- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Znowu do Polic
Wtorek, 22 maja 2018 | dodano: 22.05.2018Kategoria koło domu
Dzień już taki długi, że mogę wracać rowerem z wieczornych zajęć po 21.00 jeszcze w miarę po widoku. Mapka

Enea w Policach
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)

Enea w Policach
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
17.00 km (0.00 km teren), czas: 01:02 h, avg:16.45 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Polic i z powrotem
Poniedziałek, 21 maja 2018 | dodano: 21.05.2018Kategoria koło domu
Na zakupy do Polic - w szybszym tempie, żeby zdążyć pozałatwiać sprawy przed 18.00. Powrót - godnie i statecznie, bo wiozłam w koszyku wiadro z farbą ;-). Mapka wycieczki
DDR koło Tanowa
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
DDR koło Tanowa

Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
16.30 km (0.00 km teren), czas: 01:12 h, avg:13.58 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Szlakiem Muru Berlińskiego - dzień 2
Niedziela, 20 maja 2018 | dodano: 21.05.2018Kategoria Berlin, Berliner Mauerweg 2018, Brandenburgia, Niemcy
Mapka wycieczki. Rano szybko się zebraliśmy z naszego noclegu i już przed 9.00
byliśmy w trasie, aby zamknąć pętlę Berliner Mauerweg. Zachodnia część szlaku
to woda, zieleń i podmiejskie klimaty.
Kanał Teltow

Przekraczamy wiaduktem autostradę i dawne przejście graniczne Dreilinden, przy szlaku charakterystyczne słupy i tablice informacyjne z historycznymi zdjęciami dokumentującymi to miejsce w czasach żelaznej kurtyny


Potem prosty i długi odcinek przez las Düppel i opuszczamy Berlin-Zehlendorf wjeżdżając do Poczdamu-Babelsbergu. Babelsberg jest znany głównie jako siedziba najstarszego na świecie – ponad stuletniego studia filmowego, które jest częścią miasteczka mediów (Medienstadt), mieszczącego jeszcze różne inne placówki telewizyjne, radiowe i filmowe. Dzisiejszy kompleks Babelsberg wygląda jednak bardzo nowocześnie.

Dzielnica leży malowniczo nad brzegiem jeziora Griebnitzsee – popularnym nie tylko jako cel niedzielnych spacerów, ale i rozmaitych pływadeł – kajaków, pontonów, co kto lubi.

Niestety ścieżka rowerowa nie przebiega brzegiem jeziora, bo chociaż droga wojskowa właśnie tamtędy prowadziła (granica biegła środkiem jeziora), to aktualnie właściciele niektórych działek zagrodzili dostęp. Trwa spór sądowy pomiędzy miastem Poczdam, a właścicielami o publiczny dostęp do linii brzegowej – miejmy nadzieję, że zwycięży interes publiczny. Trasa prowadzi willową ulicą, niektóre domy piękne, inne ciekawe, ale wszystkie bardzo okazałe.



Postanowiliśmy zatrzymać się chwilę w zespole pałacowo-parkowym Babelsberg. Nie jest może tak znany jak poczdamski Sanssouci, ale malowniczo położony na wzgórzu morenowym i półwyspie z widokiem na akweny Haweli i jej jezior. A sam zamek – cóż, rzecz gustu. Pochodzi z XIX wieku i ponoć wzorowany był na zamkach angielskich. Również ogród jest w stylu angielskim:




Wewnątrz ceramiczne płaskorzeźby przedstawiają m.in. Petera Josepha Lennégo – wybitnego architekta krajobrazu doby Klasycyzmu oraz księcia Hermanna von Pückler-Muskau (tego od parku w Mużakowie/Bad Muskau, o którym pisałam w ubiegłym roku) – zamiłowanego ogrodnika i podróżnika.

Obydwaj panowie byli projektantami i współtwórcami Parku Babelsberg, a także okolicznych terenów, wpisanych na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Następnie trasa szlaku Berliner Mauerweg prowadzi przez malownicze Klein-Glienicke, z widokiem na most Glienicker Brücke, na którym Rosjanie i Amerykanie dokonywali wymiany “spalonych” szpiegów w czasie Zimnej Wojny, a dalej brzegiem rozlewisk Haweli. Przy Pawiej Wyspie (Pfaueninsel) odbija w las, pozostawiając z boku historyczne zabudowania, gdzie odbywała się konferencja w Wannsee w 1942 roku. Niestety zbyt późno zorientowaliśmy się, że brzegiem dalej wiedzie alternatywny wariant trasy, przy którym są te budowle, pewnie ciekawszy od głównego szlaku przez las.
W Wannsee mieliśmy przeprawić się promem na drugi brzeg Haweli, do Kladow. Prom F10 należy do berlińskiej komunikacji miejskiej BVG, więc można na zwykły bilet – taki jak do metra czy kolejki S-Bahn – zabrać się na pokład. O ile jest miejsce, bo w tak słoneczną i ciepłą niedzielę Wannsee przeżywało istne oblężenie, a do promu, który pływa raz na godzinę i zabiera maksymalnie 60 rowerów, ustawiła się bardzo długa kolejka. My na szczęście byliśmy pół godziny przed czasem, więc dostaliśmy się bez problemu, a czas oczekiwania spożytkowaliśmy na przygotowanie i zjedzenie kanapek.


Na Haweli mnóstwo żaglówek, w oddali widoczna plaża w Wannsee, a na trzecim zdjęciu przystań w Kladow.



Przez większą część objazdu zielonych części szlaku, również w Kladow, towarzyszył nam obłędny zapach kwitnących akacji – chyba w szczycie rozkwitu. Bardzo dużo ich rośnie w Berlinie. Darek kichał jak najęty, pomimo zażycia leków przeciwalergicznych.
Przez zielone, wypoczynkowe okolice dojechaliśmy do Groß Glienicke, gdzie również stoi zachowany fragment muru wraz ze stosowną tablicą informacyjną.

Dalsza część szlaku biegnie najpierw wzdłuż szosy, a potem przez lasy i podmiejskie osiedla, generalnie nic szczególnie ciekawego, no może poza rogatym stadkiem napotkanym na wzgórzu Hahneberg.

Generalnie dawną „strefę śmierci” wzdłuż muru zagospodarowano na funkcjonalne osiedla mieszkalne, a w centrum również budowle biznesowe i czasem trudno już rozpoznać, gdzie kończył się Berlin Wschodni, a zaczynał Zachodni. Jedynie upamiętniające tablice i krzyże gdzie nie gdzie przypominają o historii, a w miejscach, w których linia Muru Berlińskiego przecinała drogi samochodowe, można zobaczyć takie informacje z dokładnymi datami, kiedy zburzono w tym miejscu mur.

Przyjemniejszy kawałek trasy prowadzi brzegiem jeziora Niederer Neuendorfer See, całkiem blisko lotniska Tegel, a jednak zacisznie i malowniczo. Tam też zatrzymaliśmy się w przyjemnej knajpce na omleta po chłopsku. Od tego momentu szlak biegnie równolegle ze szlakiem rowerowym Berlin-Kopenhaga. Jeszcze trochę terenów przemysłowych po drodze (m.in. fabryka Bombardiera) i leśnych i docieramy do Hohen Neuendorf. Przejeżdżamy przez ciekawe, choć nieco zaniedbane osiedle Invalidensiedlung z mieszkaniami zarządzanymi faktycznie przez fundację, zajmującą się pomocą weteranom wojennym i niepełnosprawnym. Domy mają ładną architekturę w estetyce lat 30-tych XX wieku, chociaż osiedle przez swoją jednolitość trochę przypomina koszary.

