- Kategorie:
- Alpy.26
- Alpy austriackie 2023.9
- Alpy włoskie 2021.8
- Alzacja i dolina Renu 2019.10
- Austria.25
- Bawaria.2
- Berlin.2
- Berliner Mauerweg 2018.2
- Brandenburgia.24
- Czechy.7
- do pracy / z pracy.74
- Doliną Bobru.2
- Dolnośląskie.3
- Donauradweg i okolice 2018.7
- Dookoła Tatr 2022.4
- Dookoła Zalewu Szczecińskiego.9
- Ennsradweg.4
- fitness.117
- Francja.10
- Hesja.4
- Holandia i Belgia 2023.3
- Karyntia.7
- koło Dominikowa.46
- koło domu.457
- Łaba 2022.12
- Mainz i dolina Renu 2023.5
- Małopolska.6
- Meklemburgia-Pomorze.84
- Nad Bałtyk 2020.4
- nad morzem.13
- Nadrenia-Palatynat.4
- Niemcy.86
- Odra-Nysa.12
- Osttirol i Karyntia rowerem 2020.9
- Rugia 2017.3
- Saksonia.5
- Saksonia-Anhalt.2
- Słowacja.4
- Spreewald Gurkenradweg 2021.3
- Szkocja.1
- Szwajcaria.2
- trekking.264
- Tyrol Wschodni.4
- Wędrówki piesze.2
- Włochy.9
- Wzdłuż Drawy.4
- Zachodniopomorskie.384
Wpisy archiwalne w kategorii
trekking
Dystans całkowity: | 12785.00 km (w terenie 1513.00 km; 11.83%) |
Czas w ruchu: | 911:01 |
Średnia prędkość: | 13.99 km/h |
Liczba aktywności: | 264 |
Średnio na aktywność: | 48.43 km i 3h 28m |
Więcej statystyk |
Wieczorna pętelka do Jasienicy
Właściwie to była moja pętelka pandemiczna, lekko zmodyfikowana - bo nad Roztokę Odrzańską, przez Jasienicę jeździłam chyba ze dwa razy ukradkiem wczesną wiosną, gdy był zakaz wstępu do lasu. Tylko wtedy jechałam szosą koło Zakładów Chemicznych, a wczoraj mogłam pojechać szutrówką przez las, do leśniczówki Turznica - znacznie przyjemniej niż koło kombinatu Azoty. Pojechałam sama, bo Darek miał więcej czasu i wybrał się na rundkę przez Nowe Warpno i Trzebież, a potem obadać nową DDR-kę do Polic. A ja się spontanicznie zdecydowałam dopiero krótko przed dziewiętnastą, gdy wyrobiłam się z pracą.
Tak więc - jak już napisałam - pojechałam szutrówką w las, a potem z Turznicy w prawo do Jasienicy, gdzie ulicą Wodną dojechałam nad Gunicę.
Byłam zaskoczona bujną roślinnością przy drodze, jak i na wale przeciwpowodziowym, a także faktem, że droga tak szybko wyschła po weekendowych deszczach. Zazwyczaj długo trzymają się tam kałuże i błoto, a tu - suchusieńko. Na okolicznych polach - sianokosy. Typowy czerwcowy krajobraz. Widok z wału:
Na plażyczce nad Roztoką też dziki busz. Tak to wygląda z góry:
A tak z bliska:
Chwilę posiedziałam i trzeba się było zbierać. Powrót przez Wieńkowo, Tatynię i Witorzę.
Kościół w Tatyni:
I kwitnąca facelia na polu pod Tanowem:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tak więc - jak już napisałam - pojechałam szutrówką w las, a potem z Turznicy w prawo do Jasienicy, gdzie ulicą Wodną dojechałam nad Gunicę.
Byłam zaskoczona bujną roślinnością przy drodze, jak i na wale przeciwpowodziowym, a także faktem, że droga tak szybko wyschła po weekendowych deszczach. Zazwyczaj długo trzymają się tam kałuże i błoto, a tu - suchusieńko. Na okolicznych polach - sianokosy. Typowy czerwcowy krajobraz. Widok z wału:
Na plażyczce nad Roztoką też dziki busz. Tak to wygląda z góry:
A tak z bliska:
Chwilę posiedziałam i trzeba się było zbierać. Powrót przez Wieńkowo, Tatynię i Witorzę.
Kościół w Tatyni:
I kwitnąca facelia na polu pod Tanowem:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
30.48 km (0.00 km teren), czas: 01:42 h, avg:17.93 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Mokro i ponuro po deszczu
Mieliśmy dzisiaj pożeglować, bo w prognozach deszcz był tylko do 11.00. Jednak padało chyba do 17.00, dopiero pod wieczór mżawka ustała, więc z pływania nici.
Spontanicznie skrzyknęliśmy się z sąsiadką Moniką i przewietrzyliśmy rowerami się po okolicy - szutrem i leśnymi duktami do Zalesia, a potem wąską asfaltówką nad jezioro Piaski. Ponura pogoda jednak chyba odstraszyła większość bikerów, bo spotkaliśmy tylko dwóch, w tym naszego sąsiada.
Ośrodek edukacji ekologicznej w Zalesiu - kolejny globus do kolekcji ;-)
Na pomoście, nad zarastającym jeziorem Piaski:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Spontanicznie skrzyknęliśmy się z sąsiadką Moniką i przewietrzyliśmy rowerami się po okolicy - szutrem i leśnymi duktami do Zalesia, a potem wąską asfaltówką nad jezioro Piaski. Ponura pogoda jednak chyba odstraszyła większość bikerów, bo spotkaliśmy tylko dwóch, w tym naszego sąsiada.
Ośrodek edukacji ekologicznej w Zalesiu - kolejny globus do kolekcji ;-)
Na pomoście, nad zarastającym jeziorem Piaski:
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
39.35 km (0.00 km teren), czas: 02:30 h, avg:15.74 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Powrót ze Świnoujścia
Niedziela, 14 czerwca 2020 | dodano: 21.06.2020Kategoria Meklemburgia-Pomorze, Niemcy, trekking, Nad Bałtyk 2020
Dopiero w sobotę wieczorem doczytałam, że pomimo otwarcia granic z Niemcami, Meklemburgia-Pomorze Przednie do końca czerwca nie zezwala na jednodniowe pobyty turystyczne ☹️. Hm, co tu zrobić? Nie byłam gotowa psychicznie na kolejny, stresujący przejazd rowerem przez S3 - aż do Wolina.
Stwierdziliśmy więc z Darkiemrano, że jedziemy zobaczyć na promenadę transgraniczną,
jak się sprawy mają. Najwyżej coś wymyślę. Na granicy żadnych służb
mundurowych nie było, tylko peleton niemieckich emerytów, spragnionych
świnoujskich klimatów.
No to pstryk i dyskretnie odbijamy na niemiecką stronę.
Zaraz za granicą - w Ahlbeck - skręcamy w kierunku na Korswandt i nieco mniej turystyczną stronę wyspy Uznam. Na początku mamy dwie spore górki do pokonania przez las, potem krajobraz południowej części wyspy robi się sielski i trochę nostalgiczny.
Wciąż wieje mocny, północno-wschodni wiatr. Jest ciepło, ale rześko. W Anklam - zwrot i od tego miejsca mamy centralnie pod wiatr, który rozdmuchuje się do 8 m/s.
Most na Peene w Anklam:
Czeka nas walka z wiatrem i odcinek szlaku dookoła Zalewu po starej drodze z płyt betonowych i gruntówkach, bo to przecież rezerwat. Myślałam, że mi zerwie kask razem z głową ?. Rekompensatą były fantastyczne krajobrazy kwitnących Bagien Anklamskich. Na drugim zdjęciu widoczne w oddali pozostałości mostu kolejowego Kamp-Karnin.
