- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
trekking
Dystans całkowity: | 12785.00 km (w terenie 1513.00 km; 11.83%) |
Czas w ruchu: | 911:01 |
Średnia prędkość: | 13.99 km/h |
Liczba aktywności: | 264 |
Średnio na aktywność: | 48.43 km i 3h 28m |
Więcej statystyk |
Niezbyt udana wycieczka z Blankensee
Mieliśmy dziś w planie z Darkiem dłuższą wycieczkę rowerową po przygranicznych terenach, dlatego podjechaliśmy autem na parking w Blankensee. Październik mieni się i po polskiej i po niemieckiej stronie pięknymi kolorami jesieni:
Było trochę po godzinie jedenastej i już nieco się ociepliło po chłodnym poranku. Gdy wysiedliśmy z auta, spadły pierwsze krople deszczu, a za moment rozpadało się na dobre. Przeczekaliśmy w aucie pierwszą falę opadów i koło dwunastej ruszyliśmy rowerami. Jeszcze na obrzeżach Blankensee dopadł nas znów deszcz.
Schowaliśmy się pod daszkiem na kolejne długie minuty. Raczej nic nie wyjdzie z naszych planów - postanowiliśmy skrócić trasę i przynajmniej zrobić kółko po okolicy. Do Plöwen momentami mżyło, momentami nie, ogólnie to ponuro.
W lesie za Plöwen dopadła nas porządna i zimna ulewa. Nawet nie bardzo było się gdzie schować. Przeczekaliśmy trochę pod drzewem.
Gdy dojechaliśmy z powrotem do Blankensee pogoda trochę się poprawiła, ale byliśmy mokrzy i zziębnięci, więc spakowaliśmy się do auta i wróciliśmy do domu. Po drodze - od Dobrej znów padało. Popołudniu trochę więcej przejaśnień, choć też przelotnie padało - na rower nie chciało mi się już iść, ale byłam na długim spacerze z psem - ja zebrałam trochę grzybów, a pies - patyków.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Było trochę po godzinie jedenastej i już nieco się ociepliło po chłodnym poranku. Gdy wysiedliśmy z auta, spadły pierwsze krople deszczu, a za moment rozpadało się na dobre. Przeczekaliśmy w aucie pierwszą falę opadów i koło dwunastej ruszyliśmy rowerami. Jeszcze na obrzeżach Blankensee dopadł nas znów deszcz.
Schowaliśmy się pod daszkiem na kolejne długie minuty. Raczej nic nie wyjdzie z naszych planów - postanowiliśmy skrócić trasę i przynajmniej zrobić kółko po okolicy. Do Plöwen momentami mżyło, momentami nie, ogólnie to ponuro.
W lesie za Plöwen dopadła nas porządna i zimna ulewa. Nawet nie bardzo było się gdzie schować. Przeczekaliśmy trochę pod drzewem.
Gdy dojechaliśmy z powrotem do Blankensee pogoda trochę się poprawiła, ale byliśmy mokrzy i zziębnięci, więc spakowaliśmy się do auta i wróciliśmy do domu. Po drodze - od Dobrej znów padało. Popołudniu trochę więcej przejaśnień, choć też przelotnie padało - na rower nie chciało mi się już iść, ale byłam na długim spacerze z psem - ja zebrałam trochę grzybów, a pies - patyków.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
17.66 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Altwarp - póki można
Niedziela, 11 października 2020 | dodano: 11.10.2020Kategoria trekking, Meklemburgia-Pomorze, koło domu
Minął cały tydzień od ostatniej rowerowej wycieczki - albo pogoda nie taka, albo dzień już krótki. Dzisiaj trochę nadrobiliśmy rundką do Altwarp, ale było zimno, sporo zimniej niż w ostatnich dniach. Rano termometr pokazywał +4 stopnie, a w ciągu dnia było chyba nie więcej niż 10-11 stopni i raczej pochmurna pogoda. Jeszcze wczoraj poszłam pobiegać na krótki rękaw, a dzisiaj wyciągnęliśmy z Darkiem rękawiczki, kominy, bieliznę termiczną i ciepłe spodnie. Nie da się ukryć, że to już jesień.
Na szosie do Dobieszczyna dzisiaj istna autostrada, wszystko przez grzybiarzy, którzy tłumnie ruszyli do lasów. Po niemieckiej stronie znacznie spokojniej, a tym bardziej, gdy w Hintersee skręciliśmy z drogi na szlak rowerowy do Rieth:
W lesie jeszcze bardzo zielono, ale pewnie się to zmieni po kilku zimnych nocach.
Rieth senne jak zwykle, choć jednak widać, że w Niemczech zaczęły się ferie jesienne, bo pokoje do wynajęcia zajęte, w knajpkach trochę ruchu i gdzie nie gdzie widać spacerowiczów. Na przystanku przerobionym na czytelnię plakat zachęca do szczepień przeciwko grypie.
Jedziemy DDR-ką po wale przeciwpowodziowym. W oddali widać wody Jeziora Nowowarpnieńskiego:
Nie byliśmy tutaj prawie półtora roku. Ech, cholerne zamknięcie granic. Czy wkrótce znowu nas to czeka?
Fajna trasa przez Vogelsang-Warsin do Altwarp, gdzie robimy sobie postój nad wodą. Dobrze, że tym razem zamiast zimnego napoju zabrałam termos z herbatą. Na horyzoncie widać zarys panoramy Nowego Warpna. Pogoda chwilowo poprawia się, a nawet mamy trochę słońca.
Darek prowadzi rower ścieżką przy wydmach śródlądowych w Altwarp:
Wracamy Doliną Jałowców (Wacholdertal), przez którą prowadzi pieszy szlak - miejscami drogą gruntową, a fragmentami starym brukiem. Na uboczu doliny jest też wojenny cmentarz radziecki, który odwiedziliśmy parę lat temu, ale dzisiaj nie zajeżdżamy tam.
Wracamy do Rieth, tym razem kierując się na graniczny mostek.
Tabliczka informująca o tym, że do 1945 roku przebiegała tędy - przez mostek - linia kolejki wąskotorowej z Nowego Warpna do Stobna:
Na szosie z Nowego Warpna do Dobieszczyna i dalej w kierunku Szczecina wciąż duży ruch. A jeszcze za Dobieszczynem dopada nas deszcz - na szczęście przelotny. Uciekamy przed samochodami w szutrową drogę przez las. Jest trochę dalej, ale spokojniej.