Około 19.30 dojechaliśmy do samochodu. Na liczniku 175 km + 5 km odcinek promem. Zgodnie stwierdziliśmy, że rower to bardzo dobry sposób na poznawanie Berlina, który jest miastem bardzo przyjaznym cyklistom. Pomimo sporych odległości poszczególne dzielnice są ze sobą dobrze skomunikowane gęstą siecią ponad 600 km ścieżek rowerowych, zwykle dobrze oznakowanych – jak to w Niemczech. Dwudniowa wycieczka rowerowa pozwoliła nam nie tylko zgłębić naocznie smutne rozdziały najnowszej historii czasów Zimnej Wojny, ale też lepiej zorientować się w topografii miasta i odwiedzić miejsca, do których pewnie byśmy inaczej nie dotarli – zarówno tętniący życiem, choć niezbyt czysty dzielnicowy park w Kreuzbergu, jak i nobliwe wille w Poczdamie czy Reinickendorfie. Pełne turystów ulice śródmieścia i rekreacyjne tereny, w których wypoczywają berlińskie rodziny.
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Kanał Teltow

Przekraczamy wiaduktem autostradę i dawne przejście graniczne Dreilinden, przy szlaku charakterystyczne słupy i tablice informacyjne z historycznymi zdjęciami dokumentującymi to miejsce w czasach żelaznej kurtyny


Potem prosty i długi odcinek przez las Düppel i opuszczamy Berlin-Zehlendorf wjeżdżając do Poczdamu-Babelsbergu. Babelsberg jest znany głównie jako siedziba najstarszego na świecie – ponad stuletniego studia filmowego, które jest częścią miasteczka mediów (Medienstadt), mieszczącego jeszcze różne inne placówki telewizyjne, radiowe i filmowe. Dzisiejszy kompleks Babelsberg wygląda jednak bardzo nowocześnie.

Dzielnica leży malowniczo nad brzegiem jeziora Griebnitzsee – popularnym nie tylko jako cel niedzielnych spacerów, ale i rozmaitych pływadeł – kajaków, pontonów, co kto lubi.

Niestety ścieżka rowerowa nie przebiega brzegiem jeziora, bo chociaż droga wojskowa właśnie tamtędy prowadziła (granica biegła środkiem jeziora), to aktualnie właściciele niektórych działek zagrodzili dostęp. Trwa spór sądowy pomiędzy miastem Poczdam, a właścicielami o publiczny dostęp do linii brzegowej – miejmy nadzieję, że zwycięży interes publiczny. Trasa prowadzi willową ulicą, niektóre domy piękne, inne ciekawe, ale wszystkie bardzo okazałe.



Postanowiliśmy zatrzymać się chwilę w zespole pałacowo-parkowym Babelsberg. Nie jest może tak znany jak poczdamski Sanssouci, ale malowniczo położony na wzgórzu morenowym i półwyspie z widokiem na akweny Haweli i jej jezior. A sam zamek – cóż, rzecz gustu. Pochodzi z XIX wieku i ponoć wzorowany był na zamkach angielskich. Również ogród jest w stylu angielskim:




Wewnątrz ceramiczne płaskorzeźby przedstawiają m.in. Petera Josepha Lennégo – wybitnego architekta krajobrazu doby Klasycyzmu oraz księcia Hermanna von Pückler-Muskau (tego od parku w Mużakowie/Bad Muskau, o którym pisałam w ubiegłym roku) – zamiłowanego ogrodnika i podróżnika.

Obydwaj panowie byli projektantami i współtwórcami Parku Babelsberg, a także okolicznych terenów, wpisanych na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Następnie trasa szlaku Berliner Mauerweg prowadzi przez malownicze Klein-Glienicke, z widokiem na most Glienicker Brücke, na którym Rosjanie i Amerykanie dokonywali wymiany “spalonych” szpiegów w czasie Zimnej Wojny, a dalej brzegiem rozlewisk Haweli. Przy Pawiej Wyspie (Pfaueninsel) odbija w las, pozostawiając z boku historyczne zabudowania, gdzie odbywała się konferencja w Wannsee w 1942 roku. Niestety zbyt późno zorientowaliśmy się, że brzegiem dalej wiedzie alternatywny wariant trasy, przy którym są te budowle, pewnie ciekawszy od głównego szlaku przez las.
W Wannsee mieliśmy przeprawić się promem na drugi brzeg Haweli, do Kladow. Prom F10 należy do berlińskiej komunikacji miejskiej BVG, więc można na zwykły bilet – taki jak do metra czy kolejki S-Bahn – zabrać się na pokład. O ile jest miejsce, bo w tak słoneczną i ciepłą niedzielę Wannsee przeżywało istne oblężenie, a do promu, który pływa raz na godzinę i zabiera maksymalnie 60 rowerów, ustawiła się bardzo długa kolejka. My na szczęście byliśmy pół godziny przed czasem, więc dostaliśmy się bez problemu, a czas oczekiwania spożytkowaliśmy na przygotowanie i zjedzenie kanapek.


Na Haweli mnóstwo żaglówek, w oddali widoczna plaża w Wannsee, a na trzecim zdjęciu przystań w Kladow.



Przez większą część objazdu zielonych części szlaku, również w Kladow, towarzyszył nam obłędny zapach kwitnących akacji – chyba w szczycie rozkwitu. Bardzo dużo ich rośnie w Berlinie. Darek kichał jak najęty, pomimo zażycia leków przeciwalergicznych.

Przez zielone, wypoczynkowe okolice dojechaliśmy do Groß Glienicke, gdzie również stoi zachowany fragment muru wraz ze stosowną tablicą informacyjną.

Dalsza część szlaku biegnie najpierw wzdłuż szosy, a potem przez lasy i podmiejskie osiedla, generalnie nic szczególnie ciekawego, no może poza rogatym stadkiem napotkanym na wzgórzu Hahneberg.

Generalnie dawną „strefę śmierci” wzdłuż muru zagospodarowano na funkcjonalne osiedla mieszkalne, a w centrum również budowle biznesowe i czasem trudno już rozpoznać, gdzie kończył się Berlin Wschodni, a zaczynał Zachodni. Jedynie upamiętniające tablice i krzyże gdzie nie gdzie przypominają o historii, a w miejscach, w których linia Muru Berlińskiego przecinała drogi samochodowe, można zobaczyć takie informacje z dokładnymi datami, kiedy zburzono w tym miejscu mur.

Przyjemniejszy kawałek trasy prowadzi brzegiem jeziora Niederer Neuendorfer See, całkiem blisko lotniska Tegel, a jednak zacisznie i malowniczo. Tam też zatrzymaliśmy się w przyjemnej knajpce na omleta po chłopsku. Od tego momentu szlak biegnie równolegle ze szlakiem rowerowym Berlin-Kopenhaga. Jeszcze trochę terenów przemysłowych po drodze (m.in. fabryka Bombardiera) i leśnych i docieramy do Hohen Neuendorf. Przejeżdżamy przez ciekawe, choć nieco zaniedbane osiedle Invalidensiedlung z mieszkaniami zarządzanymi faktycznie przez fundację, zajmującą się pomocą weteranom wojennym i niepełnosprawnym. Domy mają ładną architekturę w estetyce lat 30-tych XX wieku, chociaż osiedle przez swoją jednolitość trochę przypomina koszary.