W Ueckermünde robimy postój. Charakterystyczna ławeczka:
Rynek i plaża nad Zalewem:
Z tego miejsca mamy już bardziej z wiatrem, który zresztą pod wieczór słabnie. Jesteśmy 40 km od domu, prawie jak w przedpokoju ?.
Na granicy w Dobieszczynie już tylko ślad po kupie piachu, blokującej do niedawna przejście.
Jesteśmy w domu ok. 20.45.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
No to pstryk i dyskretnie odbijamy na niemiecką stronę.
Zaraz za granicą - w Ahlbeck - skręcamy w kierunku na Korswandt i nieco mniej turystyczną stronę wyspy Uznam. Na początku mamy dwie spore górki do pokonania przez las, potem krajobraz południowej części wyspy robi się sielski i trochę nostalgiczny.
Wciąż wieje mocny, północno-wschodni wiatr. Jest ciepło, ale rześko. W Anklam - zwrot i od tego miejsca mamy centralnie pod wiatr, który rozdmuchuje się do 8 m/s.
Most na Peene w Anklam:
Czeka nas walka z wiatrem i odcinek szlaku dookoła Zalewu po starej drodze z płyt betonowych i gruntówkach, bo to przecież rezerwat. Myślałam, że mi zerwie kask razem z głową ?. Rekompensatą były fantastyczne krajobrazy kwitnących Bagien Anklamskich. Na drugim zdjęciu widoczne w oddali pozostałości mostu kolejowego Kamp-Karnin.
W Ueckermünde robimy postój. Charakterystyczna ławeczka:
Rynek i plaża nad Zalewem:
Z tego miejsca mamy już bardziej z wiatrem, który zresztą pod wieczór słabnie. Jesteśmy 40 km od domu, prawie jak w przedpokoju ?.
Na granicy w Dobieszczynie już tylko ślad po kupie piachu, blokującej do niedawna przejście.
Jesteśmy w domu ok. 20.45.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
137.06 km (0.00 km teren), czas: 09:26 h, avg:14.53 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad morzem: Z Grzybowa do Świnoujścia
Sobota, 13 czerwca 2020 | dodano: 21.06.2020Kategoria Nad Bałtyk 2020, nad morzem, trekking, Zachodniopomorskie
Budzimy się rano w Grzybowie - wreszcie zmiana pogody! Chmury i mgłę zastąpiło słońce, ale wciąż mocno wiało ze wschodu, więc
było rześko. Dobrze, że mamy z wiatrem. Zaglądamy na plażę w Grzybowie -
jeszcze pustą rano.
Kolejną miejscowością jest Dźwirzyno, gdzie szlak R-10 poprowadzono ciekawą kładką przez pola wydmowe.
Nad jeziorem Resko Przymorskie:
W Mrzeżynie robimy sobie pierwszy postój w porcie. Rybacy sprzedają świeżą rybę prosto z kutra - chętnych nie brakuje.
Do tej pory jechaliśmy przy plaży albo DDR-ką wzdłuż drogi dla samochodów. Za Mrzeżynem szlak R-10 odbija w las i jedzie się szutrowym singielkiem, leśną ścieżką oraz brukowaną drogą przez dawne tereny wojskowe. Wojsko jest tutaj nota bene nadal, ale jest przejazd dla cywilów na rowerach.
Napotykamy MMOR - czyli Modelowe Miejsce Odpoczynku dla Rowerzystów. Jest wiata, stół i szerokie ławy, wifi, zasilane solarami stacje ładowania dla e-bike'ów, gniazdka elektryczne, USB i oświetlenie. Do tego tablice informacyjne i mapy. Pełen wypas - brawo Urząd Marszałkowski!
Pogorzelicę mijamy od południa, od strony jeziora Konarzewo i linii wąskotorówki. Nad jeziorem głośno wydziera się ptactwo i rechoczą żaby. Chyba mają tutaj raj.
Niechorze:
Rewal:
Na plażach kolorowo od parawanów, w miejscowościach - tłoczno, na szlaku rowerowym - ruch umiarkowany.
Trzęsacz:
W Pobierowie zatrzymujemy się na obiad i telefonujemy do przyjaciół, którzy spędzają długi weekend w Międzywodziu. Umawiamy się, że wyjadą nam naprzeciw. Spotykamy się gdzieś w lesie pod Dziwnówkiem, akurat w takim miejscu, gdzie szlak jest słabo oznaczony i bez mała byśmy się minęli.
Do Międzywodzia jedziemy razem, tam jeszcze wspólna kawa i dalej już sami. Na wyspie Wolin szlak idzie tymczasowym obejściem przez leśne drogi, albo można jechać drogami dla samochodów. Ponieważ jest już późno, decydujemy się na wariant asfaltowy i wybieramy drogę przez Kołczewo i Wisełkę do Międzyzdrojów. Na szczęście ruch jest umiarkowany, a górki są nawet fajnym urozmaiceniem po całym dniu jazdy po płaskim.
Do Międzyzdrojów docieramy pod wieczór - pogoda znów się trochę psuje, ale nie pada. Wieje za to bardzo silny wiatr. Na szczęście ze wschodu, więc prawie cały czas mamy z wiatrem.
Nie lubię Międzyzdrojów. Nie lubię tłumów, tandety i ich bezładnej zabudowy. Przed nami ostatnia prosta - do Świnoujścia. Paskudny odcinek poboczem ruchliwej DK3 dłuży się niemiłosiernie, a jeszcze za wcześnie skręcamy - do Ognicy, zamiast na przeprawę promową. Ech ...
Jestem szczęśliwa, gdy wreszcie docieramy na prom. Widoki z Bielika:
Nocleg mamy na samym końcu Świnoujścia, przy ostatnim zejściu na plażę, pod niemiecką granicą. Zostawiamy bagaże, przebieramy się na cieplejsze rzeczy i ostatnie 6 km dokręcamy promenadą na zasłużoną kolację. O tej porze to już tylko Berliner Döner Kebab.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Kolejną miejscowością jest Dźwirzyno, gdzie szlak R-10 poprowadzono ciekawą kładką przez pola wydmowe.
Nad jeziorem Resko Przymorskie:
W Mrzeżynie robimy sobie pierwszy postój w porcie. Rybacy sprzedają świeżą rybę prosto z kutra - chętnych nie brakuje.
Do tej pory jechaliśmy przy plaży albo DDR-ką wzdłuż drogi dla samochodów. Za Mrzeżynem szlak R-10 odbija w las i jedzie się szutrowym singielkiem, leśną ścieżką oraz brukowaną drogą przez dawne tereny wojskowe. Wojsko jest tutaj nota bene nadal, ale jest przejazd dla cywilów na rowerach.
Napotykamy MMOR - czyli Modelowe Miejsce Odpoczynku dla Rowerzystów. Jest wiata, stół i szerokie ławy, wifi, zasilane solarami stacje ładowania dla e-bike'ów, gniazdka elektryczne, USB i oświetlenie. Do tego tablice informacyjne i mapy. Pełen wypas - brawo Urząd Marszałkowski!
Pogorzelicę mijamy od południa, od strony jeziora Konarzewo i linii wąskotorówki. Nad jeziorem głośno wydziera się ptactwo i rechoczą żaby. Chyba mają tutaj raj.
Niechorze:
Rewal:
Na plażach kolorowo od parawanów, w miejscowościach - tłoczno, na szlaku rowerowym - ruch umiarkowany.
Trzęsacz:
W Pobierowie zatrzymujemy się na obiad i telefonujemy do przyjaciół, którzy spędzają długi weekend w Międzywodziu. Umawiamy się, że wyjadą nam naprzeciw. Spotykamy się gdzieś w lesie pod Dziwnówkiem, akurat w takim miejscu, gdzie szlak jest słabo oznaczony i bez mała byśmy się minęli.
