- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
Meklemburgia-Pomorze
Dystans całkowity: | 5826.18 km (w terenie 312.00 km; 5.36%) |
Czas w ruchu: | 378:34 |
Średnia prędkość: | 15.09 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.60 km/h |
Suma podjazdów: | 323 m |
Liczba aktywności: | 84 |
Średnio na aktywność: | 69.36 km i 4h 37m |
Więcej statystyk |
Rugia 2017: Dzień 1 - Prora - Sellin- Mönchgut - Groß Stresow
Sobota, 26 sierpnia 2017 | dodano: 01.09.2017Kategoria Meklemburgia-Pomorze, nad morzem, Niemcy, Rugia 2017
mapa wycieczki
Rugię znałam do tej pory raczej od strony wody – dwa lata temu byliśmy na rejsie jachtem, zawijając po drodze do Sassnitz, Wiek i Altefähr. Już wtedy zwróciłam uwagę na dobrą infrastrukturę rowerową i pojawił się pomysł, żeby wrócić kiedyś i zwiedzić wyspę na dwóch kółkach.
Prognoza pogody na ubiegły weekend był całkiem dobra, miałam też możliwość wzięcia wolnego w poniedziałek, więc szybka decyzja – jedziemy z Darkiem na Rugię! Początkowo w planach mieliśmy objechanie wyspy trasą okrężną (Rügen Rundweg), liczącą niespełna 300 km, jednak rzut oka na kalendarz ferii w Meklemburgii, Brandenburgii i Berlinie oraz na dostępną bazę noclegową ostudził nasze zapały. We wszystkich trzech landach wakacje szkolne trwają – tak jak u nas – do 3 września, co w praktyce oznacza wysoki sezon, wysokie ceny i słabą dostępność kwater, zwłaszcza przy dobrej pogodzie i na weekend. Tak więc wybraliśmy opcję stacjonarną i we czwartek, 24 sierpnia, zarezerwowaliśmy przez internet dwuosobowy bungalow w małej wiosce Lubkow, pomiędzy Bergen a Prorą, ok. 2 km od Rügen Rundweg. Właścicielka okazała się bardzo sympatyczną osobą, ma jeszcze oprócz tego domku dwa apartamenty wakacyjne, ceny przystępne – jak na Rugię. Koszt dwóch noclegów za dwie osoby wyniósł 105 euro. Jedyny mankament to brak ścieżki rowerowej na odcinku między Prorą a Karow, więc pierwsze kilometry trzeba pokonać ruchliwą szosą, czego nie lubię.
W sobotę rano spakowaliśmy rowery na auto i o 7.00 wyruszyliśmy z domu.
Most na Rugię:
Po niespełna trzech godzinach jazdy byliśmy na miejscu, domek już na nas czekał, więc szybkie wypakowanie i przed 11.00 już byliśmy na rowerach, z zamiarem objechania południowego wschodu wyspy.
Nasz bungalow:
Pierwszą atrakcją na trasie jest Centrum Dziedzictwa Przyrodniczego (Naturerbe-Zentrum) Prora wraz ze ścieżką turystyczną wśród koron drzew.
Wkrótce docieramy do samej Prory, znanej przede wszystkim z architektonicznego kolosa – kompleksu budynków zbudowanych w latach 30-tych XX wieku jako projekt KdF (Kraft durch Freude). Początkowo obiekt miał 4,5 km długości i miał pomieścić 20.000 wypoczywających Niemców, ale projektu nie ukończono. Część kolosa zburzono pod koniec wojny, pozostałe 2,5 km było wykorzystywane w czasach NRD przez wojsko, również Armię Czerwoną. Po zjednoczeniu Niemiec powstało schronisko młodzieżowe, potem również muzeum, a teraz większość obiektu sprzedano prywatnemu inwestorowi, który remontuje tę dość ponurą ruinę i sprzedaje na luksusowe apartamenty.
Muzeum i schronisko:
Wyremontowane apartamentowce:
A tak tu wyglądało w 2015 roku (i miejscami jeszcze wciąż wygląda):
Pomimo ciepłej i słonecznej pogody na plaży w Prorze raczej pustki:
Półtora kilometra dzieli Prorę od Ostseebad Binz – chyba najelegantszego kurortu na Rugii. Atmosfera jest tu jednak zupełnie inna. Zamiast przytłaczającego ducha nazistowskiej architektury – luksusowe hotele, secesyjne wille, zadbana promenada i oczywiście molo:
Przy molo – jak i w wielu innych miejscach – z plakatu dobrotliwie spogląda na nas Angela „Mutti” Merkel. Wybory do Bundestagu już niebawem.
I jeszcze żwirowa plaża na południe od Binz.
Za nią brzeg jest wyższy, a na nim – w stronę Sellin rozciąga się duży kompleks leśny Granitz:
a w nim takie na przykład śródleśne jeziorka
i dojścia na malownicze klify.
Kto jedzie pierwszy raz przez Granitz może się trochę zdziwić, bo od czasu do czasu z oddali dobiega gromkie „Huuuuch! Huuuuch!”. Nie jest to lokalna fauna ani rugijscy wczasowicze, lecz … Szalony Roland (Rasender Roland) – spalinowa ciuchcia jeżdżąca na trasie Ostseebad Binz – Lauterbach Mole, którą zresztą sfotografowaliśmy wieczorem.
