeńskie i ze dwie inne pary. Zakładałam, że powinnam przejechać 250 km w +/- 15 godzin i tak się stało, bo miałam czas 15 h:36 minut,(czas nie uwzględnia przeprawy promowej), co biorąc pod uwagę kiepską pogodę i fakt, że nadłożyłam kilka km gubiąc w pewnym momencie drogę, jest moim nowym życiowym rekordem. W swojej kategorii K45-99 zajęłam 5 miejsce, choć konkurencja ... nie była zbyt duża.
Fajna była przygoda, daliśmy radę.

Strava nieco zawyżyła kilometraż. W rzeczywistości było to ok. 255 km.
Rower:Specialized Sirrus Dane wycieczki: 254.00 km (0.00 km teren), czas: 15:36 h, avg:16.28 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(12)

Rozjazd po serwisie

Piątek, 4 września 2020 | dodano: 07.09.2020Kategoria fitness, koło domu
Witam po przerwie. Ostatnią dekadę sierpnia spędziłam na kolejnej rowerowej włóczędze - tym razem w alpejskich klimatach. Relacja do nadrobienia - będzie, a tymczasem szpeca oddałam do serwisu na przegląd. W piątek po odbiorze zrobiliśmy z Darkiem krótki rozjazd kawałek za Dobieszczyn i z powrotem, w ramach przygotowań przed sobotnią imprezą gryfusową. 
Rower:Specialized Sirrus Dane wycieczki: 30.48 km (0.00 km teren), czas: 01:19 h, avg:23.15 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 8: Wracamy do Lienz szlakiem Drauradweg

Sobota, 29 sierpnia 2020 | dodano: 13.10.2020Kategoria Austria, Karyntia, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Tyrol Wschodni, Alpy
Ostatni dzień naszej rowerowej wyrypy w Alpach. Padało w piątek wieczór i całą noc. W sobotę rano niebo było zaniesione, ale deszcz – pomimo pesymistycznych prognoz – ustał. Więc ruszamy w drogę, przez kukurydziane pola i karynckie wioski. W zanadrzu mamy opcję powrotu pociągiem do Lienzu, gdyby pogoda załamała się - bo linia kolejowa prowadzi wzdłuż Drawy i wzdłuż naszego szlaku Drauradweg.
Ciężkie chmury wiszą nisko w dolinie, skrywając widoki na alpejskie szczyty.
 Ale czasem na chwilę się przejaśni i wyłoni się jakiś zarys górskich kulisów.


Nieopodal miejscowości Berg im Drautal trafiamy na drogowskazy do dwóch wąwozów – Ochsenschlucht i Geisslochklamm. Zaglądamy do drugiego z nich – wygodna ścieżka zmienia się jednak wkrótce w skakanie po kamieniach w korycie rzeki, a tabliczka oznajmia, że dalej szlaku nie ma. Próbujemy jeszcze kawałek, ale mżawka i śliskie głazy jednak zniechęcają i wkrótce zawracamy, nie chcąc ryzykować kontuzji na takim odludziu.
W wąwozie:



Chłopaki na mostku nad skalnym wąwozem i nad potokiem płynącym jego dnem.



Dojeżdżamy do Oberdrauburga. Tutaj, przy kolarskiej metaloplastyce symbolicznie zamykamy pętlę naszej objazdówki – w lewo odchodzi droga na przełęcz Gailbergsattel, na którą wjeżdżaliśmy w niedzielę, a prosto prowadzi szlak w stronę Lienzu.



Maja w ogrodzie - stworzonym przez górską przyrodę

I ponownie jesteśmy na moście granicznym między Karyntią i Tyrolem Wschodnim.

Wiatr wzmaga się, zapowiadając - po chwilowej poprawie, konkretniejszą zmianę pogody - na szczęście mamy go „w plecy”, więc nie przeszkadza.
Nurt Drawy znów robi się bardziej rwący, a wokół wyłaniają się ponownie ostrzejsze kontury Dolomitów Lienzkich.

50 km do Lienzu - a właściwie do Leisach k/Lienzu, gdzie stoją nasze auta - pokonujemy do około piętnastej – dziesięć minut później lunął deszcz i zaczęła się burza, która tłukła się cały wieczór. Ależ mamy wyczucie czasu!

Mapa wycieczki:

Popołudniowy spacer po lienzkiej starówce – niestety w strugach deszczu.