W domu jesteśmy po 16-tej - trochę zmarznięci, ale zadowoleni z wycieczki.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na szosie do Dobieszczyna dzisiaj istna autostrada, wszystko przez grzybiarzy, którzy tłumnie ruszyli do lasów. Po niemieckiej stronie znacznie spokojniej, a tym bardziej, gdy w Hintersee skręciliśmy z drogi na szlak rowerowy do Rieth:
W lesie jeszcze bardzo zielono, ale pewnie się to zmieni po kilku zimnych nocach.
Rieth senne jak zwykle, choć jednak widać, że w Niemczech zaczęły się ferie jesienne, bo pokoje do wynajęcia zajęte, w knajpkach trochę ruchu i gdzie nie gdzie widać spacerowiczów. Na przystanku przerobionym na czytelnię plakat zachęca do szczepień przeciwko grypie.
Jedziemy DDR-ką po wale przeciwpowodziowym. W oddali widać wody Jeziora Nowowarpnieńskiego:
Nie byliśmy tutaj prawie półtora roku. Ech, cholerne zamknięcie granic. Czy wkrótce znowu nas to czeka?
Fajna trasa przez Vogelsang-Warsin do Altwarp, gdzie robimy sobie postój nad wodą. Dobrze, że tym razem zamiast zimnego napoju zabrałam termos z herbatą. Na horyzoncie widać zarys panoramy Nowego Warpna. Pogoda chwilowo poprawia się, a nawet mamy trochę słońca.
Darek prowadzi rower ścieżką przy wydmach śródlądowych w Altwarp:
Wracamy Doliną Jałowców (Wacholdertal), przez którą prowadzi pieszy szlak - miejscami drogą gruntową, a fragmentami starym brukiem. Na uboczu doliny jest też wojenny cmentarz radziecki, który odwiedziliśmy parę lat temu, ale dzisiaj nie zajeżdżamy tam.
Wracamy do Rieth, tym razem kierując się na graniczny mostek.
Tabliczka informująca o tym, że do 1945 roku przebiegała tędy - przez mostek - linia kolejki wąskotorowej z Nowego Warpna do Stobna:
Na szosie z Nowego Warpna do Dobieszczyna i dalej w kierunku Szczecina wciąż duży ruch. A jeszcze za Dobieszczynem dopada nas deszcz - na szczęście przelotny. Uciekamy przed samochodami w szutrową drogę przez las. Jest trochę dalej, ale spokojniej.
W domu jesteśmy po 16-tej - trochę zmarznięci, ale zadowoleni z wycieczki.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
89.00 km (25.00 km teren), czas: 05:18 h, avg:16.79 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Z trekkingiem do serwisu
Dzisiaj przyszła zapowiadana zmiana pogody. Patrząc na prognozę stwierdziłam, że jeśli chcę coś dzisiaj porobić na powietrzu, to tylko rano. Około dziewiątej poszłam do lasu pobiegać, a potem - jak się trochę ogarnęłam - o dziesiątej wyjechałam rowerem do Polic, bo już czas oddać Gianta na przegląd. Czeka go wymiana łańcucha i wolnobiegu, prosiłam też o wyregulowanie przedniej przerzutki, bo nie działa płynnie. Przez najbliższe trzy dni pewnie i tak ma lać, więc w sam raz czas na serwis.
Wróciłam autem z Darkiem i faktycznie - po jedenastej zaczęło padać, więc teraz zajmę się pracą, a przez weekend może nadrobię rowerową relację z wakacji.
W Policach:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wróciłam autem z Darkiem i faktycznie - po jedenastej zaczęło padać, więc teraz zajmę się pracą, a przez weekend może nadrobię rowerową relację z wakacji.
W Policach:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
8.10 km (0.00 km teren), czas: 00:26 h, avg:18.69 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wycieczka do Rieth
Środa, 23 września 2020 | dodano: 23.09.2020Kategoria koło domu, Meklemburgia-Pomorze, trekking, Zachodniopomorskie
Po wczorajszej jeździe treningowej szosą, dzisiaj z Darkiem wybraliśmy się po południu na trekkingach do Rieth. Po raz pierwszy w tym sezonie - wszystko przez COVID-owe restrykcje i zamkniętą granicę z Meklemburgią-Pomorzem Przednim.
Lubimy tę trasę, zwłaszcza odcinek leśny z Hintersee do Rieth i potem przez mostek graniczny DDR-ką do szosy. Dziś tempo było spokojne i turystyczne, robiliśmy też zdjęcia. Niestety w samym Rieth i okolicach strasznie żarły komary, więc nie dało się za długo posiedzieć na przystani, ale może to i lepiej, bo przynajmniej wróciliśmy w miarę po widoku.
Szlak do Rieth w miejscowości Ludwigshof:
Obrazki z przystani w Rieth:
Graniczny mostek. Ostatnio, gdy tu byłam, przejazd zagradzała bariera:
Koniec (albo początek DDR-ki):
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Lubimy tę trasę, zwłaszcza odcinek leśny z Hintersee do Rieth i potem przez mostek graniczny DDR-ką do szosy. Dziś tempo było spokojne i turystyczne, robiliśmy też zdjęcia. Niestety w samym Rieth i okolicach strasznie żarły komary, więc nie dało się za długo posiedzieć na przystani, ale może to i lepiej, bo przynajmniej wróciliśmy w miarę po widoku.
Szlak do Rieth w miejscowości Ludwigshof:
Obrazki z przystani w Rieth:
Graniczny mostek. Ostatnio, gdy tu byłam, przejazd zagradzała bariera:
Koniec (albo początek DDR-ki):
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
60.00 km (0.00 km teren), czas: 03:02 h, avg:19.78 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Odrą-Nysą Mescherin-Stolpe-Mescherin
Niedziela, 20 września 2020 | dodano: 21.09.2020Kategoria Brandenburgia, Odra-Nysa, trekking
Wczorajsza wycieczka z Moniką i Darkiem, na luziku. Wyjechaliśmy dość późno, bo rano musiałam wstać skoro świt i jeszcze zrobić coś do pracy. Dużo tej roboty ostatnio i nie zostaje zbyt wiele czasu na rowery, a szkoda, bo pogoda super.
No, ale wczoraj było wietrzenie głowy na lokalnym klasyku, czyli ON-ce. Tym razem turystycznie, na trekkingach. Start na parkingu w Mescherin grubo po 11-tej i meta tamże po 19-tej. Dzień cudny, słoneczny i nawet niezbyt wietrzny - ewenement na odrzańskich wałach.