Na południowy wschód od Granitz, w niewielkiej odległości od siebie leżą trzy mniejsze kurorty: Sellin, Baabe i Göhren. Ostseebad Sellin jest nieco mniejszy niż Binz, za to ma ciekawe położenie na wzgórzach.
Molo i plaża w Sellin:
Park zdrojowy w Baabe:
Na półwyspie Mönchgut sceneria robi się bardziej sielska. Brak tu eleganckich kurortów, raczej wioski letniskowe, plaże są bardziej dzikie, za to można wypoczywać również z czworonogami.
Ostseebad Thiessow, na południowym cyplu półwyspu:
Droga do Klein Zicker i koniec trasy Rügen Rundweg:
Widoki z półwyspu Reddevitz – długiej, wąskiej „macki” lądu między zatokami Having i Hagensche Wiek:
W porcie Baabe nad zatoką odbywał się właśnie festyn – posililiśmy się więc matjasami z sałatką ziemniaczaną i Störtebeckerem, a następnie „promem” przeprawiliśmy się do Moritzdorfu. Prom to szumnie powiedziane – w poprzek kanału kursuje mała łódka wiosłowa, która za drobną opłatą zabiera pieszych i rowerzystów.
Żeglarskie klimaty w marinie Seedorf:
I pomnik Fryderyka Wilhelma I, króla Prus, w Groß Stresow, który lądował tu w XVIII w. ze swoim wojskiem, aby uwolnić Rugię od okupacji duńskiej. Pomnik stał niegdyś na wysokiej kolumnie na obrzeżach Groß Stresow (teraz jest tam kopia), ale w trakcie transportu do renowacji porozbijał się, więc częściowo sztukowany oryginał stoi obecnie na placu w środku wioski.
Mieliśmy w planach dojechać do Putbus, ale zrobiło się już późno i zdecydowaliśmy się skręcić z Groß Stresow na północ, w kierunku naszego noclegu. O ile odcinek do Nistelitz był jeszcze jako taki, to z Nistelitz do Vierwitz jechaliśmy polną drogą – o tyle dobrze, że było jeszcze coś widać. Kawałek drogi z Vierwitz do Zirkow prowadził ścieżką rowerową, więc przy świetle czołówki i lampkach rowerowych jechało się w miarę. Ostatnie 3 km już całkiem po zmroku jechaliśmy starą, krzywą, brukowaną kocimi łbami aleją obsadzoną wielkimi bukami, więc ciemno jak okiem wykol – na szczęście ruchu żadnego nie było. Kto by zresztą jeździł taką drogą po nocy! Ale ciekawie było, na kwaterę dotarliśmy o 21.20, cali, zdrowi i ze wszystkim na miejscu.
Cdn.
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rugię znałam do tej pory raczej od strony wody – dwa lata temu byliśmy na rejsie jachtem, zawijając po drodze do Sassnitz, Wiek i Altefähr. Już wtedy zwróciłam uwagę na dobrą infrastrukturę rowerową i pojawił się pomysł, żeby wrócić kiedyś i zwiedzić wyspę na dwóch kółkach.
Prognoza pogody na ubiegły weekend był całkiem dobra, miałam też możliwość wzięcia wolnego w poniedziałek, więc szybka decyzja – jedziemy z Darkiem na Rugię! Początkowo w planach mieliśmy objechanie wyspy trasą okrężną (Rügen Rundweg), liczącą niespełna 300 km, jednak rzut oka na kalendarz ferii w Meklemburgii, Brandenburgii i Berlinie oraz na dostępną bazę noclegową ostudził nasze zapały. We wszystkich trzech landach wakacje szkolne trwają – tak jak u nas – do 3 września, co w praktyce oznacza wysoki sezon, wysokie ceny i słabą dostępność kwater, zwłaszcza przy dobrej pogodzie i na weekend. Tak więc wybraliśmy opcję stacjonarną i we czwartek, 24 sierpnia, zarezerwowaliśmy przez internet dwuosobowy bungalow w małej wiosce Lubkow, pomiędzy Bergen a Prorą, ok. 2 km od Rügen Rundweg. Właścicielka okazała się bardzo sympatyczną osobą, ma jeszcze oprócz tego domku dwa apartamenty wakacyjne, ceny przystępne – jak na Rugię. Koszt dwóch noclegów za dwie osoby wyniósł 105 euro. Jedyny mankament to brak ścieżki rowerowej na odcinku między Prorą a Karow, więc pierwsze kilometry trzeba pokonać ruchliwą szosą, czego nie lubię.
W sobotę rano spakowaliśmy rowery na auto i o 7.00 wyruszyliśmy z domu.
Most na Rugię:
Po niespełna trzech godzinach jazdy byliśmy na miejscu, domek już na nas czekał, więc szybkie wypakowanie i przed 11.00 już byliśmy na rowerach, z zamiarem objechania południowego wschodu wyspy.
Nasz bungalow:
Pierwszą atrakcją na trasie jest Centrum Dziedzictwa Przyrodniczego (Naturerbe-Zentrum) Prora wraz ze ścieżką turystyczną wśród koron drzew.