Ulewa towarzyszyła nam też w niedzielę, w drodze powrotnej samochodem. Ciężko się jechało 11 godzin w deszczu, dopiero przed samym Szczecinem przejaśniło się.

I tym razem na koniec - Informacje praktyczne:
Mapy: Korzystaliśmy tym razem głównie z serwisów internetowych. Przede wszystkim niemieckojęzycznego radreise-wiki z dokładnym opisem i śladem gpx: DrawaGailłącznik przez góry. Pomocna była też polskojęzyczna strona https://rower.karyntia.pl/pl/. Kilka gratisowych papierowych mapek wzięłam w informacji turystycznej w Hermagor
Dojazd: Ze Szczecina do Leisach (2 km od Lienzu w Tyrolu Wschodnim) samochodem - ok. 1000 km, auta zostały na na parkingu przy pensjonacie. Parking gratis. Raz dojazd pociągiem z Lienzu do Innichen we Włoszech na regionalny bilet Osttirol Ticket - do źródeł Drawy, niecałe 60 euro za 4 osoby z rowerami. Raz dojazd autobusem lokalnym na wieżę widokową Pyramidenkogel (koszt chyba coś ok. 5 euro od osoby, bez roweru).
Noclegi: Ok. 60-75 euro za pokój dwuosobowy na kwaterze prywatnej, pensjonacie, lub schronisku młodzieżowym w Villach - wszędzie ze śniadaniem. Za kolację w pensjonacie u Węgrów - 14 euro. Noclegi w Leisach (początek i koniec wycieczki) rezerwowałam przez internet, przez stronę internetową regionu Osttirol. Pozostałe noclegi - jak wypadało po drodze, pytając miejscowych, w Villach - telefonicznie. Schroniska młodzieżowe to w Austrii i Niemczech dobra opcja, bo jest w miarę tanio, a są dobre warunki, choć pokoje urządzone raczej prosto, ale zawsze jest obfite i smaczne śniadanie. 
Wyżywienie: Śniadanie zwykle razem z noclegiem, na lunch kupowaliśmy coś w supermarketach – jakieś sałatki, pieczywo, drożdżówki i radler albo piwo, ceny podobne w Niemczech. Obiadokolacja – zazwyczaj w knajpce tam, gdzie wypadł nam następny nocleg (koszt ok. x2 jak w Polsce).
Zniżki i bonusy: Korzystaliśmy z tygodniowej karty turystycznej Kärnten Card. Koszt dla osoby dorosłej w wysokim sezonie to 48 euro, poza sezonem jest kilka euro taniej. Warto, jeśli chce się coś jeszcze robić poza rowerem. My skorzystaliśmy przede wszystkim z gratisowych wjazdów wyciągami w góry (nie wszystkie koleje linowe w Karyntii są w tym pakiecie!) i zniżki na wstęp do wąwozu Garnitzenklamm. Oszczędność wyszła nam ok. 25%, w porównaniu do wariantu, gdybyśmy mieli płacić osobno za każdą atrakcję. Mieliśmy w planach jeszcze jeden wąwóz koło Ferlach, ale już nie starczyło czasu. Jeszcze bardziej karta się opłaca, jeśli ktoś jedzie na dwa tygodnie, bo wtedy koszt to 61 euro. 
Dystans i ukształtowanie terenu: Za nami 520 km rowerowego szlaku oraz kilka krótszych i dłuższych wędrówek po górach. Trasa - mimo, że w regionie alpejskim - nie była bardzo wymagająca, ale bardzo ładna. Tylko jeden podjazd 6,5 km na przełęcz, poza tym trochę krótkich wzniesień i dużo w miarę płaskich, rekreacyjnych odcinków, ale z pięknymi widokami. Spokojnie nadaje się na wyprawy sakwiarskie dla osób o średniej kondycji. Szlak Drawy od Klagenfurtu do Lienzu można zaplanować w obydwu kierunkach, tylko pierwsze 50 km powyżej Lienzu (od źródła) lepiej jechać z górki. Podobno odcinki w okolicach austriacko-słoweńskiej granicy są bardziej wymagające i górzyste. Szlak Gail jest cały czas prawie płaski, ale gdy chce się podjechać bliżej gór (np. do Arnoldstein), no to oczywiście są podjazdy. 
Wspomnienia i wrażenia: Pod powiekami mam obrazy sielankowych dolin z soczystą zielenią, lazurowych jezior i potężnych górskich pasm. W uszach brzmi szum rzeki i dzwonki alpejskich krów, których zapach też nam towarzyszył, nawet w większych miastach. Cóż, Austria latem zalatuje oborą, taki jej urok !
Było pięknie, kiedyś wrócimy, na pewno. Szlak Drawy można połączyć też w pętlę ze szlakiem innej austriackiej rzeki - Mury i kto wie, czy kiedyś tak nie zrobimy.
[Koniec]
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 63.13 km (0.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:15.78 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 7: Drauradweg - w górę rzeki i wycieczka na Goldeck

