Rowerem po obu stronach Odryblog rowerowy

avatar tanova
Tanowo

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl   button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(17)

Moje rowery

Unibike Expedition LDS 4251 km
nextbike 113 km
Giant Expression 17647 km
rower działkowy 1532 km
Specialized Sirrus 6719 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tanova.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Austria

Dystans całkowity:1613.08 km (w terenie 22.19 km; 1.38%)
Czas w ruchu:157:21
Średnia prędkość:10.25 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:64.52 km i 6h 17m
Więcej statystyk

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 7: Drauradweg - w górę rzeki i wycieczka na Goldeck

Piątek, 28 sierpnia 2020 | dodano: 11.10.2020Kategoria trekking, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, Karyntia, Austria, Alpy
W piątek opuszczamy naszą bazę wypadową w Villach. Czas wracać. Do Lienzu, gdzie zostawiliśmy samochody, mamy 130 km w górę rzeki, które podzieliliśmy na dwa dni - żeby jeszcze coś zobaczyć po drodze i zostawić sobie margines czasowy na spodziewane w prognozach pogorszenie pogody.
Na zachód od Villach Drawa płynie szerokim korytem i spokojnym nurtem. Brzegi rzeki obficie porasta niecierpek himalajski - ładny, choć ekspansywny obcy przybysz, który niestety wypiera rodzime gatunki. Ale czyż nie jest urokliwy, szczególnie o tej porze roku?

Tego dnia promujemy z Darkiem Pomorze Zachodnie i klubowe barwy.
Przez uprawy warzywnicze i niezbyt ciekawe rolnicze wioski dojeżdżamy do Spittal an der Drau. Doprawdy dziwne nazewnictwo – z jednej stron jeden Święty Piotr (St. Peter), z drugiej Święty Piotr w Drewnie (St. Peter in Holz), a pośrodku szpital. Aż strach jechać!

Trudno nam było doszukać się jakichś informacji o ciekawych obiektach w Spittalu, a nad kolejne letniskowe jezioro niespecjalnie mamy ochotę jechać, zwłaszcza w pochmurną pogodę. Zamiast zwiedzania wybieramy więc wycieczkę koleją gondolową na Goldeck. 
Sakwy rowerowe można zostawić w kasie na dolnej stacji wyciągu, a rowery przypinamy do stojaków. No to jedziemy! Ośmioosobowa gondolka wwozi nas do góry – w dole zostaje miasto i wijąca się wstęga Drawy.

Inne wyciągi w lecie pauzują, chcąc więc dostać się na szczyt Goldeck, decydujemy się na spacer szutrową drogą przez widokową polanę, w zimie służącą narciarzom. Szczególnie, że widoczność nieco się poprawia. Jest jednak zimno i nie da się ukryć, że te chmury nie zwiastują nic dobrego. Cieszymy oczy górskimi krajobrazami:



Darek od dłuższego czasu wzdycha, że napiłby się już wreszcie piwa. Ale zanim siądziemy na tarasie schroniska na zasłużony odpoczynek, to trzeba jeszcze zdobyć szczyt, pilnowany przez urocze, rogate stadko. Taka ciekawostka - w schronisku można również zamówić do picia mleko prosto od tych rogatych piękności.
No kto jest najmilszą krówką na hali?

A która ma najmodniejszą fryzurę?

Z Darkiem przy krzyżu na szczycie:

No to teraz zasłużyliśmy na małe co nieco! Odkrywam w karcie dań w schronisku Germknödel - rodzaj kluski na parze w pysznym waniliowym sosie z makiem lub cynamonem. Bardzo lubimy jeść to danie w czasie zimowych wyjazdów na narty w Alpy.

Cóż, trzeba jakoś spalić tę kaloryczną bombę. Idziemy szlakiem do gondoli, a następnie zjeżdżamy do doliny, do naszych rowerków.

Gdzieś po drodze za Spittalem gubimy szlak i dzięki temu mamy nadprogramowy podjazd do Pusarnitz. Hmm, nawet ładnie tu:

Chmury gęstnieją, a my mijamy kolejne ładne miasteczka – Möllbrücke, Sachsenburg. Dolina Drawy zwęża się malowniczo. W wiosce Kleblach-Lind dopada nas zapowiadany deszcz. Miało padać od południa, rozpadało się dopiero po osiemnastej. Znajdujemy nocleg na kwaterze u miejscowych starszych państwa i kończymy dzień sycącą zupą i kuflem miejscowego piwa w wiejskim gasthofie.
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 76.38 km (0.00 km teren), czas: 05:18 h, avg:14.41 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 6: Wörthersee i okolice Klagenfurtu

Czwartek, 27 sierpnia 2020 | dodano: 10.10.2020Kategoria Austria, Karyntia, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Alpy
Ciąg dalszy wakacyjnej relacji: Po nieco ulgowej środzie we czwartek czekała nas dość długa pętla rowerowa, bo zrobiliśmy 109 km wzdłuż największego karynckiego jeziora – Wörthersee i wzdłuż Drawy.
Początkowy odcinek naszej trasy biegł z Villach, gdzie mieliśmy nocleg, wspólnie ze szlakiem Alpe-Adria-Radweg.