Wkrótce docieramy do samej Prory, znanej przede wszystkim z architektonicznego kolosa – kompleksu budynków zbudowanych w latach 30-tych XX wieku jako projekt KdF (Kraft durch Freude). Początkowo obiekt miał 4,5 km długości i miał pomieścić 20.000 wypoczywających Niemców, ale projektu nie ukończono. Część kolosa zburzono pod koniec wojny, pozostałe 2,5 km było wykorzystywane w czasach NRD przez wojsko, również Armię Czerwoną. Po zjednoczeniu Niemiec powstało schronisko młodzieżowe, potem również muzeum, a teraz większość obiektu sprzedano prywatnemu inwestorowi, który remontuje tę dość ponurą ruinę i sprzedaje na luksusowe apartamenty.
Muzeum i schronisko:
Wyremontowane apartamentowce:
A tak tu wyglądało w 2015 roku (i miejscami jeszcze wciąż wygląda):
Pomimo ciepłej i słonecznej pogody na plaży w Prorze raczej pustki:
Półtora kilometra dzieli Prorę od Ostseebad Binz – chyba najelegantszego kurortu na Rugii. Atmosfera jest tu jednak zupełnie inna. Zamiast przytłaczającego ducha nazistowskiej architektury – luksusowe hotele, secesyjne wille, zadbana promenada i oczywiście molo:
Przy molo – jak i w wielu innych miejscach – z plakatu dobrotliwie spogląda na nas Angela „Mutti” Merkel. Wybory do Bundestagu już niebawem.
I jeszcze żwirowa plaża na południe od Binz.
Za nią brzeg jest wyższy, a na nim – w stronę Sellin rozciąga się duży kompleks leśny Granitz:
a w nim takie na przykład śródleśne jeziorka
i dojścia na malownicze klify.
Kto jedzie pierwszy raz przez Granitz może się trochę zdziwić, bo od czasu do czasu z oddali dobiega gromkie „Huuuuch! Huuuuch!”. Nie jest to lokalna fauna ani rugijscy wczasowicze, lecz … Szalony Roland (Rasender Roland) – spalinowa ciuchcia jeżdżąca na trasie Ostseebad Binz – Lauterbach Mole, którą zresztą sfotografowaliśmy wieczorem.
Na południowy wschód od Granitz, w niewielkiej odległości od siebie leżą trzy mniejsze kurorty: Sellin, Baabe i Göhren. Ostseebad Sellin jest nieco mniejszy niż Binz, za to ma ciekawe położenie na wzgórzach.
Molo i plaża w Sellin:
Park zdrojowy w Baabe:
Na półwyspie Mönchgut sceneria robi się bardziej sielska. Brak tu eleganckich kurortów, raczej wioski letniskowe, plaże są bardziej dzikie, za to można wypoczywać również z czworonogami.
Ostseebad Thiessow, na południowym cyplu półwyspu:
Droga do Klein Zicker i koniec trasy Rügen Rundweg:
Widoki z półwyspu Reddevitz – długiej, wąskiej „macki” lądu między zatokami Having i Hagensche Wiek:
W porcie Baabe nad zatoką odbywał się właśnie festyn – posililiśmy się więc matjasami z sałatką ziemniaczaną i Störtebeckerem, a następnie „promem” przeprawiliśmy się do Moritzdorfu. Prom to szumnie powiedziane – w poprzek kanału kursuje mała łódka wiosłowa, która za drobną opłatą zabiera pieszych i rowerzystów.
Żeglarskie klimaty w marinie Seedorf:
I pomnik Fryderyka Wilhelma I, króla Prus, w Groß Stresow, który lądował tu w XVIII w. ze swoim wojskiem, aby uwolnić Rugię od okupacji duńskiej. Pomnik stał niegdyś na wysokiej kolumnie na obrzeżach Groß Stresow (teraz jest tam kopia), ale w trakcie transportu do renowacji porozbijał się, więc częściowo sztukowany oryginał stoi obecnie na placu w środku wioski.
Mieliśmy w planach dojechać do Putbus, ale zrobiło się już późno i zdecydowaliśmy się skręcić z Groß Stresow na północ, w kierunku naszego noclegu. O ile odcinek do Nistelitz był jeszcze jako taki, to z Nistelitz do Vierwitz jechaliśmy polną drogą – o tyle dobrze, że było jeszcze coś widać. Kawałek drogi z Vierwitz do Zirkow prowadził ścieżką rowerową, więc przy świetle czołówki i lampkach rowerowych jechało się w miarę. Ostatnie 3 km już całkiem po zmroku jechaliśmy starą, krzywą, brukowaną kocimi łbami aleją obsadzoną wielkimi bukami, więc ciemno jak okiem wykol – na szczęście ruchu żadnego nie było. Kto by zresztą jeździł taką drogą po nocy! Ale ciekawie było, na kwaterę dotarliśmy o 21.20, cali, zdrowi i ze wszystkim na miejscu.
Cdn.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
84.00 km (6.00 km teren), czas: 10:49 h, avg:7.77 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Neubrandenburg i okolice
Wtorek, 27 czerwca 2017 | dodano: 28.06.2017Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Wczoraj wypadła mi delegacja służbowa do Neubrandenburga, a
że prognoza zapowiadała wymarzoną pogodę na wycieczkę, można było połączyć
przyjemne z pożytecznym. Rano załadowaliśmy z Darkiem rowery na bagażnik auta, po
przyjeździe na miejsce ja udałam się załatwiać swoje sprawy, a Darek –
szczęściarz – wyruszył w stronę Neustrelitz i krainy tysiąca jezior meklemburskich.