Piątek, 28 sierpnia 2020 | dodano: 11.10.2020Kategoria trekking, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, Karyntia, Austria, Alpy
W piątek opuszczamy naszą bazę wypadową w Villach. Czas wracać. Do Lienzu, gdzie zostawiliśmy samochody, mamy 130 km w górę rzeki, które podzieliliśmy na dwa dni - żeby jeszcze coś zobaczyć po drodze i zostawić sobie margines czasowy na spodziewane w prognozach pogorszenie pogody.
Na zachód od Villach Drawa płynie szerokim korytem i spokojnym nurtem. Brzegi rzeki obficie porasta niecierpek himalajski - ładny, choć ekspansywny obcy przybysz, który niestety wypiera rodzime gatunki. Ale czyż nie jest urokliwy, szczególnie o tej porze roku?

Tego dnia promujemy z Darkiem Pomorze Zachodnie i klubowe barwy.
Przez uprawy warzywnicze i niezbyt ciekawe rolnicze wioski dojeżdżamy do Spittal an der Drau. Doprawdy dziwne nazewnictwo – z jednej stron jeden Święty Piotr (St. Peter), z drugiej Święty Piotr w Drewnie (St. Peter in Holz), a pośrodku szpital. Aż strach jechać!

Trudno nam było doszukać się jakichś informacji o ciekawych obiektach w Spittalu, a nad kolejne letniskowe jezioro niespecjalnie mamy ochotę jechać, zwłaszcza w pochmurną pogodę. Zamiast zwiedzania wybieramy więc wycieczkę koleją gondolową na Goldeck. 
Sakwy rowerowe można zostawić w kasie na dolnej stacji wyciągu, a rowery przypinamy do stojaków. No to jedziemy! Ośmioosobowa gondolka wwozi nas do góry – w dole zostaje miasto i wijąca się wstęga Drawy.

Inne wyciągi w lecie pauzują, chcąc więc dostać się na szczyt Goldeck, decydujemy się na spacer szutrową drogą przez widokową polanę, w zimie służącą narciarzom. Szczególnie, że widoczność nieco się poprawia. Jest jednak zimno i nie da się ukryć, że te chmury nie zwiastują nic dobrego. Cieszymy oczy górskimi krajobrazami:



Darek od dłuższego czasu wzdycha, że napiłby się już wreszcie piwa. Ale zanim siądziemy na tarasie schroniska na zasłużony odpoczynek, to trzeba jeszcze zdobyć szczyt, pilnowany przez urocze, rogate stadko. Taka ciekawostka - w schronisku można również zamówić do picia mleko prosto od tych rogatych piękności.
No kto jest najmilszą krówką na hali?

A która ma najmodniejszą fryzurę?

Z Darkiem przy krzyżu na szczycie:

No to teraz zasłużyliśmy na małe co nieco! Odkrywam w karcie dań w schronisku Germknödel - rodzaj kluski na parze w pysznym waniliowym sosie z makiem lub cynamonem. Bardzo lubimy jeść to danie w czasie zimowych wyjazdów na narty w Alpy.

Cóż, trzeba jakoś spalić tę kaloryczną bombę. Idziemy szlakiem do gondoli, a następnie zjeżdżamy do doliny, do naszych rowerków.