Około 19.30 dojechaliśmy do samochodu. Na liczniku 175 km + 5 km odcinek promem. Zgodnie stwierdziliśmy, że rower to bardzo dobry sposób na poznawanie Berlina, który jest miastem bardzo przyjaznym cyklistom. Pomimo sporych odległości poszczególne dzielnice są ze sobą dobrze skomunikowane gęstą siecią ponad 600 km ścieżek rowerowych, zwykle dobrze oznakowanych – jak to w Niemczech. Dwudniowa wycieczka rowerowa pozwoliła nam nie tylko zgłębić naocznie smutne rozdziały najnowszej historii czasów Zimnej Wojny, ale też lepiej zorientować się w topografii miasta i odwiedzić miejsca, do których pewnie byśmy inaczej nie dotarli – zarówno tętniący życiem, choć niezbyt czysty dzielnicowy park w Kreuzbergu, jak i nobliwe wille w Poczdamie czy Reinickendorfie. Pełne turystów ulice śródmieścia i rekreacyjne tereny, w których wypoczywają berlińskie rodziny.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
88.60 km (0.00 km teren), czas: 08:40 h, avg:10.22 km/h,
prędkość maks: 34.60 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Szlakiem Muru Berlińskiego - dzień 1
Sobota, 19 maja 2018 | dodano: 21.05.2018Kategoria Brandenburgia, Niemcy, Berlin, Berliner Mauerweg 2018
To nie jest szlak
dla sportowo zorientowanych rowerzystów, których kręci pokonywanie dziesiątek kilometrów
na czas. To kawał historii smutnych czasów Zimnej Wojny, ale i szlak, który
pokazuje, jak zagoiła się blizna po murze, oddzielającym kolorową enklawę kapitalistycznego
świata Berlina Zachodniego od ponurej rzeczywistości dawnego NRD.

Tam, gdzie jeszcze trzydzieści lat temu stała najeżona drutem kolczastym i wojskiem ściana z betonu, dziś jeżdżą rowerzyści, rolkarze, trenują biegacze, a berlińskie rodziny spacerują z dziećmi. Biegnie tamtędy pętla ścieżki rowerowej Berliner Mauerweg, oznaczonej charakterystycznymi biało-szarymi tabliczkami z wieżą strażniczą.

W wielu miejscach linia muru jest widoczna jako podwójny pas kamieni w nawierzchni drogii oznaczona poziomymi napisami, tak jak na pierwszym zdjęciu. Cała trasa liczy 160 km długości, my zrobiliśmy w dwa dni 180 km, wliczając dojazd na nocleg, pokręcenie po okolicy i dwukrotne zgubienie drogi. Generalnie szlak jest bardzo dobrze oznakowany i tylko raz się zagapiliśmy, a raz jakiś „dowcipniś” przekręcił drogowskaz.
Zaczęliśmy z Darkiem objazd pętli w sobotę rano, od jej północnego krańca w miejscowości Hohen Neuendorf, do której łatwo można dojechać z autostrady Berliner Ring, kierując się na zjazd Birkenwerder. Mapka wycieczki
Sądziliśmy, że w takich opłotkach nie będzie problemu z zaparkowaniem naszego rowerowozu, ale okazało się, że przy mieszkalnych osiedlach i przy głównej drodze również w sobotę do popołudnia jest strefa. Znaleźliśmy jednak bezpłatne miejsce w okolicy przemysłowej, pustej w weekend, bardzo blisko szlaku. Początkowo trasa wije się przez lasy i zielone przedmieścia dzielnic administracyjnych Reinickendorf i Pankow – trochę drogami gruntowymi, trochę brukiem, trochę asfaltem, a czasami starą drogą z płyt.

Kiedyś była to droga dla wojska patrolującego strefę graniczną wzdłuż muru. Co jakiś czas mijaliśmy miejsca pamięci tragicznie zmarłych ofiar, takie jak ta w Reinickendorf

Albo w Pankow:

Uciekali i tracili życie nie tylko cywile, ale również żołnierze pełniący tam służbę:

Nad głowami co chwila przelatywały nam lądujące na lotnisku Tegel samoloty. Kiedyś mieszkałam kilka miesięcy w Pankow – ten odgłos od 6 rano do 22 wieczorem wciąż mi towarzyszył. Nic się nie zmieniło.
Wkrótce dojechaliśmy do Berlin Mitte – samego serca miasta. Widok z wiaduktu przy Behmstrasse na charakterystyczną berlińską S-Bahn:

I na wieżę telewizyjną na Alexanderplatz

A tu Darek w zupełnie odmiennej rowerowej stylizacji:

Miejscem szczególnie mocno przypominającym o Murze Berlińskim jest ulica Bernauer Strasse, która została dosłownie przepołowiona w 1961 roku. Zamurowano drzwi wejściowe, a następnie również okna budynków wychodzących na zachodnią stronę, aby zapobiec ucieczkom. O losach nieszczęsnych uciekinierów przypomina centrum informacyjne Gedenkstätte Berliner Mauer, kościół pojednania (Versöhnungskirche):





i pozostałości muru na tej właśnie ulicy:

Na cmentarzu Zofii (Sophienfriedhof) znajduje się instalacja multimedialna upamiętniająca wszystkie ofiary, choć ich dokładna liczba jest sporna – szacuje się, że było to między 136 a 245 osób.

Nieopodal można zobaczyć także jedną z wielu pozostawionych wież strażniczych:

I tak dotarliśmy nad Szprewę, gdzie pas ziemi niczyjej powoli zapełnia się reprezentacyjnymi budowlami o ciekawej i nowoczesnej architekturze, interesująco współistniejącymi ze starą, pruską zabudową:

Budynek muzeum historii medycyny w kompleksie Uniwersytetu Medycznego Charité:

A naprzeciwko efektownie prezentuje się Dworzec Główny (Hauptbahnhof)

Z mostu Marszałkowskiego (Marschallbrücke) podziwiać można nowoczesny budynek Bundestagu i przepływające statki wycieczkowe. A że w sobotę na stadionie olimpijskim w Berlinie odbywał się finał rozgrywek Bundesligi pomiędzy Eintrachtem Frankfurt a FC Bayern (z naszym Robertem Lewandowskim!), to śródmieście było pełne kibiców obu drużyn. Fanklub Eintrachtu wynajął też barki dla swoich kibiców i tak to chóralne przyśpiewki z orkiestrą i rytmiczne okrzyki niosły się już z oddali, a kulminacją był doping na dwie barki i dwa chóry. Super im to wychodziło, ludzie się fajnie bawili przy piwku, ale bardzo kulturalnie, a przechodnie im wiwatowali z mostu. Rewelacja!


Mój rower przed Bundestagiem:

Berliński Reichstag w pełnej krasie:

Pod Bramą Brandenburską tłoczno jak zwykle:



A gdyby ktoś miał dylemat, czy iść w Berlinie na rower, czy z kumplami na piwo, to jest rozwiązanie ;-)

No to jeszcze jeden z nowszych pomników Berlina – Pomordowanym Żydom Europy:

I całkiem nobliwy marmurowy Johann Wolfgang Goethe w parku Tiergarten:

Plac Poczdamski (Potsdamer Platz) wraz z pozostałościami po Murze i charakterystyczne sklepienie Sony Center:



Następnym ciekawym obiektem na trasie było muzeum i wystawa „Topografia terroru”, poświęcona dziejom faszyzmu w Trzeciej Rzeszy:

A tutaj trochę weselszy, nostalgiczny akcent – Muzeum Trabanta!

I chyba najbardziej znane przejście graniczne w Berlinie – Checkpoint Charlie. Bardzo komercyjne miejsce, niestety.

W dzielnicy Friedrichshain też stoi fragment Muru, najdłuższy zachowany – bo ponad 1,3 km, przerobiony na galerię pod chmurką „East Side Gallery”. Po zburzeniu muru w r. 1990 118 artystów z 25 krajów pokryło go malowidłami, które do dziś są sporą atrakcją turystyczną.

Jeszcze tylko przejazd przez multi-kulti Kreuzberg i z ulgą opuszczamy tłoczne śródmieście, a szlak prowadzi spokojnie nad Szprewą. Aż tu niespodzianka! Takie schody na ścieżce rowerowej?!