Krótko przed siedemnastą skończyło się moje spotkanie służbowe, szybko się przebrałam i na rowerku pojechałam w stronę jeziora Tollense, nad którym leży Neubrandenburg. Dookoła Tollensesee i połączonego z nim jeziora Lieps biegnie niespełna czterdziestokilometrowy szlak rowerowy, który miałam zamiar objechać.
Północna część szlaku prowadzi nad samym jeziorem przez bukowy las:
Południowa część trochę się oddala od linii brzegowej i przebiega przez bardzo malownicze wzgórza. Za miejscowością Klein Nemerow, jedna z wydm na wzgórzu zamieszkała jest przez stado jaskółek:
Widoki z trasy były rewelacyjne – zarówno na jezioro jak i na okoliczny krajobraz.
Nic dziwnego, że walory terenu dostrzegli golfiści, a w Bornsmühle powstało pole golfowe i elegancki hotel.
Za Bornshof szlak rowerowy przez krótki odcinek biegnie równolegle do szosy, cały czas – góra dół, do 18% nachylenia, można się poczuć troche jak w górach:
Dotarłam do Prillwitz – wioski na południowym krańcu szlaku. Tutaj spotkałam się z Darkiem, który zdążył już nakręcić setkę km przez dzień, i dalszą część trasy jechaliśmy we dwójkę. W Prillwitz jest pałacyk myśliwski, chyba w rękach prywatnych, bo niestety orgrodzenie zamknięte na cztery spusty:
oraz zabudowania dworskie, których pilnują dwa wyżły:
Jest też ładna trawiasta plaża z widokiem na wyspę kormoranów:
Darek z panoramą Neu Wustrow.
Marzyło nam się gdzieś po drodze zimne piwko w knajpce nad jeziorem, ale tereny raczej nie zagospodarowane turystycznie. Nawet w nieco większej wiosce Alt Rehse - kawiarenka nieczynna, ale trzy miłe panie z warsztatów ceramicznych zgodziły się przynajmniej napełnić nam butelki świeżą kranówką. Oprócz garncarek w Alt Rehse mieszkają też inni artyści:
Widoki z zachodniego brzegu Tollensesee:
I tak wróciliśmy do Neubrandenburga. Nad kanałem ciągną się liczne przystanie wioślarskie i prywatne baseny – taka troche “Wenecja”:
Pokręciliśmy się na koniec jeszcze trochę po Starówce. Brama Stargardzka:
Mury miejskie:
Kościół Najświętszej Maryi Panny (Marienkirche).
Stare Miasto puste i wymarłe już o tej porze, mimo, że było dopiero po dwudziestej.
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Krótko przed siedemnastą skończyło się moje spotkanie służbowe, szybko się przebrałam i na rowerku pojechałam w stronę jeziora Tollense, nad którym leży Neubrandenburg. Dookoła Tollensesee i połączonego z nim jeziora Lieps biegnie niespełna czterdziestokilometrowy szlak rowerowy, który miałam zamiar objechać.
Północna część szlaku prowadzi nad samym jeziorem przez bukowy las:
Południowa część trochę się oddala od linii brzegowej i przebiega przez bardzo malownicze wzgórza. Za miejscowością Klein Nemerow, jedna z wydm na wzgórzu zamieszkała jest przez stado jaskółek:
Widoki z trasy były rewelacyjne – zarówno na jezioro jak i na okoliczny krajobraz.
Nic dziwnego, że walory terenu dostrzegli golfiści, a w Bornsmühle powstało pole golfowe i elegancki hotel.
Za Bornshof szlak rowerowy przez krótki odcinek biegnie równolegle do szosy, cały czas – góra dół, do 18% nachylenia, można się poczuć troche jak w górach:
Dotarłam do Prillwitz – wioski na południowym krańcu szlaku. Tutaj spotkałam się z Darkiem, który zdążył już nakręcić setkę km przez dzień, i dalszą część trasy jechaliśmy we dwójkę. W Prillwitz jest pałacyk myśliwski, chyba w rękach prywatnych, bo niestety orgrodzenie zamknięte na cztery spusty:
oraz zabudowania dworskie, których pilnują dwa wyżły:
Jest też ładna trawiasta plaża z widokiem na wyspę kormoranów:
Darek z panoramą Neu Wustrow.
Marzyło nam się gdzieś po drodze zimne piwko w knajpce nad jeziorem, ale tereny raczej nie zagospodarowane turystycznie. Nawet w nieco większej wiosce Alt Rehse - kawiarenka nieczynna, ale trzy miłe panie z warsztatów ceramicznych zgodziły się przynajmniej napełnić nam butelki świeżą kranówką. Oprócz garncarek w Alt Rehse mieszkają też inni artyści:
Widoki z zachodniego brzegu Tollensesee:
I tak wróciliśmy do Neubrandenburga. Nad kanałem ciągną się liczne przystanie wioślarskie i prywatne baseny – taka troche “Wenecja”:
Pokręciliśmy się na koniec jeszcze trochę po Starówce. Brama Stargardzka:
Mury miejskie:
Kościół Najświętszej Maryi Panny (Marienkirche).