Do Międzywodzia jedziemy razem, tam jeszcze wspólna kawa i dalej już sami. Na wyspie Wolin szlak idzie tymczasowym obejściem przez leśne drogi, albo można jechać drogami dla samochodów. Ponieważ jest już późno, decydujemy się na wariant asfaltowy i wybieramy drogę przez Kołczewo i Wisełkę do Międzyzdrojów. Na szczęście ruch jest umiarkowany, a górki są nawet fajnym urozmaiceniem po całym dniu jazdy po płaskim.
Do Międzyzdrojów docieramy pod wieczór - pogoda znów się trochę psuje, ale nie pada. Wieje za to bardzo silny wiatr. Na szczęście ze wschodu, więc prawie cały czas mamy z wiatrem.
Nie lubię Międzyzdrojów. Nie lubię tłumów, tandety i ich bezładnej zabudowy. Przed nami ostatnia prosta - do Świnoujścia. Paskudny odcinek poboczem ruchliwej DK3 dłuży się niemiłosiernie, a jeszcze za wcześnie skręcamy - do Ognicy, zamiast na przeprawę promową. Ech ...
Jestem szczęśliwa, gdy wreszcie docieramy na prom. Widoki z Bielika:
Nocleg mamy na samym końcu Świnoujścia, przy ostatnim zejściu na plażę, pod niemiecką granicą. Zostawiamy bagaże, przebieramy się na cieplejsze rzeczy i ostatnie 6 km dokręcamy promenadą na zasłużoną kolację. O tej porze to już tylko Berliner Döner Kebab.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
134.20 km (0.00 km teren), czas: 09:20 h, avg:14.38 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad morze: Z Białogardu do Grzybowa
Piątek, 12 czerwca 2020 | dodano: 21.06.2020Kategoria Nad Bałtyk 2020, nad morzem, trekking, Zachodniopomorskie
Po dobrym śniadaniu w hotelu, a właściwie w Bistro Jajo, które było zresztą uczestnikiem Kuchennych Rewolucji Magdy Gessler, o czym przypominały krzykliwe banery, zbieramy się z Darkiem w drogę. Pogoda dalej taka jakaś nijaka, ale przynajmniej nie pada i jest trochę cieplej niż w czwartek.
Od Białogardu Stary Kolejowy Szlak biegnie w dwóch wariantach - przez Koszalin do Mielna oraz przez Gościno do Kołobrzegu. Obydwa na około 50 km. My decydujemy się na pierwszy z nich. Ale najpierw runda po białogardzkiej starówce, która pozytywnie mnie zaskoczyła.
Potem szlak biegnie wzdłuż niewielkiej rzeczki - Liśnicy.
W odróżnieniu od odcinka Złocieniec-Białogard, ten do Mielna wcale nie jest oznakowany, a niektóre fragmenty jeszcze nie istnieją, a w zasadzie istnieją jako polne drogi albo leśne dukty:
Pod Bialogardem:
Pogoda poprawia się, nawet nieśmiało wychodzi słońce i robi się cieplej. Jedziemy w stronę Pomianowa, a potem znów w teren.
Nad Radwią trochę pobłądziliśmy. Prawie pokłóciłam się z Darkiem i prawie zgubiłam telefon na jakichś leśnych wertepach. Ale Radew - bardzo ładna. Fajna rzeczka byłaby na kajak.
W końcu znajdujemy właściwą drogę, ale pogoda znów zaczyna się psuć. Pałac w Dunowie:
Do Strzekęcina dojeżdżamy przy pierwszych kroplach deszczu i pomrukach burzy. Postanawiamy przeczekać nawałnicę w tamtejszym Bursztynowym Pałacu, w którym mieści się czterogwiazdkowy hotel. Oczekiwanie umila nam kawa i wykwintna szarlotka.
A gdy przestaje padać, przechadzamy się po pięknym parku wokół pałacu.
Od Strzekęcina przez Koszalin do Mielna jedziemy nudną ścieżką rowerową wzdłuż drogi wojewódzkiej. Duży ruch, brzydko, dobrze że chociaż bezpiecznie. 25 km.
Im bardziej zbliżamy się do morza, tym bardziej znów psuje się pogoda - wiatr robi się coraz bardziej lodowaty i porywisty, pogarsza się widoczność.
Docieramy do Mielna:
Czy to jest czerwiec, czy listopad?
Bardzo dobitnie przypominamy sobie z Darkiem, dlaczego nie spędzamy urlopów nad Bałtykiem.
Sarbinowo
Na szlaku R-10 bardzo tłoczno - spacerowicze, dzieci na rowerkach, niedzielni rowerzyści, hulajnogi, skutery. Dramat. A przejazdy przez miejscowości to masakra. Czasem trafi się spokojniejszy fragment, szczególnie gdy oddalamy się od miejscowości, jak np. w okolicach Gąsek, gdzie są tereny wojskowe
Okolice Kołobrzegu zapewne są przepiękne, bo szlak prowadzi bardzo blisko morza - przy takiej sztormowej pogodzie jednak wiatr tworzy aerozol z morskiej wody, który bryzgami chlapie na ścieżkę i osiada na nas mokrą i zimną warstwą. Odbieram sms-y od znajomych, że w Szczecinie i w południowej Polsce - upał.
Rezerwuję telefonicznie nocleg w pensjonacie w Grzybowie, więc przez Kołobrzeg przejeżdżamy dość szybko. Pogoda zresztą nie zachęca do zwiedzania, więc tylko symbolicznie pstrykam fotkę przy latarni morskiej.
Do Grzybowa docieramy ok. 20.45. Pensjonat jest w ładnej i spokojnej dzielnicy i ma ... ciepłe kaloryfery. Cudownie! Bliziutko sklepy - robimy zakupy na kolację i śniadanie i kładziemy się z nadzieją na poprawę pogody w sobotę.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Od Białogardu Stary Kolejowy Szlak biegnie w dwóch wariantach - przez Koszalin do Mielna oraz przez Gościno do Kołobrzegu. Obydwa na około 50 km. My decydujemy się na pierwszy z nich. Ale najpierw runda po białogardzkiej starówce, która pozytywnie mnie zaskoczyła.
Potem szlak biegnie wzdłuż niewielkiej rzeczki - Liśnicy.
W odróżnieniu od odcinka Złocieniec-Białogard, ten do Mielna wcale nie jest oznakowany, a niektóre fragmenty jeszcze nie istnieją, a w zasadzie istnieją jako polne drogi albo leśne dukty:
Pod Bialogardem:
Pogoda poprawia się, nawet nieśmiało wychodzi słońce i robi się cieplej. Jedziemy w stronę Pomianowa, a potem znów w teren.
Nad Radwią trochę pobłądziliśmy. Prawie pokłóciłam się z Darkiem i prawie zgubiłam telefon na jakichś leśnych wertepach. Ale Radew - bardzo ładna. Fajna rzeczka byłaby na kajak.
W końcu znajdujemy właściwą drogę, ale pogoda znów zaczyna się psuć. Pałac w Dunowie:
Do Strzekęcina dojeżdżamy przy pierwszych kroplach deszczu i pomrukach burzy. Postanawiamy przeczekać nawałnicę w tamtejszym Bursztynowym Pałacu, w którym mieści się czterogwiazdkowy hotel. Oczekiwanie umila nam kawa i wykwintna szarlotka.
A gdy przestaje padać, przechadzamy się po pięknym parku wokół pałacu.
Od Strzekęcina przez Koszalin do Mielna jedziemy nudną ścieżką rowerową wzdłuż drogi wojewódzkiej. Duży ruch, brzydko, dobrze że chociaż bezpiecznie. 25 km.