Podłużne jezioro Wörthersee rozciąga się w kierunku równoleżnikowym pomiędzy Villach a Klagenfurtem. Postanowiliśmy przejechać je wzdłuż południowego brzegu, gdyż po drodze chcieliśmy jeszcze zaliczyć atrakcję w postaci wieży widokowej Pyramidenkogel, którą siedem lat temu wybudowano na wzgórzu właśnie nieopodal południowego brzegu. Można tam dojechać autobusem z miejscowości Reifnitz nad jeziorem, rowerem bocznymi drogami z Velden albo po serpentynach z Reifnitz. Najpierw zastanawialiśmy się nad wjazdem rowerami, ale jednak podjazd długi, stromy i za dużo czasu i sił by nas kosztował, więc rowery przypięliśmy w Reifnitz i wjechaliśmy autobusem.
Wieża z różnych stron wydaje się mieć inny kształt – wrzecionowaty, klepsydrowaty, albo wręcz amorficzny i zdobyła jakieś cenne nagrody architektoniczne.

Rdzeniem Pyramidenkogel jest szyb windy, wokół którego owinięta jest metalowa rura, w której można zjechać z zawrotną prędkością na dół oraz kręcone schody. Gdy się schodzi po schodach, to co chwilę słychać krzyki nieszczęśników, pędzących zjeżdżalnią w ciemnościach na złamanie karku. Można też zjechać z góry na tyrolce.
Na wieży są trzy platformy widokowe, z których roztacza się wspaniały widok na jezioro i okolicę.





Darek z Wojtkiem - trzymają dystans;-)

Wracamy na dół, nad jezioro. Podobnie jak Ossiacher See, Wörthersee jest mocno zagospodarowane i tylko gdzie nie gdzie da się zejść nad brzeg. Ale jak już, to jest bardzo ładnie – przejrzysta woda ma turkusowy odcień, a nieco śródziemnomorska zabudowa i mnogość wszelkiego rodzaju pływadeł przywodzi skojarzenia z chorwackimi miasteczkami nad Adriatykiem. Szkoda, że tego dnia nie mamy czasu, aby poplażować i popływać.



Trasa wzdłuż południowego brzegu to jazda wąską, ruchliwą szosą, zwykle bez pasa dla rowerów. I choć austriaccy kierowcy jeżdżą raczej w sposób przyjazny dla rowerzystów, to tam jednak zdarzają się tacy, którzy muszą wyprzedzać „na gazetę” i z rykiem silnika swoich wypasionych gablot.
Dojeżdżamy do Klagenfurtu, gdzie odbijamy w stronę przełęczy Loibl – nad Drawę. Długi, ale raczej łagodny podjazd bocznymi drogami do wioski Maria Rain i ostry zjazd szutrowymi serpentynami przez las do Ferlach. A tam – inny świat! Po lewej majestatyczne pasmo Karawanków, po prawej jeziora zaporowe i leniwy nurt rzeki. Cisza, spokój, zieleń ...



Jeszcze bardziej żałujemy, że jest już późno i nie możemy poopalać się na urokliwym kąpielisku w Ferlach, w takiej scenerii. Trzeba jechać.

Ale jazda dolinąDrawy również jest przepiękna. Moi towarzysze wyprawy:









Wieczorne klimaty w trasie:



Ostatnie kilometry do Villach pokonujemy już o zmierzchu. Dobrze, że rano jechaliśmy już tym odcinkiem i wiadomo, czego się spodziewać. Rzutem na taśmę jeszcze zajeżdżamy na ciepłą kolację w mieście. To był długi dzień.

Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 109.50 km (0.00 km teren), czas: 10:12 h, avg:10.74 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 5: Dookoła Ossiacher See i wycieczka na Gerlitzen

Środa, 26 sierpnia 2020 | dodano: 01.10.2020Kategoria Austria, Karyntia, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Alpy
Po czterech intensywnych dniach zakwasy i „zmęczenie materiału” trochę już dawały się nam we znaki. Kolejny dzień potraktowaliśmy więc nieco ulgowo i zaplanowaliśmy krótszą, bo około pięćdziesięciokilometrową wycieczkę rowerową wokół jeziora Ossiacher See, znajdującego się blisko Villach oraz letnią eksplorację następnej narciarskiej góry – Gerlitzen, wznoszącej się nad brzegiem jeziora.

Gerlitzen w lecie jest mekką paralotniarzy. Najpierw mieliśmy okazję podziwiać lądowisko u stóp góry.

A potem wjechaliśmy gondolą i wyciągiem na szczyt góry, skąd paralotnie startują:



Panorama ze szczytu jest imponująca – i to w każdą stronę. Na północy bielą się śniegiem Wysokie Taury:

Na południowym zachodzie widać ośrodek Dreiländerecke, który odwiedziliśmy poprzedniego dnia oraz Alpy Julijskie



A na południowym wschodzie – jezioro Wörthersee i pasmo Karawanken

W zimie pełno tu śniegu i narciarzy, a teraz - kwiatuszki i pyszne czarne jagody.