Gdzieś po drodze za Spittalem gubimy szlak i dzięki temu mamy nadprogramowy podjazd do Pusarnitz. Hmm, nawet ładnie tu:

Chmury gęstnieją, a my mijamy kolejne ładne miasteczka – Möllbrücke, Sachsenburg. Dolina Drawy zwęża się malowniczo. W wiosce Kleblach-Lind dopada nas zapowiadany deszcz. Miało padać od południa, rozpadało się dopiero po osiemnastej. Znajdujemy nocleg na kwaterze u miejscowych starszych państwa i kończymy dzień sycącą zupą i kuflem miejscowego piwa w wiejskim gasthofie.
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 76.38 km (0.00 km teren), czas: 05:18 h, avg:14.41 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 6: Wörthersee i okolice Klagenfurtu

Czwartek, 27 sierpnia 2020 | dodano: 10.10.2020Kategoria Austria, Karyntia, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Alpy
Ciąg dalszy wakacyjnej relacji: Po nieco ulgowej środzie we czwartek czekała nas dość długa pętla rowerowa, bo zrobiliśmy 109 km wzdłuż największego karynckiego jeziora – Wörthersee i wzdłuż Drawy.
Początkowy odcinek naszej trasy biegł z Villach, gdzie mieliśmy nocleg, wspólnie ze szlakiem Alpe-Adria-Radweg.

Podłużne jezioro Wörthersee rozciąga się w kierunku równoleżnikowym pomiędzy Villach a Klagenfurtem. Postanowiliśmy przejechać je wzdłuż południowego brzegu, gdyż po drodze chcieliśmy jeszcze zaliczyć atrakcję w postaci wieży widokowej Pyramidenkogel, którą siedem lat temu wybudowano na wzgórzu właśnie nieopodal południowego brzegu. Można tam dojechać autobusem z miejscowości Reifnitz nad jeziorem, rowerem bocznymi drogami z Velden albo po serpentynach z Reifnitz. Najpierw zastanawialiśmy się nad wjazdem rowerami, ale jednak podjazd długi, stromy i za dużo czasu i sił by nas kosztował, więc rowery przypięliśmy w Reifnitz i wjechaliśmy autobusem.
Wieża z różnych stron wydaje się mieć inny kształt – wrzecionowaty, klepsydrowaty, albo wręcz amorficzny i zdobyła jakieś cenne nagrody architektoniczne.

Rdzeniem Pyramidenkogel jest szyb windy, wokół którego owinięta jest metalowa rura, w której można zjechać z zawrotną prędkością na dół oraz kręcone schody. Gdy się schodzi po schodach, to co chwilę słychać krzyki nieszczęśników, pędzących zjeżdżalnią w ciemnościach na złamanie karku. Można też zjechać z góry na tyrolce.
Na wieży są trzy platformy widokowe, z których roztacza się wspaniały widok na jezioro i okolicę.





Darek z Wojtkiem - trzymają dystans;-)

Wracamy na dół, nad jezioro. Podobnie jak Ossiacher See, Wörthersee jest mocno zagospodarowane i tylko gdzie nie gdzie da się zejść nad brzeg. Ale jak już, to jest bardzo ładnie – przejrzysta woda ma turkusowy odcień, a nieco śródziemnomorska zabudowa i mnogość wszelkiego rodzaju pływadeł przywodzi skojarzenia z chorwackimi miasteczkami nad Adriatykiem. Szkoda, że tego dnia nie mamy czasu, aby poplażować i popływać.



Trasa wzdłuż południowego brzegu to jazda wąską, ruchliwą szosą, zwykle bez pasa dla rowerów. I choć austriaccy kierowcy jeżdżą raczej w sposób przyjazny dla rowerzystów, to tam jednak zdarzają się tacy, którzy muszą wyprzedzać „na gazetę” i z rykiem silnika swoich wypasionych gablot.
Dojeżdżamy do Klagenfurtu, gdzie odbijamy w stronę przełęczy Loibl – nad Drawę. Długi, ale raczej łagodny podjazd bocznymi drogami do wioski Maria Rain i ostry zjazd szutrowymi serpentynami przez las do Ferlach. A tam – inny świat! Po lewej majestatyczne pasmo Karawanków, po prawej jeziora zaporowe i leniwy nurt rzeki. Cisza, spokój, zieleń ...



Jeszcze bardziej żałujemy, że jest już późno i nie możemy poopalać się na urokliwym kąpielisku w Ferlach, w takiej scenerii. Trzeba jechać.

Ale jazda dolinąDrawy również jest przepiękna. Moi towarzysze wyprawy:









Wieczorne klimaty w trasie:



Ostatnie kilometry do Villach pokonujemy już o zmierzchu. Dobrze, że rano jechaliśmy już tym odcinkiem i wiadomo, czego się spodziewać. Rzutem na taśmę jeszcze zajeżdżamy na ciepłą kolację w mieście. To był długi dzień.

Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 109.50 km (0.00 km teren), czas: 10:12 h, avg:10.74 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)