Ostatni etap sobotniego odcinka to przejazd wzdłuż kanałów i nieco industrialno-blokowej zabudowy południowo-wschodnich opłotków Berlina. Brzydkie osiedla i autostrada koło Schönefeld, ogródki działkowe, pola i wiochy. Zachód słońca zastał nas właśnie w takiej scenerii:

Na szczęście już niedaleko mieliśmy do naszego noclegu. Generalnie to cała wycieczka stała pod dużym znakiem zapytania, ponieważ okazało się, że miniony weekend – Zielone Świątki – to długi weekend i pospolite ruszenie turystyczne w Berlinie. Widać to było rano na autostradzie, gdy trzypasmowy sznur aut wyjeżdżał z miasta, ale też sytuacja z noclegami była katastrofalna. Na popularnym portalu bookingowym – nic! Zostały same ekskluzywne miejscówki za 200 czy 300 euro - no dramat!, na googlu też nic wolnego. Obdzwoniłam kempingi w południowej części Berlina – wszystko porezerwowane. Klepnęliśmy we środę ostatni wolny pokój w rozsądnej cenie i lokalizacji na Airbnb w dzielnicy Lankwitz – jedynie 3 km od szlaku, u sympatycznej młodej rodziny z … Kirgistanu.
Cdn.
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)

Tam, gdzie jeszcze trzydzieści lat temu stała najeżona drutem kolczastym i wojskiem ściana z betonu, dziś jeżdżą rowerzyści, rolkarze, trenują biegacze, a berlińskie rodziny spacerują z dziećmi. Biegnie tamtędy pętla ścieżki rowerowej Berliner Mauerweg, oznaczonej charakterystycznymi biało-szarymi tabliczkami z wieżą strażniczą.

W wielu miejscach linia muru jest widoczna jako podwójny pas kamieni w nawierzchni drogii oznaczona poziomymi napisami, tak jak na pierwszym zdjęciu. Cała trasa liczy 160 km długości, my zrobiliśmy w dwa dni 180 km, wliczając dojazd na nocleg, pokręcenie po okolicy i dwukrotne zgubienie drogi. Generalnie szlak jest bardzo dobrze oznakowany i tylko raz się zagapiliśmy, a raz jakiś „dowcipniś” przekręcił drogowskaz.
Zaczęliśmy z Darkiem objazd pętli w sobotę rano, od jej północnego krańca w miejscowości Hohen Neuendorf, do której łatwo można dojechać z autostrady Berliner Ring, kierując się na zjazd Birkenwerder. Mapka wycieczki
Sądziliśmy, że w takich opłotkach nie będzie problemu z zaparkowaniem naszego rowerowozu, ale okazało się, że przy mieszkalnych osiedlach i przy głównej drodze również w sobotę do popołudnia jest strefa. Znaleźliśmy jednak bezpłatne miejsce w okolicy przemysłowej, pustej w weekend, bardzo blisko szlaku. Początkowo trasa wije się przez lasy i zielone przedmieścia dzielnic administracyjnych Reinickendorf i Pankow – trochę drogami gruntowymi, trochę brukiem, trochę asfaltem, a czasami starą drogą z płyt.

Kiedyś była to droga dla wojska patrolującego strefę graniczną wzdłuż muru. Co jakiś czas mijaliśmy miejsca pamięci tragicznie zmarłych ofiar, takie jak ta w Reinickendorf

Albo w Pankow:

Uciekali i tracili życie nie tylko cywile, ale również żołnierze pełniący tam służbę:

Nad głowami co chwila przelatywały nam lądujące na lotnisku Tegel samoloty. Kiedyś mieszkałam kilka miesięcy w Pankow – ten odgłos od 6 rano do 22 wieczorem wciąż mi towarzyszył. Nic się nie zmieniło.
Wkrótce dojechaliśmy do Berlin Mitte – samego serca miasta. Widok z wiaduktu przy Behmstrasse na charakterystyczną berlińską S-Bahn:

I na wieżę telewizyjną na Alexanderplatz

A tu Darek w zupełnie odmiennej rowerowej stylizacji:

Miejscem szczególnie mocno przypominającym o Murze Berlińskim jest ulica Bernauer Strasse, która została dosłownie przepołowiona w 1961 roku. Zamurowano drzwi wejściowe, a następnie również okna budynków wychodzących na zachodnią stronę, aby zapobiec ucieczkom. O losach nieszczęsnych uciekinierów przypomina centrum informacyjne Gedenkstätte Berliner Mauer, kościół pojednania (Versöhnungskirche):





i pozostałości muru na tej właśnie ulicy:

Na cmentarzu Zofii (Sophienfriedhof) znajduje się instalacja multimedialna upamiętniająca wszystkie ofiary, choć ich dokładna liczba jest sporna – szacuje się, że było to między 136 a 245 osób.

Nieopodal można zobaczyć także jedną z wielu pozostawionych wież strażniczych:

I tak dotarliśmy nad Szprewę, gdzie pas ziemi niczyjej powoli zapełnia się reprezentacyjnymi budowlami o ciekawej i nowoczesnej architekturze, interesująco współistniejącymi ze starą, pruską zabudową:

Budynek muzeum historii medycyny w kompleksie Uniwersytetu Medycznego Charité:

A naprzeciwko efektownie prezentuje się Dworzec Główny (Hauptbahnhof)

Z mostu Marszałkowskiego (Marschallbrücke) podziwiać można nowoczesny budynek Bundestagu i przepływające statki wycieczkowe. A że w sobotę na stadionie olimpijskim w Berlinie odbywał się finał rozgrywek Bundesligi pomiędzy Eintrachtem Frankfurt a FC Bayern (z naszym Robertem Lewandowskim!), to śródmieście było pełne kibiców obu drużyn. Fanklub Eintrachtu wynajął też barki dla swoich kibiców i tak to chóralne przyśpiewki z orkiestrą i rytmiczne okrzyki niosły się już z oddali, a kulminacją był doping na dwie barki i dwa chóry. Super im to wychodziło, ludzie się fajnie bawili przy piwku, ale bardzo kulturalnie, a przechodnie im wiwatowali z mostu. Rewelacja!


Mój rower przed Bundestagiem:

Berliński Reichstag w pełnej krasie:

Pod Bramą Brandenburską tłoczno jak zwykle:



A gdyby ktoś miał dylemat, czy iść w Berlinie na rower, czy z kumplami na piwo, to jest rozwiązanie ;-)

No to jeszcze jeden z nowszych pomników Berlina – Pomordowanym Żydom Europy:

I całkiem nobliwy marmurowy Johann Wolfgang Goethe w parku Tiergarten:

Plac Poczdamski (Potsdamer Platz) wraz z pozostałościami po Murze i charakterystyczne sklepienie Sony Center:



Następnym ciekawym obiektem na trasie było muzeum i wystawa „Topografia terroru”, poświęcona dziejom faszyzmu w Trzeciej Rzeszy:

A tutaj trochę weselszy, nostalgiczny akcent – Muzeum Trabanta!

I chyba najbardziej znane przejście graniczne w Berlinie – Checkpoint Charlie. Bardzo komercyjne miejsce, niestety.

W dzielnicy Friedrichshain też stoi fragment Muru, najdłuższy zachowany – bo ponad 1,3 km, przerobiony na galerię pod chmurką „East Side Gallery”. Po zburzeniu muru w r. 1990 118 artystów z 25 krajów pokryło go malowidłami, które do dziś są sporą atrakcją turystyczną.

Jeszcze tylko przejazd przez multi-kulti Kreuzberg i z ulgą opuszczamy tłoczne śródmieście, a szlak prowadzi spokojnie nad Szprewą. Aż tu niespodzianka! Takie schody na ścieżce rowerowej?!