Im bardziej zbliżamy się do morza, tym bardziej znów psuje się pogoda - wiatr robi się coraz bardziej lodowaty i porywisty, pogarsza się widoczność.
Docieramy do Mielna:
Czy to jest czerwiec, czy listopad?
Bardzo dobitnie przypominamy sobie z Darkiem, dlaczego nie spędzamy urlopów nad Bałtykiem.
Sarbinowo
Na szlaku R-10 bardzo tłoczno - spacerowicze, dzieci na rowerkach, niedzielni rowerzyści, hulajnogi, skutery. Dramat. A przejazdy przez miejscowości to masakra. Czasem trafi się spokojniejszy fragment, szczególnie gdy oddalamy się od miejscowości, jak np. w okolicach Gąsek, gdzie są tereny wojskowe
Okolice Kołobrzegu zapewne są przepiękne, bo szlak prowadzi bardzo blisko morza - przy takiej sztormowej pogodzie jednak wiatr tworzy aerozol z morskiej wody, który bryzgami chlapie na ścieżkę i osiada na nas mokrą i zimną warstwą. Odbieram sms-y od znajomych, że w Szczecinie i w południowej Polsce - upał.
Rezerwuję telefonicznie nocleg w pensjonacie w Grzybowie, więc przez Kołobrzeg przejeżdżamy dość szybko. Pogoda zresztą nie zachęca do zwiedzania, więc tylko symbolicznie pstrykam fotkę przy latarni morskiej.
Do Grzybowa docieramy ok. 20.45. Pensjonat jest w ładnej i spokojnej dzielnicy i ma ... ciepłe kaloryfery. Cudownie! Bliziutko sklepy - robimy zakupy na kolację i śniadanie i kładziemy się z nadzieją na poprawę pogody w sobotę.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
119.23 km (0.00 km teren), czas: 08:59 h, avg:13.27 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Starym Kolejowym Szlakiem ze Złocieńca do Białogardu
Czwartek, 11 czerwca 2020 | dodano: 21.06.2020Kategoria trekking, Zachodniopomorskie, Nad Bałtyk 2020
Kolejna zaległa relacja - tym razem z rowerowej objazdówki w długi weekend.
Korzystając z możliwości wygospodarowania czterech dni wolnego, postanowiliśmy z Darkiem objechać szlak R-10, czyli trasę nadmorską. Początkowo plan był taki, że jedziemy pociągiem rowerami do Słupska, stamtąd do Słowińskiego Parku Narodowego i wracamy do Świnoujścia i dalej pociągiem, albo na Wolin, a potem rowerami Blue Velo do Szczecina. Jednak gdy we wtorek chcieliśmy kupić bilety kolejowe, to okazało się, że o biletach na trasy nad Bałtyk - nie tylko do Gdańska czy Słupska, ale i do Kołobrzegu czy Świnoujścia - można zapomnieć. Wszystko wyprzedane. Albo można kupić sam bilet na przejazd, bez przewozu roweru, albo w ogóle nic. Kolej wprowadziła chyba limity na liczbę pasażerów, ze względu na COVID-19.
Ale udało mi się kupić bilety na pociąg o 9.06 do Szczecinka, w związku z tym zmodyfikowaliśmy trasę i na pierwszy odcinek wybraliśmy R-15, czyli Stary Kolejowy Szlak.
Z domu wyjechaliśmy około 7.30, bo mamy 17 km na Dworzec Główny w Szczecinie. Spokojny przejazd przez miasto, za wyjątkiem okolic Goplany, gdzie akurat trwa budowa nowej ścieżki rowerowej i wszystko jest rozgrzebane. Dawno tamtędy nie jechałam i trochę się zdziwiłam. Na dworcu:
W pociągu luz, mało ludzi - i dobrze.
Parę minut po 11.00 wysiadamy w Złocieńcu.
Ledwie wysiedliśmy z pociągu, a tu zaczęło mżyć. Schowaliśmy się pod wiatą, pogapiliśmy na procesję, a tu siąpi i siąpi. Trochę przestaje i znów kropi. Pokręciliśmy się po Złocieńcu - ładne miasteczko.
W Złocieńcu R-15 krzyżuje się z R-20 czyli Trasą Pojezierzy Zachodnich. Stąd prowadzi również jeden ze starszych szlaków rowerowych - do Połczyna-Zdroju, zbudowany jeszcze w latach 90-tych na nasypie dawnej linii kolejowej i włączony jako odcinek do długodystansowego Starego Kolejowego Szlaku.
Dawne budynki kolejowe i infrastruktura turystyczna:
Po drodze sielskie krajobrazy ...
Pierwsze 20 km jechaliśmy chyba trzy godziny, bo co trochę padało, czasem nawet mocno. Na popołudnie prognozy były trochę lepsze, postanowiliśmy więc przeczekać deszcz przy obiedzie.
Trafiliśmy do sympatycznej agroturystyki z karczmą w miejscowości Toporzyk, nad rozlewiskiem, w którym właściciele hodują ryby. Pstrąg faszerowany warzywami i sielawa były pyszne i świeżutkie, a jeszcze piwo z lokalnego browaru z miodem drahimskim. Mhmhm ?...
Po obiedzie faktycznie przestało padać, ale dla odmiany świat spowiła tajemnicza mgła. Takie klimaty:
Czyż to nie jest wymarzona pogoda, aby jechać nad morze? No to jedziemy dalej.
Połczyn-Zdrój:
Za Połczynem śmigamy jeszcze kilka km nówką ścieżką "kolejową", dopiero co oddaną do użytku:
Od miejscowości Lipie szlak prowadzi bocznymi, mało uczęszczanymi drogami asfaltowymi, po dość pagórkowatym terenie.
Po drodze jeszcze takie atrakcje:
Postanawiamy zanocować w Białogardzie. Nie jest to miejscowość wybitnie turystyczna, ale udaje się znaleźć jakiś czynny hotelik, w którym jesteśmy chyba jedynymi gośćmi. To pierwszy nasz nocleg poza domem (i działką) od czasów pandemii.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Korzystając z możliwości wygospodarowania czterech dni wolnego, postanowiliśmy z Darkiem objechać szlak R-10, czyli trasę nadmorską. Początkowo plan był taki, że jedziemy pociągiem rowerami do Słupska, stamtąd do Słowińskiego Parku Narodowego i wracamy do Świnoujścia i dalej pociągiem, albo na Wolin, a potem rowerami Blue Velo do Szczecina. Jednak gdy we wtorek chcieliśmy kupić bilety kolejowe, to okazało się, że o biletach na trasy nad Bałtyk - nie tylko do Gdańska czy Słupska, ale i do Kołobrzegu czy Świnoujścia - można zapomnieć. Wszystko wyprzedane. Albo można kupić sam bilet na przejazd, bez przewozu roweru, albo w ogóle nic. Kolej wprowadziła chyba limity na liczbę pasażerów, ze względu na COVID-19.
Ale udało mi się kupić bilety na pociąg o 9.06 do Szczecinka, w związku z tym zmodyfikowaliśmy trasę i na pierwszy odcinek wybraliśmy R-15, czyli Stary Kolejowy Szlak.
Z domu wyjechaliśmy około 7.30, bo mamy 17 km na Dworzec Główny w Szczecinie. Spokojny przejazd przez miasto, za wyjątkiem okolic Goplany, gdzie akurat trwa budowa nowej ścieżki rowerowej i wszystko jest rozgrzebane. Dawno tamtędy nie jechałam i trochę się zdziwiłam. Na dworcu:
W pociągu luz, mało ludzi - i dobrze.
Parę minut po 11.00 wysiadamy w Złocieńcu.
Ledwie wysiedliśmy z pociągu, a tu zaczęło mżyć. Schowaliśmy się pod wiatą, pogapiliśmy na procesję, a tu siąpi i siąpi. Trochę przestaje i znów kropi. Pokręciliśmy się po Złocieńcu - ładne miasteczko.