W Mescherin:
Fotka w Gartz, jeszcze na długi rękaw:
Nad kanałem za Friedrichsthal:
Z Monią na moście nad śluzą w Gatow:
Koło Stolpe Monika podpuściła nas, aby zjechać do miejscowości i zobaczyć z bliska wieżę "Grützpott" (po niemiecku: garnek do kaszy). No dobrze - jesteśmy z zapasem czasowym, czemu nie?
Wieżę można zwiedzać od środy do niedzieli, w godzinach 9-12 i 14-16. Do końca października. W środku ciekawa ekspozycja historyczna z opisami również po polsku, a na górze jest taras widokowy. Początki słowiańskiego grodu w Stolpe sięgają VIII wieku, potem siedlisko Wkrzan zostało podbite przez Pomorzan, a warownię, której pozostałością jest wieża zbudowali w XII wieku Duńczycy.
Widok z góry:
Potem pojechaliśmy wariantem nad Odrą do drugiej wieży, całkiem współczesnej i drewnianej, ale również z pięknymi widokami:
Piękna ta trasa na rower!
Pomimo wysokiej temperatury nie da się ukryć, że jesień tuż tuż. Przypomina o tym coraz krótszy dzień i klucze dzikich gęsi zbierające się do odlotu:
Wieczór nad Odrą w Mescherin:
I mapka:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
No, ale wczoraj było wietrzenie głowy na lokalnym klasyku, czyli ON-ce. Tym razem turystycznie, na trekkingach. Start na parkingu w Mescherin grubo po 11-tej i meta tamże po 19-tej. Dzień cudny, słoneczny i nawet niezbyt wietrzny - ewenement na odrzańskich wałach.
W Mescherin:
Fotka w Gartz, jeszcze na długi rękaw:
Nad kanałem za Friedrichsthal:
Z Monią na moście nad śluzą w Gatow:
Koło Stolpe Monika podpuściła nas, aby zjechać do miejscowości i zobaczyć z bliska wieżę "Grützpott" (po niemiecku: garnek do kaszy). No dobrze - jesteśmy z zapasem czasowym, czemu nie?
Wieżę można zwiedzać od środy do niedzieli, w godzinach 9-12 i 14-16. Do końca października. W środku ciekawa ekspozycja historyczna z opisami również po polsku, a na górze jest taras widokowy. Początki słowiańskiego grodu w Stolpe sięgają VIII wieku, potem siedlisko Wkrzan zostało podbite przez Pomorzan, a warownię, której pozostałością jest wieża zbudowali w XII wieku Duńczycy.
Widok z góry:
Potem pojechaliśmy wariantem nad Odrą do drugiej wieży, całkiem współczesnej i drewnianej, ale również z pięknymi widokami:
Piękna ta trasa na rower!
Pomimo wysokiej temperatury nie da się ukryć, że jesień tuż tuż. Przypomina o tym coraz krótszy dzień i klucze dzikich gęsi zbierające się do odlotu:
Wieczór nad Odrą w Mescherin:
I mapka:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
115.00 km (0.00 km teren), czas: 06:16 h, avg:18.35 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła komina i końskie zaloty
Poniedziałek, 7 września 2020 | dodano: 07.09.2020Kategoria koło domu, trekking, Zachodniopomorskie
Wczoraj był dzień na regenerację, a dzisiaj - korzystając ze słonecznej pogody - wybrałam się pod wieczór na krótką rundkę po okolicy. Dla odmiany po szosowych ekscesach - tym razem trekkingiem po bardziej terenowych okolicach. Trasa: Tanowo - Węgornik - Świdwie - Grzepnica - Sławoszewo - Bartoszewo - Tanowo.
Gotowa jest już patatajka do Węgornika, ale kiepsko się nią jedzie rowerem. Już sama nie wiem, czy nie wolałam starego szutru z dziurami.
Nad Świdwiem bez zmian - wieża widokowa niszczeje, okolica zarasta. Przyroda powoli bierze z powrotem to miejsce w posiadanie.
Potem jadę sobie przez Węgornik i szuter lasem do Grzepnicy. Na drodze, już pod Grzepnicą, mam spotkanie z uroczym stadkiem. Koniki są ciekawskie i kontaktowe. Żałuję, że nic dla nich nie mam.
Do Bartoszewa jadę asfaltem, a stamtąd odbijam nad jezioro i przez las do domu - korzystając z faktu, że po deszczu leśne drogi są jeszcze w miarę ubite.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Gotowa jest już patatajka do Węgornika, ale kiepsko się nią jedzie rowerem. Już sama nie wiem, czy nie wolałam starego szutru z dziurami.
Nad Świdwiem bez zmian - wieża widokowa niszczeje, okolica zarasta. Przyroda powoli bierze z powrotem to miejsce w posiadanie.
Potem jadę sobie przez Węgornik i szuter lasem do Grzepnicy. Na drodze, już pod Grzepnicą, mam spotkanie z uroczym stadkiem. Koniki są ciekawskie i kontaktowe. Żałuję, że nic dla nich nie mam.
Do Bartoszewa jadę asfaltem, a stamtąd odbijam nad jezioro i przez las do domu - korzystając z faktu, że po deszczu leśne drogi są jeszcze w miarę ubite.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
20.86 km (12.00 km teren), czas: 01:34 h, avg:13.31 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 8: Wracamy do Lienz szlakiem Drauradweg
Sobota, 29 sierpnia 2020 | dodano: 13.10.2020Kategoria Austria, Karyntia, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Tyrol Wschodni, Alpy
Ostatni dzień naszej rowerowej wyrypy w Alpach. Padało w piątek wieczór i całą noc. W sobotę rano niebo było zaniesione, ale deszcz – pomimo pesymistycznych prognoz – ustał. Więc ruszamy w drogę, przez kukurydziane pola i karynckie wioski. W zanadrzu mamy opcję powrotu pociągiem do Lienzu, gdyby pogoda załamała się - bo linia kolejowa prowadzi wzdłuż Drawy i wzdłuż naszego szlaku Drauradweg.
Ciężkie chmury wiszą nisko w dolinie, skrywając widoki na alpejskie szczyty.
Ale czasem na chwilę się przejaśni i wyłoni się jakiś zarys górskich kulisów.