Jeszcze chwila i jesteśmy znów przy jeziorze. Objeżdżamy na drugą stronę w nadziei, że uda nam się znaleźć jakieś mniej skomercjalizowane zejście do wody, ale w końcu lądujemy na trawiastej plaży przy restauracji.





Kąpiel późnym popołudniem w krystalicznej wodzie górskiego jeziora mimo wszystko przyjemna. Temperatura wody – na pewno wciąż powyżej 20 stopni, a jeszcze kilka dni wcześniej było to 26 stopni! Ponownie kończymy dzień spacerem i kolacją na starówce Villach.





I jeszcze mapka rowerowej części wycieczki:

Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 52.00 km (0.00 km teren), czas: 05:51 h, avg:8.89 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 4: Doliną Gail z Hermagoru do Arnoldstein

Wtorek, 25 sierpnia 2020 | dodano: 29.09.2020Kategoria Austria, Karyntia, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Alpy
Rano, po pysznym śniadaniu, opuszczamy gościnny pensjonat w Watschig. Może wrócimy tu kiedyś zimą, aby pojeździć na nartach w Nassfeld?
Przejeżdżamy jeszcze raz przez Hermagor, kierując się w stronę jeziora Presseger See. Wschodni i zachodni brzeg porastają trzcinowiska, które są siedliskiem ptactwa. Wygląda trochę jak w rezerwacie Świdwie, niedaleko którego mieszkam – ale tylko trochę. Ech, szkoda, że na Pomorzu brak takich wspaniałych gór, które piętrzą się po obu stronach doliny Gail!

Brzeg południowy jeziora to piesza ścieżka, nieco wyniesiona nad linię brzegową, a przez to bardzo widokowa. Prowadzimy rowery i podziwiamy krajobraz



Rzeka Gail po ostatnich opadach przybrała brunatny kolor i płynie szerokim korytem, nie przypominając górskiego potoku z poprzedniego dnia:

Mijamy uroczą wioskę Vorderberg, gdzie zatrzymujemy się na radlerka w tamtejszym Gasthofie. Pogoda cudowna – ciepło, ale nie upalnie, świeci słoneczko i piękne krajobrazy dookoła.





Z błogostanu w dolinie Gail wytrąca nas następny odcinek – do Arnoldstein. W miarę płaską ścieżkę rowerową zamieniamy na podjazd mniej lub bardziej ruchliwymi drogami.
W Arnoldstein robimy zakupy na lunch i na chwilkę zatrzymujemy się na moście, nieco zdziwieni górniczymi tradycjami miasteczka. Mianowicie kiedyś istniała tutaj duża huta ołowiu.

Teraz powyżej miejscowości mieści się niewielki ośrodek narciarski Dreiländerecke (Trójstyk) - widoczny w tle za górniczą wieżą, a wyciąg krzesełkowy jest czynny również latem. Dlaczego Trójstyk? Bo spotykają się w tym miejscu granice Austrii, Włoch i Słowenii. Jest to równocześnie punkt, w którym spotykają się trzy największe grupy językowe Europy - germańska, romańska i słowiańska.
Aby się tam dostać, trzeba pokonać podjazd – morderczo stromy w początkowym odcinku. To jedyne miejsce, gdzie musiałam zsiadać z roweru i pchać go razem z sakwami pod górę, mając nadzieję, że widoki na górze będą warte tego trudu.
Przypinamy rowery w stojaku przy budynku kas, a sakwy zostawiamy na przechowanie u wyciągowego. Trochę archaiczną trzyosobową kanapą wciągamy się na górę. Jest ciepło, słonecznie, więc przyjemnie się nieśpiesznie jedzie podziwiając widoki. Ale pewnie w mroźne, zimowe dni można przymarznąć w czasie takiej długiej jazdy wolnym krzesełkiem.

Z górnej stacji krzesełka podchodzimy kilka kroków na polanę. Lunch w takiej scenerii to sama przyjemność – za nami słoweńskie Alpy Julijskie …

Widok na górną stację wyciągu krzesełkowego, górską gastronomię oraz na grzbiet Dobratsch, górujący nad doliną Gail:

Jest i trójstyk ...

... a przy nim ekspozycje ukazujące, jak granica wyglądała w czasach przed Schengen i przed przystąpieniem Austrii do Unii. Obecnie, gdy znów granice się zamykają z powodu pandemii, ta ekspozycja napełnia nas trochę smutkiem. 

Granica ze Słowenią zagrodzona jest kolczastym drutem, tylko przy samym trójstyku – tam skąd odchodzą piesze i rowerowe szlaki do Kranjskiej Gory – jest swobodne przejście. Stąd niedaleko też do Planicy, gdzie co roku w marcu rozgrywane są ostatnie zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich.