Stare Miasto puste i wymarłe już o tej porze, mimo, że było dopiero po dwudziestej.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
40.50 km (0.00 km teren), czas: 02:49 h, avg:14.38 km/h,
prędkość maks: 39.90 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dookoła Müritz z deszczowym finałem
Niedziela, 11 czerwca 2017 | dodano: 12.06.2017Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Pomysł objechania największego jeziora w Niemczech chodził mi po głowie od jakiegoś
czasu. Gwoli ścisłości – największego w całości na terytorium Niemiec, bo
większe jest Jezioro Bodeńskie, nad którym byliśmy w ubiegłym roku, ale jego
linia brzegowa należy po części również do Szwajcarii i Austrii.
W niedzielę rano załadowaliśmy się do naszego rowerowozu i ruszyliśmy do Waren – dwie godziny z małym „hakiem” jazdy w jedną stronę. Tym razem tylko we dwójkę, z Darkiem, bo Monika miała inne plany. Dzień jest teraz długi, pogoda miała być ładna, więc zaplanowane 88 kilometrów chcieliśmy przejechać w spokojnym tempie turystycznym. Trasa Müritz Rundweg zasadniczo ma dwa warianty – krótszy, 88 km, którym jechaliśmy i dłuższy – 125 km z objazdem kilku mniejszych jeziorek na południe od Müritz. Szlak jest bardzo popularny wśród Niemców – może nie było tłoczno, ale przy tej pięknej pogodzie dużo ludzi się wybrało, również z sakwami.
Na samym początku zgubiliśmy drogę i zamiast wyjechać z miasteczka pojechaliśmy brzegiem zatoki Binnenmüritz do kempingu, więc mieliśmy nadprogramowe zwiedzanie dzielnicy willowej Waren. Szlak prowadzi najpierw wygodną drogą asfaltową dla rowerów przez las, potem żwirową ścieżką przez bardzo malownicze bagna.
Na kanale mieszka para łabędzi:
Dotarliśmy do miasteczka Boek – w zasadzie jedynego na wschodnim brzegu jeziora, bo większa część linii brzegowej to rezerwat przyrody, a wraz z bagnami i lasem tworzy park narodowy Müritz. W Boek jest punkt informacyjny parku w starym pałacu i miła knajpka „U woźnicy” pod okazałą, starą lipą.
Kawałek dalej, nad kanałem – stary młyn:
Widok ze wschodniej strony jeziora:
Na południowym krańcu jeziora odwiedziliśmy miasteczko Rechlin z mariną w zatoczce, a w marinie suwnica do wodowania łódek:
Nad kanałem Müritzarm pasły się owieczki …
A z drugiej strony stado krówek – pełna sielanka!
W Vipperow zajrzeliśmy do romańskiego kościoła – najstarszego w okolicy:
Obok kościoła obelisk dla poległych w I wojnie światowej:
Po drodze do Zielow podziwialiśmy parę żurawi – sorry za jakość zoomu z komórki
Następny urokliwy wiejski kościółek – w Zielow.
Było gorąco, słonecznie – zatrzymaliśmy się więc na krótki odpoczynek i posiłek na plaży w Ludorf.
W Ludorf czekała nas jeszcze jedna niespodzianka:
Okazała się być gotyckim kościołem ośmiobocznym, ufundowanym w 1346 roku przez rycerza powracającego z wyprawy krzyżowej. Tak się gościowi podobało w Ziemi Świętej, że w rodzinnej wiosce zbudował kościół na planie Bazyliki Grobu Świętego z Jerozolimy ;-). Niestety nie udało się nam zajrzeć do środka, wbrew tabliczce głoszącej, że to „offene Kirche”.
Strona zachodnia jeziora jest mniej zalesiona, bardziej zamieszkała, ścieżka na wielu odcinkach zbliża się do jeziora i jego rozlicznych zatoczek, więc są ładne widoki na łąki, wodę. Bardzo nam się podobało w Röbel - tutaj rynek i kościół św. Mikołaja:
Zabudowa – przeważnie kolorowe domki z muru pruskiego albo ceglane:
Jest też wiatrak holenderski, a z niego ciekawa panorama na miasteczko:
Na promenadzie nad jeziorem zauważyliśmy, że niebo zaczęło się coraz bardziej chmurzyć. I rzeczywiście, nie minęło wiele czasu, a zaczął padać rzęsisty deszcz, który udało się nam przeczekać na przystanku w Sietow Dorf. Ostatnie 15 km padało – najpierw przelotnie, a potem zaniosło się na dobre.
Takie widoki …
A na koniec jeszcze wisienka na torcie – bajkowy zamek w Klink. Wygląda niczym Neuschwanstein, ale stoi nie w górach, tylko nad wodą:
Zbudowano go w podobnym okresie – pod koniec XIX wieku. Teraz jest tam elegancki czterogwiazdkowy hotel. Nawet mają tam lwa, który daje łapę ;-)
Do Waren dotarliśmy pod wieczór, w deszczu. Przejechaliśmy opustoszałymi uliczkami starówki, podziwiając ładne kamieniczki. W pewnym momencie z bocznego zaułka dobiegła nas piękna muzyka – zaciekawieni zajrzeliśmy do kościoła Marii Panny (Marienkirche), w którym odbywał się koncert sopranistki. I takim to miłym, artystycznym akcentem zakończyła się nasza wycieczka dookoła Müritz.