Nieopodal miejscowości Berg im Drautal trafiamy na drogowskazy do dwóch wąwozów – Ochsenschlucht i Geisslochklamm. Zaglądamy do drugiego z nich – wygodna ścieżka zmienia się jednak wkrótce w skakanie po kamieniach w korycie rzeki, a tabliczka oznajmia, że dalej szlaku nie ma. Próbujemy jeszcze kawałek, ale mżawka i śliskie głazy jednak zniechęcają i wkrótce zawracamy, nie chcąc ryzykować kontuzji na takim odludziu.
W wąwozie:
Chłopaki na mostku nad skalnym wąwozem i nad potokiem płynącym jego dnem.
Dojeżdżamy do Oberdrauburga. Tutaj, przy kolarskiej metaloplastyce symbolicznie zamykamy pętlę naszej objazdówki – w lewo odchodzi droga na przełęcz Gailbergsattel, na którą wjeżdżaliśmy w niedzielę, a prosto prowadzi szlak w stronę Lienzu.
Maja w ogrodzie - stworzonym przez górską przyrodę
I ponownie jesteśmy na moście granicznym między Karyntią i Tyrolem Wschodnim.
Wiatr wzmaga się, zapowiadając - po chwilowej poprawie, konkretniejszą zmianę pogody - na szczęście mamy go „w plecy”, więc nie przeszkadza.
Nurt Drawy znów robi się bardziej rwący, a wokół wyłaniają się ponownie ostrzejsze kontury Dolomitów Lienzkich.
50 km do Lienzu - a właściwie do Leisach k/Lienzu, gdzie stoją nasze auta - pokonujemy do około piętnastej – dziesięć minut później lunął deszcz i zaczęła się burza, która tłukła się cały wieczór. Ależ mamy wyczucie czasu!
Mapa wycieczki:
Popołudniowy spacer po lienzkiej starówce – niestety w strugach deszczu.
Ulewa towarzyszyła nam też w niedzielę, w drodze powrotnej samochodem. Ciężko się jechało 11 godzin w deszczu, dopiero przed samym Szczecinem przejaśniło się.
I tym razem na koniec - Informacje praktyczne:
Mapy: Korzystaliśmy tym razem głównie z serwisów internetowych. Przede wszystkim niemieckojęzycznego radreise-wiki z dokładnym opisem i śladem gpx: Drawa, Gail, łącznik przez góry. Pomocna była też polskojęzyczna strona https://rower.karyntia.pl/pl/. Kilka gratisowych papierowych mapek wzięłam w informacji turystycznej w Hermagor
Dojazd: Ze Szczecina do Leisach (2 km od Lienzu w Tyrolu Wschodnim) samochodem - ok. 1000 km, auta zostały na na parkingu przy pensjonacie. Parking gratis. Raz dojazd pociągiem z Lienzu do Innichen we Włoszech na regionalny bilet Osttirol Ticket - do źródeł Drawy, niecałe 60 euro za 4 osoby z rowerami. Raz dojazd autobusem lokalnym na wieżę widokową Pyramidenkogel (koszt chyba coś ok. 5 euro od osoby, bez roweru).
Noclegi: Ok. 60-75 euro za pokój dwuosobowy na kwaterze prywatnej, pensjonacie, lub schronisku młodzieżowym w Villach - wszędzie ze śniadaniem. Za kolację w pensjonacie u Węgrów - 14 euro. Noclegi w Leisach (początek i koniec wycieczki) rezerwowałam przez internet, przez stronę internetową regionu Osttirol. Pozostałe noclegi - jak wypadało po drodze, pytając miejscowych, w Villach - telefonicznie. Schroniska młodzieżowe to w Austrii i Niemczech dobra opcja, bo jest w miarę tanio, a są dobre warunki, choć pokoje urządzone raczej prosto, ale zawsze jest obfite i smaczne śniadanie.
Wyżywienie: Śniadanie zwykle razem z noclegiem, na lunch kupowaliśmy coś w supermarketach – jakieś sałatki, pieczywo, drożdżówki i radler albo piwo, ceny podobne w Niemczech. Obiadokolacja – zazwyczaj w knajpce tam, gdzie wypadł nam następny nocleg (koszt ok. x2 jak w Polsce).
Zniżki i bonusy: Korzystaliśmy z tygodniowej karty turystycznej Kärnten Card. Koszt dla osoby dorosłej w wysokim sezonie to 48 euro, poza sezonem jest kilka euro taniej. Warto, jeśli chce się coś jeszcze robić poza rowerem. My skorzystaliśmy przede wszystkim z gratisowych wjazdów wyciągami w góry (nie wszystkie koleje linowe w Karyntii są w tym pakiecie!) i zniżki na wstęp do wąwozu Garnitzenklamm. Oszczędność wyszła nam ok. 25%, w porównaniu do wariantu, gdybyśmy mieli płacić osobno za każdą atrakcję. Mieliśmy w planach jeszcze jeden wąwóz koło Ferlach, ale już nie starczyło czasu. Jeszcze bardziej karta się opłaca, jeśli ktoś jedzie na dwa tygodnie, bo wtedy koszt to 61 euro.
Dystans i ukształtowanie terenu: Za nami 520 km rowerowego szlaku oraz kilka krótszych i dłuższych wędrówek po górach. Trasa - mimo, że w regionie alpejskim - nie była bardzo wymagająca, ale bardzo ładna. Tylko jeden podjazd 6,5 km na przełęcz, poza tym trochę krótkich wzniesień i dużo w miarę płaskich, rekreacyjnych odcinków, ale z pięknymi widokami. Spokojnie nadaje się na wyprawy sakwiarskie dla osób o średniej kondycji. Szlak Drawy od Klagenfurtu do Lienzu można zaplanować w obydwu kierunkach, tylko pierwsze 50 km powyżej Lienzu (od źródła) lepiej jechać z górki. Podobno odcinki w okolicach austriacko-słoweńskiej granicy są bardziej wymagające i górzyste. Szlak Gail jest cały czas prawie płaski, ale gdy chce się podjechać bliżej gór (np. do Arnoldstein), no to oczywiście są podjazdy.
Wspomnienia i wrażenia: Pod powiekami mam obrazy sielankowych dolin z soczystą zielenią, lazurowych jezior i potężnych górskich pasm. W uszach brzmi szum rzeki i dzwonki alpejskich krów, których zapach też nam towarzyszył, nawet w większych miastach. Cóż, Austria latem zalatuje oborą, taki jej urok !
Było pięknie, kiedyś wrócimy, na pewno. Szlak Drawy można połączyć też w pętlę ze szlakiem innej austriackiej rzeki - Mury i kto wie, czy kiedyś tak nie zrobimy.