Trzeba jednak pilnować czasu i zjechać w dół przed siedemnastą, żeby odebrać bagaże z dolnej stacji. Dalej – do Villach – jedziemy fragmentem długodystansowego szlaku Alpe-Adria-Radweg, prowadzącego z Salzburga do Triestu. Kto wie, może kiedyś zrobimy całość?
Znajdujemy nocleg blisko centrum, na tyle wygodny, że postanawiamy zatrzymać się na dwa kolejne i w następne dni pojeździć po okolicy „na lekko”, bez sakw. Dzień kończymy spacerem po starówce i kolacją we włoskiej knajpce.
Wieczorne impresje z Villach:



I dwie mapki rowerowych odcinków wycieczki:

[cdn.] Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 75.60 km (0.00 km teren), czas: 05:50 h, avg:12.96 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 3: Garnitzenklamm

Poniedziałek, 24 sierpnia 2020 | dodano: 29.09.2020Kategoria Austria, Karyntia, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Alpy
Po całonocnym i porannym deszczu zapowiadało się okno pogodowe - kilka godzin w ciągu dnia. Wybraliśmy się na pieszą wycieczkę do wąwozu Garnitzenklamm, w okolicach Hermagoru. Do wąwozu dojechaliśmy rowerami (ok. 6,5 km w jedną stronę), a w drodze powrotnej jeszcze zahaczyliśmy o Hermagor na zakupy i rozejrzeć się w miasteczku. Dlatego kilometraż rowerowy jest taki skromny.
Cały wąwóz to 4,5 kilometra pieszego szlaku, podzielonych na 4 odcinki - można robić krótsze pętle albo przejść cały wąwóz. Na szlaku jest 9 mostków, liny, klamry, drabinki i wspaniały spektakl, tworzony przez wodę, skały i alpejską roślinność. Kilka zdjęć - proszę bardzo:









Trzy pierwsze odcinki szlaku są jednokierunkowe, więc wraca się inną drogą, natomiast ostatni - najtrudniejszy - jest dwukierunkowy. Trzeba by wrócić "z górki" po linach, skałach i klamrach. Akurat tam niespecjalnie robiłam zdjęcia, bo była pełna koncentracja na wędrówce. Wyjście z doliny jednak jest, więc Darek wymyślił "skrót" innym szlakiem i zamiast 5 godzin - gdybyśmy zawrócili - wędrowaliśmy 7. Ale nawet było ładnie i pogoda - wbrew zapowiedziom - poprawiła się. Wyszło nam prawie 17 km.
Bacówka Kühweger Alm:

Widok na dolinę Gail z góry:

Milka?

I urocza para osiołków na alpejskiej hali ...

Pod wieczór jeszcze zajrzeliśmy rowerami do Hermagoru - zakupy, bankomat, takie tam. Miasteczko ładne, ale jakoś nie wybitnie. Jest jedna główna ulica Hauptstraße i tyle.

Rowerowa mapka popołudniowa:

Mieliśmy szczęście ze zwiedzaniem tego pięknego wąwozu - w kolejną sobotę i niedzielę Karyntię nawiedziły ogromne ulewy. Potok Garnitzenbach, płynący w kanionie wezbrał do tego stopnia, że zerwał mostki i poważnie uszkodził szlak. Do końca sezonu wąwóz będzie zamknięty dla turystów. Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 18.30 km (0.00 km teren), czas: 01:27 h, avg:12.62 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 2: Z Lienzu w okolice Hermagoru

Niedziela, 23 sierpnia 2020 | dodano: 27.09.2020Kategoria Austria, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Tyrol Wschodni, Karyntia, Alpy
Wczesna pobudka w niedzielę i już parę minut po ósmej ruszamy rowerami, spakowani z sakwami.
Drawa po sobotnich opadach ma kolor kawy z mlekiem, jesteśmy też pod wrażeniem, jak potężną rzeką zrobiła się na przestrzeni ok. 50 km.
Poranne widoczki z przedmieści Lienzu:





Trafiłamy też na cmentarz kozacki w dzielnicy Peggetz i tablicę upamiętniającą masakrę Kozaków w Lienzu z 1945 r. (masowe samobójstwa kolaborujących z III Rzeszą oddziałów kozackich i ich rodzin, które przedarły się wraz z rodzinami do Austrii i zostały przez Brytyjczyków dość bezwzględnie wydane na brutalną deportację do ZSRR).

Na moście w Nikolsdorfie opuszczmy Tyrol Wschodni i wjeżdżamy do Karyntii. Na zdjęciu Darek i nasz kolega Wojtek z Krakowa:



Chwilę zatrzymujemy się w Oberdrauburgu, aby odpocząć na historycznej starówce przed długim podjazdem.

Przed nami Gailbergsattel - 6,5 kilometra wspinaczki serpentynami na 982 m npm, aby przedostać się przez przełęcz z Doliny Drawy do doliny Gail. Ruch jest średni, sporo motocyklistów w słoneczną niedzielę, ale na szczęście nie jest upalnie, a droga jest szeroka i co jakiś czas można złapać oddech w zatoczkach. Z pełnym obciążeniem z sakwami jest to wyzwanie, ale dałam radę.
Oberdrauburg z trasy:

Na górze zasłużony odpoczynek przy pysznym, jeszcze ciepłym apfelstrudlu i szklance radlera:





Teraz już tylko długi zjazd z górki do Kötschach-Mauthen. Na tutejszym kempingu zaopatrujemy się w kartę turystyczną Kärnten Card, dzięki której będziemy korzystać ze zniżek i gratisów przy różnych, czekających nas atrakcjach.
Teraz będziemy jechać szlakiem R3 (Karnischer Radweg), wzdłuż Gail.
Most na rzece Gail:

I ciekawe miejsce tuż za Mauthen, gdzie do Gail wpływa potok o zupełnie innej barwie wody. Zrobiło się tak ... patriotycznie ;-)

Po lewej stronie mamy szczyt Reißkofel (2371 m), a wokół szeroką dolinę rzeki Gail



W oddali rysuje się kontur szczytu Dobratsch (2166 m)

Mijamy karynckie wioski, czasem coś nas zadziwi. Na przykład taka rzeźba w ogródku - robi wrażenie!