I jeszcze taki obrazek:
Szlak dookoła jeziora jest bardzo malowniczy i lajtowy. Jest raczej płasko, dobra nawierzchnia, przebiega w zdecydowanej większości w oddaleniu od dróg samochodowych. Po przejechaniu 90 km nie czułam się nawet specjalnie zmęczona.
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W niedzielę rano załadowaliśmy się do naszego rowerowozu i ruszyliśmy do Waren – dwie godziny z małym „hakiem” jazdy w jedną stronę. Tym razem tylko we dwójkę, z Darkiem, bo Monika miała inne plany. Dzień jest teraz długi, pogoda miała być ładna, więc zaplanowane 88 kilometrów chcieliśmy przejechać w spokojnym tempie turystycznym. Trasa Müritz Rundweg zasadniczo ma dwa warianty – krótszy, 88 km, którym jechaliśmy i dłuższy – 125 km z objazdem kilku mniejszych jeziorek na południe od Müritz. Szlak jest bardzo popularny wśród Niemców – może nie było tłoczno, ale przy tej pięknej pogodzie dużo ludzi się wybrało, również z sakwami.
Na samym początku zgubiliśmy drogę i zamiast wyjechać z miasteczka pojechaliśmy brzegiem zatoki Binnenmüritz do kempingu, więc mieliśmy nadprogramowe zwiedzanie dzielnicy willowej Waren. Szlak prowadzi najpierw wygodną drogą asfaltową dla rowerów przez las, potem żwirową ścieżką przez bardzo malownicze bagna.
Na kanale mieszka para łabędzi:
Dotarliśmy do miasteczka Boek – w zasadzie jedynego na wschodnim brzegu jeziora, bo większa część linii brzegowej to rezerwat przyrody, a wraz z bagnami i lasem tworzy park narodowy Müritz. W Boek jest punkt informacyjny parku w starym pałacu i miła knajpka „U woźnicy” pod okazałą, starą lipą.
Kawałek dalej, nad kanałem – stary młyn:
Widok ze wschodniej strony jeziora:
Na południowym krańcu jeziora odwiedziliśmy miasteczko Rechlin z mariną w zatoczce, a w marinie suwnica do wodowania łódek:
Nad kanałem Müritzarm pasły się owieczki …
A z drugiej strony stado krówek – pełna sielanka!
W Vipperow zajrzeliśmy do romańskiego kościoła – najstarszego w okolicy:
Obok kościoła obelisk dla poległych w I wojnie światowej:
Po drodze do Zielow podziwialiśmy parę żurawi – sorry za jakość zoomu z komórki
Następny urokliwy wiejski kościółek – w Zielow.
Było gorąco, słonecznie – zatrzymaliśmy się więc na krótki odpoczynek i posiłek na plaży w Ludorf.
W Ludorf czekała nas jeszcze jedna niespodzianka:
Okazała się być gotyckim kościołem ośmiobocznym, ufundowanym w 1346 roku przez rycerza powracającego z wyprawy krzyżowej. Tak się gościowi podobało w Ziemi Świętej, że w rodzinnej wiosce zbudował kościół na planie Bazyliki Grobu Świętego z Jerozolimy ;-). Niestety nie udało się nam zajrzeć do środka, wbrew tabliczce głoszącej, że to „offene Kirche”.
Strona zachodnia jeziora jest mniej zalesiona, bardziej zamieszkała, ścieżka na wielu odcinkach zbliża się do jeziora i jego rozlicznych zatoczek, więc są ładne widoki na łąki, wodę. Bardzo nam się podobało w Röbel - tutaj rynek i kościół św. Mikołaja:
Zabudowa – przeważnie kolorowe domki z muru pruskiego albo ceglane:
Jest też wiatrak holenderski, a z niego ciekawa panorama na miasteczko:
Na promenadzie nad jeziorem zauważyliśmy, że niebo zaczęło się coraz bardziej chmurzyć. I rzeczywiście, nie minęło wiele czasu, a zaczął padać rzęsisty deszcz, który udało się nam przeczekać na przystanku w Sietow Dorf. Ostatnie 15 km padało – najpierw przelotnie, a potem zaniosło się na dobre.
Takie widoki …
A na koniec jeszcze wisienka na torcie – bajkowy zamek w Klink. Wygląda niczym Neuschwanstein, ale stoi nie w górach, tylko nad wodą:
Zbudowano go w podobnym okresie – pod koniec XIX wieku. Teraz jest tam elegancki czterogwiazdkowy hotel. Nawet mają tam lwa, który daje łapę ;-)
Do Waren dotarliśmy pod wieczór, w deszczu. Przejechaliśmy opustoszałymi uliczkami starówki, podziwiając ładne kamieniczki. W pewnym momencie z bocznego zaułka dobiegła nas piękna muzyka – zaciekawieni zajrzeliśmy do kościoła Marii Panny (Marienkirche), w którym odbywał się koncert sopranistki. I takim to miłym, artystycznym akcentem zakończyła się nasza wycieczka dookoła Müritz.