Ostatni etap sobotniego odcinka to przejazd wzdłuż kanałów i nieco industrialno-blokowej zabudowy południowo-wschodnich opłotków Berlina. Brzydkie osiedla i autostrada koło Schönefeld, ogródki działkowe, pola i wiochy. Zachód słońca zastał nas właśnie w takiej scenerii:

Na szczęście już niedaleko mieliśmy do naszego noclegu. Generalnie to cała wycieczka stała pod dużym znakiem zapytania, ponieważ okazało się, że miniony weekend – Zielone Świątki – to długi weekend i pospolite ruszenie turystyczne w Berlinie. Widać to było rano na autostradzie, gdy trzypasmowy sznur aut wyjeżdżał z miasta, ale też sytuacja z noclegami była katastrofalna. Na popularnym portalu bookingowym – nic! Zostały same ekskluzywne miejscówki za 200 czy 300 euro - no dramat!, na googlu też nic wolnego. Obdzwoniłam kempingi w południowej części Berlina – wszystko porezerwowane. Klepnęliśmy we środę ostatni wolny pokój w rozsądnej cenie i lokalizacji na Airbnb w dzielnicy Lankwitz – jedynie 3 km od szlaku, u sympatycznej młodej rodziny z … Kirgistanu.
Cdn.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
92.00 km (0.00 km teren), czas: 11:46 h, avg:7.82 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Police-Szczecin
Poniedziałek, 14 maja 2018 | dodano: 15.05.2018Kategoria koło domu
Tylko komunikacyjnie, z Polic do Szczecina i to w jedną stronę. Mapka.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
8.10 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:16.76 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Majowo nad Drawą
Niedziela, 13 maja 2018 | dodano: 15.05.2018Kategoria koło Dominikowa
W weekend pojechaliśmy na działkę
– wstyd się przyznać, bo po raz pierwszy w tym roku, tak się złożyło. To znaczy
Darek z psem zawieźli mnie w sobotę raniutko do pracy i pojechali autem, a ja
dojechałam po południu pociągiem regionalnym relacji Szczecin-Piła.
W pociągu cała wyprawa rowerowa Niemców – wysiadali w Ognicy, ale pan nie bardzo potrafił mi powiedzieć, jaką trasą i dokąd będą jechać. No proszę – my jeździmy do nich, a oni do nas, dla odmiany. Ja dojechałam do Żółwina, skąd odebrał mnie Darek.
Sobotnie popołudnie i niedzielny ranek, to tzw. „dzień gospodarczy”, choć w tym roku miałam i tak ulgowo, bo Darek sporą część roboty już ogarnął, gdy byłam w pracy. Koło południa obrobiliśmy się na tyle, że można było pomyśleć o przyjemniejszych sprawach, to znaczy o rowerku, oczywiście ;-). Mapka wycieczki
Postanowiliśmy pojechać wzdłuż Drawy – cichej i bezludnej o tej porze roku, bo nie ma kajakarzy. Jak już kiedyś pisałam, szlaki rowerowe w Drawieńskim Parku Narodowym, są bardzo starannie wytyczone i opisane, ale jakoś nieznane lub mało popularne wśród bikerów, dlatego też turystyka rowerowa jest w DPN raczej niszowa, w przeciwieństwie do kajakowej - masowej. Nawet – wzorem innych szlaków wzdłużrzecznych dałoby się oznaczyć dłuższy odcinek jednodniowy nad Drawą z Prostyni do Krzyża – z dojazdem kolejowym. Nam osobiście ta niszowość nie przeszkadza, wręcz przeciwnie.
Najpierw asfaltem dojechaliśmy kilka kilometrów z Dominikowa do Barnimia. Tam pierwszy rzut oka z mostu na Drawę i początek długiego odcinka terenowego.

Niebieski szlak rowerowy (pętla Barnimie) pokrywa się w dużej mierze z czerwonym szlakiem pieszym, prowadząc po malowniczych ścieżkach bukowym lasem albo malowniczą skarpą nad rzeką do Zatomia.


W Zatomiu:

Za Zatomiem odbiliśmy nieco od doliny Drawy i od szlaku, bo chciałam zajrzeć nad jezioro Rokiet, zwane również Rokitno. Prowadzi tam piaszczysta dojazdówka od głównej drogi na Radęcin. Bardzo piaszczysta i pod górkę, umordowałam się trochę. W jeziorze tak wysoki stan lustra, że wszystkie pomosty pod wodą.

Za to przy brzegu rój kijanek, aż czarno!

Nie miałam ochoty znów pokonywać wzniesienia przez piach, więc pojechaliśmy ścieżką wzdłuż jeziora. Na początku była to trawiasta droga na szerokość samochodu, potem wyraźna ścieżka, potem nikła ścieżynka, aż w końcu całkowite bezdroże. Ale co tam, przygoda była. Z krzaczorów wyłonił się wędkarz i poinformował nas, że trzymając się linii brzegowej odnajdziemy drogę i tak się stało. Wkrótce dojechaliśmy też do starej, brukowanej drogi z Wygonu do Moczeli. Wytelepaliśmy się trochę na tych kocich łbach, a na krzyżówce szlaków zdecydowaliśmy się pojechać jednak czerwonym szlakiem pieszym do Moczeli, choć tego odcinka nie znaliśmy – przynajmniej nie od strony lądu, kajakiem – i owszem.
Wydrzy Głaz na Drawie, na wysokości osady Sitnica:

Na moście w Moczelach:


W zasadzie było to jedyne miejsce, w którym spotkaliśmy innego rowerzystę, nie licząc wędkarzy. I cycata baba w Moczelach, z mocno już „wyślizganymi” wdziękami:

Za Moczelami zrobiliśmy sobie piknik na polu biwakowym Pstrąg.

Pole jest na wysokim brzegu Drawy – niezły kawałek wciągania kajaków w górę!

Na polu spotkaliśmy niezwykłą starszą panią ze sporym plecakiem z ekwipunkiem turystycznym i pieskiem typu „bida przygarnięta ze schroniska i odchuchana”. Pani od poniedziałku jest w drodze i wędruje sobie od Czaplinka w dół Drawy. Przewędrowała już tak kilka rzek w Polsce, a i inne rodzaje turystyki nie są jej obce. Podziwiam szczerze i chciałabym mieć taki apetyt na życie na emeryturze!
Z „Pstrąga” już niedaleko do Żeleznicy, a tam mocno nadwyrężony most drewniany prowadzi do Głuska. Przez most prowadzi tylko szlak pieszy – nawet my zsiedliśmy z rowerów, bo drewniana konstrukcja dosłownie sypała się na naszych oczach.

Za to jakie piękne widoki na Drawę, szeroko rozlewającą się tutaj, przed tamą elektrowni wodnej Kamienna:

Punkt informacji turystycznej DPN w Głusku a zarazem nasz „punkt zwrotny”:

Z Głuska do Sitnicy mieliśmy odcinek szybki, szosowy. Niestety na granicy wojewódzw lubuskiego i zachodniopomorskiego piękny asfalt nagle się urywa, a droga do Bogdanki, to nawet nie ser szwajcarski – to rozsypująca się katastrofa. Jeśli gospodarze drogi nie powstrzymają tej degradacji, to niedługo chyba las tam urośnie.
W powrotnej drodze zajrzeliśmy jeszcze na biwak „Bogdanka”, żeby zobaczyć, czy ukończono prace budowlane przy zagospodarowaniu tej polany u malowniczego ujścia Korytnicy do Drawy. Chyba jeszcze nie - brakuje stojaków na rowery ...


Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W pociągu cała wyprawa rowerowa Niemców – wysiadali w Ognicy, ale pan nie bardzo potrafił mi powiedzieć, jaką trasą i dokąd będą jechać. No proszę – my jeździmy do nich, a oni do nas, dla odmiany. Ja dojechałam do Żółwina, skąd odebrał mnie Darek.
Sobotnie popołudnie i niedzielny ranek, to tzw. „dzień gospodarczy”, choć w tym roku miałam i tak ulgowo, bo Darek sporą część roboty już ogarnął, gdy byłam w pracy. Koło południa obrobiliśmy się na tyle, że można było pomyśleć o przyjemniejszych sprawach, to znaczy o rowerku, oczywiście ;-). Mapka wycieczki
Postanowiliśmy pojechać wzdłuż Drawy – cichej i bezludnej o tej porze roku, bo nie ma kajakarzy. Jak już kiedyś pisałam, szlaki rowerowe w Drawieńskim Parku Narodowym, są bardzo starannie wytyczone i opisane, ale jakoś nieznane lub mało popularne wśród bikerów, dlatego też turystyka rowerowa jest w DPN raczej niszowa, w przeciwieństwie do kajakowej - masowej. Nawet – wzorem innych szlaków wzdłużrzecznych dałoby się oznaczyć dłuższy odcinek jednodniowy nad Drawą z Prostyni do Krzyża – z dojazdem kolejowym. Nam osobiście ta niszowość nie przeszkadza, wręcz przeciwnie.
Najpierw asfaltem dojechaliśmy kilka kilometrów z Dominikowa do Barnimia. Tam pierwszy rzut oka z mostu na Drawę i początek długiego odcinka terenowego.

Niebieski szlak rowerowy (pętla Barnimie) pokrywa się w dużej mierze z czerwonym szlakiem pieszym, prowadząc po malowniczych ścieżkach bukowym lasem albo malowniczą skarpą nad rzeką do Zatomia.


W Zatomiu:

Za Zatomiem odbiliśmy nieco od doliny Drawy i od szlaku, bo chciałam zajrzeć nad jezioro Rokiet, zwane również Rokitno. Prowadzi tam piaszczysta dojazdówka od głównej drogi na Radęcin. Bardzo piaszczysta i pod górkę, umordowałam się trochę. W jeziorze tak wysoki stan lustra, że wszystkie pomosty pod wodą.

Za to przy brzegu rój kijanek, aż czarno!

Nie miałam ochoty znów pokonywać wzniesienia przez piach, więc pojechaliśmy ścieżką wzdłuż jeziora. Na początku była to trawiasta droga na szerokość samochodu, potem wyraźna ścieżka, potem nikła ścieżynka, aż w końcu całkowite bezdroże. Ale co tam, przygoda była. Z krzaczorów wyłonił się wędkarz i poinformował nas, że trzymając się linii brzegowej odnajdziemy drogę i tak się stało. Wkrótce dojechaliśmy też do starej, brukowanej drogi z Wygonu do Moczeli. Wytelepaliśmy się trochę na tych kocich łbach, a na krzyżówce szlaków zdecydowaliśmy się pojechać jednak czerwonym szlakiem pieszym do Moczeli, choć tego odcinka nie znaliśmy – przynajmniej nie od strony lądu, kajakiem – i owszem.
Wydrzy Głaz na Drawie, na wysokości osady Sitnica:

Na moście w Moczelach:


W zasadzie było to jedyne miejsce, w którym spotkaliśmy innego rowerzystę, nie licząc wędkarzy. I cycata baba w Moczelach, z mocno już „wyślizganymi” wdziękami:

Za Moczelami zrobiliśmy sobie piknik na polu biwakowym Pstrąg.

Pole jest na wysokim brzegu Drawy – niezły kawałek wciągania kajaków w górę!

Na polu spotkaliśmy niezwykłą starszą panią ze sporym plecakiem z ekwipunkiem turystycznym i pieskiem typu „bida przygarnięta ze schroniska i odchuchana”. Pani od poniedziałku jest w drodze i wędruje sobie od Czaplinka w dół Drawy. Przewędrowała już tak kilka rzek w Polsce, a i inne rodzaje turystyki nie są jej obce. Podziwiam szczerze i chciałabym mieć taki apetyt na życie na emeryturze!
Z „Pstrąga” już niedaleko do Żeleznicy, a tam mocno nadwyrężony most drewniany prowadzi do Głuska. Przez most prowadzi tylko szlak pieszy – nawet my zsiedliśmy z rowerów, bo drewniana konstrukcja dosłownie sypała się na naszych oczach.

Za to jakie piękne widoki na Drawę, szeroko rozlewającą się tutaj, przed tamą elektrowni wodnej Kamienna:

Punkt informacji turystycznej DPN w Głusku a zarazem nasz „punkt zwrotny”:

Z Głuska do Sitnicy mieliśmy odcinek szybki, szosowy. Niestety na granicy wojewódzw lubuskiego i zachodniopomorskiego piękny asfalt nagle się urywa, a droga do Bogdanki, to nawet nie ser szwajcarski – to rozsypująca się katastrofa. Jeśli gospodarze drogi nie powstrzymają tej degradacji, to niedługo chyba las tam urośnie.
W powrotnej drodze zajrzeliśmy jeszcze na biwak „Bogdanka”, żeby zobaczyć, czy ukończono prace budowlane przy zagospodarowaniu tej polany u malowniczego ujścia Korytnicy do Drawy. Chyba jeszcze nie - brakuje stojaków na rowery ...


Rower:rower działkowy
Dane wycieczki:
53.50 km (20.00 km teren), czas: 05:18 h, avg:10.09 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
wieczorem nad Świdwie
Środa, 9 maja 2018 | dodano: 09.05.2018Kategoria koło domu
Leniwa rundka (mapka) przez Bartoszewo, Sławoszewo, szutrówkę między Grzepnicą a Węgornikiem ...

... nad Świdwie. Pooglądaśmy sobie z Darkiem na ptaki nad jeziorem, a nawet udało się wypatrzyć bobra przy robocie, wypiliśmy na wieży obserwacyjnej piwko, fajnie było.

Wszędzie zielono i pachną bzy, uwielbiam tę porę roku

W Tanowie rzeczywiście, tak jak pisał Janusz, w gnieździe zagościła para bocianów i wyraźnie mają się ku sobie.

Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)

... nad Świdwie. Pooglądaśmy sobie z Darkiem na ptaki nad jeziorem, a nawet udało się wypatrzyć bobra przy robocie, wypiliśmy na wieży obserwacyjnej piwko, fajnie było.

Wszędzie zielono i pachną bzy, uwielbiam tę porę roku

W Tanowie rzeczywiście, tak jak pisał Janusz, w gnieździe zagościła para bocianów i wyraźnie mają się ku sobie.

Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
20.80 km (3.00 km teren), czas: 01:40 h, avg:12.48 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
do pracy, powrót przez las i Police
Wtorek, 8 maja 2018 | dodano: 08.05.2018Kategoria do pracy / z pracy, koło domu
Do pracy dzisiaj miałam na trochę późniejszą godzinę - pojechałam rowerem stałą trasą, a ponieważ w drodze powrotnej miałam jeszcze dwie sprawy do załatwienia w Policach - postanowiłam nie wracać najkrótszą drogą (szosą), ale poszwędać się jeszcze trochę po Lesie Arkońskim, po zakątkach, w których dawno nie byłam. Mapka cz.1, mapka cz.2
Pogoda cudowna i wiosna w pełnym rozkwicie - kwitnący migdałek, niedaleko szczecińskiej Różanki

W Parku Kasprowicza:

Mile zaskoczył mnie ukończony remont ul. Bogusława na odcinku od Wojska Polskiego do Krzywoustego, wreszcie można przejechać bez problemów:

Natomiast w Lasku Arkońskim niemile zaskoczyło mnie, że w Dolinie Siedmiu Młynów jest jeden wielki plac budowy. Leśny strumyk Osówka został uregulowany i wszędzie pracują kopary i budowlańcy. Niekoniecznie mi się podoba taki pomysł na strumyk:

Na szczęście na czerwonym szlaku prowadzącym głębokim wąwozem w stronę dębów Bogusława przyrodę pozostawiono w spokoju:

W Policach kupiłam tylną lampkę do roweru, bo poprzednia się popsuła, i odebrałam buty od szewca. A że już zgłodniałam, to jeszcze skusiłam się na smacznego kebaba obok sklepu rowerowego i wróciłam DDR-ką do Tanowa. Pogoda jest tak piękna, że kompletnie nie mogę zmotywować się po majówce do pracy, a powinnam.
Na deptaku w Policach:

Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pogoda cudowna i wiosna w pełnym rozkwicie - kwitnący migdałek, niedaleko szczecińskiej Różanki

W Parku Kasprowicza:

Mile zaskoczył mnie ukończony remont ul. Bogusława na odcinku od Wojska Polskiego do Krzywoustego, wreszcie można przejechać bez problemów:

Natomiast w Lasku Arkońskim niemile zaskoczyło mnie, że w Dolinie Siedmiu Młynów jest jeden wielki plac budowy. Leśny strumyk Osówka został uregulowany i wszędzie pracują kopary i budowlańcy. Niekoniecznie mi się podoba taki pomysł na strumyk:

Na szczęście na czerwonym szlaku prowadzącym głębokim wąwozem w stronę dębów Bogusława przyrodę pozostawiono w spokoju:

W Policach kupiłam tylną lampkę do roweru, bo poprzednia się popsuła, i odebrałam buty od szewca. A że już zgłodniałam, to jeszcze skusiłam się na smacznego kebaba obok sklepu rowerowego i wróciłam DDR-ką do Tanowa. Pogoda jest tak piękna, że kompletnie nie mogę zmotywować się po majówce do pracy, a powinnam.
Na deptaku w Policach:

Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
47.60 km (5.00 km teren), czas: 03:55 h, avg:12.15 km/h,
prędkość maks: 35.70 km/hTemperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Anklamer Stadtbruch
Niedziela, 6 maja 2018 | dodano: 06.05.2018Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy
Jako, że wiosna w pełni i pogoda dopisuje, to ostatni dzień majówki - już po powrocie z urlopu - spędziliśmy z Darkiem na kolejnej wycieczce samochodowo-rowerowej. Autem z rowerami na dachu dojechaliśmy do Ueckermünde i tam rozładowaliśmy się na miejskim parkingu. Pomysł trasy trochę zainspirowany wczorajszą wycieczką Mirka srk23, bo odwiedziliśmy i Mönkebude i Zarowmühl, ale naszym głównym celem był rezerwat ptactwa Anklamer Stadtbruch i wioska Kamp nad Zalewem. Mapka wycieczki
Na plaży w Mönkebude jeszcze pusto, pewnie również ze względu na chłodny wschodni wiatr, który towarzyszył nam dzisiaj cały dzień:

Między Mönkebude a Leopoldshagen szlak rowerowy prowadzi krętą ścieżką po bukowym lesie - bardzo ładnie:

Dojechaliśmy do Leopoldshagen, a tu ... zebra stoi i dopomina się o głaski

Z Leopoldshagen już niedaleko do Bugewitz, od którego zaczyna się niezwykle malowniczy odcinek wzdłuż wału powodziowego skrajem rezerwatu Anklamer Stadtbruch, w którym żyje ponoć ponad 100 gatunków ptaków. Podziwialiśmy piękne krajobrazy i skrzydlatych mieszkańców przy akompaniamencie ogłuszającego rechotania żab wodnych, które chyba właśnie teraz postanowiły intensywnie porandkować.


W Kamp, położonym na cyplu naprzeciw wyspy Uznam, zatrzymaliśmy się na krótki piknik w postaci bułki ze śledziem i z warzywami, serwowanej z lokalnego straganu, w malowniczej altance na przystani z widokiem na cieśninę i na pozostałości dawnego mostu kolejowego:

Postanowiliśmy powłóczyć się jeszcze trochę po rezerwacie, dlatego też w drodze powrotnej z Kamp nie pojechaliśmy asfaltem, ale odbiliśmy w boczną drogę w stronę samotnego gospodarstwa na mokradłach, która dalej prowadziła groblą wśród zupełnie niesamowitych widoków. Droga była gruntowa, z kamyczków, trochę krzywa i rozsypująca się, ale przejezdna dla rowerów trekingowych.


Jedzie się przez trochę upiorne pozostałości lasu na bagnach - stwierdziliśmy z Darkiem, że przy mglistej pogodzie brakowałoby tylko dyndających wisielców na gałęziach:




Wyjechaliśmy na drogę w pobliżu miejscowości Rosenhagen i Bugewitz, skąd częściowo tą samą trasą wróciliśmy na obrzeża Mönkebude. Kwitnące pola rzepaku:

Postanowiliśmy skręcić w las i poszukać Grillhütte w Zarowmühl. Zarowmühl i owszem znaleźliśmy, ale wypasionej chaty do biesiadowania niestety nie, więc do zjedzenia kanapek musiała nam wystarczyć prosta wiata turystyczna przy leśnym parkingu. Rzeka Zarow:

Z Zarowmühl już niedaleko do Ueckermünde. Na zdjęciach kamieniczki na rynku i rzeźba rybaka.


Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na plaży w Mönkebude jeszcze pusto, pewnie również ze względu na chłodny wschodni wiatr, który towarzyszył nam dzisiaj cały dzień:

Między Mönkebude a Leopoldshagen szlak rowerowy prowadzi krętą ścieżką po bukowym lesie - bardzo ładnie:

Dojechaliśmy do Leopoldshagen, a tu ... zebra stoi i dopomina się o głaski

Z Leopoldshagen już niedaleko do Bugewitz, od którego zaczyna się niezwykle malowniczy odcinek wzdłuż wału powodziowego skrajem rezerwatu Anklamer Stadtbruch, w którym żyje ponoć ponad 100 gatunków ptaków. Podziwialiśmy piękne krajobrazy i skrzydlatych mieszkańców przy akompaniamencie ogłuszającego rechotania żab wodnych, które chyba właśnie teraz postanowiły intensywnie porandkować.







Jedzie się przez trochę upiorne pozostałości lasu na bagnach - stwierdziliśmy z Darkiem, że przy mglistej pogodzie brakowałoby tylko dyndających wisielców na gałęziach:




Wyjechaliśmy na drogę w pobliżu miejscowości Rosenhagen i Bugewitz, skąd częściowo tą samą trasą wróciliśmy na obrzeża Mönkebude. Kwitnące pola rzepaku:

Postanowiliśmy skręcić w las i poszukać Grillhütte w Zarowmühl. Zarowmühl i owszem znaleźliśmy, ale wypasionej chaty do biesiadowania niestety nie, więc do zjedzenia kanapek musiała nam wystarczyć prosta wiata turystyczna przy leśnym parkingu. Rzeka Zarow:

Z Zarowmühl już niedaleko do Ueckermünde. Na zdjęciach kamieniczki na rynku i rzeźba rybaka.


Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
58.50 km (0.00 km teren), czas: 05:23 h, avg:10.87 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Z Wieliczki do Puszczy Niepołomickiej - wycieczka rodzinna
Piątek, 4 maja 2018 | dodano: 06.05.2018Kategoria Małopolska
Po krótkim, majówkowym wypadzie w słowackie góry, odwiedziłam rodzinkę w Wieliczce, a okazją była komunia. Spotkanie rodzinne - wiadomo - przy suto zastawionym stole, więc z entuzjazmem przyjęłam pomysł młodszej części rodzinki wybrania się następnego dnia, czyli w piątek, na przejażdżkę rowerową po okolicy, szczególnie, że pogoda znakomita - słońce i letnie temperatury. Okolice Wieliczki nie były mi znane z perspektywy rowerowego siodełka, więc tym bardziej było to ciekawe doświadczenie.
Tereny wokół Krakowa są niestety bardzo zabudowane - jedna miejscowość przechodzi w drugą, a przy budowie lokalnej sieci dróg nikt nie pomyślał o zaplanowaniu ścieżek rowerowych. Więc nawet jadąc bocznymi drogami trzeba uważać na spory ruch samochodowy. A przecież wał nad Wisłą świetnie nadawałby się do tego, aby jego koroną poprowadzić trasę rowerową w pewnej odległości od szosy! Może kiedyś powstanie taka inwestycja na tym odcinku na wschód od Krakowa - na pewno uprzyjemniłaby dojazd do zielonych terenów rekreacyjnych Puszczy Niepołomickiej.
Przekroczywszy ruchliwą autostradę A4 jechaliśmy bocznymi drogami właśnie wzdłuż Wisły, m.in. przez Brzegi, gdzie dwa lata temu odbywały się Światowe Dni Młodzieży, a obecnie teren jest zagospodarowany głównie pod inwestycje przemysłowe i logistyczne. W Grabiu obejrzałam - niestety tylko z zewnątrz, bo był zamknięty - urokliwy drewniany kościółek z XVIII w.

A tu widok na tereny zalewowe nad Wisłą i w oddali – na samą rzekę:

Wkrótce dojechaliśmy do Niepołomic – bardzo ładnego i zadbanego miasteczka, słynnego szczególnie z renesansowego Zamku Królewskiego, zbudowanego przez Kazimierza Wielkiego, który niektórzy nazywają „małym Wawelem”. Zamek został pieczołowicie odrestaurowany, co na pewno cieszy zwiedzających. My z uwagi na szczupłe możliwości czasowe ograniczyliśmy się do obejrzenia zachwycającego dziedzińca Zamku i krużganków:





I pewna dama, o której ostatnio głośno w mediach, tym razem w wersji 3D ;-)

Niepołomice mają też ładną starówkę i rynek, trochę niestety zeszpecony przez to, że wszędzie parkują samochody.

Z miasteczka pojechaliśmy dalej na wschód w kierunku rozległych kompleksów Puszczy Niepołomickiej, będącej zielonymi płucami dla Krakowa i terenami rekreacyjnymi, doskonałymi również dla turystyki rowerowej, bo poprzecinanymi siecią asfaltowych i szutrowych szlaków. Natknęliśmy się przy jednym z nich m.in. na tablicę pamiątkową, poświęconą dębowi, pod którym ponoć nocował niegdyś król August II Mocny. Dąb jednak nie był na tyle mocny, aby przetrwać do naszych czasów, podobnie jak Dęby Księcia Bogusława X w Puszczy Wkrzańskiej.

I tak dojechaliśmy do Kłaja, w którym w centralnym miejscu stoi sobie … niebieski tramwaj. Ciekawe, czy to właśnie ten pojazd miała na myśli Halinka Mlynkova z Brathanków, śpiewając „W Kłaju w tramwaju – kochaj mnie!”?

Po drodze jeszcze małe odbicie do wioski Staniątków, aby zobaczyć Klasztor Sióstr Benedyktynek, niestety w dużo gorszym stanie niż zabytki w Niepołomicach. Na zdjęciu - kościół przy klasztorze:

A powrót do Wieliczki przez Zakrzów, Węgrzce i Kokotów – znów po dość ruchliwych drogach i gęsto zaludnionych terenach.Słońce po południu zaczynało już mocno dopiekać, szczególnie, gdy trzeba było pokonać kilka wzniesień, co jednak absolutnie nie rzutowało na ogólne bardzo pozytywne wrażenia z miłej wycieczki w sympatycznym, młodzieżowym, rodzinnym gronie. Mapka
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tereny wokół Krakowa są niestety bardzo zabudowane - jedna miejscowość przechodzi w drugą, a przy budowie lokalnej sieci dróg nikt nie pomyślał o zaplanowaniu ścieżek rowerowych. Więc nawet jadąc bocznymi drogami trzeba uważać na spory ruch samochodowy. A przecież wał nad Wisłą świetnie nadawałby się do tego, aby jego koroną poprowadzić trasę rowerową w pewnej odległości od szosy! Może kiedyś powstanie taka inwestycja na tym odcinku na wschód od Krakowa - na pewno uprzyjemniłaby dojazd do zielonych terenów rekreacyjnych Puszczy Niepołomickiej.
Przekroczywszy ruchliwą autostradę A4 jechaliśmy bocznymi drogami właśnie wzdłuż Wisły, m.in. przez Brzegi, gdzie dwa lata temu odbywały się Światowe Dni Młodzieży, a obecnie teren jest zagospodarowany głównie pod inwestycje przemysłowe i logistyczne. W Grabiu obejrzałam - niestety tylko z zewnątrz, bo był zamknięty - urokliwy drewniany kościółek z XVIII w.

A tu widok na tereny zalewowe nad Wisłą i w oddali – na samą rzekę:

Wkrótce dojechaliśmy do Niepołomic – bardzo ładnego i zadbanego miasteczka, słynnego szczególnie z renesansowego Zamku Królewskiego, zbudowanego przez Kazimierza Wielkiego, który niektórzy nazywają „małym Wawelem”. Zamek został pieczołowicie odrestaurowany, co na pewno cieszy zwiedzających. My z uwagi na szczupłe możliwości czasowe ograniczyliśmy się do obejrzenia zachwycającego dziedzińca Zamku i krużganków:





I pewna dama, o której ostatnio głośno w mediach, tym razem w wersji 3D ;-)

Niepołomice mają też ładną starówkę i rynek, trochę niestety zeszpecony przez to, że wszędzie parkują samochody.

Z miasteczka pojechaliśmy dalej na wschód w kierunku rozległych kompleksów Puszczy Niepołomickiej, będącej zielonymi płucami dla Krakowa i terenami rekreacyjnymi, doskonałymi również dla turystyki rowerowej, bo poprzecinanymi siecią asfaltowych i szutrowych szlaków. Natknęliśmy się przy jednym z nich m.in. na tablicę pamiątkową, poświęconą dębowi, pod którym ponoć nocował niegdyś król August II Mocny. Dąb jednak nie był na tyle mocny, aby przetrwać do naszych czasów, podobnie jak Dęby Księcia Bogusława X w Puszczy Wkrzańskiej.

I tak dojechaliśmy do Kłaja, w którym w centralnym miejscu stoi sobie … niebieski tramwaj. Ciekawe, czy to właśnie ten pojazd miała na myśli Halinka Mlynkova z Brathanków, śpiewając „W Kłaju w tramwaju – kochaj mnie!”?

Po drodze jeszcze małe odbicie do wioski Staniątków, aby zobaczyć Klasztor Sióstr Benedyktynek, niestety w dużo gorszym stanie niż zabytki w Niepołomicach. Na zdjęciu - kościół przy klasztorze:

A powrót do Wieliczki przez Zakrzów, Węgrzce i Kokotów – znów po dość ruchliwych drogach i gęsto zaludnionych terenach.Słońce po południu zaczynało już mocno dopiekać, szczególnie, gdy trzeba było pokonać kilka wzniesień, co jednak absolutnie nie rzutowało na ogólne bardzo pozytywne wrażenia z miłej wycieczki w sympatycznym, młodzieżowym, rodzinnym gronie. Mapka
Rower:
Dane wycieczki:
56.00 km (0.00 km teren), czas: 04:06 h, avg:13.66 km/h,
prędkość maks: 49.70 km/hTemperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)