Gonią nas niestety czarne chmury. Po prawej rozpoznaję Tropölach i ośrodek narciarski Nassfeld-Hermagor.

Przed deszczem chronimy się w barze dla rowerzystów, ale jest już późne popołudnie, a pogoda wcale nie chce się poprawiać.

Zagadujemy właściciela baru o nocleg, a on kieruje nas do pobliskiej wioski - Watschig. To kilka km od miasteczka Hermagor, do którego chcieliśmy dojechać. Kończymy więc dzień w sympatycznym pensjonacie w Watschig, prowadzonym przez sympatyczną rodzinę Węgrów. Pyszna ciepła kolacja zdecydowanie poprawia nam humor.

Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 76.50 km (0.00 km teren), czas: 05:57 h, avg:12.86 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 1: od źródeł Drawy do Lienzu

Sobota, 22 sierpnia 2020 | dodano: 27.09.2020Kategoria Austria, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, trekking, Tyrol Wschodni, Włochy, Alpy
Rano dojechali samochodem nasi znajomi z Krakowa. Chwila na przywitanie się, przestawienie samochodów, ogarnięcie rowerów i ruszamy w drogę. Postanawiamy na pierwszy, pięćdziesięciokilometrowy odcinek szlaku Drauradweg (wzdłuż rzeki Drawy) podjechać pociągiem i zrobić go na lekko, bez sakw, bo nasz pensjonat, gdzie zostawiamy na tydzień auta, jest położony prawie przy samej DDR-ce i będziemy tam i tak przejeżdżać.
Źródła Drawy biją w Tyrolu Południowym, między miasteczkami Toblach (Dobiacco) i Innichen (San Candido). Ten włoski region jest dwujęzyczny - dlatego wszystkie nazwy miejscowości podawane są po włosku i po niemiecku i stąd zaczynamy naszą rowerową włóczęgę.
A ściślej mówiąc prologiem była godzinna podróż pociągiem z Lienz do Innichen. Dojazd z naszego pensjonatu na dworzec w Lienzu to niecałe 3 km, ale przez remont dworca wpadliśmy na peron dosłownie w ostatniej chwili, chcąc zdążyć na pociąg o 9.11.
Pociągi jeżdżą co godzinę, na Osttirol Ticket (tani bilet regionalny) można się zabrać właśnie najdalej do Innichen. Niecałe 60 euro za 4 osoby z rowerami. Również w wagonie wszystkie informacje są w dwóch językach, natomiast dyscyplina maseczkowa - podobna jak u nas. Większość nosi, niektórzy pod nosem, a niektórzy ściągają ukradkiem. Na szczęście nie ma tłoku w wagonie.
Pandemiczna podróż pociągiem:



W lesie ponad Innichen odnajdujemy źródło Drawy:

Jest upalny, sierpniowy dzień, a przy szemrzącej wodzie miło się siedzi. Ale nie przyjechaliśmy tutaj siedzieć! No to w drogę!
Początkowy odcinek do Innichen prowadzi szutrową drogą przez las.
Ta okolica to region 3 Zinnen, w zimie bardzo lubiany i ceniony przez narciarzy. Wyciąg i stok narciarski Haunold w letniej odsłonie:

Zjeżdżamy do miasteczka. Chciałabym kupić mapę, ale w informacji turystycznej sjesta i przerwa. No, trudno. Za to na deptaku - życie kwitnie!


Trochę przypadkiem odkrywamy bardzo piękny, zabytkowy cmentarz przy dawnym kościele benedyktynów:



Dalej szlak wiedzie przy linii kolejowej, którą jechaliśmy wcześniej, a od Vierschach (Versaccio) - przy rzece.

Tylko zmiana oznaczeń Drauradweg sygnalizuje, że przekroczyliśmy granicę włosko-austriacką. Nieco bokiem mijamy Sillian - to również jest ośrodek sportów zimowych.

Drawa, zamek i piękna góra na narty - oto Sillian:

A tak wygląda droga dla rowerów:

Jazda jest prawie bez pedałowania, niemal cały czas lekko z górki. Trochę szutru, trochę asfaltu. Sporo rodzin z dziećmi, również w przyczepkach.

Dojeżdżamy do Lienzu. Tutaj przepak na parkingu - zabieramy sakwy z aut, przerwa na coś do jedzenia i ... nad pasmem Zettersfeld zbierają się czarne, burzowe chmury, zrywa wichura i grzmi. Chowamy się gdzieś pod dachem miejskiej pływalni, chcemy przeczekać i jechać dalej do Oberdrauburga. Przed nami łopoczą flagi z hasłem reklamowym: "Lienz - miasto słońca". No, rzeczywiście!