I jeszcze taki obrazek:
Szlak dookoła jeziora jest bardzo malowniczy i lajtowy. Jest raczej płasko, dobra nawierzchnia, przebiega w zdecydowanej większości w oddaleniu od dróg samochodowych. Po przejechaniu 90 km nie czułam się nawet specjalnie zmęczona.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
90.89 km (0.00 km teren), czas: 09:38 h, avg:9.43 km/h,
prędkość maks: 45.00 km/hTemperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wolgast - Greifswald - Wolgast
Niedziela, 7 maja 2017 | dodano: 12.05.2017Kategoria Meklemburgia-Pomorze, nad morzem, Niemcy
W niedzielę zapowiadało się okno pogodowe – w miarę
słoneczny i nieco cieplejszy dzień - postanowiliśmy więc odwiedzić naszych
zachodnich sąsiadów. Rano gramoling, szykowanie prowiantu, pakowanie rowerów na
bagażnik – zeszło trochę. Podróż do Wolgastu też zajęła około dwóch godzin,
więc na trasę wyruszyliśmy za piętnaście jedenasta.
Najpierw trochę pokręciliśmy się po Wolgaście – sympatyczne historyczne miasteczko z mostem zwodzonym na wyspę Uznam i malowniczą, choć nieco senną starówką, imponującym, nieco przysadzistym kościołem św. Piotra i malutkim uroczym ryneczkiem.
Chcieliśmy dostać się na drogę rowerową w kierunku Kröslin, będącą fragmentem szlaku Ostsee-Radweg MV. Trochę błądziliśmy po mało ciekawych terenach przemysłowych na peryferiach Wolgastu, w końcu miejscowa mieszkanka pokierowała nas na właściwą drogę przez minizoo (Tierpark) wprost na szlak. Przed nami ok. 50 km do Greifswaldu.
Po niecałych 10 kilometrach asfaltową drogą dla rowerów prowadzącą wzdłuż szosy docieramy do Kröslin. Wioska jak wioska, ale jest tam bardzo duża marina, znana dobrze wśród szczecińskich żeglarzy. Zdążyliśmy już zgłodnieć, więczrobiliśmy sobie piknik w altance na kei z widokiem na jachty ;-).
Po wyjeździe z Kröslin plenery robią się coraz bardziej atrakcyjne – po drugiej stronie Peenestrom widać Peenemünde i dawną fabrykę rakiet V2:
A w następnej miejscowości – Freest już jest prawdziwa nadmorska plaża – nad zatoką Greifswalder Bodden i port rybacki. Z plaży widać wyspy – Ruden (to ta mała na wprost), Greifswalder Oie, a na zachodzie majaczy Rugia. Słoneczna niedziela i świeża rybka, serwowana w portowym barze, przyciągnęła sporo Niemców do Freest. My ruszamy dalej.
Mijamy Lubmin i rozległe tereny nieczynnej elektrowni atomowej Kernkraftwerk Nord, przekształconej na park technologiczny i energetyczny projekt offshorowy – jak się dowiadujemy z tablicy informacyjnej. Za Lubmin szlak skręca w żwirową dróżkę w las.
Już za kilka kilometrów dalej jesteśmy w innym świecie – Seebad Lubmin to typowy kurort nadmorski – molo, plaża, promenada, piękne wille i restauracje. Znów gubimy szlak na chwilę w okolicach Teufelstein, czyli diabelskiego kamienia – ki diabeł?!
Dalej droga wiedzie przez wioski Vierow, Gahlkow i sielskie pola rzepaku. Za Gahlkow zbliża się maksymalnie do linii brzegowej – tak bardzo, że aż miejscami morze podmyło asfaltową ścieżkę i powstały wyrwy. Ale pięknie jest!
Dojeżdżamy do Ludwigsburga i Zatoki Dänische Wiek, którą objeżdżamy dookoła, aby dotrzeć do Greifswaldu. Na przedmieściach zwiedzamy jeszcze fantastyczne ruiny klasztoru Eldena z końca XII wieku, w którym pochowani byli m.in. książęta pomorscy i ich małżonki, o czym informuje tablica. Piękne i zadbane miejsce, działa na wyobraźnię, może dlatego jest też tak chętnie odwiedzane przez Greifswaldczyków i turystów.
Szlak skręca z głównej drogi w stronę rzeki Ryck i dzielnicy Wiek z mostem zwodzonym … na korbkę i prowadzi koroną wału przeciwpowodziowego do samego centrum Greifswaldu.
Jeździmy trochę po starówce, podziwiając ładne kamieniczki na rynku i stary kampus uniwersytetu, założonego w 1456 roku. Do niedawna uniwersytet nosił imię Ernsta Moritza Arndta, jednak ze względu na kontrowersyjne nacjonalistyczne poglądy skądinąd zasłużonego patrona, senat postanowił w styczniu 2017 r. zrezygnować z jego imienia, co wywołało dalsze dyskusje i spory. Przed rektoratem kolumna Rubenowa z dobroczyńcami i wybitnymi osobistościami uniwersytetu:
Na rynku:
A nieopodal Altstadtcampus wraz z budynkiem dawnego Instytutu Fizyki i obserwatorium astronomicznego oraz Instytut Filologii Niemieckiej:
Zwiedzanie Greifswaldu kończymy pysznym Backfischem z baru na stateczku o dźwięcznej nazwie „Tortuga” nad Ryck i wracamy, bo na zegarku 17.30, a przed nami jeszcze 30 km na szczęście krótszą drogą przez Kemnitz, Katzow i Pritzier do Wolgastu. Po drodze mijamy jeszcze ciekawy park rzeźby w Katzow i przed 20.00 jesteśmy na parkingu w Wolgast. Ledwie wyjechaliśmy autem z miasteczka, a tu zebrała się chmura i pożegnał nas rzęsisty majowy deszcz.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Najpierw trochę pokręciliśmy się po Wolgaście – sympatyczne historyczne miasteczko z mostem zwodzonym na wyspę Uznam i malowniczą, choć nieco senną starówką, imponującym, nieco przysadzistym kościołem św. Piotra i malutkim uroczym ryneczkiem.