W Złocieńcu R-15 krzyżuje się z R-20 czyli Trasą Pojezierzy Zachodnich. Stąd prowadzi również jeden ze starszych szlaków rowerowych - do Połczyna-Zdroju, zbudowany jeszcze w latach 90-tych na nasypie dawnej linii kolejowej i włączony jako odcinek do długodystansowego Starego Kolejowego Szlaku.
Dawne budynki kolejowe i infrastruktura turystyczna:
Po drodze sielskie krajobrazy ...
Pierwsze 20 km jechaliśmy chyba trzy godziny, bo co trochę padało, czasem nawet mocno. Na popołudnie prognozy były trochę lepsze, postanowiliśmy więc przeczekać deszcz przy obiedzie.
Trafiliśmy do sympatycznej agroturystyki z karczmą w miejscowości Toporzyk, nad rozlewiskiem, w którym właściciele hodują ryby. Pstrąg faszerowany warzywami i sielawa były pyszne i świeżutkie, a jeszcze piwo z lokalnego browaru z miodem drahimskim. Mhmhm ?...
Po obiedzie faktycznie przestało padać, ale dla odmiany świat spowiła tajemnicza mgła. Takie klimaty:
Czyż to nie jest wymarzona pogoda, aby jechać nad morze? No to jedziemy dalej.
Połczyn-Zdrój:
Za Połczynem śmigamy jeszcze kilka km nówką ścieżką "kolejową", dopiero co oddaną do użytku:
Od miejscowości Lipie szlak prowadzi bocznymi, mało uczęszczanymi drogami asfaltowymi, po dość pagórkowatym terenie.
Po drodze jeszcze takie atrakcje:
Postanawiamy zanocować w Białogardzie. Nie jest to miejscowość wybitnie turystyczna, ale udaje się znaleźć jakiś czynny hotelik, w którym jesteśmy chyba jedynymi gośćmi. To pierwszy nasz nocleg poza domem (i działką) od czasów pandemii.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
103.60 km (0.00 km teren), czas: 07:06 h, avg:14.59 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Oczko plus
W ubiegłym tygodniu byłam odcięta od internetu. Narobiło się trochę zaległości - niestety nie tylko na blogu, ale i w pracy, więc po trochu będę nadrabiać. Zacznę od końca, czyli od wczoraj. Wycieczka po swojskich kątach w bliskiej okolicy, ale przynosząca dwie nowości.
Pierwsza z nich, to nowa kaplica w Bartoszewie, która - moim zdaniem - w udany sposób zastąpiła stary, zgrzebny "pół-kemping". A Wam jak się podoba?
A tak było wcześniej:
Po mszy, na którą trochę osób przyjechało również rowerem, pokręciłam się trochę po okolicy - dość dawno nie jechaną trasą terenową przez Grzepnicę, Węgornik i Świdwie. Nad Świdwiem niestety tłumy ludzi i na polu biwakowym i przy wieży widokowej. Więc znalazłam chwilę samotności przy jazie na Gunicy, ale tak nie całkiem, bo wrzeszczące i biegające dzieci słychać było i tam.
Do Tanowa wróciłam przez Węgornik, gdzie trwa budowa nowej drogi z płyt betonowych. Na razie położone są od strony Tanowa - tak mniej więcej do połowy, ale z przerwą na mostku. Być może takie płyty to zbyt duże obciążenie dla leciwej konstrukcji. Będziemy mieć zatem nową patatajkę w okolicy. Wygląda trochę brutalistycznie:
Wyszedł dystans 21 km, czyli oczko. Oczko przy każdym domu.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pierwsza z nich, to nowa kaplica w Bartoszewie, która - moim zdaniem - w udany sposób zastąpiła stary, zgrzebny "pół-kemping". A Wam jak się podoba?
A tak było wcześniej:
Po mszy, na którą trochę osób przyjechało również rowerem, pokręciłam się trochę po okolicy - dość dawno nie jechaną trasą terenową przez Grzepnicę, Węgornik i Świdwie. Nad Świdwiem niestety tłumy ludzi i na polu biwakowym i przy wieży widokowej. Więc znalazłam chwilę samotności przy jazie na Gunicy, ale tak nie całkiem, bo wrzeszczące i biegające dzieci słychać było i tam.
Do Tanowa wróciłam przez Węgornik, gdzie trwa budowa nowej drogi z płyt betonowych. Na razie położone są od strony Tanowa - tak mniej więcej do połowy, ale z przerwą na mostku. Być może takie płyty to zbyt duże obciążenie dla leciwej konstrukcji. Będziemy mieć zatem nową patatajkę w okolicy. Wygląda trochę brutalistycznie:
Wyszedł dystans 21 km, czyli oczko. Oczko przy każdym domu.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
21.04 km (0.00 km teren), czas: 01:35 h, avg:13.29 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ińsko z Dominikowa
Niedziela, 31 maja 2020 | dodano: 10.06.2020Kategoria Zachodniopomorskie, trekking, koło Dominikowa
Zaległy wpis, bo ostatnio żyję w totalnym niedoczasie. Trasa: Dominikowo - Drawno - Recz - Ińsko - Poligon Drawski - Żółwino - Dominikowo.
Wyruszyliśmy z Darkiem rano, robiąc pętlę po pięknych okolicach zachodniopomorskich pojezierzy, zapuszczając się w rejony, których do tej pory rowerowo nie znaliśmy. Pogoda była ładna, choć dokuczał mocny wiatr.
Na początek Drawno o poranku, z pustą plażą nad jeziorem Adamowo. Dojechaliśmy promenadą, która prowadzi od mostu na Drawie na tę plażę właśnie.
Przez Kiełpino pustymi asfaltami kierujemy się do Recza. W planach mieliśmy przejazd drogą nad jeziorem, gruntową drogą, ale niestety spotkała nas niemiła niespodzianka:
Wróciliśmy więc na drogę przez miasto, które zwykle mijamy autem trochę bokiem, jadąc DK10. Sam Recz nie jest jakiś specjalnie urokliwy, ale jest parę ładnych, zabytkowych miejsc. Np. Baszta Drawieńska z XIV w. i pozostałości murów miejskich.
Kościół, również z XIV w., obecnie pw. Chrystusa Króla, a dawniej należący do zakonu cysterek.
Po przejechaniu króciutkiego odcinka poboczem DK10 skręcamy w DW151 na Świdwin, która prowadzi doliną Iny. Droga jest trochę ruchliwa, więc odbijamy w bok, docierając do bardzo uroczej wioski Bytowo, położonej nad Iną i jeziorem również Bytowo, przez które prowadzi grobla z betonowych płyt.
Na końcu grobli, nad Iną, znajdujemy ławeczkę na mały piknik, z widokiem na ładny pałac w trakcie renowacji.
Nie znalazłam globusa w Nowym Warpnie, ale znalazłam za to w miejscowości Krzemień, nad jeziorem ... Krzemień ;-)
Od Grabnicy do Okola droga wiodła skrótem przez pola. Bardzo malowniczo, choć pagórkowato i czasem było trochę ciężko. Na szczęście nie był to długi odcinek i więcej było z górki.
Stąd już niedaleko do Ińska, gdzie zatrzymujemy się na obiad i na kwadransik poleniuchowania na plaży.
Droga powrotna wiodła fragmentem Szlaku Pojezierzy Zachodnich, do miejscowości Storkowo.
Tutaj odbijamy na Studnicę, gdzie stoi ładny kościół.
Gdy podziwiamy tę budowlę koło nas przejeżdża długa kolumna amerykańskich wozów opancerzonych. Nie da się ukryć, że jesteśmy tuż obok Poligonu Drawskiego. Można oberwać granatem ...