Po godzinie czekania odechciewa się nam dalszej jazdy. Dzwonię do właścicielki pensjonatu, gdzie spędziliśmy ostatnie dwie noce. Tak - ma dwa pokoje, bo ktoś zrezygnował z rezerwacji. Super! Gdy dojeżdżamy deszcz przechodzi w grad.
Pierwszego dnia udało się przejechać tylko 55 km. Wieczór kończymy we czwórkę z nadzieją, że następnego dnia pogoda pozwoli na więcej.
[cdn.] 

Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 55.50 km (0.00 km teren), czas: 04:17 h, avg:12.96 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Tyrol Wschodni i Karyntia rowerem. Dzień 0: Wędrówka w Dolomitach Lienzkich

Piątek, 21 sierpnia 2020 | dodano: 21.09.2020Kategoria Austria, Tyrol Wschodni, Wędrówki piesze, Osttirol i Karyntia rowerem 2020, Alpy
Dziś mija miesiąc od naszej wyprawy w Alpy w południowej Austrii (z małym włoskim akcentem). Wakacji w drodze, głównie rowerowej - doliną Drawy i Gail, ale nie tylko. Bo grzechem byłoby nie wybrać się na piesze szlaki, będąc w tak wspaniałych górach. Zapraszam do retrospektywnej lektury wspomnień z Tyrolu i słonecznej Karyntii!
Decyzja o celu podróży zapadła dosłownie półtora tygodnia przed naszym wyjazdem. Od dłuższego czasu śledziłam rozwój sytuacji pandemicznej z nadzieją, że koronawirus pozwoli nam jednak zrealizować marzenia o rowerowej wyrypie w alpejskiej scenerii. Narada telefoniczna z zaprzyjaźnioną parą z Krakowa, z którą po raz kolejny spędzamy kolarski urlop, ocena ryzyka (niewielkiego wówczas) i postanowione - jedziemy do Austrii!  
I tak we czwartek, 20 sierpnia, po całym dniu jazdy autem dotarliśmy do Lienzu, w Tyrolu Wschodnim. Tutaj mieliśmy zarezerwowane lokum na początek i koniec naszej wycieczki i wstępnie umówioną możliwość pozostawienia samochodu. Dlaczego Lienz? Z powodów logistycznych - po pierwsze dobra baza wypadowa w góry, a po drugie chcieliśmy zrobić pętlę wykorzystując szlak Drauradweg, czyli wzdłuż Drawy. Oczywiście nie TEJ Drawy, którą znamy i lubimy w Zachodniopomorskiem, ale TAMTEJ - większej, zaczynającej swój bieg jako Drava we Włoszech, potem płynącej jako Drau w Austrii i ponownie jako Drava na Bałkanach. A że poniżej Lienzu ma Drawa dość łagodny spadek, to można tamtędy jechać w obu kierunkach i wrócić w miejsce startu.
Ponieważ znajomi mieli dojechać w sobotę rano, to w piątek rowery zostały w garażu, a my z Darkiem wybraliśmy się na pieszą wędrówkę, robiąc pętlę w Dolomitach Lienzkich. Zaczynaliśmy przy schronisku Dolomitenhütte, następnie doliną Laserz do następnego schroniska - Karlsbaderhütte, potem przejście pasażem Kerschbaumtörl do doliny Kerschbaumtal (kolejne schronisko) i na koniec podejście do Dolomitenhütte.  
Schronisko Dolomitenhütte:

Na tarasie schroniska z widokiem na Spitzkofel 2718 m:

Wędrujemy doliną Laserz. Słońce wynurza się zza gór, będzie nam dogrzewać cały dzień.

W oddali widać pasaż Kerschbaumtörl, na który wkrótce będziemy się wspinać, a na pierwszym planie tablica upamiętniająca jednego z przewodników-pionierów turystyki górskiej:

Za schroniskiem Karlsbaderhütte schowały się dwa urokliwe jeziorka - Laserzseen. Pięknie jak nad Morskim Okiem, ale na szczęście niewiele osób.

Dalej czeka nas wspinaczka na przełęcz, ale po drodze fantastyczne widoki na grupę Großvenedigera - to te ośnieżone trzytysięczniki na horyzoncie
IMG_20200821_111027.thumb.jpg.6e8a2ae21ae2be965bd9174b3dd20681.jpg
Droga na przełęcz szybko się kończy. Jesteśmy!
IMG_20200821_132604.thumb.jpg.29f34eb4a17f5bc69434a2de77e7c8f1.jpg
Dalej schodzimy w dolinę Kerschbaumtal i na obiad do schroniska Kerschbaumeralm:
IMG_20200821_143401.thumb.jpg.b90de2aa938cb9cbed1d0d788331b8f9.jpg
Schodzimy w dół doliną Kerschbaum wzdłuż potoku ...
IMG_20200821_154455.thumb.jpg.3bd95268cdfa2171f60e3848b41a0185.jpg
w stronę Klammbrückl - mostu nad głębokim na 33 m kanionem, wydrążonym przez potok w skale.
IMG_20200821_171020.thumb.jpg.d797c34cdf5972dc7b1861565fb317af.jpg
A potem - najpierw malowniczą, a potem już tylko stromą ścieżką przez las do Dolomitenhütte, gdzie stoi nasze auto. Zbocze w słońcu, wiatru ani krztyny. Strasznie gorąco i pot zalewa twarz. Dzień kończymy na tarasie przy szklaneczce radlera. Za nami ponad 22 km szlaku i blisko 1500 m przewyższenia. Warto było!