[Koniec]
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ciężkie chmury wiszą nisko w dolinie, skrywając widoki na alpejskie szczyty.
Ale czasem na chwilę się przejaśni i wyłoni się jakiś zarys górskich kulisów.
Nieopodal miejscowości Berg im Drautal trafiamy na drogowskazy do dwóch wąwozów – Ochsenschlucht i Geisslochklamm. Zaglądamy do drugiego z nich – wygodna ścieżka zmienia się jednak wkrótce w skakanie po kamieniach w korycie rzeki, a tabliczka oznajmia, że dalej szlaku nie ma. Próbujemy jeszcze kawałek, ale mżawka i śliskie głazy jednak zniechęcają i wkrótce zawracamy, nie chcąc ryzykować kontuzji na takim odludziu.
W wąwozie:
Chłopaki na mostku nad skalnym wąwozem i nad potokiem płynącym jego dnem.
Dojeżdżamy do Oberdrauburga. Tutaj, przy kolarskiej metaloplastyce symbolicznie zamykamy pętlę naszej objazdówki – w lewo odchodzi droga na przełęcz Gailbergsattel, na którą wjeżdżaliśmy w niedzielę, a prosto prowadzi szlak w stronę Lienzu.
Maja w ogrodzie - stworzonym przez górską przyrodę
I ponownie jesteśmy na moście granicznym między Karyntią i Tyrolem Wschodnim.
Wiatr wzmaga się, zapowiadając - po chwilowej poprawie, konkretniejszą zmianę pogody - na szczęście mamy go „w plecy”, więc nie przeszkadza.
Nurt Drawy znów robi się bardziej rwący, a wokół wyłaniają się ponownie ostrzejsze kontury Dolomitów Lienzkich.
50 km do Lienzu - a właściwie do Leisach k/Lienzu, gdzie stoją nasze auta - pokonujemy do około piętnastej – dziesięć minut później lunął deszcz i zaczęła się burza, która tłukła się cały wieczór. Ależ mamy wyczucie czasu!
Mapa wycieczki:
Popołudniowy spacer po lienzkiej starówce – niestety w strugach deszczu.
Ulewa towarzyszyła nam też w niedzielę, w drodze powrotnej samochodem. Ciężko się jechało 11 godzin w deszczu, dopiero przed samym Szczecinem przejaśniło się.
I tym razem na koniec - Informacje praktyczne:
Mapy: Korzystaliśmy tym razem głównie z serwisów internetowych. Przede wszystkim niemieckojęzycznego radreise-wiki z dokładnym opisem i śladem gpx: Drawa, Gail, łącznik przez góry. Pomocna była też polskojęzyczna strona https://rower.karyntia.pl/pl/. Kilka gratisowych papierowych mapek wzięłam w informacji turystycznej w Hermagor
Dojazd: Ze Szczecina do Leisach (2 km od Lienzu w Tyrolu Wschodnim) samochodem - ok. 1000 km, auta zostały na na parkingu przy pensjonacie. Parking gratis. Raz dojazd pociągiem z Lienzu do Innichen we Włoszech na regionalny bilet Osttirol Ticket - do źródeł Drawy, niecałe 60 euro za 4 osoby z rowerami. Raz dojazd autobusem lokalnym na wieżę widokową Pyramidenkogel (koszt chyba coś ok. 5 euro od osoby, bez roweru).
Noclegi: Ok. 60-75 euro za pokój dwuosobowy na kwaterze prywatnej, pensjonacie, lub schronisku młodzieżowym w Villach - wszędzie ze śniadaniem. Za kolację w pensjonacie u Węgrów - 14 euro. Noclegi w Leisach (początek i koniec wycieczki) rezerwowałam przez internet, przez stronę internetową regionu Osttirol. Pozostałe noclegi - jak wypadało po drodze, pytając miejscowych, w Villach - telefonicznie. Schroniska młodzieżowe to w Austrii i Niemczech dobra opcja, bo jest w miarę tanio, a są dobre warunki, choć pokoje urządzone raczej prosto, ale zawsze jest obfite i smaczne śniadanie.
Wyżywienie: Śniadanie zwykle razem z noclegiem, na lunch kupowaliśmy coś w supermarketach – jakieś sałatki, pieczywo, drożdżówki i radler albo piwo, ceny podobne w Niemczech. Obiadokolacja – zazwyczaj w knajpce tam, gdzie wypadł nam następny nocleg (koszt ok. x2 jak w Polsce).
Zniżki i bonusy: Korzystaliśmy z tygodniowej karty turystycznej Kärnten Card. Koszt dla osoby dorosłej w wysokim sezonie to 48 euro, poza sezonem jest kilka euro taniej. Warto, jeśli chce się coś jeszcze robić poza rowerem. My skorzystaliśmy przede wszystkim z gratisowych wjazdów wyciągami w góry (nie wszystkie koleje linowe w Karyntii są w tym pakiecie!) i zniżki na wstęp do wąwozu Garnitzenklamm. Oszczędność wyszła nam ok. 25%, w porównaniu do wariantu, gdybyśmy mieli płacić osobno za każdą atrakcję. Mieliśmy w planach jeszcze jeden wąwóz koło Ferlach, ale już nie starczyło czasu. Jeszcze bardziej karta się opłaca, jeśli ktoś jedzie na dwa tygodnie, bo wtedy koszt to 61 euro.
Dystans i ukształtowanie terenu: Za nami 520 km rowerowego szlaku oraz kilka krótszych i dłuższych wędrówek po górach. Trasa - mimo, że w regionie alpejskim - nie była bardzo wymagająca, ale bardzo ładna. Tylko jeden podjazd 6,5 km na przełęcz, poza tym trochę krótkich wzniesień i dużo w miarę płaskich, rekreacyjnych odcinków, ale z pięknymi widokami. Spokojnie nadaje się na wyprawy sakwiarskie dla osób o średniej kondycji. Szlak Drawy od Klagenfurtu do Lienzu można zaplanować w obydwu kierunkach, tylko pierwsze 50 km powyżej Lienzu (od źródła) lepiej jechać z górki. Podobno odcinki w okolicach austriacko-słoweńskiej granicy są bardziej wymagające i górzyste. Szlak Gail jest cały czas prawie płaski, ale gdy chce się podjechać bliżej gór (np. do Arnoldstein), no to oczywiście są podjazdy.