... albo zostać porażonym niewidzialnym promieniowaniem laserowym ...
Droga prowadzi skrajem terenu wojskowego. Przy jeziorze Czertyń robimy krótki odpoczynek. Nieopodal amerykański wóz bojowy złapał gumę i czeka na pomoc techniczną.
Wracamy przez teren koszar wojskowych w Głębokiem i przez Żółwino.
Przecinamy ponownie DK 10, a stamtąd już mamy godzinkę drogi przez Drawno na działkę. Mapka wycieczki:.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyruszyliśmy z Darkiem rano, robiąc pętlę po pięknych okolicach zachodniopomorskich pojezierzy, zapuszczając się w rejony, których do tej pory rowerowo nie znaliśmy. Pogoda była ładna, choć dokuczał mocny wiatr.
Na początek Drawno o poranku, z pustą plażą nad jeziorem Adamowo. Dojechaliśmy promenadą, która prowadzi od mostu na Drawie na tę plażę właśnie.
Przez Kiełpino pustymi asfaltami kierujemy się do Recza. W planach mieliśmy przejazd drogą nad jeziorem, gruntową drogą, ale niestety spotkała nas niemiła niespodzianka:
Wróciliśmy więc na drogę przez miasto, które zwykle mijamy autem trochę bokiem, jadąc DK10. Sam Recz nie jest jakiś specjalnie urokliwy, ale jest parę ładnych, zabytkowych miejsc. Np. Baszta Drawieńska z XIV w. i pozostałości murów miejskich.
Kościół, również z XIV w., obecnie pw. Chrystusa Króla, a dawniej należący do zakonu cysterek.
Po przejechaniu króciutkiego odcinka poboczem DK10 skręcamy w DW151 na Świdwin, która prowadzi doliną Iny. Droga jest trochę ruchliwa, więc odbijamy w bok, docierając do bardzo uroczej wioski Bytowo, położonej nad Iną i jeziorem również Bytowo, przez które prowadzi grobla z betonowych płyt.
Na końcu grobli, nad Iną, znajdujemy ławeczkę na mały piknik, z widokiem na ładny pałac w trakcie renowacji.
Nie znalazłam globusa w Nowym Warpnie, ale znalazłam za to w miejscowości Krzemień, nad jeziorem ... Krzemień ;-)
Od Grabnicy do Okola droga wiodła skrótem przez pola. Bardzo malowniczo, choć pagórkowato i czasem było trochę ciężko. Na szczęście nie był to długi odcinek i więcej było z górki.
Stąd już niedaleko do Ińska, gdzie zatrzymujemy się na obiad i na kwadransik poleniuchowania na plaży.
Droga powrotna wiodła fragmentem Szlaku Pojezierzy Zachodnich, do miejscowości Storkowo.
Tutaj odbijamy na Studnicę, gdzie stoi ładny kościół.
Gdy podziwiamy tę budowlę koło nas przejeżdża długa kolumna amerykańskich wozów opancerzonych. Nie da się ukryć, że jesteśmy tuż obok Poligonu Drawskiego. Można oberwać granatem ...
... albo zostać porażonym niewidzialnym promieniowaniem laserowym ...
Droga prowadzi skrajem terenu wojskowego. Przy jeziorze Czertyń robimy krótki odpoczynek. Nieopodal amerykański wóz bojowy złapał gumę i czeka na pomoc techniczną.
Wracamy przez teren koszar wojskowych w Głębokiem i przez Żółwino.
Przecinamy ponownie DK 10, a stamtąd już mamy godzinkę drogi przez Drawno na działkę. Mapka wycieczki:.
Rower:rower działkowy
Dane wycieczki:
122.50 km (0.00 km teren), czas: 08:08 h, avg:15.06 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wałem na Wolin
Niedziela, 17 maja 2020 | dodano: 18.05.2020Kategoria trekking, Zachodniopomorskie
Trasa wczorajszej wycieczki zaczynała się mniej-więcej tam, dokąd
dotarliśmy z Moniką i Darkiem dwa tygodnie temu i miała trochę podobny charakter, ale jednak tym razem
nie Jezioro Dąbie, lecz wschodnia część Zalewu Szczecińskiego, a
dokładniej - pętla Stepnica-Wolin-Stepnica.
Jechaliśmy w tym samym składzie, co wtedy, a cały czas towarzyszył nam mocny, boczny wiatr i było raczej chłodno,
jak na drugą połowę maja. Zaparkowaliśmy w Stepnicy obok Tawerny
Panorama, przy przystani, która już szykowała się na otwarcie
działalności gastronomicznej:
Mijamy uroczy kościół w Stepnicy i kierujemy się najpierw szosą w stronę Czarnocina, aby w wiosce Piaski Małe skręcić w stronę Zalewu.
Początkowy odcinek jechaliśmy częściowo na dziko wałami, a częściowo lokalnymi drogami przez pustawe jeszcze o tej porze wioski letniskowe - Gąsierzyno, Kopice i Czarnocin.
Przebiega też tędy Pomorski Szlak Św. Jakuba, o czym przypomina charakterystyczne oznakowanie w formie muszli:
Na przystani "Szuwarek" w Kopicach jeszcze nie ma łódek, tylko łabędzie rezydują:
Za Kopicami natknęliśmy się na ciekawe wydmy śródlądowe, podobne, jak po niemieckiej stronie nad Zalewem w Altwarp:
W Czarnocinie na plaży nawet jeden śmiałek korzystał z wiatru na kajcie:
Za Czarnocinem zaczyna się szutrowa ścieżka rowerowa koroną wału przeciwpowodziowego, będąca odcinkiem szlaku Blue Velo.
Ścieżka wije się malowniczymi zakrętasami wśród łąk skoszewskich, trzcinowisk i małych plażyczek nad Zalewem. Na jednej z nich - nieco osłoniętej od wiatru - zatrzymujemy się na piknik.
W Zagórzu szutrówka dla rowerów kończy się, a my wracamy na lokalną drogę - na szczęście bardzo mało uczęszczaną, a teren staje się pagórkowaty. Nic dziwnego - zbliżamy się przecież do wyspy Wolin!
Wkrótce ukazuje się nam panorama miasta z charakterystycznym mostem:
W Recławiu zaglądamy jeszcze do Skansenu Słowian i Wikingów:
I robimy rundkę po Wolinie:
Wracamy do Stepnicy powiatówką - czyli alternatywną trasą znad morza. Na szczęście o tej porze roku i przy takiej pogodzie ruch jest tutaj niewielki, nie to co w lecie. Kończymy średnim dystansem, na przystani w Stepnicy.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Mijamy uroczy kościół w Stepnicy i kierujemy się najpierw szosą w stronę Czarnocina, aby w wiosce Piaski Małe skręcić w stronę Zalewu.
Początkowy odcinek jechaliśmy częściowo na dziko wałami, a częściowo lokalnymi drogami przez pustawe jeszcze o tej porze wioski letniskowe - Gąsierzyno, Kopice i Czarnocin.
Przebiega też tędy Pomorski Szlak Św. Jakuba, o czym przypomina charakterystyczne oznakowanie w formie muszli:
Na przystani "Szuwarek" w Kopicach jeszcze nie ma łódek, tylko łabędzie rezydują:
Za Kopicami natknęliśmy się na ciekawe wydmy śródlądowe, podobne, jak po niemieckiej stronie nad Zalewem w Altwarp:
W Czarnocinie na plaży nawet jeden śmiałek korzystał z wiatru na kajcie:
Za Czarnocinem zaczyna się szutrowa ścieżka rowerowa koroną wału przeciwpowodziowego, będąca odcinkiem szlaku Blue Velo.