Rower: Dane wycieczki: 22.19 km (22.19 km teren), czas: 07:13 h, avg:3.07 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Donauradweg z Pasawy do Wiednia: Dzień 7 – Klosterneuburg-Wiedeń-Klosterneuburg oraz powrót do Pasawy

Sobota, 28 lipca 2018 | dodano: 04.08.2018Kategoria Austria, Donauradweg i okolice 2018
Mapka wycieczki. Sobota. Szlak Donauradweg właściwie nie prowadzi przez centrum Wiednia, lecz omija je przez Donauinsel, czyli podłużną sztuczną wyspę pomiędzy dwiema odnogami Dunaju - Dunajem (właściwym) i Neue Donau. Chcąc dotrzeć do serca miasta należy w dzielnicy Nußdorf wybrać drogę Donaukanalradweg, wzdłuż Kanału Franciszka Józefa.

Nasza wyprawa powoli dobiega końca. Dojechaliśmy do Wiednia!

Chociaż sama droga nad kanałem nie jest specjalnie interesująca, to jeden budynek z pewnością zasługuje na uwagę – to wiedeńska spalarnia śmieci w dzielnicy Spittelau, zaprojektowana przez słynnego architekta i malarza, Friedensreicha Hundertwassera.

W Wiedniu znajduje się też muzeum tego artysty i obiekt mieszkalny jego współautorstwa.
Aby dojechać na starówkę, należy przy stacji metra Schottenring zjechać na Ring-Rund-Radweg – okrężną trasę śródmiejską, przyjemnie zacienioną drzewami, przy której usytuowanych jest kilka słynnych zabytków, takich jak Burgtheater, Hofburg, Opera Wiedeńska, czy Park Miejski ze znanym pomnikiem Johanna Straussa, syna. Stamtąd już tylko chwilka spacerkiem (na starym mieście obowiązuje zakaz jazdy rowerem) do Placu św. Stefana i wiedeńskiej katedry pod tym samym wezwaniem:


I tak dotarliśmy od Katedry św. Stefana w Pasawie do Katedry św. Stefana w Wiedniu! Jeszcze kilka fotek – Państwowa Opera Wiedeńska (Staatsoper), widziana od strony placu Albertiny:

I złoty „król walca” w Parku Miejskim:
A chociaż Wiedeń na pewno wart jest tego, aby pozostać w nim dłużej, to jednak tego dnia termometr wskazywał 35 stopni i naprawdę nie dało się wytrzymać w murach miasta. Dobrze, że jakiś czas temu miałam okazję pozwiedzać dokładniej tę piękną metropolię, w przeciwnym razie na pewno pozostałby niedosyt.
Tak więc skierowaliśmy się w stronę zielonego Prateru i terenów rekreacyjnych na Donauinsel, gdzie w takie upalne dni wypoczywają wiedeńczycy.
Zielone tereny nad Dunajem, tak blisko miasta!

Okazało się, że w południowej części miasta tłumy wiedeńczyków wypoczywają nad Dunajem w stroju … Adama i Ewy, mieliśmy więc wątpliwą przyjemność, szczególnie, że dominowali państwo starsi. Ale co tam, najważniejsze, że można się było wreszcie ochłodzić w wodzie – co za ulga po tym strasznym skwarze! A po kąpieli przeleciała jeszcze mała burza i odświeżyła nieco powietrze.
Im bardziej na północ, tym więcej tekstyliów i cywilizacji – wakeboard, asfaltowe alejki i nowoczesne miasto na wyciągnięcie ręki!

Wycieczkę zakończyliśmy nieśpiesznym przejazdem do Klosterneuburga (10 km) i zasłużoną kolacją. A rano w niedzielę pociągiem wróciliśmy do Pasawy.