Wspomnienia i wrażenia: Pod powiekami mam obrazy sielankowych dolin z soczystą zielenią, lazurowych jezior i potężnych górskich pasm. W uszach brzmi szum rzeki i dzwonki alpejskich krów, których zapach też nam towarzyszył, nawet w większych miastach. Cóż, Austria latem zalatuje oborą, taki jej urok !
Było pięknie, kiedyś wrócimy, na pewno. Szlak Drawy można połączyć też w pętlę ze szlakiem innej austriackiej rzeki - Mury i kto wie, czy kiedyś tak nie zrobimy.
[Koniec]
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
63.13 km (0.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:15.78 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 7: Drauradweg - w górę rzeki i wycieczka na Goldeck
Piątek, 28 sierpnia 2020 | dodano: 11.10.2020Kategoria trekking, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, Karyntia, Austria, Alpy
W piątek opuszczamy naszą bazę wypadową w Villach. Czas wracać. Do Lienzu, gdzie zostawiliśmy samochody, mamy 130 km w górę rzeki, które podzieliliśmy na dwa dni - żeby jeszcze coś zobaczyć po drodze i zostawić sobie margines czasowy na spodziewane w prognozach pogorszenie pogody.
Na zachód od Villach Drawa płynie szerokim korytem i spokojnym nurtem. Brzegi rzeki obficie porasta niecierpek himalajski - ładny, choć ekspansywny obcy przybysz, który niestety wypiera rodzime gatunki. Ale czyż nie jest urokliwy, szczególnie o tej porze roku?
Tego dnia promujemy z Darkiem Pomorze Zachodnie i klubowe barwy.
Przez uprawy warzywnicze i niezbyt ciekawe rolnicze wioski dojeżdżamy do Spittal an der Drau. Doprawdy dziwne nazewnictwo – z jednej stron jeden Święty Piotr (St. Peter), z drugiej Święty Piotr w Drewnie (St. Peter in Holz), a pośrodku szpital. Aż strach jechać!
Trudno nam było doszukać się jakichś informacji o ciekawych obiektach w Spittalu, a nad kolejne letniskowe jezioro niespecjalnie mamy ochotę jechać, zwłaszcza w pochmurną pogodę. Zamiast zwiedzania wybieramy więc wycieczkę koleją gondolową na Goldeck.
Sakwy rowerowe można zostawić w kasie na dolnej stacji wyciągu, a rowery przypinamy do stojaków. No to jedziemy! Ośmioosobowa gondolka wwozi nas do góry – w dole zostaje miasto i wijąca się wstęga Drawy.
Inne wyciągi w lecie pauzują, chcąc więc dostać się na szczyt Goldeck, decydujemy się na spacer szutrową drogą przez widokową polanę, w zimie służącą narciarzom. Szczególnie, że widoczność nieco się poprawia. Jest jednak zimno i nie da się ukryć, że te chmury nie zwiastują nic dobrego. Cieszymy oczy górskimi krajobrazami:
Darek od dłuższego czasu wzdycha, że napiłby się już wreszcie piwa. Ale zanim siądziemy na tarasie schroniska na zasłużony odpoczynek, to trzeba jeszcze zdobyć szczyt, pilnowany przez urocze, rogate stadko. Taka ciekawostka - w schronisku można również zamówić do picia mleko prosto od tych rogatych piękności.
No kto jest najmilszą krówką na hali?
A która ma najmodniejszą fryzurę?
Z Darkiem przy krzyżu na szczycie:
No to teraz zasłużyliśmy na małe co nieco! Odkrywam w karcie dań w schronisku Germknödel - rodzaj kluski na parze w pysznym waniliowym sosie z makiem lub cynamonem. Bardzo lubimy jeść to danie w czasie zimowych wyjazdów na narty w Alpy.
Cóż, trzeba jakoś spalić tę kaloryczną bombę. Idziemy szlakiem do gondoli, a następnie zjeżdżamy do doliny, do naszych rowerków.
Gdzieś po drodze za Spittalem gubimy szlak i dzięki temu mamy nadprogramowy podjazd do Pusarnitz. Hmm, nawet ładnie tu:
Chmury gęstnieją, a my mijamy kolejne ładne miasteczka – Möllbrücke, Sachsenburg. Dolina Drawy zwęża się malowniczo. W wiosce Kleblach-Lind dopada nas zapowiadany deszcz. Miało padać od południa, rozpadało się dopiero po osiemnastej. Znajdujemy nocleg na kwaterze u miejscowych starszych państwa i kończymy dzień sycącą zupą i kuflem miejscowego piwa w wiejskim gasthofie.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na zachód od Villach Drawa płynie szerokim korytem i spokojnym nurtem. Brzegi rzeki obficie porasta niecierpek himalajski - ładny, choć ekspansywny obcy przybysz, który niestety wypiera rodzime gatunki. Ale czyż nie jest urokliwy, szczególnie o tej porze roku?
Tego dnia promujemy z Darkiem Pomorze Zachodnie i klubowe barwy.
Przez uprawy warzywnicze i niezbyt ciekawe rolnicze wioski dojeżdżamy do Spittal an der Drau. Doprawdy dziwne nazewnictwo – z jednej stron jeden Święty Piotr (St. Peter), z drugiej Święty Piotr w Drewnie (St. Peter in Holz), a pośrodku szpital. Aż strach jechać!
Trudno nam było doszukać się jakichś informacji o ciekawych obiektach w Spittalu, a nad kolejne letniskowe jezioro niespecjalnie mamy ochotę jechać, zwłaszcza w pochmurną pogodę. Zamiast zwiedzania wybieramy więc wycieczkę koleją gondolową na Goldeck.
Sakwy rowerowe można zostawić w kasie na dolnej stacji wyciągu, a rowery przypinamy do stojaków. No to jedziemy! Ośmioosobowa gondolka wwozi nas do góry – w dole zostaje miasto i wijąca się wstęga Drawy.
Inne wyciągi w lecie pauzują, chcąc więc dostać się na szczyt Goldeck, decydujemy się na spacer szutrową drogą przez widokową polanę, w zimie służącą narciarzom. Szczególnie, że widoczność nieco się poprawia. Jest jednak zimno i nie da się ukryć, że te chmury nie zwiastują nic dobrego. Cieszymy oczy górskimi krajobrazami:
Darek od dłuższego czasu wzdycha, że napiłby się już wreszcie piwa. Ale zanim siądziemy na tarasie schroniska na zasłużony odpoczynek, to trzeba jeszcze zdobyć szczyt, pilnowany przez urocze, rogate stadko. Taka ciekawostka - w schronisku można również zamówić do picia mleko prosto od tych rogatych piękności.