Ścieżka wije się malowniczymi zakrętasami wśród łąk skoszewskich, trzcinowisk i małych plażyczek nad Zalewem. Na jednej z nich - nieco osłoniętej od wiatru - zatrzymujemy się na piknik.
W Zagórzu szutrówka dla rowerów kończy się, a my wracamy na lokalną drogę - na szczęście bardzo mało uczęszczaną, a teren staje się pagórkowaty. Nic dziwnego - zbliżamy się przecież do wyspy Wolin!
Wkrótce ukazuje się nam panorama miasta z charakterystycznym mostem:
W Recławiu zaglądamy jeszcze do Skansenu Słowian i Wikingów:
I robimy rundkę po Wolinie:
Wracamy do Stepnicy powiatówką - czyli alternatywną trasą znad morza. Na szczęście o tej porze roku i przy takiej pogodzie ruch jest tutaj niewielki, nie to co w lecie. Kończymy średnim dystansem, na przystani w Stepnicy.
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
63.70 km (0.00 km teren), czas: 04:42 h, avg:13.55 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Road under construction czyli Blue Velo ze Szczecina-Dąbia do Świętej
Niedziela, 3 maja 2020 | dodano: 04.05.2020Kategoria trekking, Zachodniopomorskie
Dość późno wróciliśmy wczoraj z wycieczki i szczerze mówiąc - już nie miałam weny na pisanie, więc dzisiaj nadrabiam zaległości.
W towarzystwie Darka i Moniki objechałam kolejny odcinek Blue Velo, tym razem ze Szczecina-Dąbia wschodnim brzegiem Jeziora Dąbskiego aż do okolic ujścia Iny i miejscowości Święta. Od razu uprzedzam, że będzie dużo zdjęć i z góry przepraszam, jeśli relacja zrobi się przez to trochę rozwlekła.
Ale najpierw zajrzeliśmy jeszcze na przystań żeglarską do Taty, który przygotowuje łódkę do wodowania. Pierwsze jachty już na wodzie,
ale "Lisica" jeszcze się szykuje:
Samochód zostawiamy w okolicach ulicy Jeziornej w Dąbiu, gdzie w pobliżu ujścia rzeki Chełszczącej zaczyna się szlak rowerowy wałem przeciwpowodziowym wzdłuż jeziora Dąbskiego. Niestety firma, która realizuje budowę ścieżki rowerowej, znajduje się w stanie upadłości i cała inwestycja jakoś utknęła. Mamy więc całkiem przyjemne fragmenty w standardzie drogi szutrowej:
na przemian z odcinkami polnej ścieżki albo wręcz rozjeżdżonego piachu:
Teraz, wiosną, szczególnie po deszczu, wszystkie odcinki są w miarę przejezdne, ale gdy trawy jeszcze urosną, to bywa bardziej hardcorowo. Z nawierzchnią, czy bez - w każdym razie szlak jest bardzo malowniczy i widokowy. Chyba jedyny taki w swoim rodzaju:
Jedziemy sobie z Darkiem ...
Na plaży w Czarnej Łące:
Mijamy malowniczy kanał ...
... i wrak na mieliźnie, w pobliżu Lubczyny:
Oznakowanie szlaku kończy się przy marinie w Lubczynie:
Dojeżdżamy do ogrodzenia mariny, gdzie czeka nas niemiła niespodzianka. Furtka w ogrodzeniu od strony drogi rowerowej jest zamknięta na łańcuch, nie bardzo jest też możliwość obejść ją jakoś lądem. Pozostaje przeprawić się rowerami przez trzciny na teren przystani - nie jesteśmy chyba pierwsi, bo na podmokłym gruncie ktoś poukładał jakieś cegły, kamienie i resztki opon, więc udaje się przejść suchą nogą. Szybko przemykamy się przez przystań, żeby nikt nas nie zauważył. Szybko pstrykam zdjęcie - tutaj też tydzień temu było już wodowanie:
Zatrzymujemy się na jakieś kanapki na plaży w Lubczynie. Wieje niemiłosiernie i jest lodowato.
Chowam się od wiatru za budką ratownika:
Za Lubczyną szlak wygląda na porzuconą budowę - przez pierwsze kilometry na koronie wału jedziemy po zdezelowanej siatce zbrojeniowej:
Za drzewami i zaroślami jest trochę cieplej, humory dopisują. Przejeżdżamy przez małe osiedle domków (letniskowych?) w Bystrej:
Nieopodal spotykamy kilka gniazdujących tuż przy ścieżce łabędzi:
Parę kilometrów dalej znów zaczyna się szuterek. Monika i Darek:
Dojeżdżamy do Iny, gdzie szlak skręca w prawo, w stronę Goleniowa. My jednak postanawiamy spenetrować ujście Iny. Najpierw jedziemy polną drogą na koronie wału, między lewym brzegiem Iny a kanałem melioracyjnym.
Docieramy do pozostałości dawnego mostu na Inie. Poniżej widok z lewego i prawego brzegu:
Na rozwidleniu dróg przy ruinach mostu kierujemy się w lewo, w stronę Inoujścia:
Na końcu drogi jest stawa z jakimś urządzeniem radarowym i zdezelowane nabrzeże z widokiem na Skolwin:
W powrotnej drodze zaglądamy jeszcze w miejsce, gdzie Ina uchodzi do Odry:
Teraz wracamy do miejsca, w którym według mapy powinien znajdować się przejezdny most na Inie - i rzeczywiście jest:
Płytówką przez pola docieramy do asfaltowej drogi z Goleniowa do Świętej. Po drodze łapie nas deszcz - nie jest jednak bardzo długi ani obfity, więc w zasadzie, gdy dojeżdżamy do Świętej, to jesteśmy prawie susi. Przy wjeździe do wioski zatrzymujemy się w lapidarium. Jest na nim tablica poświęcona pamięci dawnych mieszkańców miejscowości, jednak nagrobki pozbawione są inskrypcji. Tylko na jednym z nich uchował się zatarty napis po niemiecku:
Na końcu drogi rozwalające się nabrzeże i widok na Police. Jesteśmy w linii prostej około dziesięciu kilometrów od domu. Po raz kolejny żałujemy, że nie ma w tym miejscu przeprawy promowej przez Odrę. Jest w planach tunel, ale kiedy to będzie?
Żeby nie wracać tą samą drogą postanawiamy dojechać do Kamienisk, tym razem na prawy brzeg Iny przy ujściu i wrócić do mostu.
Droga do Kamienisk:
Nad Iną:
Może kiedyś warto wrócić tutaj z kajakami? Tymczasem wracamy do szlaku Blue Velo w budowie i szutrowej drogi, która kończy się nagle i niespodziewanie gdzieś w pobliżu Ininy:
Jest już po siedemnastej, więc trzeba wracać. Ponieważ wariant przez Domastryjewo byłby sporym objazdem, zawracamy i przez Bystrą oraz Lubczynę - ale nie szlakiem, lecz drogami - wracamy w kierunku Szczecina. Czas najwyższy, bo nie dość że późno, to jeszcze zaczyna nas gonić czarna chmura, z podejrzanie wiszącymi "wąsami", zwiastującymi deszcz. W Lubczynie:
Chmura jednak postanowiła pójść sobie bokiem, a my - po powyższym lubczyńskim obiekcie sakralno-żeglarskim - trafiliśmy na kościół w namiocie w Czarnej Łące:
No to do kolekcji pomnik Zasłużonym Meliorantom w Załomiu (informacja z mapy, bo obelisk jest w opłakanym stanie):
Od Załomia ruch samochodowy bardzo się wzmógł i przejechawszy spory kawałek ruchliwą ulicą Lubczyńską - bez pobocza, za to w sznurze samochodów, stwierdziliśmy, że to bardzo stresujące. Przy nadarzającej się okazji skręciliśmy w prawo w polną drogę, która według mapy miała nas doprowadzić z powrotem nad jezioro i na ścieżkę. Im głębiej w teren, tym droga jednak coraz bardziej nikła. Moi towarzysze wycieczki z coraz większym sceptycyzmem spoglądali to na mnie, to na drogę. Jednak udało się, choć ostatni odcinek wyglądał jak poniżej, a ja już widziałam siebie oczyma wyobraźni w kąpieli błotnej:
Nagrodą był jednak przepiękny zachód słońca nad jeziorem na ostatnich kilometrach drogi, z widokiem na panoramę Szczecina:
Mapka wycieczki:
[Koniec]
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W towarzystwie Darka i Moniki objechałam kolejny odcinek Blue Velo, tym razem ze Szczecina-Dąbia wschodnim brzegiem Jeziora Dąbskiego aż do okolic ujścia Iny i miejscowości Święta. Od razu uprzedzam, że będzie dużo zdjęć i z góry przepraszam, jeśli relacja zrobi się przez to trochę rozwlekła.