W Pasawie byliśmy koło południa. Całkiem dobra pora, żeby wyruszyć autem w powrotną drogę i jeszcze o przyzwoitej porze dojechać do Szczecina.
Informacje praktyczne:
Mapy: Korzystaliśmy z darmowego przewodnika „Donauradweg von Passau bis Bratislava 2018”, wydanego przez Austriacką Informację Turystyczną, który można zamówić poprzez stronę http://brochures.austria.info oraz z laminowanej mapy Donauradweg 2 niemieckiego wydawnictwa Kompass.
Dojazd: Do Pasawy samochodem, parking płatny w okolicach dworca kolejowego (4 euro za dobę). Powrót z Wiednia do Pasawy pociągiem (51 euro za 4 osoby z rowerami).
Noclegi: Od 31,50 do 42 euro za osobę ze śniadaniem w pokoju dwuosobowym z łazienką (schronisko młodzieżowe, pensjonat, agroturystyka, hotel ***, domek campingowy – bez śniadania i z łazienką na polu). Co prawda wieźliśmy namioty i śpiwory ze sobą – na wszelki wypadek, gdyby były problemy z noclegiem w szczycie sezonu, ale nie okazały się potrzebne. Wszędzie mogliśmy wieczorem znaleźć nocleg pod dachem, w schludnych, a często nawet bardzo wygodnych warunkach.
Świadomie nie decydowaliśmy się na rezerwowanie z góry – poza pierwszym noclegiem w Pasawie, bo w różne dni różne dystanse nam wychodziły i nie chcieliśmy być uwiązani konkretną rezerwacją. Poza tym miała to być w zamyśle taka spontaniczna włóczęga. Noclegi znajdowaliśmy poprzez lokalną informację turystyczną, tablice przy szlaku, albo informacje w przewodniku, albo pytając ludzi.
Wyżywienie: Śniadanie zwykle razem z noclegiem, na lunch kupowaliśmy coś w supermarketach (w niedzielę nieczynne) – ceny niewiele wyższe niż w Polsce, obiadokolacja – zazwyczaj w knajpce tam, gdzie wypadł nam następny nocleg (koszt ok. x2 jak w Polsce).
Wstępy do atrakcji turystycznych: 0-12 euro za osobę.
Dystans: Licznik rowerowy na koniec tygodnia pokazał mi 480 km. Trasa jest łatwa, bez znaczących przewyższeń, przeważnie po wydzielonych asfaltowych ścieżkach. Nadaje się również dla rodzin z dziećmi, czy rowerzystów rekreacyjnych.
Wspomnienia i wrażenia: bezcenne, było super :-)
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 62.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:6.20 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:35.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Donauradweg z Pasawy do Wiednia: Dzień 6 – Hollenburg-Klosterneuburg

Piątek, 27 lipca 2018 | dodano: 03.08.2018Kategoria Austria, Donauradweg i okolice 2018
Mapka wycieczki. Piątek. Z Hollenburga do Wiednia jest około 75 km więc odcinek spokojnie byłby do zrobienia w jeden dzień. Sęk w tym, że dworzec, z którego wcześnie rano odjeżdża pociąg powrotny do Pasawy, jest położony w dzielnicy raczej przemysłowej i nie mogłam na google maps zlokalizować tam żadnego sensownego noclegu w okolicy. Postanowiliśmy więc nie nocować w Wiedniu, lecz w ostatnim miasteczku przed granicą Wiednia, czyli w Klosterneuburg, położonym po drugiej stronie wzgórza Kahlenberg, znanego z tego, że w 1683 roku właśnie stąd król Jan III Sobieski dowodził bitwą o Wiedeń z Turkami.
Krajobraz tego etapu nie był tak spektakularny, jak w poprzednie dni – jedzie się szeroką doliną, wzdłuż wału, albo po terenach rolniczych, a jedynym ciekawym miasteczkiem na prawym brzegu Dunaju jest Tulln. Słońce prażyło niemiłosiernie, a temperatura przekraczała 30 stopni, więc właśnie w Tulln zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę.
Na rynku w Tulln:

Muzeum Egona Schielego, słynnego malarza-ekspresjonisty, który urodził się w Tulln:

Zwiedziliśmy również Ogrody Tulln – ekologiczny zespół 60 pokazowych ogrodów i aranżacji. Ogrody może i ładne, ale jednak nie warte tak wysokiej ceny za wstęp (12 euro):



Po lekkim posiłku ruszyliśmy w dalszą drogę, a upał stawał się coraz bardziej nieznośny. Nawet zerkaliśmy w stronę rzeki, czy nie znajdzie się jakieś miejsce kąpielowe, ale jednak czystość wody pozostawiała wiele do życzenia i jedynie jakieś pieski pławiły się od czasu do czasu w mętnych falach Dunaju. Gdy jednak dojechaliśmy do Greifenstein, czekała nas miła niespodzianka – w zakolu starego Dunaju napotkaliśmy ładne kąpielisko z czystą, przyjemnie nagrzaną wodą. Niewiele się namyślając wskoczyliśmy w stroje kąpielowe i poszliśmy popływać. Było tak przyjemnie, że odpuściłam sobie reporterski obowiązek i nie robiłam zdjęć ;-).
Z Greifensein już niedaleko do Klosterneuburga, nad którym dominuje kolejny zespół klasztorny. Dzięki uprzejmości pań z informacji turystycznej zarezerwowaliśmy sobie pokoje w przytulnym hoteliku na starówce, vis a vis stacji kolejowej, a także zostaliśmy zaopatrzeni w mapy rowerowe Wiednia i okolic. A wieczorem ruszyliśmy na spacer po miasteczku i kolację.
Opactwo w Klosterneuburgu:






Wieczorem otwarte było tylko przejście na zewnątrz kompleksu klasztornego, nie same budynki. Ale i tak robiło wrażenie! Szczególnie, że Kahlenberg i Wiedeń w oddali – jak na dłoni!
Rower:Giant Expression Dane wycieczki: 67.60 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:6.76 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)