Chcieliśmy dostać się na drogę rowerową w kierunku Kröslin, będącą fragmentem szlaku Ostsee-Radweg MV. Trochę błądziliśmy po mało ciekawych terenach przemysłowych na peryferiach Wolgastu, w końcu miejscowa mieszkanka pokierowała nas na właściwą drogę przez minizoo (Tierpark) wprost na szlak. Przed nami ok. 50 km do Greifswaldu.
Po niecałych 10 kilometrach asfaltową drogą dla rowerów prowadzącą wzdłuż szosy docieramy do Kröslin. Wioska jak wioska, ale jest tam bardzo duża marina, znana dobrze wśród szczecińskich żeglarzy. Zdążyliśmy już zgłodnieć, więczrobiliśmy sobie piknik w altance na kei z widokiem na jachty ;-).
Po wyjeździe z Kröslin plenery robią się coraz bardziej atrakcyjne – po drugiej stronie Peenestrom widać Peenemünde i dawną fabrykę rakiet V2:
A w następnej miejscowości – Freest już jest prawdziwa nadmorska plaża – nad zatoką Greifswalder Bodden i port rybacki. Z plaży widać wyspy – Ruden (to ta mała na wprost), Greifswalder Oie, a na zachodzie majaczy Rugia. Słoneczna niedziela i świeża rybka, serwowana w portowym barze, przyciągnęła sporo Niemców do Freest. My ruszamy dalej.
Mijamy Lubmin i rozległe tereny nieczynnej elektrowni atomowej Kernkraftwerk Nord, przekształconej na park technologiczny i energetyczny projekt offshorowy – jak się dowiadujemy z tablicy informacyjnej. Za Lubmin szlak skręca w żwirową dróżkę w las.
Już za kilka kilometrów dalej jesteśmy w innym świecie – Seebad Lubmin to typowy kurort nadmorski – molo, plaża, promenada, piękne wille i restauracje. Znów gubimy szlak na chwilę w okolicach Teufelstein, czyli diabelskiego kamienia – ki diabeł?!
Dalej droga wiedzie przez wioski Vierow, Gahlkow i sielskie pola rzepaku. Za Gahlkow zbliża się maksymalnie do linii brzegowej – tak bardzo, że aż miejscami morze podmyło asfaltową ścieżkę i powstały wyrwy. Ale pięknie jest!
Dojeżdżamy do Ludwigsburga i Zatoki Dänische Wiek, którą objeżdżamy dookoła, aby dotrzeć do Greifswaldu. Na przedmieściach zwiedzamy jeszcze fantastyczne ruiny klasztoru Eldena z końca XII wieku, w którym pochowani byli m.in. książęta pomorscy i ich małżonki, o czym informuje tablica. Piękne i zadbane miejsce, działa na wyobraźnię, może dlatego jest też tak chętnie odwiedzane przez Greifswaldczyków i turystów.
Szlak skręca z głównej drogi w stronę rzeki Ryck i dzielnicy Wiek z mostem zwodzonym … na korbkę i prowadzi koroną wału przeciwpowodziowego do samego centrum Greifswaldu.
Jeździmy trochę po starówce, podziwiając ładne kamieniczki na rynku i stary kampus uniwersytetu, założonego w 1456 roku. Do niedawna uniwersytet nosił imię Ernsta Moritza Arndta, jednak ze względu na kontrowersyjne nacjonalistyczne poglądy skądinąd zasłużonego patrona, senat postanowił w styczniu 2017 r. zrezygnować z jego imienia, co wywołało dalsze dyskusje i spory. Przed rektoratem kolumna Rubenowa z dobroczyńcami i wybitnymi osobistościami uniwersytetu:
Na rynku:
A nieopodal Altstadtcampus wraz z budynkiem dawnego Instytutu Fizyki i obserwatorium astronomicznego oraz Instytut Filologii Niemieckiej:
Zwiedzanie Greifswaldu kończymy pysznym Backfischem z baru na stateczku o dźwięcznej nazwie „Tortuga” nad Ryck i wracamy, bo na zegarku 17.30, a przed nami jeszcze 30 km na szczęście krótszą drogą przez Kemnitz, Katzow i Pritzier do Wolgastu. Po drodze mijamy jeszcze ciekawy park rzeźby w Katzow i przed 20.00 jesteśmy na parkingu w Wolgast. Ledwie wyjechaliśmy autem z miasteczka, a tu zebrała się chmura i pożegnał nas rzęsisty majowy deszcz.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
90.94 km (0.00 km teren), czas: 09:03 h, avg:10.05 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)