Ale najpierw zajrzeliśmy jeszcze na przystań żeglarską do Taty, który przygotowuje łódkę do wodowania. Pierwsze jachty już na wodzie,
ale "Lisica" jeszcze się szykuje:
Samochód zostawiamy w okolicach ulicy Jeziornej w Dąbiu, gdzie w pobliżu ujścia rzeki Chełszczącej zaczyna się szlak rowerowy wałem przeciwpowodziowym wzdłuż jeziora Dąbskiego. Niestety firma, która realizuje budowę ścieżki rowerowej, znajduje się w stanie upadłości i cała inwestycja jakoś utknęła. Mamy więc całkiem przyjemne fragmenty w standardzie drogi szutrowej:
na przemian z odcinkami polnej ścieżki albo wręcz rozjeżdżonego piachu:
Teraz, wiosną, szczególnie po deszczu, wszystkie odcinki są w miarę przejezdne, ale gdy trawy jeszcze urosną, to bywa bardziej hardcorowo. Z nawierzchnią, czy bez - w każdym razie szlak jest bardzo malowniczy i widokowy. Chyba jedyny taki w swoim rodzaju:
Jedziemy sobie z Darkiem ...
Na plaży w Czarnej Łące:
Mijamy malowniczy kanał ...
... i wrak na mieliźnie, w pobliżu Lubczyny:
Oznakowanie szlaku kończy się przy marinie w Lubczynie:
Dojeżdżamy do ogrodzenia mariny, gdzie czeka nas niemiła niespodzianka. Furtka w ogrodzeniu od strony drogi rowerowej jest zamknięta na łańcuch, nie bardzo jest też możliwość obejść ją jakoś lądem. Pozostaje przeprawić się rowerami przez trzciny na teren przystani - nie jesteśmy chyba pierwsi, bo na podmokłym gruncie ktoś poukładał jakieś cegły, kamienie i resztki opon, więc udaje się przejść suchą nogą. Szybko przemykamy się przez przystań, żeby nikt nas nie zauważył. Szybko pstrykam zdjęcie - tutaj też tydzień temu było już wodowanie:
Zatrzymujemy się na jakieś kanapki na plaży w Lubczynie. Wieje niemiłosiernie i jest lodowato.
Chowam się od wiatru za budką ratownika:
Za Lubczyną szlak wygląda na porzuconą budowę - przez pierwsze kilometry na koronie wału jedziemy po zdezelowanej siatce zbrojeniowej:
Za drzewami i zaroślami jest trochę cieplej, humory dopisują. Przejeżdżamy przez małe osiedle domków (letniskowych?) w Bystrej:
Nieopodal spotykamy kilka gniazdujących tuż przy ścieżce łabędzi:
Parę kilometrów dalej znów zaczyna się szuterek. Monika i Darek:
Dojeżdżamy do Iny, gdzie szlak skręca w prawo, w stronę Goleniowa. My jednak postanawiamy spenetrować ujście Iny. Najpierw jedziemy polną drogą na koronie wału, między lewym brzegiem Iny a kanałem melioracyjnym.
Docieramy do pozostałości dawnego mostu na Inie. Poniżej widok z lewego i prawego brzegu:
Na rozwidleniu dróg przy ruinach mostu kierujemy się w lewo, w stronę Inoujścia:
Na końcu drogi jest stawa z jakimś urządzeniem radarowym i zdezelowane nabrzeże z widokiem na Skolwin:
W powrotnej drodze zaglądamy jeszcze w miejsce, gdzie Ina uchodzi do Odry:
Teraz wracamy do miejsca, w którym według mapy powinien znajdować się przejezdny most na Inie - i rzeczywiście jest:
Płytówką przez pola docieramy do asfaltowej drogi z Goleniowa do Świętej. Po drodze łapie nas deszcz - nie jest jednak bardzo długi ani obfity, więc w zasadzie, gdy dojeżdżamy do Świętej, to jesteśmy prawie susi. Przy wjeździe do wioski zatrzymujemy się w lapidarium. Jest na nim tablica poświęcona pamięci dawnych mieszkańców miejscowości, jednak nagrobki pozbawione są inskrypcji. Tylko na jednym z nich uchował się zatarty napis po niemiecku:
Na końcu drogi rozwalające się nabrzeże i widok na Police. Jesteśmy w linii prostej około dziesięciu kilometrów od domu. Po raz kolejny żałujemy, że nie ma w tym miejscu przeprawy promowej przez Odrę. Jest w planach tunel, ale kiedy to będzie?
Żeby nie wracać tą samą drogą postanawiamy dojechać do Kamienisk, tym razem na prawy brzeg Iny przy ujściu i wrócić do mostu.
Droga do Kamienisk:
Nad Iną:
Może kiedyś warto wrócić tutaj z kajakami? Tymczasem wracamy do szlaku Blue Velo w budowie i szutrowej drogi, która kończy się nagle i niespodziewanie gdzieś w pobliżu Ininy:
Jest już po siedemnastej, więc trzeba wracać. Ponieważ wariant przez Domastryjewo byłby sporym objazdem, zawracamy i przez Bystrą oraz Lubczynę - ale nie szlakiem, lecz drogami - wracamy w kierunku Szczecina. Czas najwyższy, bo nie dość że późno, to jeszcze zaczyna nas gonić czarna chmura, z podejrzanie wiszącymi "wąsami", zwiastującymi deszcz. W Lubczynie:
Chmura jednak postanowiła pójść sobie bokiem, a my - po powyższym lubczyńskim obiekcie sakralno-żeglarskim - trafiliśmy na kościół w namiocie w Czarnej Łące:
No to do kolekcji pomnik Zasłużonym Meliorantom w Załomiu (informacja z mapy, bo obelisk jest w opłakanym stanie):
Od Załomia ruch samochodowy bardzo się wzmógł i przejechawszy spory kawałek ruchliwą ulicą Lubczyńską - bez pobocza, za to w sznurze samochodów, stwierdziliśmy, że to bardzo stresujące. Przy nadarzającej się okazji skręciliśmy w prawo w polną drogę, która według mapy miała nas doprowadzić z powrotem nad jezioro i na ścieżkę. Im głębiej w teren, tym droga jednak coraz bardziej nikła. Moi towarzysze wycieczki z coraz większym sceptycyzmem spoglądali to na mnie, to na drogę. Jednak udało się, choć ostatni odcinek wyglądał jak poniżej, a ja już widziałam siebie oczyma wyobraźni w kąpieli błotnej:
Nagrodą był jednak przepiękny zachód słońca nad jeziorem na ostatnich kilometrach drogi, z widokiem na panoramę Szczecina:
Mapka wycieczki:
[Koniec]
Rower:Giant Expression
Dane wycieczki:
86.00 km (70.00 km teren), czas: 07:18 h, avg:11.78 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)