No kto jest najmilszą krówką na hali?
A która ma najmodniejszą fryzurę?
Z Darkiem przy krzyżu na szczycie:
No to teraz zasłużyliśmy na małe co nieco! Odkrywam w karcie dań w schronisku Germknödel - rodzaj kluski na parze w pysznym waniliowym sosie z makiem lub cynamonem. Bardzo lubimy jeść to danie w czasie zimowych wyjazdów na narty w Alpy.
Cóż, trzeba jakoś spalić tę kaloryczną bombę. Idziemy szlakiem do gondoli, a następnie zjeżdżamy do doliny, do naszych rowerków.
Gdzieś po drodze za Spittalem gubimy szlak i dzięki temu mamy nadprogramowy podjazd do Pusarnitz. Hmm, nawet ładnie tu:
Chmury gęstnieją, a my mijamy kolejne ładne miasteczka – Möllbrücke, Sachsenburg. Dolina Drawy zwęża się malowniczo. W wiosce Kleblach-Lind dopada nas zapowiadany deszcz. Miało padać od południa, rozpadało się dopiero po osiemnastej. Znajdujemy nocleg na kwaterze u miejscowych starszych państwa i kończymy dzień sycącą zupą i kuflem miejscowego piwa w wiejskim gasthofie.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
76.38 km (0.00 km teren), czas: 05:18 h, avg:14.41 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 6: Wörthersee i okolice Klagenfurtu
Czwartek, 27 sierpnia 2020 | dodano: 10.10.2020Kategoria Austria, Karyntia, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Alpy
Ciąg dalszy wakacyjnej relacji: Po nieco ulgowej środzie we czwartek czekała nas dość długa pętla rowerowa, bo zrobiliśmy 109 km wzdłuż największego karynckiego jeziora – Wörthersee i wzdłuż Drawy.
Początkowy odcinek naszej trasy biegł z Villach, gdzie mieliśmy nocleg, wspólnie ze szlakiem Alpe-Adria-Radweg.
Podłużne jezioro Wörthersee rozciąga się w kierunku równoleżnikowym pomiędzy Villach a Klagenfurtem. Postanowiliśmy przejechać je wzdłuż południowego brzegu, gdyż po drodze chcieliśmy jeszcze zaliczyć atrakcję w postaci wieży widokowej Pyramidenkogel, którą siedem lat temu wybudowano na wzgórzu właśnie nieopodal południowego brzegu. Można tam dojechać autobusem z miejscowości Reifnitz nad jeziorem, rowerem bocznymi drogami z Velden albo po serpentynach z Reifnitz. Najpierw zastanawialiśmy się nad wjazdem rowerami, ale jednak podjazd długi, stromy i za dużo czasu i sił by nas kosztował, więc rowery przypięliśmy w Reifnitz i wjechaliśmy autobusem.
Wieża z różnych stron wydaje się mieć inny kształt – wrzecionowaty, klepsydrowaty, albo wręcz amorficzny i zdobyła jakieś cenne nagrody architektoniczne.
Rdzeniem Pyramidenkogel jest szyb windy, wokół którego owinięta jest metalowa rura, w której można zjechać z zawrotną prędkością na dół oraz kręcone schody. Gdy się schodzi po schodach, to co chwilę słychać krzyki nieszczęśników, pędzących zjeżdżalnią w ciemnościach na złamanie karku. Można też zjechać z góry na tyrolce.
Na wieży są trzy platformy widokowe, z których roztacza się wspaniały widok na jezioro i okolicę.
Darek z Wojtkiem - trzymają dystans;-)
Wracamy na dół, nad jezioro. Podobnie jak Ossiacher See, Wörthersee jest mocno zagospodarowane i tylko gdzie nie gdzie da się zejść nad brzeg. Ale jak już, to jest bardzo ładnie – przejrzysta woda ma turkusowy odcień, a nieco śródziemnomorska zabudowa i mnogość wszelkiego rodzaju pływadeł przywodzi skojarzenia z chorwackimi miasteczkami nad Adriatykiem. Szkoda, że tego dnia nie mamy czasu, aby poplażować i popływać.
Trasa wzdłuż południowego brzegu to jazda wąską, ruchliwą szosą, zwykle bez pasa dla rowerów. I choć austriaccy kierowcy jeżdżą raczej w sposób przyjazny dla rowerzystów, to tam jednak zdarzają się tacy, którzy muszą wyprzedzać „na gazetę” i z rykiem silnika swoich wypasionych gablot.
Dojeżdżamy do Klagenfurtu, gdzie odbijamy w stronę przełęczy Loibl – nad Drawę. Długi, ale raczej łagodny podjazd bocznymi drogami do wioski Maria Rain i ostry zjazd szutrowymi serpentynami przez las do Ferlach. A tam – inny świat! Po lewej majestatyczne pasmo Karawanków, po prawej jeziora zaporowe i leniwy nurt rzeki. Cisza, spokój, zieleń ...
Jeszcze bardziej żałujemy, że jest już późno i nie możemy poopalać się na urokliwym kąpielisku w Ferlach, w takiej scenerii. Trzeba jechać.
Ale jazda dolinąDrawy również jest przepiękna. Moi towarzysze wyprawy:
Wieczorne klimaty w trasie:
Ostatnie kilometry do Villach pokonujemy już o zmierzchu. Dobrze, że rano jechaliśmy już tym odcinkiem i wiadomo, czego się spodziewać. Rzutem na taśmę jeszcze zajeżdżamy na ciepłą kolację w mieście. To był długi dzień.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Początkowy odcinek naszej trasy biegł z Villach, gdzie mieliśmy nocleg, wspólnie ze szlakiem Alpe-Adria-Radweg.
Podłużne jezioro Wörthersee rozciąga się w kierunku równoleżnikowym pomiędzy Villach a Klagenfurtem. Postanowiliśmy przejechać je wzdłuż południowego brzegu, gdyż po drodze chcieliśmy jeszcze zaliczyć atrakcję w postaci wieży widokowej Pyramidenkogel, którą siedem lat temu wybudowano na wzgórzu właśnie nieopodal południowego brzegu. Można tam dojechać autobusem z miejscowości Reifnitz nad jeziorem, rowerem bocznymi drogami z Velden albo po serpentynach z Reifnitz. Najpierw zastanawialiśmy się nad wjazdem rowerami, ale jednak podjazd długi, stromy i za dużo czasu i sił by nas kosztował, więc rowery przypięliśmy w Reifnitz i wjechaliśmy autobusem.
Wieża z różnych stron wydaje się mieć inny kształt – wrzecionowaty, klepsydrowaty, albo wręcz amorficzny i zdobyła jakieś cenne nagrody architektoniczne.
Rdzeniem Pyramidenkogel jest szyb windy, wokół którego owinięta jest metalowa rura, w której można zjechać z zawrotną prędkością na dół oraz kręcone schody. Gdy się schodzi po schodach, to co chwilę słychać krzyki nieszczęśników, pędzących zjeżdżalnią w ciemnościach na złamanie karku. Można też zjechać z góry na tyrolce.
Na wieży są trzy platformy widokowe, z których roztacza się wspaniały widok na jezioro i okolicę.
Darek z Wojtkiem - trzymają dystans;-)
Wracamy na dół, nad jezioro. Podobnie jak Ossiacher See, Wörthersee jest mocno zagospodarowane i tylko gdzie nie gdzie da się zejść nad brzeg. Ale jak już, to jest bardzo ładnie – przejrzysta woda ma turkusowy odcień, a nieco śródziemnomorska zabudowa i mnogość wszelkiego rodzaju pływadeł przywodzi skojarzenia z chorwackimi miasteczkami nad Adriatykiem. Szkoda, że tego dnia nie mamy czasu, aby poplażować i popływać.
Trasa wzdłuż południowego brzegu to jazda wąską, ruchliwą szosą, zwykle bez pasa dla rowerów. I choć austriaccy kierowcy jeżdżą raczej w sposób przyjazny dla rowerzystów, to tam jednak zdarzają się tacy, którzy muszą wyprzedzać „na gazetę” i z rykiem silnika swoich wypasionych gablot.
Dojeżdżamy do Klagenfurtu, gdzie odbijamy w stronę przełęczy Loibl – nad Drawę. Długi, ale raczej łagodny podjazd bocznymi drogami do wioski Maria Rain i ostry zjazd szutrowymi serpentynami przez las do Ferlach. A tam – inny świat! Po lewej majestatyczne pasmo Karawanków, po prawej jeziora zaporowe i leniwy nurt rzeki. Cisza, spokój, zieleń ...
Jeszcze bardziej żałujemy, że jest już późno i nie możemy poopalać się na urokliwym kąpielisku w Ferlach, w takiej scenerii. Trzeba jechać.
Ale jazda dolinąDrawy również jest przepiękna. Moi towarzysze wyprawy:
Wieczorne klimaty w trasie:
Ostatnie kilometry do Villach pokonujemy już o zmierzchu. Dobrze, że rano jechaliśmy już tym odcinkiem i wiadomo, czego się spodziewać. Rzutem na taśmę jeszcze zajeżdżamy na ciepłą kolację w mieście. To był długi dzień.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
109.50 km (0.00 km teren), czas: 10:12 h, avg:10.74 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 5: Dookoła Ossiacher See i wycieczka na Gerlitzen
Środa, 26 sierpnia 2020 | dodano: 01.10.2020Kategoria Austria, Karyntia, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Alpy
Po czterech intensywnych dniach zakwasy i „zmęczenie materiału” trochę już dawały się nam we znaki. Kolejny dzień potraktowaliśmy więc nieco ulgowo i zaplanowaliśmy krótszą, bo około pięćdziesięciokilometrową wycieczkę rowerową wokół jeziora Ossiacher See, znajdującego się blisko Villach oraz letnią eksplorację następnej narciarskiej góry – Gerlitzen, wznoszącej się nad brzegiem jeziora.
Gerlitzen w lecie jest mekką paralotniarzy. Najpierw mieliśmy okazję podziwiać lądowisko u stóp góry.
A potem wjechaliśmy gondolą i wyciągiem na szczyt góry, skąd paralotnie startują:
Panorama ze szczytu jest imponująca – i to w każdą stronę. Na północy bielą się śniegiem Wysokie Taury:
Na południowym zachodzie widać ośrodek Dreiländerecke, który odwiedziliśmy poprzedniego dnia oraz Alpy Julijskie
A na południowym wschodzie – jezioro Wörthersee i pasmo Karawanken
W zimie pełno tu śniegu i narciarzy, a teraz - kwiatuszki i pyszne czarne jagody.
Jeszcze chwila i jesteśmy znów przy jeziorze. Objeżdżamy na drugą stronę w nadziei, że uda nam się znaleźć jakieś mniej skomercjalizowane zejście do wody, ale w końcu lądujemy na trawiastej plaży przy restauracji.
Kąpiel późnym popołudniem w krystalicznej wodzie górskiego jeziora mimo wszystko przyjemna. Temperatura wody – na pewno wciąż powyżej 20 stopni, a jeszcze kilka dni wcześniej było to 26 stopni! Ponownie kończymy dzień spacerem i kolacją na starówce Villach.
I jeszcze mapka rowerowej części wycieczki:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Gerlitzen w lecie jest mekką paralotniarzy. Najpierw mieliśmy okazję podziwiać lądowisko u stóp góry.
A potem wjechaliśmy gondolą i wyciągiem na szczyt góry, skąd paralotnie startują:
Panorama ze szczytu jest imponująca – i to w każdą stronę. Na północy bielą się śniegiem Wysokie Taury:
Na południowym zachodzie widać ośrodek Dreiländerecke, który odwiedziliśmy poprzedniego dnia oraz Alpy Julijskie
A na południowym wschodzie – jezioro Wörthersee i pasmo Karawanken
W zimie pełno tu śniegu i narciarzy, a teraz - kwiatuszki i pyszne czarne jagody.
Jeszcze chwila i jesteśmy znów przy jeziorze. Objeżdżamy na drugą stronę w nadziei, że uda nam się znaleźć jakieś mniej skomercjalizowane zejście do wody, ale w końcu lądujemy na trawiastej plaży przy restauracji.
Kąpiel późnym popołudniem w krystalicznej wodzie górskiego jeziora mimo wszystko przyjemna. Temperatura wody – na pewno wciąż powyżej 20 stopni, a jeszcze kilka dni wcześniej było to 26 stopni! Ponownie kończymy dzień spacerem i kolacją na starówce Villach.
I jeszcze mapka rowerowej części wycieczki:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
52.00 km (0.00 km teren), czas: 05:51 h, avg:8.89 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)